
John Fenn
Kiedy wziąłem ślub z Barbarą, wniosłem do naszego małżeństwa stary T-shirt, który kupiłem jeszcze będąc w koledżu. Był dwustronny i dwuwarstwowy, więc można go było używać w chłodniejsze dni, uwielbiałem go. Na przodzie po obu stronach był napis HPER: Health, Physical Education, Recreation. HPER. Barbara myślała, że ogłaszam światu, że jestem super (Hyper). Nie znosiła tej bluzki, ponieważ była paskudna, zużyta i zmusiła mnie, abym obiecał, że nigdy się w niej publicznie nie pokażę. Używałem więc jej tylko przy pracach wokół domu, lecz pewnego dnia zauważyłem, że spogląda na nią jak mogłaby patrzeć lwica na zranioną gazelę, czekając tylko właściwej chwili do skoku.
Mogłaby powiedzieć coś takiego: „Wiesz, że pewnego dnia przyjdziesz do domu i tej bluzki nie będzie”, badając grunt. Powiedziałem jej, żeby nawet nie żartowała o tym. Barbara jednak uwielbia porządek i wszystko musi być na swoim miejscu, więc jej zdaniem w jej świecie ten T-shirt rujnował wszelkie poczucie sensu i porządku, co też w jakiś sposób obejmowało i moją szufladę z ciuchami. Na początku małżeństwa tkwiła w tym błędnym poczuciu, jakie ma wiele młodych żon: „Zmienię go, ubiorę go” i uważała, że fakt, że ja lubię ten T-shirt to słabość mego charakteru, którą musiała naprawić.
W końcu stało się
Barbara uważała, że bluzka musiała zniknąć, aby odnowić porządek jej wszechświata. Ja uważałem, że jej zniknięcie było by Wielkim Wybuchem w jej wszechświecie.
Pewnego dnia wróciłem z pracy i ruszyłem do mojej szuflady po bluzkę, ale nie mogłem jej znaleźć. Początkowo wzruszyła ramionami w nadziej, że zrezygnuję z poszukiwań i ubiorę coś innego, lecz miała w oczach spojrzenie winnej lwicy, jakby zabiła gazelę i ukrywała to przed wszystkimi. Gdy już przyznała, że ją wyrzuciła, wybuchnąłem. Przyjęliśmy taką zasadę, gdy jeszcze chodziliśmy na randki, że gdy już zostaniemy małżeństwem, nigdy nie pozwolimy na to, aby słowo na „R” (rozwód) weszło do naszych myśli i rozmów, ale tego dnia byłem bliski złamania tej obietnicy.
Zachowywałem się bardzo brzydko, rzucając gromy i wrzeszcząc z natężeniem dźwięku podobnym do startującego odrzutowca, jakby wyrwała z mego boku żebro, i tak właśnie się czułem. Powiedziała, że była już tak wstrętna, że nawet biedak by jej nie chciał, co było potworne, ponieważ my BYLIŚMY biedni! Potem przyznała, że dała ją biedakowi, bojąc się, że będę jej szukał i uratuję ją choćby ze śmieciarki.
Przeprosiła, a ja kazałem jej obiecać, że już nigdy, nigdy, nigdy nigdy więcej nie wyrzuci moich ubrań bez mojej zgody. Zgodziła się, ja zaś również przeprosiłem ją za mój wybuch jak Wezuwiusz. Dowodem na to, że trzyma się tej obietnicy przez ponad 36 lat małżeństwa są dwa okropne, dziurawe T-shirty w mojej szufladzie.
Continue reading →