Samotność – ludzka katastrofa
Barbara Kay
12.08.2019
Fala upałów zabija, lecz wybiórczo. Jeśli jesteś w miarę młodym, zdrowym człowiekiem i masz dostęp do jeziora czy klimatyzacji to upał jest w najgorszym wypadku irytujący. Na ryzyko są narażeni unieruchomieni seniorzy, którzy mieszkają samotnie nie mając klimatyzacji.
W sierpniu 2003
śmiertelna fala upałów zalała całą Europę powodując śmierć
około 35 000 ludzi, z których większość pasowała do powyższego
profilu. Nieproporcjonalnie dużo tych zgonów miało miejsce we
Francji, 14 000, zmuszając do przeprowadzenia dochodzenia, które
ujawniło niewygodny fakt, że kluczowym czynnikiem nie było
materialne ubóstwo, lecz czynnik społeczny. Wynikał on z pewnej
formy ubóstwa socjalnego: ofiary nie miały nikogo, kto
zatroszczyłby się o nie na tyle, aby sprawdzić, co się z nimi
dzieje i ulżył ich udręce.
Co gorsza, w
pewien sposób, faktem było, że wiele z tych ofiar miało dorosłe
dzieci, którym tradycyjny sierpniowy urlop na wybrzeżu nie
przeszkodził w przyjęciu odpowiedzialności za zaspokojenie potrzeb
swoich rodziców (niektórzy nawet zażyczyli sobie, aby pogrzeby ich
rodziców zostały odłożone na termin po ich powrocie).
Wspomnienie o tych rozpaczliwie smutnych relacjach (które zrobiły na mnie ogromne wrażenie w tym czasie i o których myślę za każdym razem, gdy ponownie uderza fala upałów) znajduje się w książce konserwatywnej obserwatorki kultury, Mary Eberstadt: „Primal Screams: How the sexual revolution created identity politics”. (Pierwotny krzyk: Jak seksualna rewolucja stworzyła politykę tożsamości”.
(Może cię dziwić
co ma wspólnego polityczna tożsamość i rewolucja seksualna z
falami upałów we Francji, lecz zaufaj mi, związek jest
przedstawiony. Jest to rozdział, w którym to zdarzenie z falą
upałów prezentuje obawy dotyczące epidemii samotności, która
dotyka ogromne obszary populacji w krajach na całym świecie.
Seksualna rewolucja wywołała coś, co autorka nazywa „Wielkim Rozproszeniem” – rozbicie rodziny jako filaru społeczeństwa. Pisze: „ludzkie zwierzę zostało wybrane do rodzinnej socjalizacji, która dla wielu ludzi już nie istnieje”.
Kiedyś za wielką tragedię uważano, gdy czyjaś rodzina rozpadała się. Teraz, wielokrotna „seryjna monogamia” (…) i rozwody jeden lub więcej uważane są za normę. Kiedyś było czymś niezwykłym, aby pary małżeńskie decydowały się na życie bez dzieci. Teraz bezdzietność jest powszechna, a nawet tam, gdzie są dzieci, jest ich mniej niż kiedyś było. Bardzo wiele dzieci nie ma rodzeństwa. Dawniej życiowe kawalerstwo czy ‘staropanieństwo’ były rzadkością, ale już tak nie jest. Zgodnie z informacjami Eberstadt, „badania nad samotnością” należą do najgorętszych kierunków socjologii.
Podany przez nią
przykład francuskiej fali upałów może wywołać dreszcze. W
Japonii co roku, gdzie rozprzestrzenia się celowa bezdzietność,
około 4 000 starszych Japończyków umiera tak, że nikt o tym nie
wie, dopóki smród rozkładających się zwłok nie zaalarmuje
sąsiadów. W tym kraju upada zawód położnej, a pojawił się nowy
rodzaj przemysłu: firmy sprzątające pomieszczenia po osamotnionych
zmarłych.
Firmy
ubezpieczeniowe mają oferty dla właścicieli lokali na wypadek,
gdyby „samotna śmierć” zdarzyła się w ich budynku. W
opublikowanym przez „Der Spiegel” artykule pt.: „Miliony
samotnych”, Niemieckie Centrum Gerontologii informuje, że jeden na
czterech Niemców po 70- tce jest odwiedzany przez rodzinę rzadziej
niż raz na miesiąc, a niemal co dziesiąty w ogóle.
Przeprowadzone przez Cigna w 2018 roku badania pokazały, że niemal połowa Amerykanów czuje się „czasami bądź zawsze” samotnie, a Pokolenie Z – obecnie w wieku 18-22 lat – jest najbardziej samotne ze wszystkich pokoleń.
Samotność jest
sama w sobie smutna, lecz ma konsekwencje dla zdrowia. Eberstadt
cytuje badania wskazujące na związek samotności z objadaniem się,
wyższym poziomem stresu, stanem układu krążenia i dysfunkcji
systemu immunologicznego.
Moja rodzina nie
stała się częścią Wielkiego Rozproszenia. Jestem z pokolenia, w
którym małżeństwo i rodzina były przyjętymi założeniami.
Nienaruszone rodziny były normą. Każdy miał nie tylko oboje
rodziców, dzięki czemu czuł się bezpiecznie, miał też
rodzeństwo jak i wielu kuzynów, wujków i ciotek, których obecność
na ślubach bar micwach, świętach rodzinnych i innych rytualnych
okolicznościach traktowaliśmy jako oczywistość.
Rodzice umierali
otoczeni rodziną. Niemal nikt z mojej wielkiej rodziny nie
wyprowadził się z Toronto (ja jestem tu anomalią). Nigdy nie
poznałam tego, co rzeczywiście znaczy samotność, ponieważ nigdy
jej nie doświadczyłam.
I to wszystko było
dla mnie oczywiste. Należę do tych ludzi, którzy wspominają
dorastanie w wielopoziomowym domu w podmiejskiej dzielnicy, a
wracając do nich, odkrywam, że tak naprawdę była to imponująca
posesja. Czytając zaś tą książkę zdaje sobie ponownie sprawę z
tego, że udało mi się uniknąć socjologicznej kuli.
Egerstadt nie jest
optymistką: komentuje tą epidemię samotności: „Katastrofa
samotności wśród wielu współczesnych społeczności dotykająca
najbardziej wartościowych jej członków jest właśnie tym:
katastrofą, a to tylko początek”