Narkotyczna muzyka

Judah's lion

Rich Fruech
Jestem muzykiem, gram na klawiszach, gitarze i trąbce, napisałem dobrze ponad setkę pieśni uwielbienia. Prowadziłem również muzyczną część nabożeństw. Większość z nas wie, jak muzyka może wpływać na umysły i emocje. Kiedy jeszcze do tego wokaliści są artystami to siła oddziaływania wzrasta znacznie bardziej. Elvis, Beatlesi, Stonesi i długa lista artystów muzyków zebrała miliony fanów. Nawet jeśli nie ma jakichś powabnych wizualnych efektów, muzyka sama w sobie ma moc niemal magicznego przyciągania. W jakimś sensie muzyka jest narkotyczna, hipnotyzuje nas i można się uzależnić od niej.

W ciągu ostatnich 50 lat coś się zmieniło w kościele. Post i modlitwa zostały zmarginalizowane, a muzyk zajęła czołową, niemal kultową pozycję. Jedną z głównych rzeczy, które kościół musi posiadać, aby „przyciągać” gości, jest program z dynamiczną muzyką, łącznie z uwielbieniem. Staje się to rzeczą najważniejszą i centrum nabożeństwa „uwielbienia”. Muzyka szybko chwyta za serca i umysły zgromadzenia, i zazwyczaj podnosi ich ducha oraz wywołuje pozytywne emocje. Możecie mi wierzyć, lub nie.

Duchowe pieśni i hymny są dobre, mogą być wypełnione czcią i uwielbieniem, co zależy od serca, a nie od śpiewu. Niemniej w ciągu tych 50 lat muzyka przejęła kościół. Jak to możliwe, że w zgromadzeniu modlitwie oddaje się tylko zdawkową rolę, lecz do dyspozycji muzyki jest nie tylko długi czas, lecz jest w tym również też kawał dobrego teatru. W ciągu tych 50 ostatnich lat chwała i uwielbienie na kasetach i płytach CD pojawiały się w ogromnych ilościach, stało się czymś, co trzeba obowiązkowo posiadać, jeśli chcesz „czuć” Bożą obecność. Niektóre kościelne zespoły uwielbienia podróżują po świecie i przyciągają tysiące ludzie, którzy chcą popatrzeć, posłuchać i, o tak, uwielbiać.

Czy mieszkańcu zachodu potrafiliby faktycznie uwielbić Boga bez muzyki? Wątpię, a to już jest pewien problem. Kiedy coś wciąga w uzależnienie i staje się absolutnie niezbędne to potrzebujesz tego więcej oraz, aby było lepsze i inne. Nie sądzę, żeby celowo muzyka konkurowała w kościele z głoszeniem czy nawet stawała się ważniejsza (a czasami ważniejsza nawet od modlitwy i postu), lecz tak po prostu się dzieje. Muzyka pobudza nastrój a prowadzona przez zdolnego lidera i dobrych wokalistów, może prowadzić do tego, że człowiek przeżywa emocje, które uważa za uwielbienie. Czy jednak, kiedy widzisz w zgromadzeniu morze uniesionych rąk, wierzysz, że dla nich wszystkich ważne jest chodzenie z Bogiem w ciągu całego tygodnia?

Już gdzieś słyszałem, bądź sam napisałem, pieśń o pokucie, choć pokuta przewija się w psalmach. Pokuta jest kolejną ofiarą współczesnej posługi muzycznej. Ludzie opuszczają takie muzyczne nabożeństwo podniesieni i mając dobre odczucia wobec siebie, bez względu na to, jaki jest ich rzeczywisty aktualny stan duchowy. Tak to jest zaprojektowane – kościoły chcą, aby ludzie wrócili. Tak naprawdę, standard duchowej drogi jest obecnie rozcieńczony, ponieważ większość kaznodziejów nie chce rzucać wyzwania swej trzodzie, bądź to z powodu obawy o utratę członków, bądź dlatego, że ich własny duchowy stan jest w stanie kompromisu.

W niektórych kościołach bywają nawet świetlne pokazy, których celem jest poprawienie atmosfery nabożeństwa uwielbienia. Teksty wyświetlane na ekranie są teraz bogate w zdobienia, a czasami nawet z obrazkami. Wszystko jest nastawione na 'przeżywanie uwielbienia’ a setki i tysiące kościołów z pychą zachwalają przeżywane doświadczenia uwielbienia. Możecie sobie coś takiego wyobrazić? Mówisz więc, że twój kościół może wywoływać obecność Bożą na żądanie w szczególnym dniu i o określonym czasie? Znaczy to, że twierdzą, że ich muzyka jest tak cudowna i wspaniała, że nie liczy się to czy serca muzyków są w porządku wobec Boga, czy spora część zgromadzenie nie modliła się ani nie otworzyła Biblii, a jednak nadal jesteś w stanie wepchnąć ludzi w Bożą obecność tylko dzięki twojej dobrze naoliwionej muzyce. W rzeczywistości takie coś jest sugerowane.

Który kościół mówi: „Przyjdź i pokutuj z nami!” Jaka kościelna broszurka głosi:”Przyjdź i pość z nami!” Jak reklama zborowa powie: „W niedzielne poranki długo modlimy się, przyjdź i módl się z nami”. A jak wyglądał by tekst: „Nasze zgromadzenia trwają przez niemal całą niedzielę, Modlimy się, studiujemy Słowo, modlimy się jeszcze więcej, śpiewamy Bogu, jeszcze się modlimy, przebywamy ze sobą, modlimy się jeszcze trochę, spożywamy Wieczerzę Pańską i wspólnie jemy. Po posiłku robimy to, jak wierzymy, do czego kieruje nas Duch Święty. Przyjdźcie, bądźcie częścią nas!” Przede wszystkim, jaki kaznodzieja cokolwiek takiego sobie wyobrazi, a po drugie: lokalny zbór byłby pusty.

Ta jedna godzina tak zwanego nabożeństwa zawsze była produktem kultury pośpiechu i jest obrazą Boga – potkanie, w którym jedna godzina została przejęta przez muzykę, a którą na zachodzie interpretuje się jako „uwielbienie”. Jeśli zamkniesz oczy, podniesiesz ręce i zaśpiewasz jedną pieśń to uwielbiasz Boga. Takie jest nastawienie współczesnego zachodu, lecz kościół poszedł za daleko i za dużo już zainwestował, aby choćby zastanowić się nad tym. Zaś post i modlitwa niesie ze sobą zbyt wielkie koszty.

Lecz możemy, ty i ja, jako jednostki, pokutować i szukać serca Ducha. Bóg nie wymaga doskonałości i nie istnieją reguły uwielbienia poza złamanym i skruszonym sercem. Oczywiście, muzyka może być tego częścią, lecz to wewnętrznie poddane serce jest miejscem, gdzie odbywa się prawdziwe uwielbienie.

J 4:24: „Bóg jest Duchem, a ci, którzy Mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i prawdzie”.

Obawiam się, że spora część tej ekscytacji, hucznej zabawy i spora część zorganizowanej muzycznie atmosfery, która uchodzi za uwielbienie, jest daleka od tego. Z mojego doświadczenia, jak i na podstawie nauczania Słowa Bożego, wiem, że każde prawdziwe spotkanie z Bogiem w Duchu, pociąga cię ku pokucie i dokonuje rzeczywistej przemiany. Nie ma takiej możliwości, aby jakiś wierzący, który chodzi w ciele, nagle przybył na scenę i szybko wszedł w prawdziwe uwielbienie. Muzyka jest czymś wspaniałym i jest w tym częściowo namaszczenie, lecz stało się to zwiedzeniem dla tych mas. Ci, którzy służyli Chrystusowi przed nami i okryli ziemię świadectwem ewangelii, byliby zmieszani, a nawet urażeni nabożeństwem, jakie przeciętnie odbywa się w zachodnim kościele. Znaczy to, że albo korzystamy z technologii, aby zbliżyć się do Chrystusa, albo dopuściliśmy do tego, że technologia wykorzystuje nas.
Sam zdecyduj, co jest prawdą.

Jeśli się nie mylę to jedynym miejscem, w którym jest mowa o muzyce w życiu Jezusa, jest ostatnia wieczerza, gdy ośpiewali pieśń.
Co takiego zrobiliśmy?

оптимизация поисковые машины

Click to rate this post!
[Total: 14 Average: 4.6]

4 comments

  1. Ducha Świętego zastąpiono muzyką i udaje się, że uwielbienie nadal jest .

  2. Cóż Romano , nikt nie przekona ludzi do wiary w Chrystusa przez śpiewanie, a na pewno w stylu , który opanował dzisiejszy 'kościół”
    Duch Boży jest Duchem Pokoju ,zatem decybele ,które oddziałują na słuchających koncertów mogą co najwyżej prowadzić ludzi do opętania.
    A to już nie jest Duch Święty.

  3. Witam
    Byłbym ostrożny w wydawaniu wyroków i opinie…Jeśli dotyczą autora należy je zachowac dla siebie.
    Poprzez muzykę , uwielbienie ,pieśni doświadczam Bożej obecności i nie ma to za wiele wspólnego z HUCZNĄ zabawą, bynajmniej w moim wydaniu.
    Więc może nie warto wszystko do jednego wora bo może się okazać żę zgorszyłeś jednego z wierzących.Po za tym jeśli sobie dobrze przyponę to Stary Testament jest pełen muzyki , muzyków którzy mieli taką służbę..,Wspomnę ,że Jezus był Żydem i ta kultura nie była mu obca .To że jest w Nowym Test. może tylko jedna a zapewne jest ich wiecej, wzmianka o pieśniach nic nie oznacza.

  4. To kolejny temat, pasujący do słów Ap. Pawła
    ” (2) A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe.

    Kiedy zacząłem moje życie w Chrystusie, istotą tej nowej rzeczywistości był czas poświęcony czytaniu Bożego Słowa i modlitwie.
    Jako młodzi ludzie nie mieliśmy problemów z przebywaniem w kilkudniowym poście, który pozwalał nam usłyszeć Boży głos.
    Pragnęliśmy tylko jednego, a mianowicie tego by być jak Jezus.
    Zgromadzenia w których uczestniczyliśmy nie zawsze były z muzyką, lecz zawsze obecność Ducha Świętego prowadziła nowo przyprowadzone osoby do pokuty i oddania życia Jezusowi.
    Godziny spędzone na kolanach, i zaintonowany przez jednego z uczestników spotkań śpiew na Językach pozwalał nam przechodzić z ziemskiej rzeczywistości do tej doskonałej niebiańskiej .
    Jaka harmonia i przebywająca pośród nas Boża Chwała.
    Czas, który nieubłaganie płynął wymuszał na nas słowa wzywające do zakończenia tej błogiej chwili.
    Lecz nagle coś zaczęło się zmieniać.
    Zamiast naturalnego przechodzenia z modlitwy uwielbienia do „anielskiego” śpiewu, któryś z muzyków intonował na gitarze odpowiednią tonację, wymuszając wśród zebranych czas w którym powinni przejść do uwielbienia śpiewem.
    To był chory początek tego co dziś stało się niezbędnym elementem każdego zgromadzenia.
    Nie ważne było już to, czy Duch Święty intonuje duchową pieśń, bo lider muzyki sam zadecydował o tym.
    Potem przyszły zespoły zborowe ze swymi rockowymi „pieśniami”.
    Następnie soliści, którzy nie zrobili kariery w świecie, więc mogli popisywać się w zgromadzeniach.
    Kolejno kolorowe światła i dym na scenie.
    Największą jednak ujmą dla głoszenia Ewangelii stały się publiczne wystąpienia kościelnych zespołów grających „pieśni” w rytmie rocka, które to zgromadzały na placach i ulicach młodych ludzi .
    Lecz gdy po takich występach do mikrofonu podchodził ewangelista, bywał często wygwizdany i obrzucony inwektywami przez „dobrze” bawiącą się młodzież w rytmie „chrześcijańskich rockowych” pieśni.
    Tak właśnie zdegradowano rolę muzyki w życiu chrześcijańskim.
    Lecz nie jest to jedyny powód przewodniej roli muzyki w kościele.
    Myślę, że podstawowym powodem jest brak obecności Ducha Świętego w zgromadzeniach.
    Słowa kaznodziejów puste, bez namaszczenia mocą Bożą.
    Czy, któryś z kaznodziejów dziś w dobie dominacji muzyki nad Bożą obecnością powie do zebranych :
    : Srebra i złota nie mam, lecz co mam, to ci daję: W imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, chodź!
    Obawiam się, że zamiast tego wystąpi zespół w światłach kolorowych jupiterów i unoszącego się na scenie dymu .
    To bardziej przypomina piekło niż niebo.
    Nie zauważą nawet, że Chwała odeszła !!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.