Codzienne rozważania_27.02.2017

3J 11
UMIŁOWANY! NIE NAŚLADUJ TEGO, CO ZŁE, ALE TO, CO DOBRE. KTO CZYNI DOBRZE, Z BOGA JEST, KTO CZYNI ŹLE, NIE WIDZIAŁ BOGA.

Werset ten w sposób typowy dla Jana stawia wyraźną antytezę pomiędzy dobrem, a złem. Słowo naśladować mówi o tym, w jaki sposób postawa innych może wpłynąć na naszą własną oraz jak szybko może przeniknąć do całej społeczności. Jeśli Diotrefes jest przykładem tego co złe, wówczas Demetriusz w wersecie 1 jest przykładem tego co dobre. Jest to typowe dla Jana, że łączy dobro i zło z osobistą relacją człowieka z Bogiem bądź jej brakiem. To, co nazywamy dobrem moralnym, harmonizuje z Bożą wolą, a zło moralne przeciwstawia się jej. Ten, który jest z Boga, narodził się z Niego i ma życie wieczne, które jest mocą Bożą w odkupionej ludzkiej osobowości. Dobre życie może być jedynie efektem działania w nas Bożego życia. Tego nie można podrobić. Człowiek, który trwa w złem, niezależnie od tego, co twierdzi na temat swego chrześcijańskiego doświadczenia i poznania Boga, brakiem podobieństwa do Chrystusa w swym charakterze będzie pokazywał, że nie widział Boga. Jan zachęca Gajusa, by naśladował dobre wzorce, ponieważ właściwym stylem życia może najlepiej dowieść prawdziwości swego chrześcijańskiego wyznania. Co ma na myśli Jan, kiedy mówi, że ktoś „widział Boga”? Z pewnością nie nawiązuje do jakiejś mistycznej wizji Boga w stanie wyższej świadomości czy też duchowej wrażliwości. Odpowiedzi dostarcza Ewangelia. Gdy Filip prosił Jezusa, by pokazał uczniom Ojca, otrzymał odpowiedź: „Tak długo jestem z wami i nie poznałeś mnie, Filipie? Kto mnie widział Ojca” (Jan 14:9). Jeśli ktoś pragnie ujrzeć Boga, poznać Go takim jakim On jest, wizerunek Boga może odnaleźć w Jezusie. Sam Jezus jest jedynym sposobem kontaktu z Bogiem. Tak więc Boga widzimy w Jezusie – żyjącym Słowie, a objawionym nam w Słowie spisanym – Biblii. Ci, którzy czynią zło, nie dostrzegli jeszcze, kim jest Bóg ani też nie poznali prawdy Pisma. Kiedy jednak nasze duchowe oczy otwierają się, Bóg nawiązuje z nami zbawczą relację przez Jezusa i przez Słowo.
Pozdrawiam i życzę błogosławionego dnia.

Codzienne rozważania_26.02.2017

3J 10
DLATEGO, JEŚLI PRZYJDĘ, PRZYPOMNĘ UCZYNKI JEGO, ŻE ZŁOŚLIWYMI SŁOWY NAS OBMAWIA I NIE ZADOWALAJĄC SIĘ TYM, NIE TYLKO SAM NIE PRZYJMUJE BRACI, LECZ NAWET ZABRANIA TO CZYNIĆ TYM, KTÓRZY CHCĄ ICH PRZYJĄĆ, I USUWA ICH ZE ZBORU.

Werset ten pokazuje wyraźnie, że Jan oraz jego zwolennicy nie chcieli pokoju za wszelką cenę. Planuje wkrótce odwiedzić zbór, a gdy tam przybędzie, rozwiąże ten problem tak, aby sprawiedliwości stało się zadość. Ambicje Diotrefesa przejawiające się w jego postępowaniu Jan tak komentuje: złośliwymi słowy nas obmawia. Jego oskarżenia były bezpodstawne. To jest charakterystyczne dla wszystkich pieniaczy, którym zależy jedynie na tym, by oczerniać swych oponentów na wszelkie możliwe sposoby i przez to podnieść własny autorytet. Diotrefes miał złe serce. Odwrócił się zarówno od prawdy jak i od chrześcijańskiej miłości. Zrezygnował z najbardziej podstawowej chrześcijańskiej cnoty gościnności (sam nie przyjmując braci) wobec tych wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób byli powiązani z Janem i zabraniał innym członkom zboru przyjmować takich ludzi a kto się temu sprzeciwiał narażał się na wykluczenia ze społeczności. W liście nie ma nic na temat tego, jakoby Diotrefes przyjmował fałszywych nauczycieli czy też sam podążał za fałszywymi naukami. W dziejach Kościoła Diotrefes miał wielu naśladowców. Niestety, takich jak on możemy spotkać i dzisiaj. Zbyt wiele społeczności już było i jest nadal rządzonych ręką dyktatorów, abyśmy mieli uważać to smutne zjawisko za coś nadzwyczajnego. Przedstawiony przez Jana wizerunek Diotrefesa, dominującego w społeczności nad wszystkimi, jest niezwykle przygnębiający. To człowiek niszczący jedność, popisujący się autorytetem, ustanawiający swe własne zasady mające chronić jego pozycję, rozpowszechniający kłamstwa o ludziach prawych, których traktował jako swych wrogów, odsuwając chrześcijan od społeczności jedynie na podstawie podejrzenia, że kontaktowali się z ludźmi Jana. Tak się dzieje, gdy ktoś, chcąc być na pierwszym miejscu, posługuje się zborem w celu zaspokojenia własnych pragnień i ambicji. Tylko jedna osoba może mieć pierwszeństwo w Kościele. To sam Pan Jezus Chrystus – Głowa Kościoła. W życiu każdego prawdziwie szczerego chrześcijańskiego przywódcy uwidacznia się pragnienie Jan Chrzciciela: „On (Jezus) musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym” (Jan 3:30). Diotrefes nie miał o tym pojęcia, nie wiedział tez, co znaczy być ukrzyżowanym z Chrystusem, dlatego jego życie było karykaturą życia chrześcijańskiego. Uważał się za chrześcijańskiego przywódcę i jednocześnie przeczył temu własnymi słowami i czynami. Uzurpował sobie miejsce Chrystusa jako Pana w Kościele, by dać pożywkę własnym ambicjom. Niech to będzie ostrzeżeniem dla wszystkich potencjalnych Diotrefesów, ukrywających się w nas samych: „Tych spotka szczególnie surowy wyrok” (Mk 12:38-40). Gdy zaczynamy służyć samym sobie, a nie Chrystusowi, bądź też wykorzystujemy naszych współbraci dla naszych własnych egoistycznych celów, albo zaczynamy się troszczyć o swój własny status w Kościele, bądźmy pewni, że cierpimy na syndrom Diotrefesa. Podejmijmy zdecydowane kroki, by wykorzenić taką postawę. Postępowanie podobne do Diotrefesa nie wyraża wierności ani prawdzie, ani też współbraciom.
Pozdrawiam i życzę błogosławionego dnia.

Jak czytali Biblię starożytni

zdjęcie profilowe użytkownika Richard Murray

Richard Murray
Jeśli rzeczywiście chcemy lepiej rozumieć jak pisali pisarze Biblii to najpierw powinniśmy starać się zrozumieć to, jak oni czytali.

Sposób czytania w starożytności był znacznie bardziej płynny niż mamy z tym do czynienia współcześnie. Sporą część współczesnej praktyki egzegetycznej stanowią sztywne strukturalne reguły, podczas gdy u starożytnych sposoby czytania były bliższe czytaniu post-strukturalnemu, w którym tekst był widziany jako „otwarty” i jako zagadnienie, które miało ewoluować i zmieniać czytanie.

Starożytni żydowscy uczeni z czasów Pana Jezusa korzystali w wielowymiarowej hermeneutyki, która później stała się znana jako ‘Pardes” (późny hebrajski biblijny wyraz zapożyczony z perskiego języka, oznaczający: „ogród, ogród owocowy”). Pardes opisuje dynamikę dzięki której czytelnik mógł pełnoprawnie interpretować teksty Starego Testamentu na czerech różnych poziomach:

1) „Peszat” („proste” znaczenie) to poziom, które oznacza czytanie Pisma w jego „prostym znaczeniu” bądź „kontekstowym sensie”. Można to porównać do tego, co współcześnie nazywamy historyczno-gramatycznym znaczeniem.

2) „Remez” („sugerowane” znaczenie) to drugi poziom. Zasadniczo jest to coś, co obecnie nazywamy czytaniem alegorycznym. Opiera się na założeniu, że teksty biblijny często mówi WIĘCEJ niż to, co otrzymujemy literalnie, bądź CO INNEGO, niż mówi tekst literalny. Wszystkie typy, cienie, symbole i metafory są tutaj zebrane.
3) „Drasz” („szukanie” znaczenia) to poziom trzeci, który obejmuje osobisty wgląd czytelnika, dzięki któremu może on reagować na tekst subiektywnie, a następnie dodawać znaczenia, osobiste propozycje oraz interpretacje do tekstu. Dziś nazywamy to egzegezą. Skupiamy się NIE na historycznej prawdzie tekstu, na oryginalnym gramatycznym znaczeniu, ANI nie na alegorycznych podtekstach, lecz raczej na subiektywnym odkrywaniu prawdy i kierunku na daną chwilę. Dlatego ten poziom uważany jest za homiletyczny, temat kazania modernizuje tekst Pisma, aby lepiej pasował do współczesnej wrażliwości. Pozwala to czytelnikowi „wypełniać luki” starożytnych pism przy pomocy swobodnej parafrazy, czy nawet poprawienie, aby tekst licował aktualną wrażliwością. Niektórzy żydowscy uczeni wierzą, że w ten sposób czytelnik przyjmuje to, co chce, bądź powinien tekst mówić, zamiast tego, co rzeczywiście mówi.

4) „Sod” („tajemne” znaczenie) to poziom czwarty. To tutaj leżą ukryte koincydencje i znaczenia Pisma, które oczekują na zrozumienie dzięki objawieniu i mistycznej ekstrapolacji. Może to obejmować, choć nie jest ograniczone do tego, zastępowanie liter alfabetu liczbami oraz etymologiczne znaczenie, co ma służyć odkrywaniu ezoterycznych tajemnic zatopionych przez Boga w tekście. *)
Continue reading

Codzienne rozważania_25.02.2017

3J 9
NAPISAŁEM DO ZBORU KRÓTKI LIST, LECZ DIOTREFES, KTÓRY LUBI ODGRYWAĆ WŚRÓD NICH KIEROWNICZĄ ROLĘ, NIE UZNAJE NAS.

Jan przechodzi do głównego punktu swego krótkiego wywodu, ujawnia Gajusowi nieszczere motywy antychrześcijańskiego zachowania Diotrefesa, który miał najwyraźniej duży wpływ na zbór. Jan mówi o tym, że już napisał do społeczności jeden list. To wskazuje na to, że Jan już wcześniej podjął jakąś próbę dotarcia do krnąbrnej społeczności, próbę której Diotrefes się przeciwstawił. W takich okolicznościach byłoby dziwne, gdyby ten list przetrwał. Trzeci list byłby kolejnym podejściem Jana mającym na celu przełamanie barier i nakłonienie członków społeczności do prostowania wykrzywionych dróg. Apostoł czyni to tym razem za pośrednictwem Gajusa. Diotrefes jest nazwany człowiekiem, który lubi odgrywać kierowniczą rolę, który lubi być na pierwszym miejscu. Przypuszczalnie chodzi tu o walkę między przywódcami lokalnej społeczności z jednej strony, a z drugiej – autorytetem z zewnątrz, czyli Janem – apostołem i starszym. Ekspansja Kościoła i śmierć apostołów wpłynęły w znacznym stopniu na zjawisko niejakiego rozluźnienia w zarządzaniu społecznościami. Czy Diotrefes był jednym z pierwszych biskupów lokalnych kierujących zborem, sprawujący zwierzchnictwo nad innymi starszymi? A może po prostu odrzucając autorytet starszych, walczył o niezależność lokalnego zboru? Na ten temat można snuć domysły bez końca. Natomiast jest pewne, że jego motywy były złe. Jeśli nawet chciał pełnej autonomii dla swej społeczności, to żądał tego nie ze względu na dobro Kościoła ale dla własnej chwały. Diotrefes za wszelką cenę chciał stać na czele a przerost ambicji doprowadził go do zerwania relacji z Janem. Odrzucił wiec autorytet Jana i nie przyjął go w społeczności.
Pozdrawiam i życzę deszczu błogosławieństw.

Nauczycielu, przyprowadziłem syna mego…

Richard Murray

Oto jeden z moich ulubionych fragmentów. W czasie czytania proszę zwrócić uwagę NIE na to, osaczony kłopotami choć odważny ojciec powiedział, lecz czego NIE POWIEDZIAŁ. Poświęćmy temu chwilę czasu.

Mk 9.
I przyszedłszy do uczniów, ujrzeli mnóstwo ludu wokół nich i uczonych w Piśmie, rozprawiających z nimi. I wnet wszystek lud, ujrzawszy go, zdumiał się, i przybiegłszy, witał go. I zapytał ich: O czym z nimi rozprawiacie? Wtedy odpowiedział mu jeden z ludu: Nauczycielu, przyprowadziłem do ciebie syna mego, który ma ducha niemego. A ten, gdziekolwiek go pochwyci, szarpie nim, a on pieni się i zgrzyta zębami i drętwieje; i mówiłem uczniom twoim, aby go wygnali, ale nie mogli” (14–18).

Czego ten ojciec NIE powiedział tutaj? „Ponieważ uczniowie Jezus nie mogli uzdrowić mojego syna, to musi nie być wolą Bożą. Wracam do domu”.

Co zaś powiedział? Podniósł głos i narzekał Jezusowi: „ mówiłem uczniom twoim, aby go wygnali, ale nie mogli”.

I przywiedli go do niego. A gdy go duch ujrzał, zaraz zaczął nim szarpać, a on upadłszy na ziemię, tarzał się z pianą na ustach. I zapytał ojca jego: Od jak dawna to się z nim dzieje? A on powiedział: Od dzieciństwa. (I często go rzucał nawet w ogień i wodę, żeby go zgubić; ale jeżeli coś możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam” (20–22).

Czego ojciec NIE powiedział tutaj? „Przez całe życie ofiarowałem modlitwy i ofiary za niego i nie został uzdrowiony. Musi nie być wolą Bożą, aby był uzdrowiony. Czemu Bóg milczał?”

Co natomiast powiedział: Nie zniechęcony cierpieniem syna i brakiem odpowiedzi na modlitwy, właśnie poprosił bezpośrednio Jezusa o miłosierdzie i pomoc: „ zlituj się nad nami i pomóż nam”.

Jezus rzekł do niego: Co się tyczy tego: Jeżeli coś możesz, to: Wszystko jest możliwe dla wierzącego. Zaraz zawołał ojciec chłopca: Wierzę, pomóż niedowiarstwu memu: A Jezus, widząc, że tłum się zbiega, zgromił ducha nieczystego i rzekł mu: Duchu niemy i głuchy! Nakazuję ci: Wyjdź z niego i już nigdy do niego nie wracaj. I krzyknął, i szarpnął nim gwałtownie, po czym wyszedł; a chłopiec wyglądał jak martwy, tak iż wielu mówiło, że umarł. A Jezus ujął go za rękę i podniósł go, a on powstał. I gdy wrócił do domu, uczniowie jego pytali go na osobności: Dlaczego to my nie mogliśmy go wygnać? I rzekł im: Ten rodzaj w żaden inny sposób wyjść nie może, jak tylko przez modlitwę” (23-29).

Czego znów ojciec NIE powiedział? „Co masz na myśli, Jezu? Mam wiarę w uzdrowienie syna od chwili, gdy został dotknięty chorobą jako dziecko. Czy insynuujesz, że nie próbowałem wiary? Dlaczego używasz słowa „JEŚLI”? Czy mówisz, że nie wyglądam na takiego, co ma wiarę? I po co mi w ogóle wiara? Przecież ty jesteś uzdrowicielem, a nie ja. Dlaczego moja wiara ma się liczyć? Nie możesz po prostu uzdrowić go?. W porządku, pomimo tego wszystkiego, zdecydowałem, że mój syn cierpi na chwałę Bożą i podczas gdy Bóg współczuje z naszym bólem, w naszym cierpieniu stale przeżywamy jego mistyczną i piękną miłość – nawet jego odmowa uzdrowienia jest piękna”.

Co powiedział? „WIERZĘ, POMÓŻ NIEDOWIARSTWU MEMU”.

Jakaż pokora, szczerość i nadzieja.
Continue reading

Codzienne rozważania_23.02.2017


3J 7-8
WYRUSZYLI ONI BOWIEM DLA IMIENIA JEGO, NIC NIE PRZYJMUJĄC OD POGAN.
MY WIEC POWINNIŚMY TAKICH GOŚCINNIE PODEJMOWAĆ, ABY PRZYCZYNIĆ SIĘ DO ROZPOWSZECHNIANIA PRAWDY.

Wyruszenie misjonarzy miało cel ewangelizacyjny. Zgodnie z Biblią czynienie uczniów oraz prowadzenie ich ku dojrzałości to rzeczy uzupełniające się, tak więc bez wątpienia ich zadania nauczycielskie musiały iść w parze z głoszeniem Ewangelii. Ewangelizacja połączona z nauczaniem była ostatecznie, jak pokazują to wyraźnie Dzieje Apostolskie, nowotestamentową normą. Podobnie jak Paweł, także ci ambasadorzy imienia Jezusa nie oczekiwali wsparcia finansowego od niechrześcijan, do których szli. Idąc za przykładem apostolskim, nie chcieli być kojarzeni z wędrownymi filozofami czy „duchowymi mistrzami”, którzy całkiem nieźle zarabiali na ludziach, chętnie korzystających z ich wiedzy i usług. „Darmo wzięliście, darmo dawajcie” taka była dewiza, którą głosił sam Jezus. Ta zasada zobowiązuje Kościół do wspierania misjonarzy. My więc powinniśmy takich gościnnie podejmować. Żeby Gajus nie traktował tego jako uciążliwego obowiązku, Jan przypomina mu, że przyczynić się do rozpowszechniania prawdy jest również przywilejem. Jeśli jednak misjonarze nie byli wspierani przez współbraci twierdzących, że wierzą w to samo – chrześcijan, których życie miało być przemienione przez Dobrą Nowinę – budziło to wystarczające wątpliwości, by podważyć głoszone przez nich poselstwo. Jakże zaufać takiemu nauczaniu, którego zwolennicy nie solidaryzują się ze swymi nauczycielami? Na każdym chrześcijaninie spoczywa odpowiedzialność działania na rzecz prawdy, a to, w jakim stopniu jesteśmy do takich działań przygotowani (niezależnie od kosztów), jest najbardziej wymiernym wskaźnikiem prawdziwej głębi naszej wiary. Jednym z najwymowniejszych przejawów radości chrześcijańskiego poświecenia jest praca zespołowa. Zasadniczą nowotestamentową motywacją do prowadzenia ewangelizacji jest nie tyle troska o zgubionych, ile raczej posłuszeństwo Jezusowi. Nie musimy czekać na specjalne powołanie, by zaangażować się w dzieło głoszenia Chrystusa, gdyż nakaz misyjny „Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem” jest nieodwołalny „po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28:19-20). Powodem podjęcia misji i ostateczna jej motywacją jest posłuszeństwo autorytetowi Jezusa, a nie jedynie reakcja na potrzeby świata. Paweł mówi: „Nie siebie samych głosimy, lecz Chrystusa Jezusa, że jest Panem, o sobie zaś, żeśmy sługami waszymi dla Jezusa” (2 Kor 4:5). Stając wobec potrzeb ginącego świata, służymy przede wszystkim Panu Jezusowi (1 Kor 15:58).
Pozdrawiam i życzę błogosławionego dnia.