DS_12.11.09 Hbr. 8

HeavenWordDaily
Servant David

Obietnica z Psalmu 110, że Bóg wyznaczy kapłana na wieki według porządku Melchizedeka, a nie Lewiego (omówiona w poprzednim rozdziale) sugeruje ostateczne usunięcie lewickiego kapłaństwa. To, z kolei, wskazuje na to, że znacząca część Prawa Mojżeszowego, wszystko, cokolwiek miało coś wspólnego z tym kapłaństwem, zaniknie. Tak więc, łatwo jest zobaczyć, że przybycie obiecanego, wiecznego arcykapłana będzie wymagało całkowitej zmiany Prawa Mojżeszowego. Czytamy w 7:2: „Skoro bowiem zmienia się kapłaństwo, musi też nastąpić zmiana zakonu„. Ta zamiana to całkowite zamknięcie Starego Przymierza i rozpoczęcie nowego. Żydzi, którzy byli (i są) w zgodzie z Bożym planem dokonali tej zmiany.

Ta prawda staje się jeszcze bardziej oczywista, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że służba kapłańska pod starym przymierzem była tylko cieniem kapłańskiej służby Chrystusa. W tym rozdziale listu autor deklaruje, że ziemska świątynia, której szczegóły konstrukcyjne otrzymał Mojżesz od Boga, była kopią świątyni w niebie (8:5; 9:23-24). Jezus został „sługą świątyni i prawdziwego przybytku, który zbudował Pan, a nie człowiek” (8:2). Tak więc, Jezus, w porównaniu z poprzednimi kapłanami, jest nie tylko osobiście najwyższy na Swym urzędzie kapłana, lecz również ma służbę wyższej rangi, niż którykolwiek z poprzednich kapłanów. Arcykapłan starego przymierza wykonywał swoją służbę na ziemi, w świątyni zbudowanej przez ludzi. Stawał przed symbolem Bożego tronu w ziemskim Miejscu Najświętszym, aby przynosić krew zwierząt, lecz Jezus przyniósłi swoją własną krew przed Boży tron w niebieskim Miejscu Najświętszym.

To był właśnie ten nadrzędny akt, dokonany w nadrzędnym miejscu przez nadrzędnego kapłana – który jako cień był zapowiadany tysiące razy przez podrzędne akty dokonywane przez podrzędnych kapłanów – który zainaugurował nadrzędne Nowe Przymierze. To nadrzędne Nowe Przymierze, podobnie jak ów wyższy arcykapłan, również było zapowiadane w Starym Testamencie. Autor listu cytuje takie obietnice z Księgi Jeremiasza 31:33-34, dowodząc, że „Gdyby bowiem pierwsze przymierze było bez braków, nie szukano by miejsca na drugie” (8:7). Ponieważ Bóg obiecał drugie przymierze, sugeruje to, że znalazł jakieś braki w pierwszym, zatem każdy kto po ustanowieniu tego Nowego Przymierza, pozostaje pod starym, jest w błędzie.

Nowe Przymierze powoduje, że stare staje się przestarzałe (8:13) i teraz jesteśmy zobowiązani do posłuszeństwa Chrystusowi, a nie Prawu Mojżeszowemu. Każdy chrześcijanin, Żyd czy poganin, który stara się żyć pod Starym Przymierzem cofa się w Bożym planie o 2000 lat. Ci, którzy nauczają, że chrześcijanie są zobowiązani do przestrzegania Prawa Mojżeszowego równie dobrze mogą zacząć składać ofiary ze zwierząt, aby otrzymać przebaczenie swych grzechów!

Setki lat przed rozpoczęciem Nowego Przymierza Bóg zapowiedział przez Jeremiasza kilka korzyści, które będą udziałem uczestników tej obietnicy. Będzie ono ważniejsze od Starego Przymierza, ponieważ Bóg zapisze Swoje prawa na sercach i w umysłach, dzięki czemu ta wewnętrzna praca będzie owocować świętym życiem. Każdy, kto przeżywa tą wewnętrzną pracę, będzie „znał Pana” (8:11), ponieważ to, że się Go zna, jest widoczne w życiu posłusznym Jemu. Widzimy więc, że setki lat przed wcieleniem Jezusa, Bóg już objawiał prawdziwą naturę naszego zbawienia i demaskował fałszywą łaskę, która często jest dziś rozpuszczana, łaskę, która nie zmienia zachowania człowieka.

Apostoł Jan napisał podobnie: „A z tego wiemy, że go znamy, jeśli przykazania jego zachowujemy” (1Jn 2:3). Znać Pana to synonim bycia posłusznym Jego przykazaniom, co było prawdziwe nawet pod Starym Przymierzem. Pan powiedział kiedyś przez Jeremiasza: „Twój ojciec przecież też jadł i pił, lecz stosował również prawo i sprawiedliwość, i wtedy dobrze mu się powodziło. Sądził sprawę ubogiego i biednego i wtedy było dobrze. Czy nie na tym polega to, że się mnie zna? – Mówi Pan” (Jer. 22:15-16).

– – – – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJdeeo.ru

Gdy się modlicie

Brogden Chip
11 kwietnia 2009

Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy… Ty zaś, gdy chcesz się modlisz, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego…. . . . nie bądźcie gadatliwi jak poganie. . . . Wy zatem tak się módlcie:” (Mt. 6:5-9in.):

Zbyt długo już modlimy się tak i tak głosimy o modlitwie jakby był to środek do zaspokajania naszych potrzeb. Mam tu na myśli kilka popularnych nauczań i książek znajdujących się obecnie na rynku, które robią z modlitwy rytuał, dzięki któremu możemy nakłonić Boga, żeby zrobił to, co my chcemy. Ta filozofia daje pozory bożka, którym można kierować, „boga”, którego możemy kontrolować, który nie ma innego wyboru, jak tylko odpowiedzieć na naszą modlitwę właściwie ubraną w słowa i poprawnie wyrecytowaną. Każdy człowiek o przeciętnej inteligencji powinien zobaczyć, że jest to śmieszna karykatura Boga; fałszywy obraz i zwiedzenie. Powszechność i powodzenie tego typu nauczania powinna wywołać w nas co najmniej pewną podejrzliwość wobec ducha, który pobudza człowieka do rozpowszechniania czegoś takiego. Nie może to być Duch Święty.

Jezus poważnie potraktował to, jak Jego uczniowie będą się modlić i dlatego czterokrotnie w jednym zdaniu mówi, „GDY modlicie się”, a nie „jeśli modlicie się”. Z tego krótkiego fragmentu Pisma dowiadujemy się, że istnieją co najmniej dwa rodzaju modlitwy. Jedna, która jest nie do przyjęcia przez Boga, oraz druga, która podoba się Bogu. Jedna jest modlitwą hipokryty, druga to modlitwa czystego serca. Jedna jest czyniona otwarcie, tak aby inni wiedzieli, druga jest ukryta, tak aby była widziana tylko przez Boga. Jedna to tylko pustosłowie (próżne powtarzanie – wg wersji ang. przyp.tłum.), druga osiąga Boży cel.

Jeśli modlimy się modlitwą hipokryty to marnujemy czas. Bóg nie odpowie, nie poruszy się, nie będzie słuchał takiej modlitwy. Nie chodzi o to, że ktoś (coś?) nie odpowie na taką skupioną na sobie modlitwę: lecz odpowiedź, nawet jeśli przyjdzie, nie przyjdzie od Ojca, który jest w Niebie. Ogromna część modlitw jest wznoszona na próżno, ponieważ modlący się nigdy nie sięgają do Słowa, aby sprawdzić czy taka modlitwa podoba się Bogu. Jak jest z uwielbienie, które jest „duchem i prawdą”, jest też uwielbienie cielesne i próżne, tak też jest z modlitwą: jest taka, która jest „duchem i prawdą”, i jest taka, która jest modlitwą ciała i krwi, wznoszoną na próżno. Dzięki łasce Bożej możemy spojrzeć na Pana, aby nauczył nas jak się modlić. Przyjrzyjmy się temu, co On pokazuje nam na temat modlitwy miłej Jemu.

JAK NIE MODLIĆ SIĘ

Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę” (Mt. 6:5).

Kiedy modlitwa staje się obłudna? Jest to modlitwa publiczna, której celem jest, aby być zauważonym przez innych. Jest to zewnętrzny pokaz, który ma robić wrażenie czegoś duchowego. Ściąga uwagę ku własnemu ego przez donośny głos, długie przemówienie czy duchowo brzmiące słownictwo. Przede wszystkim jest wznoszona ze względów ceremonialnych, dla ludzkiego ucha, a nie dla Boga. Chcemy być widoczni, słyszani i obserwowani, chcemy być znani jako „wojownicy modlitwy”, wolimy więc modlić się publicznie, przy ołtarzu, w kościele czy na spotkaniu modlitewnym, aby każdy nas widział. Chcielibyśmy, aby ludzie znali nas jako strażników, proroków czy wstawienników, lecz to, co liczy się najbardziej, to nie ludzkie postrzeganie nas, lecz to jacy naprawdę jesteśmy przed Bogiem.

Hipokryci (obłudnicy) zazwyczaj wykorzystuję publiczne modlitwy, aby głosić bądź domagać się czegoś od innych. Byłem kiedyś na spotkaniu, na którym poproszono kogoś świeżo przybyłego, aby się pomodlił. Nie trzeba było długo czekać, gdy zaczął modlić się o swoje finansowe potrzeby, tak jakby rozmawiał z Panem, lecz było oczywiste, że dawał wszystkim obecnym znać, że oczekuje finansowego daru. Powiedział nawet: „Modlę się, aby ktoś dał mi pieniądze, których potrzebuję”. Oczywiście, po spotkaniu ktoś to zrobił, lecz żaden z nich, ani ten, kto się modlił, ani ten kto „odpowiedział” na jego modlitwę, nie znajdował się w Duchu. Ten człowiek powinien zostać zwyczajnie skarcony, lecz nikt tego nie zrobił, włącznie ze mną. Tak więc, wszyscy minęliśmy się z Duchem, lecz wszyscy nauczyliśmy się pewnej lekcji i nigdy więcej już o tym człowieku nie usłyszeliśmy.

Równie winni obłudnych i długich modlitw są kaznodzieje. Warto zauważyć jak różne są modlitwy jednego kaznodziei w zależności od tego przed jakim audytorium stoją. Wygląda to tak, jakby wierzyli, że światła reflektorów wymagają specjalnych słów i zwrotów, których w innym wypadku nie używa się. Jest to również robione na pożytek słuchaczy: „Och, potrafisz się modlić tak wspaniale!” wołają, lecz to niekoniecznie znaczy, że są wspaniali w Bogu.

W szczególności w czasie wszelkiego rodzaju spotkań modlitewnych tam, gdzie walka duchowa jest bardzo mocno zaznaczana, ważne jest zrozumieć czego Pan chce i nie popaść w tą pułapkę próżności. Doświadczenia wielu świętych wskazują na to, że im więcej modlimy się prywatnie, tym mniej modlimy się publicznie. Słów będzie mniej, lecz będą znacznie bardziej ważkie i wartościowe. Jeden z braci był tak złamany przed Bogiem prywatnie, że za każdym razem, gdy stawał za kazalnicą, aby się publicznie modlić, był w stanie tylko paść na kazalnicę i płakać: „O, Boże!” To jest właściwy duch, jakże bym chciał, aby było więcej tego rodzaju modlitwy.

Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt. 6:6).

Dlaczego Pan woli modlitwę ukrytą od modlitwy w synagodze (czy kościelnym budynku)? Najbardziej wartościowa jest dla Boga modlitwa wznoszona w miejscu prywatnym, w zamkniętym pomieszczeniu, gdzie nikt nie widzi i nie słyszy tego, co się robi i mówi. Tak więc, wszystko, cokolwiek jest mówione i czynione w tajemnicy, jest czyniona dla Pana. Większość publicznych modlitw jest po to, aby ludzie widzieli; zatem są onebezwartościowe, a mnogość takich modlitw nie jest w stanie zatuszować braku prywatnej modlitwy.

Jako dziecko traktowałem Pismo literalnie. Zamykałem się sam i modliłem się do Pana w tajemnicy. Gdy byłem starszy, aby się modlić i czytać, wspinałem się na szczyt drzewa, albo wymykałem się, gdy jeszcze było ciemno. Gdy patrzę wstecz na swoje życie, mogę powiedzieć, że były to najbardziej słodkie modlitwy i społeczności, jakie kiedykolwiek przeżywałem.

Nie ma znaczenia czy to zamknięcie jest dosłowne czy nie, istotą jest rodzaj modlitwy, czy jest po to, aby ludzie słyszeli, czy po to, aby być widzianym przez Boga. Jeśli modlimy się do Pana dla Pana to chcemy, aby święte rzeczy zostały zachowane świętymi, prywatne prywatnymi, poświęcone poświęconymi. Nie będzie nam łatwo powtarzać innym intymnych szczegółów spotkania z Bogiem, będzie się to wydawało niemal świętokradztwem.

Czy modlitwa i uwielbienie jest stylem życia, czy zdarzeniem? Jeśli jest jakimś zdarzeniem, jeśli większość naszych modlitw dzieje się raz na tydzień, gdy gromadzimy się razem to skutkiem będzie brak w duchowego życia. Będziemy odczuwać ten brak, gdy trzeba będzie włączyć się i stać się na tyle duchowym, aby się modlić. Lecz podstawą naszych zbiorowych modlitw są modlitwy prywatne. Prawdziwą wartość ma to, co ukryte pod powierzchnią, czym usługujemy Panu w tajemnicy, a nie to, co widoczne na zewnątrz.

A modląc się, nie powtarzajcie wciąż tego samego jak poganie, gdyż oni mniemają, że dla wielomówności zostaną wysłuchani” (Mt. 6:7 tłumaczenie z j.ang. – przyp.tłum.)
Ciekawe jest grecki słowo „próżny/daremny”, które pochodzi z innego źródłosłowu znaczącego „trzymać lub ścisnąć” i sugeruje manipulację, jakby ktoś manipulował gliną, aby nadać jej jakiś kształt, na przykład wazonu czy misy. Jest ono użyte przez Jezusa w innym kontekście:

Mt. 15:7-9:
Obłudnicy! Dobrze prorokował o was Izajasz w słowach: Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi„.
Istnieje coś takiego jak daremna modlitwa czy daremna cześć. Jest coś takiego jak ofiara miła Bogu i ofiara niemiła Bogu (zobacz historię Kaina i Alba w Rdz. 4). Dokładnie wiemy, czego Bóg chce i jest to oddawanie czci w „Duchu i Prawdzie”. Wiemy również, co On uważa za próżność, manipulację, stratę czasu i egoizm. Próżność obejmuje zbliżanie się do Boga ustami, czczenie Go wargami, podczas gdy serce jest daleko. Obejmuje ona ludzkie nauczanie tak, jakby to były rzeczy Boże. Obejmuje powtarzanie tej samej modlitwy stale i wciąż z perspektywą na manipulowanie Bogiem. Dotyczy to 95% tego, co się mówi i czyni na typowych nabożeństwach kościelnych w niedzielny poranek. Stałe proszenie Boga, aby co tydzień błogosławił nasze niemiłe Mu nabożeństwa jest przykładem na to, że „na próżno/daremnie mi część oddają”.

Dla większości ludzi uświadomienie sobie tego, co robią może być szokujące, lecz nawet duchowe rzeczy (w szczególności duchowe) są próżnością. Ludzie są uczeni, że tak długo jak uczestniczą w kościele i modlą się właściwymi modlitwami o ochronę, błogosławieństwo, moc czy namaszczenie to wszystko będzie dobrze, a Jezus mówi, że ci, którzy odnoszą się do Niego w taki sposób, zachowują się jak poganie.

Poganie są religijni. Oni czczą, modlą się! Obłudnicy/hipokryci dają, poszczą, czynią wielkie dzieła w Imieniu Jezusa! Lecz, zgodnie ze słowami Jezusa, zupełnie się to nie liczy. To wszystko na darmo. Tak naprawdę nie ZNAJĄ Go i On również nie „zna” ich.

Nie bądźcie jak poganie, gdyż wie Bóg, Ojciec wasz, czego potrzebujecie, przedtem zanim go poprosicie” (Matthew 6:8).”
Mamy tutaj coś interesującego! Jezus mówi, abyśmy nie modlili się tak, jakby odpowiedź na modlitwę zależała od obfitości słów czy wspaniałości mowy, ponieważ Ojciec wie, czego potrzebujemy, zanim Go poproszę. Cóż więc!? Po co się modlić? Jeśli Bóg wie, czego potrzebuję, zanim go poproszę, po co prosić? Jeśli modlitwa to tylko przekazanie Bogu moich potrzeb to może powinniśmy przestać się modlić, ponieważ On już wie, o co chodzi. Być może modlitwa, jak tego nauczał Jezusa, ma niewiele wspólnego ze składaniem zamówień Panu, aby zaspokoił nasze własne potrzeby? Jeśli tak to dalsza modlitwa opierająca się na zaspokajaniu potrzeb jest próżna/daremna. Próżność jest nie tylko bezskuteczna, lecz jest egoistyczna. Tak więc: „Nie bądźcie jak poganie, którzy na próżno powtarzają te same modlitwy nastawione na zaspokajanie swoich własnych potrzeb”.

Jezus powiedział, że Ojciec zna nasze potrzeby, ale to nie znaczy, że nie MUSIMY się modlić, lecz znaczy, że musimy zmienić to, w jaki SPOSÓB się modlimy.
Gdy modlimy się, nie powinniśmy zachowywać się jak obłudnicy czy poganie, ogarnięci obsesyjnie sobą. Nasze potrzeby już są znane Panu, więc nie ma potrzeby zwracania się do Boga i informowania Go o szczegółach naszej sytuacji, po to, aby całkowicie ocenić przed nim wszystko, co się dzieje. Takie szczegóły możemy przekazać naszemu lekarzowi, aby postawił właściwą diagnozę, lecz Pan nie potrzebuje z naszej strony żadnej pomocy, żeby lepiej zrozumieć problem. Nie potrzebuje również, abyśmy Mu mówili co trzeba zrobić, jakbyśmy wiedzieli czego trzeba, a On nie.

A co, jeśli modlitwa jest czymś więcej niż powtarzaniem naszych potrzeba Panu? A co, jeśli modlitwa jest środkiem do osiągnięcia wyższego celu niż uporządkowanie moich spraw? Innymi słowy: a co, jeśli w modlitwie w ogóle nie chodzi o moje potrzeby, moje pragnienia, moje zachcianki, moje prośby i moją sytuację? A co, jeśli modlitwa jest środkiem do zaspokojenia potrzeb PANA? Co, jeśli zamiast przychodzić do Pana z NASZYMI oczekiwaniami, przychodzimy do Pana, chcąc dowiedzieć się, jakie są JEGO oczekiwania? A co, jeśli w modlitwie w ogóle nie chodzi o wyrażanie MOJEJ woli, lecz wyrażanie JEGO woli?

Taka koncepcja modlitwy może być zbyt radykalna dla niektórych, ponieważ wymaga to dalszej śmierci ich ego. Jeśli jednak Ojciec wie o wszystkim, zanim Go poprosimy to głównym celem modlitwy nie może być opowiadanie Mu tego, co już i tak wie. Skoro mamy się modlić i skoro Pan już zna wszystkie nasze potrzeby, czy nie wskazuje to na jakieś wyższe powołanie i głębszą prace do wykonania? Dla poganina i obłudnika, którzy są ogarnięci własnym ego, próżność (bezskuteczność i egoizm) jest widoczna wszędzie indziej a w ich modlitwach w szczególności. Wygląda na to, że Jezus wprowadza nas w głębsze zrozumienie modlitwy. A więc jak POWINNIŚMY się modlić? Jezus wszystko wyjaśnia.

JAK SIĘ MODLIĆ

A wy tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię twoje, przyjdź Królestwo twoje, bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi” (Mat. 6:9,10).
Teraz, kiedy już wiemy jaka modlitwa nie podoba się Panu, czas przyjrzeć się właściwej modlitwie. Pan Jezus nie daje nam modlitwy, którą należy powtarzać słowo w słowo, ponieważ to było sprzeczne ze wszystkim, co nam powiedział do tej pory (obserwuj to, jak bardzo trzymamy się rytuałów mimo wszystko). Zamiast tego, Pan daje nam pewien wzór, prototyp podstawę do wszelkich modlitw mówiąc: „Módlcie się tak” czy też „módlcie się w taki sposób”.

Natychmiast zostajemy uniesieni z ziemskiej sytuacji a nasza uwaga skierowana jest ku Ojcu niebieskiemu, królestwu niebieskiemu, niebieskiej woli. Wierzę, że to bardzo ważne jest, aby zobaczyć. Modlitwa nie zaczyna się na ziemi, zaczyna się w niebie. Nie zaczyna się od człowieka, lecz zaczyna się od Ojca, nie zaczyna się od ludzkich potrzeb, lecz od Bożej Woli. Nasza modlitwa jest nieskuteczna, ponieważ modlimy się jako ziemscy ludzie mający ziemską perspektywę na ziemskie rzeczy.

Zobaczmy, jak daleko sięga to poza modlitwę, wznoszoną przez hipokrytów, modlących się publicznie, aby ludzie ich widzieli! Modlitwa powinna nas unosić do nieba, a nie wbijać jeszcze głębiej w ziemię. Modlitwa ma skupiać nasz wzrok na Ojcu, a nie na człowieku czy problemach człowieka. Duchowa modlitwa zaczyna się w Duchu; niebiańska modlitwa zaczyna się w niebiosach.

Gdy modlimy się „w ten sposób” zostajemy przeniesieniu i uniesieni ponad ciało i krew, ponad to, co naturalne, co ziemskie, ponad widzialny i odczuwalny wszechświat, w którym żyjemy. Natychmiast zostajemy doprowadzeni do zgodności z Kimś Wyższym niż my sami, Kimś Wyższym, Kimś Większym. Ten Ktoś ma pewne rzeczy do wykonania i wszystko, co czyni ku zmierza do wykonania tego. Co to jest? To Jego Wola i Jego Królestwo. Jaka Wola i jakie Królestwo? Ta wola to „wszystko w Chrystusie” a to Królestwo to wypełnienie Jego woli, gdy Chrystus będzie dominował we wszystkim. Wszystkie działania Boże zmierzają ku temu celowi.

Tak więc głównym celem modlitwy jest doprowadzić nas do współpracy z Ojcem, abyśmy zgrali się z Nim – zarówno jeśli chodzi o zarówno relacje z bliskimi jak i zawodowe. Wiele wysiłku i czasu poświęca się w modlitwie, której celem jest zaangażowanie Boga w NASZE sprawy, NASZE plany, NASZE cele, NASZE zadania, NASZE potrzeby czy to prawdziwe, czy wyimaginowane. Ale tak naprawdę, kto jest Mistrzem? Kto jest sługą? Czyjej woli należy szukać przede wszystkim? Naszej czy Jego? Jeśli nie tknęliśmy spraw dotyczących Jego Woli i Królestwa to modliliśmy się daremnie, ponieważ Bóg nie może zaprzeczać samemu Sobie i nie może odpowiedzieć na taką modlitwę. Jeśli nasze sprawy nie harmonizują z Jego, to nasze muszą ustąpić. Większość modlitw jest po prostu zbyt mała, zbyt wąskotorowa i zbyt ograniczona. Nie widzimy niczego poza naszymi własnymi okolicznościami, nie widzimy większego obrazu. Nie mamy niebiańskiej perspektywy. Musimy więc zacząć od opróżnienia siebie samych ze wszystkich z góry przyjętych założeń i, gdy się modlimy, szukać Woli Pana oraz Jego Królestwa, ponieważ czynić właśnie znaczy „święcić Ojca”.

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, i odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom” (Mat. 6:11,12).
Pan nie każe nam ukrywać przed Sobą naszych próśb. Jak najbardziej właściwe jest uznawać Go codziennie z wdzięcznością, jako Tego, który zaopatruje i który przebacza. Różnica polega na tym, że gdy modlimy się o Jego Wolę i Królestwo, gdy tracimy z widoku siebie i swoje sprawy, gdy przychodzimy do Pana, aby zaspokoić Jego potrzeby, to nasze zostają zaspokajane: a nawet gdyby tak nie było, nie martwimy się tym. Nasze pragnienia są skierowane dla Niego, tak więc dopóki trwamy w Jego Woli i Jego Królestwie to fakt czy moje osobiste potrzeby są zaspokojone, czy nie, ma drugorzędne znaczenie. Modlitwa nie jest narzędziem, służącym do zaspokajania moich potrzeb, lecz jest środkiem, przez który Boża Potrzeba jest zaspokajana. Teraz, gdy modlę się na rzecz Bożej Woli i Bożego Królestwa, teraz gdy modlę się zgodnie z Bożym pragnieniem na te czasy, On na pewno zaopatrzy mnie w to, czego potrzebuję (rzeczywiście, nic nie jest w stanie temu zapobiec, ponieważ nic tego nie mogło zrobić przez miliony lat). Gdy przede wszystkim szukam Królestwa Bożego, wszystko, czego mi trzeba będzie mi dodane. Nie ze względu na mnie, widzisz, lecz ze względu na Pana. Gdy powierzam siebie Jego Królestwu, On powierza Siebie mojemu powodzeniu. Jakże mogło by być inaczej?

A tak przede wszystkim to gdzie jest Królestwo? Tutaj czy tam, w przyszłości czy przeszłości? Nie, Królestwo jest w tobie (Łk. 17:21). Gdy modlimy się o Bożą Wolę i Boże Królestwo, czyż nie prosimy, aby Chrystusa przybywało w nas, a nas ubywało? Czyż nie prosimy o to, aby Chrystus miał większą dominację w nas osobiście, jako Jego uczniach? Zapomnijmy na chwilę o gromadzeniu się kościoła czy zbieraniu się, aby zobaczyć to samo.

Jeśli każdy z nas modlił się w ten sposób, nawet nie mając większego celu niż własna osoba to czy nie objęłoby to całego kościoła, którego jesteśmy członkami? Modlimy się więc, aby Chrystus dominował w nas osobiście, w kościele zbiorowo i w całym stworzeniu razem. Zgadzamy się z pewnymi potężnymi siłami, które wszystkie razem współpracują ku wykonaniu Ostatecznego Bożego Celu.

Bez względu na to czy uważasz chleb za fizyczną czy duchową sprawę (czy oba jednocześnie) jest on dostarczany codziennie, jak też codziennie jest udzielane przebaczenie za grzechy. Chleb mówi nam o naszym Życiu, a przebaczenie grzechów o naszej drodze. Codziennie potrzebujemy Życia, aby żyć, codziennie urażamy innych i codziennie obrażamy Boga, a więc, codziennie potrzebujemy też przebaczenia. A tak całkiem szczerze: cokolwiek innego wydaje nam się potrzebne i tak jest w tych dwóch rzeczach. Dobrze jest mieć różne inne rzeczy i Bogu może podobać się udzielić nam tego, lecz nie są one bezwzględnie konieczne. Nikt nie ma biblijnego „prawa” domagać się od Ojca czegokolwiek, czego chce, ani trochę bardziej niż by moje dzieci miały oczekiwać, że ja dam im o cokolwiek poproszą.

Ponieważ już jesteśmy błogosławieni wszelkim duchowym błogosławieństwem w Chrystusie (Ef. 1:3), ogromna większość naszych modlitw powinna być skupiona na Woli Bożej, a nie na naszych zachciankach. DOPÓKI – i tutaj zaczyna się robić interesująco – DOPÓKI to, co MY chcemy, nie zgadza się z tym, co ON chce. Bóg odpowie na każdą modlitwę, która jest zgodna z tym, co On Sam pragnie zrobić. Tak naprawdę, to Pan daje nam poznać Swoją Wolę, możemy więc w modlitwie wyrazić naszą zgodę na to i tak się stanie. W naszym podobieństwie do Chrystusa zawiera się pragnienie tego, czego On pragnie i jeśli tak się dzieje to przede wszystkim jest to widoczne w modlitwach, ponieważ to właśnie tutaj następuje wymiana Jego Życia, na nasze. Powinniśmy już wiedzieć, że On pragnie tylko JEDNEJ RZECZY. Ostatecznie, będziemy pragnąć tylko tego i wyłącznie o to będziemy się modlić. Najłatwiejszym sposobem, aby dojść do zaspokojenie swoich potrzeb w modlitwie to pragnąć TYLKO JEDNEGO.

…i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego; albowiem twoje jest Królestwo i moc, i chwała na wieki wieków. Amen” (Mat. 6:13).’”
Jak zaczynaliśmy od Królestwa, tak też na Królestwie kończymy. Na jakiej podstawie możemy wyznawać uwolnienie od złego? Na tej bazie, że Królestwo jest z Boga, Moc jest z Boga i Chwała jest z Boga.

Co to jest zło? Wszystko, co pochodzi od antychrysta jest złem. Antychryst sprzeciwia się Bożemu działaniu skierowanemu na to, aby Chrystus był wszystkim we wszystkim.

To czy kulminacją będzie dyktator ostatnich dni, nie ma żadnego znaczenia. Antychryst jest z nami od samego początku. Duch Antychrysta zawsze sprzeciwiał się pierwszeństwu Chrystusa, zaczynając od buntu Szatana do grzechu w twoim ciele. Sama rzecz nie musi być zła, może to być anioł światłości. Oczywiście, złe rzeczy są złe, lecz nawet te pozornie dobre są złe, jeśli nie prowadzą nas bliżej Chrystusa, który jest wszystko we wszystkim. Tak więc, Bożym Największym Dobrem jest Chrystus, a zatem wszystko, cokolwiek jest mniejsze od Chrystusa jest złe.

Wielu ludzi sądzi, że diabeł ma królestwo, lecz zbadanie Pisma nie daje niczego na poparcie tego. „Twoje jest Królestwo”. Królestwo należy do Boga, Bóg nigdy nie dał diabłu niczego. Nawet Stary Testament, zanim Jezus pochodził po ziemi, mówi: „Pańska jest ziemia i to, co ją napełnia, świat i ci, którzy na nim mieszkają” (24:1). Wielu obsesyjnie myśli o rzekomej „mocy” ciemności, a każdy kto posiada umiejętność zwodzenia innych potrafi kontrolować, lecz tutaj mówi się nam, że „Jego jest Moc”. Nie ma mocy tkwiącej w ciemności, jest tylko władza nad poszczególnymi jednostkami, która jest zdobywana przez zwiedzenie. Ciemność nie ma dostępu do Prawdziwej Mocy, lecz tylko Bóg, przez Chrystusa Jezusa, jak w niebie tak i na ziemi” (Mt. 28:18). W końcu „Twoja jest Chwała” Jest to chwała Chrystusa taka, jaką pokazał nam przez objawienie i to ta Chwała naprawdę manifestuje się w niebie jak i na całej ziemi (Ps. 8).

Jeśli przyjrzymy się tym trzem rzeczom, Królestwu, Mocy i Chwale, widzimy, że dotyczy to zarówno ziemi jak i nieba. Reprezentuje to prawdziwe znaczenie zwrotu „jak w niebie tak i na ziemi”. Niemniej tutaj, na ziemi, jest coś, co robi wrażenie sprzeciwiania się pierwszeństwu Chrystusa, tak jakby było inne Królestwo, inna Moc i inna Chwałą czy to od człowieka, czy Szatana (Łk. 4:5,6). Ta modlitwa ogłasza coś innego: stajesz na ziemi i dajesz świadectwo, że jest tylko Jedno Królestwo, Jedna Moc i Jedna Chwała, a te należą do Ojca i Jego Chrystusa. Oczywiście, musimy to wiedzieć i wierzyć w to, aby się tak modlić, lecz zasadniczo jest to właśnie Świadectwo Jezusa i służba tych, którzy zwyciężają.

To, co najskuteczniej hamuje nasze modlitwy to małość naszych wizji. Modlitwa jest jedynym środkiem do celu, a celem jest zobaczyć Chrystusa, który jest Tym Pierwszym we wszystkim na ziemi, jak w niebie. Modlitwa zestraja nas z sercem Bożym tak, że pragniemy tylko tej Jednej Rzeczy, której On pragnie.

Nie możemy i nie powinniśmy mieć wiary w samą modlitwę. Jakże łatwo złożyć zaufanie w metodzie czy technice modlitwy i zacząć zwracać się do Boga jak poganin. Jak łatwo jest zaufać człowiekowi i zwracać się później do Boga jak obłudnik. Ciekawe jest to, że jakkolwiek wielka jest potęga „Modlitwy Pańskiej” to mimo wszystko jest ona wznoszona za zamkniętymi drzwiami, w samotności. Nie ma polecenia, aby udać się do jakiegoś strategicznego miejsca na globie po to, aby wykorzystać nasz autorytet, nie podaje się nam imion demonów czy zwierzchności, z którymi mamy się zmagać. Nic z tego. W naszej komorze modlitwy, gdy drzwi zostaną zamknięte, mamy po prostu modlić się w ten sposób do Ojca, a On odpłaci nam otwarcie.

Obyśmy nie zapomnieli, że Chrystus jest naszą zapłatą. Nie szukamy tego, co należy do Niego, lecz Jego Samego. Nie budujmy naszego Królestwa, lecz Jego. Nie polegajmy na własnej mocy, lecz Jego. W miarę jak nas ubywa, a Jego przybywa to Jego chwała objawia się w nas i przez nas. To jest prawdziwa modlitwa, o ile zechcemy zostawić nasz grunt i wejść na Jego grunt, modląc się o Jego wolę, a nie naszą.

Ojcze, objaw nam Twojego Syna. Ucz nas modlić się. Niech Twoje imię święci się. Stajemy za Twoim Królestwem, za Twoją Wolą na tej ziemi. Przyjdź Królestwo Twoje – w nas. Bądź Wola Twoja – w nas. Jak w niebie tak i na ziemi. Dziękujemy Ci za to, że gdy najpierw szukamy Twojego Królestwa, wszystko inne zostanie nam dane. Uwolnij nas od wszystkiego, co pochodzi od Antychrysta od wszystkiego co naturalne, co z ciała i krwi, od tego co cielesne, ziemskie i ugruntuj nas w Królestwie Twojego Drogiego Syna. Nie uznajemy żadnego innego królestwa, wyłącznie Twoje, żadnej mocy, jak tylko Twoją, i żadnej chwały, jak tylko Twoją. Niech tak się stanie na wieki. Amen.

сайта

DS_11.10.09 Hbr. 7

HeavenWordDaily

David Servant

List do Hebrajczyków 7
Melchizedek jest wymieniony w Starym Testamencie tyko dwukrotnie o obrębie czterech wersów (Rdz. 14:18-20; Ps. 110:4). Jednak to, co jest zawarte w tych wersach ośmieliło autora listu do ogłoszenia końca kapłaństwa lewickiego, tysiącletniej instytucji, założonej przez Mojżesza, który działał posłuszny Bogu. Zamiarem autora było upewnienie wahających się hebrajskich czytelników, że postępują w zgodzie z Bożym planem. Niczego nie stracili, gdy uwierzyli w Jezusa, a raczej zyskali korzyści płynące poddania się nadrzędnemu kapłanowi.

Melchizedek był „królem Salemu”, starożytnej Jerozolimy, która wtedy miała taką nazwę. „Salem” wywodzi się z hebrajskiego słowa „szalom”. Tak więc tytuł Melchizedeka to „książę pokoju” (7:2). Jezus, „Książę Pokoju” (Iz. 9:6) oczywiście będzie pewnego dnia rządził z Jerozolimy.
Imię Melchizedek oznacza „książę sprawiedliwości”, co również przypomina nam o Jezusie „Świętym i Sprawiedliwym” (Dz. 3:14). Melchizedek był królem i kapłanem „Boga najwyższego”; Jezus również nim jest.
Jest tutaj coś więcej niż tylko jakieś podobieństwo do Chrystusa. Nie mamy w Piśmie żadnych informacji o jego genealogii, urodzeniu czy śmierci. Podobnie jak Chrystus wydaje się nie mieć początku ani końca. Niektórzy podejrzewają, że Melchizedek rzeczywiście był Chrystusem w przed wcielonej postaci, lecz Biblia tego nie mówi.

Dowiedzieliśmy się już z 4 wersu Psalmu 110, że Mesjasz został wyznaczony przez Boga, aby był wiecznym arcykapłanem według porządku Melchizedeka, tak więc autor Listu do Hebrajczyków pokazuje nam najpierw to, dlaczego porządek Melchizedeka jest wyższy od porządku Lewickiego, aby wykazać wyższość kapłaństwa Chrystusa. Wskazuje na to, że Abraham zapłacił Melchizedekowi dziesięcinę, a czyniąc to, pisze autor, Lewi, który był przyszłym potomkiem Abrahama „w lędźwiach praojca swego” również zapłacił mu dziesięcinę (7:9). Co więcej, gdy Abraham zapłacił tą dziesięcinę, Melchizedek pobłogosławił go i „a to rzecz bezsporna, że mniejszy od większego otrzymuje błogosławieństwo” (7:7). Tak więc, Melchizedek jest większy zarówno od Abrahama jak i od jego potomka, Lewiego, czyli porządek jego kapłaństwa jest nadrzędny nad porządkiem Lewiego. To wszystko ma na celu pokazanie, że Jezus jest nadrzędnym arcykapłanem.

Autor dowodzi również, że gdyby lewickie kapłaństwo wystarczało, Bóg nie ogłaszałbym planu ustanowienia wiecznego kapłana, który nie byłby potomkiem Lewiego, i w innym porządku, lecz takie twierdzenie znalazło się w Ps. 100 a miało to miejsce po ustanowieniu kapłaństwa lewickiego. Jezus, który był podobny do Melchizedeka był oczywiście obiecanym kapłanem z Psalmu 110.

Z Psalmu 110 wypływa coś jeszcze więcej, co wskazuje na nadrzędność Chrystusa. Wieczne kapłaństwo Jezusa zostało powołane przysięgą Samego Boga Ojca, co nie miało miejsca w przypadku żadnego innego kapłana przed Nim (7:20-22). W przeciwieństwie do kapłaństwa Chrystusa, Bóg nigdy nie obiecywał, że starotestamentowe kapłaństwo będzie wieczne.

W starym przymierzu było wielu arcykapłanów, których służba była ograniczona długością ich życia, i którzy zmieniali się po sobie w kolejnych pokoleniach. Jezus jest jednak jedynym arcykapłanem nowego przymierza, ponieważ On żyje na wieki. W konsekwencji może On zaoferować nam wieczne zbawienie, ponieważ żyje zawsze, aby zabezpieczać nasze przymierze z Bogiem (7:25).

Starotestamentowi kapłani musieli składać codzienne ofiary zarówno za swoje własne grzechy, jak i za grzechy ludu, lecz Jezus był bezgrzeszny i żadna ofiara nie jest potrzebna za Niego. Jako doskonała, bezgrzeszna ofiara, On musiał ofiarować Siebie raz na zawsze za nasze grzechy (7:27). Jego ofiara zadośćuczyniła raz i na zawsze za każdy grzech. W końcu, Jezus był nadrzędnym arcykapłanem, ponieważ był nie tylko człowiekiem, lecz również Synem Bożym (7:28).

Przesłanie Listu do Hebrajczyków było jasne: Nie ma żadnych powodów, aby wracać do lewickiego systemu starego przymierza, ponieważ został objawiony światu obiecany, długo oczekiwany, nadrzędny, wieczny, niebiański, bezgrzeszny, wyznaczony przez Boga, doskonały arcykapłan. Jeśli sądzisz, że Bożym celem całego lewickiego systemu było, aby wskazywać na kapłańską służbę Chrystusa, to masz rację. Trzymaj się tego!

– – – – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJраскрутка сайтов оптимизация комплекс услуг

DS_10.11.09 Hbr. 6

HeavenWordDailyServant David

Z ostatnich pięciu wersów rozdziału piątego dowiadujemy się, że autor listu nie był zadowolony z powolnego duchowego wzrostu większości swoich czytelników. Stali się „ociężali w słuchaniu” i w tym czasie powinni sami stać się nauczycielami, a tymczasem potrzebują, kogoś, kto by ich „nauczał pierwszych zasad nauki Bożej” (5:11-12). Sześć z tych „pierwszych zasad’ wylicza a na pierwszym miejscu jest „odwrócenie się od martwych uczynków” ku „wierze w Boga” (6:1). Jakże tragiczne jest to, że wielu ewangelicznych duchownych nie rozumie dziś tych najbardziej „początków nauki o Chrystusie” (6:1) a definicja wiary została tak zmieniona, aby nie wchodziły do niej uczynki, a pokuta (tu „odwrócenie się” – przyp.tłum.) usunięta z ewangelii. Przy okazji, „martwe uczynki” to uczynki religijne, które nie wyrastają z żywej wiary w Chrystusa, lecz z wrodzonej tradycji.

Nauka o obmywaniach” może być przetłumaczona jako „nauka o chrztach„, a Nowy Testament mówi o nich trzykrotnie: chrzest wierzącego w ciało Chrystusa, chrzest przez zanurzenie w wodzie oraz chrzest w Duchu Świętym.

Wkładanie rąk„, jako kolejny „podstawowa zasada„, to uzdrowienie czy namaszczenie Duchem Świętym, które są przenoszone czy udzielane (Mat. 19:13-15; Mk 5:23; 8:23; 10:16; 16:18; Łk. 4:40; Dz,8:17-18; 9:12-17; 1Tym. 4:14; 5:22; 2 Tym. 1:6). Chrzest w Duchu Święty często jest udzielny przez włażenie rąk.

Zmartwychwstanie” odnosi się do fundamentalne prawdy, która mówi, że każdy człowiek, sprawiedliwy czy niesprawiedliwy, któregoś dnia zostanie wzbudzony z martwych w ciele.

W końcu „sąd wieczny” jest fundamentalnym wierzeniem chrześcijan, że wszyscy staną przed Bogiem, a skutek tego będzie wieczny: coś co wydaje się rzadko wspominane w współcześnie w kazalnic.

Biorąc wersy 6:4-8 wprost ponownie widać, że jest możliwe, aby zbawiona osoba straciła swoje zbawienie, czym się przede wszystkim martwił autor tego listu. Napisał, że tak naprawdę to jest niemożliwe, aby wierzącego, który spełnił pięć wymienionych kryteriów, gdy odpadł, ponownie przywrócić temu, co stracił.

Człowiek, który już nie może odzyskać zbawienia, musi najpierw być „oświecony” (6:4), co oznacza, że uznał swój grzeszny stan i potrzebę zbawiciela. Po drugie; musi „zakosztować niebiańskiego daru” (6:4), to jest przyjąć dar życia wiecznego. Po trzecie: musi narodzić się z Ducha i zostać ochrzczony w Duchu Świętym. Po czwarte: Musi „zakosztować Słowa Bożego, że jest dobre” (6:5), co wskazuje na coś więcej niż początkowe zrozumienie Słowa. Znaczy to, że wyrósł ponad „mleko” i jada „stały pokarm”, nie jest już chrześcijańskim dzieckiem. Po piąte:  musi zakosztować „cudownych mocy wieku przyszłego” (6:5), co musi oznaczać, że miał pewne doświadczenia w darach Ducha Świętego.

Jeśli osoba, która osiągnęła ten poziom w swym chrześcijańskim życiu odpadnie, to „jest niemożliwe powtórnie odnowić i przywieść od pokuty” (6:6). Jest porównana do gleby, która wcześniej wydawała owoc, lecz teraz wydaje tylko ciernie i chwasty, przypominając nam o jednej glebie z dobrze znanej przypowieści Jezusa o tej nazwie. Taki odstępca, w rzeczywistości ponownie krzyżuje Chrystusa, a więc dziedziczy przekleństwo, którego skutkiem jest jest ogień piekielny (6:6-8). Jest całkowicie nieprawdopodobne, że ktokolwiek może twierdzić, jakoby te pięć kryteriów może zostać spełnionych przez kogoś, kto tylko zastanawia się na chrześcijaństwem, a jednak wielu robi to, aby chronić fałszywą doktrynę o bezwarunkowym wiecznym bezpieczeństwie.

Widać wyraźnie, że autor listu chciał ostrzec hebrajskich chrześcijan przed konsekwencjami odpadnięcia od Chrystusa. Ich miłość do świętych, manifestująca się na różne sposoby, dowiodła ich szczerej wiary i daje pewność ich zbawienia (6:9-12). Niemniej, ostateczne zbawienie nie należy do tego ”pakietu”. Przez wiarę i cierpliwość ostatecznie dziedziczymy to, co Bóg nam obiecał, jak dowiódł tego Abraham, którego cierpliwa wiara w końcu opłaciła mu się. Podobnie jest z nami: wiara zostanie wynagrodzona, jeśli wytrwamy. Nie jest możliwe, aby Bóg kłamał i jego obietnica jest kotwicą naszej duszy (6:18-19)!

– – – – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJdeeo.ru

Duchowe przebudzenie: jedyna rzecz, która nas uratuje.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Logo_Grady.gifLee J. Grady
06 października 2009

Możemy nauczyć się ważnej lekcji z przebudzenia we Wschodniej Afryce, które przemieniło ten obszar 80 lat temu.

Ludzie w Ugandzie nazywają to Balokole. W ich języku oznacza to „zbawieni”, lecz słowo to stało się synonimem Wschodnioafrykańskiego Przebudzenia – jednego z najbardziej znaczących chrześcijańskich poruszeń współczesnej historii. Przebudzenie miało swój skromny początek we wrześniu 1929 roku, tuż przed wielką depresją w USA. Historycy docierają do modlitewnego spotkania na Namirembe Hill w Kampalii, gdzie misjonarz z Rwandy, Joe Church, przez dwa dni modlił się i czytał wraz z przyjacielem, Simeoni Nsibambi, Biblię. Odczuli, że Bóg pokazał im, że przyczyną słabości afrykańskiego kościoła jest brak osobistej świętości.

Albo będziemy mieli duchowe przebudzenie, albo zginiemy. Żaden polityk, ani demokrata, ani republikanin nie będzie w stanie zmienić naszego kursu ku zniszczeniu.

Nie da się dokładnie wyjaśnić tego, co się stało po tej modlitwie i tego w jaki sposób rozprzestrzenił się ten duchowy zapał. Gdy Bóg przychodzi, dzieje się to, co nie możliwe. W ciągu kilku tygodni po powrocie Church’a do Rwandy chrześcijanie zbierali się na modlitwę i otwarte wyznawanie swych grzechów. Ludzi przytłoczył duch przekonania o grzechu, gdziekolwiek pokutowali za swoje grzechy i upadki, płakali w niekontrolowany sposób, prosząc innych o przebaczenie im i błagając o odnowienie.

Ten płacz rozniósł się na uprawne ziemie i otwarte pola. Niewierzący, którzy przychodzili na zgromadzenia nawracali się widząc szczerość chrześcijan. Pokuta szła dalej, mężowie publicznie przepraszali za cudzołóstwo, rolnicy pokutowali z kradzież krów od siebie nawzajem, aż w końcu przebudzenie rozprzestrzeniło się od Rwandy do Ugandy i Kenii, Tanzanii i Burundii tak, że zostały dotknięte nawet niektóre obszary o kilkusetletnich tradycjach poligamicznych (co jest ciągle powszechne wśród wyznających chrześcijaństwo).

Balokole zmieniło afrykańskie chrześcijaństwo na zawsze. W 1986 roku Michael Haper pisze o tym przebudzeniu w artykule dla Christian History: „Skutki tego przebudzenia są trwalsze niż jakiegokolwiek innego przebudzenia w historii i trudno dziś znaleźć choćby jednego protestanckiego przywódcę we Wschodniej Afryce, który nie zostałby przez nie dotknięty w jakiś sposób”.

Spędziłem kilka ostatnich tygodnie usługując w Ugandzie i Kenii, i wszędzie dokądkolwiek poszedłem spotykałem ludzi, którzy ciągle mówili o tym Wschodnioafrykańskim Przebudzeniu, 80 lat później. Tchnęło ono moc zmartwychwstania w martwe, tradycyjne kościoły i rozpaliło żarliwy ruch zakładania kościołów, który dotkną wiele denominacji.

Bez względu na to czy kazania były przekazywane zza kazalnicy, czy pod drzewami w tamtych czasach podkreślano sześć ważnych rzeczy: 1) krew Jezusa; 2) imię Jezusa; 3) krzyż Jezusa; 4) Słowo Boże; 5) świadectwo świętych; oraz 6) namaszczenie Ducha Świętego.

Przywódcy podkreślali również przesłanie z 1 Listu Jana 1:6-7 „Jeśli mówimy, że z nim społeczność mamy, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie trzymamy się prawdy. Jeśli zaś chodzimy w światłości, jak On sam jest w światłości, społeczność mamy z sobą, i krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu”.

Podobnie jak w przypadku innych duchowych przebudzeń (jak w Przebudzeniu Asbury 1970roku), ludzie stawali naprzeciwko siebie i przyznawali się do swoich grzechów, bez względu na to jak bardzo zawstydzających. Szczerość wbijała się głęboko w ludzką pychę i zadawała straszliwe ciosy obwarowanym grzechom oraz religijnej hipokryzji.

Gdy w czasie pobytu w Ugandzie usłyszałem więcej szczegółów na temat afrykańskiego przebudzenia, przekonałem się, że tego typu poruszenie jest jedynym, co może wybić Stany Zjednoczone z obecnej głębokiej rozpaczliwej sytuacji. Albo będziemy mieli duchowe przebudzenie, albo zginiemy. Żaden polityk, ani demokrata, ani republikanin nie będzie w stanie zmienić naszego kursu ku zniszczeniu.

Jedyną nadzieją dla amerykańskiego odstępczego kościoła – kościoła, który jest tak zadowolony, ślepy i letni jak Laodycejczycy – jest „bądź gorliwy i pokutuj” (p. Obj. 3:19).

To, co mnie zachęca to fakt, że Bóg, a nie człowiek, zainicjował wszystkie duchowe przebudzenia przeszłości, w tym Pierwsze Wielkie Przebudzenie, które dało naszemu krajowi historyczną chrześcijańska tożsamość. Tak, odgrywamy naszą małą rolę przez modlitwę i musimy szturmować niebiosa. Tak, przebudzenia przychodzą w odpowiedzi na nasze słabe próby pokuty i musimy z pasją starć się o świeży chrzest uświęcenia.

Nie jesteśmy w stanie wyprodukować przebudzeń a zielonoświątkowy ogień przychodzi wyłącznie z niebios. Jest to suwerenne błogosławieństwo Boga, który nas kocha i pragnie ratować nas przed nami samymi. My, charyzmatycy wytworzyliśmy przez ostatnie 30 lat mnóstwo własnego hałasu i furii, lecz większość tego, co stworzyliśmy jest haniebnym substytutem przebudzenia, musimy z desperacją dążyć do tego, co prawdziwe.

Dziś nasz ruch jest ubłocony w płyciznach egoistycznego, cielesnego chrześcijaństwa. Niech Bóg miłosiernie pośle nam nasza wersję Balokole. Oby przenikająca trzewia pokuta i publiczne wyznawanie grzechu przerwało nasze trendy nabożeństwa. Oby święty ogień rozszerzał się, aż ludzie Stanów Zjednoczonych zobaczą szczerych chrześcijan żyjących według tego, co głosimy.

продвижение

DS_09.11.09 Hbr. 5

HeavenWordDaily

Servant David

Służba kapłańska była wpleciona w żydowską kulturę jako zarządzony przez Boga w Starym Przymierzu sposób na otrzymanie przebaczenia grzechów przez ofiary ze zwierząt. Żydowscy wierzący, którzy przestali uczestniczyć w kapłańskich rytuałach natychmiast stawali się celem ataków praktykujących Żydów. Jak można odrzucić Boży środek dany Izraelowi ku przebaczeniu?!

Oczywiście, odpowiedzią jest to, że Bóg wyznaczył innego, nadrzędnego i wiecznego arcykapłana nowego przymierza, Swego własnego Syna. Wszyscy poprzedni kapłani służyli tylko jako cienie, obrazy Tego, który miał nadejść. Autor Listu do Hebrajczyków wskazuje, że Jezus ma pełne prawo, aby służyć jako arcykapłan, jak też mówi o pisze dlaczego jest zwierzchnikiem wszystkich, którzy byli przed Nim.

Każdy poprzedni kapłan, „podlegał słabościom” i każdy musiał „zarówno za lud jak i za samego siebie składać ofiary za grzechy” (5:3). Oczywiście, Jezus nie potrzebował takiej ofiary za Siebie, ponieważ był bezgrzeszny. Był nie tylko doskonałym i nadrzędnym arcykapłanem, lecz był również doskonałą i nadrzędną ofiarą; ofiarował nie zwierzę, lecz samego Siebie z nasze grzechy.

Autor zwraca się do Psalmów 2 i 110, które powszechnie uznawane są przez wszystkich Żydów z psalmy mesjańskie, mówiące o przyszłym panowaniu Pana nad całym światem. W obu zawarte są słowa wypowiedziane przez Boga. W Psalmie 2 Ojciec mówi do Syna – gdy Ojciec umieści Swego Syna, aby rządził ziemią z Góry Synaj – „Ty jesteś moim synem, dzisiaj zrodziłem ciebie”. W Psalmie 110 Ojciec ponownie mówi do Tego, którego ustanowił na Górze Synaj, aby rządził światem. Zaczyna się od Dawida proroczo mówiącego: „Rzekł Pan Panu memu” (110:1) i przechodzi do zacytowania tego, co Bóg powiedział Bogu: „Przysiągł Pan i nie pożałuje: 'Tyś kapłanem na wieki według porządku Melchizedeka'” (110:4).

Bezdyskusyjne jest więc starotestamentowe objawienie przez Boga tego, że któregoś dnia On wyznaczy Mesjasza, – Tego, który będzie rządził światem – aby był kapłanem na wieki. Co więcej, nie będzie on kapłanem według porządku Aarona, jak to było ze wszystkim poprzednimi kapłanami, lecz według porządku tajemniczego starotestamentowego mężczyzny, nazwanego Melchizedek, o którym więcej czytamy w rozdziale 7.

Mesjasz i Arcykapłan, którego Pismo zapowiadało, został objawiony, tak więc każdy, kto jest z nim powiązany niczego nie traci jeśli chodzi o korzyści płynące z kapłaństwa i głupie byłoby wracać do podrzędnego systemu, którego zadaniem było wskazywanie na Chrystusa.

Kiedy Jezus ofiarował „z wielkim wołanie i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który mógł go uratować przed śmiercią„? (5:7). Musiało to mieć miejsce albo wtedy, gdy się modlił w ogrodzie, bądź z krzyża, gdzie nasz wielki Arcykapłan i święta ofiara, krzyczał „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt. 27:46). Autor pisze, że Jezus „został wysłuchany dla bogobojności” (5:7) w ten sposób, że został wskrzeszony z martwych. Nasz Arcykapłan otrzymuje to, o co się modli, co powinno dać nam silne zaufanie.

Jeśli Jezus był bezgrzeszny to dlaczego autor napisał, że Jezus „nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał„? (5:8). Chodziło o to, że doświadczenie cierpienia nauczyło Jezusa tego, jakie koszty płacą ci, którzy są posłuszni Bogu, a nie o to, że cierpienie, spowodowane przez nieposłuszeństwo, nauczyło Go posłuszeństwa. Kosztem było Jego życie, lecz przez te cierpienia stał się doskonałym Zbawicielem i Arcykapłanem, a nie doskonały moralnie, ponieważ taki już był.

W końcu zauważmy, że Jezus „stał się dla wszystkich, którzy mu są posłuszni, sprawcą zbawienia wiecznego” (5:9). Jest to kolejna wskazówka na to, że jest jakiś związek między świętością i niebem, ponieważ jest związek między wiarą i zachowaniem.

– – – – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJ

topodin.com

DS_06.11.09 Hbr. 4

HeavenWordDailyServant David

Autor cytując pisma Starego Przymierza ponownie koncentruje się na swym głównym zmartwieniu – aby jego czytelnicy ostatecznie nie odpadli od „wejścia do odpocznienia Bożego„. Jak w poprzednim rozdziale tak i teraz, ponownie zwraca się do Ps. 95:7-11, gdzie Bóg mówi:

Obyście dziś głos jego usłyszeli: Nie zatwardzajcie serca waszego, jak w Meriba, Jak w dniu pobytu w Massa na pustyni, gdzie kusili mnie ojcowie wasi, Doświadczali mnie, chociaż widzieli dzieło moje. Przez czterdzieści lat czułem odrazę do tego rodu I rzekłem: Lud ten błądzi sercem i nie zna dróg moich. Dlatego przysiągłem w gniewie swoim: Nie wejdą do odpocznienia mego” (Heb. 3:7-11).

Psalm 95 został napisany setki lat po pokonaniu przez Izraelitów Kanaanu, autor dowodzi więc, że mówi on o innym „odpocznieniu”, niż to, którym cieszyły się pokolenia Izraelitów po wejściu pod wodzą Jozuego do Ziemi Obiecanej (4:8). Wskazuje również na to, że Bóg mówi w tym psalmie o wejściu do Jego odpoczynku, co może dotyczyć tylko tego czasu, który miał miejsce siódmego dnia dzieła stwarzania, jak Bóg wspomina w innych miejscach Pisma. Tak więc Psalm 95 obiecuje, że nadal istnieje dla nas możliwość wejścia do „odpocznienia Bożego”, którym część Izraelitów cieszyła się w Kanaanie tylko jako cieniem. Lecz podobnie jak to było z ich odpocznieniem w Kanaanie, Boże odpocznienie może być przeżywane wyłącznie przez tych, którzy „nie zatwardzają swoich serc” i tych, którzy wierzą dobrej nowinie. Ci Izraelici, którzy w czasach Jozuego nie uwierzyli, nie weszli do Ziemi Obiecanej. Tak więc ci, którzy nie chcą uwierzyć ewangelii, nie wchodzą do Bożego odpocznienia teraz.

Autor idzie z tą analogią o krok dalej, wspominając o tym, że siódmego dnia stworzenia Pismo mówi, że Bóg odpoczął od wszelkich dzieł Swoich. Pisze zatem, że ci, którzy wchodzą do tego odpocznienia, odpoczywają do swoich własnych dział (4:10), co jest oczywistym odniesieniem do prób podejmowanych przez wielu Żydów, aby zdobyć sprawiedliwość i życie wieczne przy pomocy swych ograniczonych ceremonialnych i rytualnych aspektów Prawa Mojżeszowego. Autor nie akceptował pomysłu tych, którzy wierzyli, że odpoczęli też od wszelkich prób zachowywania moralnego nauczania Prawa, ponieważ te same moralne nauczanie jest zawarte w Prawie Chrystusowym, więc napisał dalej w tym samym liście: „Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana” (12:14).

Napomina więc, abyśmy „usilnie starali się wejść do odpocznienia” przy czym posłuszeństwo jest tutaj zawarte, skoro autor dalej pisze: „… aby nikt nie upadł idąc za tym przykładem nieposłuszeństwa” (4:11). Co więcej, zaraz w następnych dwóch wersach, pisze, że Boże Słowo jest ostrzejsze niż wszelkie miecz obosieczny, zdolny sięgnąć głęboko do wewnątrz i osądzić nasze myśli i motywacje. Niczego nie jesteśmy w stanie kryć przed Panem.

Ponownie i wyraźnie widzimy, że autor nie pisał do Żydów, którzy zastanawiali się nad tym, aby zostać chrześcijanami, lecz do tych, którzy już wyznawali wiarę w Chrystusa. W przeciwnym wypadku nie napisałby: „Trzymajmy się mocno wyznania” (4:14). Jego czytelnicy już wyznawali wiarę w Chrystusa i teraz należało tylko „trzymać się mocno” jej.

Jeśli jakikolwiek komentarz Listu do Hebrajczyków utrzymuje, że autor pisał do Żydów, którzy jeszcze nie byli chrześcijanami to jedynym tego powodem jest próba uchronienia fałszywej doktryny wiecznego zbawienia, zwanej też „raz zbawiony na zawsze zbawiony”, przed bankructwem. Jeśli bowiem zbawieni ludzie nie mogą zbawienia stracić w żadnych okolicznościach to należy zapytać: 'Dlaczego autor Listu do Hebrajczyków tak często ostrzega chrześcijan przed niebezpieczeństwem ostatecznego utracenia go?” Wielu wysiłków wymaga udowodnienie, że list był skierowany do tych, którzy jeszcze nie byli wierzącymi.

Wierzący Żydzi nie potrzebują już więcej ziemskiego arcykapłana, jak to było poprzednio, ponieważ mają nowego, wyższego i niebiańskiego arcykapłana, który jest pełen współczucia i łaski. O tym w następnym rozdziale.

– – – – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJtopod