Byłem punkiem

 

rafalszklarek @ wp.pl

GG 9951013

Każdy kiedyś w chodzi w wiek młodzieży. I szuka akceptacji wśród przyjaciół, gdzie zaczyna się bunt do wszystkiego i tak było ze mną. Poznałem fajnych kumpli, którzy słuchali muzyki rockowej. Postanowiłem dołączyć do tej grupy i szybko się z nimi zaprzyjaźniłem. Po jakimś czasie usłyszałem fajny kawałek piosenki zespołu Thebil Grupy Punkowej bardzo mi ta muzyka się spodobała.

Więc zacząłem kupować kasety z taką muzyką, która była bardzo łatwo dostępna.

W szczególności śpiewali tam o piciu i że życie jest bez przyszłość i by niszczyć rasizm, aby olewać cały ten system, czyli władzę. Po jakimś czasie zaczął z tym się utożsamiać, przyszedł czas by ubierać się jak Punk. Po jakimś czasie przyszła chęć by mieć na głowie Punkową fryzurę, która nazywa się irokezem. Wtedy byłem z tego dumny, że jestem Pankiem, do nauki mnie nie ciągnęło. Wołałem imprezować, chodzić na koncerty i rozrabiać. Po jakimś czasie zaczął powoli pić, aż to przerodziło się w częste picie, aż do takiego stopnia, że traciłem film. Gdy nie było, co wpić i brakowało kasy wyłapywało się na mieście klientów, których można było z kroić z kasy. Jak już się uzbierało to szło się na winko to tanie. Miałem kumpla, który gdy dominie przychodził zawsze z jego ust padało słowo czy niema kasy by wypić coś. Czasami też zdarzały się małe kradzieże. Potem zaczęło się od wąchania kleju bo z reguły tacy ludzie piją, ćpają wąchają klej itp.: Żyło mi się dobrze w tym środowisku zawsze miałem pragnienie pójścia do ślubu w glanach i z irokezem na głowie. Pamiętam wyjazd do Jarocina na koncert to była super impreza. Po jakiś czasie zabrali mnie do wojska i tam pozbyłem się swojego ubioru poglądów punkowych. W tym czasie kilku moich kolegów zmieniło swoje życie jak to się mówi nawrócili się i poznali Boga. Po przyjeździe na przepustkę nie mogłem ich poznać dużo mi mówili o tym co Bóg uczynił w ich życiu. Ale dla mnie to się wydawało bez sensu, jak większość ludzi zawsze twierdzi, że wierzy w Boga. Moje twierdzenie było takie samo, coś mnie pociągnęło by zabrać z sobą Biblie do wojska. Zacząłem ją czytać tylko, że wtedy nic z niej nie rozumiałem dla mnie ona wydawała się jak zwykła książka. Po jakimś czasie przyszło pragnienie by wołać do Boga, o szybsze wyjście z wojska. Wtedy jeszcze nie wierzyłem, że On może mnie wysłuchać, obiecywałem Mu, że jak wyjdę to się zmienię i stanę się lepszym człowiekiem. Bóg mnie wysłuchał jak to mówi Biblia, kto wola do Pana otrzymuje odpowiedz na swoją modlitwę. Udało mi się wyjść po sześciu miesiącach z wojska. Ale moje obietnice były marne nadal wszedłem w to środowisko i piłem, nadal byłem Punkiem. Zawsze twierdziłem, że ten kościół tam gdzie chodzą moi kumple to jakaś sekta, zawsze twierdziłem, że moja noga tam nie postanie nigdy. Po jakimś czasie wracałem z miasta i spotkali mnie dwaj koledzy, którzy tak jak ja nie znali Boga wybierali się na spotkanie do tego kościoła zaczęli mnie namawiać a bym z nimi tam poszedł. 

Dałem się namówić i pojechałem tam z nimi. Gdy przybyłem na miejsce gdzie był ten kościół to miałem opory by tam wejść. Zanim tam wszedłem długo to trwało, ale we wejściu tam do środka pomógł mi pewien przechodzący pijak. Otworzył mi dziwi i powiedział, że tam jest młodzież, która śpiewa i tańczy i wepchnął mnie tam do środka. Byłem zdziwiony młodymi ludźmi i starszymi jak się radują dla Boga. Dowiedziałem się, że to nazywa się uwielbieniem dla Boga. Kiedy skończyło się spotkanie kilka osób przyszło mnie przywitać byli bardzo mili. Nie spotkałem się by kościele, do którego chodziłem kiedyś by ktoś mną się zainteresował. Po powrocie z kościoła na drugi dzień coś mi nie dawało spokoju słyszałem głos, który mówił do mnie, że jestem i chce byś żył dla mnie i że bardzo Cię kocham. Ale odzywał się też drugi głos, że tak naprawdę to nikt cię nie kocha, i że tamto w kościele to było złudzenie, że może być ktoś miły dla ciebie, i że dobra niema. Coś mnie zaczęło tam pociągać do tego kościoła im częściej tam chodziłem tym więcej czułem, że coś jest, co ciągnie mnie do dobrego a nie złego. Po jakimś czasie w tym kościele było spotkanie gdzie zapraszali ludzi by wyszli do przodu, którzy chcą oddać swoje życie Jezusowi. Pamiętam, że chciałem stamtąd uciec, ale coś mi nie pozwalało pchało mnie bym wyszedł do przodu i oddal swoje życie Jezusowi. Kiedy wszyłem to ktoś się modlił o mnie i kazał powtarzać mi te słowa. „Drogi Panie, przyjmuję dziś twój dar życia wiecznego. Zdaje sobie sprawę, że zgrzeszyłem przeciwko Tobie, i że moje grzech oddzieliły mnie od Ciebie i Twojego błogosławieństwa. Przepraszam Cię za nie, naprawdę pokutuję i proszę Cię o Twoje przebaczenie. Wierze, że Jezus Chrystus umarł za mnie, zamiast mnie, i powstał z martwych by żyć jako Pan. Zapraszam teraz do swojego życia Jezusa Chrystusa i wierze, że On mnie zbawił i odtąd chce mu służyć i żyć dla Niego Amen”. 

I odtąd moje życie się zmieniło od 10 lat już nie pije przestałem być punkiem mam pragnienie założenia rodziny i mieć dzieci. Założyć własną firmę i żyć dla Boga i mu służyć i ludziom a głownie młodzieży pomagać. Dziś dzięki Bogu stałem się innym człowiekiem, który o życiu myśli teraz na poważnie i wiem że życie bez Boga jest puste. 

Rafał

сайта

TGIF_03.02.07 Puste żłoby

Today God Is First

Logo_TGIF2

Gdzie wołów brakuje, tam i w żłobie nic nie ma, a siła bawołów zapewnia plon obfity. Przyp 14:4 (B. W-P)

Gdy Jezus przyszedł na ten świat, wybrał na miejsce narodzin najbardziej niezwykłe miejsce – żłób. Nie było to nic więcej jak zwykła stajnia z kozłami, wołami i innym żywym inwentarzem. Jest pewna cecha charakterystyczna w takim właśnie miejscu. Jest ono wypełnione odorem i łajnem zwierząt. Wydaje się, że Bóg najlepiej działa w najbardziej nieprzyjemnych okolicznościach. Faktycznie „gdzie wołów brakuje, tam i w żłobie nic nie ma”. O co tutaj faktycznie chodzi? Wierze, że jest tutaj mowa o tym, że aby Jezus był gdzieś obecny, musimy przyjąć te rzeczy, które niosą ze sobą „nieporządek do wysprzątania”. Bóg działa wśród zamieszania w naszym życiu i z tego zamieszania pojawia się obfity plon. Tak właśnie się działo ze wszystkimi Jego bardzo przydatnymi sługami w Biblii. Bóg jest pełen paradoksów. Dlaczego życie nie może być gładkie i bez kantów? Ponieważ Bóg lubi pokazywać się w samym środku życiowego zamieszania. To właśnie doprowadza nas do żniw. Bardzo często im większe zamieszanie, tym większe żniwo.

Gdy jakieś poważne prace drogowe są podejmowane w zatłoczonym mieście, wydaje się, że jest totalny chaos. Jest to niewygodne, idzie pomału i zazwyczaj irytuje, ponieważ musimy poruszać się wolniej, niż byśmy chcieli. Jest to nieprzyjemnie, a co najczęściej widać to bałagan. Lecz gdy spojrzymy na to samo miejsce po kilku miesiącach czy latach, widzimy, że ta budowa była konieczna. Całe zamieszanie miało swój sens i tak naprawdę bardzo poprawiło życie tych, którzy z drogi mieli korzystać.

W czasie największego mojego życiowego i biznesowego zamieszania Bóg objawił mi swoja moc i siłę. To właśnie wtedy, gdy „wół” trudności wszedł do mojego żłobu, zamanifestowało się też największe żniwo. Niemniej, wtedy gdy starałem się tego „woła” usunąć i odsunąć siebie samego od odoru i zamieszania, walczyłem z największym dziełem Bożym.

Bóg pracuje w żłobach.

topod

TGIF_02.02.07 Oddać klucze

Today God Is First

Logo_TGIF2

Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną. Obj. 3:20

Pewien mój przyjaciel opowiedział mi historię spotkania, jakie miał z bardzo ważnym urzędnikiem rządowym – głową rządu pewnego państwa. W trakcie kilku takich spotkań z moim przyjacielem, kiedyś urzędnik podszedł do niego i powiedział: „Dostrzegam, że jest jakaś różnica między tobą i mną. Czy jest tak dlatego, że ja pochodzę z innej denominacji?” Mój przyjaciel tak wyjaśnił skąd się bierze ta różnica:

„Gdybyś przyjechał do mnie do domu, zaprosiłbym cię jako honorowego gościa. Jako mój gość mógłbyś korzystać ze wszystkiego w domu, niemniej zawsze byłbyś gościem. Nie miałbyś kluczy do mojego domu, a twój autorytet (władza) w tym domu byłby tylko autorytetem gościa. Niemniej, gdybym Ci powiedział, że przekazuję ci mój dom i teraz masz do niego klucze, to ja byłbym twoim sługą, odpowiedzialnym za to, aby prowadzić go zgodnie z twoimi radami i poleceniami. Taka też jest między nami różnica. Ja oddałem klucze mojego domu (serca) Jezusowi, a ty po prostu zaprosiłeś Go do swego serca, jako honorowego gościa”.

„Jak mogę zrobić to również?” – zapytał ten mężczyzna.

„Wszystko, co musisz zrobić, to zaprosić Go do środka, jako nowego właściciela”.

Zrobił to i teraz pozwala Jezusowi rządzić i panować we wszystkich szczegółach swego życia.
Często wielu z nas wchodzi w taką relację z Bogiem, która daje zbawienie. Jest to ewangelia zbawienia, lecz Bóg tak naprawdę pragnie dla nas, abyśmy doświadczyli Ewangelii Królestwa. Chce, żebyśmy przeżywali Jego moc i obecność każdego dnia i widzieli działanie Jego ręki. Dzieje się tak tylko wtedy, gdy oddajemy Mu klucze do naszego życia; On musi być czymś znacznie więcej niż tylko honorowym gościem.

W którym miejscu jesteś obecnie? Czy twoje życie z Bogiem jest czymś więcej niż relacja z honorowym gościem, czy rzeczywiście posiada On klucze do twojego życia.

topod.in

Antyaborcja w USA górą

Antyaborcja  górą

Luty  2007 – „ENDING ABORTION: How the pro-life side will win the war”

Pro-aborcyjni  Demokraci kontrolują Kongres, Nancy Pelosi jest rzecznikiem prasowym Białego Domu, niezadowoleni wyborcy kierują się na lewo, Hillary  Clinton może być następnym prezydentem – i 34 lata po Roe  v.Wade*), Sąd Najwyższy ciągle ma większość popierającą Roe. Co więcej,  od ustanowienia fatalnych praw w 1973 roku niemal 50 milionów  nienarodzonych dzieci zostało zabitych a miliony matek zranionych fizycznie, psychologicznie i duchowo.

Dlaczego  więc działacze na rzeczy antyaborcji uśmiechają się? Uśmiechają się  ze względu na cichą rewolucję, która się dzieje. Choć nie jest  to widoczne ze stolicy USA, z Budynków Sądu Naczelnego czy  Białego Domu, jest bardzo widoczne na dole, „na ulicy” –  na tym poziomie, prawdziwego życia, gdzie kobiety i dziewczęta  podejmują zdesperowane decyzje, aby rozwiązywać swój „ciążowy problem” przez aborcję.

We  wstrząsającym, lutowym wydaniu zatytułowanym „ENDING ABORTION:  How the pro-life side will win the war,” entuzjastycznie  przyjmowany przez WND magazyn Whistblower zabiera czytelników  w dramatyczną i zmieniającą paradygmat podróż do przemysłu  aborcyjnego i ruchu antyaborcyjnego, ukazując jak daleko wojna o życie jest niewiarygodnie i niezaprzeczalnie wygrywana

„Ale  aborcja jest ciągle legalne” – ktoś może powiedzieć. Tak,  lecz zanim się zmieni prawo, musza zmienić się serca – a  dramatyczna zmiana serc właśnie ma miejsce, swój wielki czas,  właśnie tutaj, właśnie teraz. Ameryka zwraca się przeciwko aborcji: „Jeśli  nie zajdzie jakaś dramatyczna zmiana, Amerykanki stracą swoje prawo  do aborcji, a Amerykański  Sąd Najwyższe nie będzie tego przyczyną . . . lecz przyczyną będzie  to, że lekarze albo nie mogą, albo nie chcą wykonywać tej podstawowej  służby”. – mówi Barbara Radford, były dyrektor National Abortion Federation (Krajowej Federacja na rzecz Aborcji).

„…  największym zagrożeniem dla prawa do aborcji może nie być już  przeciwna postawa sędziów czy polityków, lecz  zmniejszający się dostęp do usług aborcyjnych . . . ” –  powiedziała Nita Lowey, zdecydowanie pro-aborcyjna kongresmenka na 18 sesji nowojorskiego okręgu kongresu

„…  dostępność aborcji zmniejsza się ponieważ niewielu lekarzy chce wykonywać to postępoewnie”. – The Washington Post

„Prowadzący  kliniki aborcyjne, nawet w wielkich miastach, mówią, że ich najpoważniejszym problemem jest rekrutacja lekarzy”. – The San Francisco Chronicle

„…  lekarze nie chcą przychodzić i pracować w aborcyjnych klinikach.  Zgadnij, co jeszcze? Pielęgniarki nie chcą przychodzić i pracować w klinikach aborcyjnych”. – Genevieve Grein, manager, Choice Medical Group, Santa Cruz, Calif.

„Aborcja  jest w tym kraju sprawą wyboru nie tylko kobiet, lecz również  lekarzy, przede wszystkim. W całym kraju, większość lekarzy nie  decyduje się na wykonywanie tego zabiegu….…” – American Medical News

Pomimo,  że nie ustają gorliwe wysiłki zakończenia procederu aborcyjnego  skierowane „z góry na dół” – włączając  w to próby podejmowane przez kilka stanów szykujących  bezpośredni, konstytucyjny sprzeciw wobec Roe, wysiłki kongresowe,  aby ograniczyć aborcję, aborcję, powiadamianie rodziców,  informowanie oczekujących matek i tak dalej – to największą  panikę w ruchu aborcyjnym wywołuje to, co się dzieje na poziomie klinik.

Na  przykład: Gdy ciężarna kobiety wysiadają ze samochodów i  nerwowo maszerują ku klinice aborcyjnej, na spotkanie ze śmiercią,  często spotykają „chodnikowego doradce” – zwykła  osobę, wyposażoną wyłącznie w miłość i informacje, których  kliniki aborcyjne absolutnie nie chcą dopuszczać do swoich klientów.  Często po krótkiej rozmowie, doradca prowadzi matkę spod  kliniki za niedaleki róg do „centrum opieki ciąży”  (pregnancy care center). Te centra wyrastają w całej Ameryce tak  szybko, jak szybko znikają kliniki aborcyjne. Wiele z tych centrów  jest wyposażonych w nowoczesne urządzenia ultrasonograficzne typu  „4D”. Gdy klientki takiej kliniki aborcyjnej kładą się i  przeżywają, po raz pierwszy, realność ich nienarodzonego dziecka –  nie jakiś ziarnisty, trudny do zobaczenia staromodny sonogram, lecz  nowoczesny krystalicznie wyraźny obraz jej własnego dziecka –  nie decydują się w ogromnej większości przypadków planowanej aborcji.

To  jedna z wielu rewolucyjnych metod ataków na „prawo do  aborcji” – uważane, ze wielu naukowców  konstytucjonalistów za nieodwołanie podobne do  wczesno-amerykańskiego „prawa do niewolnictwa”. W  międzyczasie istnieje jeszcze wiele frontów walki, takich jak  programy abstynenckie w krajowych szkołach odnoszące zdumiewające  powodzenie. Całe legiony mądrych, młodych, specjalnie wyszkolonych  prawników przygotowuje obronę kobiet i pozwy dla aborcyjnych klinik, włączając w to Planned Parenthood (Planowane Rodzicielstwo).

A  to wszystko dzieje się w klimacie, który nieustannie ujawniają  ogólnokrajowe dane statystyczne mówiące, że tylko jeden  na czterech Amerykanów zgadza się z uwolnioną aborcją na  życzenie, jak dopszczono w Roe V. Wade. Kilka lat temu, w Ameryce  było około 2.000 klinik aborcyjnych, obecnie jest ich poniżej 800. Lekarze odmawiają wykonywania tej praktyki masowo.

Podsumowanie: Aborcja odpycha Amerykan coraz częściej.

*)Roe v. Wade, 410 U.S. 113 (1973)[1], był przypadkiem ustanowienia przez Naczelny Sąd Stanów Zjednoczonych zapisu stwierdzającego, że większość praw przeciwko aborcji pogwałca konstytucyjne prawo do prywatności, unieważniającym wszelkie stanowe przepisy wyjmujących z pod prawa i ograniczających aborcję. Jest to jedna z najbardziej kontrowersyjnych decyzji w historii Naczelnego Sądu Stanów Zjednoczonych.

сайта

TGIF_01.02.07 Mówiąca oślica

Today God Is First

Logo_TGIF2

Wtedy rzekła oślica do Balaama: „Czyż nie jestem twoją oślicą, na której jeździłeś od dawna i jeździsz aż do dziś dnia? IV Moj. 22:30

Większość wierzących biznesmenów (pracowników), jakich znam, jest zorientowana na zadanie, są umotywowanymi wizjonerami. Są gotowi zrobić niemal wszystko, aby ich projekt osiągną sukces. Ta ogromna siła, jeśli nie zostanie właściwie pokierowana przez Ducha Świętego, może być wielką słabością w wypełnianiu Bożej woli w ich życiu.

Czasami tak bardzo chcemy, żeby coś się udało, że nie słuchamy tego cichego wewnętrznego głosu, usiłującego nas ostrzec i kierującego w inną stronę. Tak było z Balaamem. Zaczął jako mąż Boży, lecz później podjął drogę „proroka do wynajęcia”. Bogu nie podobała się jego decyzja, aby odpowiadać na wymagania pogańskiego króla, który chciał przekląć Izraela. Gdy Balaam podążał swoją drogą na oślicy, aby spotkać się z królem, Bóg posłał anioła Pańskiego, aby stanął na drodze i sprzeciwił się prorokowi. Pomimo, że Balaam nie widział anioła, oślica go zobaczyła. Trzy razy schodziła z drogi i trzy razy Balaam bił ją ze złości. W końcu, oślica odwróciła się i ku jego zdumieniu zaczęła mówić, upominając swego pana za bicie. Wyobraź sobie taką sytuację, gdy oślica mówi do ciebie! Ostrzegła Balaama, że anioł śmierci stoi na jego drodze z wyciągniętym mieczem, gotowy by zabić go, jeśli pójdzie dalej.

Czasami jest tak, że większy upór, manipulacja okolicznościami czy nacisk na ludzi wokół, nie jest właściwą reakcją na blokadę drogi. Być może to Bóg usiłuje nakłonić cię do ponownego rozważenia twojej drogi. Gdy napotykasz na trudności, Bóg może robić jedną z czterech rzeczy:

1. Blokuje drogę, aby cię ochronić.

2. Jego czas, w którym dany poziom ma zostać ukończony, nie jest zgodny z twoim.

3. Może dopuszcza innych graczy do zajęcia miejsc, a okoliczności nie są jeszcze w pełni przygotowane, aby weszli.

4. Być może korzysta z tego procesu, aby kształcić w tobie cierpliwość.

Polegaj Duchu Świętym, że On powie ci, która z tych rzeczy dzieje się w twoim życiu, ponieważ to rozeznanie jest kluczem do poruszania się w Bożym czasie.

aracer

TGIF_31.01.07 Kosztowna ofiara

Today God Is First

Logo_TGIF2

…Nie chcę składać Panu, Bogu mojemu, całopaleń darmowych 2 Samuel 24:24

Jadłem kiedyś obiad z człowiekiem, który cieszy się pewną sławą. Po zapoznaniu się, zapytał: „Jak mogę ci pomóc?” Słowa te zaskoczyły mnie z ust mężczyzny, który oczywiście miał wiele zajęć. Pierwszą myślą było to, że byłem pod wrażeniem osobowości. Druga, to zastanowienie czy ta propozycja był
rzeczywiście szczerą ofertą, czy też próbą wywarcia dalszego wrażenia jego pokorą i chrześcijańską pobożnością. Od tamtej chwili okazało się, że było to szczere.

To spotkanie przypomniało mi, że każdy z nas musi chcieć dawać innym, bez nastawienia na jakiś zwrot. Jest to prosty akt usługiwania innym. Jezus powiedział, że musimy uważać siebie za mniejszych od innych. Kiedy ostatni raz zdarzyło ci się zrobić coś dla kogoś, nie spodziewając się zwrotu?

Gdy król Dawid przybył złożyć ofiarę i modlić się o powstrzymanie plagi dotykającej Izraela, miał możliwość zrobić to bez ponoszenia kosztu zakupu zwierzęcia na ofiarę.

Lecz król odpowiedział Arawanie: „Nie, jestem zdecydowany zapłacić ci za nie. Nie będę składał Panu, mojemu Bogu ofiary całopalnej, która mnie nic nie kosztuje”. Tak więc nabył Dawi klepisko i bydło za 50 sykli srebra. Zbudował tam ołtarz Panu i złożył ofiarę całopalną i ofiary pojednania. Wtedy Pan wysłuchał modlitwy na rzecz ziemi, a plaga została zatrzymana (2 Sam. 24:24-25).

Dawid rozumiejąc zasadę dawania, powiedział, że nie może złożyć Bogu czegoś, co nic nie kosztuje. W przeciwnym razie, nie byłby to ofiarny dar.

Kiedy po raz ostatni poświęciłeś swój czas komuś innego, nie oczekując, że cokolwiek otrzymasz w zamian? Wszyscy możemy coś dawać innym, jak na przykład nasz czas, pieniądze, fachową wiedzę. Jest to prawdziwe chrześcijaństwo, które kształtuje Duch Święty. Następnym razem, gdy spotkasz się z kimś, czemu by nie zastanowić się nad tym, jak mógłbyś pobłogosławić tą osobę. Czemu nie zapytać: „Jak mogę ci pomóc?”

aracer

Jak sprzedaje się seks i zepsucie dzieciom

© 2004 WND

Oryginał: Selling sex and corruption to your kids

Kupelian David

„Skaut jest wierny, . . . lojalny . . . pomocny . . .przyjacielski . . .odważny . . . dobry”

Patrzę na mojego 12 letniego syna Jozue i 24 innych chłopaków Skautów  recytujących wspólnie Prawo Skauta w czasie cotygodniowego spotkania. Jest w tym świeża nadzieja i męska winieta w erze obejmującego wszystko zamieszenia nastolatków. Gdy tak stoję obserwując w napięciu – przyglądam się mundurkom chłopców, ich oznakom, łatom, insygniom i innym kolorowym symbolom ich przynależności do wyższych ideałów skautowskich – wracam w myślach o kilka lat, gdy mój syn chciał nosić inny „mundur”.

Podróżowaliśmy z bliskimi krewnymi, których nie wiedzieliśmy całe lata do Cape May w New Jersey na wakacje nad ciepłe wybrzeże Atlantyku. Jozue ogromnie sie zaprzyjaźnił ze swym kuzynem starszym o kilka lat. Marek, kochający zabawy, bardzo przyzwoity dzieciak, nie miał w sobie niczego złego. Niemiej, jedna drobna rzecz: nosił naszyjnik. Oczywiście, Jozue zawsze uważał naszyjniki, bransoletki, kolczyki i tego typu rzeczy za zdecydowanie damskie wyposażenie i nigdy nawet we snach nie sądziłem, że założy coś takiego na siebie i będzie „wyglądał jak dziewczyna” (czy „dziwak”). Pewnie już zgadliście. Pod koniec tygodnia Jozue powiedział mi, że naprawdę chciałby dostać jakiś naszyjnik, jak ma jego kuzyn. On „po prostu, . . . czuje to, żeby taki nosić, i tyle. Żadna wielka sprawa, Tato”.

Wziąłem  go na spacer na skaliste tereny, gdzie mogliśmy pobyć sami. Szybko okazało się, że mój syn nie tylko rozwinął w sobie to potężne pragnienie, aby nosić na szyi kawałki punkowskiej biżuterii – coś, co poprzednio odrzucał – lecz w wyraźny sposób był wrogo do mnie nastawiony z jakiegoś dziwnego powodu, pomimo że przyznał, że niczym go nie uraziłem. W miarę rozmowy dotarło do mnie, co się dzieje. Oczywiście, że chciał być taki sam jak jego starszy kuzyn, na którego patrzył i z którym się związał, i stąd pragnienie, aby nosić głupio wyglądający naszyjnik. Lecz ja? Stałem się teraz niewygodnym kontrastem, widzialnym przedstawicielem jegostanu umysłu sprzed zniewolenia tym obcym pragnieniem. Byłem teraz zagrożeniem dla jego nowej przyjaźni, więc odrzucał mnie wraz z swoim własnym poprzednim punktem widzenia.

I jak się okazało, nie musiałem mówić wiele: „Jozue, dlaczego jesteś zły na mnie? Czy nie dlatego, że nie sądzę, abyś tam głęboko, wewnątrz faktycznie chciał nosić naszyjnik? Powiedz mi coś? Co byś powiedział dwa tygodnie temu, przed przyjazdem do Cape May, gdybym zapytał cię czy chcesz nosić ciężki drewniany naszyjnik. Czy chciałbyś?” „Nie, coś ty” – odpowiedział bez wahania. Został wybity z transu, zaświtało. Zapłakał krótko, przycisnął mnie i zapewnił mnie po męsku, że nie chce wyglądać jak dziewczyna i nosić naszyjnik. Gdy poszliśmy do sklepiku z prezentami na tamtej plaży, wskazał mi nawet, który to naszyjnik chciał mieć i zapewnił, że już nie jest zainteresowany. I taki był tego koniec, lecz to znakomicie pokazało mi jak wrażliwe są dzieci na presję rówieśników.

Pokolenie Gangsta.

Skoro Jozue poczuł ten niewidzialny nacisk na przyjęcie upodobań swego kuzyna, to co wpływało na kuzyna? Co faktycznie wywiera taką nie do pokonania presję na większość  współczesnej młodzieży, aby podporządkowywać się (przez  „buntowanie”)? Podobnie jak wojsko, szkoły prywatne, Skauci  mają mundury, tak też i młodzieżowa kultura: workowate portki, czapki  zakładane do tyłu, naszyjniki i inna biżuteria, kolczyki na ciele,  tatuaże itd. O ile jednak mundury symbolizują wartości i wierność,  lojalność jakiegoś wyższego (czy niższego) porządku, to w tym  przypadku jest to wierność coraz bardziej buntowniczej muzyce,  społecznemu, seksualnemu i kulturalnemu światowi, tajemnej (dla  rodziców) rzeczywistości, która wydaje się magicznie przyciągać do siebie miliony dzieci.

Przez  trzy lata dziennikarka Patricia Hersh podróżowała przez tą  egzotyczna subkulturę. Obserwowała, słuchała, pytała, związała się i  zyskała zaufanie ośmiu nastolatków w typowym amerykańskim  miasteczku Reston, w stanie Virginia, co ostatecznie zaowocowało jej  uznanym portretem: „Oddzielone plemię: podróż do serca amerykańskiego wieku dojrzewania”. Widok jaki opisuje, jako wszechobecny w całej Ameryce, powszechny jak McDonalds, naprawdę wywołuje zmartwienie:

To jest hip-hop na przedmieściach, kultura rapu. Uczniowie wszędzie noszą bejsbolowe czapeczki z daszkiem do tyłu lub nasunięte na oczy, za duże koszulki, śmieszne workowate dżinsy lub spodnie z obniżonym krokiem zwisającym aż do połowy uda, paski, które zwisają tak, aby obnażyć jasnokolorowe bokserki. Całokształtu dopełniają najmodniejsze drogie marki. Odmianę stanowią bluzy z kapturami (kaptur obowiązkowo noszony w szkole) oraz kawałki materiału czy bandaże wiązane z tyłu głowy, styl skopiowany z ulicznych gangów. Podobnie jak wszechobecne, swobodnie używane przekleństwa, twarde lądowania w stylu kamikadze całkowicie poza zasięgiem straży miejskich i nauczycielskiego wzroku…

Ku zrozpaczonej wyzwaniem społeczności dorosłych, czarny szał jest obecny, jako kulturalny styl dla dzieciaków średniozamożnej klasy. Podobnie jak kiedyś, w latach sześćdziesiątych, gdy synowie i córki tej średniej klasy zrzucili swoje tweedowe marynarki i dystyngowane zwierzchnie sukienki na rzecz pokoleniowego munduru Levi’sa, roboczych koszul i krótkich, cienkich płaszczy w wojskowym kolorze w uwielbieniu dla „blue collar workers” (pracowników żyjących z pracy rąk na godziny – przyp.tłum.), „Prawdziwej Ameryki”, tak dzisiejsza, dorastająca młodzież wybrała styl czarnej miejskiej ulicy jako autentyczny styl bycia. Zachowywać się jak czarny to, jak określają dzieciaki, być silnym, konfrontacyjnym i trochę strasznym.

„Żyjemy w pokoleniu gangsta” wyjaśnia jeden z białych seniorów średniej szkoły noszący bejsbolówkę Malcolm X daszkiem do tyłu. „Chodzi tylko o to, żeby to złapać. Patrze na to, co ci cool faceci robią i jak to wpływa na innych ludzi. Oni robią więcej niż te wszystkie pedalskie białe dzieciaki, które grają w kosza, są lubiani przez dyra szkoły i są bogaci przez całe swoje życie, no i może czasami w weekend się upiją. Te dzieciaki każdego dnia ryzykują zrypkę”.

Hersch opisuje w jaki sposób hip-hop – multimilionowy muzyczny przemysł przepełniony „silnymi politycznymi i seksualnymi obrazami rap” – złapał w niewolę pokolenie dramatem getta i jego codzienną walką o przetrwanie:

Hip-hopowa postawa mówienia prosto w twarz wydaje się silna i wolna dzieciakom, które czują się ograniczane przez oczekiwania przyziemnego świata klasy średniej, w którym się wychowali.  Rapersi stali sią najbardziej popularnymi gwiazdami MTV. W wywiadzie  na temat swego albumu „Home Invasion” rapper Ice T odnosi  się do „kulturalnej inwazji” jak ma miejsce, gdy nieznani  dorośli siedzią wraz ze swymi rasistowskimi poglądami, dzieci cicho  siedzą w swoich pokojach, a jego słowa wlewają się w ich umysły przez  słuchawki: „Gdy już ich raz dostanę pod moje p….y czar/ mogą  zacząć dawać ci p…e piekło” rapuje. „Zacznij zmieniać to  jak chodzą, mówią, działają, a teraz czyj to jest błąd”.  Świat rapu „kostiumowych gadżetów, dziwek, ziomali, i  policji” jest atrakcyjną odmianą dla tych „zwykłych”  sfer dentystycznych aparatów, szkolnych samorządów i  randek. Getto – przeżywane z drugiej ręki z filmów,  muzyki i porannych wiadomości, oglądane z wygodnych, podmiejskich,  rodzinnych pokojów – jest dla młodych ludzi nasączony ogromną dramaturgią i urokiem.

Czy  to jest to? Czy dzisiejsza dziwaczna młodzieżowa podkultura jest  ostatnim „kostiumem” młodocianego buntu, podobnie jak  długie włosy w latach 60-tych i inne mniej rzucające się w oczy,  buntownicze fazy rozwoju poprzednich pokoleń dzieciaków? Czy  zaniepokojenie dorosłych współczesną kulturą młodzieży jest  tylko wiecznym kręceniem kciukami wywołanym eksperymentami z  niezależnością ich dorastającej latorośli? A może jest tutaj zaangażowane coś innego, coś znacznie bardziej złowrogiego?

’Marszandzi Cool’.

„Oni chcą być cool. Są wrażliwi i  mają kasę. Są korporacyjnym, 150-cio miliardowym snem Ameryki”.  Jest to wstępna wypowiedź w zdumiewającym, czołowym dokumencie PBS z  2001 roku zatytułowanym: „Merchants of Cool” przekazanym  przez Douglas Rushkoff. To, co wychodzi na jaw to 60 minutowy  skandaliczny portret głównych korporacji – Viacom,  Disney, AOL/Time Warner i innych – które zajmują się  badaniem amerykańskich dzieci jak laboratoryjnych szczurów, po  to tylko, aby sprzedać im miliardy dolarów w towarze, kusząc, degradując i psując ich.

Myślisz, że to przesada? Jest to niedopowiedzenie.

„Kiedy  funkcjonuje kilka gigantycznych narodowych korporacji, obciążanych  długami, szaleńczo konkurując ze sobą o każdy centymetr przestrzeni  fizycznej i każdy umysł, jaki tylko mogą zdobyć, – mówi  profesor komunikacji na Uniwersytecie Nowojorskim Mark  Crispin-Miller. – są gotowi są zrobić wszystko, cokolwiek wydaje im  się najszybciej zadziałać i zdobyć najwięcej ludzi, co oznacza, że zaniżą standardy w dół”.

Zobaczmy jak bardzo w dół.

„Jest  to burza firm, walczących o te same dzieciaki – wyjaśnia  Rushkoff w „Merchants of Cool.” – Aby zdobyć lojalność  nastolatków, specjaliści rynkowi wierzą, że musza mówić  najlepiej ich językiem, więc badają ich bardzo uważnie, tak jak  antropolog badałby egzotyczną tubylczą kulturę. Dziś pięć ogromnych  firm jest odpowiedzialnych za sprzedaż niemal wszystkiego co  funkcjonuje w młodzieżowej kulturze. To są prawdziwi marszandzi cool: Rupert Murdoch’s Newscorp, Disney, Viacom, Universal Vivendi, oraz AOL/Time Warner.”

Ta  dokumentacja ukazuje w jaki sposób wielkie korporacje  dosłownie nasyłają „szpiegów”, aby infiltrować młodzieżowe środowiska w celu zdobycia informacji do jakich następnych zakupów mogą nakłonić te dzieci.

„Kompanie  rozrywkowe, są grupą ogromnego konglomeratu, które posiadają  cztery czy pięć muzycznych firm, sprzedających 90% muzyki w Stanach  Zjednoczonych – te same firmy, które posiadają wszystkie  studia filmowe, wszystkie główne sieci telewizyjne, wszystkie  telewizyjne stacje na 10 największych rynkach” ujawnia profesor  komunikacji z University of Illinois Robert McChesney w tym  dokumencie. „Są oni w posiadaniu wszystkich lub części każdego  komercyjnego kanału. Patrzą na rynek nastolatków jak na część  swego potężnego imperium, które kolonizują. Powinniście  widzieć to tak, jak Imperium Brytyjskie czy Francuskie z XIX wieku.  Nastolatki są traktowane jak Afryka. Wiesz, jest to środowisko, które  należy przejąć, a ich arsenałem broni są: filmy, muzyka, książki, CD,  internet, ubrania, rozrywkowe parki, zespoły sportowe. Wszystko to są narzędzia do ściągania z tego rynku pieniędzy”.

MTV.
o więc, z kablowym kanałem, który stawia  siebie w pozycji championa dzisiejszych nastolatków i tych  przed wiekiem nastoletnim – championa ich muzyki, ich buntowniczego  wolnego ducha, ich szczerego, zawsze zmiennego wyobrażenia tego, co  jest „cool”? Czymkolwiek innym mogłoby być MTV, w końcu  interesuje się dzieciakami, prawda? Tak, z pewnością, interesują się,  ale w taki sam sposób jak lew gazelą. Wszystko w MTV jest  komercyjne – wyjaśnia McChasney. – To wszystko czym jest MTV.  Czasami jest to wyraźna, reklama opłacana przez firmę, która  chce sprzedać swój produkt. Czasami będzie to wideo dla firmy  muzycznej, która sprzedaję muzykę. Czasami będzie to set  wypełniony ciuchami trendy i tym, co może sprzedać taki wygląd, do  którego potrzebne są produkty z tego seta. Będzie to też  czasami show na temat jakiegoś filmu, który ma dopiero wejść,  opłacony przez filmowe studio, choć ty nie wiesz o tym, aby zrobić  rozgłos temu, co wychodzi z Hollywood. Wszystko tu jest programem informacyjnym, nie ma nie-komercyjnych części MTV”.

Rushkoff  ilustruje działanie tej maszyny korzystając z przykładu Sprite. To,  co kiedyś było borykającym się z problemami producentem drugorzędnego  napoju zostało wyciągnięte przez wspaniałe marketingowe formy  działania jak: podpisywanie się pod głównymi hip-hopowymi wydarzeniami i ustawianie się w pozycji tego cool napoju  dla bezmiernego rynku pokolenia MTV. Łącząc Sprite, MTV, muzyków  rap i innych uczestników promocji, Rushkoff przedstawia nam  zakulisowa grę: „Sprite wynajmuje Roseland Ballroom, płaci  dzieciakom po 50 dolców, aby ją zapełniły i wyglądały cool.  Artyści rap, którzy koncertują dla tej opłaconej publiczności,  otrzymują bezpośrednie wejście w programie MTV, 'Direct Effects’,  którego Sprite jest sponsorem. MTV pożera tanią produkcję,  promując muzykę firm płytowych, które reklamują ich kanał i wszyscy są szczęśliwi”.

Cóż  więc, powiadasz? Co w tym złego? Czy MTV i rapersi, i producenci  ciuchów i inni nie dają dzieciakom tego, co one chcą? Właśnie to mówią, ale to nie jest to, co robią.

W rzeczywistości te firmy tworzą nowe, niższe i co bardziej szokujące – to jest słowo kluczowe szokujące – kampanie  reklamowe, udające szczery, autentyczny wyraz młodzieżowych  poszukiwań swej tożsamości i przynależności, wyłącznie w jednym celu osiągania finansowych korzyści z amerykańskich dzieci. Mają  oni swoje grupy, na których się skupiają, do których  wysyłają „kulturowych szpiegów” (których  nazywają „korespondentami”), którzy udają przyjaciół  i ludzi troszczących się o nastolatków, aby ich sondować –  co lubią, czego nie, co jest na topie, a co nie, co jest cool, a co  już nie. Angażują się w „brzęczący marketing” (gdzie ukryty  agent przebrany za „jednego z tłumu” mówi o nowym  produkcie). Wynajmują naganiaczy, którzy wchodzą z młodzieżą w  relacje przez internetowe czaty, oraz „ulicznych szpicli” (wędrujące grupy, które głośno publicznie omawiają zespół  czy jakiś produkt, aby wzbudzić zainteresowanie). Uruchamiają całą  maszynerię współczesnych badań rynkowych i psychologii  konsumenta, aby dotrzeć do tej złotej żyły – wyprzedzić  następne, zawsze bardziej dziwaczne i bardziej szokujące wcielenie  tego co „cool.” Samo to byłoby wystarczająco złe –  gdyby korporacyjna Ameryka po prostu postępowała za i handlowała tymi  najbardziej podstawowymi instynktami zmieszanych, niedoglądanych  nastolatków. Lecz oni nie idą za tym, oni prowadzą – ku dołowi.

Eksponaty A i B: „mook” oraz „midriff,” dwa stworzenia tego  korporacyjnego konsorcjum nastawionego na młodzieżowy rynek. „mook”  to marketingowa karykatura dzikiego, niemoralnego, żyjącego bez zahamowań seksualnego maniaka.

„Weźmy Howrad’a Stern, – mówi Rushkoff, – być może  pierwotnego i ciągle pierwszego króla mooków. Spójrzmy  w jaki sposób Viacom wynosi go na wszystkich swoich  posiadłościach. Jest sprzedawany przez 50 radiowych stacji Viacom’s  Infinity. Jego cotygodniowy show telewizyjny jest nadawany przez  Viacom’s CBS. Jego bestsellerowa autobiografia została wydana przez  Viacom’s Simon and Shuster, po czym ożywiona w filmie wyprodukowanym  przez Viacom’s Paramount Pictures, zarabiając 40 mln dolarów  na miejscu i wiele milionów więcej na sprzedaży wideo na Viacom’s Blockbuster video”.

Dodaje:
„Mook nie występuje w naturze. Jest to stworzenie wymyślone na  potrzeby spieniężenia sterowanego testosteronem szaleństwa dorosłych.  Łapie ich poniżej pasa, po czym sięga do ich portfeli”. Ogromna  części programów MTV prezentuje i reklamuje tego „mook’a”  w amerykańskich chłopcach. Na przykład, głównym miejscem  spotkania jest profesjonalny wrestling – program telewizyjny o  największej dziś oglądalności wśród dorosłych amerykańskich chłopców.

OK, a co z „midriff”? Dziewczęta, mówi Rushkoff,  „zostały ściągnięte tu na dół wraz z chłopcami. Maszyna  medialna wypluła drugą karykaturę. . . midriff nie jest bardziej  prawdziwa niż mook („midriff” – oznacza też w j.ang.  część ciała między piersiami, a talią – przyp. tłum.) . O ile  on utknął w wieku dojrzewania, to ona jest przedwcześnie dojrzała; on nie dba o to, co ludzie myślą o nim, ona jest pochłonięta swym  wyglądem. Jeśli do niego należy szorstkość, do niej – seks.  Midriff jest w rzeczywistości zbieraniną tych samych, starych  seksualnych stereotypów, lecz przepakowanych w nowe kobiece  możliwości. 'Ja jestem madriff, słuchaj jak wrzeszczę. Ja jestem seksualnym obiektem, lecz jestem dumna z tego'”.

Jaki  jest więc cel tych zdeprawowanych modeli dla amerykańskiej  przyszłości, wykrojony z marketingowych badań, skompilowany przez  wynajętych przez korporacje „kulturowych szpiegów”, których zadaniem jest rozpoznanie, jaki następny krok w dół – następna szokująca fala przebrana w autentyczny  „cool” – prawdopodobnie będzie do zrobienia dla pokolenia MTV? Dlaczego? Żeby sprzedawać dzieciakom jeszcze więcej, oczywiście.

„Gdy  korporacyjny zysk zależy od tego, aby być z przodu, przed zakrętem,  musisz słuchać, musisz dokładnie wiedzieć, czego oni chcą i  dokładnie, co oni myślą, abyś mógł dać im to, co chcesz, aby  wzięli” – wyjaśnia Crispin-Miller z nowojorskiego  uniwersytetu. I dodaje: „Maszyneria MTV nie słucha młodych ludzi  po to, aby dać im szczęście. . . MTV tak się dostraja, aby wyobrazić sobie, jak podać to, co Viacom ma do sprzedania”.

Jak  więc kierują dzieciakami, aby ich przywiązać – odcisnąć im ślad  – przy pomocy następnego kierunku muzyki, ciuchów, stylu życia, tych wyborów, które oni powinni kupić?

„Angażuje  się dzieci do udziału w seksualnej rywalizacji na scenie lub kamery  MTV podążają za nimi w ciągu tygodnia ich rozpusty” – mówi  Rushkoff. „Oczywiście, niektóre z nich zawsze zachowywały  się w sposób szalony, lecz nigdy te wybryki nie były tak  celebrowane w TV. Więc, oczywiście, dzieci traktują to jako  wskazówkę, jak tutaj na wybrzeżu Panama Beach, na Florydzie,  gdzie uczniowie szkół średnich zachowują się w publicznych  miejscach tak, jakby byli na scenie MTV. Kto kogo tutaj naśladuje?  Życie w realu i w MTV zaczynają się zacierać. Czy rzeczywiście media  odzwierciedlają świat dzieci, czy też jakiś inny? Coraz trudniej jest zrozumieć odpowiedź”.

Prawdziwie  diabelska część modus operandi speców od ryku pojawia się, gdy Rushkoff pokazuje swoją własną epifanię:

Nigdy nie zapomnę tego  momentu, gdy 13 letnia Barbara i jej przyjaciółki zauważyły  naszą grupę w czasie między ich próbami. Wydawało się, że  tańczą dla nas, dla naszych kamer, jakby sprzedawały z powrotem nam, mediom, to, co my sprzedaliśmy im.

Wtedy mnie to uderzyło:  jest to gigantyczne sprzężenie zwrotne. Media obserwują dzieciaki, po  czym sprzedają im obraz ich samych. Wtedy dzieci oglądają te obrazy i  aspirują do tego, aby być mook’iem czy midriff’ą w TV. A media są tu  na miejscu, aby ich obserwować jak to robią, aby wyszykować dla nich nowy obraz i tak dalej.

Czy  jest jakiś sposób na przerwanie tego sprzężenia zwrotnego –  pyta Rushkoff. Wyłącznie w umysłach dzieci, ujawnia, zauważając, że  „cool” – szukająca młodzież, która stale  sięga w dól do nowych, bardziej lubieżnych, bardziej skandalicznych środków wyrazu – jest to coś, wszystko,  tak długo dopóki nie zostanie to wykorzystane i zdarte przez korporacyjny świat.

Powiedziawszy  to, Rushkoff puszcza taśmę z nagraniem wielkiej, demonicznie  wyglądającej grupy młodzieży z wymalowanymi twarzami, szantującej i  wykrzykującej sprośności w centrum Detroit w noc Halloween i wyjaśnia:

Kilka tysięcy,przeważnie białych młodych mężczyzn zebrało się, aby wysłuchać koncertu ich ulubionego, lokalnego zespołu: Insane Clowne Posse
(Oddział Szalonych Klaunów). ICP pomógł w tworzeniu nowego stylu muzycznego zwanego rap metal lub rage rock, który  stworzył zamieszanie w całym kraju swymi szokującymi tekstami i wyszydzaniem kobiet i gejów . . Rockowa muzyka zawsze była  kanałem buntu, lecz do tej pory była kierowana przeciwko rodzicom,  nauczycielom czy rządowi, dziś jest kierowana przeciwko przebiegłej  komercji, samemu MTV. Fani czuli się lojalni wobec tego zespołu i  jego muzyki, ponieważ przeżywali ją jako swoja własną. Nie została  ona poddana żadnej obróbce przez korporacje, przetrawiona do popularnej kultury i sprzedana z powrotem im w markecie.

Członkowie  zespołu Insane Clown Posse wyjaśniają popularność zespołu: „Wszyscy,  którzy lubią nasza muzykę czują super łączność. To dlatego oni  wszyscy tu są, czują się tak bardzo złączeni z tym, ponieważ to jest  – jest wyłącznie ich. Widzisz, gdy coś jest w radiu, jest dla  wszystkich, wiesz o co mi chodzi? To jest piosenka wszystkich. 'O, to  moja piosenka’. To nie jest twoja piosenka, ona jest z radia. Należy  do wszystkich. Lecz posłuchaj ICP, czujesz się tak, jakbyś był jedynym, który wie o tym”.

„To  są skrajności – mówi Rushkoff. – na które  nastolatki pójdą, aby upewnić się co do autentyczności ich własnej sceny. Jest to frontowa linia oporu kultury nastolatków:  stań się tak nieokrzesany, tak nie do przyjęcia, złam tak wiele  zasad, abyś stał się niestrawny”. (Aby dopełnić wrażenie, w tle  Isane Clowne Posse rapuje: „Dziwka, hej, jest twoja. Hej, twoja jest dziwka, Chodź!” i inne budujące teksty.)

Wtedy  pojawia się zdrada: „Marszandzi Cool” pokazują jak Insane  Claoun Posse i inne „autentyczne” grupy – nietknięte  przez komercję – są w końcu wykupywane przez marketingową  „maszynę”, pakowne i sprzedawana z powrotem na młodzieżowy  rynek. Oczywiście, gdy ta szokująca wartość zużyje się, a szata  „cool” – nietknięta i nie zepsuta przez korporacyjna  Amerykę – przesuwa się dalej w dół do następnego,  jeszcze bardziej skandalicznego poziomu deprawacji – MTV,  Viacom i inne korporacyjne giganty są już tutaj obecne, aby spakować to i sprzedać ponownie naszym dzieciom.

A,  i nie próbuj nawet mówić swoim dzieciom o tej całej  diabelskiej grze. Widzisz, jak mawia Crispin-Miller, „to  oficjalna część punktu widzenia świata rockowych klipów, to  oficjalna część punktu widzenia świata reklam, że twoi rodzice to  sk…, nauczyciele to frajerzy, przedstawiciele władzy są śmieszni, i  tak naprawdę nikt nie jest w stanie zrozumieć dzieciaków oprócz korporacyjnych sponsorów”.

OK,  czy to tak jest? Amerykańskie nastolatki znajdują się w uchwycie  zgubnych kampanii marketingowych prowadzonych przez wielkie, chciwe,  nietroskliwe korporacje? – z nadzieją, że dzieci wyrosną z tego i staną się normalne kiedyś? Koniec historii?

Nie  całkiem. Bądź pewien, miliony młodych ludzi pochwyconych przez  destrukcyjny lecz korporacyjny aspekt sprawy to tylko ta widoczna strona. Spoza korporacyjnych manipulacji i młodzieży związanej  swymi egoistycznymi i haniebnymi wpływami czyha następna, znacznie  bardziej budząca grozę i całkowicie perwersyjna „kampania  marketingowa” – wrogi wymiar, w którym nie ma  żadnej troski o dobro innych i która jest zaprogramowana, aby pochłonąć wszystko na swojej drodze, od najwyższego do najniższego.

To  „coś”, co ujawnimy w drugiej części, jest literalnie  wycelowane w degradację tej młodzieży tak totalnie, że niewiele nadziei pozostaje dla następnego pokolenia Amerykanów.



комплексное продвижение сайтов