Jak sprawdzić owoc?

Ojciec zapytał: „Jak sprawdzasz owoc?” i zacząłem się nad tym zastanawiać.

Jeśli o mnie chodzi to decyduję się na rozdzielenie go, zanim ten smakowity klejnot ląduje na języku. Nie obracam go w rękach, nie wącham uważnie. Zdaje się, że nie sprawdzam go wcale.

Chrześcijanie często używają zwrotu: „Sprawdź owoc”. Jest to swego rodzaju antidotum na wątpliwością, bądź sposób upewnienia siebie samych, że Bóg jest w danej sytuacji obecny i ma to oczywiście sens, o ile wiesz, jak sprawdzić owoc.
Ojciec wyeksponował mi ten zwrot w sercu i zobaczyłem w wizji pęk owoców znajdujących się na stole przede mną. Ponieważ uwielbiam owoce, zadziałałem tak, jak zawsze reaguję na owoce: szybko sięgnąłem ręką do tej sterty i wepchałem do ust pełną ich garść.

Uwielbiam owoce tak bardzo, że jestem gotów i na zły kawałek, aby go wypluć, kiedy już mam to w ustach.

checking fruit

Zdarzyło się to już niejeden raz, lecz nigdy nie powstrzymało mnie przed takim postępowaniem. Nawet po odrzuceniu tego złego kawałka, szybko sięgam dalej, ponieważ ten jeden nie znaczy, że wszystkie jest złe.

Poważnie, właśnie tak sprawdzam owoce.

Gdy więc Ojciec zadał mi to pytanie, zaśmiałem się, lecz zacząłem to też rozważać z duchowej perspektywy.
Znowu zdałem sobie sprawę z tego, że postępuję całkiem podobnie. Swobodnie sięgam po nie. A tak poważnie pytając to jak można sprawdzić owoc, nie sięgając i nie kosztując go? Wszystko inne go tylko zabawa z owocem.

Nawet jeśli z góry założy się, że wkrótce coś wypluję, jaki jest inny sposób na to, aby wiedzieć, jaki ten owoc jest? Zarówno naturalny jak i duchowy owoc może być piękny, pachnieć słodko lecz być kwaśny, bądź niedojrzały czy choćby mieć niedobry kawałek, lecz nie dowiem się o tym, dopóki go nie spróbuję.

Przewrażliwienie na punkcie duchowych rzeczy jest równie niepotrzebne, jak w przypadku naturalnych owoców. Pozwólcie, że wyjaśnię.  Zetknięcie się z czymś złym, nie jest śmiertelne, jak nam mówiono, a wyplucie jest doskonałym i natychmiastowym rozwiązaniem. Znaczy to, że nie osądzam niesprawiedliwie na podstawie denominacyjnych uprzedzeń czy teologii jakiejś biblijnej szkoły. Faktycznie spróbowałem czegoś i okazało się, że było kwaśne, ohydne czy fe. Mogę więc teraz wypluć to. Zrobione i koniec. Ze mną wszystko jest w porządku, nic niesamowitego nie wskoczyło na mnie.

Myślę o tym bardzo podobnie jak apostoł Paweł, gdy strząsnął węża – nawet nie zmartwił się tym ukąszeniem. Wiedział, że moc, która żyje w nim była większa niż trucizna węża.

Właściwym sposobem jest odważne próbowanie.

Muszę jednak przyznać, że większość mojej odwagi opiera się na bardzo dużym stopniu zaufania. Ufam jakoś, że podający owoc jest czysty. Mam nieco zaufania do sklepu spożywczego, że wykonano tam wszystkie obowiązki starannie. Najbardziej jednak ufam mojemu Ojcu. Przez lata naszej relacji doszedłem do tego, że On troszczy się o mnie bardzo szczegółowo i czuwa nad każdym szczegółem w moim życiu. On jest gotowy i ma do tego odpowiednie możliwości, aby mnie chronić.

Gdy ta wiedza dojrzała we mnie, naprawdę uwolniła mnie do swobodnego próbowania owoców to tu, to tam, na górze i pod spodem, wszędzie, gdziekolwiek wiatry zaprowadzą mnie. Nie zdobyłem tego zaufania w jedną noc, sam musiałem próbować wiele razy, czym On się nie przejmował. Tak naprawdę to On zaprosił mnie do tego, abym próbował/kosztował Jego, każdą moją powątpiewającą myślą. On powiedział, że chce, abym je odłożył na wieczny odpoczynek i wtedy się uspokoją.

To ironia, że studiowanie Słowa i zapamiętywanie wersów nie wymazało choćby jednej wątpliwości. Usuwanie odbywało się tylko w czasie pogaduszek z Nim, przez długi czas, na rozmowach o każdej drobnej rzeczy, która wpadała mi do głowy. Nie miałoby żadnego sensu walczenie z wątpliwościami moją własną mocą. Próby odrzucenia ich przy pomocy głośnego cytowania w kółko wersów nie było zbyt skuteczne w moim przypadku. Te cholerne rzeczy ciągle siedziały na mojej drodze jak skalny głaz.

On wiedział, kiedy tam były. On widział każdą myśl, która mi się przewijała przez głowę. Jakże głupie było udawać, że dzięki zwykłej sile woli (fałszywa wiara), zwyciężam je?

Czy nie okłamywałem siebie samego i nie próbowałem ukryć tego przed Nim? On jest wewnątrz, w mojej głowie, rozglądając się wokół przez cały czas i widzi to wszystko wyraźnie, po czym stawia je przede mną i mówi: ”Spójrz na to”.

Pan nie osądza. On nie szuka czegokolwiek po to, aby mnie odrzucić czy złamać rózgę na mojej głowie. Czasami jednak muszę przyznać, że trudno jest spotkać się z tym, co On wygrzebie. Wtedy właśnie mówi: „Przestań, bądź odważny. Jestem tutaj z tobą”. Wtedy stajemy razem w obliczu tych rzeczy, a Pan trzyma mnie za rękę. Kiedy już te rzeczy znajdą się otwarte przed nami, On mówi mi, jak sobie z tym poradzić, a to zawsze jest skuteczne.

Ten proces jest tak intymny i tak odsłaniający. Muszę powiedzieć, że pierwsze kilka razy byłem przerażony, ponieważ nie wiedziałem, jak to wszystko zrealizować. Kiedy jednak przeszliśmy to wszystko mnóstwo razy, doszedłem do pełnego zaufania Panu. Nazywa się to „spajanie”.

Jeśli jeszcze tego nie próbowałeś, zalecam spróbować, wykorzystać szansę i iść dalej. Spędzaj z Panem czas i odkryj Go dla siebie. Przekonasz się, że On cię kocha bardziej niż jesteś w stanie to pojąć.

Wtedy będziesz wiedział, tak jak ja wiem, że sprawdzanie owoców jest łatwe i nie ma w tym żadnego ryzyka. Pan jest godzien zaufania w 100%. Nigdy mnie nie zawiódł i zawsze mnie wspiera. Powiedział nawet: „Ruszaj i sprawdź to. Jestem tutaj. Trzymam cię”.

Tak więc, potrzebna jest tylko jedna sekunda, aby wziąć owoc, duchowy czy inny, i spróbować go.

Jak dziecko.

Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan, szczęśliwy człowiek, który się do Niego ucieka” (Ps 34:8).

Click to rate this post!
[Total: 3 Average: 3.3]

One comment

  1. Kiedy zdałem egzamin na „Prawo Jazdy” moja żona zachęcała mnie do wycieczek samochodem za miasto. Ja jednak wszelkimi sposobami wykręcałem się od wypełnienia jej pragnień.
    Byłem już „kierowcą”, bo miałem „Prawo Jazdy „, lecz w sercu bałem się wyjechać samochodem .
    Kiedy tak „walczyłem ” ze swoimi wątpliwościami , zwróciłem się do Ojca- Pomóż mi Ojcze!!!
    Odpowiedź była natychmiastowa. Kiedy usiadłem za kierownicą poczułem „czyjąś” obecność na siedzeniu za moimi plecami.
    Poczułem się jak dziecko siedzące między nogami Ojca i trzymające kierownicę.
    Wiedziałem, że na kierownicy są Jego ręce.
    Od tej pory już się nie rozstajemy kiedy wsiadam za kierownicę, Hallelujah !!!
    kiedy moja znajoma zdawała egzamin opowiedziałem jej o moim przeżyciu. Poszła i nie zdała egzaminu.Czy Bóg jej nie kocha?
    Kocha, tylko to Ona musi stać się tym dzieckiem, które zaprosi Ojca do samochodu i odda Mu kierownicę.
    Nie wystarczy tu czyjeś przeżycie.
    On jest dla mnie Kierowcą, niekoniecznie dla innych, jeśli myślą, że sami sobie poradzą.
    Zaproś zatem Boga, a nie zawiedziesz się.
    Owoc będzie na pewno smakowity !!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.