Category Archives: Pozostałe

Małe jest Wielkie

Neil Cole

5 lipca 2011

Dużo myślę. Niektórym wydaje się, że skoro prowadzę mały kościół to sprzeciwiam się dużym rzeczom, a jest to bardzo nieprawdziwe. Nie będą zadowolony dopóki cały świat nie ulegnie zmianie, a nie da się tego zrobić jednym kościołem; lecz można dużą ilością małych. Sposobem na wywołanie globalnej zmiany jest zacząć od mikroskopijnych zmian.

Seth Godin głosi odważnie, “Small is the new big.”  W przeciwieństwie do tego, co zazwyczaj myślimy, drogą do tego co wielkie jest zacząć od drobiazgów. Oczywiście, jest to przeciwne naszej intuicji. Generalnie staramy się, zaczynać od czegoś większego i kończymy robiąc mniej niż mogliśmy. Jezus opowiedział przypowieść o kwasie, aby pokazać skuteczność działania małych rzeczy na masową skalę. Mówił też o najmniejszym znanym nasionku, które ma ogromny potencjał o wstrząsających ziemią skutkach (Mt. 17:20).

W swojej bardzo popularnej książce The Tipping Point: How Little Things Can Make a Big Difference, (Malcolm Gladwell identyfikuje trzy cechy charakterystyczne konieczne dla trendu, który ma się rozpowszechniać w tempie epidemii, idei czy nawet samego wirusa: „jeden: zaraźliwość; dwa: fakt, że małe przyczyny mogą wywoływać ogromne skutki; trzy: zmiany odbywają się nie stopniowo, lecz w jednej dramatycznej chwili (nazywa to „punktem szczytowym”). Cały rozdział książki poświęca „prawu niewielu”, w którym cytuje liczne przykłady tego, jak potężne wydarzenia o skali epidemii, zaczęły się od bardzo niewielu ludzi. Tak naprawdę, jest to jedyny sposób w jaki zaczynali.

Nie każda mała rzecz ma tak potężną moc. Liczy się to, co znajduje się w tym małym opakowaniu. Ziarno piasku i ziarno pszeniczne oba są małe.  W jednym jest udzielony przez Boga potencjał, który ostatecznie karmi głodny świat, drugi zaś może być katalizatorem do tworzenia pęcherza lub perły, lecz tylko jeden raz. Sam katalityczny potencjał bycia małym nie wystarcza, jeśli w każdym człowieku nie ma tego apostolskiego geniusza.

Zanim będziemy w stanie zmienić świat, musimy móc zmienić pojedyncze życie. Musimy zmieniać życie w taki sposób, żeby to samo życie było w stanie powtórzyć ponownie wszystko u kogoś innego. Najlepiej odbywa się to w małych krokach, które ostatecznie wpływają na świat. Jeśli chcesz rozpowszechnić ideę-wirusa koordynując do tego celu większe grupy to cały proces załamie się. Jeśli jest to proste i małe, jak oddziaływanie na jedno życie po drugim, to ten wirus może rozchodzić się łatwo wraz z każdą osobą noszącą w sobie zakażenie.

Dlaczego małe jest wielkie? Małe nie kosztuje dużo. Małe łatwo jest reprodukować. Małe jest łatwiej zmienić i wymieniać. Małe jest mobilne. Małe jest trudniejsze do zatrzymania. Małe jest intymne. Małe jest proste. Małe łatwiej przenika. Małe to coś o czym ludzie myślą, że dadzą radę zrobić. Duże nie ma za sobą żadnej z tych cech. Możemy zmienić ten świat znacznie szybciej, przyjmując znacznie mniejszą strategię.

Seth Godin ostrzega nawet przed zbyt szybkim ruszeniem od małego ku dużemu. Jeśli chcesz zbyt szybko wyrosnąć z wirusowej natury idei, możesz zniszczyć właśnie to, co przede wszystkim było takie zaraźliwe. Możesz przejść z podejścia wirusowego do bardziej wygodnych środków zanim nastąpi „punkt szczytowy” i w ten sposób stracisz wszystko.

Nie gardź dniem małych początków (Zach.4:10) i nie spiesz się zbytnio ku temu co duże, aby przejść poza to małe.

продвижение сайта с оплатой за результат

Raport w sprawie kultury rozwodów

Divorce culture report

Sheila Liaugminas | 12 lipica 2011 |

W końcu ten temat dostaje się do głównych mediów. Potrzeba było całego pokolenia zniszczonego rodzinnymi walkami, aby przebić się do publicznej dyskusji. Prawdopodobnie dzięki temu, że dzieci, które cierpiały najbardziej teraz stały się dorosłe i funkcjonują w mediach i sztuce.

Temat pojawiał się stale w mojej audycji radiowej, jak też planowałam przyjrzeć się bliżej sprawie w następnym tygodniu. Tytuł z okładki This WSJ cover story w weekendowym wydaniu naprawdę uchwycił moją uwagę.

Każde pokolenie ma swój życiowy decydujący punk zwrotny. Gdybyś chciał się dowiedzieć, co to było dla członków Największego Pokolenia (greatest Generation), zapytaj: „Gdzie byłeś w D-Day?”. Dla baby boomers, pytaniem będzie: „Gdzie byłeś, gdy Kennedy został zastrzelony?” bądź „Co robiłeś, gdy Nixon zrezygnował?”

Dla sporej części mojego pokolenia, pokolenia X, narodzonych w latach 1964-89, jest tylko jedno pytanie: „Kiedy rozwiedli się wasi rodzice?” Nasze życie zawiera się w tej odpowiedzi. Zapytaj nas. Pamiętamy wszystko.

Jakże to smutne. Czytajmy dalej ten fragment. Szarpie wnętrzności.

Gdy dorastaliśmy, byliśmy wraz z bratem często pozostawiani samym sobie i, członkom ogromnego stada wędrujących dzieci z kluczem do domu na szyi w latach 70tych i 80tych. Nasze peryferia przepełnione były zaśmieconymi pokaleczonymi, smutno patrzącymi nomadami, którzy wędrowali tam i z powrotem między sklepami z używanymi płytami a szopą za stacją kolejową, gdzie dostawali haju i skąd wlekli się tam i z powrotem z domów swoich matek w tygodniu do apartamentów swoich ojców co drugi tydzień.

„Cokolwiek by się miało dziać, nigdy nie rozwiedziemy się”. Przez 16 lat często powtarzałam to mojemu mężowi, szczególnie po narodzeniu naszych dzieci. Widocznie spora część naszego pokolenia co najmniej z grubsza odczuwa tak samo: współczynnik rozwodów, który osiągnął swój szczyt około 1980 roku, jest obecnie najniższy od 1970. Tak naprawdę często cytowane stwierdzenie, że połowa wszystkich małżeństw kończy się rozwodem było prawdziwe tylko w latach 70tych, innymi słowy: w małżeństwach naszych rodziców.

Nie naszych. Zgodnie z danymi przekazanymi przez U.S. Census w maju tego roku 77% par, które zawarły związek małżeński od 1990 roku dotarło do 10lecia ślubu. Bierzemy ślub również później, o ile w ogóle.

I tutaj jest klucz. Tak, nauczyli się i poświęcili temu, aby nie powtarzać niszczących, destrukcyjnych zachowań swoich rodziców, których ich rodzice nie starali się wystarczająco mocno unikać. Lecz odkładają małżeństwo, zostawiając je na znacznie później, jeśli żenią się w ogóle, co stanowi całkiem odrębny społeczny problem. Wspólne zamieszkiwanie jest normą, bez względu na to czy kończy się później ślubem, czy nie.

Musimy posłuchać tego pokolenia.

Tak gorliwie wierzyłam, że poślubiłam mojego najlepszego przyjaciela, jak wierzyłam, że nie rozwiedziemy się. Powiedziałam sobie, że żaden małżeński scenariusz nie może stać się tak ponury i beznadziejny, aby przymusić mnie do wystawienia moich dzieci na tortury rozpadu rodziny. Nie byłam jedyną osobą o tak silnych osobistych powodach, która podejmowała takie zobowiązanie. Według badań rynkowych z 2004 roku dotyczących różnicy pokoleniowych, zgraja w moim wieku „przeszła przez bardzo ważne, kształtujące lata jako najmniej poddane rodzicielskiemu wychowaniu, poddane najmniejszej trosce pokolenie w historii USA.

Słyszą te wymówki i nie kupują ich. Noszą te rany.

Ludzie w wieku moich rodziców mówią coś takiego: “Oczywiście, że czuliście się zniszczeni przez rozwó. Kochani, to był straszliwy, dezorientujący czas dla was jako dzieci! Oczywiście, że nie chcielibyście tego dla siebie swojej rodziny, lecz czasami dla wszystkich jest lepiej, aby rodzice się rozeszli; każdy jest szczęśliwszy”.

Takie opinie przypominają mi statystki z książki “Pokolenia” napisanej przez Williama Strauss oraz Neil Howe, które mnie uderzyły: w 1962 roku połowa wszystkich dorosłych kobiet wierzyła, że rodzice powinni trwać w złych małżeństwach ze względu na dzieci. Do roku 1980 tylko jedna piąta tak uważała. „4/5 rozwiedzionych dorosłych twierdziła, że potem byli szczęśliwsi”, piszą autorzy, lecz „większość ich dzieci czuje coś przeciwnego.

Większość ich dzieci czuje coś przeciwnego. Jest coś nieznośnego w tym zdaniu. Nic nie mogę na to poradzić, że odczuwam że każdy rozwód na swój sposób jest ponownym wprowadzeniem w życie „Medei”: śmiertelnie osamotnionej matki; zimnego ojca chroniącego swojej nieskazitelnej, nowej rodziny; dzieci: martwe

Gdy w wieku 32 lat urodziłam pierwsze dziecko, udałam się na terapię, aby między innym przyjrzeć się dlaczego ten świat –tak otwarty i wspaniały jak stał się wraz z pojawieniem się mojego dziecka – stał się również bardziej perfidny niż kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić. Dopiero kiedy moja córka miała kilka miesięcy dotarło do mnie, że kiedy pediatrzy i książki na temat opieki mówili o „strachu rozdzielenia” to odnosili się do mojej psychiki, a nie dziecka.

Myśl o umieszczeniu jej pod  opieką kogoś innego wywoływała strach w najczystszej postaci, zlewający się potem po moim kręgosłupie. Okazało się, że prawdopodobnie moje własne początki miały coś do czynienia z tym, że byłam takim dziwolągiem. Po dłuższym czasie wsłuchiwania się w historie mojego dzieciństwa mój terapeuta ogłosił: „Jesteś sierotą wojenną”.

Sieroty jako dzieci – nie jest to zły sposób zrozumienia rodziców Pokolenia X. Dojrzali bez stabilnych domów, wszystko daliśmy, aby dawać im właśnie to, bez względu na to, jakich wymagało to ofiar.

Jej opowieść jest to bolesna, lecz również ma terapeutyczne znaczenie.

Badania rynkowe pokazują, że matki Pokolenia X nie szukają rodzicielskich porad u swoich matek. Dlaczego miałybyśmy radzić się właśnie tych, którzy, naszym zdaniem, wszystko zrujnowali. Naukowcy mówią, że zamiast tego polegamy na ludziach, którzy rzeczywiście nas wychowali, choć w wilczym stylu: naszych przyjaciołach.

Dopuścić do tego, żeby nasze małżeństwa skończą się rozwodem znaczyłoby przeżyć swoje najgorsze dziecinne obawy. Jeszcze straszniejsze to narzucić tym, których kochamy i najbardziej i najbardziej chcemy chronić  coś nie do pomyślenia: na nasze dzieci. To jest jak rozdzieranie naszych własnych ran i skierowanie tego noża na nasze dzieci. Brać coś takiego pod uwagę jest nie do zniesienia…

Nazwij nas nadzwyczajnie przewrażliwionymi rodzicami, nazwij nas neurotykami, lecz jako ci, którzy przeżyli na gruzach rozbitej rodziny byliśmy zdeterminowani nigdy nie zadawać tych ran naszym dzieciom. Wiedzieliśmy lepiej. Robiliśmy wszystko inaczej, a fundamentalna przesłanka była prosta: „Dzieci są na pierwszym miejscu”, co znaczyło, że my nie rozwiedziemy się.

A jednak około połowy z nich robi to, a autor idzie dalej, przyznając, boleśnie, że ona i jej mąż również to zrobili, jak też, że mogli to rozważać.

Nie wiem, jak tworzy się dobre małżeństwo. Skłaniam się ku temu, że Mark Twain miał rację, gdy napisał w dzienniku w 1894 roku: „Żaden mężczyzna i żadna kobieta tak naprawdę nie wiem czym jest doskonała miłość, dopóki nie przeżyją ze sobą  jako małżonkowie ćwierć wieku”. Wiedziałam jednak coś o rozwodzie i chciałam, jak i mój były mąż, zrobić wszystko tak ‘dobrze’, jak to tylko możliwe.

I wierzą, że dali radę, choć to ciągle rozdziela rodziny, oddzielając mamę od taty i zostawiając dzieci w pewnym stopniu czy pewnego rodzaju zamieszaniu.

Jeszcze muszę spotkać te rozwiedzione matki czy rodziców, którzy czują się jak dobrzy rodzice, którzy wyznają, że są szczęśliwi z tego, jak ich dzieci są teraz wychowywane. Wielu spośród nas skończyło zadając ból swoim dzieciom, choć zrobiliśmy wszystko, aby tego uniknąć. Nie było to też w stylu rozwód naszych rodziców. Mamy nadzieję, że zrobiliśmy to inaczej we właściwy sposób.

Nie ma właściwego sposobu. Nie zwódźmy sami siebie, w końcu.

Ta rozmowa jest konieczna i jest dobrym publicznym zbadaniem motywów i zamiarów oraz ofiarnej miłości. Pewnego rodzaju…

W tym artykule uderzył mnie jeden akapit, jako coś zasługującego na więcej uwagi. Zakończył się tym krótkim cięciem nożycami:

Nie zwracaliśmy też uwagi na jego katolickich rodziców, którzy składali się na jedną z niewielu uspakajająco zjednoczonych małżeństw jakie kiedykolwiek spotkałam, gdy ostrzegali nas, że powinniśmy zaczekać z wspólnym zamieszkaniem do ślubu. Jak to ujęli: być kumplami i współlokatorami to jest coś innego niż być mężem i żoną. Jakże dziwaczni, staromodni seksiści! Nie potrzebowaliśmy niczego tak naiwnego czy w retro stylu jak „małżeństwo”. No, proszę. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.

Albo tylko tak zapewniali siebie nawzajem. Lecz mądrość “jednego z niewielu uspakajająco zjednoczonych małżeństw jakie kiedykolwiek spotkała” pochodziła od małżeństwa poinformowanego przez wiarę i tradycję wieków, próbowaną przez relatywizm, lecz potwierdzoną przez wyniki.

Właśnie do tego prowadzi ta historia.  A w tej podróży „powrotu do przyszłości”, może ostatecznie być drogą do nowomodnej kultury małżeńskiej.

продвижение

Zgubny kompromis

Zgubny kompromis: Czy wymagające uczniostworzeczywiście warte jest całego sprzeciwu?

Rick Furmanek.

Jeśli idziesz za Jezusem jakiś czas,.. jeśli dążysz do tej relacji poważnie,… Pan ostatecznie skonfrontuje cię z wyborem… wyborem posłuszeństwa,… wyborem lojalności.

Jest to część tego co Biblia opisuje jako pójście za Nim z policzeniem kosztów. Tak, wiążą się z tym pewne koszty,.. po obu stronach muru. Nie daj się przekonać, że jest inaczej,… Czasami te koszty są całkiem duże.

Postawienie wobec wyboru niezachwianego posłuszeństwa, bądź zignorowanie możliwości posłuszeństwa i pójście na kompromis nie łatwe.  Jeśli wybierzemy kompromis ostatecznie musimy podjąć drogę powrotną do tronu Pańskiego i otwarcie wyznać nasze złe uczynki. Nie jest prosto przystąpić do Pana z uniżeniem, wiedząc, że musimy Mu powiedzieć dlaczego zrobiliśmy to, co zrobiliśmy w chwili nieposłuszeństwa (nie wspominając o wprowadzeniu Ducha Świętego, który zamieszkuje wnętrze, w sam środek tego nieposłuszeństwa)… zdając sobie sprawę z tego, że stojąc przed Doskonałym, nie mamy nic wiarygodnego na obronę, ani wymówki swoich zachowań. Bóg jest miłosierny do n-tej potęgi… lecz nie da się zabawiać, Jego łaski nie można wykorzystywać ani nadużywać.

Przede wszystkim, weź pod uwagę to, że łatwo jest iść na kompromis, który może być nawet postrzegany jako coś zabawnego, tak długo dopóki da się usunąć na chwilę metkę z ceną.

Pamiętaj o tym, co napisał autor Listu do Hebrajczyków:

„Przez wiarę Mojżesz, kiedy dorósł, nie zgodził się, by go zwano synem córki faraona, i wolał raczej znosić uciski wespół z ludem Bożym, aniżeli zażywać przemijającej rozkoszy grzechu, uznawszy hańbę Chrystusową za większe bogactwo niż skarby Egiptu; skierował bowiem oczy na zapłatę” (11: 24-26).

Kompromis jest poważną sprawą. Zdarza się stale, lecz nie powinien. Czy jesteśmy nieposłuszni wtedy, gdy koszt jest ukryty, czy gdy cena jest w pełni widoczna, konsekwencje będą bardzo realne i praktyczne.

Zwróćmy jednak uwagę na to, co jest tutaj, w historii Mojżesza, wyraźnie opisane, że jest również inny koszt całej sprawy- nie tylko kompromis kosztuje.  Musisz więc robić to, co należy w oczach swego Boga, lecz również posłuszeństwo ma swoją cenę. Mojżesz wybrał ucisk, niezrozumienie, decydując się na utożsamienie z cierpiącym ludem Bożym, zamiast iść łatwą drogą przyjemności własnych. Zostawił za sobą bogactwa, wykształcenie i dziedzictwo rodzinne, aby iść za Bogiem, ponieważ rozumiał większy obraz i wiedział co się najbardziej liczyło.

Ten przykład pozwala nam zobaczyć, że z pójściem za Panem wiążą się koszty.

Potwierdzają nam to również słowa Jezusa. Rzeczywiście, On wzywał, a nawet oczekiwał tego, że policzymy koszty, zanim skłonimy przed Nim kolano. Jeśli słuchacz nie uważa, że te koszty warto ponieść, Jezus pozwala mu odejść własną drogą. O ile zawsze jest gotów przyjąć go z powrotem, Pan nie oczekuje od nikogo ruszenia na ślepo, bez zrozumienia tego, co jest potrzebne i czego wymaga się od tego, który idzie w Jego ślady.

Pamiętasz uczniów, którzy zostawili swoje rodziny, przyjaciół, pracę i domy na rzecz Królestwa? Jestem pewien, że to nie było łatwe, lecz… oni policzyli koszty i zrobili to mimo wszystko, prawdopodobnie dokonali trudnego wyboru przy całkiem konkretnym sprzeciwie.

Chciałbym tu zrobić pewne założenie. Zakładam, że w pewnym stopniu rozumiesz to, co usiłuję do tej pory przekazać. Zakładam, że rozumiesz co najmniej tą koncepcję, że z pójściem za Chrystusem jest związana cena.

Powiedziawszy to, zapytam, jakie współcześnie mogą być trudne koszty zdecydowanego pójścia za Jezusem? Przede wszystkim:  jeśli bierzemy poważnie naszą odpowiedzialność i poważnie podchodzimy do życia z pragnieniem przeżycia go dla Chrystusa bez kompromisu… możemy być tego pewni, że, jak obiecuje Biblia, natrafimy na sprzeciw. Nazywanie siebie chrześcijaninem bez spotykania się z opozycją powinno być przedmiotem zmartwienia, że coś jest nie w porządku.

Zauważ, że opozycja przyjdzie w wielu różnych postaciach, czasami całkiem nieoczekiwanych, łapiąc nas całkowicie nieprzygotowanych, testując nasze posłuszeństwo. Innego rodzaju sprzeciw będzie gromadził się w widzialny sposób na horyzoncie, sprawdzając naszą lojalność. Nie ma znaczenia skąd on pochodzi, nie wolno nam zapominać o tej prawdzie, że pójście za Jezusem z całego serca będzie wzbudzać sprzeciw ludzi wokół nas… czasami nawet tych, których kochamy najbardziej.

Przypominając sobie pewne wydarzenia z niedawnej przeszłości, doszedłem do tego… wydaje mi się, że takie są kluczowe obszary, w których można spotkać się ze sprzeciwem wobec niesienia Imienia Jezusa w bezkompromisowy sposób.

– Sama twoja obecność może powodować, że inni będą czuć się niewygodnie.

Właśnie dlatego niektórzy będą starali się was unikać. Prawda pokazana w Świetle jest tym, czego ten świat nie chce doświadczać. Światło ujawnia te tajemnice, które latami niezmordowanie usiłujemy utrzymać wbite w najciemniejszy róg. Spodziewaj się tego, że twoje pragnienie chodzenia w Świetle, bycia otwartym i szczerym, i prowadzenia bezkompromisowego życia spowoduje  niewygodę u innych. Nie celową, lecz jako naturalny produkt uboczny tego, że ty nosisz Imię Jezusa wszędzie, również tam, gdzie On niekoniecznie jest mile widziany, a co najmniej nie Jego przywódcza strona.

– Możesz być postrzegany jako osoba nieuprzejma.

Co do tego nie ma żadnych wątpliwości… mamy kochać,… nakazano nam kochać… mówi się nam, że bez miłości nasze przesłanie jest bez znaczenia i bezwartościowe… mówi się nam, że nasze miłość jest znakiem charakterystycznym naszego chodzenia z Jezusem. Lecz to jak miłość jest zdefiniowana i pokazywana dziś, jest czymś zupełnie innym od biblijnego opisu miłości. Nie wolno nam pominąć tego ważnego punktu.. zmiana znaczenia słowa „miłość” wprowadza błąd w chrześcijańskim sposobie wyrażania tej miłości.

Dziś okazuje się, że ci, którzy cię obserwują, słuchają i spotykają z tobą na twojej chrześcijańskiej drodze, prawdopodobnie dojdą do wniosku, że jesteś bardzo nietolerancyjny i nietaktowny w stosunku do innych. Ludzie dziś, nawet sporo religijnych ludzi, mają rzeczywisty problem z Jezusem, jako jedyną drogą. Mają problem z koniecznością śmierci siebie samego oraz porzucania wszystkiego po to, aby zdobyć prawdziwe życie.

Współ-podróżny! Nie obchodzi mnie to jak to spakujesz, możesz to wokół owinąć miłością, lecz spróbuj napomnienia, korekty oraz ostrzeżenie, również w miłości, a prawdopodobna reakcja jaką zaobserwujesz u XXI wiecznego człowieka – mnóstwo religijnej gadki – to stwierdzenie, że nie jesteś bardzo miłym człowiekiem.

Powtórzmy:  koncepcja miłości jest tak źle rozumiana dziś i często definiowana jako absolutna tolerancja każdego i wszelkich wierzeń pojawiających się wokół, że musimy być cierpliwi i podejmować wielkie wysiłki, aby stosować właściwą definicję tego, co znaczy „miłość” do naszych słuchaczy i obserwatorów, aby pojąć i trzymać się jej, a następnie demonstrować ją im, jako świadkowie naszego Pana.  Może to być sam w sobie największy akt dobroci, jaki możemy im okazać i ten akt dobroci nie jest przypadkiem. Nie, jest bardzo celowy.

W tym tygodniu byłem twardy i sam przeżyłem kilka z tych rzecz.

Czy bycie niezrozumiałym opłaca się?

Z pewnością nie.

Czy cieszę się, że zostałem odrzucony?

W twoim życiu nie.

Czy wolałbym nie podróżować tą drogą?

Załóż się.

Sprowadza się to jednak naprawdę do tego prostego stwierdzenia, że jako uczeń Chrystusa muszę to stale wyznawać, że

…nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie

Bądźcie mężni, bądźcie mocni,.. nasze odkupienie zbliża się”.

Umiłowani, napominam was, abyście jako pielgrzymi i wychodźcy wstrzymywali się od cielesnych pożądliwości, które walczą przeciwko duszy; prowadźcie wśród pogan życie nienaganne, aby ci, którzy was obmawiają jako złoczyńców, przypatrując się bliżej dobrym uczynkom, wysławiali Boga w dzień nawiedzenia”.

deeo.ru

Płciowe szeleństwo

 

Tłum.: Redakcja Fronda.pl

Szaleństwo w szwedzkim przedszkolu

W szwedzkim przedszkolu Egalia słowa określające płeć takie jak „on” czy „ona”, zastąpiono jednym terminem „przyjaciel”. Egalia to słynne przedszkole, w którym nie ma miejsca na klasyczne bajki takie jak np. „Kopciuszek”. Zamiast można znaleźć historię o dwóch samcach żyrafy, które są smutne, bo nie mogą mieć dziecka, ale szczęśliwie znajdują pozostawione przez krokodyla jajo.

„Społeczeństwo oczekuje by dziewczynki były dziewczęce, ładne i miłe zaś chłopcy, męscy i twardzi. Egalia daje im to czego chcą.”- mówi Jenny Johnsson, 31 letnia nauczycielka w Daily Mail. Dyrektor placówki Lotta Rajalin powiedziała, że przedszkole zatrudniło genderowych pedagogów by ci pomogli usunąć męskie i żeńskie odniesienia w języku i zachowaniu. Egalia to miejsce “w którym płeć nie istnieje”, a wszyscy są dla siebie “bezpłciowo równi”. Placówka kultywuje “wartości gender i równouprawnienie”. Nowoczesne podejście do wychowania znalazło odbicie “w urządzeniu wnętrz i doborze lektur”. W dziecięcych czytankach dominują historie par tej samej płci oraz rodzin rozbitych.

Od jakiegoś czasu personel przedszkola nie odzywał się do dzieci zwrotami określającymi ich płeć. W niektórych sytuacjach przedszkolanki posługują się hybrydą między zaimkami osobowymi „on” i „ona” – odpowiednikiem nieistniejącego w języku szwedzkim „ono”. „Używamy słowa „hen”, gdy na przykład lekarz, policjant czy hydraulik ma przyjść do przedszkola. Nie wiemy czy to będzie on czy on, więc mówimy- „ono” przyjdzie o 14. Wówczas dzieci mogą sobie wyobrazić mężczyznę albo kobietę. To poszerza ich perspektywę.”- mówi Rajalin, która zaznacza również, że przedszkola typu Egalia kładą szczególny nacisk na wychowywanie w duchu tolerancji względem homoseksualistów, biseksualistow i transseksualistów. W przedszkolu nie ma miejsca na klasyczne bajki takie jak np. „Kopciuszek”. Zamiast można znaleźć historię o dwóch samcach żyrafy, które są smutne, bo nie mogą mieć dziecka, ale szczęśliwie znajdują pozostawione przez krokodyla jajo.

Dyrektorka podkreśla także, że przedszkole nie zaprzecza istnieniu różnic pomiędzy płciami. Przedszkole chce nauczyć dzieci, że biologiczne różnice nie muszą wpływać na ich zachowania i umiejętności. Część szwedzkich rodziców zaczyna protestować przeciwko temu szaleństwu. „Różnice pomiędzy płciami nie są problemem jeśli są równo traktowane” – napisała na swoim blogu Tanja Bergkvist, główna przeciwniczka tego, co sama nazywa „płciowym szaleństwem”.

 раскрутка

Mężczyźni, nie maskotki

A.W. Tozer

Obecnie kościół potrzebuje mężczyzn, właściwych mężczyzn , odważnych… Usychamy z tęsknoty za mężczyznami, którzy w walce duszy czują się jak straceńcy, których nie można zastraszyć śmiercią, ponieważ już umarli dla  wdzięków tego świata. Tacy mężczyźni będą wolni od wewnętrznych przymusów, które kontrolują słabszych. Nie da się ich zmusić zrobienia czegokolwiek naciskiem okoliczności – ich jedynym naciskiem będzie ten wewnętrzny – czyli z góry.

Tego rodzaju wolność jest konieczna jeśli za kazalnice mają znowu wrócić prorocy zamiast maskotek. Ci wolni mężczyźni będą służyć Bogu i ludzkości mając motywacje zbyt wysokich lotów, aby mogli je zrozumieć szeregowcy oraz szeregi religijnych wasali, którzy dziś kursują do świątyni i z powrotem. Nie będą podejmowali decyzji ze strachu, nie będą wybierać drogi, chcąc przypodobać się, nie będą przyjmować posługi ze względów finansowych, ani odgrywać religijnych czynności, nie dopuszczą do tego, aby miała na nich wpływ miłość publiczności bądź pragnienie posiadanie dobrej reputacji”.

 

 

 продвижение сайта

Kradzież Palestyny zakup Izraela

 

kradzież Palestyny zakup Izraela

Polecam pod powyższym linkiem z linkami w artykule do innych miejsc potwierdzających twierdzenia artykułu.

Jest również u mnie na ten temat ciekawy  artykuł pt.: „Kryzys palestyńskich uchodźców został wywołany przez Arabów

 

National Review Online
21 czerwiec 2011

Oryginał angielski: Not Stealing Palestine but Purchasing Israel
Tłumaczył: Mateusz J. Fafiński

Syjoniści ukradli palestyńską ziemię. Oto mantra powtarzana przez Hamas i Autonomię Palestyńską w mediach i w szkołach. Jak tłumaczy Palestinian Media Watch jest to stwierdzenie wielkiej wagi: „Pokazywanie początków państwa [Izrael] jako aktu kradzieży, jego dalszego istnienia jako historycznej niesprawiedliwości, służy jako podstawa do nieuznawania Izraela przez AP”. Oskarżenia o kradzież podważają także pozycję międzynarodową Izraela.

Palestyński punkt widzenia. Rekin w kształcie Gwiazdy Dawida pożera Palestynę.

 

Czy te oskarżenia są prawdziwe?

Nie. Jak na ironię, budowa państwa Izrael jest przykładem jednej z najbardziej pokojowych fal imigracji w historii. Aby to zrozumieć, trzeba zobaczyć Syjonizm w jego kontekście. Najprościej mówiąc: podbój jest historyczną normą – rządy są ustanawiane przez inwazje, prawie każde państwo powstało kosztem innego. Nikt nigdy nie jest u władzy na stałe, korzenie każdego państwa leżą gdzieindziej.

Plemiona germańskie, hordy środkowoazjatyckie, rosyjscy carowie, hiszpańscy i portugalscy konkwistadorzy – wszyscy oni zmienili mapę świata. Współcześni Grecy mają zaledwie symboliczny związek z Grekami z czasów starożytnych. Ile razy podbijano teren Belgii? USA powstały dzięki podbojowi rdzennych Indian. Królowie wciąż zmieniali się w Afryce, Ariowie podbili Indie, w Japonii ludy grupy Yamato wyeliminowały niemal wszystkich rdzennych mieszkańców nie licząc niewielkich grup, takich jak Ajnowie.

Ze względu na swoje położenie, Bliski Wschód doświadczył więcej inwazji niż inne rejony – Grecy, Rzymianie, Arabowie, Krzyżowcy, Turcy Seldżuccy, Timur, Mongołowie i współcześnie Europejczycy. W ramach samego regionu dynastyczne zamieszania powodowały wielokrotne podboje tego samego rejony – jak np. Egiptu.

O Jerozolimę toczono wiele wojen: cesarz Tytus świętował zwycięstwo nad Żydami w roku 70 n.e. poprzez budowę łuku tryumfalnego, z reliefami pokazującymi rzymskich żołnierzy wynoszących menorę ze Świątyni.

Teren, na którym znajduje się obecnie państwo Izrael, nie jest wyjątkiem. W książce „Jerusalem Besieged: From Ancient Canaan to Modern Israel” [„Jerozolima oblężona: od starożytnego Kanaan do współczesnego Izraela”] Eric H. Cline pisze o Jerozolimie: „O żadne inne miasto w historii nie walczono tak zaciekle” i wylicza „przynajmniej 118 niezależnych od siebie konfliktów o i w Jerozolimie na przestrzeni ostatnich czterech tysiącleci”. Cline obliczył, że Jerozolima została zniszczona całkowicie przynajmniej dwukrotnie, oblężona 23 razy, zdobyta 44 razy i atakowana 52 razy. W AP ukuła się fantazja, że dzisiejsi Palestyńczycy są potomkami plemienia ze starożytnego Kanaan – Jebusytów. W rzeczywistości pochodzą od najeźdźców i imigrantów szukających lepszego życia.

Na tym tle podbojów, przemocy i przewrotów, syjonistyczne wysiłki zwiększenia żydowskiej obecności w Ziemi Świętej przed 1948 roku wyglądają niezwykle łagodnie i mają raczej kupiecki niż wojskowy wydźwięk. Eretz Yisrael była rządzona przez dwa wielkie imperia – Otomańskie i Brytyjskie. Syjonistom brakowało siły militarnej i dlatego nie mogli wybić się na niepodległość poprzez podbój.

Zamiast tego, kupowali ziemię. Nabywanie własności metodą dunam za dunamem farma za farmą, dom za domem, było główną metodą przed 1948 rokiem. To założony w 1901 roku Jewish National Fund (a nie tajna organizacja oporu Hagana, utworzona w 1920) stanowił serce syjonistycznej aktywności i miał „wspomóc rozwój nowej społeczności wolnych Żydów, oddających się pokojowym i aktywnym działaniom”.

Syjoniści starali się również rekultywować to co było opuszczone i uważane za nieużytki. Nie tylko zmieniali pustynię w pola uprawne, lecz także osuszali bagna, oczyszczali kanały, zalesiali wzgórza, usuwali skały i odsalali glebę. Żydowska aktywność w dziedzinie rekultywacji i higieny wyraźnie zmniejszyła ilość śmiertelnych przypadków chorób.

Kiedy zaś brytyjski mandat wygasł w 1948 roku i Syjoniści zostali zaatakowani przez państwa arabskie, chwycili za broń w obronie własnej i postanowili zdobyć ziemię poprzez podbój. Ale nawet wtedy, jak zauważył historyk Efraim Karsh w „Palestine Betrayed” [„Palestyna zdradzona”] większość Arabów po prostu uciekła – zaskakująco niewielu z nich zostało wygnanych.

Fakty stoją w sprzeczności i palestyńską wersją, że „syjonistyczne gangi ukradły Palestynę i wygnały zamieszkujący ją naród” co doprowadziło do katastrofy „bez precedensu w całej historii” (według palestyńskiego podręcznika szkolnego). Syjoniści mieli także „splądrować Palestynę i zniszczyć jej interesy narodowe, ustanawiając swoje państwo na ruinach po palestyńskich Arabach” (jak pisze felietonista palestyńskiego dziennika). Międzynarodowe organizacje, gazety i apele akademickie powtarzają te kłamstwa na całym świecie.

Izraelczycy powinni być dumni i wskazywać, że ich kraj zbudowano dzięki jednemu z najmniej gwałtownych i najbardziej cywilizowanych ruchów ludzkich w historii. Gangi nie ukradły Palestyny. To kupcy kupili Izrael.aracer.mobi

Uprość swoje życie

Joyce Meyer

Niezdecydowanie to żałosny stan i na pewno nie jest owocem prostego życia. Prostota modli się, szuka mądrości i decyduje; nie ględzi. Trzyma się podjętej decyzji dopóki nie ma solidnych powodów, aby ją zmienić. Apostoł Jakub powiedział, że człowiek o rozdwojonej duszy (double-minded) jest niestały na wszystkich swoich drogach i niczego, o co prosi, od Pana nie otrzyma. Jak Bóg może nam dać cokolwiek, jeśli nigdy nie jesteśmy przekonani, o co nam chodzi?

Niewątpliwie, podróż przez życie prowadzi nas do wielu nieuniknionych decyzji i zawsze wpadamy w problemy, jeśli podejmujemy je z emocjonalnym nastawieniem, w zależności od tego, co myślimy czy chcemy. Bóg chce, abyśmy podejmowały mądre decyzje. Wierzę, że być mądrą oznacza wybierać dziś to, z czego będziemy cieszyć się później.

 

Uwielbiam Przyp. 8:2-3: „Na szczytach wzgórz, przy drodze, na rozstaju dróg usadowiła się  Mądrość przy bramach u wylotu miasta, u wejścia do przedsionków głośno woła

Jeśli chcesz uprościć swoje życie, musisz myśleć o przyszłości i zdawać sobie sprawę z tego, że twoje wybory dziś, wpływają na przyszłość. Niektórzy ludzie nigdy nie będą w stanie zrelaksować się i cieszyć życiem, ponieważ każdego dnia odsuwają od siebie sprawy, które wywołują zamieszanie, co wynika z braku mądrości. Często słyszę jak ludzie mówią: „Wiem, że nie powinnam tego robić, ale…” Głupie jest robienie tego, o czym wiemy, że nie powinniśmy robić. Jak może ktokolwiek spodziewać się tego, że otrzyma dobry wynik, jeśli już na początku wie, że podejmuje złą decyzję? Tacy ludzie igrają tym, co mimo wszystko wychodzi na dobre, lecz mądrość nie ryzykuje, ona inwestuje. Podejmowanie decyzji, aby robić to co właściwe teraz, nie zawsze jest przyjemne, lecz sprawia przyjemność później. Tak wielu ludzi płaci wysoką cenę za tanie emocje, lecz teraz można postanowić nie zaliczyć się do nich.

Możliwe, że podejmujemy milion decyzji w ciągu całego życia, a im mądrzejsi jesteśmy, tym lepsze będzie nasze życie. Uproszczenie swojego życia wymaga tego, faktycznie przemyśleć swoje decyzje zanim je podejmiesz. Jk 5:12 powiada: „A przede wszystkim, bracia moi, nie przysięgajcie ani na niebo, ani na ziemię, ani nie składajcie żadnej innej przysięgi; ale niech wasze „tak” będzie [prostym] „tak”, a wasze „nie” niech będzie [prostym] „nie”, abyście nie byli pociągnięci pod sąd”.

Jakub mówi nam tutaj: “Podejmuj decyzje. Powiedz po prostu tak lub nie i nie zmieniaj zdania”. Często męczymy się decyzjami, które stoją przed nami, zamiast po prostu zdecydować i trzymać się tego. Może to prosty przykład, lecz pomyślmy o czymś takim: Stoisz rano przed szafą i przeglądasz wszystkie ubrania, wybierając coś i ubierasz na siebie. Nie chodzisz tam i z powrotem, aż się spóźnisz do pracy!

Chciałabym was zachęcić, abyście zaczęły podejmować decyzje bez krytykowania siebie i przewidywania czy martwienie się o to, co już postanowione. Nie bądź rozdwojona czy bezpłciowa, ponieważ ponowne rozważanie swoich decyzji, po ich podjęciu, spowoduje, że nie będziesz się mogła cieszyć niczym, cokolwiek robisz.  Podejmuj decyzje tak dobre jak tylko potrafisz po czym ufaj Bogu co do skutków. Nie martw się ani nie obawiaj pomyłki.

Jeśli serce masz czyste i podjęłaś decyzję zgodnie z Bożą wolą, On przebaczy ci i pomoże iść dalej. Bądź zdecydowana. Cokolwiek masz w życiu zrobić, po prostu zrób to i zachowuj prostotę. „Idź i daj Bóg być Bogiem” – to naprawdę dobra myśl. Natychmiast upraszcza każdą sytuację, bez względu na to jak jest trudna. Musimy robić to, co możemy a następnie resztę, wraz z naszymi troskami, zrzucić na Boga.

Biblia mówi, że powinniśmy robić to, czego wymaga sytuacja „dokonawszy wszystkiego… stójcie” (Ef. 6:13). Popracuj nad prostym podejściem do podejmowania decyzji. Życie jest zbyt krótkie, aby być sfrustrowaną.

 

 

 сайт