Category Archives: Rozwój duchowy

Radość wzmaga wiarę

Graham Cooke

Dziękczynienie daje błogosławieństwo. Stała radość otwiera drzwi ku wzrostowi. W życiu chodzi o możliwości, a nie o negatywy. Jezus powiedział „Wszystko jest możliwe dla wierzącego” (Mk. 9:23).

Dziękczynienie ma kreatywną moc do tworzenia dobra. Radość jest dobra dla nas, stwarza energię, entuzjazm i siłę, rozszerzamy się wewnętrznie, oczy jaśnieją, czujnie wypatrując błogosławieństwa, wzrostu i przychylności. Gdy wywyższamy w sercach Jezusa, przyciąga to do nas dobro, stajemy się atrakcyjni dla przychylności i błogosławieństwa, potrafimy patrzeć na życie i okoliczność inaczej, dzięki czemu widzimy dobro we wszystkim.

Ćwiczenie wywołuje uwalnianie się endorfiny, która wzmacnia nasze poczucie dobrobytu, dzięki czemu jesteśmy w lepszej psychicznej kondycji, szybsi, bardziej ożywieni w sobie. Radość, która jest duchowym równoważnikiem endorfiny, powiększa wiarę a wiara pomaga trwać w gotowości i lepiej skupiać się na tym, aby we wszystkim widzieć Boga i polegać Nim. Gdy jesteśmy wdzięczni, nasza zdolność do ufania i wiary bardzo wzrasta, ponieważ chwała daje moc. Radość pokonuje wszelki wrodzony negatywizm i ustawia serca w pozycji dobrej do przyjęcia trwałej przychylności.

Radujcie się zawsze, w modlitwie nie ustawajcie, we wszystkim bądźcie wdzięczni, ponieważ taka jest wola Boża dla was w Chrystusie Jezusie” (1Tes. 5:16-18). Boża wola zawsze jest powiązana z Jego naturą. Wszystkie nasze życiowe doświadczenia powinny być połączone z dziękczynieniem i radością. Gdy radość jest stylem życia, wtedy życie mniej przypomina roller coaster; płynie, jest bardziej stabilne i równe. Przeżywamy więcej odpocznienia, pokoju, radości i nasza zdolność do wiary nie spada w wyniku różnych wydarzeń.

Jeśli nie chcemy, aby dziękczynienie było naszym stylem życia to możemy mieć pewność, że nie będzie ono strzeżone przed zwątpieniem, strachem i niewiarą. Stajemy się podatni na wszelkie negatywne kierunki i źródła. Łatwo wtedy dać się zdołować przez ludzi, okoliczności czy działalność przeciwnika. Jesteśmy podatni na ataki – jak siedząca kaczka – przez wszystko, co niepożądane w życiu, na wiarę i na szczęście. Ludzie potrafią być tak bojaźliwi, że stają się pesymistami. Można mieć taki pogląd na życie, który tak przeciwdziała prostemu zaufaniu, że człowiek staje się cyniczny wobec tych, którzy wierzą, że Bóg coś zrobi.

Radość jest związana z Boża naturą. On jest dobry, jego dobroć trwa na wieki. Dziękczynienie uzdalnia nas do odpocznienia w jakimś atrybucie Bożej natury. Co Bóg pokazuje ci na swój temat tym razem? Ciesz się z tego! Dziękuj za to, kim jest dla ciebie. Gdy uczyłem się tego jak żyć w pokoju i odpocznieniu jako atrybutach stylu życia, cała moja radość płynęła z tych cnot (Bożych – przyp.tłum.). Byłem tak wyluzowany, że straciłem umiejętność martwienia się. Radość wzmagała pokój i dzięki temu spadało zatroskanie. W trudnych dniach zacząłem wyszukiwać dobra wokół mnie. W czasie przeciwności widziałem przychylność stojącą nade mną. Każdy atrybut, który Bóg ci ogłasza, będzie wzrastał w tobie dzięki dziękczynieniu.

Dziękczynienie jest jak pocisk, który ma celownik nastawiony na podczerwień (ciepło). Wyostrza się na jakiś szczególny znak. Ono jest przyciągane przez dobro, przychylność i wiarę. Jeśli taka jest prawda w jakiegoś rodzaju okolicznościach to musi mieć większą moc w różnych sytuacjach. Twierdzę, że życie w dziękczynieniu nie tylko zwiększa moc przychylności nad okolicznościami, lecz również przyciąga do nas przychylność z przyszłości. Jesteśmy ludźmi teraźniejszości/ przyszłości, ponieważ jesteśmy napełnieni Duchem Świętym, który objawia nam to, co ma przyjść (Jn 16:13). Bezwzględnie możliwe jest osiągnięcia takiego miejsca, w którym wiara wzmaga nasze przekonanie co do przyszłych możliwości, jakie Bóg ma w sercu dla nas. „Albowiem Ja wiem, jakie mam myśli o was, mówi Pan, myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby natchnąć was nadzieją na przyszłość” (Jer. 29:11).

Dziękczynienie utrzymuje nas obecności Bożej teraz i zwiększa oczekiwania na przyszłość. Tworzy wokół nas przestrzeń, której negatywizm nie może spenetrować. W takim kontekście nasze życie modlitewne jest wzmacnianie; modlimy się w wierze, a nie w desperacji. Nie ma nic złego w modlitewnej desperacji, jeśli w jesteś w takim miejscu i tylko tyle masz. Niemniej jednak, to modlitwa wiary daje życie i zdrowie (Jk. 5:15). Jeśli modlitwa jest otoczona przez radość i dziękczynienie (1Tes. 5:16-18) to Boża wola staje się bardzo wyraźna, bez względu na to, co dzieje się wokół nas. Jeśli stylem naszego życia jest dziękczynienie i radość to po prostu nie ma miejsca na zamieszanie.

Jesteśmy ludźmi, których tożsamość i przeznaczenie są ugruntowane w Chrystusie w nas, nadziei chwały. Nasze życie zawsze jest strzeżone przez coś lub kogoś. W Chrystusie radość wzmaga Jego obecność w naszym wnętrzu. W Chrystusie dziękczynienie rozszerza Jego moc i wpływ we wszystkich sytuacjach, jakie przechodzimy. Nasze umiejętność rozpoznawania Bożej woli i przebicia się w modlitwie dramatycznie wzrasta przez dziękczynienie.

Radość jest stylem życia, bez niej kurczymy się, maleje moc a radość z Boga gaśnie.

topod.in

Ostrzeżenie: wchodzisz na Boży plac budowy

07 lipca 2010

J. Lee Grady

Zrób miejsce dla buldożerów Ducha Świętego, On chce wykonać gruntowną przebudowę.

W lecie zeszłego roku w czasie wizyty w Charlotte, N.C. Zatrzymałem się w Bibliotece Billy Grahama, aby zwiedzić dom dzieciństwa ewangelisty i zobaczyć jego biura. W zacienionym zagajniku na tej posiadłości trafiłem na grób jego żony, Ruth Bell Graham. Na kamieniu nagrobkowym widniał niezwykły napis: „KONIEC BUDOWY. DZIĘKUJEMY ZA CIERPLIWOŚĆ”.

Pani Graham (zm. 2007) widocznie widziała te znaki na trasach szybkiego ruchu i powiedziała przyjaciołom, że chce, aby znalazło się to na jej grobie. Przesłanie stawiane przez brygady budowy dróg przypominało jej o cierpliwości trosce Bożej w przygotowywaniu jej na niebiosa.

„Duch Święty, podobnie jak Nehemiasz, przychodzi do naszego życia jako Boży brygadzista. Oczyszcza rumowisko, wywozi śmieci, zakłada nowe fundamenty, zawiesza ponownie drzwi, odbudowuje bramy i odnawia zniszczone mury naszego życia”.

Podobne myśli zawsze przebiegają mi przez głowę, gdy przejeżdżam różowe stożki ustawione na drodze. Na Florydzie, gdzie mieszkamy, wydaje się, że ekipy remontowe nigdy nie kończą swojej roboty. Jak tylko jedna cześć drogi zostanie poszerzona to jest to czas na poszerzenie następnej. Potrzebne są dodatkowe buldożery, a więcej budowy oznacza więcej korków i opóźnień ruchu, co z kolei wymaga więcej cierpliwości od kierowców.

W podróży ku duchowej dojrzałości wszyscy musimy nauczyć się tej lekcji, które jest wygrawerowana na kamieniu nagrobnym Ruth Bell Graham. Musimy nauczyć się przyjmować wiecznie działające Boże ekipy budowlane. Jeśli naprawdę chcemy być ukształtowany na podobieństwo Jezusa Chrystusa, musimy serdecznie przyjmować wszelki ciężki sprzęt, który Pan nam przysyła.

Czy słyszysz hałas? W naszym życiu słyszę dźwięk pracy buldożerów, młotów pneumatycznych, oraz brukarzy. TO jest praca Ducha Świętego, jest to proces, który zaczyna się, gdy zapraszamy Chrystusa, aby zajął miejsce w naszych sercach i nie kończy się aż do ostatniego tchnienia.  Zazwyczaj myślimy, że Duch Święty jest łagodny, lecz czasami to on sprowadza oczyszczający ogień świętości, który wypala z nasz nieczystości. Czasami On zarządza niewygodne okoliczności, aby nas ścisnąć, wstrząsnąć, urobić i ukształtować. A czasami narzekamy na utrudnienia, opóźnienia, objazdy i wstrząsy, które sprowadza na nasze życie dla naszego dobra.

Nie często słyszymy kazania na temat Bożej strefy budowlanej. Niektórzy kaznodzieje wierzą, że podróż wiary jest jak lekkie podskakiwania przez 'LaLa Land’. Nie spodziewamy się, że ludzie będą kształtowani na obraz Chrystusa; nie ostrzegamy ludzi, że podobieństwo do Chrystusa wymaga złamania; nie uczymy, że złamanie przychodzi wtedy, gdy przyjmujemy próby i cierpienia.  Biblia mówi: „Najmilsi! Nie dziwcie się, jakby was coś niezwykłego spotkało, gdy was pali ogień, który służy doświadczeniu waszemu, ale w tej mierze, jak jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, radujcie się, abyście i podczas objawienia chwały jego radowali się i weselili” (1Ptr. 4:12-13).

Gdy Bóg chciał odbudować zniszczoną Jerozolimę, wzbudził męża imieniem Nehemiasz, który miał zająć się organizacją projektu budowlanego. Ciekawe jest to, że imię „Nehemiasz”, znaczy „ten, który pociesza” lub „pocieszyciel”; To samo imię w Nowym Testamencie zostało dane Duchowi Świętemu. W grece „Pocieszyciel” to Paraklete lub inaczej „ten, który jest powołany do pomocy”.

Tak, ten Święty Pocieszycie, który został powołany, aby mieszkać w nas nie jest jakimś ciepłym kocem bezpieczeństwa. Ten Duch jest również inżynierem budowlanym zdumiewającego lecz wymagającego wiele pracy projektu. On rozjeżdża buldożerem nasze życie, aby wydrążyć, gruntownie przejrzeć i przemienić. On wzywa Swoje ekipy budowlane, wypuszcza swój ciężki sprzęt i zaczyna to, co możemy nazwać Kompletną Przebudową – Niebiańska Edycją.

Nie róbcie, proszę, tego błędu, aby myśleć, że ten Pocieszyciel jest zwykłym odświeżającym podmuchem czy bierną siłą, dzięki której odczuwamy gęsią skórkę czy ekstatyczne uczucia.

Duch Święty, podobnie jak Nehemiasz, przychodzi do naszego życia jako Boży brygadzista. Oczyszcza rumowisko, wywozi śmieci, zakłada nowe fundamenty, zawiesza ponownie drzwi, odbudowuje bramy i odnawia zniszczone mury naszego życia.

Odbudowa Jerozolimy w czasach Nehemiasza nie obeszła się bez cierpienia, trudności i walki, lecz na zakończenie wynikiem było odnowienie Bożej chwały. Tak samo będzie z nami, jeśli zaprosimy Pocieszyciela.

Czy pozwolisz Mu na inspekcję twoich postaw, motywacji, myśli, niepoddanej woli i uzależnień, tych wszystkich obszarów, które wymagają przemiany. Czy będziesz miał cierpliwość, gdy On stawia pomarańczowe pachołki na drodze twojego życia? Pozwól Mu dokończyć dobrego działa, które rozpoczął w tobie.

– – – –

J. Lee Grady współredaktorem magazynu Charisma oraz autorem nowej książki The Holy Spirit Is Not for Sale (Duch Święty nie jest na sprzedaż). Follow him on Twitter at leegrady.

раскрутка

To, że Bóg się ociąga, nie znaczy, że odmawia

Lee J. Grady

Czy ufasz Bożemu rozkładowi czasu? Droga do duchowej dojrzałości wymaga poddania naszych egoistycznych terminów ostatecznych.

Gdy Maria i Marta posłały do Jezusa wieści o tym, że ich brat, Łazarz, jest umierający, Jezus nie odpowiedział tak, jak spodziewali się Jego przyjaciele, a tak naprawdę to potraktował ich prośbę z góry. Biblia mówi, że gdy Jezus usłyszał o tym, że Łazarz zachorował, „pozostał jeszcze dwa dni na miejscu, gdzie przebywał” (Jn 11:6).   Dla Marii i Marty, to były bardzo długie dwa dni.

Gdy spotykamy się z frustrującymi opóźnieniami, automatycznie zakładamy, że Jezus odmawia nam, lekceważy i odrzuca nas. Bawimy się wtedy w dziecięcą grę użalania, zamykamy się w pokojach, zamykamy w bólu i trzymamy się od innych tak daleko jak to tylko możliwe.

Wątpliwości dręczyły ich. No w końcu, co to za przyjaciel z tego Jezusa? Dlaczego zignorował ich pilną prośbę. Dlaczego nie rzucił wszystkiego innego i nie pospieszył do nich na pomoc? Maria była szczególnie sfrustrowana i zakłopotana wyraźnie pozbawionym wrażliwości opóźnieniem Jezusa.

Gdy w końcu cztery dni po śmierci Łazarza przybył do Betanii, całun przygnębienia pokrywał całe miasteczko. Wszyscy byli w żałobie, Maria została przytłoczona smutkiem i zniechęceniem, jej wiara była tak zimna jak ciało Łazarza. Nawet nie wyszła porozmawiać z Jezusem. Ta kobieta, znana jako żarliwy uczeń Pański, pozostała w domu wtedy, gdy jej siostra wyszła zapytać Jezusa, dlaczego zajęło mu to tyle czasu (w. 20). Nie wiemy właściwie, co Maria robiła w domu. Najprawdopodobniej dąsała się, może nawet zmagała z uczuciem gniewu wobec Jezusa, ponieważ nie przyszedł wtedy, gdy Go wezwała.

Może rozumiesz Marię. Wielu z nas utknęło w tym samym miejscu rozczarowania. Przeżywamy wstrząs i zamieszanie, gdy Bóg nie działa zgodnie z naszym rozkładem.

Być może prosisz Jezusa o interwencje w osobistej sytuacji. Może potrzebujesz Go, aby wyratował kapryśne dziecko, uzdrowił ciało, zaspokoił finansową potrzebę, odnowił rozbite relacje czy ocalił marzenie, które właśnie kona. Może wydawać się, że Jezus stracił wspaniałą sposobność, albo był tak zajęty zaspokajaniem potrzeb innych, że zrzucił ciebie ze swojej listy priorytetów. Podobnie jak Maria z Betanii, możesz czuć, że Jezus za czekał za długo. Już jest po wszystkim. Teraz to już twój problem nie jest tak poważny, a twoje marzenie tak pozbawione życia, że Jezus nie może już nic na to poradzić.

Gdy spotykamy się z frustrującymi opóźnieniami, automatycznie zakładamy, że Jezus wypiera się nas, lekceważy i odrzuca. Bawimy się wtedy w dziecięcą grę współczucia, zamykamy się w pokojach, zamykamy w bólu i trzymamy się od innych tak daleko jak to tylko możliwe. Okazuje się, że za trudno jest nam modlić się w czasie kryzysu wiary. Przeciwnik dusz naszych mówi nam, że Jezusa to nie obchodzi, że nasze modlitwy są bez znaczenia, i że nie ma nagrody za wiarę w Niego. Jeśli ktoś ma melancholiczne tendencje, bije samego siebie podobnymi tekstami w stylu: „Podejrzewam, że po prostu nie mam na tyle wiary”.

Na szczęście Maria nie pozostała w stworzonym przez siebie więzieniu depresji. Biblia mówi, że gdy Jezus szedł do ich domu i zbliżył się do grobu łazarza, aby powąchać tego smrodu, Maria pobiegła do niego, uklękła u Jego stóp – w miejscu, gdzie zaczęła swoją podróż jako uczennica (Łk. 10:39). Po całym tym rozczulaniu się, odłożyła na bok grę oskarżania i wróciła do jedynego miejsca, gdzie wszelkie życiowe zmagania nabierają sensu.

Uklękła w Jego obecności, nie po to, aby zapytać Go, dlaczego Łazarz umarł, lecz po prostu po to, aby otrzymać wzmocnienie z tytułu samego przebywania z Nim.

Zdecydowała się wzrosnąć, zostawiła za sobą lamenty niedojrzałości, która domaga się od Jezusa działania w taki, a nie inny, sposób. Złożyła w Nim swoje zaufanie na nowo, pozwalając odejść egocentrycznym oczekiwaniom. Gdy tego dnia poddała Panu swoje życie, mówiła przez to, że będzie podążać za Nim nie tylko w dobrych czasach, lecz również w najciemniejszych dniach, gdy przez chmury śmierci, cierpienia i bólu nie będzie dostrzegać Jego miłości.

Tam, u stóp Jezusa, Maria uchwyciła w oczach Jezusa spojrzenie, którego nigdy wcześniej u Niego nie widziała. Zapłakał za swoim przyjacielem, Łazarzem, po czym nakazał jego martwemu ciału wyjść z grobu. Maria straciłaby ten cud, gdyby pozostała w domu w osamotnieniu. Musiała zobaczyć na własne oczy, że Boże opóźnienia to nie odmowa oraz to, że czas Jezusa jest doskonały nawet wtedy, gdy wydaje się, że zapomniał o sprawie.

Czy czujesz się tak, jakby Jezus zignorował twoją prośbę? Czy nie wydaje ci się, że twoje przesłanie do Niego zostało przechwycone? Czy toniesz w zniechęceniu, ponieważ twoje marzenia umarły, a Jezusa to nie obchodzi?

Wróć do Niego biegiem i zajmij miejsc u Jego stóp. Prawdziwi uczniowie wiedzą, że życie funkcjonuje zgodnie z Bożym planem, a nie naszym. Przebij się przez swoje wątpliwości, poddaj swoje nieprzekraczalne terminy, odrzuć zniecierpliwienie i odnów zaufanie do Pana, który jest suwerennym Panem naszych okoliczności.

– – – – – – – – – – – – – – – – –

J. Lee Grady drugim redaktorem naczelnym magazynu Charisma i autorem nowej książki pt.: The Holy Spirit Is Not for Sale. Follow him on Twitter at leegrady.

aracer.mobi

Uczymy się od ziarna siewnego

Jessie Penn-Lewis

Wszyscy chcemy przynosić owoce dla królestwa, lecz jedyny sposób na wydanie życia to śmierć. Jezus używał wielu analogii, aby uczyć nas prawd o Królestwie. Jedną z nich była lekcja, w której życie wierzącego porównał do procesu wzrostu ziarna pszenicy.

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło w ziemię, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje” (Jn 12:24).

Jeśli mamy wydać owoc, do czego zostaliśmy powołani, to musimy przejść przez ten sam proces sami.

Spójrzmy na ziarenko i nauczmy się lekcji, abyśmy, żyjąc w dniach ostatecznych, mądrze poddali się przebitej ręce ręce Bożej i pozwolili Mu, aby wypełnił swoje cele w nas.  Ziarno pszenicy przyłączone do Pana ożywa i poddaje się Synowi Bożemu, aby zasiał je w ziemi. Woła do Boga prosząc, aby Pan bez względu na koszty doprowadził do wydawania owocu. Zaczyna mu świtać jaki jest cel jego życia. Widzi, że jest w nim samym nieco egoizmu, który przejawia się w tym, że jest zaabsorbowane „swoim własnym” postępem i „swoim” wzrostem.

Niebiański Gospodarz słyszy pobudzane przez Ducha Świętego wołanie ziarna i po cichu zaczyna przygotowywać je do spełnienia jego modlitw. Przygotowuje je w taki sposób, że zasiewa je w ziemi, delikatnie oddzielając od tego, co łączyło je z kłosem.  Ziarnu może się wydawać, że Pan nie zwrócił w ogóle uwagi na te wołania i zastanawia się, dlaczego nie odpowiada; lecz powietrze i słońce robią swoją robotę po cichu. Zboże zostaje zżęte, lecz ono nie zdaje sobie z tego sprawy, dopóki nie zostaną rozerwane dotychczasowe więzy. Nagle znajduje się w ręce i zostaje wrzucone głęboko w ciemną ziemię.

ODDZIELENIE

Co się stało? Małe ziarenko pszeniczne prosiło o owoc, a nie taką dziwną drogę. Gdzie jest słońce, gdzie dawni towarzysze, poprzednie szczęśliwe życie?  „Gdzie jestem?” – woła samotne ziarno. „Gdzie jest moje przyjazne źdźbło? Ten ciemny kawałek ziemi, tak odpychający, rani moja ładną powłoczkę; było tak pięknie w naszej grupie na szczycie kłosa. Byłem wysoko ponad ziemią, tak wysoko ponad wszystkim”. Tak mówi do siebie ziarenko.  Teraz zaś jest zszokowane, ponieważ okazuje się, że zaczyna się psuć. Dopóki było w stanie utrzymać swoją zewnętrzną urodę, nie przejmowało się oddzieleniem, ciemnością i bezużytecznością. Ale tego to już za wiele!

Co więcej, wydaje się, że zostało 'porzucone’ na pastwę otoczenia. Jest przez nie niszczone, a nie jest w stanie obronić się przed tym samo i utrzymać „wysoko, ponad wszystkim”, jak kiedyś. Już wydawało mu się, że nigdy więcej nie będzie dotykane przez te ziemskie rzeczy. Niemniej, mimo tych wszystkich dziwnych rzeczy, które się dzieją z nim, ziarenko odpoczywa w wierności Bożej; wie, że On bezpiecznie poprowadzi je po drodze, której ono samo nie zna. Woła razem z psalmistą: „W nocy śpiewam mu pieśń, modlę się do Boga życia mego” (Ps. 42:11).

UTRATA TOŻSAMOŚCI

Biedne, małe ziarenko! Wdeptane w ziemię, ukryte przed ludzkim wzrokiem, ignorowane, zapomniane; małe pszeniczne ziarenko tak kiedyś szanowane. Kiedyś inne ziarenka spoglądały na nie i słuchały z szacunkiem jego porad!  Teraz czuje się zapomniane i umiera w samotności, wołając: „Oczekiwałem współczucia, ale nadaremnie, i pocieszycieli, lecz ich nie znalazłem” (Ps. 69:20). Tęskni za innymi dziećmi Bożymi, które mogłyby „opowiedzieć o smutku tych, których Ty zraniłeś”, ale nie wydaje się, aby ich serca były cierpiały wraz z cierpiącymi. Pogrzebane ziarno mówi Bogu „tak”,  a On właśnie odpowiada na jego modlitwy, aby było wierne!

Może w przeszłości byłeś pochłonięty swoją skuteczną służbą i dobrymi przeżyciami. Jakże niewiele rozumiałeś z pokuszeń i trudności spadających na małe kłosy pszenicy, jak surowy byłeś dla tych, którzy upadli, nie „uważając na to, aby samemu nie być kuszonym” (Gal. 6:1). Mówiłeś tej malutkiej trawce, że „powinna” być już znacznie starsza i bardziej dojrzała. Myślałeś o niej, że taka „słaba”, bo zgięta do ziemi, gdy tylko jakiś ciężki but zdeptał ją. Zniechęcałeś je, gdy były słabe w wierze i nie „przyjmowałeś ich”, ani nie znosiłeś cierpliwie ich słabości! Jakże starałeś się, aby zobaczyła to, co ty widziałeś w swej wspaniałej dojrzałości. Nie rozumiałeś tego, jak czekać, zachęcać i dawać czas na wzrost! Pogrzebane ziarenko, rzeczywiście „zawiniło przeciwko bratu’ (Rdz. 42:21) brakiem „utrapienia w duszy i wielu łez” nad pokuszeniami i cierpieniami innych. Jakże strzegłeś siebie i bałeś się zstąpić w dół na ziemię, aby stać się słabym dla słabych, aby zyskać jeszcze więcej!

ZŁAMANIE

Uczymy się teraz tajemnicy królestwa, która pokazuje nam lekcja o ziarnie pszenicznym: życie Boże w tobie nie może przebić się i owocować dopóki nie zostaniesz złamany Bożą ręką. Bóg dopuszcza różne ziemskie okoliczności, próby, samotność i upokorzenie po to, aby mógł uwolnić obfite życie, które pochodzi od Niego.

Każdy poziom wzrostu wymaga odrzucenia pewnych rzeczy, aby mógł nastąpić pełniejszy rozwój. Na początku zarodek życia ukryty jest w zewnętrznej formie spisanego słowa; skorupka może przeminąć (to jest, z naszej pamięci), lecz życie, Żywe Słowo, pozostaje. W sprzyjających okolicznościach wzrasta „szczerym i dobrym sercu”, oczyszczone ze wszystkiego co mogłoby dusić ziarno, rozwijające się życie, pokazuje się w różnych zewnętrznych formach, które można opisać jako, trawa, kłos, pełne ziarna w kłosie.

We właściwym czasie należy użyć ostrego narzędzia, ponieważ trzeba oderwać je od starego podłoża, oddzielić od starych doświadczeń, odciągnąć od tych zewnętrznych rzeczy, które kiedyś nam pomagały. Zielona trawa, źdźbło, kłos pszeniczny były tylko zewnętrznym okryciem życia, które przebijało się przez nie do pełnej dojrzałości.

Oderwane od starego podłoża, oddzielone od starych okoliczności, życie znajdujące się w dojrzałym ziarnie, ponownie nie może się przebić ku 100-krotnemu pomnożeniu bez odzierania; zniszczenia zewnętrznej osłonki, która uniemożliwia owocowanie.  Serca szczerze wołają do Boga o to, aby się w nich wypełniły Jego cele, a Duch Święty pracuje nawet wtedy, gdy one tego nie rozumieją. Okazuje się, że niebezpiecznie jest trzymać się starych doświadczeń, tego co niegdyś pomagało, gdy Duch naciska, aby ruszyły ku kolejnemu poziomowi, szczególnie wtedy, gdy wydaje się on raczej „spadkiem”, a nie „wzlotem”.  Lekcja ziarna uczy nas, że „spadki” oznaczają owocność i są częścią 'wzlotu” na drodze do pełnego rozwoju ziarna pszenicznego. Wyłącznie Duch Święty pomoże nam zrozumieć co to wszystko znaczy w praktyce. Nam wystarczy znać te zasady Jego działania, aby móc poddać się z ufnością Jego pracy.

PRZYNOSZENIE OWOCU

W końcu ziarno jest gotowe na ukrycie przed ludzkimi oczami, gotowe na wdeptanie i leżenie w milczeniu w jakimś samotnym zakątku wybranym przez Boga. Gotowe na coś, co inni nazwaliby „spadkiem”’; gotowe by żyć w Bożej woli bez wspaniałych doświadczeńp; gotowe do samotnego mieszkania i izolacji, z dala od szczęśliwej społeczności z innymi ziarnami. Cicho, lecz pewnie, boskie życie przebija się ku owocowanu. Ziarno oddało siebie samo, podzieliło się „swoim własnym życiem”, a jednak żyje, teraz jednak żyje życiem swego Pana.

Pogrzebane w ziemi ziarno! Dobrze jest być zapomnianym!

No bo kto będzie myślał o bólu i cierpieniu, które przechodzi ziarno w ciemności, gdy zobaczy pola żniwne? Ale ziarno będzie zadowolone, ponieważ prawo obowiązujące to życie zostanie wypełnione. Wygrzewało się na słońcu samo, dla swego dobra, a teraz żyje w innych, nie pragnąc nawet tego, aby było wiadomo, że z to niego ten stukrotny plon pochodzi.

Tak i Chrystus Sam złożył swoje życie w ofierze, aby mógł „ujrzeć potomstwo” (Iz. 53:10), ujrzeć cierpienia Swej duszy i cieszyć się tym (w. 11), że ponownie żyje w tych, których odkupił. Tak więc w Bożym cudownym prawie – prawie natury powielanym w duchowym świecie – najpierw Ziarno pszeniczne, zasiewane przez samego Boga, jest reprodukowane w kolejnych ziarnach, mających te same cechy i funkcjonujących według prawa ich istnienia: „jeśli ziarno pszeniczne, które wpadło w ziemię, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje” (Jn. 12:24).

ŻYCIE ZE ŚMIERCI

Podążamy ścieżką małego ziarenka skierowaną w dół, do ziemi. Ono już „znienawidziło życie na tym świecie” i teraz jego „życie jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu”. Kiedy godziło się na łamanie i odzieranie na samotnej, ukrytej drodze, zawarte w nim boskie życie przełamywało się, aby żyć w innych i po cichu zapuszczało pędy w silniejszej, pełniejszej i czystszej jedności z Panem w niebie.

Nie jest to łatwa droga. Nawet Pan Chrystus niepokoił się, gdy zbliżał się do godziny utrapienia i cierpienia zapowiedzianego w Ps. 22. „Teraz dusza moja jest zatrwożona, i cóż powiem? Ojcze, wybaw mnie teraz od tej godziny? Przecież dlatego przyszedłem na tę godzinę, Ojcze, uwielbij imię swoje” (Jn. 12:27-28).

Ukryta twarz Ojca była czymś więcej niż złamane serce, gwoździe i włócznia. Jezus wiedział o tym, co ma się wydarzyć i mógł ratować się z tego, mógł powiedzieć Ojcu i mieć do dyspozycji legion aniołów, które spełniły by jego prośbę, lecz gdzie wtedy znalazłyby się pierwsze owoce dla Boga i Baranka? Nie, jedyną modlitwą Mistrza mogło być: „Ojcze, uwielbij imię swoje”.

Jeśli idziemy za Barankiem tam, gdzie On szedł, jeśli jesteśmy gotowi umrzeć po to, aby przynieść życie, na pewno otrzymamy, jak i On otrzymał, zapewnienie ze strony Ojca: „I uwielbiłem, i jeszcze uwielbię” (w. 28). Na końcu zaś zostanie nam dana wielka nagroda: „Zwycięzca zasiądzie ze Mną na Moim tronie” (Obj. 3:21).

– – – – – – – – – –

Jessie Penn-Lewis (1861-1927) często przemawiała w Kenswick, a w swym przesłaniu głosiła centralizm krzyża w życiu i doświadczeniu chrześcijanina. Regularnie pisała dla magazynu „The Overcomer” (Zwycięzca), kwartalniku o światowym zasięgu, który założyła w 1908 roku.

Ten artykuł ukazał się w wydaniu kwiecień/maj 2001.

© Copyright Strang Communications, All Rights Reserved

раскрутка

Wielki kryzys tożsamości

Logo_VanCronkhite

David VanCronkhite

Słuchajcie uważnie, mówię wam zrównoważoną prawdę. Mówię tylko to, co znam z doświadczenia; składam świadectwo tylko o tym, co widziałem na własne oczy” (Jn. 3:11 The Message)

Młodzieżowy lider przedstawił mnie bardzo dobrze i z szacunkiem. Jego zespół młodzieży, zmęczony po całym dniu usługiwania w ubogiej części miasta Atlanta, z uwagą słuchał opowieści o moich kwalifikacjach do tego, aby stanąć tego wieczoru przed nimi. Gdzieś w międzyczasie zdałem sobie sprawę z tego, że nie opowiadał o mnie, lecz o kimś, kto kiedyś założył służbę ubogim, był pastorem dużego kościoła w dzielnicy biedoty, ma ewangelizacyjne i prorocze obdarowanie, wykazane przez liczne zmienione dusze i ludzkie życie. Brzmiało to wszystko dobrze, lecz co się stało z „prawdziwym” mną?

Słuchałem tego wszystkiego co zrobiła ta charytatywna służba dla biednych, bezdomnych i uzależnionych. Słuchałem o wpływie w tej ważnej dziedzinie. Serce mi zamarło, nigdy nie zamierzałem dać się złapać sprawie, krucjacie systematycznemu programowi. Ale tego wieczora odkrywałem, że stałem się tym, czym nigdy zostać nie chciałem. Byłem przedstawiany i ceniony przez nowe pokolenie za moją pozycję, służbę, działanie.

Po raz kolejny uświadomiłem sobie ostrzeżenie zawarte w starym powiedzeniu: „Możesz umrzeć za jakąś sprawę, lecz żadna sprawa nie umrze za ciebie”. Można włożyć całą swoją tożsamość w 'firmową działalność’, lecz gdy już wszystko zostanie powiedziane i zrobione -jeśli to jest twoja jedyna tożsamość – to ty jesteś przegrany. Och, można zdobywać dusze i nasz dar zostanie pokazany, lecz bardzo ryzykujemy, że usłyszymy od Jezusa: „Nigdy cię nie znałem, a ty nigdy nie znałeś Mnie”

Przeprowadzka do sąsiedztwa.

Zbyt długo wędrowaliśmy wąską ścieżka darów i służby, zamiast podróży coraz bardziej poszerzającej się drogi relacji z Bogiem i prawdziwego pragnienia ludzi, aby poznać Go. On chce „przeprowadzić nas do sąsiedztwa”, aby pokazać wszystkim Swoją miłość i obietnice. Z pewnością Bóg ma znacznie więcej dla Swego stworzenia, niż umieścić nas na ziemi i zachować od piekła.

Zmiany nigdy nie przychodzą łatwo. Gdy znajdujemy się w procesie przemiany i nie da się już dłużej przyszywać nowych łat do starych zużytych ciuchów czy lać nowego wina do starych bukłaków, nasz świat może stać się samotnym i strasznym miejscem. Gdy nowe staje w centrum uwagi, a stare ciągle wydaje się znacznie lepsze, możemy popaść w rozczarowanie, gniew, samotność, oby nie wobec Jego wierności i łaski.

Kiedy wszystko jest wstrząsane, mam na myśli rzeczywiście wszystko, a ty czekasz, czekasz i czekasz, i nawet nie bardzo jesteś pewien na co, odkrywasz jak niewygodnie ci z odpowiedzią: „Nie wiem!” Dzieło przenoszenia swojej tożsamości z tego co robisz i z życia według oczekiwań innych ludzi na prawdziwą wolność życia z Bogiem bezgranicznej miłości, jest atakowane z furią. Niemniej, jeśli tożsamość nie jest związana wyłącznie z Ojcem i Jego niezgłębioną miłością to ryzykujesz całkowite minięcie się z istotą stworzenia i sensem życia.

Tak naprawdę nie zostałem przedstawiony tej młodzieży. Gdyby tak było, to dowiedzieliby się, że zostałem „zbawiony”, lecz niekoniecznie narodzony z góry; że zamiast tego zostałem wrodzony w ludzki system późnych lat 60tych i początku 70tych, zwany Moralną Dojrzałością (Moral Majority), który sprzeciwiał się narkotykom, seksowi, rock and rollowi, liberałom, hipisom, długim włosom i Hollywood. Przyłączyłem się do bardzo dobrego kościoła, nauczyłem się jak chodzić w duchowej dyscyplinie i zacząłem odnosić powodzenie zarówno w korporacyjnej Ameryce jak i w kościele. Niby nic w tym złego, poza tym, że wiele lat zajęło mi odkrycie Królestwa na ziemi jak jest w niebie; lata upłynęły zanim dowiedziałem się, że było wszystko w porządku w głębokim pragnieniu nadnaturalnej rzeczywistości Ducha Bożego w każdym człowieku; i dodać do tego należy, że dopiero po niemal 40 lat głoszenia o największym ze wszystkich przykazań, aby kochać Boga i kochać człowieka, dowiedziałem się czegokolwiek o „agape.”

Teraz nadszedł mój czas na przemówienie. Mogłem mówić wyłącznie z to, co wynikało z serca człowieka, którym byłem teraz i którym stałem się po 39 latach trochę sprowadzonego na manowce chrześcijaństwa. Nie bardzo wiedziałem, gdzie zacząć ani jak skończyć, lecz zacząłem opowiadać im o tym, jak bolesne było kiedyś moje życie duchowe i o tym, jak cudownie zostało to przerwane i skierowane ku Bogu i Jego nadnaturalnej, relacyjnej miłości. Powiedziałem im, że jeśli jest Bóg to wszystko musi być relacyjne i nadnaturalne. Zapytałem ich czy, gdyby oni byli Bogiem, cokolwiek innego niż miłość nadawałoby się do stworzenia Królestwo? I czy można nauczyć się czegoś ważniejszego niż kochać bliźniego, a nawet swojego wroga? Czy gdyby oni byli Bogiem i zaczynali sprowadzać Królestwo na ziemię, wprowadziliby cokolwiek, co byłoby zwyczajnie naturalne? Czy też byłoby to paranormalne, nadnaturalne?

„Więc, co teraz robisz?”

Gdy skończyłem, podeszła do mnie dziewczyna i z wielkim zainteresowaniem i zdumieniem powiedziała: „Rzeczywiście wierzysz w nadnaturalność. Ty faktycznie wierzysz w ten cały relacyjny Boży pomysł”. Po czym zadała straszliwe pytanie: „Więc, co teraz robisz?”

Chciałem odpowiedzieć jakoś tak, żeby to dobrze zabrzmiało, lecz zdecydowałem powiedzieć jej bolesną, prostą prawdę: „Czekam”. Czekam, ponieważ Bóg powiedział, że On nie da się z siebie naśmiewać. Powiedział, że to On mnie zmieni. Zaczął to od uczenia mnie miłości i wiary. Przeniósł moje zainteresowanie na Jego Królestwo, na niewzruszone Królestwo Boże. On odtwarza moją tożsamość w Nim, a nie w tym, co robię, nawet dla Niego.  Czekam, jak i wielu innych tutaj, ponieważ on kształtuje we mnie człowieka, który kocha i używa darów, które Sam dał, aby czynić dobro innym, a nie po to, żeby ich używać do budowania czegoś dla siebie, zwanego „moją wizją” czy „moją służbą”. Pan uczy mnie tego, jak okazywać miłość życiowym nieudacznikom, którzy zostali zhańbieni, wzgardzeni, zawstydzeni, których się unika, a jednak ciągle mają nadzieję i wierzą, że jest coś więcej w Bogu, Jego Synu, Jego królestwie na ziemi, niż to, co widoczne jest dzisiaj.

Wiem, że Pan cały czas przenosi mój punkt skupienia na te relacje i nadnaturalność Jego Królestwa. Wiem, że domysły są głęboko zakorzenione i dobrze obwarowane, lecz szybko się uczę jeśli widzę i mogę się uchwycić tej bardzo głębokiej zmiany w moim duchowym DNA. Mam zamiar uczyć się dalej tego, czego nauczyć mnie obiecał: kochać i wierzyć.

A wtedy,…wtedy zobaczymy. Po prostu wiem, że On Sam dowiódł swej niezgłębionej wierności z idealnym czasie.

Często przypomina mi się cytat pochodzący od G. Campbell Morgan, wielkiego pastora Westminster Chapel z Londony, który powiedział: „Można być biblijnie poprawnym, doktrynalnie czystym, teologicznie mocnym, moralnie nieskazitelnym, … i duchowo bezużytecznym”. Jeśli chcemy być duchowo użyteczni w naszym świecie, zmiany są nieuniknione. Królestwa zderzają się a tylko jedno Królestwo jest niewzruszone.

I jest ono zbudowane na Miłości.

предложение по продвижению сайта

Utożsamieni z Chrystusem

Chip Brogden

Paweł napisał w Liście do Galacjan 2:20 coś bardzo szczególnego: „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany, żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus„. Czy miał na myśli to, że fizycznie był tam na Krzyżu z Chrystusem, gdy On umierał? Wiemy, że Jezus był ukrzyżowany między dwoma złoczyńcami i że Paweł prawdopodobnie nie był nawet na miejscu tego historycznego wydarzenia.

Więc, Paweł powiada, że choć został ukrzyżowany, nadal żyje. Czy chodziło mu o to, że został również wzbudzony z martwych wraz z Jezusem? Jeśli tak to dlaczego nie słyszeliśmy o tym wcześniej? Na koniec mówi, że tak naprawdę to on sam wcale nie żyje, lecz że Chrystus żyje w nim. Bardzo to dziwnie brzmi dla naturalnego umysłu. To dlatego musimy rozeznawać duchowe rzeczy w duchowy sposób.

Wydaje się oczywiste, że Paweł nie mówił o fizycznym ukrzyżowaniu i fizycznej śmierci, pogrzebie i zmartwychwstaniu. Pomimo że powiedział: „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany”, nie chodziło mu o to, że był obecny z Chrystusem w ciele w chwili ukrzyżowania; lecz chciał nam pokazać coś znacznie bardziej głębokiego. Wkrótce odkryjemy, że doświadczenie ukrzyżowania z Chrystusem nie jest wyjątkowe dla apostoła Pawła, lecz jest prawdą w stosunku do każdego nowo narodzonego dziecka Bożego. Nie tylko Paweł, lecz każdy uczeń Jezusa został ukrzyżowany z Chrystusem.

Jak to możliwe? Biblia mówi, że istnieje niewidzialna, lecz bardzo silna jedność między Jezusem a wszystkimi Jego uczniami; są oni jednym Ciałem. Jest to duchowa jedność. Ta duchowa jedność kształtuje się na podstawie naszej relacji i społeczności z Chrystusem. Jezus mówi: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym… trwajcie we Mnie, a Ja w was” (Jn 15:1,4a). Jezus porównuje to zjednoczenie do krzewu winnego, który ma wiele odgałęzień. Każda winorośl żyje zjednoczona z krzewem. Jako gałązki możemy wzrastać i wydawać duchowy owoc tak długo, jak długo jesteśmy żywi, mieszkamy, przebywamy, trwamy, jesteśmy częścią krzewu winnego. Tak więc, zjednoczenie z Bogiem nie jest nagrodą za bycie duchowym, lecz jest jego podstawą.

Mając tą analogię w pamięci, możemy zrozumieć, co Paweł miał na myśli, gdy patrzymy na niektóre jego stwierdzenia. Mówi Koryntianom, że „Kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem” (1Kor. 6:17). W Liście do Efezjan przyrównuje to duchowe zjednoczenie do jedności istniejącej między mężczyzną i kobietą, gdy stają się małżeństwem: „Tych dwoje będzie jednym ciałem, a ja odnoszę to do Chrystusa i kościoła [Ekklesia]” ((Ef. 5:31b,32).

Z całą pewnością jest to wielka tajemnica. Nie da się pojąć, jak Bóg może sprawić, abyśmy byli jednym duchem z Jezusem, lecz to jedno wiemy: jakkolwiek się to odbywa, ma swój początek na Krzyżu. Krzyż jest punktem początkowym naszego zjednoczenia z Chrystusem. Na Krzyżu Bóg widzi nas w miejsce Chrystusa i widzi Chrystusa na naszym miejscu. Chodzi o to, że na Krzyżu, cała nasza grzeszność jest przypisana Chrystusowi, a cała Jego sprawiedliwość jest przypisana nam.

Jakże cudowne jest to dla nas, ale jak straszliwe dla Niego! Jednak jest to Boży Sposób, i Biblia mówi o tym, jako o identyfikacji:

Tego, który nie znał grzechu, za nas grzechem uczynił, abyśmy stali się sprawiedliwością Bożą” (2Kor. 5:21).

Biblia nigdy nie utożsamia nas z Jezusem w Jego preegzystencji w Bogu ani w Jego narodzinach, ani nawet w Jego bezgrzesznym życiu na ziemi. Lecz w chwili, gdy Jezus poddał się Krzyżowi, utożsamił się z nami, biorąc nasze grzechy i przyjmują karę dokładnie tak, jakby On Sam zgrzeszył. W podobny sposób, gdy my poddajemy się temu Krzyżowi, Bóg utożsamia nas z Chrystusem, tak jakbyśmy byli bezgrzeszni. Jezus stał się naszą mądrością, sprawiedliwością, poświęceniem i odkupieniem (1Kor. 1:30). Pismo nie mówi, że On nam te rzeczy daje, lecz że On jest tym dla nas.

Czy Jezus został ukrzyżowany za Swoje grzechy? Nie, został ukrzyżowany z nasze grzechy. Czy teraz jesteśmy mądrzy, sprawiedliwi, poświęceni i odkupieni ponieważ cokolwiek uczyniliśmy? Nie. Bóg po prostu utożsamił nas z Chrystusem, tak jakbyśmy byli ukrzyżowani razem z Nim. On traci wszystko, my wszystko zyskujemy. To dlatego nasze zbawienie zaczyna się od pokuty i wiary w Chrystusa i Jego skończone dzieło na Krzyżu. Nie da się tego osiągnąć w inny sposób. Jak cudownego Pana mamy!

Być „w Chrystusie”

Możesz się dziwić jak to zjednoczenie z Jezusem się odbywa. Nie potrafię na to odpowiedzieć, lecz uważam, że tak jest, ponieważ Bóg mówi, że tak jest. Bóg umieścił nas w Chrystusie. Naprawdę nie rozumiem tego, jak to zrobił, lecz wiem, że to zrobił i dziękuję za to Bogu. Biblia stwierdza, że „dzięki niemu (Bogu) jesteście w Chrystusie Jezusie” (1Kor. 1:30). Uczniowie Jezusa są jedno z Chrystusem, ponieważ Bóg nas tam umieścił. Jesteśmy w Chrystusie i Chrystus jest w nas. Możemy nie rozumieć tego, jak to się dzieje, lecz tak jest. Jesteśmy duchowo zjednoczeni z Chrystusem. Ta jedność, unia, partnerstwo i społeczność z Nim jest podstawą naszego duchowego życia i naszej drogi z Bogiem.

Pasażerowie linii lotniczych muszą ufać samolotowi, jeśli chcą dokądkolwiek polecieć. Wchodzą do odrzutowca i gdy już się tam znajdą, ich przeznaczenie (dobre czy złe) jest związane z tym samolotem. Jeśli samolot wznosi się na 1000m to pasażerowie również, jeśli samolot rozbija się, pasażerowie razem z nim. Gdy samolot dociera do celu pasażerowie są tam w tej samej chwili. Czy może się tak zdarzyć, że samolot doleci do Seattle, a pasażerowie z jego pokładu do Dallas? Albo czy to możliwe, aby część podróżnych jednego samolotu dotarła do Miami, a część do Denver? Oczywiście, że nie. Czy da się tak zrobić, aby samolot przybył na miejsce o godzinę, minutę czy choćby tylko jedną sekundę wcześniej czy później niż pasażerowie? W żaden sposób. Wszyscy podróżni, znajdujący się na pokładzie samolotu docierają tam gdzie dociera samolot i w tej samej chwili. W podobny sposób, gdy Bóg umieścił nas w Chrystusie, na zawsze połączył nas ze śmiercią, zmartwychwstaniem i wstąpieniem do nieba Chrystusa, oraz jako istoty posadzone w okręgach niebieskich. Tak więc, Bóg uważa nas za ukrzyżowanych, martwych, wzbudzonych z martwych i zabranych do nieba oraz zasiadających tam. Nie może być inaczej. Tak długo, dopóki trwamy w Nim (Jn 15:5) nasze przeznaczenia są połączone.

Wsadziłem kiedyś 20 dolarowy banknot do jakiejś książki, po czym książka gdzieś się zawieruszyła. Co stało się z banknotem? Zginął również, gdy zginęła książka. Banknot i książka były ze sobą związane, ponieważ umieściłem jedno wewnątrz drugiego. Aby znaleźć banknot musiałbym znaleźć książkę. Gdy już znalazłem książkę, znalazłem również te pieniądze. W podobny sposób Bóg umieścił nas w Chrystusie. Gdy Chrystus został ukrzyżowany, również my zostaliśmy ukrzyżowani, gdy Chrystus powstał z martwych to samo stało się z nami. Dwoje stało się jednym i to, co jest prawdą o Nim, jest również prawdą o tych, którzy są w Nim.

A teraz, posłuchajcie mnie uważnie. Zanim mój ojciec ożenił się z moją mamą i poczęli mnie, miał kilka poważnych wypadków samochodowych. Zapytasz: czy przeżył je? Wiesz o tym bardzo dobrze, ponieważ żyję i osobiście piszę te słowa, lecz gdyby mój tato zginął w wieku 16 lat, zginąłbym razem z nim, ponieważ byłem jeszcze wtedy w moim ojcu. Jego śmierć byłaby moją śmiercią; a nie tylko moją, lecz również śmiercią moich dzieci, ich dzieci i tak dalej. Wszyscy razem zginęlibyśmy w nim, nigdy nie mogąc przeżyć życia. Lecz jego życie, przetrwanie i zwycięstwo nad konsekwencjami tych wypadków było również moim życiem, przetrwaniem i zwycięstwem, moich dzieci i ich dzieci i tak dalej.

Mówiąc duchowo jest to coś podobnego do tego, co Bóg uczynił umieszczając nas w Chrystusie. Chrystus został ukrzyżowany, zmarł, powstał do życia, wstąpił do nieba i zasiadł na tronie; a ponieważ byliśmy w Nim, gdy to wszystko działo się, Bóg uważa, że stało się to samo również z nami. My, którzy jesteśmy Jego dziećmi mamy udział w samym życiu Chrystusa i każdy z nas jest świadectwem zmartwychwstania i zwycięstwa Chrystusa. Gdy Bóg wzbudził Go z martwych, wzbudził również nas z martwych.

Kluczem do tego wszystkiego jest zobaczenie siebie w taki sam sposób, w jaki widzi nas Bóg. Musimy widzieć, że Bóg uczynił nas jedno z Chrystusem; tylko wtedy możemy powiedzieć wraz z Pawłem: „Jestem ukrzyżowany z Chrystusem” i przeżywać realność tego faktu. Gdy już to zobaczymy, bardzo łatwo będzie dostrzec, że my, którzy zostaliśmy ukrzyżowani z Chrystusem, byliśmy martwi, pogrzebani, wzbudzeni z martwych i zostaliśmy posadzeni wraz z Nim. Niesamowite korzyści przypadają tym, których Bóg uczynił jedno z Chrystusem, ponieważ gdy zostaliśmy zjednoczeni z Nim, to nasza duchowa historia staje się powiązana z Nim. Jesteśmy „ubłogosławieni wszelkim duchowym błogosławieństwem … w Chrystusie” (Ef. 1:3). W sobie samych? Przenigdy? Wyłącznie w Nim!

сайт

Życie Chrystusa w nas

Życie Chrystusa w nas Chip Brogden

20 listopada 2009
Tak często robię coś, myśląc że jest to Dobre, myśląc, że to rzeczywiście jest Duchowe, Święte i Czyste, lecz efektem jest Śmierć. Jest to Śmierć, ponieważ to „ja” robię. Latami w ten sposób wykonywałem służbę, byłem bardzo zajęty robiąc różne rzeczy dla Boga i oczywiście myślałem, że byłem dobrą, duchową osobą. Jednak za każdym razem, gdy „ja” coś robię, z dala od Jezusa, jestem w ciele. Nie do nas należy ocenianie co jest naprawdę dobre. Gdy nie mam pewności siebie (przekonania w ciele), porzucam wyobrażenie, że mogę być sędzią w tych sprawach.

Służba była całym moim życiem, chodzi mi o moje pastorowanie, nauczanie i tak dalej. Nawet po opuszczeniu Zorganizowanej Religii, służba była dla mnie bałwanem. Cóż może być bardziej duchowego niż służba? Co może być bardziej „dobrego” niż bycie w służbie? Niemniej, w ciągu lat Pan pokazał mi jak On ocenia rzecz, nie według naszych standardów dobra i zła, lecz zgodnie z Jego standardami Życia i Śmierci.

To, co Jezus zaczyna Osobiście i do czego mnie uzdalnia jest żywe i wydaje owoce. To, co ma swoje pochodzenie we mnie i jest wykonane przy pomocy mojej własnej siły jest Śmiercią. Gałązka nie może wydawać owoców sama z siebie i zbawieni ludzi, głoszone kazania i budowane kościoły bez Życia Pańskiego są po prostu martwą działalnością wykonywaną przez martwe gałęzie (winorośle).

Przestań pytać o to, co jest dobre, a co złe, zacznij pytać tak: „Czy to jest żywe, czy martwe? Jak Duch Jezus na to reaguje? Czy czuję w tym życie, czy czuję śmierć?” To jest klucz. Jeśli idziemy za Życiem Pańskim, będziemy robić właściwe rzeczy we właściwym czasie. Nie będziemy zastanawiać się nad tym, co „jest właściwe”, i nie będziemy martwić się o to, co jest „złe”.

Ciągle nie możesz tego złapać? To wyobraź sobie, jeśli chcesz, osobę, która umiera i staje przed Panem, gdzie zaczyna wymieniać wszelkie dobre uczynki, które w życiu zrobił. Czy to mu pomoże? Czy Bóg sprawdzi w Księdze Dobra i Zła, podsumuje te wszystkie uczynki, zważy je i zdecyduje o przeznaczeniu tej osoby? Nie. W Księdze Objawienia widzimy, że Bóg nie sądzi martwych według Księgi Doba i Zła, lecz zgodnie z Księgą Życia.

Widzisz, pytaniem nie jest Dobre czy Złe, lecz Żywe czy Martwe? Myślę, że będzie pomocne, gdy zastosujesz to teraz do swego duchowego życia tutaj na ziemi. Jeśli zaczniesz polegać jeśli chodzi o rozeznanie na Panu, zaczniesz patrzyć na sprawy tak, jak On je widzi a On zacznie ci pokazywać w jaki sposób ocenia nasze działania. Nie robi tego zgodnie z naszym ograniczonym zrozumieniem tego co dobre i złe, lecz zgodnie z istotą Życia.

Jezus mówi, że jest Drogą, Prawdą i Życiem. Drogą jest Chrystus – znaczy to, że rezygnujesz z własnych dróg i chwytasz się Jezusa, jako DROGI. ON jest Drogą, Wąską Ścieżką. Gdy podążamy tą Drogą -gdy przebywamy w Nim -w końcu dochodzisz do Prawdy. Ta Droga prowadzi do Prawdy a Jezus jest Prawdą. Ta Prawda to nie zestaw informacji o Jezusie; Sam Jezus jest Prawdą. Prawda to nie zestaw nauczań czy teologicznych książek; Prawda jest Osobą. To dlatego Prawda prowadzi do Życia. Prawda musi być dla nas żywa, prawda musi stać się Osobista, musi przyodziać Osobowość. Prawda jest spersonifikowana w Jezusie. Droga prowadzi nas do Prawdy, a Prawda prowadzi nas do Życia. Jeśli Prawda staje się zwykłą „rzeczą”, bazą danych poznania, to jest to coś martwego. Droga prowadzi do Prawdy, a Prawda prowadzi do Życia, Życie zaś wydaje obfity owoc, ponieważ ono jest obfite.

Krzew Winorośli jest żywy, winorośle wyrastają z Wina. Tak więc, dopóki Winorośle trwają w Winie, owocują. To samo co dzieje się w naturalnej rzeczywistości, funkcjonuje w duchowej. Jakże mogło by być inaczej? To samo Życie, które przepływa przez Wino przepływa przez Winorośle. Powtórzmy: jakże mogło by być inaczej? Winorośl nie ma nic wspólnego z „tworzeniem” własnego życia; winorośl po prostu polega na Winie, które ją żywi. Jak więc Winorośl wydaje owoce? Nie dzieje się to przez wysiłki, uczynki, nadzieję, nawet nie przez modlitwę! „Panie, modlę się o to, abyś sprawił, abym wydawał owoce”. Pan powie: „Ja jestem Prawdziwym Krzewem Winnym. Trwaj we Mnie, a będziesz wydawał owoc, a twój owoc będzie trwały”.

Jak więc trwam w Chrystusie? Pan daje ci jedność z Chrystusem od chwili nowego narodzenia. „Z Boga, jesteście w Chrystusie Jezusie” (1Kor. 1:30a). Ta jedność z Jezusem nie jest nagrodą za dobre życie prze wiele lat. Gdy stałeś się uczniem Jezusa i zaufałeś Mu co do zbawienia, wszedłeś do Ukrytego Miejsca Najwyższego i teraz mieszkasz a cieniu Wszechmogącego (p. Ps. 91). Chrystus jest twoją Twierdzą, miejscem ucieczki, ukryciem. Jesteś błogosławiony każdym duchowym błogosławieństwem, jesteś wybrany w Nim, jesteś zaakceptowany w Umiłowanym (p. Ef. 1).

Teraz po prostu bądź tu gdzie jesteś, w Chrystusie. Będziesz popełniał błędy, w szczególności na początku. Będzie polegał na Życiu Własnym dopóki nie nauczysz się polegać na Życiu Chrystusa. Nauczysz się. Potrzeba na to czasu. Nie musisz zaczynać od początku za każdym razem, gdy się pomylisz, po prostu zaczynaj od miejsca, w którym pobłądziłeś. Po jakimś czasie zaczniesz rozumieć, że „we mnie, to jest w ciele moim, nie mieszka nic dobrego” (Rzm. 7:18). Stracisz przekonanie do siebie, a zaczniesz mieć coraz więcej ufności w Panu. Zaczniesz ufać Życiu Pana. „Nie rozumiem tego, nawet nie podoba mi się to, lecz tak prowadzi mnie Życie i nie mogę być nieposłuszny Życiu, ponieważ za każdym razem, gdy to zrobię, zawsze wynikiem jest Śmierć”. Uczysz się tego, Piotr się nauczył; Jakub, Jan Paweł nauczyli się, ty również nauczysz się tego.

Jak to wygląda, gdy zaczynasz tracić przekonanie co do siebie samego, a zaczynasz coraz bardziej polegać na Panu? Przede wszystkim nie staniesz się tak pyszny, jak byłeś wcześniej. Będziesz kroczył trochę bardziej miękko, będziesz bardziej łagodny i nie będziesz się pojawiał jako samochwała czy ten, który wszystko wie. To cą cudowne korzyści z trwania w Chrystusie. Jeśli jestem zależny od Niego we wszystkim to z pewnością nie mogę się chlubić niczym w sobie!

Co jeszcze? Jak to wypłynie na moją modlitwę, jeśli tracę zaufanie do siebie i polegam więcej na Życiu Pana? Czy myślisz, że będę się modlił więcej, czy mniej? Samowystarczalni, ci, którzy ufają swemu ciału, modlą się niewiele o ile w ogóle. Po co się modlić? Mogę zrobić to sam. Nie potrzebuję Boga. Tylko wtedy, gdy sprawy wymykają się spod kontroli, poza moje możliwości, włam do Boga. Modlitwa jest ostatnią deską ratunku cielesnego człowieka, lecz dla duchowego człowieka modlitwa jest pierwszą ucieczką. Modlitwa jest jak oddychanie. Duchowy człowiek modli się cały czas. Czy stale jest na kolanach, szepcząc? Nie. Modlitwa staje się stałą rozmową z Bogiem, czasami wypowiadaną, czasami nie. Nie modlisz się dlatego, że jest czas na codzienną modlitwę, czy dlatego, że masz jakiegoś rodzaju poważne problemy. Modlisz się, ponieważ twoje Życie zależy od tego- twoje duchowe życie. Ono wytryskuje i wypływa, jest to komunia i społeczność, nie jest wymuszone ani nie jest ukartowane. Jest spontaniczne, naturalne, wypływa swobodnie, choć może nie być nawet wyrażane na zewnątrz. Jest to stan wewnętrzny, nikt tego nie widzi. Jesteś w Ukrytym Miejscu (Pod Skrzydłami -przyp.tłum.) Najwyższego.

—————————————————————————-

This article is based on an audio series titled Abide In Me: The Way of Spiritual Abundance.продвижение