Chip Brogden
Chciałbym, aby wzięcie na siebie Krzyża było jednorazowym aktem, wykonywanym raz na zawsze, aby można było ukrzyżować Siebie i oddać Bogu to, czego się trzymam, otrzymać na tym znak Krzyża i przyjąć to z powrotem trzy dni później w zmartwychwstałej postaci.
Niemniej, zawsze jest głębsza śmierć do poniesienia i wspanialsze Życie, które powstaje ze śmierci, więc odkryłem, że ten proces musi być stale powtarzany.
Służba (a, co ważniejsze, usługujący) będzie przechodziła przez liczne okresy śmierci, pogrzebu i zmartwychwstania, lecz nawet w tym widzę, że Bóg nie zamienia „brania Krzyża” ma pracę ciała, i nie odrzuca naszych wątłych prób wykonania tego, co nam się wydaje właściwe, nawet jeśli całkowicie motywuje nas do tego ciało.
Bóg musiał znosić śmiech niedowiarstwa Abrahama, musiał znosić go, gdy szukał schronienia w Egipcie i kłamał w sprawie Sary. Bóg musiał znosić Abrahama dalej, gdy ten wziął sobie Hagar za żonę i spłodził Ismaela. Patrząc na jego wszystkie upadki, moglibyśmy powiedzieć, że w tym wszystkim Abraham nie był mężem wiary czy mężem Krzyża, że jego Ego żyło. A jednak Bóg jest cierpliwy, wyciągał Abrahama i popychał dalej, aż ostatecznie doprowadził go do miejsca, w którym chciał go mieć.
Zastanawiam się nad tym czy sami siebie nie wychwalamy nawet za naszą zdolność do wyrzeczenia siebie… osądzając Ego w nas i innych, i pyszniąc się nieco, że my nie jesteśmy tak skupienia na sobie jak reszta, choć Bóg cały czas musi równocześnie znosić nas i ich z wielką cierpliwością i miłością, aż do czasu, gdy doprowadzi nas pod Krzyż, codziennie, przez wiele okresów życia, stale do przodu.
Tylko i wyłącznie Jeden Jednorodzony Syn żył w doskonałym posłuszeństwie, cała reszta, my wszyscy, stale potrzebujemy tak dużo łaski. Jeśli więc Abraham jest rzeczywiście ojcem tych, którzy wierzą, jest również zachętą wiedzieć, że my, podobnie jak on, jesteśmy cielesnymi stworzeniami, które codziennie wchodzą pod rządy Ducha Świętego i często upadając po drodze.
Otóż Krzyż jest całkowitą skrajnością sam w sobie. Jest podstawą wszystkiego innego. Nie zamierzam przestać głosić tego, tylko dlatego, że jacyś ludzie źle go reprezentują. Niektórzy są obżarciuchami, lecz z tego powodu, że przestanę jeść. Inni umarli z powodu nadmiernie długiego postu, lecz nie przestanę pościć dlatego. Paweł napisał: „Umiem być nasycony jak głód cierpieć, wszystko mogę w tym, który mnie umacnia, w Chrystusie Jezusie”. JEST w tym równowaga. Ludzie zbaczają, skupiając się na „mogę”, po którym jest „w Chrystusie”.
Niektórzy tego nie rozumieją i dlatego Bóg wzywa „nas” (mnie co najmniej) z powrotem do Krzyża. Jeśli będziesz nauczał o tym dostatecznie długo, zostaniesz oskarżony o brak równowagi. Jezus powiedział, że ludzie z Jego pokolenia ( i naszego) są jak dzieci siedzące na ryku i narzekające: „Graliśmy wam na piszczałce, a nie tańczyliście, nuciliśmy pieśń żałobną, a nie płakaliście”.
Gdy przyszedł Jan w surowym ubraniu i z postem, mówili, że ma demona. Gdy przyszedł Jezus, jadł i pił, mówili, że to obżarciuch i przyjaciel celników i grzeszników. Innymi słowy: nie ma znaczenia czy grasz na flecie wesołe pieśni czy śpiewasz bluesa, ludzie będą oskarżać cię o brak równowagi. Jan był dla siebie zbyt surowy, Jezus zbyt „swobodny”.
Nie jesteś w stanie zadowolić ludzi, powiedzą ci: „Krzyż nie jest drogą, Jezus jest Drogą”, jakbyś tego nie wiedział. Wiesz, że mówią teraz to samo o Biblii? „Biblia nie jest odpowiedzią, Jezus jest”, jakbyś tego nie wiedział. Wierzę, że niektórzy ludzi myślą, że całe ich powołanie od Boga to być adwokatem diabła w każdej sytuacji i mówić: „tak, ale…” za Ciało Chrystusa. Wydaje się, że znajdują się na stałej misji utrzymywania wszystkiego w równowadze i zawsze sprawdzają na wadze, aby upewnić się, czy nie przechylasz się w którąś stronę.
Niedawno zdałem sobie sprawę z tego, że bez względu na to czego nauczasz, co robisz, ktoś i tak oskarży cię o brak równowagi. Jeśli mówiłem, powiedzieli, że robiłem to tak, jakby wszystko wiedział. Kiedy milczałem, oskarżali mnie o fałszywą pokorę. Zdałem więc sobie sprawę, że skoro i tak mam być krytykowany za to, co robię to chcę być krytykowany za to, co jest ważne, aby było w tym jakieś błogosławieństwo. Szukałem wysoko i nisko, aby znaleźć coś, co będzie godne niezrozumienia i prześladowania. Krzyż jest jedyną rzeczą, wartą przyjmowania ataków.
Nawet imię „Jezus” zostało tak rozwodnione, tak że Jego Imię już nie jest więcej obraźliwe, jak na przykład chwilowa moda na WWJD (What Would Jesus Do); co zrobiłby Jezus – najpopularniejszy facet XX wieku. Taki Jezus jest „cool”, lecz Jezus mówi: „Jeśli nie weźmiesz Krzyża a idziesz za mną, nie możesz być uczniem moim”. TAKI Jezus nie jest popularny. Tak więc, Krzyż doskonale nadaje się do tego, aby być niezrównoważonym. Cudowna, błogosławiona nierównowaga. Zamierzam wziąć Krzyż i zrobić z niego PRZESŁANIE, ponieważ jest to jedyna rzecz warta znoszenia prześladowania.
Krzyż dokonuje takiego podziału uczniów na tych oddanych i tych nie-tak-bardzo oddanych, jak nic innego, co kiedykolwiek widziałeś czy zobaczysz. Krzyż jest obrazą, kamieniem potknięcia i głupstwem. Właściwie zrozumiany i zastosowany, jest radykalny, szalony i niezrównoważony.
Co takiego najgorszego może stać się komuś, kto bierze ów Krzyż i staje się „niezrównoważony”? Może zepsuć swoje drogocenne poczucie wartości własnej, bądź stać się „zbyt” pokornym i łagodnym. Właśnie takiego niezrównoważenia potrzebujemy więcej.
Niektórzy odrzucają taką możliwość, aby Bóg pozwolił na to, że Jego Syn zginął na krzyżu za grzechy, których nie popełnił. Lepiej wiemy, czyż nie? Niektórzy w ten sposób mogą postrzegać miłość, lecz my, którzy znamy Krzyż, widzimy Miłość inaczej. Zasada Krzyża pokazuje nam, że Boża Miłość dopuści do nas cierpienie, a nawet śmierć po to, aby zademonstrować głębię Miłości, której nie można pojąć. TA Miłość nie zachowuje nas od cierpienia, lecz, aby osiągnąć wyższe dobro, wykorzystuje cierpienie, którego z pewnością nie możemy zgłębić, a nawet docenić, gdy przez nie przechodzimy. Istotą jest to, że wszelkie cierpienie ma swój cel, nie jest karą, lecz odkupieniem i częścią większego planu.
Dni mojej krucjaty już przeminęły. Jest tylko jedna rzecz, o której warto mówić, jedna rzecz, warta głoszenia i jedna warta życia, jedna godna krucjaty i jest to moc Krzyża Jezusa Chrystusa ku przemianie człowieka.
Zdecydowałem się nie znać znać niczego poza Chrystusem i to ukrzyżowanym. Do diabła z całą resztą – to wszystko łajno, gnój, odpady, bzdury.
Usłyszałem dziś prawdę: Gdybyśmy wszyscy głosili tą samą prawdę (Krzyż Chrystusa jako moc Boga do przemiany człowieka z grzesznika w zbawionego, z duszewnego w duchowego, ze skupionego na sobie w skupionego na Chrystusie itp.) nie bylibyśmy podzieleni, wszyscy próbując dowieść swego, wszyscy promując swoje własne małe agendy w wyścigu po wsparcie dla swojej służby i uczniów. Gdybyśmy wszyscy głosili Chrystusa, nikt nie powiedziałby, że jedni są ważniejsi od drugich, robią „większą” robotę czy bardziej „fundamentalną”, jakby ci pozostali byli niepotrzebni.
Aby żyć, musimy umrzeć; aby być wielcy, musimy być sprowadzeni do małości, aby być silni, musimy zostać osłabieni, aby wejść, musimy zostać powstrzymani, aby przyjąć musimy oddać wszystko. To jest Krzyż Chrystusa, jest głupstwem dla człowieka, lecz mocą Bożą.
Słyszałem dziś, jak uczeń Pański powiedział: „Dla chrześcijanina, który żyje w tych czasach, umrzeć dla siebie oznacza nie otwierać się na fałszywą wygodę, nie dać się niczemu zachwiać, bez względu na to, co robisz. Nie można go poruszyć”.
Jeśli mam być prześladowany to nie chcę cierpieć za obronę swoich religijnych opinii i doktryn na temat służby proroczej, przebudzenia, prawdziwych czy fałszywych poruszeń czy tego, co jest nie tak z Kościołem. Z Kościołem jest źle, ponieważ nie jest głoszony Chrystus, Krzyż nie jest zabierany, a Ego nie umarło. Jeśli więc mam cierpieć, chcę cierpieć za głoszenie głupstwa Krzyża, a nie moich idiotycznych opinii i nauczań, cóż one są warte? Paweł powiedział, „uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego”. To odcina całe martwą wagę od naszego ducha. Umieć wyłącznie Chrystusa. Być wolny, aby powiedzieć: „Nie umiem i nie obchodzi mnie to, żeby umieć. Wszystko, co umiem to Chrystus”
Mniej mnie, więcej Chrystusa!
„Tetrad czyli Krwawe księżyce są zapowiedzią wydarzeń które Bóg ustalił swoją władzą i mocą przed założeniem świata” – Może i tak jest lub było, ale w żaden sposób nie zostało to zaznaczone w Jego Słowie, żeby tego szukać czy tym się kierować. Może coś będzie, może nie. Było już tyle ostrzeżeń i tyle terminów 'końca świata”, że budzi to tylko śmiech lub uśmiech pobłażania. Chyba nikt tego nie traktuje poważnie. Teraz już się pisze, że 14 kwietnia zaczną się realizować wydarzenia związane z czerwoną tetradą. Pisać sobie może kto, co chce, ale jak już pisze to powinno to być solidne. POjawiało się znacznie więcej krytycznych tekstów na temat tej książki, i są rzetelniejsze jeśli chodzi o ścisłość danych.
Mnie tam rybka, kiedy się to czy tamto zacznie, nie boję się, ani wzruszam… „wiem, komu zawierzyłem”, Natomiast robienie kasy na tych wydarzeniach to standardowa procedura Zachodu, którą przyjęli chrześcijanie z łatwości.
I to właśnie przekonanie o niedoskonałości naszej w ciele, zamiast pobudzić nas do dążenia do doskonałości w Jezusie Chrystusie, dało nam bodziec do tego by usprawiedliwiać się z niedoskonałości i prowadzić życie „jak się da”
Nowe narodzenie, staje się automatycznym jak tylko znajdziesz się w zborze. Automatycznie też otrzymujesz Ducha Świętego, bo w tym „kościele” On na pewno jest. Jeśli w czasie modlitwy nie otrzymasz daru języków to my ci pomożemy, powtarzaj po nas, a Duch Święty uczyni z tego język
To są anomalia mówiące o tym, że Kościół nie potrzebuje już Ducha Świętego, że radzi sobie bez Niego doskonale.
Stąd mój powrót do tematu „nowego narodzenia”
Pozostawanie bowiem pod krzyżem sprowadza ludzi do przyjęcia informacji, a nawet myśląc o cierpieniach Jezusa potrafią zapłakać.
Ale nie o to chodzi, lecz o to by wraz z Nim znaleźć się na krzyżu, umrzeć i wraz z Nim zmartwychwstać do nowego życia.
Nie mówimy tu o ciele, lecz o duchowej przemianie zwanej „NOWYM NARODZENIEM”
Ciało od tej pory powinno być sługą ducha w Duchu Świętym.
Będzie na tyle na ile duch będzie przewodnią siłą w naszym życiu.
To jest „krzyż ” któremu się poddajemy bądź nie.
Nigdy „Ruch Wiary nie był moim „guru”.
Ale od lat 80- tych obserwuję zanik nauki o potrzebie „nowego narodzenia”.
Nie mówi się o tym, że tylko ci, którzy mają Ducha Chrystusowego są Jego.
Uniezależnienie od Ducha Świętego to nic innego jak pozbycie się Krzyża.
To pielgrzymka samopas.
Od początku, gdy wskazywałem na bezwzględną naszą zależność od Ducha Świętego, „cieleśniaki ” twierdzili, że ok . ale Bóg dał nam też rozum.
Ten rozum zaprowadził ich do miejsca ,gdzie przez 2 godziny wykładu „biblijnego ” (z podanych 2 wersetów ) płodzą pogawędkę w której nie pada ani razu Imię Jezus.
Czy Duch Święty nie przyszedł po to by uwielbić Imię Jezusa?
Czy krzyż sprowadza się do tego, że schowamy się w jaskini by oczekiwać przyjścia Chrystusa , czy raczej oświeceni przez Ducha Świętego dokonamy wyboru z czy przeciw Bogu?
Ludzie z tego świata nie mają tej możliwości .
Gonią nie zwracając uwagi na to co Boskie.
Nie tak jest między nami, którzy mamy Ducha.
Pozostaje tylko jeden problem ,mianowicie wybór.
Lecz mniemam ,że już wybraliśmy???????
Sewen, poczytaj inne jego artykuły. Nie zgadzam się z tym, co napisałeś, nie mam teraz czasu na dłuższy komentarz.
Opieranie się na jednym wersie, daje kiepskie wyniki w życiu. Ruch Wiary, jakkolwiek znakomity, sam się dużo nauczyłem, sporo narobił takich rzeczy wyciągając i nadinterpretując wiele miejsc, szczególnie pojedynczych wersów.
Co do Gal 2:20
Niemniej, Paweł z jednej strony przedstawia pewien stan idealny, dokończony, a z drugiej powiada, że jeszcze tam nie dotarł: „Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa” (Flp 3:12).
Pisze też, że: ” Po cóż i my każdej godziny narażamy się na niebezpieczeństwo? (31) Tak ja codziennie umieram, bracia, jak jest prawdą, że wy jesteście chlubą naszą, którą mam w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”.
BArdzo dobry przykład tego sam podaje:
2Kor 1: (8) Nie chcemy bowiem, abyście nie wiedzieli, bracia, o utrapieniu naszym, jakie nas spotkało w Azji, iż ponad miarę i ponad siły nasze byliśmy obciążeni tak, że nieomal zwątpiliśmy o życiu naszym; (9) doprawdy, byliśmy już całkowicie pewni tego, że śmierć nasza jest postanowiona, ABYŚMY NIE NA SOBIE SAMYCH POLEGALI, ale na Bogu, który wzbudza umarłych, (10) który z tak wielkiego niebezpieczeństwa śmierci nas wyrwał i wyrwie; w nim też nadzieję pokładamy, że i nadal wyrywać będzie”,
Poleganie na samym sobie jest wieczną pokusą człowieka wierzącego i nawet Pawłowi trzeba to było „fizycznie” tłumaczyć.
To jest umieranie dla własnych możliwości, bo chęć załatwiania 'po swojemu’, czy cieleśnie, nigdy nie ginie.
Kiedy jako apostoł i ewangelista siedział w więzieniu w Rzymie, umierało w nim to pragnienie do głoszenia i nawracania ludzi z mocą Bożą, ale zrodziły się listy, które są bezcenne przez wszystkie stulecia chrześcijaństwa. Ci, którzy mieli być zbawieni i tak na pewno usłyszeli ewangelię przez innych chrześcijan, ale inni chrześcijanie nigdy nie napisali by tych listów. Takie są też liczne życiorysy ludzi, mężów Bożych, którzy zapisali się w historii Kościoła.
Możesz sobie krzyczeć ile chcesz, eee.. wyznawać, że „żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”,… ale praktyka (szczególnie tych, którzy to głosili) pokazuje, że to niedościgły jak na razie ideał, rzeczywistość duchowa, która wlecze za sobą na łańcuchu ciało.
Pycha ludzka jest zawsze bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem, który skrada się i nawet można być dumnym z tego, jak się jest pokornym, czy jak martwym się jest dla ciała, a wtedy konieczna jest szkoła Krzyża.
Kiedy czytam kolejne „chrześcijańskie” artykuły czasem zastanawiam się, czy aby na pewno wszyscy czytamy to samo Słowo Boże?
Czy na pewno to Słowo przekonało Żydowskich rybaków, faryzeusza Pawła ?
Od ponad 2000 lat jedna niewielka „książka „zwana Biblią została „przeobrażona” w niezliczone ilości komentarzy i ludzkich wypocin, a Ciało Chrystusa, Kościół podzielony na niezliczoną liczbę „komórek „, z których to po dogłębnej analizie trudno byłoby ułożyć „puzzle” o imieniu Chrystus.
Choroba spowodowana brakiem potrzeby poznawania Osoby będącej autorem Tej Pięknej Księgi, jak i jej treści.
Zastąpiono Ją bowiem „rozwodnionymi mętnymi kazaniami o niczym” wtrącając doń tylko niewielkie fragmenty Słowa Bożego.
Znawcy tematu, czytający wszystko to, co jest pomiędzy wierszami Bożego Słowa.
Ludzie siedzący na etatach kaznodziejskich, pastorskich, czy uznawani jako bibliści, zmasakrowali Słowo Boże swoimi wywodami tak, jak zmasakrowane było Ciało naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Przy czym należy dodać, że każdy z nich ma czy miał ” jedynie prawdziwe” objawienie Ducha Świętego.
Czy aby na pewno?
Czy zatem Kościół ma pozostać „pod krzyżem”, lub jak kto woli poddać się działaniu krzyża skrupulatnie analizując każdy krok codzienności?
Czy może jak głoszą inni raz i tylko raz umrzeć wraz z Jezusem na krzyżu i z martwych powstać jako nowe stworzenie?
Bliższa memu sercu jest ta druga wersja.
Ale wychodzi ona poza ludzkie wyobrażenia i potrzebuje właśnie tego co jest istotą, potrzebuje WIARY, która umieszcza nas wierzących w Chrystusie .
Czy zatem mamy ponownie komplikować sobie życie codzienne zakazami i nakazami?
Nie tak uczy Boże Słowo.
Zobacz zatem człowieku, co przez WIARĘ dokonuje się w nas, którzy postanowiliśmy zaufać Bogu?
WIARA umieszcza nas w Chrystusie. Gdzie zatem jesteśmy gdy Jezus Chrystus jest na Krzyżu? Jesteśmy także na krzyżu.
Co dzieje się gdy Jezus Chrystus umiera na krzyżu ? W Nim umieramy także.
Co dzieje się gdy Jezus Chrystus mocą Ducha Świętego zostaje z martwych wzbudzony do nowego życia?
Wraz z Nim lub jak kto woli w Nim mocą Tego Samego Ducha Świętego zostajemy wzbudzeni do nowego życia.
Znamy słowa ?
20) Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie
Czy „JESTEM ” nie znaczy jestem?
Czy jest to jednorazowy akt, czy może wieczny fakt?
Czy widzicie jak daleko i głęboko przenosi nas WIARA ?
WIARA zatem nie jest informacją o tym co zaplanował Bóg dla swego stworzenia.
WIARA jest czynną mocą, darem Bożym, który to już dziś przenosi tych, którzy uwierzyli w nową, świętą, Bożą rzeczywistość.
Jeśli zatem nasza śmierć w Nim stała się faktem, a nie tylko informacją, to czy będziemy analizować każdy krok po kolei, by nie poddawać się temu co nas odłącza od Boga, czyli grzechowi?
Czy może będąc w Nim, nowym stworzeniem poddamy się prowadzeniu Tego Samego Ducha Świętego, który wzbudził Jezusa z martwych, a którego uczestnikami staliśmy się przez WIARĘ ?
Nasz kontakt z Nim nie jest cielesny lecz duchowy. Nasz duch ożywiony mocą Ducha Świętego ma ciągłe połączenie z Głową Kościoła, z Jezusem Chrystusem.
Nie pozostawajmy pod krzyżem, bo to nic nie daje. Pozwólmy ukrzyżować się w Nim i z Nim, by być uczestnikiem Zmartwychwstania.
Nowe Stworzenie, to KOŚCIÓŁ, to CIAŁO CHRYSTUSA.
Jest bowiem w NT tylko jedno polecenie Jezusa „MUSICIE”!!!!!!!
Musicie się narodzić na nowo z Wody i Ducha”
Wszelkie inne formy przyłączenia do Kościoła, to nieudane przeszczepy, których efektem jest martwica czyli śmierć.
To że jesteś w ludzkiej organizacji, którą nazwano „kościołem” nie musi oznaczać tego, że jesteś w KOŚCIELE, CIELE CHRYSTUSA.
Zastanów się czy „Krzyż „stał się faktem, czy tylko informacją, którą przyjąłeś?
Od tego bowiem zależy Twoja wieczność.