Category Archives: Charisma

Reality Check: sprawa relacyjnego chrześcijaństwa

logo

Reality Check: sprawa relacyjnego chrześcijaństwa

23 czerwca 2009
Zarówno Jezus jak i apostoł Paweł byli przystępni i utrzymywali bliskie więzi ze swymi uczniami.
W taki też sposób powinniśmy służbę sprawować. Pewien przyjaciel z Alabamy opowiedział mi ostatnio o kaznodziei, który przyjechał do miasta w niezwykłym stylu. Przyjechał do kościoła limuzyną i śmignął do prywatnego pomieszczenia za sceną. Przekazał szczegółowe instrukcje, aby jego limuzyna cały czas była na chodzie (myślę, że nie przejmował się wzrostem cen paliw), aby temperatura w środku była stała. Ten ewangelista głosił do oczekującego go tłumu, zabrał swoją ofiarę i wycofał się do tego pokoju na krótki odpoczynek. Następnie opuścił kościół ze swą świtą, nie zamieniając nawet kilku słów z goszczącym go pastorem.

„Przez ostatnie 30 lat wiele naszych kościołów rozwinęło sterylną religijną kulturę, która wynosi przywódców i oddziela ich od ich zgromadzeń. ”

„Wiara” tego gościa – jest reklamowany jako kaznodzieja wiary – mogła być inspirująca, lecz jego miłość była równie zimna jak powietrze wewnątrz za dużego pojazdu. Jego zachowanie tej nocy pokazuje, dlaczego tak wiele służb znajduje się w kryzysie. Stworzyliśmy potwora – wersję chrześcijaństwa, które jest zgrabne, ponure i sterowane zdarzeniami, lecz zupełnie pozbawione autentycznego wpływu. Jest jednowymiarowe, jak płaski ekran odbiornika telewizyjnego i czymś całkowicie niepociągającym dla ludzi pragnących prawdziwych relacji. Styl tego kaznodziei oderwanego od rzeczywistości jest dokładnym zaprzeczeniem działania apostoła Pawła. Jego głębokie więzi z uczniami znajdują swoje odbicie we wszystkich listach. Niemal szlocha, gdy w 16 rozdziale Listu do Rzymian opisuje swe uczucia wobec zespołu usługującego. Gdy żegna się ze swymi kolegami z Efezu, wszyscy płaczą i całują się. Mówi do Filipian: „Jesteście w sercu moim (1:7).

Ujawnia też niepohamowane uczucie, gdy pozdrawia Tesaloniczan: „…chociaż jako apostołowie Chrystusa mogliśmy być w wielkim poważaniu; przeciwnie, byliśmy pośród was łagodni jak żywicielka, otaczająca troskliwą opieką swoje dzieci. Żywiliśmy dla was taką życzliwość, iż gotowi byliśmy nie tylko użyczyć wam ewangelii Bożej, ale i dusze swoje oddać, ponieważ was umiłowaliśmy” (1Tes. 2:7-8).

Styl w jakim Paweł prowadził swoja służbę najlepiej widać w jego relacji do swego duchowego syna Tymoteusza, który często z nim podróżował. Ponad ¼ z 27 ksiąg Nowego Testamentu została napisana przez Pawła do Tymoteusza, bądź z Tymoteuszem do różnych kościołów (2 Koryntian, do Filipian, Kolosan, 1 i 2 Tesaloniczan i do Filemona). Jest to wyraźny sygnał tego, że prawdziwe chrześcijaństwo to nie kazalnice, spotkania, garnitury i krawaty, mikrofony, otoczenie i klimatyzowane limuzyny, lecz bliska współpraca zespołowa.

Jak możemy przywrócić relacyjne chrześcijaństwo? Mądrze będzie jak podejmiemy następujące kroki:

1. Bądź dostępny. Jezus był, na tle surowej religijnej kultury, dostępny. Rabini w czasach Jezusa mieli obsesję na punkcie swoich szat, tytułów i publicznego pontyfikatu, trzymając się równocześnie z dala od zwykłych ludzi. W międzyczasie Jezus brał dzieci na ręce, jadł z celnikami i okazywał uczucia swoim uczniom.

Przez ostatnie 30 lat wiele naszych kościołów rozwinęło sterylną religijną kulturę, która wynosi przywódców i oddziela ich od ich zgromadzeń. Młodsze pokolenie odrzuca to, ponieważ widzą to, że król nie jest nagi. Kościoły, które chcą wzrastać – i chcą docierać do młodszego pokolenia -muszą wyrzucić te stary paradygmaty, wraz z nauczaniem, które jest stworzyło.

2. Otwórz swoje życie. Spotykam się regularnie z liderami służb, którzy mówią mi, że nie mają żadnych przyjaciół. Niektórzy czują się zagrożeni przez zwierzchników, którzy dominują bądź kontrolują ich. Inni boją się, że jeśli przyznają się do zmagań czy słabości stracą swoją pracę. Inni nigdy nie mieli duchowego ojca czy znaczącego mentora, mają pustkę w relacjach. Nie mają niczego, co mogliby dać poza 3 punktowymi kazaniami i motywacyjnymi zasadami. Mogą wykrzykiwać chwałę w niedziele rano, lecz walczą z samotnością w niedzielę w nocy.

Jeśli chcemy mieć nadzieję na to, że przyniesiemy uzdrowienie temu rozdrobnionemu, pragnącemu miłości pokoleniu, to ta tama musi zostać rozbita, serca muszą się otworzyć, szczere wyznanie musi płynąć a pobożne przyjaźnie muszą zostać wykute. Kościół powinien być najlepszym miejscem, gdzie ludzie mogą się połączyć -nie tylko z Bogiem, lecz również ze sobą nawzajem.

3. Wypracuj skuteczne modele uczniostwa. Ze wszystkich krajów, które odwiedzam, nigdzie nie widziałem zdrowego, wzrastającego kościoła, który nie ma systemu podstawowych małych grup. Rzeczywiste uczniostwo nie kształtuje się w zbiorowym dwuszeregu; jest tworzone w pełnych intymnej miłości troski, relacyjnych warunkach.

Służę dziś Bogu głównie dlatego, że pewien młodzieżowy lider, Barry St. Clair, wziął mnie pod swoje skrzydła, gdy miałem 15 lat i wychowywał mnie w małej grupie biblijnego studium przez ponad
trzy lata. Barry, wtedy 30 latek, odnosił już powodzenie jako autor, kaznodzieja i bardzo zajęty mąż i ojciec, lecz poświęcił czas na to by bo zainwestować w nastolatka południowych baptystów, zabierając mnie w podróże i modląc się ze mną o moje osobiste problemy.

Barry stał się moim najbardziej zaufanym powiernikiem i doradcą, gdy już zacząłem służbę. Stał ze mną na moim ślubie, modlił się na mojej ordynacji. Ciągle pisze do mnie zachęcające notki -35 lat po tym, gdy uczył mnie tego, aby spędzać cichy czas z Bogiem przy pomocy „Peter Lord’s The 29:59 Plan„.
Musimy dziś wrócić do tych podstaw. Gdy niedostępni kaznodzieje odjeżdżają swymi limuzynami, nadal pozostaje nam wezwanie do tego, aby czynić uczniów, a nie możemy tego wypełnić, dopóki nie zatrzymamy tego głupiego ego show i nie uchwycimy się pokornego stylu służby, który stawia na pierwszym miejscu relacje.

aracer

Dlaczego nie mogę udzielać homoseksualnych ślubów.

logo

Idźmy dalej: nazwijcie mnie nietolerancyjnym. Nadal wierzę w to, że kościół musi chronić małżeński ołtarz.

Ostatniej niedzieli stałem na podwyższeniu kościoła w Gainesville, Floryda, i prowadziłem ceremonię małżeńską w obecności około 100 gości. Narzeczona, Christina, wyglądała zachwycająco w falującej, białej sukni, od narzeczonego, A.J., biła radość. W czasie ceremonii łzy płynęły swobodnie – szczególnie w czasie komunii, gdy utalentowany duet zaśpiewał „The Preyer”, hymn ślubny spopularyzowany przez Celine Dion i Andrea Becelli.

Na szczęście nie było jakichś niezręcznych chwil – mdlejącego świadka, zgubionych obrączek, skrzeczących głośników czy zapalających się ozdób na świecach. Był to pewien obraz – doskonała chwila w czerwcu, miesiącu, który uważa się za idealny na śluby, pomimo że lato na Florydzie zalewa potem. Wspaniale było to, że przeszedłem przez swoje kazanie bez płaczu – na ślubie, w którym brali udział moi przyjaciele czy rodzina, mogło mnie trochę dusić

Małżeństwo jest świętą instytucją i kościół powinien trzymać się tego, bez względu na to, w którym kierunku w tej dziedzinie dryfuje nasza kultura.

Później wieczorem, gdy już zdjęto dekoracje, płatki róż zostały zmiecione i weselne resztki ciast znalazły się w lodówce, miałem czas na zastanowienie się nad słowami, które powiedziałem do A.J. I Christiny, gdy stali przy ołtarzu. Zdałem sobie sprawę, dlaczego głos łamał mi się w kilku momentach w czasie kazania. Stało się tak dlatego, że czułem Bożą obecność w kościele, Pan uśmiechał się przy tej okazji. Ceremonie ślubne mogą przybierać różne kształty, rozmiary i style – lecz istotą jest to, że odtwarzają one scenę z drugiego rozdziału Księgi Rodzaju, gdy Bóg wyjął kobietę z boku mężczyzny i ponownie połączył ich jako mężczyznę i kobietę jako jedno. Bez dodatku świec i włoskich pieśni miłosnych, Bóg głosił pierwsze ślubne kazanie. Pismo mówi: „I dlatego opuści mąż ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją i staną się jednym ciałem” (Rdz. 2:24).
Ten wers dostarcza biblijnego wzoru co do płci, seksualności i rodzinnych relacji. Został on zaprogramowany w DNA ludzkiej rasy. Jednak dziś coraz ilość ludzi, którzy porzucili Biblię jako mit, domaga się, aby nasza kultura zmieniła Boże fundamentalne prawdy na kłamstwa, a niektóre kościoły z głównego nurtu zachwiane świecką presją, otwierają swoje ołtarze dla jednopłciowych ślubów, ponieważ nie chcą być uważane za nietolerancyjnych świętoszków.

W czasie, gdy szaleje debata nad tym czy państwo powinno usankcjonować gejowskie małżeństwo (możemy się tym zająć później), my, chrześcijanie, musimy trzymać się trzech kluczowych zasad objawionych w pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju:

1. Boża natura jest objawiona przez mężczyznę i kobietę.
Prawdziwy Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, ponieważ obie płcie razem odzwierciedlają Jego obraz. Pełna Boża chwała nie jest widoczna tylko przez mężczyznę, czy tylko przez kobietę; niezbędni są oboje. To dlatego Rdz. 1:27 mówi: „I stworzył Bóg człowiek na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go, Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich„.

To dlatego małżeństwo gejowskie jest całkowicie sprzeczne z chrześcijańską moralnością. W istocie jest odrzuceniem Bożego autorytetu jako Stwórcy, jest afrontem wobec Jego świętego obrazu. Ślub dwóch mężczyzn czy dwóch kobiet i udawanie, że cieszą się Bożym błogosławieństwem swej seksualnej unii jest buntem przeciwko stworzonemu porządkowi i budowaniem alternatywnej kultury bez Niego.

2. Boże królestwo wzrasta przez heteroseksualne związki.
Zapisy Księgi Rodzaju wyraźnie stwierdzają, że rodzina składa się z ojca i matki (p. 2:24). Przez tysiące lat w ten sposób ludzka rasa był zachowywana. Dopiero w ostatnich dziesięcioleciach to homoseksualna społeczność promuje akceptację adopcji i sztucznego zapłodnienia dla gejów. O ile aktywiści gejów mogą dowodzić przekonująco, że mogą dziecku dać współczucie i miłość, chrześcijańska społeczność nie może naginać zasad nieba, aby sankcjonować gejowskie czy lesbijskie rodziny. Robienie tego to kolejny bezpośredni atak na obraz Boga.

3. Małżeństwo zawsze miało być monogamiczne.
Ważne jest również zwrócić uwagę na to, że chrześcijańska moralność oparta jest na koncepcji oddania, wierności i relacji jednego mężczyzny/jednej kobiety. Pomimo tego, że wielu mężczyzn w Biblii miało wiele żon, Pismo nigdy nie mówi, że Bóg zaaprobował ich zachowanie, poligamia nigdy nie była Jego planem.
Świat szydzi dziś z chrześcijan, ponieważ, w pewnych smutnych przypadkach, ci sami kaznodzieje, którzy żarliwie sprzeciwiają się gejowskim małżeństwom, miało na boku przyjaciółki. Muszę zgodzić się z tym, że żonaty kaznodzieja, który sypia ze swoją sekretarką, jest równie winny jak mężczyzna mający romans z gejem. W obu przypadkach pierwotne Boże standardy zostały złamane. Musimy wyjść poza hipokryzję myśli, że homoseksualizm jest gorszym grzechem niż heteroseksualny grzech. Nie powinniśmy próbować usprawiedliwiać żadnego z nich.

Nasza kultura stara się zmienić definicję małżeństwa w naszym pokoleniu i wybierają polityków, którzy im w tym pomogą. Zaledwie w zeszłym tygodniu prezydent Obama ogromnie się swoim zwolennikom przypodobał ogłaszając, że czerwiec – powszechnie ulubiony miesiąc na śluby – teraz jest miesiącem gejów, lesbijek, biseksualistów i transwestytów. To smutne, że nasz narodowy przywódca – który prezentuje wierne małżeństwo – uległ naciskom, aby przyklasnąć czemuś, co Bóg nazywa obrzydliwością.

Biblijne małżeństwo nie jest zawierane między dwoma mężczyznami czy dwoma kobietami; i nie jest również zawierane między jednym mężczyzną i czterema kobietami (na co pozawala islam), mężczyzną i dzieckiem, czy trzema mężczyznami i dzieckiem. Małżeństwo jest świętą instytucją i kościół powinien trzymać się tego, bez względu na to, w którym kierunku dryfuje nasza kultura w tej dziedzinie, czy na co pozwala się ludziom w miejskim sądzie. Chrześcijańska społeczność musi stanąć po stronie prawdy, a nie na mrocznym, pośrednim gruncie kompromisu.

раскрутка сайта

Specjalne słowo dla kobiet: droga Rut od wstydu do znaczenia

Grady J.Lee

Jeśli myślisz, że
twoja przeszłość dyskwalifikuje cię, niech cię zachęci życie tej
pogańskiej wdowy.

Jest to bardzo głęboką prawdą, że imię Rut występuje w królewskiej genealogii Jezusa Chrystusa. Ewangelia Mateusz mówi nam: „Booz zrodził z Ruty Jobeda, Jobed był ojcem Jessego, Jesse był ojcem Dawida… (Mat.1:5-6).

W Starym Testamencie imiona żeńskie bardzo rzadko występowały w zapisach genealogicznych, kobiety były niewidzialne. Nie były cenione za swoje dary czy talenty: po prostu znikały gdzieś w tle, nawet jeśli pracowały ciężko, służyły swym mężom i wychowywały dzieci. Kobiety nie miały głosu.

Zignorowaliśmy przesłanie Księgi Rut – i to spowodowało, że wiele kobiet jest duchowo bezpłodnych


Choćby tylko z tego jednego powodu zdumiewające jest to, że imię Rut występuje na tej biblijnej liście, a jeszcze bardziej szokujące jest to, że ta zubożała pogańska wdowa, pochodząca z moabskiej ziemi, znalazła się w rodowodzie Chrystusa. Gdyby zostały zachowane zwykłe zasady kulturowe, Rut zostałaby zdyskwalifikowana, bo zbyt wiele było przeciwko niej.

Po pierwsze: była Moabitką. Rodowód tych ludzi sięga kazirodczego związku Lota z jedną z jego córek (p. Rdz. 19:30-38). Rut niosła ogromny rodzinny bagaż, jak też wstyd, który wiąże się z seksualną nieczystością.

Po drugie: Moabici zostali odcięci od społeczności Pańskiej ze względu na to jak potraktowali naród Izraelski w czasie ich podróży po pustyni. Księga Powtórzonego Prawa 23:3 mówi, że bałwochwalczy Moabici zostali oddzieleni od obecności Pana do 10 pokolenia. Rut musiała nosić głębokie poczucie odrzucenia.

Po trzecie: Rut była nie tylko wdową, lecz prawdopodobnie była uważana za bezpłodną. Wyszła za mąż za Machlona i przez kilkanaście lat nie mieli dzieci. W czasach starotestamentowych od kobiety oczekiwano potomków natychmiast po ślubie, lecz Rut była bezdzietna aż do śmierci męża. Wdowieństwo i bezpłodność przybiły na niej niewątpliwie przygnębiające piętno.

Jednak, pomimo tych smutnych kulis księga Ruth prezentuje piękny obraz odkupieńczej mocy Chrystusa. Gdy Rut przysięgła, że będzie lojalna teściowej, Noemi, podejmuje odważny krok wiary i decyduje się służyć Bogu Izraela. W odpowiedzi na wiarę obu tych kobiet Bóg nie tylko w cudowny sposób prowadzi je, lecz także uzdalnia do tego, aby znalazły swoje miejsce w Jego planie zbawienia. Zanim historia skończy się, Rut wychodzi za mąż w żydowskiej rodzinie i rodzi potomka; w międzyczasie tragiczna pustka Noemi zostaje zamieniona w radość.

Co ta historia znaczy dla ciebie dziś? Bez względu na to jak wiele może być przeciwko tobie, Bóg chce wykorzystać cię w Jego niesamowitym planie. Jeśli mógł to zrobić dla Rut, może to zrobić dla ciebie!
Jeśli chcesz, aby twoje życie liczyło się dla Boga, wszystko czego trzeba to uczestniczyć w Jego łasce i iść śladami Rut:

1.
Zostaw swój wstyd za sobą.
Odejdź daleko od swej przeszłości, całkowicie ufając krwi Jezusa, że przebaczy i oczyści cię. Nawet jeśli przeżyłaś aborcję, gwałt, seksualne wykorzystanie, przemoc w rodzinie czy uzależnienia, możesz zostawić za sobą Moab i przeprowadzić się do Betlejem, do „Domu Chleba”. Bóg daje ci możliwość, abyś przeniosła się z ciemności do światłości.

2.
Odwróć się od swoich bałwanów.
Rut musiała zostawić Moab pomimo tego, że jej szwagierka, Orpa, zdecydowała się zostać w ziemi bałwanów. Czasami, gdy idziemy za Bogiem, musimy podejmować trudne decyzje, lecz to ty musisz zrobić wyraźny przełom. Nie poddawaj się pokusie pójścia na kompromis.

3.
Wyjdź ze swej bezpiecznej strefy.
Rut nie było łatwo pójść z Noemi do Betlejem. Była to dla niej obca ziemi i nie miała żadnej gwarancji zaopatrzenia, ale właśnie wtedy, gdy już podjęła to ryzyko, odkryła cudowną dobroć Bożą. Wiele chrześcijanek żyje czerpiąc ciągle z tych samych duchowych korzeni. Musisz wyjść z ławy i podjąć ryzyko. Bóg ma dla ciebie duchową przygodę, lecz nie spotka cię ona, jeśli nadal będziesz siedzieć. Podobnie jak Rut, ty znajdziesz swoje przeznaczenie na polach żniwnych.

4.
Znajdź mentora
. Nigdy Bożym zamiarem nie było, abyśmy żyli w samotności. On daje nam duchowe matki i ojców, jak też przyjaciół, aby nas zachęcali i doradzali nam. Rut zdecydowała się służyć Panu, ponieważ zobaczyła Boża dobroć bijącą z Noemi. To właśnie rada Noemi popchnęła Rut, aby poszła na klepisko Boaza, gdzie znalazła ostateczny cel.

W czasie moich podróży spotykam wiele kobiet, które mają ogromny duchowy potencjał, lecz znajdują się w pułapce depresji, zniechęcenia, smutku, wstydu i fizycznego bólu. Gdy szukają pomocy w kościele często okazuje się, że tam ciągle dobrze się ma starotestamentowe patriarchalne nastawienie.

Kościół zawodzi, jeśli chodzi o udzielenie pomocy kobietom w odkrywaniu i stosowaniu ich duchowych darów. Służba kobiet skupiła się trywialnych rzeczach takich jak pokazy mody i przepisów, podczas gdy Bóg pragnie szkolić Swoje córki, aby zdobywały dusze, szkoliły nowych wierzących, uruchamiały i prowadziły biznesy, zakładały królewskie przedsiębiorstwa i przemieniały społeczeństwa. Zignorowaliśmy przesłanie Księgi Rut – i to spowodowało, że wiele kobiet jest duchowo bezpłodnych, kiedy Bożym zamiarem było, aby stały się niebezpiecznym narzędziem, przed którym diabeł będzie drżał ze strachu.

Kobiety,
posłuchajcie mnie. Zostałyście włączone przez Jezusa do Jego planu! Pozwólcie, aby objawił wam to jak bardzo was kocha i jak bardzo pragnie używać was. On chce, abyście pozostawiły po sobie duchowe dziedzictwo tak, jak zrobiła to Rut. Obyście zostały napełnione tą samą odwagę, wiarą i determinacją, które cechowały jej życie.

– – –
– – – – – – – – – – – – – – – – –

J. Lee Grady jest wydawcą magazynu Charisma.

topod.in

Ważne męskie więzi w rozczłonkowanym świecie

Grady J. Lee

 


Epidemia moralnych upadków w kościele wśród mężczyzn jest bezpośrednio związana z brakiem zdrowych relacji.

 

Pomimo rozmnażania się iphon, Blackbaerries, emiali, socjalnych sieci internetowych -nie wspominając o pozycji Starbucks -wielu chrześcijan, mężczyzn, jeśli są szczerzy powie ci, że są samotni. Mogą korzystać z Twittera kilkanaście razy dziennie; mogą mieć okazjonalnie kumpli od golfa, mogą pić kawę z kumplami od czasu do czas, lecz tak wielu mężczyzn, którzy chodzą do kościołów regularnie nie ma przyjaciół.

Uświadomiłem sobie to w zeszłym tygodniu, gdy przemawiałem do grupy mężczyzn z wielkiego charyzmatycznego kościoła w Rochester, N.Y. Mówiłem o trzech rodzajach relacji, których potrzebujemy: (1) „Pawłów”, którzy są duchowymi ojcami; (2) „Branabów” rówieśników, którzy zachęcają nas, wspierają i są dla nas wyzwaniem oraz (3) „Tymoteuszów”, młodszych mężczyzn, których inspirujemy i mentorujemy.

 

 

Jezus zniszczył mit macho, pokazując,

że męskość w najsilniejszej postaci jest łagodna i dostępna”.

 

Poprosiłem chłopaków w Rochester, aby napisali imiona tych mężczyzn, którzy w ich życiu wchodzą pod poszczególne kategorie. Gdy sesja się skoczyła, jeden z nich poszedł do domu do swej żony i ogłosił, że nie był wstanie znaleźć ani jednego nazwiska do żadnej kategorii. Nie miał żadnych znaczących relacji. Inny mężczyzna, z którym rozmawiałem tego wieczoru, przyznał, że nie ma mentorów, ani nigdy nie był przejrzysty wobec przyjaciela, mężczyzny, jeśli chodzi o sprawy osobiste.
Mężczyźni są od siebie oderwani a my się dziwimy, dlaczego amerykański kościół jest dysfunkcyjny? 

Świeccy psycholodzy powiedzą wam, że mężczyźni zmagają się, aby budować bliskie relacje ze sobą, lecz rzadko zajmujemy się tą sprawą w kościele -a wynik jest taki, że wielu mężczyzn, którzy kochają Boga żyją w bolesnej izolacji. Rozpoznałem trzy najsilniejsze przeszkody w budowaniu silnych męskich więzi:

1. Stereotyp Macho. Mit macho mówi, że prawdziwy mężczyzna jest szorstkim indywidualistą; silnie niezależny, emocjonalnie izolowany, pokryty zbroją bez widocznych słabości. Mit macho mówi, że chłopcy nigdy nie płaczą -nawet jeśli bardzo boli -i że gdy dorosną nie mogą mieć intymnych relacji z żonami czy być czuli dla dzieci. Macho musi utrzymywać dyktatorską władzę i kontrolę w relacjach, nawet jest wymaga to znęcania się.

Gdy weźmiesz do ręki Pismo to widzimy w jak radykalny sposób Jezus Chrystus rzuca wyzwanie kulturze macho promowanej przez religijnych liderów Jego czasów. Faryzeusze z góry patrzyli na kobiety, byli powściągliwi wobec dzieci i celebrowali swoją własną ważność, nie pozwalając sobie na dotykanie potrzebujących. Jezus przeciwnie, upoważnił kobietę z marginesu, trzymał w ramionach dzieci, dotykał trędowatych i opowiedział przypowieść o ojcu, który przytulił i pocałował swego krnąbrnego syna. Jezus zniszczył mit macho, pokazując, że męskość w najsilniejszej postaci jest łagodna i dostępna.

2. Strach przed homoseksualizmem. W czasie licznych podróży zauważyłem, że w innych krajach mężczyźni mają doskonałą wolność w okazywaniu czułości. Mężczyźni w Afryce trzymają się za ręce; w krajach łacińskich całują się w policzek. Socjologowie mówią, że męska czułość była kiedyś powszechna w tym kraju – lecz zanikła w tym samym czasie, gdy świadomość homoseksualna wzrosła.
Współcześnie, wielu zwykłych mężczyzn boi się pocieszającego obejmowania przyjaciela, aby nie zostało to uznane za seksualne natarcie.

Jest to tragiczne z wielu powodów, głównie dlatego, że wszystkie ludzkie istoty potrzebują do przetrwania uczuciowości. Są współcześnie mężczyźni, mający po 60, 70 lat, którzy ciągle pragną tego uczucia, którego im hamujący się emocjonalnie ojcowie im nie dali. Żyją więc w skorupach i cierpią w milczeniu. Wielu facetów zwraca się ku homoseksualizmowi, który jest substytutem zdrowego, nieerotycznego męskiego uczucia, którego potrzebują. (A wtedy diabeł bardzo gorliwie przekonuje ich, że „takimi się urodzili”.) Kościół mógłby zaoferować szczere uzdrowienie mężczyznom, którzy zmagają się ze sprawami seksualnej tożsamości, lecz do tego potrzeba okazywania ojcowskich czy braterskich uczuć bez obaw.

3. Pułapka rywalizacji. Stańmy wobec tego: mężczyźni czują się tak niepewnie i są tak nastawieni na pracę, że mierzą siebie nawzajem i siebie samych tylko na podstawie osiągnięć.
Czy to na szkolnym placu zabaw, czy na sali posiedzeń rady jesteśmy tak obsesyjnie opanowani grą, że nie możemy dopuścić, aby jakikolwiek inny mężczyzna wyprzedził nas. Musimy wygrać, więc wszyscy inni mężczyźni stają się przeszkodami na drodze do osiągnięcia naszego celu.

Męska pycha jest pojedynczą główną przyczyną tego, że nie możemy zbliżyć się do naszych braci. Jest przyczyną tego, że chrześcijanie, mężczyźni, uzależnieni od pornografii nie są na tyle szczerzy, aby zadzwonić do przyjaciela i podzielić się tą paskudną tajemnicą. Właśnie to sprawia, że niektórzy pastorzy nie mogą przyznać się, że ich małżeństwa cierpią, a skuteczni biznesmeni kończą upijając się w weekendy, zamiast znaleźć grupę wsparcia. Wielkie, grube ego stoi im na drodze.

Jezus pokazał nam, jak dawać sobie radę z pychą. Tuż przed pójściem na krzyż, zebrał razem swoich uczniów, mężczyzn, na Paschę, rozebrał się ze Swoich ubrań i założył ręcznik niewolnika, po czym ruszył do umycia ich śmierdzących, zakurzonych stóp. Gdy skończył tą robotę, powiedział Swoim mężczyznom, że powinni traktować siebie nawzajem tak samo.

Epidemia moralnych upadków w kościele wśród mężczyzn jest bezpośrednio związana z brakiem zdrowych relacji. Jedynym sposobem na odwrócenie tego trendu jest ponowne wprowadzenie mężczyzn w służbę Zbawiciela – który był tak pokorny, że zdjął Swoją zbroję macho i naraził się na ciosy.

J. Lee Grady wydawcą magazynu Charisma.

 

раскрутка

Strzeż swoje serce przed duchowymi związkami

Karen, uspakajając palce wydobywające z klawiatury ostatnie dźwięki pieśni „Purify My Heart” (Oczyść serce me), wiedziała w duchu, że wielu zostało dotkniętych uwielbieniem tego wieczoru, a przedłużający się uśmiech posłany przez Wes’a, lidera grupy uwielbiającej, potwierdził jej to. Cicho odsunęła się od pianina i skierowała w stronę pokoju muzyków. Spojrzała na zegarek. Gdyby jej mąż, Marty, był tutaj, byłby poirytowany tym, że muzyka zajęła tak dużo czasu. Zawsze się spieszył do domu, do swego komputera i magazynu The Wall Street Journal. Westchnęła.

„Po co takie wzdychanie?” zapytał Wes, który szedł za nią mrocznym korytarzem skrzydła szkółki niedzielnej. „Taka piękna kobieta jak ty, nie powinna się niczym przejmować. Grałaś dziś,…. jak mogę opisać piękno i majestat, które wydobyłaś z tej klawiatury? Samo bycie razem z tobą w jednym zespole, wzbudza we mnie dreszcz emocji”. Karen zwolniła kroku, aby zrównać się z nim.

„To jak z tym westchnięciem? Możesz mi powiedzieć. Za długo jesteśmy przyjaciółmi, abyśmy ukrywali coś przed sobą”. Jego łagodny głos, fizyczna bliskość, cień jego silnej, pochylonej postaci jak rzucała wzdłuż korytarza jedna lampka z tyłu, wywołała gorące pragnienie jego dotyku.

Karen pomyślał sobie cierpko: „Marty nigdy nie pomyślał o zachęcaniu czy zrozumieniu mnie”. Zawsze żył w innym świecie, świecie biznesowych spraw i wielkich pieniędzy. Wydawało mu się, że jest na tyle mocna, aby mogła zająć się sobą.

Mylił się; Karen czuła się samotna. Oczywiście, Bóg przysłał Wesa do niej, aby wiedziała, że jest ktoś, dla kogo jest kimś szczególnym. Wylała więc swoje serce przed nim i po raz pierwszy Wes wyciągnął ręce i przytulił ją w ramionach, gdy płakała. Razem, Karen i Wes, razem zbliżyli się do krawędzi parapetu.

Zwykle zaczyna się całkiem niewinnie. Nie ma jakiegoś szczególnego planu kuszenia czy ranienia kogokolwiek, po prostu pragnienie wyrażenia swoich uczuć.

„Jesteś szczególna, naprawdę szczególna! Nigdy nie spotkałem nikogo, kto by mnie tak rozumiał jak ty”.

Czy po prostu: „Jak dobrze razem bawiliśmy się!”

Coś z tych słów powoduje wybuch w naszym wnętrzu i zostaje nawiązany kontakt, ale jest jeden problem: Co najmniej jedno z was jest małżonkiem – kogoś innego.

Pokuszenie, aby dopuścić do serca kogoś, kto nie ma prawa zaglądać tam czai się na każdego, kto działa w służbie. Liderzy uwielbienia, muzycy, młodzieżowi duchowni, pastorzy, sekretarki i doradcy poddają się temu w alarmujących ilościach, a wynik końcowy – co ja nazywam „duchowym cudzołóstwem” – rzadko kiedy udaje się rozpoznać, aż do chwili, gdy zamieni się w seks.

Poddanie pokuszeniu

Lekcja na temat duchowego cudzołóstwo dotarła do mnie w brutalny sposób – sama się mu poddałam. Zaskoczyła mnie w czasie, gdy byłam bardzo pewna swej miłości do Boga i oddaniu rodzinie. Prawda, że z mężem znosiliśmy trudne czasy. Oboje życzylibyśmy sobie, aby to kto inny, bardziej wrażliwy na nasze potrzeby, stanął z nami na ślubnym kobiercu. Niemniej, był to czas, gdy nasze małżeńskie problemy „były pod kontrolą” i wyglądało na to, że jesteśmy szczęśliwi. Ufałam Bogu, że nasza relacja w odpowiednim czasie będzie tak wyglądać, jak Pan chce.

W międzyczasie, moja służba, nauczanie, budowanie uczniostwa przynosiły dobre owoce. Pomimo że uczniami byli mężczyźni, byłem przekonana, że jestem zbyt mocna, zbyt dojrzała i zbyt duchowa, aby być kuszoną do niewierności Bogu i mężowi. Nauczyłam się utrzymywać psychiczny i psychologiczny dystans do nich, ubierając się skromnie i zachowując profesjonalnie. Chciałam być skutecznym nauczycielem, a nie przeszkodą.

Łatwo udawało się to osiągnąć w klasie, lecz gdy dostałam praktykanta do przeszkolenia sam na sam, wpadłam z zaskoczenia. Wraz z praktykantem pracowaliśmy razem i przebywali w jednym biurze. Jego głębokie pragnienie Boga i zrozumienie Pisma bardzo mnie dotykały. W zamian, on wyrażał mi to jak moja miłość do Boga głęboko dotykała jego ducha – coś, co od wielu lat pragnęłam słyszeć od męża, a czego nie było. Łatwo było nam otwierać się przed sobą nawzajem i wyznawać osobiste sprawy. Czasami wydawało się, jakbyśmy umieli czytać w swoich myślach! Wykorzystywaliśmy każdą sposobność, aby przygotowywać się razem i zachęcać nawzajem. Wtedy nie mogłam sobie przypomnieć, abym była kiedykolwiek wcześniej tak szczęśliwa. Ta relacja wyglądała na prezent od Boga. Byłam kochana taka, jaka byłam! Ktoś uwierzył we mnie i przejmował się tym, co myślę i czuję.

Za to moje duchowe życie rozdarło się na życie w służbie z praktykantem, gdzie byłam doceniana i rozumiana i życie w domu, gdzie zawsze wydawało mi się, że nie dostaję.

Przełożeni w służbie ostrzegali mnie, abym nie spędzała tak dużo czasu z praktykantem, lecz myślałam sobie, że są ciasnogłowi. Odrzucenie takiej radości było nie do pomyślenia! Zamierzałam udowodnić, że mogę być najlepszą przyjaciółka kogoś, kto nie jest moim mężem i nie zgrzeszyć.

Punkt zwrotny

Pewnego dnia zaczęłam czytać książkę, Johna Sanford’a „Dlaczego niektórzy chrześcijanie cudzołożą” (Why Some Christians Commit Adultery). Zaczynała się od opisu duchowego cudzołóstwa, niezamierzonego otwarcia serc, co łatwo zdarza się między ufającymi sobie ludźmi, którzy spędzają razem czas, szczególnie w służbie.

Czytając ten opis, wiedziałam, że coś jest nie tak. Poprosiłam o wolne popołudnie i ruszyłam do parku w sąsiednim miasteczku. Całą drogę błagałam Boga, aby mi pokazał stan mojego serca. Spędziłam wiele godzin spacerując po parkowych ścieżkach a Bóg przypominał mi chwila po chwili momenty, w których odrzucałam Go, wykorzystywałam moją pozycję liderki, zdradzałam zaufanie i sama dla siebie stanowiłam prawo.

W końcu, leżąc twarzą do ziemi, wołałam do Boga o miłosierdzie. Serce zostało złamane, gdy zobaczyłam te ciemności i pokutowałam z tego, co Pan mi pokazał. Pan spotkał się tam ze mną, w tej szczególnej chwili i wiedziałam, że otrzymałam przebaczenie, ale długi proces oczyszczania zajął lata i okazał się bardzo bolesny dla mnie – jakby wielki zadatek.

W ciągu następnych miesięcy Bóg uczył mnie, krok po kroku, w miarę jak mogłam to znieść, głębszych spraw dotyczących miłości i uświęcenia mojego ducha. Pewnej nocy, gdy nie mogłam spać, trafiłam na fragment z Malachiasza 2:14-16: „Dlatego, że Pan jest świadkiem między tobą i między żoną twojej młodości, której stałeś się niewierny, chociaż ona była twoją towarzyszką i żoną, związaną z tobą przymierzem. Czy nie Jeden (Bóg) uczynił ją istotą z ciała i ducha? A czego pragnie ten Jeden? Potomstwa Bożego. Pilnujcie się więc w waszym duchu i niech nikt nie będzie niewierny żonie swej młodości!”. (Autorka tu wstawia w miejsce „żony” słowo „mąż” – przyp.tłum.)

To przeszyło mnie na wylot! Po raz pierwszy miałam objawienie tego, jak poważnie Bóg traktuje przymierze. Nie liczyło się w najmniejszym stopniu, jak byłam szczęśliwa z mężem. Ze wszystkich sił miałam „strzec swego ducha”, aby nie łamać wierności, zgrzeszyłam w obu przypadkach. Złamałam również wiarę w Boga. On powiedział mi, aby ufać Jemu we wszystkim i nie mieć innych bogów w życiu, lecz ja uczyniłam bałwana z „bycia kochaną”. Złamałam serce Boga szukając zaspokojenia moich potrzeb u kogoś innego. Zapomniałam o tym, że naprawdę byłam Jego Oblubienicą, poślubioną Jemu na zawsze. Kochał mnie tak bardzo cały czas, lecz ja nie nauczyłam się czerpać z Jego miłości. Praktykant cierpiał niewymiernie jako młody chrześcijanin, ponieważ dopuściłam do tego, że w poszukiwaniu przyjaźni i miłości, patrzył na mnie, zamiast na Boga. Zgrzeszyłam myśląc, że mam prawo być dla niego kimś szczególnym.

Przez ponad rok Pan obmywał mnie stale i wciąż, gdy płakałam u Jego stóp a Jego ogromne miłosierdzie, miłość i przebaczenie pocieszały mnie za każdym razem, gdy kolejna lekcja była wypalana na moim sercu.

W środku tego procesu uzdrawiania, Pan przypomniał mi o czymś. Dziewięć miesięcy przed pojawieniem się praktykanta, modliłam się do Boga, aby posłał do mnie Swój oczyszczający ogień, aby ujawnić i wypalić z serca wszystko, cokolwiek mogło by stać między mną, a Panem. Bóg po prostu odpowiedział na moją modlitwę! Zaczęłam odczuwać Jego świętość jak nigdy dotąd i uczyć się tego, jak całkowicie mam oddać się czczeniu Go!

Ponieważ duchowe cudzołóstwo to nie seks, często nie strzeżemy się przed nim, lecz jest równie niebezpieczne. Powoli zżera nasza relację z Bogiem i innymi, nieuchronnie prowadząc do zniszczenia intymności i zaufania. Krok po kroku truje naszego ducha, przygotowując scenę pod cudzołóstwo w ciele.

Czy grozi ci to?

Kandydaci do duchowego cudzołóstwa zazwyczaj są oddanymi, duchowymi i wrażliwymi ludźmi, dla których sama myśl o niewierności Bogu czy współmałżonkowi wydałaby się przerażająca, lecz zazwyczaj wspólnie błądzą wierząc, że miłość człowieka może uratować ich przed ich słabościami, upadkami, ranami i smutkami i, że jest to ich niezbywalne prawo. Nie uchwycili jeszcze w pełni prawdy o tym, że Bóg nie tylko może zaspokoić ich potrzeby, lecz również zrekompensować brak miłości innych ludzi. Nieświadomie osądzili, że Jego miłość nie wystarcza.

Prawda jest taka, że Boża miłość jest zawsze doskonała! Zawsze jest dostępna, zawsze jest w stanie dać nam szczęście, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie opiera się na naszym zachowaniu i nigdy się nie cofa.

Odnowione małżeństwo

W czasie miesięcy, który następowały po mojej pokucie wraz z mężem otrzymaliśmy wspaniałe chrześcijańskie poradnictwo. Pomalutku odkrywaliśmy i zajmowaliśmy się istotnymi problemami i osądami w naszych sercach, co stało się gruntem do duchowego cudzołóstwa. Zajęło to dużo czasu, lecz ostatecznie staliśmy się dobrymi przyjaciółmi, którzy mówią sobie prawdę i potrafią ją znosić. Nabyliśmy zupełnie nowego szacunku do siebie nawzajem, z czego wyrasta wierna miłość.

To może być również twoja historia, jeśli odeprzesz niewłaściwe relacje, zamiast do nich przylgnąć. Pragnienie, aby działo się w życiu inaczej, czy też, abyśmy mieli innego męża/żonę wpędzą cię w paszczę zwiedzenia – a nie pomaga wzrastać. Trzeba przyznać się do uczuć: bezsilności, niższości, samotności, odrzucenia, gniewu i zazdrości oraz słabej komunikacja, skrajnego pragnienia uwagi, fantazjowania i niewdzięczności i zająć się nimi. Musisz przebaczyć, pokutować i zostać oczyszczoną i uzdrowioną. Jeśli związałaś się głęboko z kimś innym, proś Boga, aby rozwiązał wszelkie duchowe i emocjonalne więzy z tą drugą osobą i całkowicie wycofaj wszelkie pozostałości niewłaściwej miłości czy przywiązania, które ciągle jeszcze mogą w tobie tkwić.

 Po duchowym oddzieleniu się od tej osoby, musisz równolegle oddzielić się psychicznie. Ta osoba musi być dla ciebie martwa! Często konieczna jest zmiana kościoła, przeniesienie do innej służby czy nawet wyjazd tego miejsca.

Przez pewien czasu myśli i tęsknota za tą osobą będą wracać; nawet te myśli, z których pokutowałeś. Gdy tak się dzieje, bierz je w niewolę i oddawaj je na własność Bogu, a nie trzymaj się ich! Używaj pokuszenia jako sposobności do tego, aby dziękować Bogu, że uratował cię przed gorszym losem i bądź wierna Bogu i swojej rodzinie.

Jeśli to twój małżonek popadł w duchowe cudzołóstwo, zapytaj siebie samą siebie czy jakiś brak wrażliwości/czułości z twojej strony mógł się do tego przyczynić. Może będzie potrzebne jakieś badanie własnej duszy i twoja pokuta. Zacznij rozmawiać i rzeczywiście słuchać małżonka. Przełknij swoją pychę i sięgnij po pomoc małżeńską, zanim będzie za późno. Ty i małżonek jesteście ważniejsi niż jakakolwiek służba a jeśli opuszczenie służby pomoże w uzdrowieniu, zostaw służbę.

Ci spośród nas, którzy usługują muszą mieć poukładane życie. Jeśli pozwolimy zasiać jakiekolwiek ziarno egoizmu czy braku równowagi w naszym prywatnym życiu to będzie ono zasiewane wraz z dobrym ziarnem Słowa, którym usługujemy. Każda część z 'królestwa ego’ musi zostać zburzona po to, aby usługujący przekazywał życiowe przesłanie, które jest bezpieczne dla innych.

Nielegalne związki, ducha z duchem, zanieczyszczają nasze życie, małżeństwa i służby. Niszczą rozeznanie i wykrzywiają rzeczywistość. Musimy strzec naszych serc za wszelką cenę. Czas na to, abyśmy wzięli odpowiedzialność i dorośli! Duchowe cudzołóstwo jest śmiertelnym zwiedzeniem; nikt, kto się w nie zaangażuje, nie ujdzie nietknięty.

– – – – – – – – – – – – – – – – – –

Joyce Strong często przemawia na konferencjach, jest instruktorem Bible Teachers Institute w Virginia Beach, Virginia. Jej 20 letnie doświadczenie w nauczaniu obejmuje 16 lat spędzonych w Teen Challenge. Swą pierwszą książkę zatytułowała „Serca w płomieniach” (Hearts Aflame). Powyższy tekst został zaadaptowany z jej książki pt.: „Lambs on the Ledge”, copyright 1995, wydanej przez Christian Publications. Wykorzystano za zgodą.

 

продвижение

Kiedy mąż nie wystarcza


Alyssa McDaniels 12 maja 2009

To zabawne w jaki sposób powolna śmierć może cie całkowicie zaskoczyć. Zabijałam moje 2letnie małżeństwo i nawet o tym nie wiedziałam.

To, o czym wiedziałam, i wiedziałam bardzo dobrze, to była niewyraźna a jednak znana tęsknota za tym wszystkim co intymne i emocjonalne. Ponieważ nie przeżywałam tego w małżeństwie, postanowiłam, że ta intymność doprowadzę do tego, ale tylko po to, żeby wiele miesięcy później samej znaleźć się w jeszcze większej izolacji niż kiedykolwiek dotąd, w stosunku do obu: mego męża i Boga. Znalazłam się bezdennej dziurze emocjonalnej potrzeby; bez względu na to ile miłości było wlewanej, nigdy nie byłam napełniona. Moje oczekiwania były jak tlenek węgla – powolnie, niewidzialnie zatruwające słodki oddech życia mojego tyle co zawartego małżeństwa. Jeśli mąż przeskoczył jedną obręcz, zaraz za nią oczekiwała następna.

Gdy słowa Ricka obnażyły mój brak poczucia bezpieczeństwa, wiedziałam,
że musi się to zmienić. Powiedzia mi
: „To wstyd, Alyssa; spędzasz większość swego samotnego czasu usiłując sobie wyobrazić co mężczyzna powinien robić dla ciebie, a nie masz żadnego pojęcia o tym, co ty powinnaś zrobić dla mężczyzny” – powiedział. Och! Jak śmiałeś, panie Wzorze Chrystusowej Miłości dla Kościoła! Niemniej, była to prawda. Siadłam tam, zdumiona, nieskruszona, emocjonalnie niespełniona, egoistyczna hałda. Mój mąż wątpił w to czy go kocham, bardziej niż kocham siebie i wiecie co? Ja też …

Jakkolwiek może się to wydawać żałosne, nie skierowałam się poważnie do Pana w tej potrzebie. Wiedziałam, że pójście do Niego zrani, ponieważ moim głównym problemem z intymnością nie był mój mąż, lecz problemy z intymnością z Bogiem. Pan wydawał się być tak odległy od tak dawna, że zastanawiałam się czy On jest w stanie coś zrobić. Chciałam, aby Jezus spadł na mnie i przytłoczył Swoja miłością, podobnie jak spodziewałam się, że zrobi to mój mąż. Kiedy ani jedno, ani drugie nie zdarzyło się, w moim czasie i na mój sposób, byłam urażona. Bóg jednak zajmował się mną cierpliwie, na Swój sposób i w Swoim czasie. Siadłam przed Nim w modlitwie i Duch Święty zaczął mi pokazywać, że ja muszę przestać skupiać się na swoich niezaspokojonych potrzebach i słabościach męża, a skierować swój wzrok na Niego. Moja modlitwa była prosta: „Panie, pokaż mi jak być pobożną żoną, pokaż, jak kochać męża”.

Trzy śmiercionośne „c”.
Bóg był wierny i odpowiedział na te modlitwy, lecz początkowo pokazał mi błędne oczekiwania oparte na światowych postawach. Oglądałam filmy, seriale, znałam też zakończenie Kopciuszka, spodziewając się, że moje życie będzie płynąć według takiego samego scenariusz. To spowodowało, że rozwinęłam w sobie nie poddającą się zmianie koncepcję tego, jak miłość wygląda, działa i brzmi.

Stałam się pożywką dla zniechęcenia. Choć mąż zawsze mnie kochał i starał się, abym była szczęśliwa, nie był w stanie dopasować się do standardów Supermena, które przed nim postawiłam, standardu, który był nie tylko nierealny, ale również nie w porządku i raniący.

Im bardziej Rick nie dostawał do moich oczekiwań, tym bardziej niszczyłam nasze małżeństwo trzema śmiercionośnymi „c”: narzekaniem, kontrolą i porównywaniem (ang.: complaint, control i comparison). Dzień w dzień robiłam w nim nowe dziury bardziej polegając na nim w zaspokajaniu potrzeb, niż na Bogu.

Narzekanie.
Jeśli nie żyjesz dla kogoś i nie dajesz komuś innemu, a jesteś skupiony tylko na swoich własnych potrzebach, rzeczy powierzchowne urastają to niezwykle poważnych. Nie jestem chronicznym narzekaczem, lecz wkrótce po zawarciu małżeństwa okazało się, że stale narzekałam na to, że upał na Florydzie jest nie do zniesienia, że małe miasteczko, gdzie mieszkaliśmy jest szpetne i staromodne i gdyby nie małżeństwo, to dalej żyłabym sobie jako czarująca, samotna kierownicza public relations.

Narzekanie.
Zaczęłam oczekiwać od mego męża, że to on doprowadzi moje życie do tego, jak, moim zdaniem, powinno wyglądać. Zdecydowałam, że powinien częściej do mnie dzwonić w ciągu dnia, być bardziej wrażliwy na ofiarę jaką złożyłam, wychodząc za niego za mąż, przysyłać mi więcej kwiatów. Gdyby tylko chciał to robić, byłabym zadowolona.

Kontrola.
Zdecydowałam również, że w tej dziedzinie, w której Rick nie był z natury taki, jak chciałam, że mu po prostu pokarzę. Kilka wskazówek, jakieś podprogowe sugestie i bingo! On natychmiast dopasuje się i będę spełniona. Konflikty wychodziły zazwyczaj na wierzch przy różnych szczególnych okazjach takich jak urodziny (moje), Boże Narodzenie, Walentynki i nasza rocznica – dobra była każda okazja, gdy Rick miał dać mi „ten” prezent.

Nie jakikolwiek prezentem, tylko z właściwym. Aby uniknąć rozczarowania, mówiłam mu tygodnie, czasami miesiące, wcześniej, co dokładni chcę. Później przypominałam mu o moim pragnieniu regularnie przed tą szczególną okolicznością. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że moje zachowanie było po prostu próbą przyklepania obawy przed zapomnieniem, lecz moje irytujące przypominanie i zasady dawania daru, mówiły Rickowi: „Nie ufam Ci”.

Porównywanie.
Muszę przyznać, że oglądałam popularne seriale telewizyjne, w których moje ulubione postaci, pary małżeńskie miały wysokie notowania. Chciałam, abyśmy z Rickiem tacy byli. Ale Rick nie oglądał nic podobnego, nie mówił tego, co mówi 99% mężów z telewizji. Nawet nie chciał tego! Problem polegał na tym, że to ja chciałam, aby to robił. Za każdym razem, gdy porównywałam go z telewizyjnym idolem, zawsze wypadał gorzej.

On nie dostawał również do standardów postawionych przez moich krewnych. Dwie moje siostry i szwagierka miały szczęśliwe małżeństwa. Rozważanie takich kwestii jak: „co dostałaś na Walentynki?” oraz „Ile razy w tygodniu jesteście blisko ze sobą?” dawały mi miarę, według której mogłam zmierzyć stan mojego własnego małżeństwa. Jeśli coś nie zgadzało się z tym, co się działo u siostry i jej męża, przeciwnik miał dobre pole do działania w moich myślach. Szeptał: „Ty i Rick nie byliście na tyle dobrymi przyjaciółmi, gdy się pobraliście. Nie masz takich dobry relacji z innym, jak twoja siostra i jej mąż. Może gdybyś wyszła za kogoś innego, nie byłoby tak ciężko. Może zasługujesz na kogoś lepszego?”

Boże rozwiązania
Oczywiście, moje sposoby – narzekanie, kontrola i porównywanie – nie to nie były drogi miłości (p. 1Kor. 13). Wiele czasu spędziłam na modlitwie i Słowie, gdy Bóg zaczął pokazywać mi, kiedy już całkowicie pokutowałam z pobłażania sobie w tych dziedzinach, jak zastąpić je Jego drogami. Dał mi broń do zwycięskiej walki z moimi słabościami.

Po pierwsze: nauczył mnie zajmować postawę wdzięczności (dosł.: „attitude of gratitude”), więc zamiast narzekania zaczęłam dziękować Bogu za mojego męża, skupiając się na wszystkim co w nim dobrego (p. 1Tes. 5:18).

Dziękowałam Pan, za jak ukształtował Ricka i za duchowe dary i owoce, które Pan wydawał w życiu Ricka. Zaczęłam również dziękować za wszystko, co „poczciwe, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały” w moim mężu (Flp. 4:8).

Zaprawdę zdumiewające! Obraz mojego męża zaczął się zmieniać w moich myślach wśród dziękczynienia. Pozytywne atrybuty Ricka zaczęły pojawiać się na nowo, pomagając mi ująć moje małe irytacje we właściwej perspektywie. Nowo odkryty respekt i podziw zostały wzbudzone, co w naturalny sposób wpływało na większe pragnienie, aby go kochać tak, jak na to zasługiwał.

Po drugie: Bóg nauczył mnie poddania. Zamiast wymuszania i kontroli, nauczyłam się oddawać te wszystkie przyjęte z góry założenia o miłości Jemu. To uwolniło mnie to do tego, aby kochać mego męża bezwarunkowo i uwolnić go od presji wymagań, które mówią: „Kocham cię, ale byłoby lepiej,… (wpisz co chcesz), albo nie będę szczęśliwa”

A co jeżeli nie czuję tego, że mam na tyle miłości, aby dać mu? Przyznaję się do tego, Przyznaję się sama, że nie mam. Poważnie traktuję to, co napisał Paweł: „Najchętniej więc chlubić się będę słabościami, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa” (2Kor. 12:9). Stale proszę Boga, aby zaszczepił w mnie Swoją bezwarunkową miłość, którą ma do mnie, abym mogła patrzeć na Ricka Jego oczyma.

Po trzecie: Bóg nauczył mnie zwalczać porównywanie w modlitwie i wstawiennictwie za moim mężem. Modlitwa za niego stałą się codzienna manną z nieba, która odżywia bezinteresowną miłość. Nie mam czasu na porównywania, gdyż jestem zajęta proszeniem Boga, aby błogosławił Ricka i pomagał mu wypełnić Boże zamiary wobec niego.

Powiedziałam Panu, że będę wstawiać się za Rickiem i jego codziennymi sprawami.
Czasami, gdy siedzę przed Bogiem, On zachęca mnie słowem i Pismem dla mego męża, które pomagają mu utrzymywać stan duchowej aktywności wśród surowych biznesowych podróży. Wiedząc, że jego żona jest w domu i modli się o niego, Rick ma dodatkowy bodziec, którego potrzebuje, będąc poza domem i pracując dla naszej rodziny.

Zauważyłam pączkującą empatię dla męża, co jest pożywką dla naszej jedności. Teraz bardziej skupiam się na jego potrzebach niż na własnych. Modlitwa zmieniła moją perspektywę i dała mi serce dla Ricka. Będąc żoną zaledwie od dwóch lat, wiem, że jest o wiele więcej satysfakcji przed nami. Wiem również, że jest więcej miłości, radości, intymności i wolności, gdy poddaję się Duchowi Świętemu.

W końcu nauczyłam się tego, że Bóg nigdy nie zakładał tego, że mój mąż zaspokoi wszystkie moje potrzeby. Bóg sam ma być moim wszystkim we wszystkim. Sam Pan, a nie mój mąż, ma królować na tronie mego serca i zaspokajać moje głębokie pragnienia. On chce, aby moje serce mogło ogłaszać z radością: „Choćby niebo i ziemia, i mój mąż zawiedli, Ty jesteś moim Bogiem!”

Jeśli kiedykolwiek byłaś zwiedziona myślami, jak ja niegdyś, że wyłącznie twój mąż jest odpowiedzialny za wypełnienie twojego emocjonalnego zbiornika, podejmij następujące kroki:

1. Pokutuj z bałwochwalstwa; żaden mężczyzna nie może zająć miejsca Boga.

2. Przyznaj się do swoich potrzeb. Proś Boga, aby Jego miłość stała się dla ciebie czymś rzeczywistym.

3. Ucz się kochać. Módl się, aby Bóg wszczepił ci Swoja miłość agape do męża.

4. Wstawiaj się z swoim mężem codziennie. Módl się, aby Duch Święty kierował go w stronę Bożej woli, aby objawiała się jego życiu.

5. Rozwiń w sobie postawę wdzięczności. Dziękuj Bogu za swego męża, takiego jaki jest.

6. Żyj, aby przebaczać. Tylko Bóg jest doskonały, daj swemu mężowi łaskę
popełniania błędów.

7. Odrzuć światowe standardy miłości i romansu. Rozważaj nad biblijnymi standardami, które zostały wyrażone przez takie postacie jak Jezus, Boaz czy Ozeasz.

Wierzę, że przeżyjesz nową wolność, rozwiniesz zdrową zależność od Boga i uwolnisz swego męża od potrzeby odgrywania. Po pewnym czasie nauczysz się kochać go takiego, jaki jest, bez składania nadmiernych oczekiwań na nim. Wtedy Boży zamiar dla waszego małżeństwa będzie się realizować.

раскрутка

Ruch Zielonoświątkowy, wersja 20.09

Grady J. Lee

W tym tygodniu w czasie zakończenia roku szkolnego mojej drugiej córki zobaczyłem przyszłość naszego ruchu.

Niektórym ludziom, gdy wymawiają „ruch zielonoświątkowy” drga powieka lub wywracają oczami. Termin wywołuje przestarzałe obrazy czy to (1) gładkowłosych kaznodziejów tłukących bibliami, którzy plują śliną na nieszczęsne dusze z pierwszych trzech rzędów, bądź (2) rzucającymi groźne spojrzenia kobietami z włosami zwiniętymi w kok, które wiedzą jak przerazić słuchacza glosolalią.

Pożegnajmy zużyte stereotypy. W zesżłym tygodniu widziałem przyszłość ruchu zielonoświątkowego, gdy wraz z żoną wzięliśmy udział w ceremonii zakończenia szkoły w Emmanuel College, szkoły sztuk wolnych w płn.wsch. Georgii, która została założona 90 lat temu przez International Pentecostal Holiness Church. To, czego byliśmy świadkami w sobotę było odświeżającym przypomnieniem o tym, że Bóg wzbudza nowe pokolenie ludzie, którzy są umocnieni Duchem Świętym.

Dzisiejsi
uczniowie chrześcijańskiej szkoły dostają mdłości na widok wszelkiego
rodzaju religijnej wrzawy; wysuszonych ewangelistów, nieszczerych
wezwań do składania ofiar, fałszywych uzdrowień, durnych powiedzonek
czy uczuciowej chrześcijańskiej muzyki pop„.

Nie było tego dnia na scenie gładkowłosego kaznodziei i trudno byłoby znaleźć niewiastę z włosami ułożonymi w kok gdziekolwiek na audytorium. Prawdopodobnie najbardziej unikalny styl uczesania został zaprezentowany przez mojego przyszłego zięcia, Svena, który kończył szkołę wraz z moją drugą córką, Meredith. Sven nosi dredy – styl zaadoptowany trzy lata temu jako proroczy akt poświęcenia Bogu.

Sven nie jest rastafarianinem, jest radykalnym chrześcijaninem, który zdobył licencjat z dziedziny służby uwielbienia i muzyki. Wraz z jego unikalnymi włosami, pojawiły się w czasie ceremonii pożegnalnej Emmanul School inne rzeczy, które w oczywisty sposób pokazują, że ruch zielonoświątkowy przeżywa skrajną przeróbkę:

Jest rasowo różnorodny. Pomimo że ruch zielonoświątkowy w tym kraju zaczął się od rasowej mieszaniny przebudzenia Azusa Street w Los Angeles, ściany religijnej segregacji szybko zaczęły rosnąć, aż do niedawna. Cieszyłem się widząc afroamerykańskich, azjatyckich i meksykańskich studentów odbierających swe dyplomy. Studenci kończący dziś szkoły mają o wiele większe możliwości łamania struktur rasowych.

Daje autentyczność i szacunek.
W ciągu tych pięciu lat, gdy moje dwie starsze córki uczyły się tutaj, miałem kilka razy możliwość przemawiać do studentów. Jadłem z nimi posiłki, grałem z nimi w href=”http://pl.wikipedia.org/wiki/Ultimate_frisbee”>frisbee i po prostu bywałem z nimi w internacie. Widziałem, że ci młodzi chrześcijanie nie są zainteresowani w 3 stopniowych formułach czy kazaniach o pieniędzach, co zostało im przekazane przez ruch zielonoświątkowy ich rodziców. Dzisiejsi uczniowie chrześcijańskiej szkoły dostają mdłości na widok wszelkiego rodzaju religijnej wrzawy; wysuszonych ewangelistów, nieszczerych wezwań do składania ofiar, fałszywych uzdrowień, durnych powiedzonek czy uczuciowej chrześcijańskiej muzyki pop. Chcą tego, co jest prawdziwe, szczerych relacji, zdrowego mentoringu, pełnego pasji uwielbienia i odważnej wiary, która odzwierciedla się w odważnych działaniach, a nie tylko w słowach.

Jest skierowany na wpływanie na kulturę.
Mówca z ceremonii pożegnalnej Emmanuel School daleko odstawał do zielonoświątkowych standardów.
Bonnie Wurzbacher, senior wiceprezes firmy The Coca-Cola, używała przykładów ze swego własnego życia, jako kobieta kierownik w korporacyjnej Ameryce, aby rzucić studentom wyzwanie do przecierania nowych dróg. Przypomniała im, że bez względu na to jaką wybiorą życiową karierę czy to edukację, biznes, rząd, prawo, sztukę, czy służbę na pełny etat, są to wszystko poświęcone sposoby służeniu i uwielbieniu Boga, jeśli jest ON w centrum ich życia.

Inspiruje go bezinteresowne poświecenie.
Kilka dni przed zakończeniem szkoły, 22 letni Brittani Panozzo zginęła w wypadku samochodowym. Miała kończyć szkołę razem z Meredith i Sven, lecz jej życie zakończyło się nagle, gdy przypadkowo zjechała pod ciężarówkę na autostradzie 29 koło szkoły. Jej śmierć wstrząsnęła kampusem, lecz to krótkie życie było również inspiracją dla rówieśników. Na uroczystości pogrzebowej, która odbyła się cztery dni przez zakończeniem szkoły, przypomniano uczniom, że spędziła ostatni semestr na praktyce lekarskiej na polu misyjnym w Południowej Afryce. Zamierzała przeprowadzić się do Bangladeszu, gdzie chciała pracować z sierotami i służyć tam kościołowi. Marzyła o tym, jak powiedział pastor kampusu, Chris Maxwell, że któregoś dnia Emmanuel założy dom 24 godzinnej modlitwy, który również będzie zaspokajał potrzeby lokalnej biedoty.

Widzę dziś tą gorliwość Brittani u wielu innych młodych ludzi. Mają beztroską pasję ratowania świata przed niesprawiedliwością.
Wiedzą, że chrześcijańska służba nie jest ograniczona do głoszenia kazań czy prowadzenia spotkań modlitewnych; chcą również ratować wykorzystywane dziewczęta, kopać studnie czystej wody i pomagać dzieciom w nauce angielskiego. I oni wyrzekną się podmiejskiego domku z garażem na trzy auta na tej rzecz szansy, aby zmienić świat.

Uśmiechałem się, obserwując jak Meredith i Sven wychodzili wraz z klasą z szkolnego audytorium w sobotę. Przypomnieli mi, że o ile ewangelia jest ponadczasowa to nasze ruchy i instytucje wymagają regularnego unowocześniania, abyśmy trwali szczerzy i pasujący do czasów. Pośród ogromnych przemian na jakie napotykamy w tym krytycznym czasie, Bóg przygotowuje i namaszcza nowe pokolenie, które zaniesie Jego przesłanie do głodującego z powodu braku miłości świata.

J. Lee Grady jest redaktorem magazyny Charisma. Poniżej zdjęcie jego córki Meredith i jej narzeczonego, Svena, na uroczystości pożegnalnej w ostatnią sobotę w Franklin Springs, Ga. Więcej informacj na temat Emmanuel College, kliknij tutaj.

продвижение сайта