Coś jest nie tak

Logo_VanCronkhite

Wiesz o tym. Ja to wiem. Gdybyśmy nie wiedzieli to po co mielibyśmy zmagać się z tymi potężnymi bardzo potrzebnymi słowami zaczynającymi się od „re”: reformacja, restauracja, rewolucja, odnowienie (ang.: renew), ożywienie (ang: revive)…. Badamy, szukamy, tworzymy jakbyśmy mieli zbudować coś nowego pod słońcem, coś unikalnego odkrytego przez nasze pokolenie mistyków i teologów, a chodzi o nowy wygląd, nową formę kościoła, coś, czegoś czego jeszcze nie widziano.

Ale co, jeśli w całych naszych ulotnych staraniach przedefiniowania (re-define) kościoła zupełnie nie chodzi o formy, struktury, doktryny, tradycje, czy kulturę? A co, jeśli o wiele bardziej chodzi tutaj o wejście i uchwycenie nadnaturalnej rzeczywistości, nadnaturalnego Królestwa? Bo to tutaj, i wyłącznie tutaj, odkrywamy Kogo nam brakuje i to, że nie jest to forma ani struktura.

Być może mniej troszczylibyśmy się o formę, gdybyśmy weszli do Jego Królestwa i odnowili tylko ten jeden, najbardziej lekceważony składnik, ten jedyny składnik, który sprawia, że temu Królestwu nie można się oprzeć – miłość. Być może, po prostu być może, Kościół po jaki Pan wraca znacznie bardziej potrzebuje nadnaturalnej przemiany, którą On organizuje od wewnątrz, a nie od zewnętrznego opakowania jakie jest wyrazem kościoła; bardziej chodzi o „bycie” niż o jakąś szczególną formę czy strukturę, czy statystycznie mierzalny wzrost, czy przychód.

Gdy to wszystko zrobiono i powiedziano, może Pan bardziej troszczy się o tą pojedynczą kwestię: „Czy przyjąłeś moją miłość i czy przekazujesz ją dalej?”

Zastanów się ponownie: Bóg posłał swego Syna, aby ogłaszać Królestwo – oparte na miłości, nadnaturalne relacyjne Królestwo – i zaprosić nas, abyśmy do niego weszli. Stulecia istnienia form i tradycji zepchnęły nas na pobocza religijnych struktur i organizacji i rozwodniły wersje głoszenia Królestwa. Ups…”coś jest nie tak” jeśli chodzi o Kościół.

A co by było, gdyby świat rzeczywiście poznał, że jesteśmy uczniami Chrystusa po miłości wzajemnej? Co by było, gdyby nasza miłość spowodowała, że świat, a nawet Kościół, zwróciłby się do Niego tak, że nasze „bycie” miłością mogłoby powstrzymać głupotę naszych oderwanych metod prozelityzmu (nawracania – przyp.tłum.), które polegają na tym, aby zrobić wszystko, co się da pod słońcem, aby dorwać ludzi, którzy pomodlą się jakąś modlitwą, podczas gdy wszystko czego im potrzeba, to jest to samo, czego nam potrzeba, to znaczy, aby być kochanymi i kochać?

A co, jeśli Bóg rzeczywiście ustanowił Królestwo na ziemi, jak jest to w niebie? I co, jeśli ono rzeczywiści jest założone na fundamencie miłości, gdzie wchodzimy w nadnaturalny sposób w to nadnaturalne Królestwo, przyjmując nadnaturalną przemianę serca, nowego ducha i nowe serce tak przepełnione miłością, że nasze własne umysły zaczynają się przemieniać codziennie?

A co, jeśli zaczniemy postrzegać ludzi poprzez rzeczywistość istnienia, która zawsze wydawała nam się niemożliwa, która teraz jest po prostu jest sposobem życia – przyjmując i dając miłość?

W tym tygodniu rozmawiałem z kimś bardzo drogim, kogo amerykański kościół nazwałby po trzykroć nieudacznikiem. Pomimo, że ma pasję dla Chrystusa o wiele większą niż większość chrześcijan jakich spotkałem, kościół umieścił ją poza ścianami zbawienia z powodu jej życiowych zmagań z grzechem na tle seksualnym. Została wypisana z religijną prozą „Kocham cię! Nienawidzę grzechu!” (Płytkie słowa, które ujawniają płytką troskę o bliźniego i płytkie zrozumienie naszego własnego grzechu.)

Zdaje się, że Jezus czuł się bardzo dobrze wśród ludzi takich jak ona. W istocie, On celowo z przebywał z takimi ludźmi. Rozumiał, czego my często nie rozumiemy, że ci, którym wiele darowano, bardzo miłują. Gdy intensywnie rozważała swoje poranienie czy odejść od siebie, od swej duchowej rodziny, czy, co gorzej, od Boga, musiałem zadać jej pytanie: „Czego ty rzeczywiście chcesz?”

Odpowiedziała, coś w rodzaju: „Wiem, czego chcę! Chcę być częścią grupy ludzi, którzy kochają siebie nawzajem, którzy faktycznie znoszą się nawzajem i gdzie będę mogła być autentyczna, być sobą. Moglibyśmy rozmawiać o muzyce, robić muzykę jako grupa ludzi. Chcę czuć się częścią czegoś, ponieważ nigdy tak się nie czułam. Chcę, prawdziwej rodziny, ponieważ nigdy nie miałam prawdziwej rodziny, gdzie czułabym, że tam należę. To jest najważniejsze, czego chcę”.

Po czym nastąpiła długa przerwa, bardzo długa przerwa, zanim słowa miłości wyszły z jej złamanego, pełnego nadziei serca: „A wtedy, chcę tak robić, aby inni ludzie czuli to, że tu należą”.

Należenie. Bycie częścią czegoś. Przyłączenie. Wspieranie. Przebaczanie. Bycie prawdziwym. Czy mógłby tak wyglądać prawdziwy Kościół, ci ulotni ludzie wiary, którzy kochają? Jeśli tak, to nasze zmagania nie tyle dotyczą działania wszystkich „re”-…. na zewnętrznych formach, strukturach czy tradycjach, ile mają do czynienia z istotą Królestwa – ni mniej, ni więcej, jak tylko z Jego zdumiewającą miłością do nas, i naszą miłością do niego i siebie nawzajem.

раскрутка

W rozpadlinie skalnej ukryję cię

 


5 stycznia 2008


„W ROZADLINIE SKALNEJ UKRYJĘ CIĘ”


Wiemy bowiem, że całe stworzenie wespółwzdycha i wespół boleje aż dotąd. A nie tylko ono, lecz i my sami,
którzy posiadamy zaczątek Ducha, wzdychamy w sobie, oczekując synostwa,
odkupienia ciała naszego. W tej bowiem nadziei zbawieni jesteśmy; a nadzieja,
którą się ogląda, nie jest nadzieją, bo jakże może ktoś spodziewać
się tego, co widzi? A jeśli spodziewamy się tego, czego nie widzimy, oczekujemy
żarliwie, z cierpliwością.

Rzm.8:22-25


Ze szczytów wzgórz wołam w dół na moich ludzi w dolinach. Wzywam ich, aby się przygotowywali. Powiadam wam, że to
będzie dobry rok, lecz powiadam wam również, że będzie to rok niszczący, ponieważ ponownie przez ten rok przewalą się kataklizmy jak nigdy dotąd. Ponieważ powiadam wam, że bóle porodowe tej planety wzrastają. Ziemia jest w procesie rodzenia, oczekuje mojego powrotu. Oczekuje ona na to, aby powstali synowie i córki mojego czasu. To są te dni, których wypatrywało wielu moich proroków i sług. Powiadam wam, że przeciwnik przygotował szturm przeciwko moim ludziom. On wie, że jego czas jest bliski, lecz wy będziecie bojować dobry bój przeciwko niemu. Jedno drobne słowo strąci go.


Uważajcie na to, gdzie stąpa wasza noga w tej godzinie, uważajcie na to, z kim się spotykacie. Nie przyjmujcie filozofii tego świata, lecz
bądźcie jak ten, który ukrywa się w rozpadlinie skalnej. Tam będziecie ukryci pod moimi skrzydłami. Jak powiedziałem, dni pospieszają naprzód i zmierzają do mojego powrotu. Czy będziesz gotów na nie? Czy twój dom będzie trzymał się mocno, gdy uderzą weń życiowe sztormy?”

Stephen Hanson

http://www.angelfire.com/in/HisTruth/PayPalform.html
(for donations)

1824 E.
San Rafael St.
Colorado Spgs, CO. 80909


tseyigai@yahoo.com
продвижение

Czego o miłości nie rozumiesz?

Logo_VanCronkhite

David VanCronkhite
david.vancronkhite@gmail.com

Czyją miłością jest ta miłość, którą rzeczywiście nakazuje się nam przekazywać dalej? Co to za miłość, której świat może być świadkiem i poznać rzeczywistość Jezusa?

Mamy pełną gwarancję zniechęcenia jeśli będziemy usiłowali kochać człowieka przez nasze filtry, wyobrażenia i według naszych sposobów. Wszystko, co widzimy w tych, których usiłujemy kochać to braki, które w najlepszym wypadku są przebaczone, lub zapomniane. Wszystko, co możemy mierzyć to czas jaki jest potrzebny na to, aby wykazać, że ci, którym, jak powiedzieliśmy, wierzymy ponownie okazali się niegodni zaufania i miłości. Być może ponownie zdobędą nasze zaufanie, miłość, lecz wyłącznie wtedy, gdy wykażą się na tyle, że nie stanie się to ponownie. W zależności od głębokości rany, pogwałcenia czy grzechu – rzeczywistego czy postrzeganego – ja i wyłącznie ja trzymam w ręce wszystkie karty tego, jak i kiedy kochać ponownie. To ja stawiam zasady sądu oczyszczenia i odnowienia miłości.

Nie błądźmy, jeśli jest to nasza miłość, jest ona drugiego rodzaju, a w rzeczywistości jest bezwartościowa. Nasza miłość, jakkolwiek wielka by mogła być, zawsze będzie miała ograniczenia, tak długo dopóki mamy jakąś formę cielesność w nas. Lecz co by było, gdyby była możliwość dawania Jego miłości? Co by było, gdybyśmy poszli do niebios, spędzili jakiś czas z Nim, zobaczyli i usłyszeli Jego, po czym postanowili być tacy jak On w Jego miłości i sposobach wyrażania jej?

Co by było, gdyby Bóg, Ten, który ustanowił współczucie, miłość, miłosierdzie i łaskę, powiedział: „Moje drogi są wyższe. Je nie jestem człowiekiem, który kłamie, czy synem człowieczym, abym zmieniał zdanie. Ja jestem wierny, Ja to zrobię, Ja jestem Bogiem wielkiej miłości, wielkiego miłosierdzia. Jeśli chcesz, możesz to nazwać tanią łaską, jeśli chcesz kleistą, błotnistą miłością, lecz jeśli będziesz dawał miłosierdzie i miłość tak, jak Ja daje miłosierdzie i miłość, i będziesz miał miłosierdzie, okaże się, że twoje relacje wzmocnią się, a nie zostaną zniszczone.

Czy mógłby tak powiedzieć? Czy śmiałby? Czy świat mógłby znieść miłość tego rodzaju? Czy osąd (świata) nie zatriumfowałby nad taką miłością, aby nas dostosować do siebie, aby trzymać nas w strachu i nisko skłonionych?

Czego mógłby Bóg miłości, Bóg, którego imię jest Zazdrosny, chcieć od nas? A co z miłością? Odpowiedzią musi być absolutna, bezwarunkowa miłość, albo On wcale nie jest Bogiem.

Dlaczego mówi: „Przebaczam ci wszelkie złe uczynki, które są teraz tak daleko jak wschód od zachodu?” Czy On, ten Bóg miłości, nadal prowadziłby polowanie i tropił tych, których kocha stałym przypominaniem im grzechów zamiast udzielania Jego stałego daru miłości i łaski, miłosierdzia i dobroci?

My, zwykli ludzie, posiadamy miłość zrodzoną z serca tak zwodniczo złego, że myślimy, że jesteśmy całkiem dobrzy, gdy faktycznie nawet nie zbliżyliśmy się do miejsca, do którego On nas przeznaczył.

Gdyby stawiał przed nami nasze serca – naszą nieuczciwość, brak poczucia winy wobec grzechu zaniedbania, nasz sposób traktowania bliźnich i obcych, wdów i sierot; sposobu w jaki łapiemy tych o złamanych sercach w nasze systemy przedstawień i rytuałów; nasze faworyzowanie i klasowość, ujawniany w niesprawiedliwych pensjach płaconych naszym pracownikom; nasze definicje, etykietki, wyceny grzechu i świętości, zapominanie o tym, że jeśli łamiemy najmniejsze przykazanie, jesteśmy tak samo winni jak okropni przestępcy, homoseksualiści i cudzołożnicy – tak,… lecz dobrą wieścią jest to, że On tego nie robi!

Być może zadaje ci tylko pytanie: „Czy kochasz mnie (ponieważ dlatego ja ciebie ukochałem pierwszy)?”, po którym pada następne: „Czy przekazujesz moją miłość?”

Bóg nigdy nie prosi nas, abyśmy dawali naszą miłość, Jest ona zbyt splugawione, zbyt domagająca się, zbyt kosztowna i manipulująca.

Lecz, och, Jego miłość!

„Czy przyjąłeś Moją miłość ?” woła Pan!

„Czy przekazałeś ja dalej?” płacze.

A my odpowiadamy: „Tak, przyjęliśmy ją, lecz to, co dajemy, nie wygląda, nie odczuwa się ani nie działa tak jak Twoja. Nasza jest uwarunkowana i manipuluje. Twoja pociąga, Ty dajesz pierwszy, lecz my najpierw żądamy”. I tak dalej, i tak dalej.

Jak więc ten miłosny romans między nami się odbywa? Wydaje się, że On mówi tak: „To ma być, to ma iść w nadnaturalny sposób, nie ma to nic wspólnego z tym, co znasz z natury. Możesz to otrzymać wyłącznie ode Mnie. Musisz zacząć do wspinania się tutaj do Mnie na górę. Wyjdź na górę! Pospiesz się! Czy idziesz?”

Pan tworzy drogę, po czym mówi: „Teraz, gdy już widziałeś i słyszałeś Mnie, i doświadczyłeś Mnie, jakiej części miłości nie rozumiesz? Tu nie ma niczego z podręcznika, tu nic nie działa według prawa ani nie jest przedstawieniem. A z całą pewnością nic, co by wypływało z poczucia winy i wstydu tym, że otrzymałeś ode mnie i możesz dawać. Moja miłość jest z wysokości i obezwładnia sprawiedliwością, pokojem i radością, a jest to wyłącznie w Duchu Świętym! Ja kocham ciebie miłością, która jest niezgłębiona, abyś ty mógł kochać Mnie i bliźniego. Gdyby tak nie było, nie powiedziałbym ci, że tak jest, a Ja jestem wierny i robię to. Teraz zaś pokaże ci drogę jeszcze doskonalszą! Teraz jesteś gotów. Teraz Ja będę, Ja będę, Ja będę. Lecz czy uwierzysz mi?”

A wszystko, co mogę powiedzieć to: „Tak! Tak! Tak! Wierzę! Wierzę! Wierzę! Ponieważ Ty byłeś tak wierny, tak miłujący, tak przebaczający, tak miłosierny, tak pełen łaski i cudowny, i wspaniały. Jestem zdumiony Tobą i zdumiony tym cudownym wyrazem Twojej istoty, którą tylko ty wyrażasz, Twojej cudownej miłości!

Ponieważ TY, o Boże, jesteś Miłością!”

продвижение оптимизация

FtF_05.01.08 Bóg zaś…#Friend to Friend

#

logo

05 stycznia 2008

Bóg zaś...
Część 2

Sharon
Jaynes


Prawda
na dziś
.

Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy
byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł

(Rzm. 5:8).

Przyjaciółka Przyjaciółce
Wczoraj dzieliłam się z wami tym, jak wyrastałam wśród domowego
zamieszania, które pozostawiło mnie w niewoli uczuć poczucia
braku bezpieczeństwa, niewystarczalności, niepewności. Jeśli nie
czytałaś poprzedniej części
kliknij tutaj

Dziś chcę opowiedzieć wam resztę tej historii.

Gdy miała 12 lat zaprzyjaźniłam się z dziewczyną z sąsiedztwa, Wandą
Henderson.  Znałyśmy się od pierwszej klasy, lecz tak naprawdę
związałyśmy się w szóstej. Mama Wandy wzięła mnie pod swoje
skrzydła i kochała mnie jak swoje własne dziecko. Pani Henderson
wiedziała, co się działo w moim domu i wiedziała o moim zranionym
sercu. Uwielbiałam przebywać w ich domu. Państwo Henderson przytulali
się i całowali przy nas a nawet zwracali się do siebie zdrobniale.
Nigdy wcześniej w życiu  nie widziałam małżeństwa tak
funkcjonującego i obserwowałam  ich w zdumieniu. Nie wiedziałam
dlaczego ta rodzina była tak inna od mojej, lecz wiedziałam, że ta
różnica miała coś wspólnego z Chrystusem. Ich dom był
balsamem – emocjonalnym uzdrowiskiem. Pani Hednerson chodziła
po domu, zajmując się swoimi domowymi pracami, śpiewając pieśni
chwały dla Pana, nawet  opowiadała o Jezusie Chrystusie tak,
jakby Go znała osobiście. Myślałam, że to jest dziwne.

W końcu zaprosiła mnie, abym poszło do kościoła z nimi i zdałam sobie
sprawę z tego, że większość ludzi w ich kościele mówiła o Jezusie Chrystusie  tak, jakby Go znali osobiście. Zdumiewające, ale moja rodzina przy całej tej codziennej walce, chodziła do kościoła w niedziele. Tak, przy tym alkoholu i kłótniach chodziliśmy do politycznie poprawnego, społecznie szanowanego kościoła – walcząc całą drogę, aż do frontowych drzwi.
Słyszeliśmy łaskoczące uszy, nieobraźliwe kazania, które były na tyle moralne, że uważaliśmy, że wykonujemy nasz amerykański obowiązek, lecz nie były na tyle duchowe, aby w jakikolwiek sposób przekonać nas o grzechu czy przemienić.

Kościół Hendersonów był inny. Rozmawiali o osobistej relacji z Jezusem
Chrystusem, o czym nigdy wcześniej nie słyszałam. Chciałam mieć to,
co oni mieli. Chodziłam do tego kościoła i chłonęła każde słowo, które pastor czy nauczyciele mówili o Zbawicielu, który ukochał mnie tak bardzo, że dał Swoje życie na Krzyżu Kalwarii za mnie, abym mogła mieć życie wieczne. Zapłacił karę za mój grzech. Kochał mnie tak bardzo, nie dlatego, że byłam ładna czy dlatego, że robiłam różne rzeczy dobrze, lecz dlatego, że byłam Jego.

Następnego roku pani Henderson zaczęła studium biblijne dla nastolatków z sąsiedztwa i zakochałam się w Słowie Bożym. Pewnego wieczoru, gdy miałam 14 lat, pani Henderson posadziła mnie na tapczanie.
„Sharon, – zapytała – Czy jesteś gotowa przyjąć Jezusa jako swego
osobistego Zbawiciela i Pana?” Ze łzami płynącymi po policzkach
odpowiedziałam: „Tak”. W chwili gdy przyjęłam Chrystusa
zakończyła się moja duchowa transformacja – przeszłam ze
śmierci do życia w mgnieniu oka – w czasie, który był mi
potrzebny, aby powiedzieć: „wierzę”. Biblia mówi, że gdy dochodzimy do wiary w Jezusa Chrystusa stajemy się „nowym stworzeniem, stare przeminęło, wszystko stało się nowym” (2 Kor. 5:17). Niemniej przemiana mojej duszy (umysłu, woli i emocji) dopiero się zaczęła. Początkowo moi rodzicie patrzyli z ukosa na moją „nową religię”, lecz trudno było sprzeciwiać się czy odrzucić moją miłość do Pana. Dwa lata po oddaniu mojego życia Jezusowi, moja matka przyjęła Go jako osobistego Zbawiciela, a po następnych trzech latach, przez serię wydarzeń, zawirowań i zwrotów, które tylko nasz Niebiański Ojciec mógł zorganizować, mój ziemski ojciec oddał swe życie Chrystusowi. W ciągu 6 lat Bóg dokonał niebywałego cudu w życiu moim i mojej rodziny.

Lecz wróćmy do czasu, gdy byłam 14 letnią dziewczynką pochłoniętą
przez uczucia niepewności, braku bezpieczeństwa i nie nadawania się
do niczego. Czy te uczucia znikły w chwili, gdy przyjęłam Chrystusa?
Czy wyparowały, gdy powiedziałam słowa: „Ja Wierzę”. Och, moje drogie, chciałbym tak wam powiedzieć, lecz tak się nie stało. W istocie, nawet nie wiedziałam o tym, że one w ogóle są.

Przez lata nauczyłam się jak sobie kompensować mój brak poczucia
bezpieczeństwa. Gdybyście mnie spotkały jako nastolatkę – moje
osiągnięcia i sukcesy – nigdy nie pomyślałybyście, że w taki
sposób się czuję czy że byłam w tego rodzaju więzach. .

 Od tego czasu (14 lat), aż niemal do początku moich lat trzydziestych
zawsze czułam się, że coś było nie tak z moją duchowością – jakbym weszła do kina 20 minut później i spędziła cały czas zastanawiając się, o co chodzi. Dziwiłam się, dlaczego tak bardzo zmagam się z tym, aby wieść zwycięskie chrześcijańskie życie. Miałam cudownego męża, syna i szczęśliwe życie rodzinne. Nauczałam studium biblijnego w solidnym biblijnym kościele i byłam otoczona przez silnych chrześcijańskich przyjaciół. A jednak czegoś brakowało – nie wiedziałam czego. Nie rozumiałam tej zmiany, która nastąpiła we mnie w chwili, gdy stałam się chrześcijanką. Nie rozumiałam mojej prawdziwej tożsamości dziecka Bożego.

Ponownie, Bóg nie zostawił mnie w tym stanie. Coś zdarzyło się w tym
czasie. Jak podgrzany popcorn strzelający przemianą w puszyste, białe
chmurki zaczęły do mnie, wyskakiwać do mnie pewne szczególne
wersety z Biblii. „Jesteś wybrana i umiłowana”. „Jesteś uświęcona”, „Jesteś święta”. Zaczęłam rozumieć to, że moje patrzenie na siebie i to w jak widział mnie Bóg to były dwa zupełnie różne sposoby patrzenia. Tak, przeżyłam duchową przemianę w chwili przyjęcia Chrystusa. Mój martwy duch stał się żywy w Chrystusie… narodzony na nowo, jak powiedział Jezus Nikodemowi, lecz ostateczna przemiana, proces stawania się podobnym do obrazu Chrystusa, dopiero się zaczął.

Bardzo cieszę się, że zechciałyście udać się w duchową podróż ze Mary, Gwen i ze mną. Modlimy się o to, abyście zaczęły widzieć siebie tak, jak widzi was Bóg – wybrane, zaakceptowane, święte i umiłowane.

Pomódlmy się

Drogi Niebieski Ojcze, tak bardzo cieszę się z tego, że mnie powołałeś,
wybrałeś i zaadoptowałeś jako Swoje dziecko. Modlę się o to, abym
coraz bardziej zbliżała się do Ciebie i stawała się z każdym dniem coraz bardziej podobna do Chrystusa. Dziękuję Ci za to, że idziesz tak daleko, aby pokazać Twoim dzieciom, jak bardzo szczególne są dla Ciebie.

W Imieniu Jezusa,

Amen

Girlfriends in God
P.O. Box 725
Matthews, NC 28106
info@girlfriendsingod.com
www.girlfriendsingod.com

системы продвижения сайтов

BC_05.01.08 Nieskończone zaopatrzenie Pańskie

logo

5 stycznia 2008

Dzisiejsze rozważania zaczerpnięto z:
NIESKOŃCZONE ZAOPASTRZENIE PAŃSKIE
Chip Brogden

http://www.theschoolofchrist.org/articles/infinite.html

I macie pełnię w Nim… (Kol. 2:10a).

Jesteście doskonali w Nim… (wg. wersji angielskiej NIV – przyp.tłum)

Prawda jest taka, że nie jesteś bardziej doskonały w Nim dziś, niż byłeś, gdy po raz pierwszy przyjąłeś Go, bez względu na to, jak dawno to było. I nigdy nie będziesz bardziej zupełny w Nim, niż jesteś obecnie. Jesteś doskonały w Nim – oczywiście w sobie, jesteś bardzo daleki od doskonałości, lecz nie o to chodzi. „We mnie” – wzrastam, uczę się, zmagam się, dojrzewam. Lecz tu nie chodzi o „mnie”; tu chodzi to, że „nie ja, lecz Chrystus”.

Im mniej Ego tym więcej Chrystusa. To dlatego mówimy, że prawdziwy duchowy wzrost nie jest zwykłym zdobywaniem wiedzy czy postępem wieku, w latach. Wzrost to po prostu więcej Chrystusa, a mniej mnie. Po jakimś czasie nauczymy się, aby nie być zniechęceni, czy uciśnienie nawet jeśli brakuje paliwa, chleba, ryby czy wina – czy nawet duchowych łask, które te ziemskie dobra mają reprezentować. Wyłącznie ubywanie Ego otwiera drogę do wzrastania Chrystusa (Jn. 3:30). Ostatecznie będziemy uważać każdą naszą słabość jako możliwość oglądania Chrystusa przejawiającego się w Mocy. Każdy chwilowy „brak” jest możliwością oglądania Chrystusa jako Nieskończonego Zaopatrzenia. Ponieważ takie są Wola i Zamiar Boży: aby Chrystus był Wszystkim we Wszystkim.


Subscribe to these daily messages:
http://www.TheSchoolOfChrist.Org/join.html

раскрутка сайта

Dawca Daru

Logo


Alan Smith

Łk. 2:8-12:
A byli w tej krainie pasterze w polu czuwający i trzymający nocne straże nad stadem swoim. I anioł Pański stanął przy nich, a chwała Pańska zewsząd ich oświeciła; i ogarnęła ich bojaźń wielka. I rzekł do nich anioł: Nie bójcie się, bo oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem wszystkiego ludu, Gdyż dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym. A to będzie dla was znakiem: Znajdziecie niemowlątko owinięte w pieluszki i położone w żłobie.

To był ten czas, w którym Bóg chciał dać Swój największy Dar dla ludzkości. Ten Dar miał być żywym przykładem Ducha Bożego w ludzkiej postaci i Bóg miał dawać wszystko, co miał poprzez ten Dar i w Nim. W Bożej naturze jest dawać zawsze i gdy On daje przekazywany jest nadnaturalny element. Dał nam życie, możliwości, jedzenie, pracę, powietrze do oddychania i jak zapisano w powyższym wersecie, dał nam Dar Zbawiciela. Po prostu pomyśl, każdy dzień, który przeżywasz jest dniem, który został stworzony i dany jako dar przez Ojca. Czy chciałbyś dawać innym tak, jak Ojciec daje tobie? Czy chciałbyś znać tajemnicę Ducha dawania? Aby uzyskać nieco zrozumienia takiego dawania, spójrz na życie Jezusa.

Jezus, największy Boży Dar dla świata, dał ludzkości więcej, niż ktokolwiek, kto się kiedykolwiek urodził. Dał nam instrukcje tego, jak zacząć tą tajemniczą podróż dawania daru. Przede wszystkim, On wiedział, że musi iść do źródła wszystkiego, jeśli ma być Dawcą Daru. Jezus wiedział, że sam w Sobie nie ma niczego do dania, lecz gdy współpracował z Ojcem, nagle wszystko, co miał Ojciec, stawało się „substancją”, którą On mógł dawać. Jego „wiara” w Ojca czyniła Go doskonałym we wszystkim, cokolwiek robił. Jakież postrzeganie miał Jezus w byciu przykładem Dawcy Daru! „Wiara” jaką miał Jezus w to, że Ojciec pokaże Mu, to co ma dawać każdego dnia i Jego wiara stały się „substancją”.

Jezus był również myślicielem. Nie chodził wokół w pozbawionej życia formie. Wręcz przeciwnie, stale modlił się; co zinterpretowane oznacza, że rozmawiał z Bogiem. Jezus wiedział, że Ojciec chce tworzyć i dawać coś nowego i świeżego każdego dnia, a zatem, Jezus rozmawiał i myślał z Ojcem każdego dnia. Jeśli chcemy być Dawcami Daru, musimy rozmawiać z Ojcem a następnie myśleć w szczególny i inny sposób. Musimy rozumieć to że robienie różnych rzeczy jest bezpośrednim wynikiem tego sposobu myślenia. Jeśli chcemy robić w życiu coś w „szczególny sposób”, to musimy nauczyć się myśleć w „sposób”, który będzie zgodny z tym „szczególnym sposobem”, według którego chcemy żyć. Jezus chciał dawać, więc myślał w taki sposób, który był sprzyjał dawaniu.

Jezus chciał również 'uwolnić’ bogactwa Królestwa Niebieskiego i wiedział, że tylko „prawda” może osiągnąć to niebiańskie zadanie. Widzimy więc, że musimy „myśleć” w taki szczególny sposób, aby być w zgodzie z „prawdą”. Aby myśleć i żyć w „prawdzie” na przyszłość, wymagane jest od nas więcej niże pozwalanie na to, aby nasze obecne okoliczności dyktowały nam co mamy myśleć i jak żyć.

Musimy „myśleć” i żyć w „prawdzie” bez względu na okoliczności. Ten rodzaj „myślenia” jest twórczy w swej naturze. Jak będziemy mogli dawać z tego, co obecnie posiadamy? Jezus nie myślał zgodnie z okolicznościami; zupełnie nie. Nasze okoliczności są tylko prawdą przeszłości, ale nie są prawdą przyszłości. Nasze okoliczności są dowodem „myślenia” przeszłością.

Ten rodzaj myślenia jest bardzo łatwy i nie wymaga żadnego wysiłku, ale też nie przyniesie nic nowego i świeżego, co można będzie dać. Jeśli mamy być Dawcami Daru i dawać ze skarbnicy Niebios, musimy zacząć myśleć i żyć przyszłością, a nie myśleć i żyć przeszłością. Musimy zacząć działać tak, jak powiedział Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, Syn sam od siebie nic uczynić, tylko to, co widzi, że Ojciec czyni; co bowiem On czyni, to samo i Syn czyni.

Pamiętaj o tym, że Bóg tworzy każdy nowy dzień każdego dnia i On chce, abyśmy tworzyli go z Nim. Aby to robić musimy posiadać twórczy, a nie konkurencyjny sposób myślenia. Bardzo trudno jest utrzymać taki twórczy sposób myślenia, szczególnie wtedy, gdy nasze okoliczności sprzeciwiają się „prawdzie” i naszemu „myśleniu”. Lecz to właśnie tutaj wkracza „wiara”.

Heb 11:1: Wiara jest pewnością tego, czego się spodziewamy, przekonaniem o tym, czego nie widzimy.

Każdedziałanie widoczne w tym świecie, wywołuje obraz w umyśle, który stanowi konflikt między tym co „przeszłe”, a „przyszłe”. Tylko „prawda” podtrzymywana przez „wiarę” zmieni przyszłość. Jeśli chodzimy w taki sposób, będziemy unikać wszelkiego strachu, zwątpienia i będziemy wchodzić z Ojcem w nowy dzień stworzonej obfitości Królestwa Bożego. To z obfitości tego Królestwa możemy dawać dary Bogu i ludziom. Bóg posłał Swego Syna na tą ziemię jako wieczny dar dla ludzkości. Bóg jest Stwórcą wszystkiego, lecz jest to pomniejszy dar. Jego głównym darem jest dar dawania: dawania za darmo; dawania tam, gdzie nie ma wdzięczności; dawania, gdy On nie jest uznawany; dawania, nie oczekując niczego w zamian; dawania, ponieważ On pierwszy umiłował nas. Bóg daje, ponieważ On patrzy w przyszłość. On wie, że swobodne dawanie jest czystym duchem, a czysty duch trwa na wieki. On przetrwa czasy i przestrzeń, i będzie trwał na wieczność. Wszystko, czego nam trzeba to przyjąć ten cudowny dar od naszego Ojca.

Przyjmij więc Tego, nazwanego Jezusem, dziś i przyjmij prawdziwy dar Bożonarodzeniowy. Gdy to zrobisz, możesz żyć i iść przez życie, pytając Ojca każdego dnia, co możesz dziś dać. Dawanie nie jest zdarzeniem raz do roku, lecz jest stylem życia Niebios. Rozpalmy ogień w naszej duszy dziś i pozwólmy naszym sercom ogrzewać się Duchem Bożego Narodzenia. Dawajmy to, co Ojciec mówi, że chce nam dać. Nie dawajmy z potrzeby chwili, lecz słuchając tego, co Ojciec niebieski mówi do nas: „Pomóż jedzeniem matce i jej dzieciom”, czy „Przyciśnij do siebie bezdomnego mężczyznę i powiedz mu, że Jezus kocha go tak samo”. Dawanie pochodzące z serca jest w zgodzie z Królestwem Niebios. Dawajmy z obfitości Niebieskiego Królestwa te dary, które mają wieczną wartość.

1 Kor. 13:13:

A teraz pozostaje: wiara, nadzieja i miłość,

lecz z nich najważniejsza jest miłość.

продвижение сайта

Cynizm

 Alan Smith

15 listopada 2007

Gal. 6:2-4: Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnicie zakon Chrystusowy. Jeśli bowiem kto mniema, że jest czymś, będąc niczym, ten samego siebie oszukuje. Każdy zaś niech bada własne postępowanie,

         Cynizm, cóż za słowo!
Możesz zapytać, jak to możliwe, aby mógł być problemem?

Myślałeś, że bycie 'cynicznym’ jest słowem, które określa ludzi, którzy nie są tacy jak ty? Przyjrzymy się bliżej temu słowu, ponieważ w moich badaniach odkrywam, że chodzi tutaj o chorobę duchową. Człowiek, który dopuszcza do siebie „cynizm” i staje się on częścią jego/jej „postrzegania” jest osobą, która wkrótce zostanie oddzielona od kościoła, rodziny i przyjaciół. Całkiem mocne stwierdzenie, prawda? Wierzę, że ta duchowa choroba atakuje umysł, aby jej duchowy człowiek zachorował i ostatecznie umarł! Czy wiedziałeś o tym, że gdy „cynizm” zostaje wprowadzony do twoich myśli, twoje postrzeganie zostało najechane przez moce ciemności? Oto definicja słowa „cynizm”:


Cynizm: postawa pogardliwej lub znudzonej negacji, a w szczególności ogólne niedowierzanie w integralność czy wyznawane motywacje innych.

Czy kiedykolwiek twoje myśli oszalały, widząc tylko to wszystko, co jest złe we wszystkim?

Być może było to w twoim przypadku bardziej subtelne. Może zacząłeś po prostu starać się pomóc komuś, kto znalazł się w problemach, lecz nagle zacząłeś postrzegać siebie, jako „wielkiego i mądrego”. Czy też, być może, powiedziałeś sobie, że twój dar rozeznawania jest wielkim wkładem, ponieważ widzisz „ukryte motywy” u innych ludzi? Pamiętaj, że jest bardzo zdecydowana linia podziału między „rozeznaniem”, a byciem „cynicznym”.

Powtórzmy: Wierzę, że bycie cynicznym jest najgorszą rzeczą, jaka może się przytrafić komukolwiek. Niebezpieczeństwo i zniszczenie wywoływane tą duchową chorobą jest zatrważające: a duchowo, jest śmiertelna. Przeważnie nawet nie wiesz o tym, że to robisz. Jednym z problemów tego śmiertelnego „postrzegania” jest to, że wierzysz, iż to Duch Święty daj ci te wewnętrzne, prorocze informacje: podczas gdy faktycznie jest to projekcja z ciemnej strony twojego własnego serca.

Oto krótka lekcja historii na temat pochodzenia tego słowa. W starożytnej Grecji istniała grupa założona przez filozofów zwanych Cynikami. Ich system wierzeń był zbudowany na „percepcji” negowania wszystkiego, co nie wspierało ich doskonałych cnót. Tak więc, uważali siebie za doskonałych w sprawach ludzkich zachowań. Cynicy byli bardzo inteligentni a nawet poszukiwani w sprawach osądzania pewnych szczególnych spraw. Doprowadzili do doskonałości sztukę „krytycyzmu” i używania „sarkazmu” jako części języka w komunikowaniu swoich wierzeń. Jednym z ich znaków charakterystycznych było to, że wyśmiewali zachowania i motywacje innych. W miarę upływu czasu ci Cynicy sprzedawali swoje domy i wszelkie posiadłości. Ich „postrzeganie” było takie, że te wszystkie „rzeczy” sprzeciwiały się „cnocie” i były ostatecznie złe. Wierzyli w swoją filozofię religii, którą był cynizm, aż do zanegowania osobistej higieny, zobowiązań wobec rodzinnych i społeczeństwa. W końcu, wierzyli, że byli „szczęśliwi”, ponieważ wszystko wokół nich było złe, poza ich doskonałym sposobem myślenia. Ich cyniczne „postrzeganie” spowodowało, że odizolowali się od wszystkich innych wokół nich, a zatem wykluczyli się ze społeczeństwa. Termin „Cynizm” jest tak naprawdę zaczerpnięty z greckiego słowa kuon, angielskiego „dog” (pies). To słowo zostało przypisane Cynikom, ponieważ w końcu żyli jak psy na peryferiach Rzymu. Niemal 2000 lat później, pisarze tacy jak Shakespeare i Swift używali ciężkiego sarkazmu i satyry do wyśmiewania ludzkich zachowań, odnawiając w ten sposób cynizm w ludzkiej kulturze. Jestem pewien, że już się zastanawiasz jak można rozpoznać to czy sam nie zostałeś zarażony tą duchową chorobą? (Cynicy mieli takie powiedzenie: „Znajdź wady u innych, zanim oni znajdą je u ciebie” – przyp.tłum.)

Przede wszystkim musisz zrozumieć, że ta choroba czy „duchowy niszczyciel” musi mieć miejsce, do którego się przyczepia i wzrasta. Tym miejscem w tobie jest „pycha” i pycha jest żyznym gruntem dla tej „zgubnej choroby”. Cynizm zapuszcza korzenie i rośnie w szybkim tempie w doskonałym środowisku pychy. Jest to duchowa choroba, która najpierw musi uwieść, a następnie oszukać swego nosiciela. Skąd możesz wiedzieć, że to się stało? Możesz o tym wiedzieć, jeśli przestaniesz „nosić ciężary jedni drugich” i zaczniesz myśleć zbyt wysoko o sobie. Ta choroba to „pycha” na sterydach. Chrystus wezwał nas do pomocy, a nie do potępiania jedni drugich. Zbadamy cynizm dalej, aby zobaczyć w jaki sposób ewoluuje w naszym myśleniu. Wierzę, że istnieją 4 stopnie choroby cynizmu. Poniżej znajduje się lista tych kolejnych stopni rozwoju.


Pierwszy stopień
to „desperacja”. Cynizm zaczyna przejmować inicjatywę, gdy „nadzieja” zaczyna gasnąć. Ubywanie nadziei jest „przynętą” na duchowym haczyku. Atak Szatana ma za zadanie zniechęcić cię, ponieważ wie on, że gdy będziesz zniechęcony, będziesz dobrym kandydatem na jego religię i filozofię „cynizmu”. W tym stanie tracisz nadzieję, co do swoich przyjaciół, rodziny i kościoła Jezusa Chrystusa. Jakkolwiek wszyscy jesteśmy niedoskonali, nadal mamy kochać siebie nawzajem w tych naszych niedoskonałościach, ponieważ wypatrujemy tego dnia, w którym wszyscy będziemy podobni do Niego.

1 Jn 3:2-3: Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy. Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni, gdyż ujrzymy go takim, jakim jest. I każdy, kto tę nadzieję w nim pokłada, oczyszcza się, tak jak On jest czysty.

Nadzieja w Nim, a nie w każdej rzeczy, która jest zła u każdego innego, oczyszcza nasze „myśli” i pomaga tworzyć świeże spostrzeganie, które jest pełne świeżych idei życia, a nie śmierci.

Stopień drugi tej fałszywej religij to „krytycyzm”. Gdy stajesz się lepszy w „krytykowaniu” niż w kochaniu niekochanych, wiesz, że zacząłeś swoją podróż zwodzenia samego siebie. Ta zwodnicza droga jest bardzo samotną drogą. Im dalej w tą ścieżkę idziesz, tym mniej ludzi widzisz podróżujących z tobą i kształtuje się w ten sposób duch strachu i samotności. Z jakiegoś powodu będziesz mówił do siebie: „Czuję się lepiej, niż czułem się kiedykolwiek w całym moim życiu, nigdy nie myślałem wyraźniej”. Niemniej, głęboko w sobie, czujesz się samotny, przestraszony, zmęczony i bardzo nieszczęśliwy. Cóż za zwiedzenie! Ten „krytycyzm” spowoduje, że będziesz nosił w swym sercu fałszywe świadectwo przeciwko tym, których kiedyś kochałeś i szanowałeś. Teraz już nie tylko nadgryzłeś przynętę, lecz zacząłeś przełykać haczyk.

II Moj. 20:16: Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.

Stopień trzeci tej śmiertelnej duchowej choroby jest odczuwany jako bardzo „intelektualny”. Im dalej od Ducha Bożego znajdujesz się, tym mądrzejszy wydajesz się samemu sobie, sprawiając tylko to, że coraz trudniej jest prawdzie Bożego Słowa nawiedzić twoje myśli i zmienić sposób postrzegania. Ta zwodnicza, samotna droga została wyłożona kamieniami pychy przez twoją własną inteligencję.


Gal. 6:3:
Jeśli bowiem kto mniema, że jest czymś, będąc niczym, ten samego siebie oszukuje.

Stopień czwarty jest stanem śmierci. Przynęta została wzięta, przełknięta i teraz haczyk wbił się dobrze. Twoje myśli zostały wzięte do niewoli przez przeciwnika. Pełne przyjęcie tej fałszywej religii powoduje, że tracisz „wiarę” w te rzeczy, które kiedyś miały dla ciebie ogromne duchowe znaczenie. Możesz być pewien, że twoja „wiara’ została ci skradziona, gdy to złe postrzeganie zacznie swoje życie w tobie. Jest to narzędzie Szatana, aby zatrzymać duchowe przebudzenie w tobie. Tego rodzaju myślenie wydaje się być dobre, lecz przynosi śmierć dla duszy i ducha. To przechwycenie twoich myśli jest najbardziej zwodniczą bronią w chrześcijańskim kościele. Jest to subtelny duchowy wirus, który atakuje twoje postrzeganie (percepcje), zmieniając twoją rzeczywistość na taką, która oddziela cię od Ciała Jezusa Chrystusa i innych. Uniemożliwia również harmonię twojego życia. Rozważ ponownie ten fragment Pisma.


Gal. 6:2-4:
Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnicie zakon Chrystusowy. Jeśli bowiem kto mniema, że jest czymś, będąc niczym, ten samego siebie oszukuje. Każdy zaś niech bada własne postępowanie,

       Modlę się o to, aby każdy z nas zidentyfikował ten schemat działania ciemnej strony i nie brał udziału w żadnej z jej działalności. Każdy z nas musi badać swoje własne postępowanie, aby zobaczyć czy naprawdę jest w zgodzie z Królestwem Bożym.


Wiele Błogosławieństw,

Alan

оптимизация сайтов seo