Category Archives: Autor

Autorzy artykułów

Podejście emocjonalne a podejście intelektualne – 1

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.

Podejście emocjonalne a podejście intelektualne – część 1

Pozwólcie mi zdefiniować, co mam na myśli mówiąc o „podejściu emocjonalnym”. Jest to proces w którym dana osoba uważa, że jej reakcja emocjonalna jest prawdziwa, niezależnie od dowodów przed nią leżących. Jest to proces, w którym formujemy myśl, opinię, pomysł lub przekonanie w oparciu o to, jak się właśnie czujemy. Oznacza to, że logika, dowody i fakty nie mają wpływu na to, jak osoba myśli, ponieważ ona wierzy w to, co czuje, a zatem myśli, że musi to być prawdą. Żadne argumenty, żadne dowody nie są w stanie zmienić jej zdania. Jeśli dowody przeczą temu, co czuje, nie akceptuje ich – celowo odrzuca logikę na korzyść swych odczuć.

Tak czujemy, więc jest to prawdą. Koniec. Kropka.
Osoba kierująca się emocjami odtrąca logikę i proces myślowy obejmujący analizę i wyciąganie wniosków na korzyść tego, jakie ma odczucia na temat drugiej osoby czy danej sytuacji. Kierowanie się odczuciami prowadzi do dysfunkcji, a czasem nawet do samo-destrukcji.

Pozwólcie, że będę szczery: Nigdy nie wzrośniesz duchowo bardziej ponad to, jaki jest poziom twego zdrowia emocjonalnego.

Pismo Święte wielokrotnie mówi nam, abyśmy kontrolowali nasze myśli, myśleli o dobrych rzeczach, wierzyli w najlepsze rzeczy a nawet więcej, jednakże chrześcijański świat pełen jest „emocjonalistów”. Mimo często wielu lat z Panem, są oni duchowymi dziećmi – tkwią w emocjonalnej stagnacji spowodowanej wydarzeniami w życiu.

Ich problemy nie wynikają z tego, co czują, ale z tego, co myślą. Wielu decyduje się pozostać w tej emocjonalnej dziurze, ponieważ zbyt często byli zranieni i po prostu nie mają w sobie chęci, aby zmierzyć się z tym, co czują. Niektórzy nigdy nie nauczyli się jak myśleć, jak poddawać swoje emocje Chrystusowi, Jego drogom, Jego myślom – nigdy nie nauczyli się wyższych dróg Pana.

To nasze myśli mają kontrolować nasze emocje a nie na odwrót. Paweł  nie powiedział, żebyś my kontrolowali to, jak myślimy, ale naszą wyobraźnię – tj. emocje.

Mała uwaga – oczywiście są sytuacje, gdy trzeba słuchać się własnych emocji, a najlepiej by było, gdyby emocje szły ręka w rękę z rozsądkiem. Np. gdy trafiasz do szpitalnej izby przyjęć, chcesz aby lekarze i pielęgniarki mieli uczucia, aby widzieli naglącą potrzebę ratowania cię, ale chcesz także, aby wiedzieli, co trzeba zrobić, aby uratować twe życie.

Kilka przykładów

Przykłady obejmują niezdolność lub niechęć do podejmowania decyzji:
Pozwólcie, że będę szczery: Nigdy nie wzrośniesz duchowo bardziej ponad to, jaki jest poziom twego zdrowia emocjonalnego.Osoba może borykać się z poważnymi trudnościami finansowymi, ale nie może zmusić się do wyjścia i poszukania pracy, ponieważ, prawdę mówiąc, bardziej lubi zajmować się Facebookiem lub innymi mediami społecznościowymi. To, co nasi dziadkowie nazywali lenistwem, my nazywamy duchowym problemem (lub jeszcze inaczej), nie patrząc na fakty – że po prostu tej osobie się nie chce.

 „Jestem przygnębiony, dlatego też moje małżeństwo się sypie”. Taka osoba czuje się całkiem bezpiecznie w swej depresji, stawiając ją ponad swym małżeństwem, zamiast to poszukać pomocy specjalisty i zawalczyć z przeciwnościami. Jej uczucia sprawiają, że zastanawia się, czy warto zapłacić cenę, aby uratować swe małżeństwo. Emocje uniemożliwiają jej zrobienie trudnej rzeczy, która pomogłaby odmienić i uratować jej związek. Woli pozostać z tym, co czuje, ponieważ jest to bezpieczne, zna to i nie ponosi wielkiego ryzyka, że się nie uda. Faktycznie, jej życie to porażka, ale ona tego nie dostrzega.

Jeśli kiedykolwiek ktoś wyrzucił cię ze znajomych na Facebooku, to może to być przykład takiego „emocjonalisty”.  Może jakoś nacisnąłeś mu na odcisk i za chwilę stwierdzasz, że już nie jesteście „znajomym”…  To samo dzieje się również w prawdziwym życiu – możecie spierać się z przyjacielem, gdzie starasz się przedstawić logiczne argumenty, lecz spotykają się one z jego emocjami, które nie nic wspólnego z logiką i nagle przyjaźń się kończy.

Ktoś podekscytowany osobistym proroctwem otrzymanym od tak zwanego „proroka”, który powiedział mu, że Pan posyła go do Chin, nagle pakuje się i w ciągu dwóch tygodniu jest już w Chinach. Zrobił tak, „ponieważ Bóg tak chciał”. Nie przemyślał  wszystkiego, odłożył na bok całą logikę, planowanie, potrzebne wsparcie i znalazł się w Hong Kongu. Miesiąc później kościół starał się kupić jej bilet powrotny do domu. Kierował się emocjami nazywając to wiarą. To nie była wiara, tylko jakieś przypuszczenie i głupota.

W prawdziwym życiu, czy też w mediach społecznościowych, możesz sprawdzić, czy osoba podchodzi do rozmowy emocjonalnie, obserwując, czy jej reakcja na daną sytuację nie jest przesadna, czy nie wyciąga na ciebie całego arsenału, gdy sytuacja w najmniejszym stopniu tego nie wymaga, czy gdy naciśniesz zbyt mocno, wybucha na ciebie lub zalewa łzami czy też szasta oskarżeniami.  Tak właśnie postępują osoby kierujące się odczuciami.

Innym znakiem kierowania się emocjami jest unikanie odpowiedzi na pytanie. Nie chcąc tłumaczyć swej pokrętnej logiki osoba taka mówi tylko o tym, jak się czuje, jak inni ją skrzywdzili itd. – taka zmyłka, aby nie być zmuszoną do udzielania odpowiedzi na niewygodne pytanie.

Czasami dana osoba, w czasie dyskusji, nie jest w stanie wystarczająco szybko przetworzyć swoich myśli i uczuć w temacie rozmowy, więc wybucha w emocjach, co kończy całą dyskusję.

„Nie czuję się zbawiony, dlatego nie jestem zbawiony (a Bóg jest na mnie zły)”. Osoba taka potrafi czytać i zna rozdział i werset mówiący, że jest zbawiona, ale wybiera poleganie na swych emocjach zamiast na Bożym Słowie.

Jak Jezus był w stanie oczyścić świątynię, poprzewracać stoły, ukręcić bicze a mimo to nie popełnił grzechu? W jaki sposób Paweł i Barnaba poróżnili się tak bardzo, że rozstali się tylko po to, aby pozostać przyjaciółmi, a po czasie dalej współpracowali? Jak Piotr musiał poradzić sobie z tym, że zaparł Jezusa, aby mógł stać się wielkim apostołem?

Wszystko to kolejnym razem.

Podejście… 2

John Fenn ++

Dlaczego mężczyźni zmagają się duchowo?

J. Lee Grady

W naszych kościołach mężczyźni cierpią i musimy to rozpoznać

Prowadziłem w zeszłym tygodniu trzydniowe rekolekcje dla 125 mężczyzn z Pittsburgha. Ci chłopcy przyjechali z ponad 10 stanów, a nawet z Kanady. Byli nastolatkowie, studenci, 20 latkowie, hipsterzy, Szkoci, młodzi ojcowie, biznesmeni i kilku emerytów, a etniczna mieszanina sięgała od Ugandyjczyków, przez Koreańczyków, Etiopczyków, Rosjan, Hiszpanów i Ghańczyków.

Pomimo naszej etnicznej różnorodności i skali wieku, wszyscy ci mężczyźni mieli bardzo podobne potrzeby duchowe. Po tym, gdy w piątek wieczorem 35 letni pastor Daren Duncan głosił pełen współczucia, lecz konfrontacyjnie przesłanie na temat pornografii, wyszli do przodu mężczyźni z każdej grupy, aby modlić się o uwolnienie ze wstydu za minione grzechy.

Wspaniale było widzieć jak niektórzy z nich, zarówno młodzi jak i starsi, otwarcie płakali, wyznając swoje błędy innym braciom w Chrystusie. Gdy to spotkanie skończyło się w sobotę po południu ci mężczyźni nie chcieli wychodzić, ponieważ znaleźli tak wiele pociechy wśród nowych przyjaciół.

To, co wydarzyło się w Pittsburghu musi być powtarzane w całym kraju, ponieważ jest kryzys wśród wierzących mężczyzn. Ich małżeństwa są chwiejne, rodziny oblężone, a sami mężczyźni zmagają się duchowo — a jednak rzadko mówią komukolwiek o tym, co się dzieje pod ich na cal grubą ochronną zbroją. Zbyt wielu chrześcijan, mężczyzn, jest zablokowanych, cierpi w milczeniu lub boi się przyznać, że cierpią.Po 10 latach prowadzenie tego typu spotkań dla mężczyzn, określiłem cztery główne powody , dlaczego mężczyźni w naszych kościołach cierpią.

1. Mamy rany pozostawione po ziemskich ojcach.
Samo słowo „ojciec” dotyka do żywego wielu chłopaków. Liczni mężczyźni cierpią na coś, co można by nazwać „ojcowskim bólem”. Mają oni głęboką próżnię w sercach, ponieważ ich ojcowie albo byli całkowicie nieobecni w ich życiu, gdy byli młodzi, albo emocjonalnie oddaleni, agresywni bądź uzależnieni. Jest to bardzo poważna przyczyna tego, że nie potrafią zrozumieć bezwarunkowej miłości Ojca.

2. Nie mamy pozytywnych, wspierających relacji.
Gdy byłem chłopcem wszyscy znali Marlboro Man, najbardziej rozpoznawalną ikonę amerykańskiej reklamy. Ten surowy cowboy zawsze siedział na koniu w scenerii Zachodu i zawsze palił papierosa. Ten obraz hardego chłopaka niósł w sobie podprogowe przesłanie mówiące, że prawdziwy mężczyzna jest zawsze sam.

Pokazywanie tej reklamy papierosów jest już całkowicie zakazane w mediach, lecz idea, że mężczyzna powinien być odizolowany jest nadal powszechnym przekonaniem. Faktem jest, że amerykańscy chłopcy roku 2019 są jeszcze bardziej odizolowani niż ci sprzed 50 lat z powodu technologii, pornografii i gier wideo. Jesteśmy świadkami epidemii samotności w naszej kulturze i jest to również oczywiste w kościele.

Dawid Smith, autor książki „The Friendless American Male” („Pozbawiony przyjaciół Amerykanin”), pisze o współczesnych wierzących mężczyznach: „rozbicie społecznego życia; presja korporacji, rozbicie rodziny zarówno bliższej jak i dalszej; pęd do sukcesu i stopień mobilności ogromnie wpłynęły na ilość bliskich przyjaźni, które uzyskujemy i utrzymujemy”.

3. Zmagamy się ze znalezieniem własnej tożsamości w światowym sukcesie.
Wielu mężczyzn ma dziś coś do udowodnienia. Są sfrustrowani i brak im poczucia bezpieczeństwa, ponieważ nie otrzymali aprobaty ze strony rodziców, a w szczególności ojców. Tak więc, są napędzani i zorientowani na działanie. Chrześcijanie, którzy są pod wpływem tego kierunku opierają swoją tożsamość na tym, co robią, a nie na tym, kim są.

Nastawienie na działanie prowadzi do wszelkiego rodzaju dysfunkcji. Niektórzy mężczyźni mają szalone harmonogramy pracy, co rozpala konkurencyjną atmosferę. Popycha mężczyzn do wspinania się po drabinie kariery, aby móc sobie kupić najnowsze zabawki. Mężczyźni często rozwijają w sobie taką tendencję, ponieważ nie byli w stanie przypodobać się swoim ojcom. Kończy się to tak, że kościół jest przepełniony umęczonymi nadmiernie ambitnymi mężczyznami, którzy goniąc bez względu na cenę za swym sukcesem, ranią innych, a w szczególności swoje własne rodziny.

4. Wolimy leczyć nasz emocjonalny ból.
Bóg stworzył nas dając nam emocjonalne ujście. Dał nam usta, abyśmy mogli szczerze porozmawiać o naszych zmaganiach. Dał nam łzy, abyśmy mogli płakać, gdy to konieczne. Dał nam uszy, abyśmy słuchali innych, gdy cierpią. Dał nam też ręce i dłonie, abyśmy byli w stanie uspakajać i obejmować siebie nawzajem, gdy zmagamy się z żalem czy tragedią.

Boga nie wolno obchodzić z daleka. Co się dzieje, jeśli nie korzystamy z tych danych przez Niego ujść? Kiedy mężczyzna zakopuje swoje problemy, niemal zawsze znajdzie sposób na leczenie swego bólu. Właśnie dlatego tak wielu mężczyzn, w tym chrześcijan, uzależnia się od alkoholu, nikotyny, pornografii, narkotyków i leków.

Czy są w twoim kościele cierpiący mężczyźni? Czy są sparaliżowani wstydem, samotnością, ukrytymi uzależnieniami i brakiem duchowej pasji? Nie jesteśmy w stanie budować zdrowych kościołów, jeśli nie będziemy mieli zdrowych mężczyzn. Niestety kościoły są obecnie źle wyposażone do zaspokajania wymienionych tu potrzeb.

Prośmy Pana, aby udzielił nowej łaski ku uzdrowieniu męskich serc.

Stan 25/26.09.2019

Stan Tyra

25 września
Aby Królestwo było Królestwem, a zatem przemieniającym doświadczeniem, musi wychodzić poza logikę i poza to samo, co już było. Uczniowie Jezusa, którzy osobiście słuchali kazań, wrócili do starego życia, jak było zawsze. Możemy zostać zachęceniu, rozpaleni czy nawet emocjonalnie podekscytowani, lecz nic się nie zmienia. Królestwo musi wywrócić to życie, jakie znamy, do góry nogami. Gdzie więc jest to Królestwo? U drzwi, u twoich drzwi. Jest właśnie tutaj, gdzie ty jesteś, a jednak widziane przez zupełnie inne okulary.

Kiedy uczniowie po całej nocy pracy niczego nie złowili, Jezus, który nie był rybakiem, udziela im rady. Ci mężczyźni byli rybakami, znali swój zawód i wiedzieli, że tej nocy byli nieskuteczni. Po czym ten nie-rybrak mówi im: „zarzućcie sieć po drugiej stronie łodzi”. Musimy myśleć sobie, jakże to jest głupie! „Co ty sobie wyobrażasz?”

Kiedy jest mowa o duchowych rzeczach, wydaje nam się, że wiemy, co robimy. Zakładamy, że zawsze mamy kilka rzeczy do nauczenia się, lecz zasadniczo jesteśmy doświadczonymi teologami. Wtedy pojawia się ktoś i zaprasza nas do czegoś tak prostego i nielogicznego, że również myślisz: „Co za głupiec! Co ty sobie wyobrażasz?”

Królestwo musi wywrócić naszą logikę wynikającą z wieloletniego doświadczenia do góry nogami. To Królestwo zawsze zaprasza cię poza to, co ma dla ciebie sens. Musisz usłyszeć zaproszenie do nakarmienia tysięcy, kiedy patrząc do koszyka widzisz pięć chlebów i dwie ryby. Aby doświadczyć obfitości wiary musisz metaforycznie łowić całą noc, niczego nie złowić, aby chcieć łowić ryby na nielogiczne zaproszenie do zmiany. To przenosi nas z logiki ludzkiej do nielogicznej logiki Bożej.

W Królestwie twoje słabości są bardziej wartościowe niż silne strony. Wydawało mi się, że Bóg ceni moje dobre cechy i toleruje słabości. Taka była moja osobliwa teologia łaski. Teraz wiem, że jest dokładnie odwrotnie. On ceni moje słabości, a toleruje silne strony.

26 września
Większość ludzi żyje z pewną dozą strachu. Strach wywołuje poczucie braku i stąd wydaje nam się, że przeciwnik chce zabrać nam to, czego i tak nie mamy na tyle, ile trzeba. Jezus bardzo wyraźnie mówił, że On reprezentuje obfitość. „Przyszedłem, abyś miał obfite życie” (J 10:10).

Boimy się siebie samych, innych, i boimy się Boga. Strach powoduje, że myślimy o tym świecie jako o czymś ograniczonym i straszny, a nie czymś pełnym chwały i obfitości. Jednak w Księdze Izajasza 6:3 czytamy, że cała ziemia jest pełna chwały. Podobni do Marty jesteśmy tak rozproszeni wieloma rzeczami, które uważamy za ważne, że tracimy to jedno, co jest rzeczywiście ważne i co daje wolne, pełne, obfite i radosne życie. Troszczymy się o to, co napawa nas strachem po czym gromadzimy i strzeżemy to, co uważamy za ograniczone.

Rozmawiam z takie wielu osobami, które nie są w stanie wyjść poza to, gdzie znajdują się duchowo, ponieważ gromadzą to, co mają i narzekają, że mają za mało. Za mało wiedzy, za mało zrozumienia rozumienia, za mało wszystkiego. A przecież Pismo mówi nam, że „otrzymaliśmy wszystko, co jest potrzebne do życia i pobożności” (2Ptr 1:3) oraz, że zostaliśmy „pobłogosławieni wszelkim duchowym błogosławieństwem w Jezusie Chrystusie” (Ef 1:3). Czy to brzmi dla ciebie jak królestwo niedostatku? O co więc prosisz Boga i o co Go błagasz? Czy Jego milczenie nie jest faktycznie odpowiedzią dla ciebie? Czemu prosisz o coś, co zostało ci już obficie dane?
Jezus nieustannie i na wiele sposobów przedstawiał Królestwo przy pomocy obfitości, a jednym z nich było nakarmienie tłumów. Szkolił uczniów w obfitości przez potężny połów ryb! Pokazywał również, że łaska jest obfita i tam „gdzie grzech obfituje tam łaska jest jeszcze bardziej obfita” (Rzm 5:20).

Fundamentalizm jest zakorzeniony w braku. Pośrednio mówi, że „jest niewystarczająco dużo miłości Bożej, za mało przebaczenia, niewiele miłosierdzia czy łaski dla wszystkich, a starcza tylko dla nielicznych”. Tak naprawdę to powiedziano nam, że przebaczenie jest tak bardzo ograniczone, że nawet wśród tych nielicznych, którym przebaczono, są pewne rzeczy, które pozostają nie do przebaczenia.

Tam, gdzie brak jest przyjmowany jako rzeczywistość, strach szaleje i wznosi ściany. To podział na: my i oni. Tak wygląda małe i pozbawione obfitości życie. Strach powoduje, że mocno trzymamy się naszych pozycji i posiadłości.

Miłość to wypuszczenie się i zaufanie królestwu obfitości, które sięga poza ściany logiki.

Pan chce zrobić dla nas nie tylko wystarczająco, lecz „ZNACZNIE WIĘCEJ niż możemy poprosić czy pomyśleć” (Ef 3:20).

Jezus zaprasza nas do wyjścia z więzienia, który sami sobie zbudowaliśmy i pozbycia się naszych „klamotów” ku obfitemu życiu. Każdy powód jest dla nas dobry, aby opóźnić to zaufanie. Podobni do tych ludzi zaproszonych na przyjęcie przedstawiamy jedną wymówkę za drugą, podczas gdy to dziś jest dobry dzień, aby zaufać czy prawdziwie żyć (Łu 14). Przez cały ten czas Pan mówi: „nie pamiętacie tej obfitości chleba?” (Mt 16:7-10).

<|>

Stan 23/24.09.2019

Stan Tyra
23 września

W Ewangelii Jana 1:35 – 39 znajduje się opowieść o Janie Chrzcicielu i jego dwóch uczniach, którzy zobaczyli przechodzącego nieopodal Jezusa.
Jan powiedział do uczniów: „Oto Baranek Boży”. Ci uczniowie poszli za
Jezusem, Po chwili, Jezus zatrzymał się, odwrócił i zapytał uczniów:
„Czego chcecie?” Odpowiedzieli: „Chcemy zobaczyć, gdzie mieszkasz”, na
co Pan odpowiedział: „Chodźcie, zobaczcie”. Poszli za Nim i spędzili
z Nim ten dzień.

Chcę wskazać na to, że ciekawość jest istotna dla duchowego spotkania.
Nigdy nie odkryjesz tego, czego nie chcesz szukać. Ci, którzy najbardziej bronią spraw duchowych, których nie ma ‘wykazanych’ w ich teologicznej księdze, nie należą do ludzi podróżujących wewnątrz. Nigdy nie podróżowali i w ogóle nie szukali. Chcą widzieć tylko to, co już
widzą. Zgadnijcie, co widzą?
Ciekawość prowadzi do nieoczekiwanych spotkań, które otwierają drzwi
do dalszego zaciekawienia . Jezus zapytał, czego chcą. Zwróć uwagę na to, że nie oni nie spodziewali się wielkich teologicznych odpowiedzi,
ani nie prosili o cud. Powiedzieli: ‘chcemy wiedzieć, gdzie mieszkasz”, co znaczy: „gdzie jest dom?”

Stale przypominam wam, że nic przemieniającego nie zdarza się bez
podróży. Jezus nie powiedział: „Mieszkam na 123 Ulicy w Galilei”, lecz: „będziecie musieli iść za mną do mojego domu”. Zazwyczaj wolimy po
prostu odpowiedź i gdy już mamy, uważamy że coś wiemy. No i to jest
właśnie problem. Zdecydowanie zbyt wielu ludzi, którzy nigdy nie przebyli drogi do jakiejkolwiek prawdy, naucza biblijnej prawdy. Przyjęli łatwe
odpowiedzi od kogoś innego, który również nigdy nie dotarł do żadnej
prawdy.
Jezusowi chodzi wyłącznie o „idź za mną”. Idź za mną a jak ci pokażę, idź za mną a ja cię nauczę, idź za mną a ja zademonstruję ci. Przy Jezusie nie ma oklepanych odpowiedzi, jest podróż i doświadczenie, które prowadzi do społeczności i komunii. Podobnie jak w przypadku tych dwóch mężczyzn na drodze do Emaus, jest nieoczekiwane spotkanie, podróż, komunia i nowe przebudzenie. Dopiero wtedy otwarły się ich oczy i to, co było wcześniej stało się jasne.

Bez względu na pytanie, odpowiedź brzmi: „chodź i zobacz”. Jezus nie mówi: „siadajcie, a ja was będę uczył”, nie zaprasza ich do odwiedzin w synagodze następnej soboty, nie daje im traktatu i nie prowadzi ich w
modlitwie grzesznika. Mówi: „chodź i zobacz”, idź za mną a ja pozwolę ci doświadczać życia ze mną.
Istotą jest to, że na długo przed tym, zanim Dorothy rozsławiła zwrot
„nie ma takiego miejsca jak dom” („no place like home”), Jezus wiedział o tym. „Gdzie indziej może chcieć serce moje zatrzymać się, jak nie w Domu Pańskim” (Ps 84 i 27). W „domu” jest serce, ponieważ tam jest Bóg.

Co chcesz wiedzieć o Boga? Chodź i zobacz.

24 września
Jednym z powodów tego, że często nie rejestrujemy tego, co jest z Ducha,
a zatem nie słyszymy zaproszenia do „chodź i zobacz” jest to, że
zazwyczaj nie dopuszczamy blisko siebie nikogo, kto wskaże na cokolwiek
czy kogokolwiek poza tym, co już zgodziliśmy się widzieć.

Pomyśl o Eli i Samuelu i o tym, jak ważną rolę odegrał Eli, pomagając
Samuelowi rozpoznać głos Boży. Gdyby Jan i Andrzej nie zwrócili uwagi na to, co powiedział Jan Chrzciciel, albo by nie usłyszeli, albo zignorowali go, gdy powiedział: „Patrzcie, oto Baranek Boży!” Musimy chcieć słuchać kogoś, kto pokazuje nam na te rzeczy, na które nie zwrócilibyśmy uwagi, bądź nie chcieli zwrócić. Taka osoba jest często nieco po dziwacznej stronie, podobnie jak Jan Chrzciciel. 🙂
Odkryłem, że taka osoba zazwyczaj nie należy do tych, do których byś się zbliżał czy słuchał. Jest spora możliwość, że z powodu naszych uprzedzeń, taki ktoś będzie drażnił niezmiernie. Łatwo jest wtedy powiedzieć: „to bzik”, „to New Age” czy „nie można mu ufać”. Jakoś tak jest, że zawsze znajdzie się powód dla którego nie powinienem słuchać ich.
Jeśli nie zaczniesz słuchać kogoś spoza tego kręgu osób, z którymi się zgadzasz to prawdopodobnie stracisz okazję na wspaniałe spotkanie!
Zobaczyłem, że wiarygodny we wskazywaniu na Boga jest tylko ktoś, kto
zawsze wskazuje daleko od siebie.Tak naprawdę to myślę, że jedyną rolą Proroka jest zidentyfikować i wskazać na Baranka.

< | >

Stan 21/22.09.2019

21 września

Wierzenia rzadko bywają prywatne. Wydaje się, że z chwilą jak tylko uczynimy z nich centrum naszej wiary, szukamy innych, aby się z nimi dzielić, a następnie szukamy innych, aby ich nawrócić do nich.To wydaje się całkowitym przeciwieństwem tego, co robił Jezus! Nie pragnął założyć następnej religii. Tak naprawdę to tą, która była wywrócił do góry nogami miłością. Żadnego przesłania „nawróć się lub spłoń” (turn or burn message), żadnego zapraszania, czy nakazu, aby przyłączyć się do Jego kościoła. Tak naprawdę, to nikogo nie zaprosił do synagogi. Możesz sobie wyobrazić Jezusa, jak mówi: „nigdy nie będziesz się miał dobrze, dopóki nie wrócisz do kościoła”. Bądź: „musisz być pod ochroną lokalnego kościoła”. Wiesz, dlaczego nie powiedział tego? Bo to jest śmieszne! Właśnie dlatego. Dlaczego więc mamy tak wielu „chrześcijan”, którzy ignorują to, czego Jezus nie powiedział, twierdząc, że miał to na myśli? Najczęściej słyszę od nich, że: „jest to sugerowane”. Oczywiście, że jest!

Jakże szybko przechodzimy od opinii do wierzeń, do sądów do grupowego myślenia. Teraz już nie jestem tym, w co wierzę, jestem tym, czym jest moja grupa Dla większości grupowe myślenie jest niezbędnym krokiem w podróży przebudzenia. Moc akceptacji jaką daje grupa, ustawia scenę pod potrzebę odrzucenia, co z kolei wypycha cię na tyle daleko na zewnątrz, aby ostatecznie zobaczyć większy obraz. Odczucie oskarżenia i odrzucenia jest bolesne, jest jednak kluczową częścią zawsze rozszerzającej się podróży świadomości.

Zakładam, w ramach mojej grupy, że skoro tak wielu ludzi wierzy w to samo, co ja, to musi to być prawda i ja muszę „mieć rację”. Jeśli wyjadę kolorem poza linię, jest ktoś gotowy do korekty i wepchnięcia mnie z powrotem do bezpiecznego miejsca małostkowości grupowego myślenia. To, w co ja (my) wierzę jest umacnianie stale i wciąż i buduje zaczadzoną mentalność, która odrzuca wszystko, cokolwiek jest sprzeczne z przyjętym przez grupę przesłaniem. Staje się to tak wrodzone, że stajemy się dysfunkcyjni i nawet o tym nie wiemy. Tutaj jedynym nadającym się do przyjęcia pytaniem, jest pytanie Ewy: „co JA muszę ZROBIĆ, aby być podobną do Boga czy Jezusa?” Tragicznie błędne odpowiedzi na to pytanie są zgodne z tą narracją, równocześnie ignorując Ewangelię.

Jak często przypomina mi się, że „kościół robi mnóstwo dobrego dla ludzi”. Tak, tak samo jak Czerwony Krzyż. Czy więc byłoby w porządku, gdybym nazwał Czerwony Krzyż moim kościołem? Znasz tą odpowiedź, którą otrzymuję na to pytanie :).

O ile grupowe myślenie jest szczere i prawdopodobnie większości potrzebne, to ma potencjał do zatrzymania rozwoju świadomości i wzrostu. Presja grupowego konformizmu zmusza nas do tego, abyśmy się stali konformistami, a nie rewolucjonistami naszej świadomości. Jezus był rewolucjonistą. Nie tylko boisz się pytania „z poza” przyjętego systemu wierzeń, tracisz też wszelką dociekliwość, która może doprowadzić cię do pytań i zamiast tego osiadasz na wnioskach grupy jako prawdzie, całej prawdzie i tylko prawdzie.

Wydaje się, że ci „z poza” synagogi zawsze byli i są w lepszej pozycji do przemieniającego spotkania. Osobiście odkryłem, że jest to prawda. To, że zostałem „wykopany”, okazało się największym darem jaki „kościół” kiedykolwiek mi dał. Dziękuję.

22 września
Pozwólcie, że podsumuję w kilku punktach ostatnie tygodnie, to co uważam za warte wskazania:

Przebudzenie jest stale postępującym i powtarzającym się procesem, a nie jednorazowym wydarzeniem. Właśnie dlatego mówię o tym jako o podróży przebudzenia. Co się więc dzieje w czasie tego procesu?

Być przebudzonym to być obecnym. Obecny, dla siebie, dla innych i dla Boga. O Jezusie mówiono, że nauczał jako moc mający (Mk 1:21 28). Wierzę, że autorytet wypływa z obecności. Jego obecność z Ojcem i dla Ojca wyrażała się w tym, że był z Ojcem jedno, a J 8:31 32 mówi nam o tym, że przebywanie (wzajemna obecność) jest kluczem do wszelkiej prawdy i całkowitej wolności. Autorytet (władza, moc) wypływa z tego centrum bycia ponieważ tylko wolni ludzie mogą uwalniać ludzi. Właśnie dlatego, aby uwolnić swój lud, Mojżesz musiał stać się księciem w domu Faraona. Niewolnik nie może dać wolności niewolnikom. Z tego powodu również Jezus „stał się człowiekiem” (Flp 2). Chcecie wiedzieć, dlaczego fundamentalistyczny kościół jest tak nieskuteczny w uwalnianiu ludzi? Właśnie dlatego. Mam nadzieję, że wielu z tych, którzy wychodzą spośród nich ku wolności, zostaną później wezwani z powrotem do uwalniania swoich braci i sióstr. Można to zrobić wyłącznie w autorytecie obecności, a nie jako projekt czy agenda ego. Najbardziej związanymi ludźmi nie są ludzie tego świata, lecz ludzie religijni. Właśnie dlatego też ewangelia jest „najpierw dla Żydów”.
Ich trzeba było uwalniać z największej liczby rzeczy. Myślę, że jest to również prawdą jeśli chodzi o współczesne chrześcijaństwo.22 września

Przebudzenie będzie również widoczne również w rozluźnieniu więzów z rzeczami, które uprzednio kształtowały nasza tożsamość. Jak powiedzieliśmy, obejmuje to nasze myśli, opinie i przekonania (wierzenia). Nie zostaną wyeliminowane, lecz podejście do nich będzie znacznie bardziej luźne i pokorne. Jest to jedyny sposób na to, aby być obecnym na cokolwiek, co jest poza mną samym. Granice wyobraźni walą się a rozdrobnienie naszego jestestwa zostaje zastąpione przez stale wzrastającą jedność. W miarę jak iluzja oddzielenia znika, zostajemy uzdrowieni przez jedność. Właśnie to oznacza być „zbawionym”. Grecki wyraz „sozo”, oznacza „całość”.

Ostatecznie, w przemianie nie chodzi o mnie. Chodzi tu o nas, o my, wszyscy i świat. Jest to świadomość Chrystusa we mnie, nadziei na wszystko. Próby przemiany produkowane na własny użytek zdecydowanie za bardzo są skoncentrowane na sobie, aby pozwoliły na śmierć ja-ego i wzbudzenie z martwych prawdziwego mnie i autentycznego ja.

Udział w życiu Ducha oznacza, ze stajemy się coraz bardziej i bardziej świadomi naszego wiecznego, boskiego podobieństwa i obrazu przy równoczesnym nie traceniu swego człowieczeństwa. W rzeczywistości, nigdy nie przestaliśmy być boscy, ponieważ jest to istota naszego stworzenia, stajemy się natomiast bardziej bosko człowieczy.

Oświecenie jest darem, a nie osiągnięciem czy dobytkiem. Prawdziwa wolność realizuje się wtedy, gdy jesteśmy gotowi do służenia tym, którzy jeszcze nie są gotowi na życie w miłości.

Aby „wstąpić wyżej” (Obj 4.1) musimy odpuścić małostkowość i drobne opinie. To „wyższe” miejsce jest miejscem wzbudzonej świadomości, w której uniwersalna prawda jest znana uniwersalnie. Jest to prawda, która jest prawdą bez względu na przynależność religijną, bądź nie przynależność. Miłość jest zawsze miłością czy jesteś baptystą, buddystą czy ateistą. Przebaczenie zawsze jest uzdrawiające zarówno dla tego, który przebacza jak i dla przebaczającego. Pokora zawsze jest drogą prawdy i nie ważne jaką sobie łatkę przykleisz. Transcendentna prawda jest właśnie taka transcendentna – wykraczająca poza wszelkie ramy. Wykracza poza wszelkie ulubione przekonania, nastawiania i, podobnie jak Bóg, kocha ten świat. To jest podróż przebudzenia.

<|>

Stan 19/20.09.2019

19 września
Ciemną stroną obudzonej świadomości jest samoświadomość. Tutaj mamy zwyczaj działać na pokaz, dla publiczności, , a co najmniej dla tych, których uważamy za najważniejszych widzów. Samoświadomość wzbudza dużo niepokoju, ponieważ stale poddajemy w wątpliwość to, jak dobrze działamy, czyli projektując obraz tego, czego się od nas oczekuje. Łatwo sobie wyobrazić, że stanowi to poważne ryzyko dla autentyczności i obfitego życia w wolności.

W takim urojonym stanie tracę pragnienie odkrywania własnej autentyczności, czyli prawdziwego Ja, na rzecz tego ja, które zdobywa miłość, aplauz, szacunek i akceptację. Doszedłem do przekonania, że muszę być i zachowywać się w jakiś szczególny sposób. Przejście poza takie stworzone przez siebie „ja” i powrót do autentyczności, wymaga mnóstwa poważnych decyzji, odrzuconych uczuć i samotności.

Rozejrzyj się wokół i zobacz jak wiele rzeczy robimy tylko po to, aby przypodobać się tym, których cenimy najbardziej, a życie traci na autentyczności i praktyczności. Ponieważ strach przed odrzuceniem jest tak silny, nie mamy problemu z oddawaniem czci bożkowi akceptacji, a skutek jest taki, że oddajemy kontrolę innym, stając się bardziej mapetami niż uczestnikami.

Wszyscy znamy z doświadczenia to spoglądanie przez ramię w oczekiwaniu na opinię o nas. Niektórym wydaje się, że są autentyczni, lecz tak naprawdę to chcą być znani i zauważani za swoją „niezależność”, co dalej jest działaniem zgodnym z oczekiwaniem innych. Po prostu chce się w ten sposób upewnić, czy inni zdają sobie sprawę z naszej niezależności. Dalej chodzi o to, aby żyć zgodnie z oczekiwaniami innych, ponieważ ciągle chcemy bronić naszej reputacji.Jest to druga strona tej samej monety. Nigdy nie dowiesz się jak obciążająca jest twoja reputacja, dopóki jej nie stracisz. Mówiłem to już wielokrotnie, lecz warto to powtarzać stale i wciąż, że bałwanem jest wszystko, cokolwiek musisz zapytać o zgodę, zanim odpowiesz „tak” duchowi, w tym również jest to reputacja.

20 września
A temu, który może uczynić daleko więcej niż możemy sobie wyobrazić czy prosić, zgodnie z działającą w nas mocą (Ef 3:20).

Tragiczne jest to, że chrześcijaństwo zredukowało wiarę do zwykłego wierzenia / do przekonań. Nie lubimy tego, czego wymaga wiara, czyli „ponad wszystko, o cokolwiek mogę poprosić czy pomyśleć”. Wolimy wnioski niż to, czego wymaga wiara. Postępuje to w następujący sposób:
myśli zamieniają się w opinie, które stają się osądami, a te z kolei szybko wnioskami. Wnioski zaś stają się niepodważalnym i niezachwianym szkieletem naszego systemu wierzeń. Wiara nie jest wymagana.

Jestem przekonany, że naszymi największymi załącznikami, których musimy się pozbyć, są nasze wierzenia/przekonania. Mogą czasami być użytecznym narzędziami dopóki nie staną się naszą tożsamością. Tragiczne jest to, że „moje przekonania” to bardzo powszechnie występujący i zwodniczy bałwan w każdej religii i ten bałwan musi zostać strącony, a nie chcemy się go pozbyć, ponieważ to jest wszystko, co mamy.

Osobiście wiem, w jaki sposób wierzenie kształtują się w tożsamość. Przez wiele lat utożsamiałem się z moją teologią i trzymałem się kurczowo swego biblijnego zrozumienia jak cennej nagrody. Prowadzi to do wielkiej intelektualnej nieuczciwości, ponieważ moje pojmowanie prowadziło mnie do miejsc, w których musiałem unikać pytań, które zmusiły by mnie do wyjścia poza aktualny system wierzeń. Nie uderzało to w moją wiarę, ponieważ ona nie brała w tym udziału, lecz z pewnością wpływało na moje postępy ku większej świadomości. Jednak to wezwanie „głębina przyzywa głębinę” odzywało się we mnie. Powoli zacząłem pozwalać sobie na poddawanie się głosowi Ducha.

W miarę jak odpuszczałem swoje przywiązanie do przekonań, wielu ludzi ostrzegało mnie, że dryfuję w stronę liberalnych, heretyckich wód. Wiem, że moje poddanie było wielkim zagrożeniem dla nich i ich systemowi przekonań. Oni również musieli rozważyć to, co ja mówiłem, bądź odrzucić i zdystansować się do mnie. Większość wybrała to drugie. Nie widzieli dla siebie miejsca pośredniego, ponieważ ich teologia była zakorzeniona w dualizmie „ja i oni”, a ja stałem się „nimi”.

Nie mam już więcej potrzeby przekonywania kogokolwiek do czegokolwiek. Mogę mieć wpływ na to, w co wierzysz, lecz to duch może zmienić to, co i jak rozumiesz. Pokuta to nie tylko zmiana swej opinii, lecz całkowite jej poddawanie i stawanie się większym w większym Wszechświecie.

Wielkim krokiem wiary jest trzymanie swej teologii w otwartych rękach pokory i nie mieszanie przekonań z prawdą. Czcisz to, czegokolwiek się trzymasz. Nawet Jezus powiedział: „nie trzymaj się mnie”. Smutne to i nudne, aby określać siebie samego w taki mały sztywny sposób, który ogranicza posuwanie się do przodu.

Z chwilą, gdy sprawimy, że nasze wierzenia/ przekonania stają się centrum naszej tożsamości, zaczynamy szukać innych, którzy dzielą te same przekonania. Szybko „jestem tym, w co wierzę” zamienia się w „jestem tym, czym jest moja grupa”. Jedyna rzecz bardziej urojona i niebezpieczna niż osobiste ego, to grupowe ego. Tym zajmę się jutro.

< | >

Stan 17/18.09.2019

Stan Tyra
17 września

Czy uzdrowienie Zranionego Własnego Ja, spowodowanego niezrozumieniem tej podróży to odrzucenie siebie za siebie? Nie, nie jest to prawda. Przebudzona dojrzałość to nie odrzucenie „ja”, lecz totalne wchłonięcie go, które prowadzi do jedności/niepodzielności. Nasza podróż obejmuje dojrzewanie i doskonalenie własnego ja. Jest to stałe i coraz bardziej pogłębiające się spotkanie zarówno z Bogiem jak i z własnym ja. Głębokie poznanie Boga i głębokie poznanie siebie są tak nierozerwalnie współzależne, że jedno nie może obyć się bez drugiego.  Wydawało nam się, że byliśmy duchowi, gdy wołaliśmy „cały Ty, a mniej mnie”, podczas gdy w rzeczywistości, poszerzaliśmy i pogłębialiśmy ranę.
Ta podróż ku Miłości musi angażować te złamane części nas i doprowadzić do uzdrowienia rozbicia  i braku autentyczności, którą spowodowała. Każde przeżyte uzdrowienie, bez względu na to, co uznamy za jego źródło, demonstruje pracę łaski w naszym życiu. Każde przebudzenie jest znakiem pędzla Bożego, natomiast każde spotkanie zwiększa nasze pragnienie, aby otrzymać więcej.

W Ewangelii Jana 8:32 Jezus powiedział, że prawda nas wyzwoli. Ta odkrywcza podróż ku „trwaniu we Mnie i Mnie w was” jest integracją straconych i przemieszczony części siebie. Za każdym razem, gdy znajdujemy to, co zostało zgubione, świętujemy. Jest to podróż odnowienia unikalnego siebie, które zostało stworzone na obraz i podobieństwo Boże.

Ostatecznie, możemy założyć, że uzdrowiona rana już więcej nie istnieje. Nie jest to całkowicie właściwe w tym przypadku. Uzdrowiona przez Boga rana to nie taka, która już w ogóle nie istnieje, lecz taka, którą inni mogą dotknąć i nie pojawia się potrzeba oskarżania innych czy projektowania swego bólu na kogoś innego. Jesteśmy przekonani, że unikanie bólu to to samo co uzdrowienie. Jeśli, podobnie jak Jezus, możesz zaprosić innych do tego, aby sięgnęli do twojego zranienia bez zgorzknienia i chęci odwetu z twojej strony, to jest to boskie zranienie, które stało się źródłem uzdrowienia dla Tomaszów, których spotkasz w życiu.

18 września
Ostatni z czterech poziomów podróży, których omawianie zacząłem w poniedziałek.
Jednoczenie Rozdrobnionej Świadomości ostatni aspekt, który jest odnawiany w czasie podróży ku Bogu, o którym chcę wspomnieć to świadomość. Stanowi problem, ponieważ choć już jesteśmy w Bogu a Bóg w nas, nie jesteśmy świadomi tego faktu. Tak więc, nie możemy być wolni zgodnie z tym, jak J 8:32 opisuje, dopóki nie nastąpi przemiana świadomości.

Główną przeszkodą na drodze do tego poznania jest dualizm, ponieważ mieszamy poznanie z danymi i rozumowaniem. Richard Rohr opisuje to w następujący sposób: jest to „ruch ze zwykłego systemu wierzeń do rzeczywistego wewnętrznego doświadczenia”. Jest to Pawłowe „trzecie niebo”,  czyli spotkanie z tym, czego nie da się opisać słowami (2Kor 12:2, 4). Zjednoczona świadomość jest to rozszerzona przytomność, która wchłonęła wszystkie rozbite części w jednolitą świadomość, co stanowi pełnie/zdrowie i zbawienie.

Ta świadomość przenosi mnie z małostkowości do większego i obejmującego wszystko świata, do którego należy wszystko.
Istota jedność jest wynikiem niepodzielności, gdzie już nie próbujemy dzielić i konkurować tylko po to, aby uzyskać szybką ulgę dla swego ego. Nie pędzimy już ku dualizmowi i porównaniom, aby szybko zdobywać punkty.
Prawdopodobnie najprostszą ilustracją na jaką mnie stać jest to, że podróżujemy ku poznaniu, które pozwala nam widzieć rzeczy takimi jakimi są, a nie takimi, jakimi my chcielibyśmy je widzieć. Niemniej, nie dochodzimy do tego przy pomocy strategii czy osiągnięć, ponieważ nie jesteśmy w stanie uzdrowić siebie samych. Bardziej chodzi tu o otwarcie siebie na Ducha Świętego, który jest naszym jedynym nauczycielem w tych sprawach i który prowadzi nas ku całej prawdzie. Jest to istota „niech mi się stanie…”
Wspaniałą książką na ten temat jest: „The Naked Now” Richarda Rohr’a.

<|>