Category Archives: Autor

Autorzy artykułów

Pewność (?)

12 lipca 2018

Spotkałem wielu ludzi, których musiałbym określić jako złych. Jedną z cech charakterystycznych, która jest zawsze oczywista to „pewność”. Nie ma u nich miejsca na wątpienie o sobie czy samokrytycyzm i patrzą piorunującym wzrokiem na tego, kto w nich wątpi. Brak wątpliwości co do siebie zawsze jest znakiem tego, że zło zostało znalezione gdzieś indziej.

Często są to ludzie nadmiernie religijni. Pamiętajcie o tym, że Szatan znaczy „oskarżyciel”. Zwracaj uwagę na to, gdy sam oskarżasz kogoś czy, jak to powiedział Jezus, „rzucasz kamienie”. Jest to diabelski kamuflaż i wspaniała taktyka dywersyjna.

Jak jest w przypadku każdego uzależniającego myślenia, zwalanie winy na kozła ofiarnego pokazuje się w postaci myślenia „wszystko, albo nic”, nie pozostawiając jakiegokolwiek miejsca na paradoks, kwestionowanie, sprzeczność i zero tolerancji dla dwuznaczność. Jezus nazwał ich w Ewangelii Mateusza (23:13-19) „aktorami” jedenaście razy. Zazwyczaj jest to tłumaczone jako „hipokryci”. Zdaje się, że Jezus uważał ich bardziej za prostackich aktorów, niż niemoralnych grzeszników.

Musimy pamiętać o tym, że, żyjąc w wierze, nigdy nie można być absolutnie pewnym, że ma się rację. Właśnie, dokładnie to nazywane jest wiarą. Wiara nie jest twoją religią, jest niepewnością, do której się przyznajesz. Nie istnieje coś takiego jest „twierdzenie wiary” a taka deklaracja jest w rzeczywistości oksymoronem. Takie coś powinno być nazwane „deklaracją pewności” i jest czymś przeciwnym do wiary. „Stwierdzenie/deklaracja” oznacza wniosek, zakończenie. Gdy już raz dotrzesz do duchowego wniosku/zakończenia pozostaje wyłącznie kwestią czasu, kiedy staniesz się religijnym terrorystą.

Piotr, Jakub i Jan są doskonałymi przykładami tego, o czym mówię. Byli tak zadowoleni i pewni siebie!! Jakub i Jan pomyśleli nawet o tym, że ludzie, którzy nie są tacy jak oni powinni być „spaleni”! (Łk 9:54). Czyż nie brzmi to jak fundamentalizm? Wskutek tej ich pewności, Piotr miał w swym sercu gniew i morderstwo, i próbował ściąć komuś głowę! A był to „wewnętrzny krąg” Jezusa! Wydaje się, że im bardziej dzięki pewności i ostatecznym wnioskom wydaje ci się, że jesteś „blisko” Boga tym bardziej niechrześcijański jesteś i tym bardziej musisz upaść, aby spaść ze swego religijnego wysokiego konia.

Nienawrócone ego chce tylko jednego: kontroli. Dopuszcza do zmian wyłącznie na swoich własnych warunkach a ta zmiana zawsze musi honorować opierającą się na świętych pismach interpretacji i wnioskach. Tak więc, zachęca się do zmiany i ją uznaje wyłącznie w ramach ogłaszanej „deklaracji” wiary. Daje to wygląd „anioła światłości” czy jak nazywa to Paweł, jest ‘szatańskie’ (2Kor 11:14). To dlatego Jezus używa słowa „metanoja” bądź „poza myślą/ umysłem”. Parodią jest fakt, że ten wyraz został przetłumaczony jako „pokuta”.

Więcej o tym następnym razem..

Nie lubimy mówić o własnych uczuciach

Stan Tyra
5 lipca 2018

W naszej zachodniej kulturze nie lubimy mówić o własnych uczuciach, chyba że na jakimś płytkim, powierzchownym poziomie. Unikamy rozmawiania o polityce i religii, ponieważ to gorące tematy, więc gadamy o pogodzie.

W religii jest bardzo podobnie. Pozwólcie, że korzystając metaforycznie z miejsca najświętszego Mojżesza, spróbuję to opisać. Nie potrafimy mówić o tym, co jest w Miejscu Najświętszym, ponieważ brak nam  odpowiedniego języka. Najlepiej oddaje się to poprzez „głębina przyzywa głębinę” czy „niewysłowione westchnienia”. Jeśli spróbujemy i mówimy o tym, co się dzieje w „Świętym Miejscu”to zazwyczaj jest to krytykowane i przez większość niezrozumiane. Może chodzić o chrzest Duchem Świętym, dary, „nadnaturalne” rzeczy, pięcioraką służbę itd. Większość kościoła, albo zaprzecza tym rzeczom, albo nie rozumie, pompując je i wynosząc do totemów „Miejsca Najświętszego”, dlatego też rozmawiamy o tym, co znajduje się na „dziedzińcu zewnętrznym” – obmywaniach, ofiarach, kto jest w środku, komu nie wolno, o ciemności i światłości (ponieważ nie było zadaszenia nad zewnętrznym dziedzińcem, więc oczywiście, o „pogodzie”).

Jeśli religia nie ma na tyle  pokory, aby uznać to, czego nie wie, czego nie jest w stanie w pełni opisać to mówi dużo o zewnętrznych rzeczach a jej język kończy na sprawiedliwości własnej, zadowoleniu z siebie, głupocie i zabobonach. Niedojrzała religia nienawidzi metaforycznego i paradoksalnego języka, ponieważ nie jest w stanie, z powodu swej konstrukcji, zbudować na nich absolutnych wniosków, bez względu na to, jak bardzo by się starała. Metafora wskazuje, lecz nigdy nie mówi ci, co masz widzieć. Paradoks pozwala ci dotrzeć do jakiegoś miejsca tylko po to, aby powiedzieć, że nie jest to miejsce, w którym powinieneś być. „Słyszeliście, że powiedziano… a ja wam powiadam…”

Osobiście czuję się czasami przymuszony do wyjaśniania rzeczy, których nie da się wyjaśnić, nawet gdyby to było możliwe – korzystać ze słów, aby usunąć tajemnicę. Dać odpowiedzi, aby usunąć pytania. Przedstawić fakty o tym, czego w pełni nie można wiedzieć oraz „mówić o tym, czego nie powinienem powiedzieć nikomu”. Nie lubimy tego, że to, co pochodzi z „Miejsca Najświętszego” może być wyłącznie doświadczone czy uświadomione, po czym, gdy chcesz o tym mówić, staje się oczywiste, że widzimy jak „w zamglonym zwierciadle” (1KOr 13:12). Nie czujemy się wygodnie, gdy „Święty, Święty, Święty” to nasze jedyne słowa wyjaśnienia, a nie chcemy usłyszeć: „idź i nie mów o tym nikomu”.

Tak więc, zbudowaliśmy sobie podwójny język, który pozwala nam mówić o ogniach i męczarniach bądź o dzieciach Gerbera ze skrzydełkami, ulicami ze złota i miejscami do zamieszkania. Daje nam to co najmniej poczucie pewności i ostateczności co do tego, co nazywamy „rzeczami najważniejszymi”.

Zwróć uwagę,ze Jezus nie przejmował się zbytnia pewnością, wiedział, że będzie interpretowany na trzydzieści tysięcy sposobów. Oczywiście, mam pełną świadomość tego, że z tego wszystkiego to ty „masz rację”, co powinno być rozśmieszające nawet dla tych najbardziej zadowolonych z siebie. Wygląda na to, że uwielbiał paralele, paradoksy, tajemnice i niewiedzę. Kurcze, ukryj i szukaj jest ulubioną zabawą.

Dobrze zrobimy jeśli będziemy pamiętać o tym, że to ubóstwo w duchu i poznaniu, są naprawdę dobrymi miejscami i jedyną drogą do odziedziczenia Królestwa (które, tak przy okazji, nie jest tą naszą tradycyjną wersją Królestwa). Jezus NIGDY nie powiedział: „musisz mieć rację” czy choćby to, że to jest ważne, lecz sporo mówił o pokorze i wierze. Najwyraźniej był całkowicie gotowy być niezrozumianym czy nierozumianym na wiele sposobów, bądź po prostu napisał Ewangelie dla siebie i zostawił te głupie historie, żeby wymienić tylko kilka, o naturze, rolnictwie i  dwóch synach. Mógł usunąć te wszystkie tajemnice i paradoksy i po prostu zostawić nam fakty i wnioski, abyśmy mieli rację.
Myślę, że nigdy nie było to Jego celem.

Continue reading

Wszyscy zaczynamy od tradycji

Stan Tyra
30.07.2018

Nasza droga obejmuje te kroki i każdą próbę obejścia kroku, który tworzy kolejną iluzję, którą trzeba się ewentualnie zająć. TA podróż, którą podaje Pismo to Prawo, Prorocy, łaska i prawda, reprezentowane przez Mojżesza i Jezusa.

Wszyscy zaczynamy od tradycji, zwyczaju, prawa i porządku: „tak to właśnie robimy”. To właśnie, daje naszemu ego na tyle mocny kształt, żeby stało się widzialne dzięki strukturze, tożsamości, ekskluzywności, granicom, lojalności i dyscyplinie. Musisz być widoczny w jednym miejscu na tyle długo, aby iść dalej, potrzebny ci jest coś, co da początek wzrostu bezkształtnej osobowości.

Następnie przychodzą Prorocy, aby wprowadzić wewnętrzne, a jednak „zewnętrzne świadectwo”, które dostrzega własny fałsz i uczy nas jak być samokrytycznym. Ten obiektywny samo-krytycyzm jest śmiertelnym uderzeniem zarówno dla własnego, jak i grupowego ego, ponieważ sprawia, że przyznajemy, że nie zachowujemy prawa i zmusza nas do przyznania się do własnej fałszywej niewinności oraz wyższości własnego wyidealizowanego obrazu samego siebie.

Fundamentalizm dlatego jest tak pewnie ugruntowany na pierwszej fazie prawa, gdyż na tym etapie ma się naiwne poczucie wielkiego bezpieczeństwa i ukojenia. Wspaniale jest myśleć, że jesteś drogą, prawdą i światłem we wszystkim. Uchodzi to nawet za świętość, lecz nie jest   nią wcale.

Dopóki ten obiektywny wewnętrzny świadek, wewnętrzny głos Proroczy, nie pojawi się, pozwalając zobaczyć nam siebie samych całkowicie szczerze, nie można mówić o tym, że jest się przebudzonym czy świadomym. Dopóki to się nie wydarzy, jesteśmy na kontrolowanym religijnym rejsie wycieczkowym i nie jesteśmy w stanie dostrzec działania własnego egocentryzmu czy „drewnianej zabudowy”. Większość ludzi broni się przed tym tak dobrze, że nie dopuszczają żadnej samo-krytyki.
Jeśli jednak poddasz się temu to zazwyczaj aktualny system zostanie sprowokowany do tego, aby cię zabić.

Prawdziwa mądrość szanuje zarówno prawo jak i proroków i, podobnie jak robił Jezus, prowadzi do ich uzupełniania. Największym naszym problemem na drodze do „przebudzenia” jest nadmiernie broniące się ego, które zawsze widzi i nienawidzi swych własnych upadków w innych, a zatem unika własnego nawrócenia. Po prostu stale przemeblowuje wnętrze w nadziei, że utrzyma się w ukryciu.

W końcu, wydaje się, że dopóki nie zostaniesz wykluczony z grupy czy systemu, nie jesteś w stanie rozpoznać bałwochwalstwa, samo-sprawiedliwości czy kłamstw funkcjonujących w tej grupie czy systemie. Dla ludzi, którzy są zadowoleni i usatysfakcjonowani wewnątrz grupy istnieje jakieś „strukturalne zaślepienie”. Nie zdają sobie sprawy z tego, że to, co sami sobie stworzyli, to wyłącznie pewien system przynależności. W ramach tego systemu można na potrzeby nawrócenia wydobywać na światło dzienne tą fałszywą osobowość i przeżyć coś emocjonalnego, lecz nigdy nie doznać przemiany na głębszym poziomie, ponieważ to ego stale utrzymuje się, bo jest świetnie bronione. Głęboka przemiana jest dziełem przemiany całego życia upadku, poddania, łaski i przebaczenia.

Czego nauczyłem się ostatnio

Czego nauczyłem się ostatnio

Całość znajduje się w linkowanym pliku PDF. Na zachętę, krótki fragment ze wstępu.

Sam sobie to zafundowałeś

Większość z was zna moje życie i otwartość, regularne dzielenie się fragmentami naszego życia, od śmiesznych rzeczy, które nasz najstarszy syn (upośledzony) mówi, do zdarzeń między Barbarą i mną, oraz niektórych rzeczy, „sensacyjek” (dos.: „hot off the press”), którymi Pan ostatnio podzielił się ze mną.

Ja i zawrót głowy

Parę lat temu stałem się bardzo ,naprawdę bardzo zmęczony po całej serii spotkań, podróży, pracy wokół domu, czasu spędzanego z Christem, potrzeb modlitwy do służby, studiów, pisania, korespondencji, e-maili, Skype itd. Są to stałe elementy w miarę jak wzrasta nasza sieć kościołów domowych, przyjaciół tychże i wielu innych spraw, a to wszystko wśród wielkiego błogosławieństwa jakim jest nauczanie, którym się dzielę.

DUCH ŚWIĘTY, A DUCH KUNDALINI

Steve Peace Harmon,

POWALONY W DUCHU, dlaczego Bóg to robi i dlaczego Szatan i ludzie religijni tego nienawidzą

Manifestacją działania Boga, którą nazywamy „powaleniem w Duchu” jest gdy na kogoś, o kogo modlimy się, zstępuje moc Boża, co przejawia się w ten sposób, że ta osoba nagle słabnie i pada na ziemię. Byłem tego świadkiem i brałem w tym udział przez większość mego chrześcijańskiego życia. Nie jest to działanie Boże, które można jawnie znaleźć w pismach (a nie musi tam być, aby Bóg mógł to robić). Jeden taki przypadek, gdzie możemy to zobaczyć to 2Krn 5:13-14: „…świątynia napełniła się obłokiem chwały Pańskiej, tak iż nie mogli kapłani tam pozostać i pełnić swej służby z powodu tego obłoku, bo chwała Pańska wypełniła świątynię Bożą”.

Boża obecność była tak silna, że kapłani nie mogli ustać w świątyni ani sprawować swoich funkcji.

Bóg robi to z kilku powodów.

Po pierwsze: chce wzmocnić wiarę. Gdy ktoś może osobiście spotkać się z fizyczną manifestacją Boga, jego wiara w zdecydowany sposób wzrasta.

Po drugie: może to oznaczać fizyczne uzdrowienie z choroby. Często zdarzają się takie sytuacje, że ktoś pada pod mocą i w tym czasie Bóg uzdrawia go.

Po trzecie: Bóg uzdrawia ludzi emocjonalnie. Pewna kobieta, o którą modliłem się, padła i trwała w transie przez 4 godziny. Miała wizję Jezusa stojącego nad nią w masce lekarskiej, wyciągającego z niej to, czego tam nie powinno być. Później czuła się niesamowicie i została uzdrowiona z czegoś, co ciążyło jej od czasu, gdy była dzieckiem.

Po czwarte: Bóg przekazuje człowiekowi przesłanie. Dzieje się to wtedy, gdy człowiek pada i wtedy Bóg zaczyna przekazywać mu odpowiedź na modlitwę. Bóg chciał od tego człowieka niepodzielnej uwagi, więc sprawił, że nie rozpraszał się, lecz mógł się skupić. Haha! Z pewnością taka sytuacja wymusiłaby na mnie niepodzielną uwagę.

Po piąte: Bóg chce, aby ktoś spędził dobry czas. Odczuwanie mocy Bożej może być fantastycznym uczuciem. Po prostu jest to znakomite. Radość jest bardzo biblijna.

Szatan nie chce, aby wierzący padali w Duchu, ponieważ Bóg w ten sposób dokonuje tych wyliczonych wyżej pięciu rzeczy.

Również religijni ludzie nie lubią tego, ponieważ rzuca to wyzwanie ich wizji Boga. Zachodnie chrześcijaństwo przez większość XXI wieku widzi Go w ten sposób. Myślą, że Bóg myśli tak, jak oni. Przenoszą swoje patrzenie na świat na własną interpretację Pisma. Uważają Boga za typowego człowieka, który jest impulsywny, niestabilny emocjonalnie, niecierpliwy, łatwo obrażający się, twardy, sfrustrowany i gniewny. Patrzą na Boga w tym świetle, ponieważ zazwyczaj sami tacy są i to właśnie rozumieją. Gdy widzą cuda, znaki i ludzi, którzy stają się szczęśliwi i podekscytowani, widzą coś, co nie zgadza się z ich wizją natury Bożej. Myślą, że Boga nie obchodzi szczęście i radość, nawet jeśli jeśli Jezus nauczał na ten temat i dawał tego przykład.
Chodzi o to, że Boża moc będzie się przejawiać na tej planecie i ani Szatan, ani Religijni nie będą wstanie tego powstrzymać.

DUCH ŚWIĘTY, A DUCH KUNDALINI

(Kontrowersja wokół padania w Duchu.)

Wspomniałem o korzyściach jakie ludzie odnoszą z tego zjawiska i o tym, że religijni ludzie nie lubią tego. Jest jednak pewna forma krytycyzmu, która przez lata zatoczyła szerokie kręgi, mówiąca, że nie jest to z Ducha Świętego, lecz pochodzi od demona zwanego „duchem kundalini”. Kundalini jest manifestacją wyciągniętą z jogi, a która wygląda tak, jak osoba padająca na ziemię i trzęsąca się. Zamieszanie jakie to wywołuje u religijnych wierzących bierze się z tego, co oni uważają za „rozeznawanie”, a co w rzeczywistości jest połączeniem religijności ze strachem. Zasadniczo to, co oni uznają za „rozeznanie” to porównywanie osoby znajdującej się pod działaniem Ducha Świętego z tym, co oglądają na filmach wideo a co jest manifestacją ducha kundalini i obserwacja podobieństw. Tak więc, skoro widzą podobieństwa, myślą, że każde zachowanie, w czasie którego człowiek pada na ziemię bądź „trzęsie się”, jest zawsze z ducha kundalini. To NIE jest rozeznawanie, a zwykle intelektualne osądzenie.

Rozeznanie bierze się z prowadzania Ducha Świętego. Oczywiście, ci wierzący będą przysięgać, że to Duch Święty dał im to rozeznanie, lecz prawdziwe rozeznanie, co najmniej w tym przypadku, nie powinno polegać na zwykłym porównywaniu. Jezus powiedział: „nie sądźcie z pozorów, lecz sądźcie sprawiedliwie” (J 7:24), w skrócie: „nie oceniajcie książki po okładce”. W tym przypadku rozeznanie powinno polegać na dowiedzeniu się od człowieka, który przeżył taką manifestację, co z tego wynikło. Jeśli ta manifestacja nie przyniosła owocu w postaci głębszego pragnienia zbliżenia się do Jezusa, czy uzdrowienie od Jezusa to można podejrzewać, że nie było to od Ducha Świętego.

Demony NIGDY i w żadnej mierze nie pociągną wierzącego do Jezusa. Gdyby to zrobiły to niszczyłyby swoje własne królestwo i oznaczało by, że są wewnętrznie podzielone między sobą. Demony zrobią wszystko, aby wierzącego odciągnąć od Jezusa.

Religijni użyją do opisania każdego padania w Duchu jako „podróbka/fałszerstwo”, lecz jedyną możliwością, aby coś było podróbką jest to, że istnieje oryginał, który można skopiować. Tak więc jeśli Szatan podrabia coś, znaczy to, że Bóg ma Swój własny oryginał manifestacji, którą nazywamy „padaniem w Duchu”. Nigdy nie zdarzyło mi się usłyszeć od ludzi religijnych, aby wskazali na to, że jakaś manifestacja padania w Duchu pochodziła od Ducha Świętego. Oznacza to dosłownie, że uważają każdą manifestacją za demoniczną, co pokazuje, że nie korzystają z rozeznania będącego darem Ducha Świętego. Jak już powiedziałem wcześniej, korzeniem ich „rozeznania” jest strach powiązany z religijnością. W ich umysłach, skoro nie dzieje się to u nich w kościele i Bóg nigdy nie spowodowałby niczego, co wywróciło by kogoś na ziemię, bądź spowodowało trzęsienie się, to nie może być od Boga.

Jeśli myślisz, że Bóg nigdy nie czyni dziwacznych rzeczy to nigdy nie przeczytałeś Biblii.

_________________________
Liczne świadectwa znajdują się w dziale:

  TORONTO

Objawienie Bożego gniewu z nieba

Richard Murray

„Objawienie Bożego gniewu z nieba”, o którym mowa w 1 rozdziale Listu do Rzymian, to zaledwie objawienie Jezusa jako miłości, światła i uzdrawiającego przebaczenia. Jest to objawienie „Doskonałego Ojca Niebieskiego”, który zawsze pokonuje zło   wyłącznie mocą Swej dobroci. Mt 5:38-48 (przeczytaj wers 48 a następnie wróć, aby zobaczyć w jaki sposób „doskonałość Ojca” jest zdefiniowana przez Jego miłość i błogosławienie wrogów.).

Jeśli rozszerzymy nasze zrozumienie tego, że reakcja niebiańskiego Ojca na zło, jest, jak to pokazał Jezus, ZAWSZE pokrzepiająca, Jego karcenie ZAWSZE uzdrawiające, Jego kary ZAWSZE oczyszczające – jak to ma zawsze miejsce przy dobrym i kochającym ojcu – to termin „gniew Boży” ostatecznie jest pokazany jako coś zarówno ironicznego jak i oksymoron.

Mamy tutaj do czynienia ze sprawą interpretacji. W Starym Testamencie widzimy niezróżnicowany obraz Boga, który w pojęciowej świadomości wiąże ze sobą Boga i Szatana. Wierzyli w to, że Szatan był Bożą lewicą gniewu Bożego, Jego gniewnym głosem, Jego posłusznym sługą, aniołem, administratorem Jego potępienia i kary, Jego aniołem śmierci. To wszystko udokumentowane jest w poniższym linku, w którym znajdują się liczne cytaty zarówno Żydów jak i chrześcijańskich naukowców.
Old Testament Servant Angel or New Testament Cosmic Rebel

Od pewnego czasu wierzę, że nierozważnie określiliśmy „gniewem Bożym” coś, czym w rzeczywistości, są błędnie nazwane, nierozpoznane i nieprzypisane właściwie „uczynki Szatana”.

Nawet Stary Testament miesza ze sobą te dwie koncepcje: „uczynki Szatana” i „gniew Boży”. Łatwo można to dowieść rozważając zdarzenie, w którym król Dawid zgrzeszył dokonując spisu Izraela. Zdarzenie jest opisane raz w 2Księdze Samuela 24:1 oraz kilka stuleci później w 1Księdze Kronik 21:1. W pierwszym zapisie grzech Dawida został wywołany przez „gniew Boży” podczas gdy późniejsza relacja mówi, że spowodowała to „prowokacja Szatana.

Potem ponownie rozgorzał GNIEW PANA na Izraela, tak iż pobudził Dawida przeciwko nim, mówiąc: Nuże, policz Izraela i Judę!” (2Sam 24:1)

Wtedy wystąpił SZATAN przeciwko Izraelowi, pobudziwszy Dawida do tego, aby policzył Izraelitów” (1Krn 21:1).

W skrócie: te dwa wersy dowodzą tego, że starotestamentowi święci wierzyli, że „niszcząca służba Szatana” BYŁA  odpowiednikiem „Gniewu Pańskiego” Jest to całkiem oczywiste; dla nich te terminy były wymienne. Gdyby mieli nowotestamentowe informacje o boskiej naturze, które przyniósł Jezus, wiedzieliby lepiej, że Szatan jet wielkim buntownikiem przeciwnym Boga, a nie posłusznym aniołem sługą, który podąża za gniewnymi rozkazami Ojca. Jezus przyszedł zniszczyć dzieła diabła, a nie potwierdzić je czy korzystać z nich (1J 3:8).

Dwa powyższe wersy opisują dokładnie to samo zdarzenie, w którym Dawid zgrzeszył przeliczając Izraela. To samo zdarzenie, ten sam Dawid, ten sam grzech, ten sam skutek: 70.000 martwych Izraelitów, lecz zupełnie inna przyczyna zła. Samuel przypisuje to „gniewowi Pana” podczas gdy późniejszy fragment – „prowokacji/pobudzeniu Szatana”. Tak więc, zniszczenie spowodowane przez Szatana zostało przyrównane do Bożego gniewu. Implikacje jakie z tego wynikają są, ogromne.

Odkryłem ostatnio DALSZE fascynujące wsparcie powyższego. Żydzi, zarówno w swej talmudycznej jak i późniejszej literaturze wierzyli, że kolejnym imieniem Szatana było: Samael (dosłownie „gniew bądź trucizna Boża”). Równali „gniew Boży” z „opresją Szatana”.

Talmud stwierdza, że: „zły Duch, Szatan i Sama’el Anioł Śmierci są tym samym” (Rabba Batra 16a) oraz czyni Samaela również synonimem biblijnego węża z Drzewa Poznania Dobra i Zła.

W Świętej Kabale (Arthur Edward Waite, 255), Samael jest opisany jako „gniew Boży”. Samael/Szatan jest głównym archaniołem w talmudycznych i późniejszych mądrościach, postacią, która jest oskarżycielem (diabeł), zwodzicielem i niszczycielem i jest uważane w różnych okresach zarówno za dobrego jak i złego.

Samael wielokrotnie pojawiał się na ziemi.

W Pirkei de-Rabbi Eleazer (13), jest opisany jako największy anioł w niebie, który z zazdrości o stworzenie człowieka, zdecydował się kusić Ewę. Pojawiając się w postaci węża, fizycznie kopulował z nią (Targum Jonathan, Gen. 4:1; Zohar I: 37a). Jest jednym z kandydatów, którego tradycja utożsamia z aniołem, z którym walczył Jakub (Zohar, I: 148a-b). Coś podobnego do Szatana, oskarżyło Izrael o czczenie bałwanów, gdy przebywali w egipskiej niewoli (Ex. R. 21:7).
On próbował rościć sobie prawo do duszy Mojżesza, który obronił się przed nim cudowną laską… On jest tym kuszącym aniołem, z którego wszelkie złe skłonności emanują . . . W późniejszej chasydzkiej myśli Samael jest zorganizowaną siłą „kelipot”, strojem złego, który zakrywa iskry boskiego wina, znajdujące się we wszystkim” , za: THE ENCYCLOPEDIA OF JEWISH MYTH, MAGIC AND MYSTICISM, Samael entry, by Rabbi Geoffrey W. Dennis, Llewellyn Publications (2007).

W żydowskim Talmudzie, Midraszu i zwojach znad Morza Martwego Szatan jest przedstawiany jako istota gruntownie zaangażowana w nęcenie i wprowadzanie w błąd starotestamentowych świętych ku niszczącym postawom i do niszczących sytuacji. Nawet jeśli Szatan nie jest wprost wymieniony w spisanym życiu tych święty, to mimo tego późniejsi żydowscy pisarze dostrzegali Szatana w podtekście swoich Pism.

W późniejszych talmudycznych pismach, w zwojach znad Morza Czerwonego, Midraszach często  wyciągali Szatana z cienia na światło. Widzieli, że Szatan zawsze był obecny zatopiony w starotestamentowych pismach próbując kusić, korumpować, a nawet niszczyć Noego, Abrahama, Sarę, Józefa, Mojżesza i innych.

Szatan jest tym, który skusił Noego do upojenia alkoholowego (Tanh. Noah 13). On sprowokował zdarzenie ze Złotym Cielcem (Shab. 89a). On doprowadził do konfrontacji Dawida z Ishi-benob, bratem Goliata (Sanh. 45a). Te żydowskie pisma przedstawiają Szatana jako starotestamentowego Anioła Śmierci (B.B. 16a), przedstawiają go również jako Anioła Pokuszenia, Oskarżyciela i Niszczyciela, przeprowadzającego „prowokacyjne operacje”, których celem było zniszczenie człowieka, jak to miało miejsce w Księdze Joba.
Jeśli chodzi o ofiarowanie przez Abrahama jego syna to w Jubilees 17:16  inicjatywa zabicia Izaaka jest przypisana „Księciu Mastema”, co jest dobrze znanym żydowskiej mądrości imieniem Szatana.
Continue reading

Fałszywe ja nieustannie wymaga kochania

Stan Tyra

20.06.2018

O ile niesłychane osiągnięcia oraz osobisty fałsz innych wydają się nam rażąco oczywiste to znacznie trudniej jest nam rozpoznać  nasze własne kłamstwa. Niemniej, jest kilka godnych zaufania wskazówek, do których powinniśmy szczerze podejść.

Jedną z nich jest zajmowanie pozycji obronnej. To fałszywe ja nieustannie wymaga kochania, potwierdzania, zauważania, słuchania i doceniania. Zorientujesz się, że nadmiernie zainwestowałeś w te potrzeby wtedy, gdy rozwściecza się bądź rani, gdy ktoś nie zaspakaja tego u ciebie. Zawsze jesteś w pozycji obronnej, można tak powiedzieć, gotów by zauważyć, kto nie zwraca na ciebie uwagi w taki sposób, w jaki ty chcesz być zauważony. Owo nieustanne podenerwowanie wywołuje niekończący się wewnętrzny dialog, który rodzi gniew, rozżalenie i osądzanie.

Łatwo przewidzieć, że to fałszywe ja jest przewrażliwione, a małostkowość jest stałą wizytówką. Nasz „obiekt stałego rozdrażnienia” więcej mówi o nas, niż o kimś innym, JEŚLI, zwrócimy na to uwagę. Prawdziwym winowajcą jest to, że uciekamy się do obrony. Innych utrzymujemy odpowiedzialnymi za nasze oczekiwania po czym oskarżamy ich o to, że ich nie zaspokoili. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nawet gdyby spełnili te oczekiwania to mamy wewnętrzną ich listę na tyle długą, że z łatwością przeskoczymy do następnych punktów. „Co z tego, że to zrobiłeś, a co z tamtym?!”
Z chwilą zjedzenia z niewłaściwego drzewa, zaczyna się gra oskarżeń i szybko obraca się w kipiące rozgoryczenie, które wydaje się w jakiś sposób usprawiedliwiać Kaina, który zabił Abla. Ten pyłek, który tak drażni mnie w życiu kogoś innego, niemal zawsze jest odpryskiem belki z mojego własnego oka. Wkrótce całe życie jest postrzegane przez okulary własnego krytycznego osądu.

To utrzymywanie naszych iluzji jest źródłem całej naszej zgryzoty. Powodem tego, że tak trudno nam przeżyć miłość jest to, że nałożyliśmy na nią tyle warunków. Ona musi wyglądać i zachowywać się w szczególny sposób, bądź nie jest to miłość, tak więc to, czego od miłości oczekuję może bardzo skutecznie uniemożliwiać przeżycie miłości. Jeśli miłość może być potwierdzona wyłącznie przez to, że spełnia moje oczekiwania to bardzo mocno manipuluję używając terminu „miłość”, jako swej głównej ulubionej broni. Tego rodzaju miłość nie usuwa strachu, lecz w rzeczywistości jeszcze go wzmacnia.

W 13 rozdziale 1 Listu do Koryntian wyliczone są atrybuty miłości,  widoczne w Chrystusie, jak: Miłość nie zachowuje listy krzywd. O! Jak bardzo mogłoby się zmienić nasze życie, gdybyśmy żyli tylko w tej jednej rzeczywistości. Jakże zmieniło by się nasze postrzeganie Boga, gdybyśmy wierzyli w tą jedną cechę miłości, która, jak twierdzimy, jest Boża. Nagle nie byłoby miejsca na męki piekielne ponieważ nie byłoby listy złych czynów, które by je usprawiedliwiały.
Myślę, że my osobiście potrzebujemy naszego piekła aby usprawiedliwić własny brak miłości i karać wszystkich za wszelkie zło, które pamiętamy, a listę przechowujemy. . .