John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Wiele lat temu pewien mężczyzna przysłał mi e-mail, w którym napisał, że był zszokowany uświadomiwszy sobie, że znał Słowo Boże, ale nie znał Jezusa. Wiedział o Nim wszystko, ale Go nie poznał.
Inna kobieta również przysłała mi taki sam e-mail. Miała góry notatek z wykładów najlepszych nauczycieli Biblii na świecie, wpisy w dziennikach, notatki na marginesach swojej Biblii: znała Słowo, ale nie znała Osoby.
Podobnie jak ludzie opisani powyżej, kiedy mówimy o znajomości „Słowa Bożego”, mamy najczęściej na myśli jakieś rozdziały i wersety. Ale Nowy Testament, który nazywamy „Słowem Bożym”, powstał dopiero w 367 roku i został oficjalnie ogłoszony na soborach w 393 i 397 roku – około 300 lat po śmierci pierwszych apostołów.
Oznacza to, że autorzy Nowego Testamentu, mówiąc o „Bożym Słowie”, musieli mieć na myśli coś zupełnie innego. Dla nas oznacza to zapisany tekst a oni myśleli o Osobie, która jest żywym Słowem Boga Ojca.
Być może po części tłumaczy to, że gdy oni mieli jakiś problem, szukali Go (Osoby), a kiedy my mamy problem, szukamy rozwiązania na kartkach Biblii.
Innymi słowy, kiedy z czymś się zmagamy, szukamy zazwyczaj jakiegoś wersetu, który odnosi się do naszej sytuacji, abyśmy mogli „stanąć na” tym, co jest tam napisane. Kiedy zaś oni mieli problem, modlili się, aby usłyszeć bezpośrednio od Osoby Słowa, by mogli stanąć na tym, co nich mówi. Szukali osobistego objawienia, ponieważ Go znali; my szukamy odpowiedniego wersetu na stronie, myśląc, że jest to równoznaczne osobistemu objawieniu, jakby On sam do nas przemówił. Niestety, tak nie jest.
Continue reading