Category Archives: Źródło

Źródła artykułów

DS_03.06.09 2Kor.12

HeavenWordDaily

David Servant

Jakież zmagania przeżywał Paweł walcząc o odzyskanie serc korynckich wierzących, którzy zostali oszukani przez fałszywych apostołów. Brzydził się chwaleniem się – wiedząc, że był 'nikim’ oraz „najmniejszym z apostołów” – lecz czuł, że nie ma innego wyjścia. Pisze więc o człowieku, którego znał, – mówiąc o sobie – który „został uniesiony w zachwyceniu do nieba i słyszał niewypowiedziane słowa” (12:4, 7). Było to tak święte wydarzenie dla Pawła, że nie chciał się tym zbyt gorliwie dzielić.

Widocznie możliwość wbicia się w pychę z powodu niebiańskich podróży i wspaniałych objawień było tak wielka, że Bóg podjął znaczny wysiłek, aby zapewnić, że to się nie stanie. Paweł otrzymał „cierń w ciele” (12:7), co jest najwyraźniej figuratywnym zwrotem.

Niestety ten fragment jest używany do okradania chorych chrześcijan z wiary w uzdrowieni. Zwrócę tylko uwagę na to, że Paweł nigdy nie powiedział, że był chory, nigdy nie powiedział, że prosił Boga, aby go uzdrowił. Wyraźnie pokazuje, czym był ten „cierń w ciele„, nazywając go „posłańcem Szatana„. Słowo tłumaczone jako „posłaniec” w 12:7 to greckie aggelos, które w 168 przypadkach jest tłumaczone w Nowym Testamencie jako „anioł” i tylko 7 razy jako „posłaniec”. Cierń w Pawła ciele był aniołem Szatana, posłanym, aby go dręczył. Apostoł prosił Pana trzy razy, aby „to” opuściło go, lecz Pan odmówił jego prośbie, co miałoby sens, gdyby to Pan początkowo dopuścił tego anioła do dręczenia Pawła po to, aby go ustrzec przed wynoszeniem siebie.

Nie mówi nam się w jaki sposób ów anioł Szatana dręczył Pawła, lecz wynik był taki, że Paweł był słaby i musiał polegać na Panu, aby „moc Chrystusowa” przejawiała się w nim. Podejrzewam, że ten dręczący go anioł był odpowiedzialny za sporą część prześladowań, które były wzbudzane przeciwko Pawłowi, jak to wcześniej w tym samym fragmencie pisze o słabościach, zniewagach, uciskach, prześladowaniach i trudnościach, których doświadczał, problemów, które ukazywały jego słabość, lecz które natychmiast dawały siłę, ponieważ Boża „moc doskonali się w słabościach” (12:9-10). Zwróć uwagę na to, że na liście trudności wymienionych przez niego nie ma wzmianki o chorobie; choroba nie została też wymieniona na wcześniejszej liście jego różnych cierpień w 11:23-33.

Do tych, którzy nadal utrzymują, że była to choroba i jest to dla nich powód tego, aby chorować dalej, dwa pytania:”Jak wiele podróży do nieba przeżyłeś, Bóg musiał bronić cię przed wynoszeniem się przy pomocy choroby?” oraz „Jeśli Bóg chce, abyś był chory to po co chodzisz od lekarzy czy bierzesz lekarstwa, wbrew Bożej woli?

Zawsze dobrze jest pamiętać o tym, że to, co Bóg powiedział do Pawła, jest również prawdziwe dla nas. W naszych słabościach Bóg ma możliwość okazania swojej mocy. Gdy nasze własne możliwości nie wystarczają, Boże są nieograniczone! Możemy więc powiedzieć z apostołem: „Gdy jestem słaby, wtedy jestem mocny” (12:10). Gdy czujemy się nędznie, wtedy Bóg czuje się wspaniale! Ufajmy Mu więc!

Paweł zestawia siebie i tych fałszywych nauczycieli, pisząc: „Znamiona potwierdzające godność apostoła wystąpiły wśród ws, we wszelakiej cierpliwości, w znakach, cudach i przejawach mocy” (12:12). Wskazywałoby to na to, że wielu współczesnych „apostołów”, których największym znakiem czy cudem jest popychanie stojących w kolejce do modlitwy, to w ogóle nie apostołowie.

Pomimo przekazania przez Tytusa dobrej relacji z pobytu w zborze, oczywiste jest, że Paweł był nadal pełen obaw co do zbliżającej się wizyty w Koryncie, ponieważ mogłaby ona ujawnić „swary, zazdrość, gniew, zwady, oszczerstwa, obmowy, nadymanie się, nieporządki” (12:20-21), grzechy, które, jak sam Paweł podaje, uniemożliwiają ludziom wejście do Królestwa Bożego (Gal. 5:19-21). Ukazuje to rzeczywisty problem istniejący w Koryncie. Kozły z natury nie zachowują się jak owce i nie należą do owczarni. Ostateczna rozprawa była blisko.

– – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJ

seo оптимизация сайтов поисковые системы

DS_02.06.09 2Kor.11

HeavenWordDaily

David Servant

W dzisiejszym czytaniu staje się jaśniejsza tożsamość fałszywych apostołów działających w Koryncie. Byli to ludzie głoszący „innego Jezusa” i „inną ewangelię” (11:4). W szczególności ten drugi zwrot został użyty przez Pawła również w liście do Galacjan, gdzie apostoł walczył z wpływami żydowskich legalistów, którzy mówili wierzącym z pogan, że muszą się obrzezywać i zachowywać Prawo Mojżeszowe (Gal. 1:6). Ci fałszywi apostołowie w Koryncie na pewno byli Żydami (11:22), wydaje się więc, że problem, który go trapił wszędzie indziej prawdopodobnie trafił do Koryntu.

Paweł uważał, że „w niczym nie ustępuje tym arcy apostołom” (11:5), lecz bardzo trudno przychodziło mu chwalenie się swymi apostolskimi referencjami. Czuł, że nie ma innego wyboru, ponieważ ci fałszywi apostołowie działający w Koryncie pysznili się swoimi referencjami i wpływając na podatnych wierzących. Paweł chlubi się swymi osiągnięciami z zupełnie innych powodów niż oni. Jego motywacją jest miłość do korynckich wierzących, podczas gdy fałszywi apostołowie byli motywowani przez miłość do siebie.

Zwróć uwagę na zwrot: „Zabiegam bowiem o was z gorliwością/zazdrością Bożą” (11:2). Zazwyczaj wiążemy zazdrość z egoizmem i dlatego niektórzy utknęli na Bożym twierdzeniu, że jest On „Bogiem zazdrosnym”, jak to czytamy w ST (Wyj. 20:5; Pwt. 5:9). Boża zazdrość nie jest egoistyczna, On sprzeciwiał się bałwochwalstwu Izraela, nie ze względu na Siebie, lecz ze względu na nich. Jest spokrewniona zazdrości o uczucia swoich dzieci rodzica, który widzi, że jego dziecko jest pociągane do kogoś, kto może go zwieść.

Gdy apostoł mówił o pobożnej zazdrości, mógł również mieć na myśli: „Jestem poruszony do tego, aby mówić o tych rzeczach, ponieważ rozumiem Bożą zazdrość o was”, ponieważ dalej pisze: „ponieważ zaręczyłem was z jednym mężem, aby stawić przed Chrystusem dziewicę czystą” (11:2). Dlatego, że korynccy wierzący zostali poddani Jezusowi, poślubili Go i stali się częścią Jego oblubienicy, Pan mógłby naturalnie być zazdrosny o nich, gdyby skierowali swoje uczucie ku komuś innemu. Paweł obawiał się, że ich uczucia zwrócone do innych mogą spowodować, że odwrócą się od tego, co ma największą wartość to jest od „szczerego oddania się Chrystusowi” (11:3).

Wspominam o tym, ponieważ może się zdarzyć, że wierzący obdarzą uczuciami fałszywych nauczycieli (podobnie jak to było w Koryncie), wzbudzając Bożą zazdrość, lecz mogą tak samo postępować wobec prawych nauczycieli i liderów, też wzbudzając Bożą zazdrość. Jest to jeden z powodów, dla których Jezus zabronił swoim uczniom zwracać się do kogokolwiek innego, jak tylko do Boga, jako Nauczyciela, Ojca czy Lidera (przywódcy). Jakże tragiczne jest to, gdy chrześcijanie chwytają się małych doktrynek czy duchowych kaprysów, idąc za najpopularniejszym kaznodzieją telewizyjnym i w ten sposób „odstępując od szczerego oddania się Chrystusowi„. Mogą rozmawiać o duchowych rzeczach, lecz mówią o wszystkim innym poza Jezusem. Uważajmy na to, aby nie pobudzać Jezusa do zazdrości. Jeśli zostanie nam powierzona pozycja lidera w Ciele Chrystusa, uważajmy na to, aby przed tymi, którym służymy, jak Paweł, stale wywyższać Jezusa, a nie samych siebie.

Gdy czytamy listę cierpień znoszonych przez apostoła za Chrystusa, dobrze jest je umieścić w odpowiedniej perspektywie. Paweł nie trząsł się ze strachu, to pewne. Jego wytrwałość powinna inspirować nas do większego oddania i pragnienia ponoszenia większych ofiar na rzecz ewangelii.

Lista cierpień doświadczanych przez Pawła pomaga nam również zdać sobie sprawę z tego, jak niepełny jest opis jego służby w Dziejach Apostolskich. Gdy czytamy o jego służbie w Księdze Dziejów Apostolskich w rozdziałach 9-20, obejmującym około 20 lat, to nie znajdujemy tam ani jednego opisu przypadku biczowania go przez Żydów 39 uderzeniami. W tym czasie Paweł cierpiał pięć razy taką karę, jak czytamy, co daje w sumie prawie 200 uderzeń! Każda rana była świadectwem jego miłości do Chrystusa. Nic dziwnego, że Paweł mógł napisać: „Albowiem ja stygmaty Jezusowe noszę na ciele swoim” (Gal.6:17).

– – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJ

продвижение сайта

Ważne męskie więzi w rozczłonkowanym świecie

Grady J. Lee

 


Epidemia moralnych upadków w kościele wśród mężczyzn jest bezpośrednio związana z brakiem zdrowych relacji.

 

Pomimo rozmnażania się iphon, Blackbaerries, emiali, socjalnych sieci internetowych -nie wspominając o pozycji Starbucks -wielu chrześcijan, mężczyzn, jeśli są szczerzy powie ci, że są samotni. Mogą korzystać z Twittera kilkanaście razy dziennie; mogą mieć okazjonalnie kumpli od golfa, mogą pić kawę z kumplami od czasu do czas, lecz tak wielu mężczyzn, którzy chodzą do kościołów regularnie nie ma przyjaciół.

Uświadomiłem sobie to w zeszłym tygodniu, gdy przemawiałem do grupy mężczyzn z wielkiego charyzmatycznego kościoła w Rochester, N.Y. Mówiłem o trzech rodzajach relacji, których potrzebujemy: (1) „Pawłów”, którzy są duchowymi ojcami; (2) „Branabów” rówieśników, którzy zachęcają nas, wspierają i są dla nas wyzwaniem oraz (3) „Tymoteuszów”, młodszych mężczyzn, których inspirujemy i mentorujemy.

 

 

Jezus zniszczył mit macho, pokazując,

że męskość w najsilniejszej postaci jest łagodna i dostępna”.

 

Poprosiłem chłopaków w Rochester, aby napisali imiona tych mężczyzn, którzy w ich życiu wchodzą pod poszczególne kategorie. Gdy sesja się skoczyła, jeden z nich poszedł do domu do swej żony i ogłosił, że nie był wstanie znaleźć ani jednego nazwiska do żadnej kategorii. Nie miał żadnych znaczących relacji. Inny mężczyzna, z którym rozmawiałem tego wieczoru, przyznał, że nie ma mentorów, ani nigdy nie był przejrzysty wobec przyjaciela, mężczyzny, jeśli chodzi o sprawy osobiste.
Mężczyźni są od siebie oderwani a my się dziwimy, dlaczego amerykański kościół jest dysfunkcyjny? 

Świeccy psycholodzy powiedzą wam, że mężczyźni zmagają się, aby budować bliskie relacje ze sobą, lecz rzadko zajmujemy się tą sprawą w kościele -a wynik jest taki, że wielu mężczyzn, którzy kochają Boga żyją w bolesnej izolacji. Rozpoznałem trzy najsilniejsze przeszkody w budowaniu silnych męskich więzi:

1. Stereotyp Macho. Mit macho mówi, że prawdziwy mężczyzna jest szorstkim indywidualistą; silnie niezależny, emocjonalnie izolowany, pokryty zbroją bez widocznych słabości. Mit macho mówi, że chłopcy nigdy nie płaczą -nawet jeśli bardzo boli -i że gdy dorosną nie mogą mieć intymnych relacji z żonami czy być czuli dla dzieci. Macho musi utrzymywać dyktatorską władzę i kontrolę w relacjach, nawet jest wymaga to znęcania się.

Gdy weźmiesz do ręki Pismo to widzimy w jak radykalny sposób Jezus Chrystus rzuca wyzwanie kulturze macho promowanej przez religijnych liderów Jego czasów. Faryzeusze z góry patrzyli na kobiety, byli powściągliwi wobec dzieci i celebrowali swoją własną ważność, nie pozwalając sobie na dotykanie potrzebujących. Jezus przeciwnie, upoważnił kobietę z marginesu, trzymał w ramionach dzieci, dotykał trędowatych i opowiedział przypowieść o ojcu, który przytulił i pocałował swego krnąbrnego syna. Jezus zniszczył mit macho, pokazując, że męskość w najsilniejszej postaci jest łagodna i dostępna.

2. Strach przed homoseksualizmem. W czasie licznych podróży zauważyłem, że w innych krajach mężczyźni mają doskonałą wolność w okazywaniu czułości. Mężczyźni w Afryce trzymają się za ręce; w krajach łacińskich całują się w policzek. Socjologowie mówią, że męska czułość była kiedyś powszechna w tym kraju – lecz zanikła w tym samym czasie, gdy świadomość homoseksualna wzrosła.
Współcześnie, wielu zwykłych mężczyzn boi się pocieszającego obejmowania przyjaciela, aby nie zostało to uznane za seksualne natarcie.

Jest to tragiczne z wielu powodów, głównie dlatego, że wszystkie ludzkie istoty potrzebują do przetrwania uczuciowości. Są współcześnie mężczyźni, mający po 60, 70 lat, którzy ciągle pragną tego uczucia, którego im hamujący się emocjonalnie ojcowie im nie dali. Żyją więc w skorupach i cierpią w milczeniu. Wielu facetów zwraca się ku homoseksualizmowi, który jest substytutem zdrowego, nieerotycznego męskiego uczucia, którego potrzebują. (A wtedy diabeł bardzo gorliwie przekonuje ich, że „takimi się urodzili”.) Kościół mógłby zaoferować szczere uzdrowienie mężczyznom, którzy zmagają się ze sprawami seksualnej tożsamości, lecz do tego potrzeba okazywania ojcowskich czy braterskich uczuć bez obaw.

3. Pułapka rywalizacji. Stańmy wobec tego: mężczyźni czują się tak niepewnie i są tak nastawieni na pracę, że mierzą siebie nawzajem i siebie samych tylko na podstawie osiągnięć.
Czy to na szkolnym placu zabaw, czy na sali posiedzeń rady jesteśmy tak obsesyjnie opanowani grą, że nie możemy dopuścić, aby jakikolwiek inny mężczyzna wyprzedził nas. Musimy wygrać, więc wszyscy inni mężczyźni stają się przeszkodami na drodze do osiągnięcia naszego celu.

Męska pycha jest pojedynczą główną przyczyną tego, że nie możemy zbliżyć się do naszych braci. Jest przyczyną tego, że chrześcijanie, mężczyźni, uzależnieni od pornografii nie są na tyle szczerzy, aby zadzwonić do przyjaciela i podzielić się tą paskudną tajemnicą. Właśnie to sprawia, że niektórzy pastorzy nie mogą przyznać się, że ich małżeństwa cierpią, a skuteczni biznesmeni kończą upijając się w weekendy, zamiast znaleźć grupę wsparcia. Wielkie, grube ego stoi im na drodze.

Jezus pokazał nam, jak dawać sobie radę z pychą. Tuż przed pójściem na krzyż, zebrał razem swoich uczniów, mężczyzn, na Paschę, rozebrał się ze Swoich ubrań i założył ręcznik niewolnika, po czym ruszył do umycia ich śmierdzących, zakurzonych stóp. Gdy skończył tą robotę, powiedział Swoim mężczyznom, że powinni traktować siebie nawzajem tak samo.

Epidemia moralnych upadków w kościele wśród mężczyzn jest bezpośrednio związana z brakiem zdrowych relacji. Jedynym sposobem na odwrócenie tego trendu jest ponowne wprowadzenie mężczyzn w służbę Zbawiciela – który był tak pokorny, że zdjął Swoją zbroję macho i naraził się na ciosy.

J. Lee Grady wydawcą magazynu Charisma.

 

раскрутка

DS_01.06.09 2Kor.10

HeavenWordDaily

David Servant

Po raz kolejny Paweł broni się przed swymi antagonistami z Koryntu, o których pisze jako o fałszywych apostołach w następnym rozdziale (11:13). Widać wyraźnie, że nie tylko chlubili się swymi „listami uwierzytelniającymi” – po to, aby chwalić się swym statusem w oczach korynckich wierzących – lecz krytykowali Pawła z tego samego powodu.
Jakże często krytycyzm i pycha łączą się ze sobą. Ludzie często poniżają innych po to, aby wywyższyć siebie samych, szczególnie gdy chcą czegoś, co posiada krytykowany. Tacy właśnie byli antagoniści Pawła. Chcieli lojalności jego uczniów z Koryntu. Paweł znajdował się w trudnej sytuacji podejmując próby ponownego zdobycia ich lojalności – nie dla własnej korzyści, lecz ich – nie posuwając się do taktyki przeciwników.
Jedna z krytycznych ocen Pawła była taka, że jest on odważny w listach, lecz miękki w bezpośrednim spotkaniu (10:1). Mówili: „listy wprawdzie ważkie, lecz jego wygląd zewnętrzny lichy, a mowa do niczego” (10:10). Paweł odpiera ten atak, pewnie stwierdzając, że jego charakter – słowa i uczynki – jest stały. Z pewnością prawdą jest to, że słowa spisane na kartkach są z samej natury gorsze niż bezpośrednia komunikacja, w czasie której dochodzą dodatkowo mimika twarzy, ruchy ciała, ton głosu i spontaniczne reagowanie tam i z powrotem. Jak często źle zrozumiane listy wymagały by spotkania twarzą w twarz, aby to naprawić? Z drugiej strony, piszący ma możliwość wyrażenia większej ilości myśli, zanim zostaną one przekazane, aby wykonały przemyślane zadanie. Mądrość musi dyktować decyzje o wyborze pisanej czy mówionej komunikacji, a czasami kombinacja obu sposobów jest konieczna, aby przypieczętować wzajemnie zrozumienie między dwoma stronami.

Paweł w subtelny sposób krytykuje swoich przeciwników, jako ludzi, którzy „sami siebie polecają” (10:12). Łatwo jest dobrze się poczuć, gdy ktoś porównuje siebie z tymi, którzy są słabej jakości. Suche świnie, porównujące się do tych, które leżą w błocie, mogą poczuć się lepiej, lecz fakt pozostaje taki, że nadal są suchymi świniami, a prawda jest taka, że owi fałszywi nauczyciele, którzy przeniknęli Korynt nie mają żadnego porównania do Pawła. Jednak jemu samemu nie było łatwo tego mówić tak, aby nie brzmiało to jak polecanie samego siebie, za co potępił fałszywych apostołów. Apostoł wskazuje również na to, że w przeciwieństwie do fałszywych apostołów nie potrzebuje „chlubić się ponad miarę” (10:15). On wykonał pionierską pracę apostolską w Koryncie, a fałszywi apostołowie zajęli później jego terytorium, zachowując się tak, jakby mieli prawa założycieli (10:14-15).

Zwróć uwagę na to, że Paweł miał nadzieję, i liczył na to, że Koryntianie pomogą mu sięgnąć z ewangelią nawet jeszcze dalej (10:15-16). Skłonni jesteśmy przypisywać uznanie Bożym sługom za ich osiągnięcie w budowaniu królestwa, lecz ci, którzy ich wspierają są równie ważni w Bożym planie. „Jak mają głosić, jeśli nie zostali posłani„, pytał później (Rzm. 10:15). Ci, którzy wspierają apostołów będą dzielić się ich nagrodą na końcu. Każdy apostoł potrzebuje ludzi, wspierających jego służbę.

Z pewnością w dzisiejszym czytaniu zwróciłeś uwagę na fragment o „duchowej walce”. Jest to kolejny metaforycznych mistrzowski kawałek Pawła, który został wykorzystany przez promotorów pewnych dziwacznych praktyk. Oręż walki Pawła „ma boską moc burzenia warowni” (10:4). Czy pisał o demonicznych warowniach nad miastami, które związane w imieniu Jezusa, uwolnią ludzi spod duchowej ciemności, przyspieszając w ten sposób przebudzenie? Nie ma żadnej wzmianki na ten temat ani tutaj, ani w kontekście! Apostoł mówił raczej o „niszczeniu spekulacji i wszelkich wzniosłych rzeczy, które podnoszą się przeciwko poznaniu Boga i,… braniu wszelkiej myśli w posłuszeństwo Chrystusowi” (10:5 wg tłum. ang.). Jest to tylko figuratywny sposób opisania głoszenia ewangelii i czynienia z ludzi uczniów. Jest to jak wojna, lecz wojna między prawdą, a kłamstwami. Prawda niszczy spekulacje (lub w innym tłum. „fałszywe wyobrażenia” – przyp.tłum.) i bierze kłamstwa w niewolę

Największym naszym orężem jest Słowo Boże, ponieważ dzięki niemu ujawniamy kłamstwa, w które tak wielu ludzi wierzy. Do ludzi należy, oczywiście, wybór czy uwierzą prawdzie czy kłamstwu. To jest istota biblijnej duchowej walki.

– – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJ

продвижение сайта руки

DS_29.05.09 2Kor. 9

HeavenWordDaily

David Servant

Paweł podaje, że korynccy wierzący obiecali „hojny dar” (9:5), co, oczywiście, było możliwe tylko dzięki hojnemu dawaniu. Tak więc, Paweł, ostrzegał przed chciwością, która mogłaby wpłynąć na to dawanie. Wyraźnie więc widać, że chciwość i zachłanność nie są postawami serca, jak twierdzi tak wielu. Jest to raczej postawa, która zawsze ujawnia się przez działania. Gdyby Koryntianie poddali się chciwości, dawaliby mniej i ich egoistyczna postawa wpłynęłaby na ich działania.

Dalej Paweł ostrzega tych, którzy mogliby poddać się chciwości i obiecuje tym, którzy będą hojni: „A powiadam: kto sieje skąpo, skąpo też żąć będzie, a kto sieje obficie, obficie żąć będzie” (9:6). Paweł nie objawiał „boskiej tajemnicy powodzenia”, zachęcając czytelników, aby „siali wielkie finansowe zasiewy i zbierali obfite bogactwa”, aby później cieszyć się rozrzutnym życiem, jak niektórzy kaznodzieje prosperity chcą nam wmówić. Gdyby tak miało być, to apostoł namawiałbym dokładnie do tego, przed czym ostrzegał w 9:5, to jest do chciwości. Jeśli ludzie dają po to, aby mnożyć bogactwa i dobytek, to nie jest to nic innego jak tylko egoizm w przebraniu miłości.

Tak więc, powód, dla którego powinno się „siać obficie” i dzięki temu „zbierać obficie” jest taki, żeby można było „siać jeszcze bardziej obficie”, błogosławiąc ludzi. Paweł powtarza tą prawdę trzy razy w 9:8-11. Możesz przeczytać te wersy jeszcze raz i przekonać się samemu.

Gdy żniwo już jest zebrane, siewca musi zdecydować, co chce zrobić ze żniwem. Jeśli ciągle ma więcej niż potrzebuje to są jeszcze inni, którzy mają pilne potrzeby, nie powinno więc być wątpliwości, co z nim zrobić. Wcześniejsza postawa samozaparcia nie powinna dawać mu powodów do chciwości, ponieważ całą przyczyną siania nie jest to, aby zbierać ziemskie skarby i być nieposłusznym Chrystusowi, lecz aby mieć na jeszcze większy zasiew i złożyć swój skarb w niebie.

Czym jest „skąpe” bądź „obfite” sianie. To, oczywiście, zależy od każdego indywidualnie. Wdowa, która dała do skarbonki dwie miedziane monety, dała więcej niż wszyscy bogacze, którzy wrzucali duże sumy, jak to skomentował Jezus (Mk 12:41-44). Ona „siała obficie”, podczas gdy oni „siali skąpo”, pomimo że ich dary były znacznie większe. Wrażenie na Bogu robi samozaparcie. To, czy sianie jest obfite czy skąpe, zależy od tego, ile dany człowiek zatrzymuje dla siebie.

W końcu Paweł poleca każdemu wierzącemu, aby każdy robił „tak jak sobie postanowił w sercu, nie z żalem albo z przymusu; gdyż ochotnego dawcę Bóg miłuje” (9:7). Ten wers często jest przeinaczany tak, aby odciążyć sumienia egoistów. Mówią tak: „Bóg chce, abyś dawał tylko tyle ile możesz dać radośnie, oceniaj więc samego siebie. Dawaj tylko tyle, ile możesz dać bez żalu” i w konsekwencji chciwcy dają mało lub wcale, demonstrując brak samozaparcia czy miłości i myśląc, że Bóg to akceptuje, ponieważ On nie chce tego, czego oni nie mogą dać radośnie. Ale Paweł wcale nie chce, aby chciwi ludzie myśleli, że Bóg dobrze się czuje z ich chciwością, na co wskazuje kontekst, lecz stara się pomóc każdemu, aby zastanowił się nad tym, co jest w jego sercu. Jeśli człowiek musi dawać z przymusu lub nie może dawać bez żalu to nie daje z miłości do braci w potrzebie.

Mówiąc podobnie: Bóg „miłuje ochotnego dawcę” ponieważ motywacją radosnego daru jest miłość do Boga i bliźniego. Pan cieszy się z ofiar składanych z miłości na rzeczy tych, którzy mają pilne potrzeby. Niemniej jednak ten, kto daje z żalem lub pod przymusem, okazuje chciwe serce, daje zatem obłudnie, ponieważ robiąc to, w swym sercu wolałby tego nie robić, a więc byłoby dla niego lepiej, aby nie dawał wcale. Lecz niech taki człowiek nie sądzi, że Bogu podoba się to, co robi. Bóg chce, ab pokutował z egoizmu, został przemieniony przez łaskę i stał się radosnym dawcą, którzy zapiera się siebie z radością. Bóg, i tylko Bóg, może zamienić chciwych ludzi w ochotnych dawców, którzy wtedy stają się naśladowcami Tego, który dał ofiarnie z serca i miłości (9:15). Chwała Bogu!

– – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJ

продвижение

DS_28.05.09 2Kor. 8

HeavenWordDaily

David Servant

Oto kolejny rozdział z 2 Listu do Koryntian w piękny sposób pokazujący pełny i zrównoważony obraz chrześcijańskiego szafarstwa. Zwróć uwagę na to, że okazją do pisania o tym nie była zbiórka na służbę Pawła czy jakiś kościelny program budowlany, lecz dla ubogich wierzących z Jerozolimy. Paweł zaczyna od udzielenia informacji Korytianom o tym, co ostatnio wydarzyło się w kościołach w Macedonii. Pomimo „licznych utrapień” jak też „skrajnego ubóstwa” (8:2), dawali dobrowolnie. Dzięki Bożej łasce, bez żadnego naciskania, dawali nawet „ponad możliwości” (8:3), „usilnym naleganiem dopraszając się tej łaski, aby mogli uczestniczyć w dziele miłosierdzia dla świętych” (8:4). Macedońscy chrześcijanie byli ogromnie hojnymi dawcami, Paweł oczekiwał, że wierzący z Koryntu pójdą za ich przykładem. Dalej apostoł podkreśla, że dawanie jest ograniczone przez zasoby dawcy, ale też odpowiedzialność jest określona przez zasoby, dwukrotnie używając słowa, które jest niemal przekleństwem w materialistycznej kulturze: „równość” (8:12-15). Jeśli jeden chrześcijanin ma czegoś w obfitości to powinien wykorzystać to do zaspokojenie potrzeb innego chrześcijanina. Jeśli ten poprzednio ubogi chrześcijanin ma się dobrze, podczas gdy poprzednio zamożny ma potrzeby, to ich role zmieniają się (8:14). Nie jest to nic więcej, jak tylko „miłuj bliźniego jak siebie samego” oraz „czyńcie to, co chcecie, aby wam ludzi czynili” (Mk 12:31; Łk. 6:31).

W wersie 8:9 czytamy: „Albowiem znacie łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, że będąc bogatym, stał się dla was ubogim, abyście ubóstwem jego ubogaceni zostali”. Kaznodzieje prosperity często twierdzą, że chodzi tutaj o materialne ubóstwo i materialne Bogactwo. Mówią w ten sposób, że Jezus miał materialne bogactwa w niebie, lecz stał się ubogim (materialnie) w czasie Swego wcielenia, abyśmy mogli stać się bogaci (materialnie). Należy teraz ogłaszać, że przez wiarę do nas należą większe domy, droższe samochody, ponieważ Jezus stał się ubogi, abyśmy mogli stać się bogaci.

Nie ma wątpliwości co do tego, że Paweł mówił o materialnym bogactwie, gdy pisał, że Jezus był bogaty, lecz stał się ubogi. Jest jednak powód do tego, aby wątpić w to czy to ziemskie, materialne bogactwo miało być korzyścią, którą apostoł miał na myśli, gdy pisał o stawaniu się bogatym dzięki ubóstwu Chrystusa. Taka interpretacja stoi w sprzeczności z bezpośrednim kontekstem biblijnym. Gdyby Jezus stał się ubogim po to, aby chrześcijanie mogli być bogaci na ziemi to dlaczego byli w ogóle biedni chrześcijanie w Jerozolimie, którzy potrzebowali tej zbiórki? Dlaczego Paweł opisywał siebie jako ubogiego w wersie 6:10? Dlaczego po prostu nie ogłosił swego prawnie należącego mu się, ziemskiego bogactwa, które mu udostępnił Jezus?

Wbrew temu, co kaznodzieje prosperity twierdzą, fakt, że Paweł pisał o materialnym bogactwie w jednej części wersu nie dowodzi tego, że w drugiej części tego samego zdania chodziło o to samo. Na przykład, Sam Jezus powiedział do ubogich wierzących w Smyrnie: „znam ucisk twój i ubóstwo, lecz tyś bogaty” (Obj. 2:9). Kto mógłbym inteligentnie twierdzić, że wierzący ze Smyrny byli równocześnie materialnie ubodzy i bogaci? Nie, Jezus oczywiście mówił, że są materialnie ubodzy, lecz bogaci duchowo, a powiedział o tym wszystkim w jednym zdaniu. Dzięki Swemu wcieleniu, śmierci na krzyżu (gdzie stracił nawet ubranie, co jest skrajnym ubóstwem) przekazał nam duchowe i wieczne bogactwa, które sięgają znacznie ponad wszelkie nasze marzenia. Chwała Bogu za to, że On obiecał również, że zaopatrzy również wszelkie nasze materialne potrzeby (nie „żądze”).

Paweł rozumiał potrzebę odpowiedzialności w zarządzaniu dobroczynnością i uważnie starał się zapewnić, aby zebrane ofiary zostały wykorzystane zgodnie z celem, na jaki były zbierane. Ci, których wierność została wykazana mieli być zaangażowani w to przedsięwzięcie (8:16-23). Finansowa odpowiedzialność ma największe znaczenie w zbiorowym przekazywaniu darów dla ubogich, ponieważ w przeciwnym wypadku ludzie będą mieli wymówkę, aby trzymać się swoich skarbów, twierdząc, że ich potencjalne dary mogą być sprzeniewierzone. I kto może ich oskarżać?

– – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJ

aracer.mobi

Strzeż swoje serce przed duchowymi związkami

Karen, uspakajając palce wydobywające z klawiatury ostatnie dźwięki pieśni „Purify My Heart” (Oczyść serce me), wiedziała w duchu, że wielu zostało dotkniętych uwielbieniem tego wieczoru, a przedłużający się uśmiech posłany przez Wes’a, lidera grupy uwielbiającej, potwierdził jej to. Cicho odsunęła się od pianina i skierowała w stronę pokoju muzyków. Spojrzała na zegarek. Gdyby jej mąż, Marty, był tutaj, byłby poirytowany tym, że muzyka zajęła tak dużo czasu. Zawsze się spieszył do domu, do swego komputera i magazynu The Wall Street Journal. Westchnęła.

„Po co takie wzdychanie?” zapytał Wes, który szedł za nią mrocznym korytarzem skrzydła szkółki niedzielnej. „Taka piękna kobieta jak ty, nie powinna się niczym przejmować. Grałaś dziś,…. jak mogę opisać piękno i majestat, które wydobyłaś z tej klawiatury? Samo bycie razem z tobą w jednym zespole, wzbudza we mnie dreszcz emocji”. Karen zwolniła kroku, aby zrównać się z nim.

„To jak z tym westchnięciem? Możesz mi powiedzieć. Za długo jesteśmy przyjaciółmi, abyśmy ukrywali coś przed sobą”. Jego łagodny głos, fizyczna bliskość, cień jego silnej, pochylonej postaci jak rzucała wzdłuż korytarza jedna lampka z tyłu, wywołała gorące pragnienie jego dotyku.

Karen pomyślał sobie cierpko: „Marty nigdy nie pomyślał o zachęcaniu czy zrozumieniu mnie”. Zawsze żył w innym świecie, świecie biznesowych spraw i wielkich pieniędzy. Wydawało mu się, że jest na tyle mocna, aby mogła zająć się sobą.

Mylił się; Karen czuła się samotna. Oczywiście, Bóg przysłał Wesa do niej, aby wiedziała, że jest ktoś, dla kogo jest kimś szczególnym. Wylała więc swoje serce przed nim i po raz pierwszy Wes wyciągnął ręce i przytulił ją w ramionach, gdy płakała. Razem, Karen i Wes, razem zbliżyli się do krawędzi parapetu.

Zwykle zaczyna się całkiem niewinnie. Nie ma jakiegoś szczególnego planu kuszenia czy ranienia kogokolwiek, po prostu pragnienie wyrażenia swoich uczuć.

„Jesteś szczególna, naprawdę szczególna! Nigdy nie spotkałem nikogo, kto by mnie tak rozumiał jak ty”.

Czy po prostu: „Jak dobrze razem bawiliśmy się!”

Coś z tych słów powoduje wybuch w naszym wnętrzu i zostaje nawiązany kontakt, ale jest jeden problem: Co najmniej jedno z was jest małżonkiem – kogoś innego.

Pokuszenie, aby dopuścić do serca kogoś, kto nie ma prawa zaglądać tam czai się na każdego, kto działa w służbie. Liderzy uwielbienia, muzycy, młodzieżowi duchowni, pastorzy, sekretarki i doradcy poddają się temu w alarmujących ilościach, a wynik końcowy – co ja nazywam „duchowym cudzołóstwem” – rzadko kiedy udaje się rozpoznać, aż do chwili, gdy zamieni się w seks.

Poddanie pokuszeniu

Lekcja na temat duchowego cudzołóstwo dotarła do mnie w brutalny sposób – sama się mu poddałam. Zaskoczyła mnie w czasie, gdy byłam bardzo pewna swej miłości do Boga i oddaniu rodzinie. Prawda, że z mężem znosiliśmy trudne czasy. Oboje życzylibyśmy sobie, aby to kto inny, bardziej wrażliwy na nasze potrzeby, stanął z nami na ślubnym kobiercu. Niemniej, był to czas, gdy nasze małżeńskie problemy „były pod kontrolą” i wyglądało na to, że jesteśmy szczęśliwi. Ufałam Bogu, że nasza relacja w odpowiednim czasie będzie tak wyglądać, jak Pan chce.

W międzyczasie, moja służba, nauczanie, budowanie uczniostwa przynosiły dobre owoce. Pomimo że uczniami byli mężczyźni, byłem przekonana, że jestem zbyt mocna, zbyt dojrzała i zbyt duchowa, aby być kuszoną do niewierności Bogu i mężowi. Nauczyłam się utrzymywać psychiczny i psychologiczny dystans do nich, ubierając się skromnie i zachowując profesjonalnie. Chciałam być skutecznym nauczycielem, a nie przeszkodą.

Łatwo udawało się to osiągnąć w klasie, lecz gdy dostałam praktykanta do przeszkolenia sam na sam, wpadłam z zaskoczenia. Wraz z praktykantem pracowaliśmy razem i przebywali w jednym biurze. Jego głębokie pragnienie Boga i zrozumienie Pisma bardzo mnie dotykały. W zamian, on wyrażał mi to jak moja miłość do Boga głęboko dotykała jego ducha – coś, co od wielu lat pragnęłam słyszeć od męża, a czego nie było. Łatwo było nam otwierać się przed sobą nawzajem i wyznawać osobiste sprawy. Czasami wydawało się, jakbyśmy umieli czytać w swoich myślach! Wykorzystywaliśmy każdą sposobność, aby przygotowywać się razem i zachęcać nawzajem. Wtedy nie mogłam sobie przypomnieć, abym była kiedykolwiek wcześniej tak szczęśliwa. Ta relacja wyglądała na prezent od Boga. Byłam kochana taka, jaka byłam! Ktoś uwierzył we mnie i przejmował się tym, co myślę i czuję.

Za to moje duchowe życie rozdarło się na życie w służbie z praktykantem, gdzie byłam doceniana i rozumiana i życie w domu, gdzie zawsze wydawało mi się, że nie dostaję.

Przełożeni w służbie ostrzegali mnie, abym nie spędzała tak dużo czasu z praktykantem, lecz myślałam sobie, że są ciasnogłowi. Odrzucenie takiej radości było nie do pomyślenia! Zamierzałam udowodnić, że mogę być najlepszą przyjaciółka kogoś, kto nie jest moim mężem i nie zgrzeszyć.

Punkt zwrotny

Pewnego dnia zaczęłam czytać książkę, Johna Sanford’a „Dlaczego niektórzy chrześcijanie cudzołożą” (Why Some Christians Commit Adultery). Zaczynała się od opisu duchowego cudzołóstwa, niezamierzonego otwarcia serc, co łatwo zdarza się między ufającymi sobie ludźmi, którzy spędzają razem czas, szczególnie w służbie.

Czytając ten opis, wiedziałam, że coś jest nie tak. Poprosiłam o wolne popołudnie i ruszyłam do parku w sąsiednim miasteczku. Całą drogę błagałam Boga, aby mi pokazał stan mojego serca. Spędziłam wiele godzin spacerując po parkowych ścieżkach a Bóg przypominał mi chwila po chwili momenty, w których odrzucałam Go, wykorzystywałam moją pozycję liderki, zdradzałam zaufanie i sama dla siebie stanowiłam prawo.

W końcu, leżąc twarzą do ziemi, wołałam do Boga o miłosierdzie. Serce zostało złamane, gdy zobaczyłam te ciemności i pokutowałam z tego, co Pan mi pokazał. Pan spotkał się tam ze mną, w tej szczególnej chwili i wiedziałam, że otrzymałam przebaczenie, ale długi proces oczyszczania zajął lata i okazał się bardzo bolesny dla mnie – jakby wielki zadatek.

W ciągu następnych miesięcy Bóg uczył mnie, krok po kroku, w miarę jak mogłam to znieść, głębszych spraw dotyczących miłości i uświęcenia mojego ducha. Pewnej nocy, gdy nie mogłam spać, trafiłam na fragment z Malachiasza 2:14-16: „Dlatego, że Pan jest świadkiem między tobą i między żoną twojej młodości, której stałeś się niewierny, chociaż ona była twoją towarzyszką i żoną, związaną z tobą przymierzem. Czy nie Jeden (Bóg) uczynił ją istotą z ciała i ducha? A czego pragnie ten Jeden? Potomstwa Bożego. Pilnujcie się więc w waszym duchu i niech nikt nie będzie niewierny żonie swej młodości!”. (Autorka tu wstawia w miejsce „żony” słowo „mąż” – przyp.tłum.)

To przeszyło mnie na wylot! Po raz pierwszy miałam objawienie tego, jak poważnie Bóg traktuje przymierze. Nie liczyło się w najmniejszym stopniu, jak byłam szczęśliwa z mężem. Ze wszystkich sił miałam „strzec swego ducha”, aby nie łamać wierności, zgrzeszyłam w obu przypadkach. Złamałam również wiarę w Boga. On powiedział mi, aby ufać Jemu we wszystkim i nie mieć innych bogów w życiu, lecz ja uczyniłam bałwana z „bycia kochaną”. Złamałam serce Boga szukając zaspokojenia moich potrzeb u kogoś innego. Zapomniałam o tym, że naprawdę byłam Jego Oblubienicą, poślubioną Jemu na zawsze. Kochał mnie tak bardzo cały czas, lecz ja nie nauczyłam się czerpać z Jego miłości. Praktykant cierpiał niewymiernie jako młody chrześcijanin, ponieważ dopuściłam do tego, że w poszukiwaniu przyjaźni i miłości, patrzył na mnie, zamiast na Boga. Zgrzeszyłam myśląc, że mam prawo być dla niego kimś szczególnym.

Przez ponad rok Pan obmywał mnie stale i wciąż, gdy płakałam u Jego stóp a Jego ogromne miłosierdzie, miłość i przebaczenie pocieszały mnie za każdym razem, gdy kolejna lekcja była wypalana na moim sercu.

W środku tego procesu uzdrawiania, Pan przypomniał mi o czymś. Dziewięć miesięcy przed pojawieniem się praktykanta, modliłam się do Boga, aby posłał do mnie Swój oczyszczający ogień, aby ujawnić i wypalić z serca wszystko, cokolwiek mogło by stać między mną, a Panem. Bóg po prostu odpowiedział na moją modlitwę! Zaczęłam odczuwać Jego świętość jak nigdy dotąd i uczyć się tego, jak całkowicie mam oddać się czczeniu Go!

Ponieważ duchowe cudzołóstwo to nie seks, często nie strzeżemy się przed nim, lecz jest równie niebezpieczne. Powoli zżera nasza relację z Bogiem i innymi, nieuchronnie prowadząc do zniszczenia intymności i zaufania. Krok po kroku truje naszego ducha, przygotowując scenę pod cudzołóstwo w ciele.

Czy grozi ci to?

Kandydaci do duchowego cudzołóstwa zazwyczaj są oddanymi, duchowymi i wrażliwymi ludźmi, dla których sama myśl o niewierności Bogu czy współmałżonkowi wydałaby się przerażająca, lecz zazwyczaj wspólnie błądzą wierząc, że miłość człowieka może uratować ich przed ich słabościami, upadkami, ranami i smutkami i, że jest to ich niezbywalne prawo. Nie uchwycili jeszcze w pełni prawdy o tym, że Bóg nie tylko może zaspokoić ich potrzeby, lecz również zrekompensować brak miłości innych ludzi. Nieświadomie osądzili, że Jego miłość nie wystarcza.

Prawda jest taka, że Boża miłość jest zawsze doskonała! Zawsze jest dostępna, zawsze jest w stanie dać nam szczęście, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie opiera się na naszym zachowaniu i nigdy się nie cofa.

Odnowione małżeństwo

W czasie miesięcy, który następowały po mojej pokucie wraz z mężem otrzymaliśmy wspaniałe chrześcijańskie poradnictwo. Pomalutku odkrywaliśmy i zajmowaliśmy się istotnymi problemami i osądami w naszych sercach, co stało się gruntem do duchowego cudzołóstwa. Zajęło to dużo czasu, lecz ostatecznie staliśmy się dobrymi przyjaciółmi, którzy mówią sobie prawdę i potrafią ją znosić. Nabyliśmy zupełnie nowego szacunku do siebie nawzajem, z czego wyrasta wierna miłość.

To może być również twoja historia, jeśli odeprzesz niewłaściwe relacje, zamiast do nich przylgnąć. Pragnienie, aby działo się w życiu inaczej, czy też, abyśmy mieli innego męża/żonę wpędzą cię w paszczę zwiedzenia – a nie pomaga wzrastać. Trzeba przyznać się do uczuć: bezsilności, niższości, samotności, odrzucenia, gniewu i zazdrości oraz słabej komunikacja, skrajnego pragnienia uwagi, fantazjowania i niewdzięczności i zająć się nimi. Musisz przebaczyć, pokutować i zostać oczyszczoną i uzdrowioną. Jeśli związałaś się głęboko z kimś innym, proś Boga, aby rozwiązał wszelkie duchowe i emocjonalne więzy z tą drugą osobą i całkowicie wycofaj wszelkie pozostałości niewłaściwej miłości czy przywiązania, które ciągle jeszcze mogą w tobie tkwić.

 Po duchowym oddzieleniu się od tej osoby, musisz równolegle oddzielić się psychicznie. Ta osoba musi być dla ciebie martwa! Często konieczna jest zmiana kościoła, przeniesienie do innej służby czy nawet wyjazd tego miejsca.

Przez pewien czasu myśli i tęsknota za tą osobą będą wracać; nawet te myśli, z których pokutowałeś. Gdy tak się dzieje, bierz je w niewolę i oddawaj je na własność Bogu, a nie trzymaj się ich! Używaj pokuszenia jako sposobności do tego, aby dziękować Bogu, że uratował cię przed gorszym losem i bądź wierna Bogu i swojej rodzinie.

Jeśli to twój małżonek popadł w duchowe cudzołóstwo, zapytaj siebie samą siebie czy jakiś brak wrażliwości/czułości z twojej strony mógł się do tego przyczynić. Może będzie potrzebne jakieś badanie własnej duszy i twoja pokuta. Zacznij rozmawiać i rzeczywiście słuchać małżonka. Przełknij swoją pychę i sięgnij po pomoc małżeńską, zanim będzie za późno. Ty i małżonek jesteście ważniejsi niż jakakolwiek służba a jeśli opuszczenie służby pomoże w uzdrowieniu, zostaw służbę.

Ci spośród nas, którzy usługują muszą mieć poukładane życie. Jeśli pozwolimy zasiać jakiekolwiek ziarno egoizmu czy braku równowagi w naszym prywatnym życiu to będzie ono zasiewane wraz z dobrym ziarnem Słowa, którym usługujemy. Każda część z 'królestwa ego’ musi zostać zburzona po to, aby usługujący przekazywał życiowe przesłanie, które jest bezpieczne dla innych.

Nielegalne związki, ducha z duchem, zanieczyszczają nasze życie, małżeństwa i służby. Niszczą rozeznanie i wykrzywiają rzeczywistość. Musimy strzec naszych serc za wszelką cenę. Czas na to, abyśmy wzięli odpowiedzialność i dorośli! Duchowe cudzołóstwo jest śmiertelnym zwiedzeniem; nikt, kto się w nie zaangażuje, nie ujdzie nietknięty.

– – – – – – – – – – – – – – – – – –

Joyce Strong często przemawia na konferencjach, jest instruktorem Bible Teachers Institute w Virginia Beach, Virginia. Jej 20 letnie doświadczenie w nauczaniu obejmuje 16 lat spędzonych w Teen Challenge. Swą pierwszą książkę zatytułowała „Serca w płomieniach” (Hearts Aflame). Powyższy tekst został zaadaptowany z jej książki pt.: „Lambs on the Ledge”, copyright 1995, wydanej przez Christian Publications. Wykorzystano za zgodą.

 

продвижение