Kilka tygodni temu całkiem sporo ludzi zaniepokoiło się tym, że odniosłem się do Boga przy pomocy żeńskich zaimków. Dla mnie nie stanowiło to problemu, ponieważ dawno temu przeszedłem poza swoją potrzebę opisywania Boga jako wyłącznie mężczyznę czy kobietę.
Z pewnością Bóg obejmuje wszystko, co czyni z nas mężczyzn i kobiety, lecz sam nie jest wyłącznie jednym czy drugim.
Zarówno „On” jak i „Ona” są w pewnym sensie poprawne, jak i w innym sensie niepoprawne.
Bóg nie jest równocześnie ani jednym ani drugim. Mężczyźni i kobiety zostali stworzeni na „Jego” obraz, lecz Bóg nie jest ograniczony naszym obrazem. Możesz mieć zabawkę, która reprezentuje prawdziwy samochód, lecz nie przyjdzie ci do głowy wybrać się tą zabawką do pracy! Prawdopodobnie nie ma tam nawet silnika!
Ostatecznie, kogo to obchodzi czy nazywamy Boga mężczyzną czy kobietą, gdy Bóg jest istotą, która raz spotkana, całkowicie wykracza poza te koncepcje.
Nazywamy atom protonem czy neutronem lecz nie jest to jakoś szczególnie właściwe? Może jeśli weźmiemy pod uwagę oba, znajdziemy się bliżej, lecz i tak w tej miksturze będą nam potrzebne elektrony. Dalej jednak, gdy już skupimy się na elektronach i protonach, będzie nam brakować piękna kwarków i subatomowych cząsteczek. Jest ciągle MNÓSTWO więcej niż ta jedna czy dwie rzeczy, na których możemy się zafiksować.
Spotkajmy się z tym: każdy wyraz jaki użyjemy do opisania Boga, czy nawet wiele pięknych słów spiętych razem ostatecznie BARDZO zawodzi. Nadmierna koncentracja na nich grozi tym, że nigdy w nowy, ekscytujący sposób nie zrozumiem, kim jest Bóg. Ograniczamy nasza relację z Bogiem, który jest nieograniczony.
Nawet najlepsze z naszych słów,.. tak nawet w z Biblii zawodzą jeśli chodzi o pełny opis tego, kim jest Bóg.
Stworzone słowa nigdy nie s w stanie doskonale opisać tego, co nie jest stworzone. Można przeczytać tysiąc poematów o wschodzie Słońca, lecz nigdy nie będą w stanie uchwycić tego, co możesz zobaczyć osobiście. To jest doskonałe podsumowanie tego, co się dzieje, gdy Bóg osobiście pojawia się, mówiąc: „w poszukiwaniu Mnie badałeś gorliwie wszystkie
te słowa a jednak gdy patrzysz mi w twarz, nie rozpoznajesz Mnie, kim jestem”.
Powiedziano o Jezusie, że nawet całego atramentu nie wystarczyłoby na spisanie ksiąg o tym, kim On jest i co uczynił… a to mnóstwo jest atramentu!
Tak, wiem, że Jezus jest mężczyzną, lecz jak mógłby Jezus mówić do wielkich tłumów, przebywać wśród grzeszników, przemawiać w świątyni i spotykać się ze śmietanką społeczną, gdyby było kobietą (czy interseksem?)
Czy fakt, że Jezus był mężczyzną oznacza, że Bóg ma penisa? Że ma chromosomy X i Y. Że może mu urosnąć broda?
Osobiście, nie ma dla mnie znaczenia czy nazywasz Boga Ojcem, Matką, Nim, czy Nią. Moim zdaniem, raczej dziecinne jest skupiać się tych rzeczach. Bóg jest przecież tym, który trzyma wszystko razem, tym, który daje ci w płucach tchnienie i sprawia, że możesz spierać się o płeć Boga. Przecież nie jest On dosłownie jakimś drobnym mężczyzną czy kobietą utrzymującym razem atomy w powietrzu. Gdyby chirurg mógł otworzyć twoje serce, nie znalazłby tam człowieka Jezusa, którego zaprosiłeś, gdy zostałeś zbawiony.
To, co mnie interesuje to abyśmy znaleźli łaskę, potrzebną do znoszenia tego, jak inni wyrażają się o Bogu (jakiego języka używają) i ich doświadczeń z Bogiem.
Boże uchowaj, aby ktoś, kto został zgwałcony przez swego ojca mógł łatwiej zrozumieć wszechmiłującą istotę, która jest Matką, niż Ojcem. Czy musimy powstrzymywać tą „herezję”? Czy wolno nam zadusić taką okazję, aby ktoś mógł zostać uzdrowiony i połączony z Bogiem?
Na pewno powinniśmy celebrować to, że Bóg jest większy i sięga do nas właśnie tam, gdzie jesteśmy.
Czy zapominamy o tym, że Biblia często mówi o Bogu jako o kokoszy, matce niedźwiedzicy, matce orle, ludzkiej matce, że mówi o tym że Bóg nas zrodził, karmi piersią, że El Shaddai (żydowskie imię Wszechmogącego, które zostało zapożyczone z innej pogańskiej religii), literalnie znaczy: „ta, która ma wiele piersi”? Uspokójmy więc nieco skakanie do gardeł ludzi, którzy korzystają z innych niż my metafor na opisanie Boga…
Wyjdźmy temu naprzeciwko: Wszystko, cokolwiek mówimy, aby opisać Boga to metafora.
Radością jest pokazanie się z taką wielką ilością metafor dla Boga, jak tylko możemy. Być może, ale tylko być może, nieco lepiej opiszemy wschód słońca, lecz, przy odrobinie szczęścia, nie okradniemy siebie samych z radości osobistego oglądania wschodu.
Mnóstwo miłości
Phil