Sława, a nasza odpowiedzialność

Stephen Crosby

Tak więc, po raz kolejny jawne postępowanie chrześcijańskiego celebryty znalazło się na pierwszych stronach wiadomości. „Upadł” przez niemoralność seksualną. Niestety, nie jest to nic nowego. Takie rzeczy zawsze będą miały miejsce w kulturze wołającej „daj nam króla (celebrytę), gdzie ceni się sławę i talent bardziej niż charakter. Niemniej, nie mamy tutaj do czynienia wyłącznie ze sprawą odpowiedzialności jednostki.

O ile jednostki muszą ponieść odpowiedzialność i spotkać się z konsekwencjami takich sytuacji, wszyscy jesteśmy w to zamieszani. Dlaczego? Ponieważ nasza żądza chwały umożliwia takie zdarzenia. Jeśli psychiczna energia, pieniądze i uwielbienie chrześcijańskich tłumów promują jednostkę do sławy, której ona nie jest w stanie unieść, to ten tłum jest zamieszany w upadek tejże jednostki. To my powołujemy królów, a następnie, gdy upadną, kiwamy palcem. My musimy pokutować, a nie tylko ten człowiek.

Cieszę się z tego, że w Chrystusie zawsze jest przebaczenie, akceptacja, nadzieja i odnowienie dla każdego, dla wszystkich i zawsze. Cieszę się z tego, że Ojciec nie potępia nikogo. Niemniej: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu” to modlitwa, której nigdy za wiele. Jest wiele zamieszania w tej kwestii. Nasz status synów i córek Bożych w Chrystusie nie neguje tej koniecznej skłonności do świadomości siebie Jeśli chodzi o Johna Crista dziennikarz USA Today napisał ostatnio:

„… dalej istnieją konsekwencje naszych czynów ( i powinny być), lecz ostatecznie nie określa nas to, co zrobiliśmy, lecz to, co zrobił dla nas Jezus. Johnie Crist, spartaczyłeś to porządnie, lecz Bóg nadal kocha cię i kochać zawsze będzie”.

Porównajmy to z tym, co POWIEDZIAŁ JEZUS: Po owocach (zachowaniu, jakie ich życie wydaje) poznacie ich”.

To jest definicja rzeczywistości przy pomocy etyki, a nie wiarą w zastępcze zadośćuczynienie, pozycyjną sprawiedliwość i teorię tożsamości! Jest to sprawozdanie z postawy oparte na rzeczywistości planety Ziemia, a nie na metafizycznej duchowości. Wydaje się, że Jezus myślał o tym, że w ostatecznym rozrachunku zostajemy rozpoznawani po naszym zachowaniu. Dla galaretowanych zachodnich ewangelików słowa Jezusa są nie do pomyślenia, ponieważ zawierają zakazane we współczesnych opartych na łasce (dosł.: grace-based; fałszywie tak zwanych) wszechświatach, brudne słowa: osąd (ocenę) i zachowanie. Następujące słowa są na ustach mnóstwa tak zwanych chrześcijan, których spotykam:
„Bóg akceptuje mnie takiego jaki jestem, bez względu na to, co zrobiłem a ty nie możesz mnie osądzać (oceniać)”.

Źle. Zamieszanie. Zwodniczo.

Indywidualizm, subiektywizm i prawnicze założenia takiego podejścia są bardzo niepokojące, a jednak tak powszechne na współczesnym, popularnym poziomie zachodniego protestantyzmu, jak piasek na Saharze. Z chwilą, gdy pomylimy nasze wierzenia dotyczące naszego statusu jako zaakceptowanych w Umiłowanym i tym, którym Bóg wybaczył w Chrystusie z etyką – z tym, jak żyjemy wobec obserwującej ludzkości – pomijamy to, co dotyczy dyscypliny naszego życia i przemieniającego życie działania Krzyża.

Pokaż mi swoją wiarę bez uczynków a ja ci pokażę moja wiarę z uczynków

Wiara bez uczynków jest martwa.

Czy przeciwstawiam sobie Jakuba i Pawła? Absolutnie nie. Ta sztuczna łamigłówka pojawia się wyłącznie wtedy, gdy ktoś jest narażony na pewne skrajne protestanckie schematy interpretacji, czyli: Pokaż mi / pokaż sobie. Nie mówi: pokaż Bogu.

Paweł i Jakub zwracają się do całkiem innej grupy ludzi, a to, co pisze reprezentuje dwie strony tej samej monety – Ewangelii: zwróconej ku Bogu i zwróconej ku ludzkości.
Jest to jedna i ta sama, niepodzielna moneta. Nie pracujemy po to, by „zarobić” na zbawienie, to ta część zwrócona ku Bogu, lecz jeśli chodzi o tą skierowaną ku ludzkości to z całą pewnością dowodzimy w ten sposób, że nasza wiara jest żywa, a nie martwa. Z całą pewnością w oczach ludzi charakteryzuje nas nasze zachowanie. Jeśli chodzi o to, co niektóre skrajne formy nauczania łaski rozgłaszają, nasza odpowiedzialność wobec innych ludzi jest częścią pakietu zbawienia.

By-Life
W j.angielskim proste słowo „believe” czy „belief” wywodzi się ze swego pierwotnego znaczenia. Pochodzi ze starego skandynawskiego wyrazu: by-lief, co oznacza: „by life” – przez twoje życie! Wiara nie jest jakimś umysłowym abstrakcyjnym usposobieniem do duchowych zasad z Biblii.
Wiara jest relacyjnym zaufaniem, którego dowodem jest to, jak żyjemy. Przede wszystkim, nawet standardowy wers luterańskiego protestantyzmu: „a sprawiedliwy z wiary żyć będzie„, mówi właśnie to! Nie jest tam mowa o tym, że sprawiedliwy będzie właściwie rozumiał z Pisma propozycjonalną prawdę o swej tożsamości jako synowie i córki. Będzie ŻYŁ z wiary (relacyjnego zaufania).. Życie to coś, co ludzie będący wokół Ciebie widzą.

Jezus – Niech wasz światło świeci przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i wielbili Boga, który jest w niebie.

Wzywanie imienia na próżno
Często, pytany „Czy jesteś chrześcijaninem?” kategorycznie odpowiadam; NIE! (z różnych powodów, których nie będę tutaj omawiał). Często daje to dobrą okazję do bardzo owocnej rozmowy. Czasami odpowiadam: „Dążę do tego, aby być”, jako ktoś kto idzie drogą Jezusa z Nazaretu. To również pobudza do dobrych konwersacji.

Fakt, że tak wielu z tych, którzy wzywają tego Imienia, nie przypomina Go swoim zachowaniem. „Branie imienia Pańskiego na daremno” nie ma nic wspólnego z „przeklinaniem” jako takim. Oznacza to wzywanie Jego Imienia i nie zachowywanie się tak, jak ON – wzywasz je nadaremno. Chodzi tu o wierność w relacji z Bogiem i reprezentowanie Boga przed tym światem, a nie przeklinanie, choć, oczywiście… nie klnijmy Jego Imieniem.

Sprawa tego, czy Bóg nadal kocha mnie jako jednostkę, czy Bóg nadal akceptuje mnie, gdy moje zachowanie jest okropne w ogóle nie powinno pojawiać się w tej dyskusji. Tu nie o to chodzi. Istotą jest to: Co widzi mój bliźni? Co widzi świat? Jak zachowuję się wobec tego świata ? Czy wezwałem Tego Imienia na daremno moim zachowaniem? Niemniej, jeśli skupiamy się na tym, aby upewnić przestępcę (siebie czy kogoś innego), żeby nie „czuł się źle” to, podmiotowo (jak w tym dziennikarskim twierdzeniu powyżej) nie stoimy na gruncie Ewangelii. Powinniśmy się subiektywnie czuć źle ze względu na to, co uczyniliśmy dla Imienia Pańskiego, z powodu tego, jak niewierni byliśmy i jaką potwarzą dla Jego Imienia było to przed obserwującym światem.
Jeśli gramy kartą pn.: „nie możesz mnie osądzać, bo jestem pod łaską” to okazujemy w ten sposób obserwującym nas bliźnim lekceważenie. Robiąc tak gubimy się w bagnie popularnej psychologii dobrego samopoczucia, a nie zanurzamy w Ewangelii. Ludzie nie widzą różnicy między wstydem, poczuciem winy, a przekonaniem. Wstyd dotyka mojej wartości, pozostałe dwa – mojego zachowania. Tylko dlatego, że Bóg nie chce, abyśmy żyli zawstydzeni (a nie chce), nie znaczy, że nigdy nie powinniśmy czuć się źle w sensie poczucia winy i przekonania o grzechu.

Mogę, jako syn czy córka, być w porządku z Bogiem (bez wstydu), lecz nie o to tu chodzi! Co z bliźnim? Jesteśmy stróżami naszych braci, nasze zachowanie jest ważne.

Nasz współczesny świat (w tym świat kościelny) nie toleruje: obiektywnej oceny (osadu przez innych oraz czegokolwiek, co sprawia, że ktoś czuje się niewygodnie. Może dla niektórych jest to wiadomość z ostatniej chwili, lecz te wartości są niekompatybilne z wartościami Królestwa. Pokuta w stylu Królestwa nie jest możliwa w wszechświecie, którym rządzą takie wartości.

Wniosek:
Jeśli ty czy ja jesteśmy bardziej oddani pewnej szczególnej protestanckiej soteriologii czy sposobowi interpretacji Pawła (co, tak przy okazji, jest z pewnością trudne) niż słowom Jezusa, musimy przemyśleć pewne rzeczy. Mówiąc inaczej: Nie wolno nam mieszać naszej soteriologii (naszego zbawienia) z naszą ontologią (aktualnym stanem bycia). To, że Bóg kocha nas i na zawsze jesteśmy w domu na Jego łonie, w Chrystusie, nigdy nie podlega kwestii, a co najmniej w moim umyśle. Lecz ten dziennikarz jak i miliony ewangelików nie rozumieją tego, że jesteśmy odpowiedzialni zarówno wobec Boga, jak i ludzi..

Click to rate this post!
[Total: 3 Average: 3.3]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.