Opuszczam ruch „Chrześcijanie poza kościołem
NIEBEZPIECZEŃSTWA
Jak widzimy wielu pozostających poza kościołem ludzi ma bardzo mocne powody opuszczenia kościołów. Niemniej, jest jeszcze druga strona, ponieważ osobiście spotkałem sporo tych „z poza”, którzy znacznie ponad dziesięć lat są całkowicie poza wszystkim i ciągle tam trwają. O ile nie ma jakiejś bardzo szczególnej przyczyny takiego stanu rzeczy, nie mogę uwierzyć, że jest to właściwe. Czasami wypracowuje się taką tendencję do „dryfowania”. Wierzę, że jest z tym związane niebezpieczeństwo. Serce moje podąża za tymi ludźmi w ich podróży, lecz czasami przypominają mi się dzieci Izraela, które bardziej umiłowały pustynię niż Ziemię Obiecaną – i skończyli spędzając tam całe swoje życie. Nigdy nie odziedziczyli Ziemi Obiecanej. Ich domem stała się pustynia i nigdy nie weszli do swego powołania.
(Nie kieruję tego do tych w kościołach domowych, lecz raczej do tych, którzy są w bardziej ekstremalnych „samotniach”).
Nie wierzę w to, żeby Bóg wysyłał nas na pustynie po to, abyśmy tam spędzili resztę naszego życia. To nie miałoby żadnego sensu i jest całkowicie niebiblijne. Pustynia zawsze była miejscem przygotowania. Jeśli pozostaniemy tam zbyt długo, po prostu dlatego, że stało się to „wygodne” to stajemy wobec wielkiego niebezpieczeństwa utraty Bożego powołania i wszystkiego, co dla nas ma. Pustynia jest miejscem przygotowania, a nie Ziemią Obiecaną.
Znam sporą liczbę ludzi pozostających poza kościołami, którzy przyjęli „pustynną mentalność”. Zaczęło im być tam „wygodnie” i wydaje się, że będzie potrzebne całkiem konkretne potrząsanie nimi, aby rozważyli możliwość przeprowadzki. Cała ich mentalność sprawia, że jest im ogromnie trudno przyłączyć się ponownie do czegokolwiek – nawet do prawdziwego poruszenia Bożego. Stali się chronicznie
„nie-zrzeszeni”. Podobnie jak dzieci Izraela uznają, że ryzyko jest zbyt wielkie, pustynia stała się dla nich strefą wygody.
Myślę, że szczególnie znaczący jest fakt, w przypadku Izraelitów, że czas ich ostatecznego kryzysu przypadł na chwilę, gdy mieli opuścić pustynię i wejść do Ziemi Obiecanej. Nie mogli tego pokonać, ryzyko wydawało się tak ogromne. Wierzę, że reprezentuje to moment wielkiego niebezpieczeństwa również dla współczesnych mieszkańców pustyni, ponieważ oni byli poza kościołem przez parę lat i wtedy stało się ryzykowne nawet myślenie o ponownym przyłączeniu się do czegokolwiek – nawet do „nowych bukłaków”. Zauważyłem, w niektórych przypadkach, że nawet rozważania na temat środowiska „Ciała” rzuca wyzwanie ich wygodnej strefie i ci wycofują się ze wszelkiego zaangażowania. Co za straszliwy wstyd. To właśnie wtedy dzieci Izraela straciły wszystko, całą przyszłość. „Pustynia”, która trwa i trwa – rok za rokiem – bez Ziemi Obiecanej jest koszmarem nocnym. Jest to dowód na to, że coś jest bardzo źle. Ludzie, którym zrobiło się wygodnie w tego rodzaju środowisku muszą stawić czoła sobie samym. Zdecydowanie coś jest nie w porządku.
Widzisz, Nowy Testament zna wyłącznie jeden rodzaj chrześcijaństwa – a jest to chrześcijaństwo typu „Ciała”. Nie ma w Biblii absolutnie NIC TAKIEGO jak indywidualistyczne „zostawcie-mnie-samgo” chrześcijaństwo. Mogą być okresy pustyni, lecz one nie trwają wiecznie, są chwilowe. Są o to okresy prób i przygotowania. To nie jest „norma”. W rzeczywistości, w zupełności w niczym nie przypominają normalnego życia kościoła.
Badałem historię przebudzeń i mówię wam, że nigdy nie było Przebudzenia, które wymagało by „wyjścia i pozostania samemu”. Przebudzenie jest z samej swej natury ZBIOROWE. To jest 120-tu w Górnej Komnacie, modlących się i poszczących przez wiele dni i w końcu „zgodnie”. To jest 3000 ludzi przychodzących do Chrystusa w ciągu jednego dnia. To jest Dzień Zielonych Świąt stale i w ciąż. Jest to jedność, miłość i wspólne zebrania. Jest to coś zupełnie przeciwnego do indywidualizmu.
Teraz nie mam już żadnego problemu z czasem przygotowania, gdzie „samotność” i oddzielenie staje się normą na pewien czas. Coś takiego z pewnością dzieje się w drodze do Przebudzenia, lecz jeśli to trwa i trwa to staje się „strefą wygody” i to jest alarmujące. Przebudzenie nigdy nie przychodzi do grupy fanatycznych indywidualistów. Indywidualizm to coś całkowicie przeciwnego do wszystkich zasad NT, ponieważ cały Nowy Testament mówi o „JEDNYM CIELE” – połączonym i zjednoczonym w zgodzie.
Jestem świadom tego, że kościoły jakie widzimy dziś na świecie są bardzo odległe od nowotestamentowego wzorca, mogę zatem łatwo zrozumieć dlaczego ludzie nie chcą się do nich przyłączać, lecz nie ma żadnej wymówki na to, aby stać się przeciwnym Ciału. A obawiam się, że dzieje się tak z wielu ludźmi będącymi poza kościołem. Stają się chronicznie „nie-zrzeszeni”, cyniczni – całkowite przeciwieństwo ludzi „Ciała”. W rzeczywistości wielu z nich dochodzi do takiego stanu, że nigdy więcej nie przyłączą się do niczego. Czy to brzmi właściwie dla ciebie? Czy to wygląda na „ekipę Przebudzenia”? Z pewnością nie. Jeśli jesteś przeciwny Ciału to jesteś anty Jezusowi – nie mogę widzieć tego inaczej.
Jak wspomniałem wcześniej spotkałem całkiem sporo ludzi (niektórzy z nich to poprzedni liderzy), którzy byli poza kościołem od blisko 20 lat. Byli wśród nich tacy, którzy sprzeciwiali się całej koncepcji wspólnych „spotkań” („zbyt religijne” mówili), zatem nigdy nie zbierali się z żadną grupą. Byli całkiem szczęśliwi ze sobą – „po prostu oni i Bóg”. Muszę powiedzieć, że uznaję to za ogromna stratę. Nie mogę w tym przypadku nie myśleć o ‘nieużytecznym słudze”, który zakopał swój talent w ziemi, zamiast go używać dla Królestwa Bożego. Nie mogę uwierzyć w to, że Bóg chce, aby jego ludzie z silnym obdarowaniem i powołaniem spędzili 20 lat wyłączeni przez siebie samych w jakimś zaścianku, tylko dlatego, że nie mogą się odnieść do koncepcji „Ciała”. To jest śmieszne. Mnóstwo z nich ma taki wgląd duchowy, którego kościół dramatycznie potrzebuje, lecz nigdy nie usłyszy, ponieważ oni rozmawiają tylko ze sobą.
Jest w tym pewien rodzaj „elitaryzmu” (czy duchowej pychy), który jest bardzo niszczący . Wiem o tym, ponieważ sam brałem w tym udział, gdy pozostawałem poza kościołem. Jest to rodzaj samozadowolenia, które mówi: „Ludzie w kościele są „religijni”. Oni siedzą w ‘systemie’. My jesteśmy wolni od tego, my jesteśmy tymi, którzy rzeczywiście wiedzą, co się dzieje”. Z takim nastawieniem bardzo łatwo jest poddać się duchowej pysze. Nie różni się to niczym od faryzeuszy, którzy modlili się w ten sposób: „Boże, dziękuję ci, że nie jestem taki jak inni ludzie…”
Powiadam wam, że, gdy nadszedł mój moment „kryzysu” w 1993 roku – czas gdy miałem wyjść z pustyni – było tak wiele z tych postaw, o czym przekonał mnie Bóg. W rzeczywistości wyszedłem, aby zobaczyć, że może być tyle samo pychy, elitaryzmu i ‘sekciarstwa’ na poza-kościelnej scenie, co w większości religijnych kościołów! Gdy oddzielasz się i patrzysz z góry na innych chrześcijan to ty jesteś faryzeuszem. Nie ma znaczenia, czy jesteś w kościele, poza nim czy cokolwiek innego. Samo-sprawiedliwosć jest straszliwym złem. I z tego, co widzę, szerzy się w wielu częściach tego ruchu.
Całkiem prawdopodobne jest bycie „religijnym” nie-religijnym. Można tak bać się wszystkiego, co wygląda jak ‘kościół’, że ucieka się w przeciwnym kierunku i pakuje we wszelkiego rodzaju głupie skrajności. Niektóre z rzeczy, jakie widziałem poza kościołem byłyby godne śmiechu, gdyby nie były tak tragiczne. Byłem na takich spotkaniach, gdzie wszyscy tak bardzo bali się być postrzegani jako ‘liderzy’, że z trudnością cokolwiek się faktycznie działo. Bywałem z ludźmi, którzy czuli, że śpiewanie też jest zbyt „religijne”. Inni zaś, myśleli, że wszystko co „zorganizowane” nie pochodzi od Boga. A nawet zdarzyło mi się trafić na takich, którzy myśleli, że dziękowanie przed jedzeniem jest „religijne”!
Czy ci ludzie kiedykolwiek czytali Biblię? Czy nie czytali księgi Dziejów?
Widzisz, „bycie poza kościołem” może stać się tak samo „sektą” jak cokolwiek innego. Jeśli nie będziemy uważni to może się to stać śmiesznym klubem „anty-wszystkiemu”. Może stać się nawet naszym prywatnym małym „kultem” – utrzymującym nas z więzach z dala od innych i uniemożliwiają nam wypełnienie Bożego celu dla naszego życia.
Mówię tutaj o „ekstremach’ tego ruchu, lecz wierzcie mi, że jest tam wiele ludzi siedzących w tego typu rzeczach. Niech czytelnik będzie rozważny!
Przed 1993 ja sam siedziałem w całym mnóstwie tego. Co zatem otworzyło moje oczy i wyprowadziło mnie z tego okresu 7-letniej pustyni? Całkiem proste. Bóg pokazał mi w jaki sposób radzić sobie z ‘warowniami’ i więzami głęboko wewnątrz mnie i jak tylko zostało to załatwione, całe mnóstwo rzeczy stało się nagle dla mnie widocznych i jasnych. To tak jakby łuski spadły z moich oczu.
Główny przełom nadszedł wtedy, gdy otrzymałem nowe objawienie autorytetu, jaki Bóg dał każdemu ze Swych dzieci, aby „niszczyć warownie” – nawet te z ich własnego życia. Zacząłem dostrzegać to, że w moim wnętrzu była taka „ziemia” nie poddana Bogu i że była ona ciągle w rękach przeciwnika. Były tam warownie pychy, buntu, odrzucenia i wszelkiego rodzaju więzów z przeszłości, które tkwiły głęboko wewnątrz mnie. To nie były „demony” jako takie, lecz te warownie dawały przeciwnikowi oparcie dla stóp w moim życiu, które były wykorzystywane przeciwko mnie. Nawet pomimo tego, że ‘pokutowałem’ z wielu rzeczy w moim życiu, wydaje się, że to nie załatwiało tych większych warowni. W jakiś sposób musiały zostać wykorzenione.
Bóg pokazał mi, że muszę prosić Go, aby oświetlił Swym światłem te warownie tak, aby stało się wyraźne widoczne to z czym mamy do czynienia. Potem miałem się tego WYRZEKAĆ nie tylko ustami, lecz też Z GŁĘBI CAŁEJ MOJEJ ISTOTY, każdej z tych warowni i to bardzo konkretnie. Miałem je wyrzucać z siebie, jako „nieczyste rzeczy” w imieniu Jezusa – odrzucając je z pełną mocą całej mojej istoty. Miała to być misja typu „szukaj i zniszcz” całkowicie bez miłosierdzia.
I to zadziałało. W ciągu trzech dni przeszedłem przez całe moje życie w ten sposób, prosząc Boga, aby pokazywał mi wszystko, czym trzeba było się zająć. I kolejno, jedna po drugiej WYRZEKAŁEM SIĘ tych wszystkich rzeczy i nakazywałem im odejść z mego życia w imieniu Jezusa. Jaka przemiana! Jak moje życie zmieniło się w ciągu zaledwie trzech dni!
Po przebyciu tego procesu, okazało się, że moje oczy zostały otwarte na mnóstwo rzeczy, o których myślałem, że są „OK”. Niektóre z moich poza kościelnych postaw wobec liderstwa, na przykład, teraz rozpoznałem jako prostą „rebelię”. Inne zaś, pochodziły wyraźnie z odrzucenia i pychy niż z czegokolwiek pobożnego. Zdałem sobie sprawę z tego, że byłem po równie „religijny” i zadowolony z siebie z przynależności do ruchu poza kościelnego, jak byłem wcześniej, gdy należałem do raczej „ekskluzywnej” zielonoświątkowej denominacji. Postawy były dokładnie te same. Można być bardzo legalistycznym, osądzającym i ciasnym w myśleniu o byciu „poza kościołem”.
Jednak teraz, gdy wewnętrzne warownie zostały zniszczone, czułem się znacznie bardziej „wolny”, niż kiedykolwiek wcześniej. Przeżywałem prawdziwą wolność w Chrystusie – prawdopodobnie po raz pierwszy. Nie osądzałem już ludzi na podstawie zewnętrznej formy ich chrześcijaństwa, czy „szufladek”, w których się znajdowali, lecz bardziej na podstawie ich serca wobec Boga i szczerości w pogoni za Nim.
Zacząłem dostrzegać to, że w księdze Dziejów Apostolskich byli SILNI LIDERZY (tj. apostołowie i starsi) i wyraźny stopień ZORGANIZOWANIA I STRUKTURY. Zacząłem zauważać, że była dyscyplina i władza (złe słowa na większości tej sceny). Zdałem sobie sprawę z tego, że część moich postaw była bardziej wynikiem ‘reakcji’ przeciw przeszłemu systemowi niż właściwego, biblijnego punktu widzenia.
Dzięki uświadamianiu sobie takich rzeczy, cały mój pogląd zmienił się niemal w ciągu nocy. Odkryłem, że zostawiłem „pustynię” za sobą. Był już czas, aby wyjść z zimna.
W jaki sposób więc widzę ruch poza kościelny teraz? Faktem jest, że nadal jestem przekonany o tym, że Bóg przygotowuje całe mnóstwo ludzi i pustynia jest równie ważna jak zawsze. Myślę również, że wchodzimy we wspaniały okres „zmian” w kościele i „oduczania” dróg z przeszłości po to, aby uchwycić te nowe, jest czymś, co Bóg w oczywisty sposób wymusza. Wiele domowych kościołów, czy komórkowych sieci, które powstają, dowodzą istnienia tych wiatrów przemian, lecz jest jeszcze długa droga zanim wrócimy do chrześcijaństwa Nowego Testamentu. Jest to zaledwie początek.
Jestem przekonany, że wielu tych, którzy zostali wywołani z kościołów w tym czasie, mieli przywódcze powołanie. Wierzę, że mogą oni być liderami w nadchodzącym poruszeniu Bożym. Jak już zauważyliśmy, badania Alan’a Jamieson’a ujawniły, że kolosalna liczba 94% niezkościelonych, z którymi rozmawiał, było jakiegoś rodzaju liderami w kościele. Jest to wstrząsająca statystyka. Nie mogę o tym myśleć inaczej jak tylko tak, że Bóg zamierza zrobić coś nowego i, że to On przygotowuje Swoich liderów na pustyni, tak jak to zawsze robił. Nabiera to doskonałego sensu i, jak to widzieliśmy już, jest całkowicie biblijne.
Niemniej fakt pozostaje ten sam, że wielu z tych ludzi jest wielkim niebezpieczeństwie utknięcia na pustyni na zawsze. Jest to jedna z moich największych trosk, ponieważ widziałem to z pierwszej ręki i jest to przerażające.
Jestem przekonany, że na pustyni są takie rzeczy, które MUSIMY załatwić, jeśli chcemy ją przejść i dostać się na drugą stronę. Jest to prawdopodobnie jeden z głównych powodów dla których Bóg nas tam posyła – zająć się tymi rzeczami z naszego życia.
Jak już wcześnie powiedziałem, podobnie jak w przypadku dzieci Izraela, ‘próba’ przychodzi wtedy, gdy zbliża się czas opuszczenia pustyni. Czy bunt i nieprzebaczenie jeszcze trzymają się? Czy problemy ciągle istnieją z liderstwem i autorytetem? Czy wszystkie minione „rany” zostały uzdrowione? Czy pycha, strach, odrzucenie ciągle chwieją naszym sercem? To są dla każdego z nas krytycznie ważne pytania i są to dokładnie te sprawy, które powodują wszelkie przemiany.
Nie ma sensu zaprzeczać, że wyjście z pustyni jest „ryzykiem”. Nikt nie chce być ponownie zraniony. Nikt nie chce ponownie być odrzuconym. Nikt nie chce przymusu wołania „pokutujcie” w twarz powszechnego tłumu.
Bóg musi mieć liderów a oni muszą być liderami, którym On może ufać. Oni muszą mieć odwagę i nie bać się mówić wbrew popularnym opiniom. Muszą to być ludzie, którzy widzą „inaczej” i rzeczywiście bardziej boją się Boga niż ludzi. Muszą być dobrymi pasterzami i kaznodziejami Prawdy. Bóg musi mieć właśnie takich liderów i jeśli Pan musi ich wysłać do „szkoły pustyni” i czekać, i czekać, dopóki nie będą gotowi to On to chętnie zrobi, ponieważ to był zawsze koszt, który On chętni ponosił.
Oto, poniżej, kilka interesujących e-maili odnoszących się do tego wszystkiego:
Marilyn (USA):
Właśnie przeczytałam o twoim doświadczeniu pustyni… Pomogło mi to zrozumieć, że muszę pozwolić Bogu uzdrowić mój ból, którego doświadczyłam z rąk ludzi „kościoła”, abym mogła znowu się znimi złączyć. Już zaczynałam się cieszyć pustynią – będąc ze sobą sama.
Właśnie ostatnio Bóg wysłał mnie na konferencję radykalnego uwielbienia. Powiedziałam Bogu, że musi mi powiedzieć, po co tam mam być, lub wracam do domu, ponieważ wszystko, co mi powiedział to, to, że potrzebuję spędzić z Nim trochę czasu, a ja mogłam to równie łatwo zrobić w domu. Gdy dotarłam na miejsce usługujący mówił o tym, jak ważne jest zbiorowe uwielbienie. Bóg powiedział mi:
Gdy jesteś chora, umierająca to spędzasz czas ze mną sama i Ja pomagam ci, lecz teraz Moje Ciało jest chore i umierające i ty musisz spędzić czas z innymi członkami Ciała uwielbiając Mnie, aby ono mogło zostać uzdrowione.
Bóg powiedział mi, że Jego ciało będzie uzdrowione w taki sam sposób jak moje – po prostu podczas spędzania czasu z Nim i cieszenie się Jego obecnością.
Bóg poczynił ogromne uzdrowienie mojego serca, gdy byłam na konferencji i wygrzebał cały stary śmietnik. Wylał znowu Swego Ducha na mnie.
Myślałam, że już wszystko załatwione z tym całym uzdrawianiem, aż do dziś, gdy Bóg dał mi słowo, które mówi, że muszę pozwolić Mu na uzdrowienie ze zranień, które wycierpiałam. Gdy zapytałam Go, co to za rany to co otrzymałam, to byli liderzy i różni ludzie z kościoła. Przebaczyłam im nie miałam żadnego zgorzknienia. Nie miałam problemów z proszeniem Boga o to, aby ich błogosławił, ani z modlitwą o nich, lecz gdy przyszło do pomysłu ponownego zejścia się z nimi, nie mogłam tego znieść. Bóg pokazał mi, że musiałam wznieść wielki mur i oddzielić się z powodu ran. Poddawałam nawet przez cały dzień w wątpliwość czy to pochodzi od Boga, ponieważ nie mogłam zrozumieć dlaczego miałby chcieć, abym się znów zeszła z tymi samymi ludźmi, którzy odrzucili mnie wcześniej. Pewien człowiek mówił mi wczoraj o tym, że powinnam zetknąć się z kilkoma ludźmi w okolicy. Nie miałam absolutnie żadnego pragnienia, żeby to zrobić. Powiedziałam mu, że jeśli Bóg powie mi, że mam to zrobić to zrobię, lecz i tak nie zamierzałam iść do nich. No i Bóg zaczął dziś mówić do mnie w tej sprawie.
Mark (USA):
Pamiętam, że wszystkie biblijne postaci były wysyłane na pustynie (Paweł, Jezus, Dawid itd.), wyszli z niej ponownie i przyłączyli do ciała radując sięodświeżeniem. My wszyscy również przyłączymy się do ciała, lecz temu przyłączeniu będą starać się przeszkadzać i odrzucać nas Saulowie, stare bukłaki. Tak zawsze było.
Bóg powiedział do mnie około 3 lat temu (poprzez innego chrześcijanina), wystarczająco wyraźnie to pokazał, że dopóki nie poddam się Jego oblubienicy, nie zostanę dopuszczony do poznania Jego tajemnic. Na pustyni nauczyłem się mnóstwo o Nim, lecz w ostatnich latach Pan sprowadził mnie z powrotem od kościoła. Oczywiście, okazało się trochę trudne poddanie się autorytetowi (po tak długim okresie funkcjonowania jako samotny wilk i trzymaniu się zupełnie innych wartości). Te rzeczy, które Bóg mi pokazał w duchowej rzeczywistości nie mogą być zrozumiane czy zaakceptowane przez istniejące kościoły.
W tym roku Pan kazał mi wziąć udział w „szkole” budowania kościoła. Możesz sobie wyobrazić jak interesujące było porównanie ich wartości z tymi, których, jak wierzę, nauczył mi Bóg.
Zawsze musimy pamiętać o tym, że Dawid nigdy nie podjął żadnego działania przeciwko Saulowi. Bóg wycofał Dawida z królestwa, aby ten stał się zupełnie nowym królem. Niemniej Dawid zawsze respektował wybrane przez Boga władze. Wierzę, że musimy być na tyle odważni, aby iść do przodu twierdząc, że Bóg robi coś nowego, lecz my sami musimy być pokorni na tyle, aby poddawać się wybranym przez Boga autorytetom. Pomimo, że różnimy się od nich w pewien sposób to On umieścił ich w miejscu władzy.
Jeff (USA):
Bóg posyła nas na pustynię na bardzo specyficzny czas i w bardzo specyficznym celu, po czym wysyła nas z powrotem do Ciała Chrystusa, aby dokończyć dzieła, które nam przydzielił. Bóg wysłał mnie na pustynię na pewien czas, lecz ten czas już się skończył. Już powołał mnie do nowego kościoła, który wierzy tak samo jak ja i rozpoczął proces przywracania mnie do służby, którą miałem wcześniej, jak również leczenia mojego serca z ran z przeszłości. Wspaniale jest być częścią grupy tak pełnej miłości i robić wszystko, co tylko możliwe, aby wprowadzać w życie to, co głoszą. Częścią służby, którą mam teraz jest dzielić się tymi rzeczami, które Bóg mi pokazał w czasie, gdy byłem na pustyni. Jedną z rzeczy, którymi chcę się dzielić jest to w jaki sposób Bóg zmienił „MNIE” w czasie tego trudnego okresu.
Zdarzyło się to również Eliaszowi po zwycięstwie na Górze Karmel (1 Król. 18). Pamiętacie, że gdy uciekł przed pogróżkami Izabel też skierował się na pustynię i Bóg mu błogosławił. Lecz później, gdy pokazał człowiekowi Swoją chwałę, zapytał:
Co ty tutaj robisz?
Jak długo Eliasz przebywał na „skraju pustyni” Bóg nie mógł go używać. To dlatego Pan powiedział do niego: „Co ty tutaj robisz?” i następnie:
Udaj się w drogę powrotną.
Innymi słowy, po tym, gdy Bóg pokazał mu to, co zamierzał mu pokazać, wysłał go z powrotem do ludzi i do pracy w służbie.
Pamiętaj również, że pustynia jest miejscem prób i objawienia i, jako taka, nigdy nie była przeznaczona do stałego zamieszkania dla Bożych ludzi… On również posyła z powrotem, abyś dzielił się z innymi tymi rzeczami, które pokazał tobie w czasie pobytu na pustyni (jak to było i ze mną). To dlatego Eliaszowi powiedziano, żeby zarówno namaścił Elizeusza na proroka jak i Jehu na króla. Wyobraź sobie, co by było, gdyby nigdy nie dokończył tego dzieła.
Alison (Południowa Afryka):
Wiem, jak to jest być w kościele, w którym moje własne (i mego męża) wizje zostały zdeptane pod nogami przywództwa. Wiem, jak to jest wędrować po pustyni bez społeczności z kimkolwiek, a kościół nie jest właściwym miejscem.
Wiem, jak to jest stać w zgromadzeniu, na którym ludzie są manipulowani emocjonalnie – to też nie jest kościół.
Gdzie zatem jest kościół? To jest istotne. Czy „chrześcijanie poza kościołem” szukają obecnie kościoła – czy też są zadowoleni ze swojej izolacji? Jak długo szczerze szukamy to należymy do tych, którzy są chcą oglądać odnowioną prawdę, lecz jak tylko zadowolimy się naszą izolacją, przystosowując się do pustyni i modlimy się tak: „my czworo i nikt więcej” to wtedy, Boże pomóż nam, sami przez swoje działania odrzucamy powrót Samego Pana… Nie „grajmy” w krytycyzm więcej, niż niektórzy „grają” w kościół.
< Część 7 | Część 9 >