Gościnnie: Aaron Tilbury
Zagadka doktryny
Zostałem ostatnio pobłogosławiony rozszerzeniem relacji z braćmi i siostrami spoza naszej kościelnej rodziny. Jak uczyni to Ewangelia, i jak Jezus uczyni, te linie (graniczne – przyp. tłum.) zostały zamazane, a rodzina staje bardziej rodziną, ciągle kościołem, nadal ciałem, lecz bardziej połączona.
Niemniej, nie trzeba było wiele czasu, aby zdać sobie sprawę z tego, że doktryna może stać się kamieniem potknięcia w relacjach takiej „rozszerzonej” rodziny.
Doświadczyłem również ostatnio łaski otwartych drzwi służby i dotarcia do młodych ludzi w lokalnej szkole średniej. Tu, z kolei, młodzi ludzi kochają siebie nawzajem, co zmusiło nauczycieli do zadania pytania: „Jak?” (to możliwe – przyp. tłum.), a nam dało możliwość udzielenia odpowiedzi: „Jezus”. Ogromna łaska całkowicie niezasłużona z naszej strony.
Być może, jakże znaczące dla mnie w czasie tej ostatniej podróży, jest to, że szedłem i byłem prowadzony przez Chrystusa i Jego Ducha Świętego przez kilka rzeczy: jaki jestem, kim jestem w mojej rodzinie i w większej społeczności. Ten wzrost przysłużył się do uzyskania nowej wolności. Oczywiście, nie odbyło się to bez czkawki, lecz moja rodzina, i ja, lepiej teraz kochamy ludzi i jesteśmy przez nich kochani. To jest wolność. Spoglądając na tytuł tego eseju w perspektywie cudownego czasu, w którym się znaleźliśmy, należało by zapytać: „Co w tym dziwnego? Miłość obfituje! Wydaje mi się, że to całkiem proste. Ciesz się nią!”
“Bóg jest miłością” to doktrynalne twierdzenie
We wszystkich tych ostatnich doświadczeniach przewijał się jeden temat dyskusji, obecny w sercach ludzi, z którym spędzaliśmy czas: doktryna jest zła, a my mamy się po prostu kochać nawzajem. Niemniej, im więcej się o to modlę, tym bardziej widzę, że czasami miłość nie jest taka prosta, ponieważ nie jest czymś przypadkowym.