Category Archives: Brogden Chip – artykuły

Gdy się modlicie

Brogden Chip
11 kwietnia 2009

Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy… Ty zaś, gdy chcesz się modlisz, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego…. . . . nie bądźcie gadatliwi jak poganie. . . . Wy zatem tak się módlcie:” (Mt. 6:5-9in.):

Zbyt długo już modlimy się tak i tak głosimy o modlitwie jakby był to środek do zaspokajania naszych potrzeb. Mam tu na myśli kilka popularnych nauczań i książek znajdujących się obecnie na rynku, które robią z modlitwy rytuał, dzięki któremu możemy nakłonić Boga, żeby zrobił to, co my chcemy. Ta filozofia daje pozory bożka, którym można kierować, „boga”, którego możemy kontrolować, który nie ma innego wyboru, jak tylko odpowiedzieć na naszą modlitwę właściwie ubraną w słowa i poprawnie wyrecytowaną. Każdy człowiek o przeciętnej inteligencji powinien zobaczyć, że jest to śmieszna karykatura Boga; fałszywy obraz i zwiedzenie. Powszechność i powodzenie tego typu nauczania powinna wywołać w nas co najmniej pewną podejrzliwość wobec ducha, który pobudza człowieka do rozpowszechniania czegoś takiego. Nie może to być Duch Święty.

Jezus poważnie potraktował to, jak Jego uczniowie będą się modlić i dlatego czterokrotnie w jednym zdaniu mówi, „GDY modlicie się”, a nie „jeśli modlicie się”. Z tego krótkiego fragmentu Pisma dowiadujemy się, że istnieją co najmniej dwa rodzaju modlitwy. Jedna, która jest nie do przyjęcia przez Boga, oraz druga, która podoba się Bogu. Jedna jest modlitwą hipokryty, druga to modlitwa czystego serca. Jedna jest czyniona otwarcie, tak aby inni wiedzieli, druga jest ukryta, tak aby była widziana tylko przez Boga. Jedna to tylko pustosłowie (próżne powtarzanie – wg wersji ang. przyp.tłum.), druga osiąga Boży cel.

Jeśli modlimy się modlitwą hipokryty to marnujemy czas. Bóg nie odpowie, nie poruszy się, nie będzie słuchał takiej modlitwy. Nie chodzi o to, że ktoś (coś?) nie odpowie na taką skupioną na sobie modlitwę: lecz odpowiedź, nawet jeśli przyjdzie, nie przyjdzie od Ojca, który jest w Niebie. Ogromna część modlitw jest wznoszona na próżno, ponieważ modlący się nigdy nie sięgają do Słowa, aby sprawdzić czy taka modlitwa podoba się Bogu. Jak jest z uwielbienie, które jest „duchem i prawdą”, jest też uwielbienie cielesne i próżne, tak też jest z modlitwą: jest taka, która jest „duchem i prawdą”, i jest taka, która jest modlitwą ciała i krwi, wznoszoną na próżno. Dzięki łasce Bożej możemy spojrzeć na Pana, aby nauczył nas jak się modlić. Przyjrzyjmy się temu, co On pokazuje nam na temat modlitwy miłej Jemu.

JAK NIE MODLIĆ SIĘ

Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę” (Mt. 6:5).

Kiedy modlitwa staje się obłudna? Jest to modlitwa publiczna, której celem jest, aby być zauważonym przez innych. Jest to zewnętrzny pokaz, który ma robić wrażenie czegoś duchowego. Ściąga uwagę ku własnemu ego przez donośny głos, długie przemówienie czy duchowo brzmiące słownictwo. Przede wszystkim jest wznoszona ze względów ceremonialnych, dla ludzkiego ucha, a nie dla Boga. Chcemy być widoczni, słyszani i obserwowani, chcemy być znani jako „wojownicy modlitwy”, wolimy więc modlić się publicznie, przy ołtarzu, w kościele czy na spotkaniu modlitewnym, aby każdy nas widział. Chcielibyśmy, aby ludzie znali nas jako strażników, proroków czy wstawienników, lecz to, co liczy się najbardziej, to nie ludzkie postrzeganie nas, lecz to jacy naprawdę jesteśmy przed Bogiem.

Hipokryci (obłudnicy) zazwyczaj wykorzystuję publiczne modlitwy, aby głosić bądź domagać się czegoś od innych. Byłem kiedyś na spotkaniu, na którym poproszono kogoś świeżo przybyłego, aby się pomodlił. Nie trzeba było długo czekać, gdy zaczął modlić się o swoje finansowe potrzeby, tak jakby rozmawiał z Panem, lecz było oczywiste, że dawał wszystkim obecnym znać, że oczekuje finansowego daru. Powiedział nawet: „Modlę się, aby ktoś dał mi pieniądze, których potrzebuję”. Oczywiście, po spotkaniu ktoś to zrobił, lecz żaden z nich, ani ten, kto się modlił, ani ten kto „odpowiedział” na jego modlitwę, nie znajdował się w Duchu. Ten człowiek powinien zostać zwyczajnie skarcony, lecz nikt tego nie zrobił, włącznie ze mną. Tak więc, wszyscy minęliśmy się z Duchem, lecz wszyscy nauczyliśmy się pewnej lekcji i nigdy więcej już o tym człowieku nie usłyszeliśmy.

Równie winni obłudnych i długich modlitw są kaznodzieje. Warto zauważyć jak różne są modlitwy jednego kaznodziei w zależności od tego przed jakim audytorium stoją. Wygląda to tak, jakby wierzyli, że światła reflektorów wymagają specjalnych słów i zwrotów, których w innym wypadku nie używa się. Jest to również robione na pożytek słuchaczy: „Och, potrafisz się modlić tak wspaniale!” wołają, lecz to niekoniecznie znaczy, że są wspaniali w Bogu.

W szczególności w czasie wszelkiego rodzaju spotkań modlitewnych tam, gdzie walka duchowa jest bardzo mocno zaznaczana, ważne jest zrozumieć czego Pan chce i nie popaść w tą pułapkę próżności. Doświadczenia wielu świętych wskazują na to, że im więcej modlimy się prywatnie, tym mniej modlimy się publicznie. Słów będzie mniej, lecz będą znacznie bardziej ważkie i wartościowe. Jeden z braci był tak złamany przed Bogiem prywatnie, że za każdym razem, gdy stawał za kazalnicą, aby się publicznie modlić, był w stanie tylko paść na kazalnicę i płakać: „O, Boże!” To jest właściwy duch, jakże bym chciał, aby było więcej tego rodzaju modlitwy.

Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt. 6:6).

Dlaczego Pan woli modlitwę ukrytą od modlitwy w synagodze (czy kościelnym budynku)? Najbardziej wartościowa jest dla Boga modlitwa wznoszona w miejscu prywatnym, w zamkniętym pomieszczeniu, gdzie nikt nie widzi i nie słyszy tego, co się robi i mówi. Tak więc, wszystko, cokolwiek jest mówione i czynione w tajemnicy, jest czyniona dla Pana. Większość publicznych modlitw jest po to, aby ludzie widzieli; zatem są onebezwartościowe, a mnogość takich modlitw nie jest w stanie zatuszować braku prywatnej modlitwy.

Jako dziecko traktowałem Pismo literalnie. Zamykałem się sam i modliłem się do Pana w tajemnicy. Gdy byłem starszy, aby się modlić i czytać, wspinałem się na szczyt drzewa, albo wymykałem się, gdy jeszcze było ciemno. Gdy patrzę wstecz na swoje życie, mogę powiedzieć, że były to najbardziej słodkie modlitwy i społeczności, jakie kiedykolwiek przeżywałem.

Nie ma znaczenia czy to zamknięcie jest dosłowne czy nie, istotą jest rodzaj modlitwy, czy jest po to, aby ludzie słyszeli, czy po to, aby być widzianym przez Boga. Jeśli modlimy się do Pana dla Pana to chcemy, aby święte rzeczy zostały zachowane świętymi, prywatne prywatnymi, poświęcone poświęconymi. Nie będzie nam łatwo powtarzać innym intymnych szczegółów spotkania z Bogiem, będzie się to wydawało niemal świętokradztwem.

Czy modlitwa i uwielbienie jest stylem życia, czy zdarzeniem? Jeśli jest jakimś zdarzeniem, jeśli większość naszych modlitw dzieje się raz na tydzień, gdy gromadzimy się razem to skutkiem będzie brak w duchowego życia. Będziemy odczuwać ten brak, gdy trzeba będzie włączyć się i stać się na tyle duchowym, aby się modlić. Lecz podstawą naszych zbiorowych modlitw są modlitwy prywatne. Prawdziwą wartość ma to, co ukryte pod powierzchnią, czym usługujemy Panu w tajemnicy, a nie to, co widoczne na zewnątrz.

A modląc się, nie powtarzajcie wciąż tego samego jak poganie, gdyż oni mniemają, że dla wielomówności zostaną wysłuchani” (Mt. 6:7 tłumaczenie z j.ang. – przyp.tłum.)
Ciekawe jest grecki słowo „próżny/daremny”, które pochodzi z innego źródłosłowu znaczącego „trzymać lub ścisnąć” i sugeruje manipulację, jakby ktoś manipulował gliną, aby nadać jej jakiś kształt, na przykład wazonu czy misy. Jest ono użyte przez Jezusa w innym kontekście:

Mt. 15:7-9:
Obłudnicy! Dobrze prorokował o was Izajasz w słowach: Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi„.
Istnieje coś takiego jak daremna modlitwa czy daremna cześć. Jest coś takiego jak ofiara miła Bogu i ofiara niemiła Bogu (zobacz historię Kaina i Alba w Rdz. 4). Dokładnie wiemy, czego Bóg chce i jest to oddawanie czci w „Duchu i Prawdzie”. Wiemy również, co On uważa za próżność, manipulację, stratę czasu i egoizm. Próżność obejmuje zbliżanie się do Boga ustami, czczenie Go wargami, podczas gdy serce jest daleko. Obejmuje ona ludzkie nauczanie tak, jakby to były rzeczy Boże. Obejmuje powtarzanie tej samej modlitwy stale i wciąż z perspektywą na manipulowanie Bogiem. Dotyczy to 95% tego, co się mówi i czyni na typowych nabożeństwach kościelnych w niedzielny poranek. Stałe proszenie Boga, aby co tydzień błogosławił nasze niemiłe Mu nabożeństwa jest przykładem na to, że „na próżno/daremnie mi część oddają”.

Dla większości ludzi uświadomienie sobie tego, co robią może być szokujące, lecz nawet duchowe rzeczy (w szczególności duchowe) są próżnością. Ludzie są uczeni, że tak długo jak uczestniczą w kościele i modlą się właściwymi modlitwami o ochronę, błogosławieństwo, moc czy namaszczenie to wszystko będzie dobrze, a Jezus mówi, że ci, którzy odnoszą się do Niego w taki sposób, zachowują się jak poganie.

Poganie są religijni. Oni czczą, modlą się! Obłudnicy/hipokryci dają, poszczą, czynią wielkie dzieła w Imieniu Jezusa! Lecz, zgodnie ze słowami Jezusa, zupełnie się to nie liczy. To wszystko na darmo. Tak naprawdę nie ZNAJĄ Go i On również nie „zna” ich.

Nie bądźcie jak poganie, gdyż wie Bóg, Ojciec wasz, czego potrzebujecie, przedtem zanim go poprosicie” (Matthew 6:8).”
Mamy tutaj coś interesującego! Jezus mówi, abyśmy nie modlili się tak, jakby odpowiedź na modlitwę zależała od obfitości słów czy wspaniałości mowy, ponieważ Ojciec wie, czego potrzebujemy, zanim Go poproszę. Cóż więc!? Po co się modlić? Jeśli Bóg wie, czego potrzebuję, zanim go poproszę, po co prosić? Jeśli modlitwa to tylko przekazanie Bogu moich potrzeb to może powinniśmy przestać się modlić, ponieważ On już wie, o co chodzi. Być może modlitwa, jak tego nauczał Jezusa, ma niewiele wspólnego ze składaniem zamówień Panu, aby zaspokoił nasze własne potrzeby? Jeśli tak to dalsza modlitwa opierająca się na zaspokajaniu potrzeb jest próżna/daremna. Próżność jest nie tylko bezskuteczna, lecz jest egoistyczna. Tak więc: „Nie bądźcie jak poganie, którzy na próżno powtarzają te same modlitwy nastawione na zaspokajanie swoich własnych potrzeb”.

Jezus powiedział, że Ojciec zna nasze potrzeby, ale to nie znaczy, że nie MUSIMY się modlić, lecz znaczy, że musimy zmienić to, w jaki SPOSÓB się modlimy.
Gdy modlimy się, nie powinniśmy zachowywać się jak obłudnicy czy poganie, ogarnięci obsesyjnie sobą. Nasze potrzeby już są znane Panu, więc nie ma potrzeby zwracania się do Boga i informowania Go o szczegółach naszej sytuacji, po to, aby całkowicie ocenić przed nim wszystko, co się dzieje. Takie szczegóły możemy przekazać naszemu lekarzowi, aby postawił właściwą diagnozę, lecz Pan nie potrzebuje z naszej strony żadnej pomocy, żeby lepiej zrozumieć problem. Nie potrzebuje również, abyśmy Mu mówili co trzeba zrobić, jakbyśmy wiedzieli czego trzeba, a On nie.

A co, jeśli modlitwa jest czymś więcej niż powtarzaniem naszych potrzeba Panu? A co, jeśli modlitwa jest środkiem do osiągnięcia wyższego celu niż uporządkowanie moich spraw? Innymi słowy: a co, jeśli w modlitwie w ogóle nie chodzi o moje potrzeby, moje pragnienia, moje zachcianki, moje prośby i moją sytuację? A co, jeśli modlitwa jest środkiem do zaspokojenia potrzeb PANA? Co, jeśli zamiast przychodzić do Pana z NASZYMI oczekiwaniami, przychodzimy do Pana, chcąc dowiedzieć się, jakie są JEGO oczekiwania? A co, jeśli w modlitwie w ogóle nie chodzi o wyrażanie MOJEJ woli, lecz wyrażanie JEGO woli?

Taka koncepcja modlitwy może być zbyt radykalna dla niektórych, ponieważ wymaga to dalszej śmierci ich ego. Jeśli jednak Ojciec wie o wszystkim, zanim Go poprosimy to głównym celem modlitwy nie może być opowiadanie Mu tego, co już i tak wie. Skoro mamy się modlić i skoro Pan już zna wszystkie nasze potrzeby, czy nie wskazuje to na jakieś wyższe powołanie i głębszą prace do wykonania? Dla poganina i obłudnika, którzy są ogarnięci własnym ego, próżność (bezskuteczność i egoizm) jest widoczna wszędzie indziej a w ich modlitwach w szczególności. Wygląda na to, że Jezus wprowadza nas w głębsze zrozumienie modlitwy. A więc jak POWINNIŚMY się modlić? Jezus wszystko wyjaśnia.

JAK SIĘ MODLIĆ

A wy tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię twoje, przyjdź Królestwo twoje, bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi” (Mat. 6:9,10).
Teraz, kiedy już wiemy jaka modlitwa nie podoba się Panu, czas przyjrzeć się właściwej modlitwie. Pan Jezus nie daje nam modlitwy, którą należy powtarzać słowo w słowo, ponieważ to było sprzeczne ze wszystkim, co nam powiedział do tej pory (obserwuj to, jak bardzo trzymamy się rytuałów mimo wszystko). Zamiast tego, Pan daje nam pewien wzór, prototyp podstawę do wszelkich modlitw mówiąc: „Módlcie się tak” czy też „módlcie się w taki sposób”.

Natychmiast zostajemy uniesieni z ziemskiej sytuacji a nasza uwaga skierowana jest ku Ojcu niebieskiemu, królestwu niebieskiemu, niebieskiej woli. Wierzę, że to bardzo ważne jest, aby zobaczyć. Modlitwa nie zaczyna się na ziemi, zaczyna się w niebie. Nie zaczyna się od człowieka, lecz zaczyna się od Ojca, nie zaczyna się od ludzkich potrzeb, lecz od Bożej Woli. Nasza modlitwa jest nieskuteczna, ponieważ modlimy się jako ziemscy ludzie mający ziemską perspektywę na ziemskie rzeczy.

Zobaczmy, jak daleko sięga to poza modlitwę, wznoszoną przez hipokrytów, modlących się publicznie, aby ludzie ich widzieli! Modlitwa powinna nas unosić do nieba, a nie wbijać jeszcze głębiej w ziemię. Modlitwa ma skupiać nasz wzrok na Ojcu, a nie na człowieku czy problemach człowieka. Duchowa modlitwa zaczyna się w Duchu; niebiańska modlitwa zaczyna się w niebiosach.

Gdy modlimy się „w ten sposób” zostajemy przeniesieniu i uniesieni ponad ciało i krew, ponad to, co naturalne, co ziemskie, ponad widzialny i odczuwalny wszechświat, w którym żyjemy. Natychmiast zostajemy doprowadzeni do zgodności z Kimś Wyższym niż my sami, Kimś Wyższym, Kimś Większym. Ten Ktoś ma pewne rzeczy do wykonania i wszystko, co czyni ku zmierza do wykonania tego. Co to jest? To Jego Wola i Jego Królestwo. Jaka Wola i jakie Królestwo? Ta wola to „wszystko w Chrystusie” a to Królestwo to wypełnienie Jego woli, gdy Chrystus będzie dominował we wszystkim. Wszystkie działania Boże zmierzają ku temu celowi.

Tak więc głównym celem modlitwy jest doprowadzić nas do współpracy z Ojcem, abyśmy zgrali się z Nim – zarówno jeśli chodzi o zarówno relacje z bliskimi jak i zawodowe. Wiele wysiłku i czasu poświęca się w modlitwie, której celem jest zaangażowanie Boga w NASZE sprawy, NASZE plany, NASZE cele, NASZE zadania, NASZE potrzeby czy to prawdziwe, czy wyimaginowane. Ale tak naprawdę, kto jest Mistrzem? Kto jest sługą? Czyjej woli należy szukać przede wszystkim? Naszej czy Jego? Jeśli nie tknęliśmy spraw dotyczących Jego Woli i Królestwa to modliliśmy się daremnie, ponieważ Bóg nie może zaprzeczać samemu Sobie i nie może odpowiedzieć na taką modlitwę. Jeśli nasze sprawy nie harmonizują z Jego, to nasze muszą ustąpić. Większość modlitw jest po prostu zbyt mała, zbyt wąskotorowa i zbyt ograniczona. Nie widzimy niczego poza naszymi własnymi okolicznościami, nie widzimy większego obrazu. Nie mamy niebiańskiej perspektywy. Musimy więc zacząć od opróżnienia siebie samych ze wszystkich z góry przyjętych założeń i, gdy się modlimy, szukać Woli Pana oraz Jego Królestwa, ponieważ czynić właśnie znaczy „święcić Ojca”.

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, i odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom” (Mat. 6:11,12).
Pan nie każe nam ukrywać przed Sobą naszych próśb. Jak najbardziej właściwe jest uznawać Go codziennie z wdzięcznością, jako Tego, który zaopatruje i który przebacza. Różnica polega na tym, że gdy modlimy się o Jego Wolę i Królestwo, gdy tracimy z widoku siebie i swoje sprawy, gdy przychodzimy do Pana, aby zaspokoić Jego potrzeby, to nasze zostają zaspokajane: a nawet gdyby tak nie było, nie martwimy się tym. Nasze pragnienia są skierowane dla Niego, tak więc dopóki trwamy w Jego Woli i Jego Królestwie to fakt czy moje osobiste potrzeby są zaspokojone, czy nie, ma drugorzędne znaczenie. Modlitwa nie jest narzędziem, służącym do zaspokajania moich potrzeb, lecz jest środkiem, przez który Boża Potrzeba jest zaspokajana. Teraz, gdy modlę się na rzecz Bożej Woli i Bożego Królestwa, teraz gdy modlę się zgodnie z Bożym pragnieniem na te czasy, On na pewno zaopatrzy mnie w to, czego potrzebuję (rzeczywiście, nic nie jest w stanie temu zapobiec, ponieważ nic tego nie mogło zrobić przez miliony lat). Gdy przede wszystkim szukam Królestwa Bożego, wszystko, czego mi trzeba będzie mi dodane. Nie ze względu na mnie, widzisz, lecz ze względu na Pana. Gdy powierzam siebie Jego Królestwu, On powierza Siebie mojemu powodzeniu. Jakże mogło by być inaczej?

A tak przede wszystkim to gdzie jest Królestwo? Tutaj czy tam, w przyszłości czy przeszłości? Nie, Królestwo jest w tobie (Łk. 17:21). Gdy modlimy się o Bożą Wolę i Boże Królestwo, czyż nie prosimy, aby Chrystusa przybywało w nas, a nas ubywało? Czyż nie prosimy o to, aby Chrystus miał większą dominację w nas osobiście, jako Jego uczniach? Zapomnijmy na chwilę o gromadzeniu się kościoła czy zbieraniu się, aby zobaczyć to samo.

Jeśli każdy z nas modlił się w ten sposób, nawet nie mając większego celu niż własna osoba to czy nie objęłoby to całego kościoła, którego jesteśmy członkami? Modlimy się więc, aby Chrystus dominował w nas osobiście, w kościele zbiorowo i w całym stworzeniu razem. Zgadzamy się z pewnymi potężnymi siłami, które wszystkie razem współpracują ku wykonaniu Ostatecznego Bożego Celu.

Bez względu na to czy uważasz chleb za fizyczną czy duchową sprawę (czy oba jednocześnie) jest on dostarczany codziennie, jak też codziennie jest udzielane przebaczenie za grzechy. Chleb mówi nam o naszym Życiu, a przebaczenie grzechów o naszej drodze. Codziennie potrzebujemy Życia, aby żyć, codziennie urażamy innych i codziennie obrażamy Boga, a więc, codziennie potrzebujemy też przebaczenia. A tak całkiem szczerze: cokolwiek innego wydaje nam się potrzebne i tak jest w tych dwóch rzeczach. Dobrze jest mieć różne inne rzeczy i Bogu może podobać się udzielić nam tego, lecz nie są one bezwzględnie konieczne. Nikt nie ma biblijnego „prawa” domagać się od Ojca czegokolwiek, czego chce, ani trochę bardziej niż by moje dzieci miały oczekiwać, że ja dam im o cokolwiek poproszą.

Ponieważ już jesteśmy błogosławieni wszelkim duchowym błogosławieństwem w Chrystusie (Ef. 1:3), ogromna większość naszych modlitw powinna być skupiona na Woli Bożej, a nie na naszych zachciankach. DOPÓKI – i tutaj zaczyna się robić interesująco – DOPÓKI to, co MY chcemy, nie zgadza się z tym, co ON chce. Bóg odpowie na każdą modlitwę, która jest zgodna z tym, co On Sam pragnie zrobić. Tak naprawdę, to Pan daje nam poznać Swoją Wolę, możemy więc w modlitwie wyrazić naszą zgodę na to i tak się stanie. W naszym podobieństwie do Chrystusa zawiera się pragnienie tego, czego On pragnie i jeśli tak się dzieje to przede wszystkim jest to widoczne w modlitwach, ponieważ to właśnie tutaj następuje wymiana Jego Życia, na nasze. Powinniśmy już wiedzieć, że On pragnie tylko JEDNEJ RZECZY. Ostatecznie, będziemy pragnąć tylko tego i wyłącznie o to będziemy się modlić. Najłatwiejszym sposobem, aby dojść do zaspokojenie swoich potrzeb w modlitwie to pragnąć TYLKO JEDNEGO.

…i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego; albowiem twoje jest Królestwo i moc, i chwała na wieki wieków. Amen” (Mat. 6:13).’”
Jak zaczynaliśmy od Królestwa, tak też na Królestwie kończymy. Na jakiej podstawie możemy wyznawać uwolnienie od złego? Na tej bazie, że Królestwo jest z Boga, Moc jest z Boga i Chwała jest z Boga.

Co to jest zło? Wszystko, co pochodzi od antychrysta jest złem. Antychryst sprzeciwia się Bożemu działaniu skierowanemu na to, aby Chrystus był wszystkim we wszystkim.

To czy kulminacją będzie dyktator ostatnich dni, nie ma żadnego znaczenia. Antychryst jest z nami od samego początku. Duch Antychrysta zawsze sprzeciwiał się pierwszeństwu Chrystusa, zaczynając od buntu Szatana do grzechu w twoim ciele. Sama rzecz nie musi być zła, może to być anioł światłości. Oczywiście, złe rzeczy są złe, lecz nawet te pozornie dobre są złe, jeśli nie prowadzą nas bliżej Chrystusa, który jest wszystko we wszystkim. Tak więc, Bożym Największym Dobrem jest Chrystus, a zatem wszystko, cokolwiek jest mniejsze od Chrystusa jest złe.

Wielu ludzi sądzi, że diabeł ma królestwo, lecz zbadanie Pisma nie daje niczego na poparcie tego. „Twoje jest Królestwo”. Królestwo należy do Boga, Bóg nigdy nie dał diabłu niczego. Nawet Stary Testament, zanim Jezus pochodził po ziemi, mówi: „Pańska jest ziemia i to, co ją napełnia, świat i ci, którzy na nim mieszkają” (24:1). Wielu obsesyjnie myśli o rzekomej „mocy” ciemności, a każdy kto posiada umiejętność zwodzenia innych potrafi kontrolować, lecz tutaj mówi się nam, że „Jego jest Moc”. Nie ma mocy tkwiącej w ciemności, jest tylko władza nad poszczególnymi jednostkami, która jest zdobywana przez zwiedzenie. Ciemność nie ma dostępu do Prawdziwej Mocy, lecz tylko Bóg, przez Chrystusa Jezusa, jak w niebie tak i na ziemi” (Mt. 28:18). W końcu „Twoja jest Chwała” Jest to chwała Chrystusa taka, jaką pokazał nam przez objawienie i to ta Chwała naprawdę manifestuje się w niebie jak i na całej ziemi (Ps. 8).

Jeśli przyjrzymy się tym trzem rzeczom, Królestwu, Mocy i Chwale, widzimy, że dotyczy to zarówno ziemi jak i nieba. Reprezentuje to prawdziwe znaczenie zwrotu „jak w niebie tak i na ziemi”. Niemniej tutaj, na ziemi, jest coś, co robi wrażenie sprzeciwiania się pierwszeństwu Chrystusa, tak jakby było inne Królestwo, inna Moc i inna Chwałą czy to od człowieka, czy Szatana (Łk. 4:5,6). Ta modlitwa ogłasza coś innego: stajesz na ziemi i dajesz świadectwo, że jest tylko Jedno Królestwo, Jedna Moc i Jedna Chwała, a te należą do Ojca i Jego Chrystusa. Oczywiście, musimy to wiedzieć i wierzyć w to, aby się tak modlić, lecz zasadniczo jest to właśnie Świadectwo Jezusa i służba tych, którzy zwyciężają.

To, co najskuteczniej hamuje nasze modlitwy to małość naszych wizji. Modlitwa jest jedynym środkiem do celu, a celem jest zobaczyć Chrystusa, który jest Tym Pierwszym we wszystkim na ziemi, jak w niebie. Modlitwa zestraja nas z sercem Bożym tak, że pragniemy tylko tej Jednej Rzeczy, której On pragnie.

Nie możemy i nie powinniśmy mieć wiary w samą modlitwę. Jakże łatwo złożyć zaufanie w metodzie czy technice modlitwy i zacząć zwracać się do Boga jak poganin. Jak łatwo jest zaufać człowiekowi i zwracać się później do Boga jak obłudnik. Ciekawe jest to, że jakkolwiek wielka jest potęga „Modlitwy Pańskiej” to mimo wszystko jest ona wznoszona za zamkniętymi drzwiami, w samotności. Nie ma polecenia, aby udać się do jakiegoś strategicznego miejsca na globie po to, aby wykorzystać nasz autorytet, nie podaje się nam imion demonów czy zwierzchności, z którymi mamy się zmagać. Nic z tego. W naszej komorze modlitwy, gdy drzwi zostaną zamknięte, mamy po prostu modlić się w ten sposób do Ojca, a On odpłaci nam otwarcie.

Obyśmy nie zapomnieli, że Chrystus jest naszą zapłatą. Nie szukamy tego, co należy do Niego, lecz Jego Samego. Nie budujmy naszego Królestwa, lecz Jego. Nie polegajmy na własnej mocy, lecz Jego. W miarę jak nas ubywa, a Jego przybywa to Jego chwała objawia się w nas i przez nas. To jest prawdziwa modlitwa, o ile zechcemy zostawić nasz grunt i wejść na Jego grunt, modląc się o Jego wolę, a nie naszą.

Ojcze, objaw nam Twojego Syna. Ucz nas modlić się. Niech Twoje imię święci się. Stajemy za Twoim Królestwem, za Twoją Wolą na tej ziemi. Przyjdź Królestwo Twoje – w nas. Bądź Wola Twoja – w nas. Jak w niebie tak i na ziemi. Dziękujemy Ci za to, że gdy najpierw szukamy Twojego Królestwa, wszystko inne zostanie nam dane. Uwolnij nas od wszystkiego, co pochodzi od Antychrysta od wszystkiego co naturalne, co z ciała i krwi, od tego co cielesne, ziemskie i ugruntuj nas w Królestwie Twojego Drogiego Syna. Nie uznajemy żadnego innego królestwa, wyłącznie Twoje, żadnej mocy, jak tylko Twoją, i żadnej chwały, jak tylko Twoją. Niech tak się stanie na wieki. Amen.

сайта

Gromadzicie się lecz nie ku lepszemu!

Chip Brogden
11 kwietnia 2009

“A dając to zalecenie, nie pochwalam, że się schodzicie nie ku lepszemu, ale ku gorszemu” (1Kor. 11:17).
Jezus stwierdził jasno, że „tam gdzie dwaj lub trzej są zebrani w Imieniu Moim, Ja jestem pośród nich” (Mt. 18:20). Po prostu dwóch lub trzech!

Dziękuję Bogu i uwielbiam Go za to, że Jezus nie powiedział: „Gdzie dwa lub trzy TYSIĄCE są zgromadzone w imieniu moim, tam Ja jestem”. Nie powiedział: „Gdzie dwie lub trzy SETKI zgromadzone są w imieniu Moim, tam Ja jestem pośród nich”. Ani nie powiedział: „Gdzie dwie lub trzy DZIESIĄTKI zebrane są w imieniu Moim, tam Ja jestem pośród nich”.

Jezus nie powiedział również ani gdzie ci dwaj czy trzej mają być zgromadzeni, ani nie wymienił w szczególności spotkania w budynku kościelnym czy jadalni. Nie powiedział, jak często w tygodniu muszą się zbierać, ani nie powiedział, czy te zgromadzenia mają mieć jakąś strukturę, bądź nie, otwarte czy zamknięte, wewnątrz czy na zewnątrz.
Wprowadzając Swoją Obecność pośród tak małej grupy jak dwie, trzy osoby Jezus wyrzeka się naszej fascynacji wielkimi liczbami. Każdy może zebrać tłumy, jeśli powie się im to, co chcą usłyszeć. Pozwolę sobie powiedzieć, że w wielkich grupach ludzi nie ma większej obecności Jezusa niż w małych. Liczby są tutaj nieistotne. Albo Jezus jest pośród nich, albo Go nie ma. Jeśli nie ma Jezusa wśród nas, to duża ilość ludzie nie zastąpi braku Jego obecności.

Wolałbym raczej siedzieć w gościnnym pokoju na podłodze z tróją ludzi i Jezusem pośród nas, niż siedzieć na usłudze z trzema tysiącami tam, gdzie Jezusa nie da się nigdzie znaleźć.
Oczywiście, Jezus czasami bywa wśród wielkich grup ludzi, lecz, jak to mówi moja żona: 'Raczej ginie gdzieś w tłumie’.

CO Z WSPÓLNYM GROMADZENIEM SIĘ?

Jeśli chodzi o wspólne zgromadzania, autor Listu do Hebrajczyków mówi:

Nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodając sobie otuchy, ia to tym bardziej, im lepiej widzicie, że się ten dzień przybliża” (Hbr. 10:25).

Chwała Panu za prostotę tego Słowa. Powtórzmy: nie mówi się nam GDZIE gromadzić się (lokalny kościół), nie mówi się KIEDY (niedzielny poranek), nie mówi się JAK CZĘSTO (trzy razy w tygodniu, modlitwa we wtorek, młodzieżowe w czwartek). Biorąc ten wers sam w sobie, mówi po prostu o tym, aby korzystać z każdej okazji do zachęcania siebie nawzajem bezpośrednio, lecz nie daje żadnego wskazania na to gdzie, kiedy czy jak często w tygodniu ma to mieć miejsce.

Jako pastor latami niewłaściwie używałem tego wersu. Robiłem to w niewiedzy, lecz przesłanie, które stale przekazywałem było takie: 'Musicie więcej uczestniczyć, więcej modlić się, dawać więcej i robić więcej niż to, co robicie. Musicie być mi posłuszni, abyście mieli duchową ochronę. Musicie być odpowiedzialni wobec lokalnego ciała wierzących. A jeśli nie przychodzicie do kościoła, za każdym razem, gdy drzwi zostają otwarte i nie uczestniczycie w każdym programie, jaki mamy tu dostępny, to opuszczacie wzajemne zebrania!”

Czy rzeczywiście takie jest znaczenie tego wersu? Gdy przeczytasz wcześniejszy fragment to staje się jasne, że Duch Boży nie stara się nas namówić na to, abyśmy byli bardziej wierni w uczestnictwie w nabożeństwach. Tak naprawdę, gdy było to pisane, chrześcijanie, nie mieli „nabożeństw” (czy kościelnych budynków, na przykład).

O co więc chodzi? Jeśli przeczytasz cały ten rozdział (a jeszcze lepiej cały list), odkryjesz, że celem jest zachęcenie do zbliżania się do Boga bez strachu „drogą nową i żywą” przez Jezusa Chrystusa naszego Arcykapłana, który już zebrał nas razem jako dom Boży po to, aby nas poprowadzić do miejsca najświętszego.

Opierając się na tym, co wiemy o Pańskiej Ekklesii, możemy po prostu powiedzieć: „Nie opuszczajcie domu z żywych kamieni, które Jezus zebrał razem, ponieważ nie ma innego sposobu na zbliżenie się do Boga!” Niestety ludzie zazwyczaj widzą to, czego oczekują, a nie to, co rzeczywiście jest tam. Tak więc unieważniamy Słowo Boże naszą tradycją, tracąc błogosławieństwo i zamieniając to na ciężar.

ZA TO WAS NIE POCHWALAM

Jezus powiedział, że gdy ON zostanie wywyższony, wszystkich do SIEBIE przyciągnie. My zaś podnosimy religię i przyciągamy wszystkich ludzi do instytucji.

Czy sugerujemy, że chrześcijanie nigdy nie powinni chodzić do kościoła czy nie powinni mieć społeczności z innymi? Oczywiście, że nie. Pytamy jednak, czy społeczność istnieje tylko w kontekście spotkania kościoła? Gdy zdamy sobie sprawę z tego, że nasza społeczność ma opierać się na relacji z Jezusem, a nie na relacji z „kościołem”, odkryjemy, że jest dużo więcej możliwości dla społeczności POZA budynkiem lokalnego kościoła, niż WEWNĄTRZ.

Jest tak dlatego, że społeczność oparta na Chrystusie trwa tak długo, jak długo trwasz w Jezusie, podczas gdy społeczność oparta na kościele trwa tylko dopóty, dopóki uczestniczysz w tym kościele. Jeśli idziesz na nabożeństwo i wspierasz jego działania, wtedy cię kochają. Gdy go opuścisz a oni zdadzą sobie sprawę z tego, że nie wracasz, nie chcą mieć już z tobą nic wspólnego. Rzeczywistość jest taka: ich społeczność z tobą jest oparta na kościele, na służbie, na człowieku czy na pieniądzach, lecz nie na Chrystusie.

Prawdziwy charakter kościoła, społeczności czy służby nie da się ocenić według tego, jak cię przyjmują, gdy się przyłączasz, czy też jak traktują ciebie, gdy tam już jesteś, lecz raczej wtedy, jak cię posyłają, gdy odchodzisz, i jak odnoszą się do ciebie, po tym, gdy odejdziesz.

Wiele kościołów, zgromadzeń, służb i społeczności robi więcej szkody niż pożytku i powinny być pozamykane, ponieważ Jezus nie ma w nich pierwszeństwa, a więc nie służą celom Królestwa. Jestem przekonany o tym, że większość kościołów istnieje tylko po to, aby dać pastorowi jakieś miejsce do głoszenia w niedziele. Zgromadzenia trwają, lecz owoców nie ma, są martwymi latoroślami, które ciągle trzymają się krzewu winnego, a które należy odciąć, aby zrobiły miejsce na nowe odrośle.

Paweł napisał do Koryntian, że gdy się zbierają razem, nie jest to ku lepszemu, lecz ku gorszemu. Dla pewności: oni gromadzili się razem, robili to wiernie, lecz ich wspólne zebrania nie były świadectwem ich wiary, lecz świadectwem ich podziału. W rzeczywistości, w ogóle nie zbierali się razem, tylko zbierali się osobno. „Czy mam was za to pochwalić? Nie za to was nie pochwalam!”  Apostoł mówi, że lepiej by było, gdyby pozostali w domach, zamiast gromadzić się ku gorszemu, dzielić się, uczyć herezji, gardzić kościołem Bożym, przynosić wstyd jedni drugim, jeść i pić własne potępienie i zbierać się „ku osądowi” (p. 1Kor. 11:17-34).
Tu jest mocny język zastosowany. Kiedy ostatni razy słyszałeś kazanie na ten temat? Jaki pastor zechce wstać i powiedzieć: „Nie będzie więcej zgromadzeń do czasu aż nauczycie się jak zbierać się razem ku lepszemu, a nie ku gorszemu”? Niewielu!

W DUCHU W DNIU PAŃSKIM

Bracia i siostry nie dajcie się oszukiwać i niepokoić. Jeśli jesteśmy jedno z Głową to jesteśmy jedno z Ciałem, nawet jeśli fizycznie nie zbieramy się razem; a jeśli NIE jesteśmy jedno z Głową to NIE jesteśmy jedno z Ciałem, nawet jeśli gromadzimy się fizycznie razem. Jak to możliwe? To dlatego, że to Jezus buduje Swój Kościół i jest do dom duchowy, a nie fizyczny.
Ta zasada jest wyraźnie widoczne w życiu apostoła Jana. Wygnany na wyspę Patmos spowodowane świadczeniem o Jezusie, był oddzielony od innych wierzących i nie miał bezpośredniego kontaktu z żadnym kościołem. Nie miał „ochrony”, „odpowiedzialności”, „władzy”, ani „lokalnego ciała wierzących” czy „społeczności”. Wydawałoby się, że został wciśnięty w róg, zapomniany.

Lecz Jan mówi: „W dzień Pański popadłem w zachwycenie” („Znalazłem się w Duchu w dzień Pański” – według wersji ang. – przyp.tłum.). Utrzymywał łączność z Głową i z Ciałem Chrystusa w ten sposób, że chodził w duchu i prawdzie. Ta łączność jest duchowa, a nie fizyczna, nie społeczna ani geograficzna. Właśnie dzięki temu Jan otrzymał wyraźną wizję i świeże objawienie Jezusa Chrystusa. Jako korzyść uboczną Jan poznał dokładnie duchowy stan siedmiu kościołów z Azji, pomimo tego, że nie był ich uczestnikiem.
Lepiej jest być samemu i być w Duchu, niż być w zgromadzeniu razem i być w ciele, podążając za pokuszeniami kościelnictwa, gromadzenia się ku gorszemu, a nie ku lepszemu. Jezus powiedział:

Obłudnicy! Dobrze prorokował o was Izajasz w słowach: Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi” (Mt. 15:7-9).

Przyjaciele, jest droga jeszcze bardziej doskonała! Ojciec w aktywnie szuka i rekrutuje dla Siebie ludzi, którzy czczą Go w Duchu i w Prawdzie. Jezus uwalnia ich od próżnego oddawania czci i ludzkich tradycji, i zbiera ich razem w duchowy dom żywych kamieni. Duch Święty prowadzi ich ku coraz głębszej i stale wzrastającej społeczności z Chrystusem. Z nimi każdy dzień jest „Dniem Pańskim”!

O ile wszystko, co nie jest ustabilizowane na Chrystusie podlega wstrząsaniu, ci, którzy zostali zredukowani do Chrystusa otrzymują królestwo, które wstrząśnięte być nie może. Wspaniały to czas żyć i widzieć wypełnianie się Bożych celów! Dlaczego mielibyśmy zadowolić się czymkolwiek mniejszym? ON daje nam nowe wino i nowe bukłaki. Szukajmy dominacji Chrystusa we wszystkim, a gdy Jezus gromadzi nas w prostocie, On jest pośród nas i nasze zgromadzenie będzie ku lepszemu, a nie ku gorszemu. Amen.

раскрутка

Nie oglądaj się wstecz

Chip Brogden.

Żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego”  (Łk. 9:62)

Chciałbym się z wami podzielić pewnym doświadczeniu, które nauczyło mnie tego, aby nigdy nie iść na kompromis z tym, co Bóg pokazuje. Myślę, że ma to pewne pewne prorocze znaczenie również dla was.

Kilka lat temu zaangażowałem się na krótko w służbę telewizyjną. Powiedziałem, że na krótko, ponieważ po sześciu miesiącach po przyjęciu mnie do pracy przy koordynacji programu uczniostwa i prowadzeniu społeczności, uznali, że popełnili błąd, i że byłem niewłaściwą osobą do tej pracy. Początkowo mówili, że to nie jest religijna sprawa, ale ostatecznie okazało się, że tak było, a umieszczenie mnie w religijnej działalności to jak mieszanie oleju z wodą. W skrócie, po sześciu miesiącach powiedziałem: wiecie, wierzę, że jesteśmy na skrzyżowaniu i sugeruję, abyśmy poświęcili tydzień na post, modlitwę i szukanie Boga w sprawie następnego kroku, który mamy podjąć. To było w niedzielę, w środę zadzwonił do mnie właściciel i zwolnił mnie. Nie minął więc nawet tydzień, gdy otrzymałem odpowiedź, choć nie tego się spodziewałem.

Reszty tygodnia nie spędziłem na szukaniu kierunku, lecz godząc się i radząc sobie z tym co zaszło. Mieszkaliśmy przy plaży. Wybrałem się do jednego z parków, aby móc spędzić samotnie czas z Panem. Wybrałem najdłuższą drogę jaką można było i ruszyłem na spacer z modlitwą. Była wcześnie rano, lecz jeśli wiesz cokolwiek o czerwcu w Północnej Karlinie to wiesz, że dzień zaczyna się gorący i wilgotny, a potem jest już tylko coraz gorzej. Tak więc, chodziłem wśród krzaków, mokradeł i strumieni, było gorąco i wilgotno, piaszczyście, powietrze ani drgnęło, co nie jest niczym niezwykłym na tej plaży.

Po pewnym czasie dotarłem do połowy drogi. Rozmawiałem z Panem o tej sytuacji. Znowu straciłem pracę, straciłem dom, relacje z ludźmi, którzy wydawali się być przyjaciółmi i tak dalej. A to wszystko dlatego, że nie chciałem być religijny, nie zgodziłem się, aby robić te wszystkie religijne oczekiwania ludzi i nie poszedłem na kompromis z prostotą Chrystusa, i być legalistycznym i interesownym.

Minąłem połowę drogi i tutaj natrafiłem na ścieżkę, na której znajdowała się chmara czarnych, gryzących much. Po prostu chmura. Zatrzymałem się, przyjrzałem, a kilka z nich ugryzło mnie, więc cofnąłem się i przyglądałem się tej chmurze. Pomyślałem: „Wspaniale!, Żeby dojść do końca, muszę przejść przez tą przeszkodę, a to dopiero połowa drogi. Nie ma znaczenia czy pójdę do przodu, czy ruszę z powrotem to tak samo daleko. Mogę wrócić po swoich śladach, uniknąć tych gryzących much i znaleźć się w tym samym miejscu”.

Stałem tak rozważając te możliwości a powrót wydawał się całkiem pociągający. Wtedy, jakby obecność Pana osiadła wokół mnie i wydało mi się, że jest coś proroczego w tym wydarzeniu. Znalazłem się w takim miejscu, jakby wszystko zatrzymało się i wielki obłok świadków spoglądał na mnie, aby zobaczyć, czy ruszę łatwą drogą wstecz, czy też podejmę trudniejszą drogę w przód. Choć decyzja całkowicie należała do mnie, czułem, jakby było coś proroczego w tej decyzji. Miało objawić się coś z mojego charakteru, miała być wysłana jakaś informacja w duchu.

Może wydawać się, że to jest jakieś szalone, lecz w tym momencie miałem takie wrażenie, i spadło to nagle na mnie – spacer z modlitwą, droga, którą wybrałem, chmura czarnych much, chwila decyzji – że to wszystko było zdarzeniem zarządzonym przez Pana, aby doprowadzić mnie do tej chwili. Gdy zrozumiałem jej znaczenie, decyzja stała się łatwa. Zacisnąłem zęby i ruszyłem w środek tej chmary. Zdumiewające było to, że nie było to wcale tak złe, jak myślałem. Kilka razy zostałem ugryziony, bolało, lecz nie umarłem. Wepchałem się, przeszedłem i ruszyłem na dalszy spacer z modlitwą. W taki sposób Bóg odpowiedział na moją modlitwę, nie usuwając chmury much, lecz przeprowadzając mnie przez nią i dając mi łaskę do cierpliwego zniesienia tego.

Istotą tego doświadczenia nie było nauczenie mnie czegokolwiek o muchach, lecz czegoś o trudnościach, na które natrafiła moja rodzina. Pan nie zamierzał dać mi tej pracy z powrotem, ani nie zamierzał zmienić myślenia tych, którzy mnie zwolnili, lecz miał iść z nami przez to wszystko i doprowadzić nas do miejsca, które nam przygotował. Miało to ranić, lecz nie mogło zabić nas, mieliśmy przejść przez to dzięki Jego łasce i tak też zrobiliśmy. Zrób również tak i ty.

Prawda jest taka, że nie zginiesz, lecz umrzesz dla pewnych rzeczy, które muszą umrzeć. Patrząc na tą sytuację z naturalnego punktu widzenia wyglądało to na niepowodzenie -jakby zwycięstwo oznaczało, że wszystko idzie zgodnie z oczekiwaniami, lecz staje się tylko niepowodzeniem, jeśli nie nauczysz się właściwej lekcji. Jest niepowodzeniem, jeśli nie wyjdziesz z tego doświadczenia z głębszym i bardziej solidnym zrozumieniem Pana i tego, jak On działa.

Od tej chwili nigdy już nie mierzyłem powodzenia zewnętrznymi rzeczami; liczbami, dolarami, służbami itd. Uzyskałem pewną mądrość i zrozumienie. Nauczyłem się czegoś o sobie samym i nauczyłem się czegoś o ludziach. Tak, było to bolesne, lecz, jak mówi biznesowe powiedzenie: „Nie ma bólu, nie ma zysku”. Jeśli nie boli, to nie doświadczyłeś tego wystarczająco mocno. Jeśli nigdy nie przeżywałeś zwątpienia, strachu, zamieszania czy zniechęcenia to znaczy, że nigdy nie poszedłeś na tyle daleko. To się pojawi, lecz również zniknie, jeśli będziesz szedł do przodu.

Na pustyni nie idziesz za uczuciami. Mówi się, że dzieci Izraela były prowadzone przez słup obłoku w dzień i słup ognia w nocy. Gdy obłok ruszał, oni ruszali, gdy obłok pozostawał na miejscu, oni również. Chodzi mi o to, że jest to właśnie tak proste. Chodź w Duchu. Jeśli zaczniesz poddawać się prowadzeniu swoich uczuć to będziesz podejmował zawsze złe decyzje. Najczęściej dobre decyzje nie wywołują dobrego samopoczucia. Robienie tego, co właściwe jest zazwyczaj bardzo trudne. Najłatwiej jest zrezygnować, poddać się i wrócić do Egiptu, lecz, powiadam wam, idźcie do miejsca, gdzie powrót nie jest już możliwy, gdzie nie stanowi już pokusy.

Kiedy Hiszpański odkrywca Cortez wylądował w Południowej Ameryce, chciał upewnić się, że jego ludzie nie ulegną pokusie rezygnacji i powrotu do Hiszpanii, gdy sytuacja stanie się trudna. Gdy więc wylądowali na brzegu i rozładowali statki, kazał je spalić. Nie miało być powrotu – albo wygrają, albo zginą walcząc.

Chciałbym, abyśmy jako chrześcijanie, ludzie którzy twierdzą, że znają Pana, mieli tyle wiary w Pana Jezusa, jak ci, którzy wierzyli Cortezowi. Spalili statki i poszli za nim w dżunglę, nie wiedząc dokąd idą i na co tam trafią. O ileż bardziej możemy ufać Panu Jezusowi, nie tylko co do tego, że nas wyprowadzi z Egiptu, lecz co do tego, że przeprowadzi nas przez pustynię i wprowadzi do Ziemi Obiecanej?

aracer.mobi

Samotny, ale nie sam

Chip Brogden

W Ciele Chrystusa jest dużo osób, które znajdują się w procesie przemiany stanu myślenia od „chodzenia” do kościoła do „bycia” Kościołem. Pan mówi do wielu naraz wzywając ich na bok tradycyjnych spotkań w budynkach kościelnych, aby gromadzili się w swych domach. Im lepiej jesteśmy nastrojeni do Pana tym bardziej jesteśmy niezadowoleni i tym bardziej niewygodne jest dla nas to, co się robi w Jego Imieniu. Tak, jest taka niewygodna przerwa między tym, gdzie zazwyczaj byliśmy do tej pory, a tym, do czego zostaliśmy powołani. Jest to samotny czas, w którym będziemy nierozumiani przez tych, którzy jeszcze nie zobaczyli tego, co my widzieliśmy.

To, co Bóg odciska na wielu znajdujących się w tym pośrednim stanie między kościołem jako budynkiem, a kościołem, jako stylem życia jest to, jak iść SAMOTNIE. Nie możemy opuszczać wzajemnych zgromadzeń, gdy możemy to robić, a jednak Bóg uczy nas społeczności z Chrystusem, nawet jeśli oznacza to drogę samotności.

Bardzo często pragnienie bycia wśród „podobnie myślących wierzących” nie jest duchowym pragnieniem. Bardziej wynika z naszych emocji, duszy tęskniącej do ludzi rozumiejących nas. Mamy nie kochać naszego życia (greckie: duszy życia) i być gotowi na przejście przez czas braku pociechy i społeczności braci i sióstr, jeśli Bóg powołuje nas do Siebie Samego. Jeśli koniecznie MUSIMY być w towarzystwie innych braci i sióstr, aby w jakikolwiek sposób czuć Chrystusa to znaczy, że nie przebywamy w Nim tak jak powinniśmy.

W wielu częściach świata bracia i siostry w Chrystusie nie są w stanie spotykać się razem z powodu prześladowań. Z pewnością pragną to robić, gdyby tylko mogli, lecz skoro nie można, jak będą utrzymywać społeczność i łączność z Ciałem, jeśli nie mogą się zbierać? Muszą znać Chrystusa, jako Społeczność. Trwając w Nim, w połączeniu z Głową, utrzymują jedność zresztą Ciała.

Ktoś może powiedzieć: „My nie jesteśmy prześladowani, mamy wolność gromadzenia się. Czy nie powinniśmy, jako chrześcijanie, korzystać z naszej wolności i mieć społeczność zawsze, gdy jest taka okazja?” Odpowiadam: tak, powinniśmy dziękować Bogu za naszą wolność i maksymalnie z niej korzystać, lecz pytam cię, jaki będzie twój duchowy stan, gdy ta wolność nagle zostanie odebrana? Czy masz w sobie samym na tyle zasobów, aby utrzymać się, trwając w Chrystusie, czy też twoja użyteczność dla Boga jest ograniczona do społeczności z innymi? Czy możesz utrzymać łączność z Ciałem, gdy będziesz odizolowany, czy gdy zasłabniesz i odpadniesz?

Niektórzy są w stanie utrzymywać słodkiego ducha tak długo, jak dług znajdują się w społeczności z innymi wierzącymi, lecz jak tylko Bóg dopuści do jakiegoś zakłócenia tej społeczności, widać jak szybko ten słodki duch kwaśnieje. Są w stanie nawet przyznać się do swego stanu, mówiąc: „Nastrój miałem straszliwy, a to dlatego, że byłem bez kościoła. Muszą wrócić w tą niedzielę”. Wtedy wracają do kościoła, czują się podniesieni, słodki duch wraca. Niestety, przeżywa to większość ludzi, którzy nie nauczyli się traktować Chrystusa jako ich Życie. Czy to jest chodzenie w Duchu? Nie jest.

Prawdą jest, że „gdzie dwaj lub trzej zgromadzeni są w imieniu Moim, Ja jestem pośród nich”. Chwała Bogu za taką prawdę. Równie prawdziwe jest to, że „Jestem zawsze w TOBĄ” (liczba pojedyncza). Nie chcemy być samotnymi chrześcijanami, którzy nie szukają społeczności z innymi członkami Ciała Chrystusa, a równocześnie nie możemy pozwolić sobie na to, aby brak takiej społeczności doprowadził nas do przygnębienia czy depresji, które nas ograbią. Gdyby miało to spowodować upadek, to być może właśnie dlatego Bóg dopuszcza do okresów samotności, abyśmy zostali zredukowani do CHRYSTUSA jako naszej Społeczności.

Jeśli znajdziemy się w takim miejscu, nie spieszymy się zbytnio z szukaniem innych, dopóki nie zbierzemy pełnego żniwa z bycia samotnie z Bogiem. Pamiętajmy o tym, że Ciało Chrystusa jest duchowym Ciałem. Znajdowanie się w fizycznej obecności innych członków nie sprawia, że jesteśmy jeszcze bardziej takim członkiem, a odcięcie od fizycznej obecności innych nie czyni nas ani trochę mniej członkiem Ciała. Oczywiście dokładnie coś przeciwnego ma miejsce, gdy te wspólne spotkania to tylko instytucja; bez fizycznej obecności i wsparcia, ludzie tracą swoje miejsce jako członki. Lecz nie jest tak w Ciele Chrystusa, Kościele. Nie jesteśmy bardziej czy mniej członkami Ciała przez sam nasz fizyczny kontakt z innymi lub jego brak.

Powtórzmy to: można pragnąć społeczności nie tyle po to, aby budować Ciało, lecz po to, aby być budowanym – postawa, pojawiająca się, gdy chodzi się do kościoła, aby „być karmionym” raz czy dwa razy na tydzień. Nic dziwnego, że w takim przypadku Bóg chce, abyśmy patrzyli tylko na Niego jedynie, jako nasze źródło Zbudowania i uczyli się czerpać z Niego, zanim umieści nas blisko innych. Jedną ze słabości instytucjonalnego kościoła jest to, że większość członków przychodzi po to, aby przyjmować, być budowana, być zachęcana, być nakarmiona. Wszystko kręci się wokół „brania”, a niewiele wokół „dawania” i stąd niewiele Życia.

Gdy uczymy się czerpać z Chrystusa jako naszego Źródła, będziemy obficie zaopatrzeni, aby dawać. Społeczność z innymi nie może zastąpić naszego codziennego przebywania w Nim. Jeśli gromadzimy się razem w Imieniu Pańskim, a jednak poza Chrystusem, będziemy świadkami wielu religijnych działań, lecz niewiele Życia będzie udzielane uczestnikom. Bóg chce, abyśmy patrzyli na Jego Syna jako życie, a gdy tak robimy, nasze potrzeby zostaną zaspokojone. Wtedy gromadzimy się razem, jesteśmy dawcami, a nie biorcami i, przy całym dawaniu Chrystusa, otrzymamy błogosławieństwo, którego szukaliśmy.

Naciskajmy na Chrystusa z całego serca, lecz nie zniechęcajmy się, jeśli okaże się, że chwilowo znajdziemy się bez społeczności i pociechy ze strony naszych braci i sióstr.

Choć jesteśmy samotni, nigdy nie jesteśmy sami.

раскрутка

Brak społeczności? Nie ma problemu!

Brogden Chip

19 kwiecień 2009

Nigdy tak naprawdę nie docenicie i nie będziecie korzystać ze społeczności, dopóki nie nauczycie się żyć bez niej.

Już istnieje społeczność świętych, jest to duchowa społeczność i opiera się na Chrystusie, który ma pierwszeństwo – a nie na społeczności, która ma pierwszeństwo. Cała ta tęsknota za społecznością, za tym, aby być z innymi jest wynikiem kaca po religijnym systemie – starasz się wypełnić pustkę, która została po religii. Celem osamotnienia na duchowej pustyni jest to, aby dotarło do ciebie, że Jezus Wystarcza. Nie umrzesz z powodu braku społeczności, lecz jeśli nie nauczysz się tego, że Jezus Wystarcza, to duchowo mówiąc, już jesteś martwy. On jest Jedynym, na którym masz się skupić – nie zaczynając społeczności, nie budując domowej grupy, nie czyniąc razem z innymi cokolwiek, cokolwiek.

Już słyszę te wszystkie: „tak, ale”. „Tak, ale Bóg uczynił nas jako istoty społeczne. . . Tak, ale Bóg, że potrzebujemy zachęty innych wierzących. . . Tak, ale Biblia mówi, abyśmy nie opuszczali zgromadzeń wzajemnych, jak to jest u niektórych w zwyczaju. . . Tak, ale mamy być częścią Ciała Chrystusa. . . Tak, ale jest coś w gromadzeniu się podobnie myślących wierzących. Tak, ale nie rozumiesz tego, jak to jest”. Tak, ale rozumiem – przechodziłem przez tą część pustyni wcześniej i próbuje powiedzieć ci, że Bóg chce wiedzieć czy kochasz Jego, czy kochasz społeczność z innymi; chce wiedzieć czy kochasz Jego, czy to, co Jego dotyczy; chce wiedzieć czy szukasz Jego, czy spotkań na Jego temat.

Są takie czasy i okresy, gdy On wzywa cię do samotności i oddzielenia dla Siebie. Nie mówię, że zawsze tak będzie, lecz co, jeśli tak? Co, jeśli On wzywa cię do samotnej drogi z Nim na resztę twojego życia? Czy Jezus wystarcza ci?

Zadałem takie pytanie kiedyś grupie chrześcijan: „Czy Jezus wam wystarcza?” ponieważ większość chrześcijan nie wierzy w to. Chcą Jezusa, lecz chcą również społeczności z innymi. Rzeczywiści, czy wiecie czego chcą chrześcijanie? Nie społeczności z innymi. To brzmi tak duchowo. Tak naprawdę to oni chcą akceptacji innych chrześcijan. Jeśli sięgniesz głębiej to właśnie tego chcą, chcą czuć się zaakceptowani przez innych chrześcijan. Tak, mogę ci powiedzieć, że narażasz się na wielkie zniechęcenie. Ewentualnie przyjdzie taki czas, że będziesz musiał wybrać między prawdą, którą Bóg ci objawił i akceptacją innych chrześcijan. Wiem, że brak akceptacji innych chrześcijan jest bolesny. Boli to, gdy inni chrześcijanie nie rozumieją cię i mówią o tobie wszelkie złe rzeczy, choć ty mówiłeś do nich w miłości prawdę.

Istotą jest jednak twoje duchowe życie a chodzenie z Bogiem nie zależy od akceptacji innych chrześcijan. Może ci się tak wydawać, z pewnością też znacznie ułatwia wiele rzeczy, lecz nie jest to warunkiem chodzenia z Chrystusem, tzn.: staranie się o to, aby inni chrześcijanie rozumieli i akceptowali cię. Im głębsze będzie twoje chodzenie z Bogiem, tym trudniejszy będziesz do zaakceptowania przez innych chrześcijan. Nasz Pan i Zbawiciel, Jezus Chrystus: „wzgardzony był i opuszczony, Mąż Boleści, doświadczony w cierpieniu” (Iz. 53:3). Jezus nie był i nie jest akceptowany przez większość chrześcijan i, czy wiesz o tym, że to nie zmienia Jego Samego ani Jego relacji z Ojcem? On jest Panem bez względu na to czy zaakceptujesz Go, czy nie, przyjacielu. Jeśli jesteś Jego uczniem, wtedy On akceptuje ciebie bez względu na to czy akceptuje cię cała reszta chrześcijańskiej populacji, czy nie.

Odkryłem, że za każdym razem, gdy ignoruję taki okres, do którego Bóg mnie wprowadził i usiłuje stworzyć społeczność bądź szukam społeczności poza czasem i miejscem wyznaczonym przez Mojego Ojca, zawsze kończy się to katastrofą, zawsze stwarza problemy, rozczarowanie i powoduje zakłócenie w tym, co Pan chce w moim życiu zrobić.

A jest to szczególnie prawdziwe wtedy, gdy jesteś świeżo po wyjściu z religijnego systemu. Trwałeś pod religijnym duchem przez tyle lat i nie myślałeś o tym, że któregoś dnia możesz wstać, nie iść do kościoła, być wolnym od religijnej postawy. Myślisz, że potrzebna ci jest społeczność, że potrzebujesz spotkań, że potrzebujesz innych ludzi i tego wszystkiego, ale jesteś w błędzie. To jest religijny system myślenia, jest jak narkotyk.

„O, bracie Chip, jestem taki samotny. Chodziłem do kościoła co niedzielę przez 20 lat a teraz siedzimy w domu w niedzielę i czujemy taką pustkę w środku!” W porządku, chwała Panu, jeśli jest to miejsce, do którego Pan cię zaprowadził teraz, dziękuj za nie Bogu. Przestań szukać innych ludzi, aby wypełnili pustkę, którą może wypełnić wyłącznie Chrystus. Przedtem wypełniałeś tą pustkę mnóstwem religijnego śmietnika i On to wszystko usuwa. Usiłuje coś w tobie zbudować, więc pozwól Mu na to zgodnie z czasem i okresem, który wyznaczył. Nie poganiaj tego procesu, bądź zadowolony; tylko ty i Bóg. Mój Boże, nawet nie masz pojęcia jak to jest chodzić z Bogiem i być ukrytym w Nim, ponieważ przez całe swoje życie chodziłeś z Nim w tłumie, uwielbiając Go w tłumie, modląc się do Niego w tłumie, ucząc się o Nim w tłumie.

Enoch chodził z Bogiem i nie było nikogo więcej, aby miał z nim społeczność.

Noe chodził z Bogiem i nie było przy nim nawet nikogo z rodziny.

Abraham chodził z Bogiem i nie miał domowego kościoła, do którego mógł chodzić.

Mojżesz spędził 40 lat na pustyni i to nie zraniło go ani trochę a wracając z pustyni był lepszy niż wtedy, gdy się tam udawał.

Jezus chodził z Bogiem a wszyscy Jego przyjaciele i uczniowie wyparli się Go, i uciekli wtedy, gdy tego najbardziej potrzebował.

Za dużo zasług co do twojego duchowego powodzenia przypisujesz ludziom, a nie masz wystarczająco dużo zaufania do Boga. Wolałbym być z Bogiem sam, niż w tłumie ludzi bez Niego.

To nie pomniejsza niczego, co Biblia mówi o Ciele Chrystusa, lecz musisz nauczyć się tego, w jaki sposób być połączony z Głową, zanim będziesz próbował łączyć się z Ciałem. Życie Ciała jest tylko tak dobre jak dobra jest relacja Ciała z Głową. Ciało nie ma żadnego życia samo w sobie bez Głowy. Jeśli czytasz to, czego Biblia naucza na temat Ciała Chrystusa, wiesz, że nie mówi nam, abyśmy szukali swojego miejsca w Ciele czy próbowali wstawić siebie samych na jakieś miejsce. Pismo mówi, że On buduje ciało Chrystusa zgodnie ze Swoją wolą – Jego wolą, nie naszą. Gdy ty próbujesz się gdzieś umieścić, pobłądzisz.

Biblia nie mówi „trwajmy mocno w Ciele” czy „trzymajmy się mocno członków Ciała”, lecz mówi „trzymajmy się mocno Głowy”. Biblia nie mówi: „szukajcie najpierw społeczności innych”, lecz mówi „szukajcie najpierw królestwa Bożego i Jego Sprawiedliwości, wszystko inne będzie wam przydane” (w tym społeczność. Nauczysz się to robić a cała reszta sama się zatroszczy o siebie w taki sposób i w takim czasie, jak Bóg uzna za właściwy.

Zabierz swoje ręce z całej sprawy społeczności i zrzuć swoją troskę na Pana. Powiedz Mu: 'Panie, jestem tu, na pustynnym miejscu, jest sucho, jest samotnie i wygląda na to, że nie ma żadnej społeczności, lecz Ty jesteś moją Skałą, moją Twierdzą i moim Miejscem Schronienia, Ty prowadzisz moje kroki. Ty bądź moją społecznością. Jeśli uznasz to za właściwe, abym miał społeczność z innymi, w porządku, jeśli nie, ufam Tobie, bo Ty znaczysz znacznie więcej, niż potrzeba na zaspokojenie moich duchowych, emocjonalnych i socjalnych potrzeb. Mogę funkcjonować bez społeczności Pańskiej, lecz nie mogę żyć bez Ciebie!”

Proszę państwa byłem w tym miejscu wielokrotnie i nawet nie muszę się o to modlić więcej. Po prostu nauczyłem się ufać Bogu w tej dziedzinie i wiem, że On wystarcza. Zostało to we mnie ustabilizowane. Nawet o to się nie modlę więcej. Chciałbym, aby zostało tu ugruntowane również w waszych sercach. Niech pustynia wykona swoją pracę.

продвижение сайта эффективно

Powrót do Krzyża

Chip Brogden

Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego” (1Kor. 2:2).

Pomimo że wiedza Pawła była całkiem obszerna i miał wiele rzeczy do powiedzenia i nauczenia Koryntian, zdecydował się stać się człowiekiem jednego tematu: Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego.

Musimy stać się głupcami, aby stać się mądrymi.

  • Musimy zrezygnować ze wszystkiego, aby wszystko odzyskać.
  • Musimy stać się słabi, aby być silni.
  • Musimy umrzeć, aby żyć

Możemy cytować słowa Jezusa, starać się naśladować Go jako nasz Wzór, zmagać się na wąskiej drodze, a nawet wykonać pewne dobre uczynki w Jego Imieniu, lecz bez Krzyża cała ta działalność to drewno, słoma i siano. W chwili, w której zostaniemy skonfrontowani z przeciwnościami bądź sprowokowani, upadniemy. Możemy wyglądać na cierpliwych, lecz przyjdzie taki dzień, gdy stracimy cierpliwość. Możemy wyglądać na łagodnych, lecz przyjdzie dzień, gdy ujawni się nasza szorstkość. Możemy wyglądać na pokornych, lecz przyjdzie dzień, gdy nasza pych a zostanie w nas ujawniona i upadniemy. Być może udaje nam się przestrzegać litery prawa i możemy zewnętrznie wyglądać w oczach innych na sprawiedliwych, lecz w samotności i tajemnicy naszego serca i umysłu odkrywamy, że wewnątrz tego kielicha jest pełni nieczystości.

Wzywając nas do powrotu do Krzyża, Bóg wzywa, abyśmy złożyli nasze życie i uchwycili się Mądrości śmierci, pogrzebu i zmartwychwstania i wstąpienia do nieba, aby żyć w Królestwie Bożym jako synowie i córki. Bez Krzyża nie możemy ani wejść do Królestwa, ani żyć w Duchu, bez względu na to, jak bardzo pragniemy. Ponieważ bez Krzyża nie wiemy, co to znaczy nadstawić drugi policzek, iść dodatkowy kilometr, kochać naszych wrogów i modlić się za tych, którzy prześladują nas. Bez Krzyża nie wiemy, co to znaczy poddać się woli Bożej, przyjąć cierpienie i rzucić się w Jego ramiona.

Bez krzyża, nie wiem czym jest Zmartwychwstanie.

Religia stara się zreformować człowieka; Krzyż stara się go ukrzyżować. Religii może nie udać się doprowadzić do jej celu, lecz Krzyż nigdy nie zawodzi, zawsze swój cel osiąga. Ludzkość poszukuje moralności, cnoty, duchowości, nawet wykonuje religijne uczynki i dobre uczynki po to, aby uniknąć śmierci na Krzyżu. Lecz oto nie ma ran, blizn, nie ma dowodu na to, że kiedykolwiek nastąpiła śmierć i ponowne ożywienie dla Boga. Albo człowiek w ogóle nie umarł, albo umarł i został wzbudzony z martwych. Nie można podrobić zmartwychwstania.

Krzyż jest środkiem, którego Bóg używa do zredukowania nas do rozmiarów Chrystusa, abyśmy mogli zostać wzbudzeni do nowego Życia. To, co jest niemożliwe do osiągnięcia nawet przez całe życie podejmowanych wysiłków własnych, z łatwością dokonuje Bóg przez Krzyż. Możemy próbować na tej drodze wielu skrótów i próbować ucieczki przed nieuniknionym, lecz w dniu, w którym przestaniem zmagać się i łagodnie zaakceptujemy Krzyż, odkryjemy, że wszystko już zostało dla nas zrobione. Faktycznie Krzyża, śmierci przez ukrzyżowanie, nie można osiągnąć przez samobójstwo. Nie możemy ukrzyżować sami siebie. Narzędzie naszej śmierci zostało dla nas wybrane, jak i sposób w jaki się odbędzie, oraz chwila i czas trwania egzekucji – wszystko kontrolowane przez kogoś Innego. Nic nie da się zrobić, ponieważ musimy poddać się Niewidzialnej Ręce i zdać się całkowicie na Niego. Jeśli idziemy za Jezusem, musimy podejmować krzyż codziennie, wyrzekać się siebie i iść za Nim (Łk. 9:23).

Krzyż jest mądrością przez głupotę

Mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną” (1Kor. 1:18).

Jest to mądrość, która pochodzi z góry. Ta mądrość jest przeciwna do ziemskiej mądrości. Nasze myśli, rozumowanie, sprzeczki, uzasadnienia i opinie są bezwartościowe w oczach Bożych. Poleca się nam, abyśmy mieli umysł Chrystusa i szukali mądrości, która pochodzi od Boga.

Mówiąc po ludzku, Krzyż nie ma sensu. Jeśli podchodzimy do Boga tylko przy pomocy naszego umysłu, nigdy Go nie poznamy. Jeśli badamy Krzyż po to, aby zdobyć nowe nauczanie czy nową doktrynę to nie będzie to miało żadnego wypływu na nas. I rzeczywiście, wielu zapamiętuje właściwe wersety Pisma, nawet naucza innych tego, czego się nauczyli, a jednak nigdy nie przeżywa jego rzeczywistości. Jakże łatwo i spokojnie mówimy o umieraniu dla siebie, podejmowaniu krzyża i życiu ukrzyżowanym życiem, lecz wiedza bez doświadczenia tylko zwodzi nas, abyśmy myśleli, że żyjemy czymś tylko dlatego, że potrafimy mentalnie powtarzać pewne fakty. W sprawach duchowych nie liczy się to w ogóle.

Musimy prosić Boga, aby opróżnił nas ze z góry przyjętych założeń i poglądów, i napełnił nas zamiast tego Jego Umysłem. Musimy zaniechać naszej mądrości i przyjąć Jego Mądrość. Jego Mądrość to jest to w jaki sposób On postrzega rzeczywistość. To jak my widzimy różne rzeczy nie ma znaczenia i prowadzi nas na manowce. Jego Drogi i Jego Umysł są wyższe niż nasze drogi i nasz umysł. Krzyż jest środkiem przez który Bóg niszczy ziemską mądrość i cielesny umysł.

Krzyż, zatem, jest mądrością przez głupotę.

Krzyż to zdobywanie przez tracenie

Zazwyczaj myślimy, że aby zebrać więcej, musimy dodawać do tego, co już mamy. Mądrość Boża uczy nas, że aby coś zdobyć, musimy najpierw coś stracić. Pomyśl o dziecku, które nie chce puścić swojej starej zepsutej zabawki po to, aby przyjąć nowe zabawki od ojca. Dla niego to strata czegoś ważnego, lecz przez wypuszczenie, rezygnację, zyskuje.Podobnie jak to dziecko uparcie nie zgadzamy się na rozluźnienie uścisku zaciśniętego na naszych duchowych posiadłościach. Wytrwale trzymamy się rzeczy jak dziecko przywiera do swoich zepsutych zabawek. Zbieramy nauczania, doświadczenia, dobre uczynki, wskazując na nie jako na dowód tego, że jesteśmy duchowo wyposażeni. Dopóki nie zechcemy podzielić się naszymi „bogactwami”, nie będziemy wstanie przyjąć prawdziwych Bogactw Chrystusa w nas. Krzyż demonstruje prawdę, która mówi, że aby coś zdobyć nie należy więcej zbierać, lecz stracić to, co już jest. Tak naprawdę nie możemy nic otrzymać od Boga dopóki nie nauczymy się rezygnować dla Boga. To duch woła: „Nie moja wola, lecz twoja niech się stanie” i „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego„.

Te słowa wypowiada się z łatwością, lecz nie jesteśmy w stanie ich docenić czy rzeczywiście przeżyć, dopóki nie zostaniem przeprowadzeni przez przeżycie naszej własnej Getsemane i Golgotę. Do tego czasu możemy zwyczajnie recytować niektóre słowa, lecz tak naprawdę nie wiemy, co rzeczywiście oznacza poddać się Bogu, być całkowicie poświęconymi i poddanymi Jemu. Krzyż przygotowuje nas do przyjęcia nowych rzeczy w taki sposób, że najpierw zmusza nas do rezygnacji.

Tak więc, Krzyż jest zdobywaniem przez tracenie.

Krzyż jest mocą przez słabość

Bóg wybrał to co słabego u świata, aby to zawstydzić to, co mocne” (1Kor. 1:27b).Naturalny sposób myślenia prowadzi nas do wniosku, że moc i słabość są sobie przeciwne. To znaczy, że aby mieć moc, musimy eliminować słabości. Mądrość Boża uczy nas czegoś innego, to jest tego, że to co słabe zostało wybrane, aby pokonać to co mocne, a jednocześnie moc działa w słabości.

Krzyż jest środkiem do zadania bólu, osłabienia i powolnego zabijania. Jest ostatecznym wyrazem słabości. Ofiara jest rozebrana do naga i przybita do drzewa za ręce i stopy. Cały ciężar wspiera się na nogach tak długo, dopóki są wstanie go unieść. Gdy już nie wytrzymują cały ciężar spoczywa na wyciągniętych ramionach (aby ten proces przyspieszyć, czasami łamano nogi). Klatka piersiowa ostatecznie zapada się pod tym naporem i bezradna ofiara powoli umiera z powodu uduszenia, gdy płuca zawodzą.

Ukrzyżowany ledwo się może poruszać, a co dopiero walczyć. Gdy już raz gwoździe zostaną wbite, nie ma możliwości, aby je usunąć. Niczego ze sobą nie zabierasz i nic ci nie zostaje, nie możesz ani przyspieszyć, ani zwolnić chwili swojej śmierci. Wszyscy mogą oglądać twoją nagość,oprócz cierpienia fizycznego cierpisz z powodu wstydu, dusza jest obdarta ze swej godności i dumy. Nie ma ucieczki.  Bóg pragnie dać ci moc, lecz moc przychodzi tylko przez słabość. Wszelka moc nie uzyskana przez słabość jest nielegalna, bez względu na to, jak bardzo duchowo wygląda. Jedyna legalna moc jest udzielana tym, którzy zostali doprowadzeni do słabości. Moc rodzi się w słabości.

Wielu tryska pewną „mocą”, lecz nie ma odpowiedniej słabości, tak więc, moc daje im tylko okazję do pysznienia się. Aby temu zapobiec Bóg zarządził, aby wszyscy, którzy mają mieć Jego moc zostali najpierw osłabieni i opróżnieni – my mówimy o tym, jako o „złamaniu”. Celem osłabienia i cierpienia jest otworzyć drogę dla Jego Mocy, a narzędziem, które Bóg używa, aby nas osłabić jest Krzyż.

Tak więc, Krzyż jest mocą przez słabość.

Krzyż jest życiem przez śmierć

Z Chrystusem jestem ukrzyżowany, żyję więc już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus” (Gal.2:20a). Nie ma Zmartwychwstałego Życia, bez Ukrzyżowanej Śmierci. W naturze spodziewamy się tego, że, aby żyć, trzeba unikać śmierci wszelkimi sposobami. A jednak Mądrość Boża uczy nas, że Życie zyskuje się przez uchwycenie się Śmierci – to jest, gdy umieramy dla siebie, stajemy się żywi dla Chrystusa.

Zasada śmierci działa w nas. Gdy się rodzimy, zaczynamy się starzeć i umierać. Dla tego kto jest w Chrystusie, fizyczna śmierć nie jest końcem, lecz początkiem. Podobnie, zarządzona przez Boga śmierć na Krzyżu nie jest końcem, lecz początkiem. Krzyż wykonuje dzieło śmierci w nas, aby Duch mógł wykonywać dzieło życia w nas. Krzyż zabija to, co należy zabić w nas, podczas gdy Duch daje Życie temu, co zostało zabite. Krzyż bije i rozrywa, Duch odbudowuje to, co zostało zniszczone. Wyłącznie ci, którzy doświadczyli Śmierci, mogą naprawdę usługiwać Życiem i mówić do martwych ludzi.

Jeśli więc nie nauczyliśmy się co to znaczy oprócz cierpienia fizycznego, codziennie umierać, nie będziemy doświadczać codziennie Bożego życia. Słowem: jestem martwy, a jednak żyję. Jestem ukrzyżowany, a jednak żywy. Z jednej strony zostałem osłabiony do punktu śmierci i bezsilności; z drugiej strony żyję przez moc Boża i jestem wzmocniony przez wszelką moc Jego Ducha, który mieszka we mnie. Chwila, w której rezygnuję z przeżywania śmierci, jest dokładnie tym samym momentem, w którym przestaję doświadczać życia, ponieważ Krzyż jest życiem przez śmierć.

Cel Bożego postępowania

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś chodziłeś, dokąd chciałeś; lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (John 21:18). Pomimo że postawa naszego serca powinna być podobna do dziecka, Bóg chce, abyśmy byli dojrzałymi mężczyznami i niewiastami. On pragnie powolnego wzrostu, ale aby to osiągnąć, Pan dopuszcza do nas wiele nieprzyjemnych okoliczności i prób.Gdy jesteśmy młodzi w Panu, robimy, co nam się podoba. Wielką przyjemność sprawia nam usługiwanie Panu zgodnie z naszą własną myślą, a wszystko jest lekkie i przyjemne. Prowadzimy życie oparte na uczuciach i zmysłach. Łatwo jesteśmy poruszani tym, co czujemy. Jeśli jesteśmy szczęśliwi z przyjemnością wyrzekamy się siebie i wylewamy swoje wnętrze na nabożeństwie, lecz gdy jesteśmy smutni czy zakłopotani okolicznościami życiowymi czujemy się tak, jakbyśmy wędrowali przez pustynię. Pan musi sięgnąć i sprowadzić małą owcę z powrotem do Siebie, gdzie nasze uczucia zostają odnowione i odbudowujemy nasze oddanie z tym samym wigorem co poprzednio. Jest to sposób na tych, którzy są młodzi; ubierają się jak chcą i chodzą gdzie chcą.

Lecz gdy stajemy się starsi w Panu, życie wiary zaczyna się wtedy, gdy wyciągamy nasze ręce w poddaniu i pozwalamy Innemu, aby nas ubrał i zaprowadził tam, gdzie nie chcemy iść. Nie ubieramy się sami i nie chodzimy swoimi drogami. Nie idziemy już, tylko jesteśmy prowadzeni. Możemy już więcej nie zastanawiać się nad naszymi własnymi pragnieniami. Już więcej nie zachowujemy się według naszej własnej woli bez Jego woli. Zamiast tego, w końcu poddajemy się Bożemu postępowaniu z nami. Uznajemy w końcu to jak bardzo byliśmy do tej pory przepełnieni sobą, dodając wiele słów do tego, co dał nam Bóg i czyniąc wiele bez Tego, który nas powołał do działania. Podobnie też, czujemy to jakże często nie mówiliśmy czegoś czy nie działaliśmy, ponieważ po prostu kochaliśmy siebie bardziej niż Boga.

Ta przemiana między życiem uczuciami, a życiem wiary, od władania sobą do poddania się władzy Ducha, nie zdarza się w kilka dni. Co znajduje się między doświadczeniem młodzieńca i doświadczeniem starego? Co takiego doprowadza do tej dojrzałości? Jak odbywa się ten wzrost? Jakim sposobem Bóg dokonuje Swego dzieła transformacji?

Pan powiedział Piotrowi w jaką śmiercią uwielbi Boga (w. 19). Wiemy, że Piotr został ukrzyżowany głową na dół i umarł męczeńską śmiercią, lecz, codzienny krzyż samo wyrzeczenia, który Piotr niósł, był środkiem, przez który Bóg mógł pokonać jego dziką naturę i przemienić go w męża wiary. On był żywą ofiarą. Fizyczny krzyż, na którym zginął był świadectwem tego, że złożył swoje życie milion razy wcześniej.

Śmierć, której Bóg rzeczywiście poszukuje w nas, to nie przyszłe złożenie naszego fizycznego życia, lecz codzienne, chwila po chwili składanie siebie. Nie jest męczeńska śmierć to raz na zawsze, lecz codzienne umieranie i życie dla Boga, co przynosi Mu najwięcej chwały. Tak naprawdę, tym, którzy nie wyrzekli się siebie w tych wydawałoby się nieistotnych sprawach codziennego życia, będzie trudno, o ile w ogóle będzie to możliwe, złożyć swoje fizyczne życie, jeśli będzie konieczne. Bóg wzywa nas, abyś został głupce, po to, aby stać się mądrym; zrezygnuj ze wszystkiego po to, aby otrzymać wszystko z powrotem; stań się słaby, aby stać się silnym; wróć do krzyża i umrzyj, abyś mógł żyć.

Przez te strony mamy nadzieję przekazać to pilne wezwanie. Dziś prośmy Boga o to, aby przyspieszył bicie naszych serc, aby dał nam to, abyśmy stali się Ludźmi Krzyża, przeżywającymi Śmierć Pańską, abyśmy mogli żyć Życiem Pana.

Postanówmy więc, nie umieć niczego, jak tylko Chrystusa i to ukrzyżowanego; ponieważ, „nie masz ucznia nad mistrza, lecz należycie będzie przygotowany każdy, gdy będzie jak jego mistrz” (Łk. 6:40).

topodin

WEJDŹ DO ODPOCZNIENIA

Chip Brogden

Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie (Mt. 11:28).

„Przyjdźcie do Mnie”. Przyjdźcie do mnie. Nie do Kościoła, nie do męża Bożego, nie do nauczania, nie do grupy. Przyjdźcie do Mnie i uczcie się ode Mnie. Ja wam dam odpocznienie. Nikt inny może dać wam odpocznienia. Nie możecie na nie zapracować. Odpocznienie jest darem Bożym. Jeśli jesteś narodzonym na nowo dzieckiem Bożym, to zrobiłeś to co najmniej raz z życiu. W chwili gdy powiedziałeś: „Boże, nie mogę zbawić siebie samego. Ufam, że skończone dzieło Chrystusa zbawi mnie. Jezu, bądź moim Zbawicielem i Panem” to znaczy w chwili, gdy przestałeś starać się zarobić na zbawienie uczynkami. Wszedłeś do odpocznienia. Zrezygnowałeś” z bycia zbawicielem siebie samego. Większość ludzi nauczyła się tego, że jest to od tej chwili ustanowione. Nie pomyślałbyś nawet o powrocie do tych dni, gdy pracowałeś na swoje zbawienie. Jesteś zbawiony i wiesz o tym.

W taki sposób zaczyna się chrześcijańskie życie, lecz jest coś znacznie więcej w chrześcijańskim życiu niż otrzymanie zbawienia. Jest to tylko pierwszy krok do większego świata. Jezus stale woła na ciebie, mówiąc: ” Przyjdź do Mnie, a Ja dam ci odpocznienie „. To postępuje, jest zdarzeniem codziennym. Każdego dnia przychodzimy do Jezusa, każdego dnia przekazujemy coś innego, każdego dnia uczymy się odpoczywać w Nim, ufać Jego życiu.

Jak to wygląda? Tak, wielu chrześcijan zmaga się z grzechem. Walczą ze swymi uczuciami, emocjami, wspomnieniami. Martwią się i niepokoją, są związani strachem, są uwiązani złymi nawykami, ranami z przeszłości i przeżywają wiele porażek i nieliczne zwycięstwa.

Czy nie możemy ufać Jezusowi, że da nam odpocznienie w również w tych sprawach? Jeśli możemy zaufać Mu i wierzyć w zbawienie, czy nie możemy ufać mu i wierzyć Mu w zwycięstwo? Właśnie to jest to, co Pan ma na myśli, mówiąc: „Przyjdź do mnie, a Ja dam ci odpocznienie „. Odpocznienie, do którego wchodzimy ma objąć wszystkie dziedziny, a nie tylko samo zbawienie. Jakże smutne jest to, że możemy odpocząć wyłącznie w zbawieniu, lecz nie mamy pokoju, odpocznienia, wolności od stałego ucisku i zniechęcenia, i obaw współczesnego czasu.

Zasada sabatowego odpocznienia może być zastosowana do każdej dziedziny twojego życia, a nie tylko do zbawienia. Czy bywasz niepokojony myślami? Oczywiście, od czasu do czasu wszyscy martwimy się o coś, lecz gdy wchodzimy do Jego odpocznienia, nie martwimy się już o to. Poza Nim jest mnóstwo rzeczy, o które trzeba się martwić; lecz gdy przychodzimy do Niego i jesteśmy w Nim, On daje nam odpocznienie a nie da się odpoczywać i martwić równocześnie. Osoba, która się martwi nie może spać i z pewnością nie może odpoczywać. Osoba, która odpoczywa w Panu, nie martwi się.

Wers 14 z 3 rozdziału Ewangelii Marka, jest dla mnie szczególny, ilustruje bardzo ważny punkt. Mówi, że Jezus powołał dwunastu uczniów, aby BYLI z Nim, i aby mógł ich posłać na zwiastowanie ewangelii. Pragniemy wyjść i być używani, działać; lecz Jezus jest bardziej zainteresowany relacją, byciem z Nim i uczeniem się odpoczywania w Nim. Pamiętaj o dniu Sabatu, niech ta zasada wejdzie głęboko do twojego ducha, zanim wyruszysz, aby coś robić.

Oczywiście, poznałem mnóstwo ludzi, którzy wychodzą z religijnego systemu i zazwyczaj są napełnieni ogromnym pragnieniem i ekscytacją. Gdy proszą mnie o radę, doradzam im, aby zrobili sobie rok przerwy i przez chwilę „nic nie robili”. Chodzi mi o to, że religia napędza nas stale do działania, działania i działania dla Boga. Potrzebny jest czas odpocznienia. Musisz przeżyć sabatowy dziń i po prostu „być” z Jezusem jeśli chodzi o duchową aktywność. O tak, do brzmi miło, lecz nie spotkałem wielu, którzy potrafili by to robić. Wyszli z kościoła i zanim się zorientujesz, zaczynają kościół domowy, idą, szukając społeczności z innymi, bądź stają się niespokojni i kończą, wracając do kościoła, gdzie wszystko jest bardziej znajome. Idea zwykłego bycia z Jezusem i odpocznienia przez chwilę jest całkowicie obca ich rozumieniu.

Bez względu na to, gdzie jesteś w swej podróży – nowym chrześcijaninem, kimś kto właśnie wyszedł z religii czy kimś kto jest na pustyni przez długi czas – nie możesz uciec przed zasadą sabatowego dnia. Tu chodzi o relację, bycie z Jezusem, przyjście do Niego i odpoczywanie w Nim. Czy jesteś zadowolony zbycia z Jezusem. Czy Jezus ci wystarcza? Jeśli Jezus Ci wystarcza, to odpoczywasz. Gdy czujesz, że coś jest potrzebne wtedy zaczynasz szukać poza Nim, i stajesz się NIEspokojny.

Co by było, gdybyśmy przyjęli taką postawę z Panem: „Jestem zadowolony z tego, że po prostu jestem z Tobą. Jeśli widzisz, że mi czegoś brakuje, ufam, że zaspokoisz to, lecz nie szukam niczego poza Tobą. To obejmuje społeczność z innymi, służbę, duchowe przeżycia czy cokolwiek innego. Ty mi wystarczasz”. Bóg może coś z tym zrobić. Teraz jesteś zestrojony z sabatową zasadą. Nie szukasz, nie zmagasz się, nie usiłujesz uczynić czegokolwiek. Jesteś zadowolony, odpoczywasz w Panu i to jest życie wiary, życie zaufania, życie odpocznienia,…

To nauczanie jest dostępne na płytach audio:

http://www.TheSchoolOfChrist.Org/audio/cds128.html

aracer.mobi