James Ryle
„A teraz, gdy już wiecie o tym, bądźcie błogosławieni, wykonując je” (Jn 13:17).
Czasami sprawy tak nas przytłaczają, że tracimy rozeznanie, co następnie powinniśmy robić; po prostu nie wiemy, co mamy zrobić. Wczoraj widzieliśmy jak Król Jehoszafat poradził sobie z taką sytuacją, publicznie uniżając się i modląc się do Boga Niebios: „Boże nasz! Czy ich nie osądzisz? Bo myśmy bezsilni wobec tej licznej tłuszczy, która wyruszyła przeciwko nam; nie wiemy też, co czynić, lecz oczy nasze na ciebie są zwrócone” (2Krn. 20:12).
Pojawia się więc teraz pytanie: „Co robić, gdy dobrze wiesz co robić,… lecz nie chcesz tego zrobić?
Spójrzmy na to. Bywa czasami tak, że nie chcemy zrobić tej właściwej rzeczy i do tego mamy mnóstwo wymówek, które dobrze nam wszystko uzasadniają. „Inni nie mogą, to czemu ja mam?” czy „Nigdy nikt nie docenia takich ofiar, jakie ponoszę, to i po co się przejmować?”. Bądź, taka jest jeszcze dobra: „Robię i robię to, co trzeba i nic się nie zmienia. Jaki sens?” Brzmi coś z tego znajomi?
Próbuję każdego dnia zaliczyć jeden dzień, ale ostatnio kilka dni zaatakowało mnie naraz.
Dawno temu zostałem nauczony ważnej lekcji przez starszego człowieka, który miał na tyle troski o mnie, że nie pozwolił mi odejść z moim dziecinnym myśleniem. Mój samochód wymagał naprawy hamulca a on był mechanikiem. Zapytałem go więc czy mógłbym podjechać do niego pod dom, żeby mi pomógł przy tym.
„Oczywiście. – odpowiedział zadowolony. – Zabierz ze sobą potrzebne części i przyjeżdżaj. Postawimy go u mnie w garażu i naprawimy w sekundę”. Doskonale. Miał tam być ze swoim doświadczeniem a całość miała pójść bardzo szybko. Wjechałem do garażu postawiłem samochód na podnośniku i zdjąłem wszystkie koła, aby odsłonić hamulce. Dla przykładu pokazał mi na pierwszym, co i jak należy zrobić, i … zostawił mi do zrobienia samemu resztę.
„Ekhhh, no nie tego się spodziewałem.” – pomyślałem. Niemniej on był w domu, a ja w garażu. Weź pod uwagę to, że w Colorado był grudzień, a jest wtedy bardzo, bardzo zimno. Palce mi grabiały z minuty na minutę, a trzymanie w takich rękach drobnych sprężynek, które trzeba dobrze nałożyć nie było łatwe dla kogoś tak niewprawnego w mechanice jak ja. Próbowałem to zrobić kilka razy i nie dawałem rady. To, co miało zająć najwyżej godzinkę, zamieniło się w trzy godziny twardej próby. Byłem rozgoryczony i cały zmarznięty. Zapukałem do jego drzwi i przyjąłem żałosną postawę potrzeby, jak Bob Wiley w „What About Bob” (tj., „potrzebuję, potrzebuję, potrzebuję”.). Drzwi otworzyły się i mój przyjaciel spojrzał na moją smutną, błagającą twarz. Powiedziałem: „Nie mogę tego zrobić”. Popatrzył na mnie chwilkę, nieporuszony przez moje cierpienie, i powiedział: „Mimo wszystko zrób to”, po czym zamknął drzwi i zostawił mnie, żeby to sobie sam poustawiał. To była decydująca chwila. Zajęło mi to kolejną lodowatą, frustrującą godzinę, lecz wreszcie skończyłem. Potem zdałem sobie sprawę z tego, że czasami jest tak, że Pan mówi dokładnie to samo: „Zrób to mimo wszystko”.
Czy może być tak, że Pan stawia ciebie wobec wyzwania, a ty tak rozpaczliwie chciałbyś, aby ci ktoś innym w tym pomógł; a może raczej zrobił za ciebie? A może, tylko może, Pan postawił przed tobą zadanie pokonania czegoś, o czym w ogóle nie pomyślałbyś, że mógłbyś zrobić?
Tak więc, co powinieneś zrobić, gdy dobrze wiesz co robić, lecz w ogóle nie chcesz tego zrobić? Mój przyjacielu: „Zrób to mimo wszystko!”
сайта