Category Archives: The School of Christ

Codzienne rozważania_09.01.

Chip Brogden

Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was, abyście szli i owoc wydawali i aby owoc wasz był trwały, by to, o cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, dał wam” (Jn. 15:16).

Nie tyle jest to więc nasze poszukiwanie Prawdy, co Prawda pociągająca nas ku Sobie. To przyciąganie nas do Siebie jest interpretowane przez nasze dusze jako duchowe pragnienie. Bez tego nie możemy dojść do Prawdy
Chrystus przyszedł, aby szukać i zbawić to, co zginęło. On mówi uczniom, że to nie oni go wybrali, lecz że On wybrał ich. Ci, którzy szukają Pana odkrywają, że są poszukiwani przez Niego. Paradoksem tej sytuacji jest to, że Pan objawi Siebie samego tylko tym, którzy Go szukają, lecz gdy oni zaczynają Go szukać, On do ich dociera po to, aby poznali Go.раскрутка сайта

Codzienne rozważania_08.01.11

Chip Brogden

Lecz nie moja, ale Twoja wola niech się stanie” (Łk. 22:42b).

Jaki jest koszt zostania uczniem Pana Jezusa Chrystusa? Z czego trzeba zrezygnować? Tak naprawdę jest tylko jedna rzecz, z której trzeba zrezygnować. Nie jest kwestia, i nigdy nie była, przyjaciół, rodziny, materialnych dóbr, sławy czy fortuny. Możesz z tego wszystkiego zrezygnować, podobnie jak pierwsi uczniowie Pańscy i być w stanie uciec od Niego czy zdradzić Go.

Zapomnij o tych zewnętrznych rzeczach i rusz w stronę samej istoty sprawy. Tylko jedno jest konieczne i jeśli zrezygnujemy z tej jednej rzeczy, będziemy zakwalifikowani jako uczniowie Pana. Co to takiego? Jedyne czego trzeba to zrezygnować to WŁASNEJ DROGI. Są dwie drogi, jedna, która wydaja się być właściwa i jedna, która JEST właściwa. Jedna to moja droga, druga to Jego droga.

раскрутка

Czy tej kobiety nie należało uwolnić?

Chip Brogden

A czy tej córki Abrahama, którą szatan związał już od osiemnastu lat, nie należało rozwiązać od tych pęt w dniu sabatu?„(Łk. 13:16).

Pozwólcie, że namaluję wam pewien obraz. Jezus mówi do zgromadzenia wypełniającego jedną z lokalnych synagog. Ludzie słuchają uważnie tego, co mówi do nich o Królestwie Niebios i planie Jego Ojca dla nich. W środku nauczania Jezus zauważa w tej grupie kobietę. Nie jest w stanie stać prosto, lecz jest zgięta wpół, stoi twarzą do ziemi. Pomimo że nikt mu tego nie powiedział, rozpoznał, że w takim stanie jest już od 18 lat. Jezus poczuł poruszenie Ojca, które pobudziło Go wewnątrz. Jego słowa zamierają, milknie, wygląda tak, jakby się zamyślił, stoi z oczyma skierowanymi na nią. Ludzie czekają. Czemu On się tak przygląda? Spoglądają po sobie i idą za wzrokiem Jezusa na sam koniec synagogi a tam jest zgarbiona kobieta, z twarzą zwróconą ku ziemi, nieświadoma tego, że całe zgromadzenie zwraca na nią uwagę, lecz zdziwiona ciszą, która nastała.

Jezus wzywa ją do Siebie! Dlaczego? Tak, droga kobieto, to o ciebie chodzi. Idź za Moim Głosem i przyjdź tu do Mnie. Powoli, z trudem idzie w stronę źródła tego łagodnego, lecz silnego Głosu, nadal zgięta w pół, drżąc ze strachu. Co On zamierza zrobić?

Kobieto, uwolniona jesteś z choroby swojej!„.

Tuląc jej twarz w Swoich dłoniach, delikatnie zaczyna podnosić ją tak, aby móc spojrzeć jej w oczy. Po raz pierwszy od osiemnastu lat staje prosto!  „Jestem uzdrowiona!” szepcze i wtedy, w miarę jak realność tej chwili do niej dociera, znajduje w sobie głos, którego nigdy wcześniej nie było; zaczyna krzyczeć, początkowo niezdecydowanie, a potem coraz głośniej:  „Chwaaaała,… Bogu Izraela! Hosanna . . . Synoooowi Dawidaaa! Błogosławione niech będzie imię Pańskie! Chwała Bogu Abrahama, Izaaka i Jakuba!!!”

Lecz ta uroczystość trwa krótko.

Zarządca synagogi (człowiek, który zaprosił Jezusa, aby przemawiał) wstaje ze swego siedzenia, patrzy na Jezusa następnie na ludzi: „Jest sześć dni roboczych. – syczy do tłumu. – Przyjdźcie znowu innego dnia, aby być uzdrowieni. W sabat nie wykonuje się żadnej pracy, nawet jeśli to są cuda!” Nastaje niewygodna cisza. Uzdrowiona kobieta zaczyna powoli giąć się ponownie ze wstydem, jakby została uderzona w brzuch, lecz Jezus łapie ją, potrząsa głową, „Nie”, i z uśmiechem zachęca ją, aby stanęła prosto i wysoko podniosła głowę, co ona robi. Otacza ją ramieniem, aby wskazać, że powinna pozostać tutaj z Nim.

Wtedy zwraca się do zarządcy synagogi.

Twarz Jezusa jest nie do opisania, lecz spróbuję to zrobić: wygląd Jego podobny jest do Dobrego Pasterza, który zauważa wilka próbującego porwać jedną z Jego owieczek. Oczy napełnia pasja, wzrok staje się przenikający i zdeterminowany jak „płomienie ognia”.

Obłudnicy! – Jezus mówi do mężczyzny odpowiedzialnego za synagogę. – Czy nie każdy z was odwiązuje w dzień sabatu swego wołu czy osła od żłobu i nie wyprowadza ich do wodopoju? A czy tej córki Abrahama, którą szatan związał już od osiemnastu lat, nie należało rozwiązać od tych pęt w dniu sabatu?” (Łk. 13:15,16).

Przywódca otwiera usta, aby zaprotestować, lecz nie jest w stanie wydać z siebie dźwięku. Krew napływa mu do twarzy, zaciska pięści sfrustrowany, lecz nie może zrobić ruchu. Może tylko zająć z powrotem swoje miejsce, w milczeniu nienawidząc siebie za to, że zgodził się na to, aby Jezus mówił w jego zgromadzeniu i przysięgając sobie, że nigdy więcej go już nie zaprosi.

A gdy On to mówił, zawstydzili się wszyscy przeciwnicy jego, natomiast lud cały radował się ze wszystkich chwalebnych czynów, jakich dokonywał” (Łk. 13:17).

To nie jest zwykły cud.  To jest znak i jest w tym prawda na obecne czasy,  dzisiejszy dzień, na ten okres.

Widzimy, że Jezus jest po stronie wolności, uwolnienia, uzdrowienia, odnowienia tego, co związane. Z drugiej strony mamy religię, która jest po stronie wiązania, tradycji, wygodnictwa, uniformizmu, kontroli i manipulacji.

Ta kobieta naprawdę była „córką Abrahama”, dzieckiem przymierza i miała prawo do duchowego bogactwa w Chrystusie! Lecz osiemnaście lat „religii sabatowego dnia” nie zmieniło jej. Brała udział w nabożeństwa, śpiewała pieśni, dawała datki, słuchała kazań, lecz każdego tygodnia wychodziła w takim samym stanie jak weszła – zgięta w pół. Co trzymała ją w tych więzach? Czym właściwie jest „duch niemocy”? Niektórzy powiedzieliby automatycznie, że miała demona, który musiał być wypędzony i że TO właśnie był duch niemocy.

Byś może …

Lecz nie zawsze tak się sprawy mają, jak na to wygląda.

W większości przypadków Jezus gromił demona i uwalniał związanych, a w tym przypadku, uwolnił kobietę, a następnie zgromił demona. Dlaczego? Poddaję wam taką myśl, że ta kobieta rzeczywiście była związana przez szatana przez 18 lat, ducha, który naprawdę trzymał ją w niewoli, lecz nie żył w NIEJ, lecz żył w religijnym przywódcy, który chciał utrzymać ją w tym samy miejscu.

To zarządca synagogi miał demona, a nie ta kobieta.

Wszyscy ludzie cieszyli się, lecz ich duchowy przywódca był oburzony! Duch stojący za nim wyraźnie ujawnia się w podjętej przez niego próbie kontrolowania ludzi, ostudzenia nowej radości, sprawienia, aby uzdrowiona kobieta czuła się winna, a nawet zgromienia Samego Pana, cały czas ukrywając się za czymś religijnym, za „tym Sabatem”, jako wymówce. Tylko szatan cieszy się, trzymając ludzi w więzach. Tylko złe duchy oburzają się, gdy są uwalniani ludzie. Wyłącznie religijny demon nienawidzi tego, gdy ktoś staje prosto i spogląda mu w twarz. Tak więc boi się i sprzeciwia wszystkiemu, czego nie jest w stanie kontrolować, usilnie działa, aby utrzymać swoją dominację w oczach ludzi. Mamy tutaj do czynienia z czymś więcej niż tylko fizycznym uzdrowieniem: zachodzi tu również duchowa konfrontacja. Tak więc, gdy demon w religijnym przywódcy zaprotestował, że nie należało jej uwolnić, Jezus powiedział do jego całej ochoczej hordy bezpośrednio:

Wy obłudnicy! Czy tej kobiety nie należało uwolnić?

Uwolnić nie tylko od tego, co kontrolowało jej ciało, lecz również od tego, co kontrolowało jej ducha i dusze przy pomocy religijnej hipokryzji, demonicznej manipulacji i pragnienia, aby ona siedziała cicho. „Czy tej kobiety nie należało uwolnić?” Dla Jezus cokolwiek poniżej tego, było nie do przyjęcia. Musiała zostać uwolniona! Nie mogła dalej żyć w ucisku ani chwili! Nie mogła już dłużej być zgięta! 18 lat więzów to wystarczająco długo! Uwolnij ją i pozwól odejść wolno! W kilka sekund Jezus dokonał tego, czego 18 lat religii nie było wstanie zrobić, ani nie chciało zrobić.

W czasie moich podróży obserwuję w Ciele Chrystusa wielu tych, którzy są „zgięci wpół” taką samą chorobą, trzymani w więzach przez „ducha niemocy”, który uniemożliwia im wyprostowanie ciała, tylko dlatego, że są związani religią i trzymani w tym stanie przez tradycje ludzi, przez ich własnych „duchowych przywódców”. Lecz widzę również, że Jezus woła do tłumów zgiętych ludzi, wzywając ich do Siebie (podobnie jak zawołał ta kobietę), aby zostali uwolnieni z tego, co ich od tak dawna wiąże.

Jakże trudno musi być usłyszeć głos Pan a następnie zignorować przywództwo i iść bezpośrednio do Jezusa, wiedząc, że przyniesie to natychmiastowe potępienie i krytycyzm ze strony ducha Antychrysta. Gdyby ona najpierw „skonsultowała się z przywództwem”, nadal byłaby zgięta wpół, ponieważ ci powiedzieliby jej, że uzdrawianie ludzi przez Jezus w dzień sabatu jest bezprawiem. Jej pierwszym aktem buntu były drobne kroki ku Jezusowi, z dala od religii i ludzkiej czci. Lecz podejmując ten pierwszy krok zrzuciła kajdany, które wiązały ją przez prawie dwa dziesięciolecia. Gdy odpowiedziała na wezwanie Pana, On uwolnił ją z więzów, zarówno duchowo jak i fizycznie. Niemniej to ONA musiała podjąć ten pierwszy krok, jakkolwiek niezdecydowane, bolesne i niewygodne musiało to być.

Cieszę się z tego, że znalazła wolność w Chrystusie i martwi mnie to, że ów religijny przywódca poszedł do domu dalej związany.  To jest słowo Pańskie skierowane do każdego z nas indywidualnie, i jest to również słowo Pana do Oblubienicy Chrystusa. Słyszmy, jak mówi:

Czy tej kobiety nie należało uwolnić?

i mówimy: TAK!

Niech tak będzie i niech wszyscy Jego przeciwnicy zostaną zawstydzeni. Amen.

topod.in

List do niechętnego proroka

Wyjątki: Chip Brogden.

Drogi Przyjacielu.

Z pewną obawą odpowiadam na twoje zapytanie, ponieważ nie jestem autorytetem w tych sprawach. Rozumiem też twoją niechęć do tego, aby być utożsamianym z towarzystwem proroków, kiedy tak wielu fałszywych apostołów, proroków i nauczycieli wokół. Chciałbym móc wskazać ci właściwy kierunek, lecz mogę wskazać wyłącznie na Pana. To On wybiera Swoich posłańców a ja nie mam ci nic do zaoferowania jeśli chodzi o to, co robić?

Przede wszystkim to prawdopodobnie możesz zobaczyć we mnie przykład tego, czego NIE należy robić i przyjąć kilka słów porady od słabego brata, który popełnił mnóstwo błędów i zniósł wiele upadków po drodze. Być może ty również będziesz popełniał te same błędy po to, aby się uczyć, jednak zaufanie na mojej radzie może pomoże ci uniknąć niepotrzebnych ran i okrucieństwa wymierzanego sobie i innym, myśląc, że wypełnia się Bożą służbę. Przede wszystkim radziłbym ci, abyś był chrześcijaninem. Nie poświęcaj zbyt wiele czasu na to, aby być proroczym człowiekiem. Nie chodź do innych jako prorok, lecz bądź dzieckiem. Niech Chrystus będzie twoją obsesją, a nie prorocze słowo. Ponieważ „świadectwem Jezusa jest duch proroczy”. Nie może być zamieszania w twym sercu co do twojego powołania; jasne jest to, że jesteś wśród tych, „którzy są Powołanie, zgodnie z Jego celem„. A jaki to cel? Abyś był „ukształtowany na obraz Jego drogiego Syna„. To jest przede wszystkim twoje pierwsze powołanie. Wielu chciałoby gorliwie nosić płaszcza proroka, lecz nie chcą nieść chrześcijańskiego krzyża. Tak nie można. Mając do wyboru dwie możliwości: chrześcijanin czy prorok, wybieraj chrześcijanina. Służ Bogu jako ziemskie naczynie, którym jesteś, w miejscu w którym się znajdujesz.

Być może Pan rzeczywiście użyje cię w jakiś proroczy sposób, lecz jeśli nie, to okaże się, że byłeś wierny co najmniej w tym „jednym talencie”, który ci został dany. Bóg nie da pięciu talentów tym, którzy nie będą wierni mając jeden, jak i nie da dziesięciu tym, którzy nie potrafią być wierni, mając pięć. Jeśli jesteś przede wszystkim chrześcijaninem, będziesz pamiętał o tym, że powinieneś być łagodny, cichy i pokorny, szanujący innych bardziej od siebie. Wtedy prorocze słowo, gdy przyjdzie, będzie zaprawione odpowiednią ilością miłosierdzia i łaski.

Pamiętaj o tym, że bez miłości, będziesz nieodwołalnie cymbałem brzmiącym, kimś całkowicie osądzającym. Jeśli nie możemy czy nie będziemy trzymać się Miłości, Bóg upokorzy nas haniebnie przed braćmi i siostrami, abyśmy poznali głębokość naszej własnej hipokryzji i sprawiedliwości własnej. I to jest dowodem JEGO wielkiej miłości do nas.

Jeśli chodzi o samo słowo prorocze. Bóg da ci to „co” należy mówić, lecz „kiedy” i „jak” należy do ciebie. „Duchy proroków są poddane prorokom”. Możesz trafiać do celu tym „co” masz, lecz jeśli zawiedziesz w tym „kiedy” a w szczególności „jak”, sprawisz sobie i innym niepotrzebny ból…

Bądźmy nie tylko dobrze zaznajomieni z Jego Słowem, lecz również poznajmy Jego Drogi. Nie wystarczy zapamiętać to, co On powiedział, lecz musimy także wziąć Jego jarzmo na siebie i iść w tandemie razem z Nim. Ponieważ Chrystus zaprasza nas, mówiąc „Uczcie się ode Mnie”, strzeż się tych, którzy będą starali się pozyskać dostęp do twojego życia z przesadnym pragnieniem, aby mentorować czy prowadzić cię. Oczywiście, możemy szukać porady i modlitwy u innych dojrzałych wierzących.

Nawet małe dzieci mogą nas dużo nauczyć w Królestwie Bożym, lecz ludzie mogą nas doprowadzić tylko tak daleko… Czy wiesz, drogi przyjacielu, że Bóg jest bardziej zainteresowany posłańcem niż posłaniem? Czy wiesz, że sługa jest ważniejszy od służby?

Jeśli posłaniec jest zły to i przesłanie będzie złe. Jeśli sługa sługa jest zły to i służba będzie zła. Czy rozumiesz to, że Pan tej pracy jest ważniejszy niż praca Pańska? Rozważaj te sprawy. Tak naprawdę nie ma głodu Słowa Bożego. Jeśli tylko Bóg jest w stanie znaleźć właściwe naczynie to Słowo popłynie obficie. Tak więc, On poświęca czas na to, aby formować, modelować, trenować, oczyszczać, udoskonalać, niszczyć, budować, dyscyplinować i tworzyć Swoich proroków. Poddaj się temu procesowi. Nie da się tego przyspieszyć, lecz na pewno można utrudnić. Nie jesteśmy w stanie zmuszać Ducha, lecz na pewno możemy Go gasić. Ach, dary zostały ci dane w jednej chwili, lecz charakter, TY SAM, rozwija się przez wiele lat Bożego działania. Nie emocjonuj się swoimi darami, obserwuj tylko to czy jesteś owocny w Duchu, przynosząc dużo owocu, obfitując w miłość, radość, pokój, wierność, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, łagodność i wstrzemięźliwość. Możesz być tego pewien, że na świecie jest znacznie więcej ludzi obdarowanych niż ty, a jednak to owoc pozostaje, gdy dary przemijają. Nigdy nie lekceważ miejsca przebywania w Nim, a będziesz owocną winoroślą w Krzewie Winnym. Spodziewaj się braku zrozumienia, spodziewaj się prześladowań. Oczekuj na szyderstwo, złe traktowanie, cierpienie i odrzucenie, bo wtedy nie będziesz zaskoczony, gdy się pojawią. A gdy przyjdą, zamknij usta, idź na krzyż i umrzyj, abyś mógł żyć. Ucz się całować rękę, która przybija cię do krzyża, ponieważ wtedy, gdy ubywa ciebie, On wzrasta. Nie lepszego życie potrzebujemy, lecz lepszego umierania. Nie sięgniemy do Zielonych Świąt inaczej jak przez Paschę. Nie ma zmartwychwstania bez ukrzyżowania. . .

Strzeż się chwały i akceptacji innych, ponieważ staje się to nawozem dla wspaniałych myśli o własnej wadze, które i tak należą do twojej natury, a wytryskują na płytkim gruncie cielesnego umysłu. Noś Śmierć Pana tak, aby wielu mogło mieć Życie Pana, bądź gotowy cierpieć z Nim, abyś mógł razem z Nim panować. A teraz coś praktycznego: Na tyle, na ile to jest możliwe trzymaj się z dala od pieniędzy…

Nie gniewaj się prędko, szybko przebaczaj. Kiedyś nigdy nie przebaczałeś nawet jeśli wiedziałeś, że byłeś w błędzie, teraz chciej przebaczać nawet jeśli wiesz, że masz rację.

Taka jest moja rada, drogi przyjacielu, i być może coś z tego, co powiedziałem w tym krótkim liście znajdzie świadectwo w tobie. Tymi słowy oddaję ciebie trosce Pana Jezusa Chrystusa, który dokończy dzieła, które w obie zaczął i przeprowadzi cię ku dojrzałości, skoro jesteś zakorzeniony i ugruntowany w Nim, będąc całkowicie wyposażonym i wzmocnionym Jego Mocą, która działa w tych, którzy wzięli krzyż, aby znaleźć moc w słabości…

Chip Brogden.

aracer.mobi

Zasada poddania

Chip Brogden

05 stycznia 2010

W codziennym życiu natrafiamy stale na takie sytuacje z którymi nie możemy sobie poradzić przy pomocy naszej własnej siły czy mądrości. Potrzebujemy wzmocnienia i mądrości, które pochodzą z Góry, spoza nas, które przychodzą z Innej naszej strony, a jednak podnoszą się wewnątrz nas.

Jeśli faktycznie jesteś narodzony na nowo, przeżyłeś to co najmniej raz w życiu, co najemnej w jednej dziedzinie życia. Co najmniej raz przyznałeś, że nie możesz zbawić siebie, więc poddałeś się Chrystusowi i zaufałeś Jemu, że zrobi w tobie i przez ciebie to, czego ty nie możesz sam z siebie zrobić. Takie poddanie było w istocie „wzięciem Krzyża” jeśli chodzi o zbawienie siebie. Umarłem dla sprawy zbawiania samego siebie, nie mogę siebie zbawić; a ponieważ nie mogę, nie będę próbował. Będę ufał wyłącznie Życiu Pana, że wykona to, o czym ja dowiedziałem się (wreszcie!), że nie jestem w stanie zrobić. To oznacza „uchwycić Krzyż” w dziedzinie zbawienia. Widzimy to wtedy, gdy śmierć dla Siebie jest całkowita i zupełna, to jest wtedy, gdy przestajemy starać się zbawić siebie i rzucamy się w ramiona łaski Bożej, a wtedy Bóg wzbudza nas z martwych. To, co było wcześniej niemożliwe, teraz jest osiągane przez Boga. Jesteśmy wdzięcznymi odbiorcami Jego łaski, a On przyjmuje wszelką chwałę i cześć, ponieważ my nie zrobiliśmy z naszej strony niczego, a On zrobił wszystko. To jest zasada Krzyża.

Nie ma żadnego znaczenia jaka to sytuacja, Krzyż wystarcza. Jeśli Krzyż jest mocą Bożą ku zbawieniu to Krzyż jest również mocą Bożą ku twoim relacjom, twojemu duchowemu wzrostowi i rozwojowi, celowi twego życia, twojej zachęcie, wzmocnieniu, zwycięstwu nad wszystkim, co utrudnia i hamuje i co staje przeciwko tobie. Pewnego razu w życiu dowiedziałeś się tego, że nie możesz zbawić samego siebie; to było dzieło Krzyża. Teraz, przyjmij dzieło Krzyża i naucz się tego, że jak nie mogłeś zbawić siebie samego, tak też nie możesz kochać Boga, kochać bliźniego, przebaczać tym, którzy zgrzeszyli przeciwko tobie, wypędzać demonów i być odważnym świadkiem Chrystusa czy wypełnić swego przeznaczenia swymi własnymi siłami. Podobnie jak już raz złożyłeś zaufanie w Chrystusie, że cię zbawi, tak teraz musisz zaufać Chrystusowi, że będzie żył przez ciebie każdego dnia. Podobnie jak polegasz na Chrystusie co do zbawienia, tak też musisz stale polegać na Chrystusie co do wszystkiego innego.

Jak przyjęliście Jezusa Chrystusa Pana,… ” – to jest Brama. „Tak w Nim chodźcie” – to jest Droga. Jeśli możesz przyznać się do porażki, jeśli możesz poddać siebie Bogu w dziedzinie „zbawienia” to możesz (i powinieneś) zrobić dokładnie to samo w każdej innej dziedzinie twojego życia. Chodź w Nim tak, jak Go przyjąłeś: przez bezwarunkowe poddanie się Jego Woli, Jego Celowi, Jego Mocy, Jego Panowaniu. Uchwyć się Krzyża! Im wcześniej tym lepiej!

Gdy przestajemy robić to, z czym nie możemy sobie poradzić, On zaczyna to robić. Jest to owoc wydawany przez zrodzonych na nowo. Nasze uczynki zupełnie nie są uczynkami religijnym, są to po prostu uczynki Tego, Który żyje teraz w nas. Gdy przestaniemy się zmagać i poddamy się ukrzyżowaniu, wtedy On wkracza z mocą i chwała, aby wzbudzić nas z martwych. Właśnie to oznacza być chrześcijaninem i uczniem Jezusa.

Przyszedł do mnie kiedyś pewien brat, który bardzo cierpiał z powodu pewnego złego nawyku. Próbował wszystkich możliwych znanych sposobów, aby przełamać go. Sprawdził wszystko. W pierwszej kolejności próbował wszystkich „chrześcijańskich” leków: modlitwy, postu, związywania i uwalniania, egzorcyzmu i pozytywnego wyznawania. Przysięgał Bogu i straszył samego siebie okropnymi konsekwencjami, które miały nastąpić, jeśli złamie przysięgi, lecz je łamał. Kiedy te wszystkie próby zajęcia się problemem duchowo zawiodły, próbował środków psychologicznych: wizualizacji, poradnictwa, psychoterapii, kursów samopomocy, leków naturalnych, przepisywanych przez lekarzy i bywał na wykładach motywacyjnych mówców. Nosił nawet gumową opaskę na nadgarstku, aby strzelać sobie w skórę za każdym razem, gdy jego myśli zaczynały wędrować w bok. W ten sposób (tak mu mówiono) ból będzie przerywał schemat myślowy i zostanie „trzaśnięty” z powrotem do rzeczywistości. Oczywiście ta opaska nie była skuteczna, a tak naprawdę zupełnie nic nie działało. Właśnie w takim stanie przyszedł do mnie.

„Próbowałem już wszystkiego, nie jestem w stanie złamać tego nawyku! Co jeszcze mogę zrobić? ” – zapytał.

„Pozwól, że powtórzę to, co właśnie usłyszałem. -odpowiedziałem. -Powiedziałeś, że nie możesz przełamać tego nawyku”.

Kiwnął głową.

„Po czym zapytałeś: 'Co jeszcze mogę zrobić?”

Znowu kiwną głową.

„Posłuchaj tego, co mówisz. Powiedziałeś: 'Nic nie mogę…. co jeszcze mogę zrobić?”

Nadal nie rozumiał, więc próbowałem wyjaśnić.

„Mówisz tak: „nie mogę, nie mogę, nie mogę,..” i równocześnie na tym samym oddechu pytasz „Co jeszcze mogę zrobić?” Odpowiedź jest prosta: nic. Nie więcej nie możesz zrobić. Zrobiłeś już wszystko. Jeśli więc naprawdę wierzysz, że nie możesz nic zrobić to przestań wreszcie próbować coś zrobić. Za każdym razem, gdy próbujesz, wyrażasz w ten sposób przekonanie, że ciągle coś możesz zrobić. Najwyraźniej nie możesz”.

Pomyślał nad tym i powiedział: „Tak, lecz jeśli przestanę próbować to na pewno ta słabość pokona mnie całkowicie”. Odpowiedziałem: „Już jesteś pokonany. Teraz musisz przyznać się do porażki, abyś mógł zwyciężyć. Co chcesz pokazać tym cały staraniem? Nic, tylko same zniechęcające porażki. Czy widzisz to, że jeśli nie możesz, to całe twoje zmaganie jest bezcelowe? Jeśli nie jestem w stanie podnieść 1500 kg to w ogóle nie powinienem próbować. A ten nawyk to 15.000 kilogramów. Możesz je podnieść? Ciągle uważasz, że możesz? Zatem Bóg pozwoli ci na kolejne próby podnoszenia i będzie czekał aż przestaniesz próbować. Wcześniej czy później musisz nauczyć się tego, aby nie walczyć z tym, czemu nie możesz dać rady. Celem tych licznych upadków jest nauczenie cię jednego: nie możesz. Jeśli nauczysz się tej lekcji, wtedy warto było upaść tysiąc razy. Jeśli rzeczywiście nauczyłeś się tego tym razem to idź do Boga i powiedz Mu, że rezygnujesz. Powiedz Mu, że próbowałeś zrobić to po swojemu, lecz jesteś bezsilny. Idź do Krzyża, niech umrze w tobie wszystko, co się wiąże z tą sprawą i patrz, co Bóg z nią robi”. Myślał nad tym i nie bardzo chciał się zgodzić ze mną, lecz jego własne doświadczenie dowodziło, że im bardziej próbował, tym częściej upadał. Wtedy coś się stało. W końcu zobaczył: nie ma żadnego pożytku z podejmowania prób wykonania czegoś, czego zrobić nie mógł.

„Nie mogę, – powiedział. – więc nie będę!” Zajaśniała mu nowa nadzieja, zobaczył, że „Co niemożliwe dla człowieka, możliwe jest dla Boga” (Łk. 18;27). Lecz teraz zrozumiał: aby Bóg mógł zrobić to, czego nie może człowiek, najpierw ten człowiek musi to sobie uświadomić! Po raz pierwszy zobaczył, że Bóg może zrobić więcej dla niego w ciągu pięciu sekund jego „poddania” niż on sam mógłby zrobić dla siebie przez całe życie „próbowania”.

Pomodliliśmy się więc wspólnie jakoś tak: „Panie, dziś jestem skończony. Rezygnuję. Próbowałem wszystkiego i nic nie było skuteczne. Jest to dla mnie niemożliwe, lecz nie dla Ciebie. Z Tobą wszystko jest możliwe! Tak więc, powierzam Tobie, abyś zrobił to, czego ja nie mogę. Jeśli Ty to zrobisz, ja zwyciężę; jeśli Ty tego nie zrobisz, będę pokonany na wieki. Po prostu tak jak ufam Ci co do zbawienia, tak ufam Ci co do pokonania tego nawyku. Ja nie mogę, lecz Ty możesz”.

Nie zdając sobie z tego sprawy ten brat uchwycił się Krzyża. „Umarł” dla wszystkich swoich starań, a Bóg „wzbudził go z martwych” przez wspaniałe uwolnienie.

Uchwycenie się Krzyża nie jest jednorazowym aktem, lecz jest to codzienna postawa, przez którą mówisz, że znasz swoją niewystarczalność i wiesz, że Chrystus wystarcza. Jezus mówi nam, abyśmy braku Krzyż „każdego dnia” (Łk. 9:23), a Paweł pisze; „tak ja umieram każdego dnia” (1Kor. 15:31). Ponieważ każdego dnia spotykamy się z pokuszeniami, próbami i sprawdzianami, musimy codziennie potwierdzać kim jesteśmy w Chrystusie: ukrzyżowana, martwa, pogrzebana, wskrzeszona z martwych, zabrana w górę i posadzona Winorośl ukrzyżowanego, zmarłego, pogrzebanego, wskrzeszonego z martwych, zabranego w górę i zasiadającego (na wysokości) Krzewu Winnego. Jako uczniowie bierzemy codzienne Krzyż, co oznacza, że zawsze jesteśmy w stanie poddania się i uległości Panu Jezusowi, nieustannie wyrzekając się własnych dróg na rzecz Jego Drogi. To poddawanie się z chwili na chwilę Jemu zostało podsumowane w powiedzeniu: „Nie ja, lecz Chrystus” (Gal. 2:20 in.)

сайта

Życie Chrystusa w nas

Życie Chrystusa w nas Chip Brogden

20 listopada 2009
Tak często robię coś, myśląc że jest to Dobre, myśląc, że to rzeczywiście jest Duchowe, Święte i Czyste, lecz efektem jest Śmierć. Jest to Śmierć, ponieważ to „ja” robię. Latami w ten sposób wykonywałem służbę, byłem bardzo zajęty robiąc różne rzeczy dla Boga i oczywiście myślałem, że byłem dobrą, duchową osobą. Jednak za każdym razem, gdy „ja” coś robię, z dala od Jezusa, jestem w ciele. Nie do nas należy ocenianie co jest naprawdę dobre. Gdy nie mam pewności siebie (przekonania w ciele), porzucam wyobrażenie, że mogę być sędzią w tych sprawach.

Służba była całym moim życiem, chodzi mi o moje pastorowanie, nauczanie i tak dalej. Nawet po opuszczeniu Zorganizowanej Religii, służba była dla mnie bałwanem. Cóż może być bardziej duchowego niż służba? Co może być bardziej „dobrego” niż bycie w służbie? Niemniej, w ciągu lat Pan pokazał mi jak On ocenia rzecz, nie według naszych standardów dobra i zła, lecz zgodnie z Jego standardami Życia i Śmierci.

To, co Jezus zaczyna Osobiście i do czego mnie uzdalnia jest żywe i wydaje owoce. To, co ma swoje pochodzenie we mnie i jest wykonane przy pomocy mojej własnej siły jest Śmiercią. Gałązka nie może wydawać owoców sama z siebie i zbawieni ludzi, głoszone kazania i budowane kościoły bez Życia Pańskiego są po prostu martwą działalnością wykonywaną przez martwe gałęzie (winorośle).

Przestań pytać o to, co jest dobre, a co złe, zacznij pytać tak: „Czy to jest żywe, czy martwe? Jak Duch Jezus na to reaguje? Czy czuję w tym życie, czy czuję śmierć?” To jest klucz. Jeśli idziemy za Życiem Pańskim, będziemy robić właściwe rzeczy we właściwym czasie. Nie będziemy zastanawiać się nad tym, co „jest właściwe”, i nie będziemy martwić się o to, co jest „złe”.

Ciągle nie możesz tego złapać? To wyobraź sobie, jeśli chcesz, osobę, która umiera i staje przed Panem, gdzie zaczyna wymieniać wszelkie dobre uczynki, które w życiu zrobił. Czy to mu pomoże? Czy Bóg sprawdzi w Księdze Dobra i Zła, podsumuje te wszystkie uczynki, zważy je i zdecyduje o przeznaczeniu tej osoby? Nie. W Księdze Objawienia widzimy, że Bóg nie sądzi martwych według Księgi Doba i Zła, lecz zgodnie z Księgą Życia.

Widzisz, pytaniem nie jest Dobre czy Złe, lecz Żywe czy Martwe? Myślę, że będzie pomocne, gdy zastosujesz to teraz do swego duchowego życia tutaj na ziemi. Jeśli zaczniesz polegać jeśli chodzi o rozeznanie na Panu, zaczniesz patrzyć na sprawy tak, jak On je widzi a On zacznie ci pokazywać w jaki sposób ocenia nasze działania. Nie robi tego zgodnie z naszym ograniczonym zrozumieniem tego co dobre i złe, lecz zgodnie z istotą Życia.

Jezus mówi, że jest Drogą, Prawdą i Życiem. Drogą jest Chrystus – znaczy to, że rezygnujesz z własnych dróg i chwytasz się Jezusa, jako DROGI. ON jest Drogą, Wąską Ścieżką. Gdy podążamy tą Drogą -gdy przebywamy w Nim -w końcu dochodzisz do Prawdy. Ta Droga prowadzi do Prawdy a Jezus jest Prawdą. Ta Prawda to nie zestaw informacji o Jezusie; Sam Jezus jest Prawdą. Prawda to nie zestaw nauczań czy teologicznych książek; Prawda jest Osobą. To dlatego Prawda prowadzi do Życia. Prawda musi być dla nas żywa, prawda musi stać się Osobista, musi przyodziać Osobowość. Prawda jest spersonifikowana w Jezusie. Droga prowadzi nas do Prawdy, a Prawda prowadzi nas do Życia. Jeśli Prawda staje się zwykłą „rzeczą”, bazą danych poznania, to jest to coś martwego. Droga prowadzi do Prawdy, a Prawda prowadzi do Życia, Życie zaś wydaje obfity owoc, ponieważ ono jest obfite.

Krzew Winorośli jest żywy, winorośle wyrastają z Wina. Tak więc, dopóki Winorośle trwają w Winie, owocują. To samo co dzieje się w naturalnej rzeczywistości, funkcjonuje w duchowej. Jakże mogło by być inaczej? To samo Życie, które przepływa przez Wino przepływa przez Winorośle. Powtórzmy: jakże mogło by być inaczej? Winorośl nie ma nic wspólnego z „tworzeniem” własnego życia; winorośl po prostu polega na Winie, które ją żywi. Jak więc Winorośl wydaje owoce? Nie dzieje się to przez wysiłki, uczynki, nadzieję, nawet nie przez modlitwę! „Panie, modlę się o to, abyś sprawił, abym wydawał owoce”. Pan powie: „Ja jestem Prawdziwym Krzewem Winnym. Trwaj we Mnie, a będziesz wydawał owoc, a twój owoc będzie trwały”.

Jak więc trwam w Chrystusie? Pan daje ci jedność z Chrystusem od chwili nowego narodzenia. „Z Boga, jesteście w Chrystusie Jezusie” (1Kor. 1:30a). Ta jedność z Jezusem nie jest nagrodą za dobre życie prze wiele lat. Gdy stałeś się uczniem Jezusa i zaufałeś Mu co do zbawienia, wszedłeś do Ukrytego Miejsca Najwyższego i teraz mieszkasz a cieniu Wszechmogącego (p. Ps. 91). Chrystus jest twoją Twierdzą, miejscem ucieczki, ukryciem. Jesteś błogosławiony każdym duchowym błogosławieństwem, jesteś wybrany w Nim, jesteś zaakceptowany w Umiłowanym (p. Ef. 1).

Teraz po prostu bądź tu gdzie jesteś, w Chrystusie. Będziesz popełniał błędy, w szczególności na początku. Będzie polegał na Życiu Własnym dopóki nie nauczysz się polegać na Życiu Chrystusa. Nauczysz się. Potrzeba na to czasu. Nie musisz zaczynać od początku za każdym razem, gdy się pomylisz, po prostu zaczynaj od miejsca, w którym pobłądziłeś. Po jakimś czasie zaczniesz rozumieć, że „we mnie, to jest w ciele moim, nie mieszka nic dobrego” (Rzm. 7:18). Stracisz przekonanie do siebie, a zaczniesz mieć coraz więcej ufności w Panu. Zaczniesz ufać Życiu Pana. „Nie rozumiem tego, nawet nie podoba mi się to, lecz tak prowadzi mnie Życie i nie mogę być nieposłuszny Życiu, ponieważ za każdym razem, gdy to zrobię, zawsze wynikiem jest Śmierć”. Uczysz się tego, Piotr się nauczył; Jakub, Jan Paweł nauczyli się, ty również nauczysz się tego.

Jak to wygląda, gdy zaczynasz tracić przekonanie co do siebie samego, a zaczynasz coraz bardziej polegać na Panu? Przede wszystkim nie staniesz się tak pyszny, jak byłeś wcześniej. Będziesz kroczył trochę bardziej miękko, będziesz bardziej łagodny i nie będziesz się pojawiał jako samochwała czy ten, który wszystko wie. To cą cudowne korzyści z trwania w Chrystusie. Jeśli jestem zależny od Niego we wszystkim to z pewnością nie mogę się chlubić niczym w sobie!

Co jeszcze? Jak to wypłynie na moją modlitwę, jeśli tracę zaufanie do siebie i polegam więcej na Życiu Pana? Czy myślisz, że będę się modlił więcej, czy mniej? Samowystarczalni, ci, którzy ufają swemu ciału, modlą się niewiele o ile w ogóle. Po co się modlić? Mogę zrobić to sam. Nie potrzebuję Boga. Tylko wtedy, gdy sprawy wymykają się spod kontroli, poza moje możliwości, włam do Boga. Modlitwa jest ostatnią deską ratunku cielesnego człowieka, lecz dla duchowego człowieka modlitwa jest pierwszą ucieczką. Modlitwa jest jak oddychanie. Duchowy człowiek modli się cały czas. Czy stale jest na kolanach, szepcząc? Nie. Modlitwa staje się stałą rozmową z Bogiem, czasami wypowiadaną, czasami nie. Nie modlisz się dlatego, że jest czas na codzienną modlitwę, czy dlatego, że masz jakiegoś rodzaju poważne problemy. Modlisz się, ponieważ twoje Życie zależy od tego- twoje duchowe życie. Ono wytryskuje i wypływa, jest to komunia i społeczność, nie jest wymuszone ani nie jest ukartowane. Jest spontaniczne, naturalne, wypływa swobodnie, choć może nie być nawet wyrażane na zewnątrz. Jest to stan wewnętrzny, nikt tego nie widzi. Jesteś w Ukrytym Miejscu (Pod Skrzydłami -przyp.tłum.) Najwyższego.

—————————————————————————-

This article is based on an audio series titled Abide In Me: The Way of Spiritual Abundance.продвижение

Droga przez pustynię

Chip Brogden

http://theschoolofchrist.org/articles/a-way-in-the-wilderness.html

Oto czynię rzecz nową: już się rozwija, czy tego nie spostrzegacie? Tak, przygotowują na pustyni drogę, rzeki na pustkowiu?” (Iz. 43:19).

A Jezus, pełen Ducha Świętego, powrócił znad Jordanu i był wodzony w mocy Ducha po pustyni,…. i powrócił Jezus w mocy Ducha do Galilei” ((Łk. 4:1, 14).

Krzyż nie usuwa słabości, tylko wyprowadza ze słabości siłę. Im mniej mnie, tym więcej Pana. Celem przeżywania pustyni jest, abyśmy nauczyli się czegoś o słabościach. Gdy jesteś słaby, gdy nie masz żadnej siły, wtedy objawia się Chrystus. Wtedy masz przekonanie o nadnaturalnej mocy podnoszącej się wewnątrz. Kiedy pościsz, jesteś głodny, a głód nie znika w jakiś magiczny sposób. Gdy masz w ciele cierń to Bóg nie macha magiczną pałeczką i po prostu zabiera go. A co On mówi? Nie zabiorę go, lecz dam ci więcej łaski, abyś nauczył się przez to, że moja łaska wystarcza.

Widzisz, nie nauczysz się tego, że sama Łaska wystarcza, dopóki nie przeżyjesz niewystarczalności Siebie. Im szybciej zrezygnujesz tym lepiej. Wracam do mojego pierwszego stwierdzenia: spędzamy nadmiernie dużo czasu wołając i prosząc Boga, aby wyciągnął nas z zaistniałej sytuacji. Tymczasem właśnie to z czego usiłujemy się wyrwać, jest Jego sposobem nauczenia nas czegoś o Nim Samym. Mówisz, że to twarda szkoła. A kto powiedział, że będzie łatwa?

Jedynie ludzie, którzy nigdy nie przeszli przez pustynię powiedzą ci, że będzie łatwo. Brzmi to tak, jakby mieli wielką wiarę, lecz ta wiara nigdy nie była poddana próbie. Nie mają głębokiego przeżycia. Nie przeszli z Bogiem przez dolinę śmierci. Wydaje im się, że zwycięstwo to usuwanie problemów, choć tak naprawdę zwycięstwo to życie niezależnie od okoliczności. Ciągle mam ciernie i słabości, ciągle mam problemy. Przeszliśmy z żoną tyle, że moglibyśmy wypełnić trzy długości życia. Teraz robię to, co robił Paweł: pysznię się ze słabości. Nie będę zanudzał was szczegółami wszystkiego przez co przeszliśmy, nie chcę, aby to nauczanie było o mnie. Mówią to tylko, aby cię zachęcić.

CHODZENIE PO PUSTYNI

Czego pragnie twoje serce? Czy chodzi o poznanie Boga? O chodzenie z Nim? O wzrost w łasce i poznaniu Pana Jezusa? Powiem ci więc coś. Głębokość objawienia będzie proporcjonalna do głębokości twojego cierpienia. Małe cierpienie oznacza małe objawienie. Wiele cierpienia oznacza duże objawienie.

Nie zyskujesz intymnej relacji z Bogiem czytając i studiując książki, słuchając jak inni głoszą. Enoch chodził z Bogiem, Abraham chodził z Bogiem, Dawid chodził z Bogiem, Paweł chodził z Bogiem. Wszyscy razem byli w podróży.

To było jak małżeństwo, nie ma wątpliwości. Jeśli chcę być blisko związany z moją żoną to muszę chodzić po jej znajomych i rodzinie, aby mi opowiedzieli o niej. Nie wklepuję jej nazwiska w Google, aby zobaczyć co się pojawi. Bliska relacja z żoną wymaga czegoś więcej niż akt małżeństwa! Potrzeba czegoś więcej niż ceremonia ślubna! Te rzeczy mogą zaspokoić prawne wymagania wobec małżeństwa, lecz jeśli to wszystko, co zrobisz, daleko nie zajdziesz. Myślę, że taki właśnie problem zachodzi w przypadku wielu ludzi i ich duchowej drogi. Wypełnili wszystkie „prawne” wymagania „otrzymania zbawienia”, odbyła się ceremonia, po czym powiesili swój akt małżeństwa na ścianie i rzekli: „W porządku, teraz, skoro już jestem zbawiony, mogę to już skreślić z listy”. To powinno być początkiem relacji, a nie jej końcem.  Staram się tutaj prosto wyrażać: najwyższy czas na dojrzałość. Zacznijmy poważnie traktować nasze duchowe życie.

Powiem ci, że gdy przeżywasz jakiś ból, słabość czy chorobę ciała, zaczyna cię to obchodzić, szukasz uwolnienia. Starasz się o lekarskie porady, prosisz o modlitwę świętych, szukasz uzdrowienia i uwolnienia. Gdybyśmy tylko byli tak zainteresowani naszym duchowym życiem, jak jesteśmy jego biologiczną częścią, wtedy znalibyśmy Boga.

Przyjrzymy się naszej sytuacji finansowej. Jeśli nie możesz związać końca z końcem czy straciłeś pracę, bądź zdarzyło się coś nieoczekiwanego, na co nie masz pieniędzy, zajmujesz się tym. Modlisz się, szukasz pomocy, robisz wszystko, co tylko można, aby wyjść z tych finansowych trudności. Gdybyśmy byli tak zainteresowani naszą duchową sytuacją, jak interesujemy się materialną, poznalibyśmy Boga. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Absolutnie. Często tak bywa, że Bóg nie jest w stanie pozyskać naszej uwagi inaczej, jak tylko przez dopuszczenia, aby coś zdarzyło się naszemu ciału lub finansom. Czasami potrzeba czegoś bardzo drastycznego, aby skierować nasza uwagę na duchowe życie.

„POPROWADZONY PRZEZ DUCHA … NA PUSTYNIĘ!”

Jezus został poprowadzony przez Ducha na pustynię, aby był kuszony, sprawdzony. Taki też jest cel naszej pustyni, to dlatego Bóg prowadzi nas na pustynię. Chcemy ukryć nasze słabości, a Bóg chce je ujawnić. Obłudnik chce ukryć swój prawdziwy stan i chce wyglądać na lepszego niż rzeczywiście jest. Obłudnicy potrafią być tak dobrzy w ukrywaniu swego stanu, że sami zaczynają wierzyć w to, że są lepsi, niż są. Następnie starają się naprawiać wszystkich innych, wskazując im na ich słabości i upadki. Ot, po prostu nie spędzili wystarczająco dużo czasu na pustyni. Nigdy nie zostali skonfrontowani ze swymi słabościami, nie mają pojęcia czym jest głód, nie znają siły prawdziwego pragnienia, nie wiedzą nic o tym, czym jest odosobnienie ani co to znaczy być obnażonym. Nigdy nie byli złamani, nigdy upokorzeni, nigdy nie wzięli Krzyża i nigdy dla niczego nie umarli. Skoro tak, to mają do dyspozycji mnóstwo czasu, który spędzają na wypatrywaniu źdźbła w oku bliźniego, ignorując belkę we własnym.

Powiadam wam, że Wąska Droga, która prowadzi do Życia wiedzie przez Duchową Pustynię. Jeśli jeszcze tam nie byłeś to będziesz, jeśli pozostaniesz na tej Drodze. Ludzie ciągle szukają, jak ją obejść, przelecieć nad nią czy przekopać się pod spodem, lecz Boża droga prowadzi przez pustynię. Mnóstwo ludzi wraca! Mówią: 'Wróćmy do Egiptu. Tutaj jest gorąco, sucho i samotnie. Potrzebuję społeczności, potrzebuję czegoś dla dzieci, nauczania,…’ Wkrótce wracają dokładnie do tego samego miejsca, o którym niedawno mówili, że Bóg ich stamtąd wywołał. Byli prowadzeni przez Ducha na pustynię, lecz zanim Ducha zdążył ich czegoś nauczyć, już starają się stamtąd wydostać.

Na pustyni nie idziesz za uczuciami. Mówi się, że dzieci Izraela były prowadzone przez obłok w dzień i słup ognia w nocy. Gdy Obłok ruszał, oni ruszali, gdy obłok zatrzymywał się oni stali. Myślę, że jest to właśnie tak proste. Chodź w Duchu. Jeśli poddasz się prowadzeniu uczuciami to za każdym razem będziesz podejmował złe decyzje. Przeważnie dobre decyzje nie dają dobrego wrażenia, a robienie tego, co właściwe zazwyczaj jest trudne. Najłatwiej jest zrezygnować, poddać się i wrócić do Egiptu, lecz mówię ci: idź tam, skąd powrót nie jest już możliwy; a wtedy powrót nie jest już kuszący.

This article is based on an audio series titled „The Spiritual Desert: How God’s Purposes Are Fulfilled In Your Wilderness Experiences.” It is available in its entirety here:

http://theschoolofchrist.org/listen/the-spiritual-desert.html

aracer