
[Dużymi literami są oznaczone różne wersje anglojęzycznych tłumaczeń Biblii – przyp. tłum.]
Zwykle dumnie i niezachwianie trzymałem się pewnych szczególnych standardów wiary, które teraz, jak się okazuje, poddaję w wątpliwość. Niektórzy szybko nazwą mnie za to heretykiem. Wtedy, cholera, też nazwałbym te wątpliwości heretyckimi!
Powód tych pytań jest prosty: Żyję w XXI wieku, wśród wysoko uprzemysłowionej, agresywnie świeckiej społeczności. Nie mieszkam pośród rolników z I wieku w zdominowanej religijnie kulturze ani wśród koczowniczych plemion ery brązu. Zdumiewa mnie to, że nie zauważyłem tego wcześniej.
Mając to na myśli, doszedłem do wniosku, że to „najbardziej literalne tłumaczenie” Biblii tak naprawdę nie będzie mi pomocne. Zrezygnowałem z poszukiwania najbardziej literalnego tłumaczenie z kilku powodów:
* Oryginalne teksty w Biblii pełne są historii, przypowieści i metafor; nie były pisane po to, aby je literalnie odczytywać. Szukanie „najbardziej literalnego” tłumaczenia uderza mnie jako z gruntu przeciwne do stylu pisarskiego i sposobów pisania jej autorów.
* Aby mieć skuteczne „literalne” słowo-w-słowo tłumaczenie, musielibyśmy dysponować równoznacznym angielskim słowem – i to TYLKO jednym angielskim słowem – na każdy hebrajski, grecki czy aramejski wyraz z oryginałów. Nawet nie zbliżamy się do tego ideału. Te języki są całkowicie inne od korzenia w górę.
* Literalne przekazywanie rolniczych metafor i religijnych aluzji nie tłumaczy się za dobrze (o ile w ogóle) na Wiek Informacji. Myśli są wartościowe, lecz my musimy tłumaczyć metafory albo w czasie przenoszenia ich na angielski, albo w czasie czytania angielskiego tłumaczenia. Na przykład: wiedza o szczepieniu winorośli nie jest szeroko rozpowszechniona w moim świecie.
Continue reading