Moje różne rozmowy z braćmi i siostrami na całym świecie, doświadczenia, o których nigdy nie pomyślałbym, że kiedykolwiek przeżyję, rzeczy, na które wydawało mi się, że nie starczy mi życia, aby je zobaczyć, to wszystko prowadzi do wyraźnego „tematu” pojawiającego się to tu, to tam… do świadectw królestwa różnego stanu i jakości, jakich nigdy wcześniej nie znałem.
Ryzykując, że zrujnujemy to coś w chwili, gdy dotkniemy tego i zdefiniujemy (Boże dopomóż nam)… jest takie „poruszenie” Jego Ducha, które obejmuje zbiorowe manifestacje w miłości i mocy (UWAGA: nie spotkania, dary, namaszczenie, moc, osobowości i kazania), których nie mogę porównać do niczego, co wcześniej w życiu widziałem czy w czym brałem udział.
Nie jest to cielesne, nie polega na tym, że: „chodźmy na show” czy „chodźcie, zobaczmy tego kaznodzieję czyniącego cuda, supergwiazdę”. Nie jest to „mistyczne” dopóki nie zasilone zmartwychwstałą miłością i życiem w ludzkich naczyniach. Dzieje się to 'poza sceną’ w małych „Betlejemach’ rozsianych po całym świecie. Nie można się tam „udać i zobaczyć”. Nie da się tego opisać na czołówkach gazet. Nie skupia się na osobistościach. Nie chodzi tutaj o „człowieka, spotkanie, przesłanie i jakiś cud”. Nie da się tego znaleźć na nabożeństwach, lecz jest realne i rozpoznawalne i równie tak „demonstracyjne” jak widoczna jest zmiana ciśnienia atmosferycznego w pogodzie. Nie możesz tego zobaczyć, lecz odczuć i wiesz, kiedy to się dzieje.
Są to najlepsze dni królestwa w czasie mojej ziemskiej egzystencji na tej Planecie.