Świadectwo Barb i Johna Fenn – część 6

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Ta część będzie nieco dłuższa niż zwykle, ale mam nadzieję, że okaże się pomocna. Podczas naszego pobytu w małym miasteczku leżącym na preriach Kolorado, Pan wielokrotnie do nas przychodził i uczył wielu rzeczy. Część z nich została opisana w książce Pursuing the Seasons of God.

Styczeń, gdy nasze wynagrodzenie wyniosło tylko 15 dolarów
Barb umiejętnie wykorzystywała każdą odrobinę jedzenia w domu, tworząc takie potrawy, że chłopcy nigdy nie zorientowali się, jak pusta była nasza spiżarnia. Jednak pewnego dnia, o godzinie 16:00, zwróciła się do mnie z wyraźną frustracją: „Jest godzina czwarta, a za pół godziny muszę zacząć przygotowywać kolację, a w domu nie mamy nic – absolutnie nic do jedzenia. Co zamierzasz z tym zrobić?”
Odpowiedziałem jej spokojnie, że sprawdziłem swoje serce i wiedziałem, iż znajdujemy się w samym centrum woli Pana. Jezus powiedział w Mt 6, aby nie martwić się o to, co będziemy jeść czy w co się ubrać, bo Ojciec o to się troszczy – a więc On to wszystko nam zapewni. Barb szybko odzyskała swój pokój i na tym się skończyło. Dziesięć minut później, o 16:10, pod nasz dom podjechała ciężarówka pewnych ludzi z naszego kościoła, którzy prowadzili mleczarnię. Powiedzieli, że poczuli wewnętrzne przynaglenie, by kupić nam jedzenie i podarować mleko. Ich samochód był wypełniony żywnością po brzegi. W ciągu 10 minut przeszliśmy od pustych półek i lodówki do całkowitego zaopatrzenia, włączając w to 5 galonów świeżego mleka. Dzięki temu o 16:30 Barb mogła rozpocząć przygotowania do kolacji– wszystko zgodnie z planem.

Kilka miesięcy później zauważyła na tylnym, zabudowanym ganku naszego wynajmowanego domu małe miejsce, które miało szerokość idealną na małą zamrażarkę (71 cm). Jej motywacją było to, by już nigdy więcej nie zabrakło nam jedzenia i uznała to za potrzebę, a nie tylko pragnienie.

Continue reading

Świadectwo Barb i Johna Fenn – część 5

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Zakończyłem w zeszłym tygodniu obrazem 5-letniego Chrisa siedzącego w swoim łóżku, który po raz pierwszy zaczyna mówić. Wkrótce potem zaczął chodzić przy pomocy chodzika i ortez wykonanych z formowanego plastiku, które obejmowały jego stopę, piętę i tylną część łydki. Nie był całkowicie uzdrowiony, ale stał się „do ogarnięcia”.

Chris widział dzieci biegające w telewizji i mówił rzeczy w stylu: „Kiedy pójdę do nieba, będę tak biegać”. Każdego wieczoru, gdy jest w domu i kładziemy go spać, mówię:
„Przez Jego rany…”, a Chris odpowiada: „Zostałem uzdrowiony”. Ale został pozbawiony zdolności rozumienia czasu w taki sposób, że coś, co wydarzyło się 2000 lat temu, ma wpływ na niego teraz. Gdy miał 21 lat, pewnego dnia był bardzo podekscytowany, kiedy przyczołgał się do mnie korytarzem (jak żołnierz): „Tato! Tato! Wiesz, co Jezus mi powiedział? Powiedział, że będzie chodził ze mną po górach! Tak, naprawdę! Yahoo! Tak właśnie mi powiedział (śmiejąc się i chichocząc z radości), będzie chodził ze mną po górach!” (śmiejąc się z podekscytowania).

W międzyczasie Pan ukazał mi się wyjaśniając, dlaczego ludziom z długotrwałymi lub przewlekłymi chorobami trudno jest doznać uzdrowienia. W czasie tych odwiedzin Jezus stał po mojej lewej stronie, gdy siedziałem, a Chris był na wózku inwalidzkim po mojej prawej. Chris jest pogodzony z tym, że poczeka na niebo. Nie ma zdolności umysłowej, by „uwierzyć” w uzdrowienie, i my jako rodzice akceptujemy to — nie możemy narzucić mu naszej woli ani przekazać mu głębszej wiedzy o wierze.

Mam serce do służby, ale jednak trzeba wykarmić rodzinę – dostarczanie pizzy
W 1984 roku zaczęliśmy uczęszczać do kościoła, który wkrótce zaproponował mi stanowisko pastora pomocniczego, ale nie mogli mi za to zapłacić. W tym czasie prowadziłem restaurację z dostawą pizzy i utrzymywałem się z tego źródła.
Pastor złożył mi obietnicę, że sprzeda swój biznes i przejdzie na emeryturę, przekazując mi stanowisko pastora głównego z pełnym wynagrodzeniem. W poniedziałki zacząłem prowadzić popołudniowe spotkania „szkoły uzdrowienia”. Zawsze przychodziło 15–20 osób, siadaliśmy w kręgu, a ja nauczałem co tydzień jednego aspektu uzdrowienia. W tym czasie zacząłem poruszać się w darze Ducha, który Biblia nazywa rozeznawaniem duchów. Z otwartymi oczami widziałem świat naturalny, ale jednocześnie widziałem także wymiar Pana. Czasami rozeznawałem prawdziwe motywy ludzi, którzy coś mi mówili, ale najczęściej miałem wgląd w sferę duchową.

Continue reading

Świadectwo Barb i Johna Fenn – część 4

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Pobraliśmy się we wrześniu 1978 roku, a w marcu następnego roku Barb zaszła w ciążę z Chrisem. W maju, gdy była w trzecim miesiącu ciąży i doświadczała wszystkich dolegliwości związanych z pierwszym trymestrem – mdłości, wahania nastroju i ogólnego złego samopoczucia – przejechaliśmy przez całe Stany Zjednoczone z Charlotte w Karolinie Północnej do Tulsa w Oklahomie (1640 km). Ja prowadziłem wynajętą ciężarówkę przeprowadzkową, a ona jechała za mną naszym małym autem. Nie była to przyjemna podróż – zatrzymywaliśmy się, żeby Barb mogła wymiotować na poboczu, a pomiędzy wymiotami groziła, że wróci do mamy :).

Zanim opuściliśmy Charlotte, poprosiliśmy Ojca, że nie chcemy wynajmować mieszkania, lecz dom, ponieważ Chris miał urodzić się w grudniu. Ojciec odpowiedział mi: „Możecie wynająć dom… a potem dam wam ranczo”. Wzięliśmy z tego naukę – ranczo pojawiło się dopiero po 19 latach. W Bożym zwyczaju, między obietnicą a jej spełnieniem, często upływa sporo czasu.

Zgodnie z naszym zwyczajem, który praktykujemy do dzisiaj – zapisaliśmy nasze potrzeby na kartce papieru.

Już w wieku 22 lat nauczyliśmy się, aby uczciwie podchodzić do modlitwy, aby rozróżniać pomiędzy potrzebą a pragnieniem. To wymaga szczerej rozmowy z samym sobą. Jeśli mówisz Ojcu, że czegoś potrzebujesz, kiedy to tak naprawdę tylko pragnienie – On nie zawsze na to odpowie, zwłaszcza jeśli to źródłem tego pragnienia jest pożądliwość lub chciwość. Jeśli jednak pragnienia są właściwe, to zauważyliśmy, że często na nie odpowiada. Psalm 37:4 mówi, że On spełnia pragnienia naszego serca, a nie to, czego nasze serce pożąda. Muszą to być właściwe pragnienia, zazwyczaj bezpośrednio związane z jakąś potrzebą. W Flp 4:19 czytamy, że On zaopatruje nasze potrzeby według swojego bogactwa w niebie.

Naszą potrzebą było: 3 sypialnie (jedna dla nas, jedna dla dziecka, jedna dla odwiedzających nas rodziców), co najmniej jedna główna łazienka i druga dodatkowa dla dwóch pozostałych sypialni, garaż oraz sprzęty AGD – poza pralką i suszarką, które mieliśmy zamiar kupić na miejscu.

Wśród pragnień zapisaliśmy: kolorystyka w odcieniach ziemi, wykładzina zamiast drewnianej podłogi czy kafli, kominek, okno nad zlewem w kuchni. Przekazaliśmy obie listy Ojcu, wzięliśmy autorytet nad diabłem, zakazując mu psucia czegokolwiek, i poprosiliśmy Ojca, by posłał swoich aniołów do działania. Już po tej modlitwie, dodałem potem w swoim wnętrzu (później powiedziałem o tym też Barb): „Byłoby miło, gdyby tam był też gotowy ogród, skoro przyjedziemy w maju”.

Po przybyciu do Tulsy, umówiliśmy się na oglądanie domu na wynajem. W drodze na to spotkanie zauważyłem w pewnej chwili znak „do wynajęcia”, stojący przed domem po lewej stronie. Moje serce podskoczyło i zahamowałem. „To jest to. To dom, który Ojciec dla nas przygotował”. Uznaliśmy, że właściwym będzie mimo wszystko pójść na wcześniej umówione spotkanie, więc tak zrobiliśmy. Kiedy tam dotarliśmy, odczuliśmy duchową pustkę – nie było tam życia – więc wiedzieliśmy, że mamy wynająć ten pierwszy dom. I tak też się stało – miał wszystko, co było na naszej liście potrzeb i pragnień: kolory ziemi, wykładzinę, kominek, okno nad zlewem.

Dom miał nawet ogród rosnący z tyłu, i byliśmy tym zachwyceni. Kilka dni później, gdy się wprowadziliśmy, wszystko było wysprzątane, ale ogród został wycięty do zera. Byłem zszokowany. „Co się stało?” – zapytałem Ojca. Tego dnia nauczyłem się kolejnej rzeczy:

„Nie pomyślałeś na tyle, by uwzględnić ogród w swojej modlitwie (choć go dla ciebie miałem), więc został nie chroniony i diabeł nakłonił ludzi, by go zniszczyli”.

Najpierw pojawia się łaska – czyli objawienie, które daje nam Ojciec lub Pan. Wiara jest naszą odpowiedzią na tę łaskę/objawienie. Gdy Ojciec powiedział: „Możecie wynająć dom w Tulsie” – to było objawienie/łaska. Jak powiedział Jezus w J 15:7 – kiedy On coś mówi do człowieka, ten może poprosić o coś, co się z tym wiąże i to się stanie.

Przykład: Noe otrzymał objawienie o nadchodzącym potopie i nakaz zbudowania arki – więc cokolwiek potrzebował do wykonania tego zadania, zostało mu zapewnione. My otrzymaliśmy nakaz, że możemy wynająć dom – więc powinniśmy byli odpowiedzieć na to objawienie/łaskę wiarą wystarczającą, by uwzględnić także ogród. O ludzie małej wiary…

Grudzień 1979 – Chris pojawia się na tym świecie cały siny.

Po ponad 15 godzinach porodu, Chris urodził się przez cesarskie cięcie. Wokół szyi miał owiniętą pępowinę. Jego wynik APGAR wynosił 4. Będąc rodzicami po raz pierwszy, nie wiedzieliśmy, co to znaczy. Gdy miał 4 miesiące, moja mama zauważyła, że coś jest nie tak z jego napięciem mięśniowym – ale zignorowaliśmy to. Jednak w wieku 6 miesięcy nie potrafił jeszcze samodzielnie usiąść, leżał jak szmaciana lalka, nie wypowiedział ani jednego słowa.

W czerwcu 1980 roku Barb zabrała półrocznego Chrisa do lekarza. Przeprowadziliśmy się wówczas w okolice Boulder w stanie Kolorado, nie mieliśmy tam żadnej rodziny i dopiero zaczynaliśmy poznawać ludzi w kościele, do którego chodziliśmy – City on the Hill z pastorem Steve Shank’iem. To był dobry kościół i dobrzy pastorzy. W czasie wizyty lekarz powiedział Barb, że Chris ma porażenie mózgowe (MPD) – uszkodzenie mózgu powstałe podczas porodu. Powiedział jej, by oddała go do ośrodka i „zapomniała, że go kiedykolwiek miała”. Dodał, że nie ma powodu, abyśmy nie mogli mieć zdrowych dzieci – więc powinniśmy to dziecko oddać i żyć dalej.

Zapłakana i zdruzgotana Barb zadzwoniła do mnie do pracy. Tego wieczora wykąpaliśmy 6-miesięcznego Chrisa, położyliśmy go na puszystym dywaniku, aby wysechł i położyliśmy na niego ręce, odrzucając diagnozę i poradę lekarza, i rozkazaliśmy, aby Chris był zdrowy. Ale 5 lat później Chris nadal nigdy nie usiadł, nie wypowiedział ani słowa, potrafił tylko turlać się po podłodze jak kłoda, zmieniając kierunek odpychając się ramionami.

Pewnej nocy, kiedy pracowałem do późna, Barb doszła do kresu swych sił.

Chris spał na górze w łóżeczku – mimo że miał prawie 5 lat – ponieważ z normalnego łóżka by się sturlał. Wylała przed Ojcem całe swoje serce, płacząc i błagając o odpowiedź na modlitwę, o uzdrowienie. Nagle z góry usłyszała głos: „Mamusiu! Mamusiu, patrz!” Pobiegła na górę i znalazła Chrisa siedzącego na łóżku, który mówił. To był prawdziwy cud, ale z jakiegoś powodu – został tylko częściowo uzdrowiony.

Od tego momentu Chris prawie nie przestaje mówić 🙂 – cały czas komentuje ciężarówki, auta, pociągi, ludzi – wszystko, co się wokół niego dzieje. Nie spotkał nigdy nikogo, nawet jakiegoś zwierzaka, którego by od razu nie polubił. Umysłowo zatrzymał się na poziomie 4-latka, jednak pewne rzeczy rozumie ponad to.

Lata 1984–1985
Wielu ludzi z ruchu „Słowo Wiary” zastanawiało się w tamtym czasie, czy chodzenie do lekarza, posiadanie ubezpieczenia lub przyjmowanie leków nie jest przypadkiem „brakiem wiary”. Nowy lekarz Chrisa przepisał mu fizjoterapię, terapię zajęciową i logopedię. Chris miał już wtedy 6 lat, był gadatliwy, ale potrzebował pomocy w wymawianiu niektórych głosek.

Przyszedłem z tym do Pana, ponieważ to Jego rany przyniosły nam uzdrowienie jako część odkupienia. Powiedział mi: „Terapia nie jest 'brakiem wiary’, ponieważ współpracuje ona z uzdrowieniem, a nie jest mu przeciwna”. Zapytałem, co ma na myśli? „Terapia sprawia, że części ciała poruszają się tak, jak zostały zaprojektowane – więc współdziała z uzdrowieniem”. Poprosiłem o fragment z Pisma, na poparcie tego, a On odpowiedział: „Czy nie rozumiesz, dlaczego powiedziałem człowiekowi z uschłą ręką, żeby ją wyciągnął, albo chromemu – by wziął swoje łoże i chodził?” (Mk 3:1–5, 2:1–12)

W czasie tej podróży odrobiliśmy wiele lekcji w temacie Bożych dróg. Mam nadzieję, że dzieląc się nimi, także i ty poznasz Jego drogi.

W przyszłym tygodniu – Chris skupia się na niebie zamiast swoim uzdrowieniu oraz upływ czasu między obietnicami i ich realizacją i dużo więcej!

< Część 3 | Część 5 >

Wiele błogosławieństw.

John Fenn

Jak naprawdę miał na imię Jezus?


Poznaj hebrajskie i greckie tłumaczenia imienia, które jest ponad wszystkimi imionami

Tłum.: Google
Jako teolog i językoznawca podejmuję się zbadania twierdzenia, że ​​hebrajskie imię Jezusa powinno być tłumaczone jako „Jaszua”, twierdzenia, które nie znajduje uzasadnienia w starożytnych źródłach hebrajskich ani aramejskich. Niniejsza analiza, oparta na perspektywach językowych, historycznych i teologicznych, wyjaśnia pochodzenie i znaczenie imienia Jezusa, potwierdzając, że „Jeszua” (ישׁוּע) lub „Jehoszua” (יהושׁוע) są autentycznymi formami hebrajskimi, jednocześnie odnosząc się do spekulatywnego charakteru imienia „Jaszua”. Aby wyjaśnić formę i znaczenie imienia dyskusja integruje dowody tekstowe, analizę etymologiczną oraz kontekst kulturowo-językowy okresu Drugiej Świątyni.

W judeo-greckim Nowym Testamencie imię Jezus jest konsekwentnie zapisywane jako Ἰησοῦς (Iēsous). Ta grecka transliteracja odpowiada hebrajskiemu imieniu Jeszua (ישׁוּע) lub jego dłuższej formie, Jehoszua (יהושׁוע), które były powszechne wśród Żydów w okresie Drugiej Świątyni (ok. 516 p.n.e. – 70 n.e.). Imię Jeszua pojawia się w Biblii hebrajskiej prawie trzydzieści razy, odnosząc się do różnych osób (np. Ezd 3:2; Neh 3:19; 1 Kronik 24:11). Podobnie, imię Jehoszua, najbardziej kojarzone z Jozuem, następcą Mojżesza, jest dobrze udokumentowane w tekstach biblijnych (np. Lb 13:16). Imiona te, zakorzenione w hebrajskiej tradycji językowej, stanowią podstawę do zrozumienia imienia Jezus.

Etymologicznie, imię Jehoszua (יהושׁוע) to imię złożone, wywodzące się z dwóch hebrajskich rdzeni: elementu teoforycznego יהו (Jahu), skróconej formy imienia Bożego JHWH (Tetragramu), oraz czasownika ישע (jasza), oznaczającego „zbawić” lub „wyzwolić”. Zatem imię Jehoszua można przetłumaczyć jako „JHWH zbawia” lub „Pan jest zbawieniem”. Jeszua (ישׁוּע), skrócona forma imienia Jehoszua po niewoli babilońskiej, upraszcza wymowę, zachowując jednocześnie podstawowe znaczenie. Krótsza forma prawdopodobnie powstała w wyniku zmian fonetycznych w późnym hebrajskim i aramejskim, gdzie początkowe jod-he (יה) imienia Jehoszua zostało skrócone, dając imię Jeszua. W tym kontekście imię Jeszua można interpretować jako „On [Pan] zbawia” lub po prostu „zbawienie”, w zależności od niuansów składniowych.

Continue reading

Ufaj Bogu Ojcu, a nie własnemu rozumieniu


NorthWest Prophetic
Powinienem zacząć od zastrzeżenia, ostrzeżenia: nie jest to politycznie poprawne, nie jest to religijnie poprawne i może być obraźliwe dla wielu osób. Dla mnie jest to obraźliwe. Prawdopodobnie nie chcesz tego czytać.
Co? Nadal tu jesteś? Cóż, zostałeś ostrzeżony. Kontynuuj na własne ryzyko. Wierzę, że jest to czas, w którym powinniśmy zaufać Bogu Ojcu, zamiast polegać na własnym rozumowaniu. Wierzę również, że jest to kwestia znacznie bardziej subtelna, niż wcześniej sądziłem.
Słyszę, jak wielu moich braci i sióstr modli się w sposób, który był dla mnie bardzo naturalny, dopóki nie zdałem sobie sprawy z buntu, jaki w sobie reprezentował. Moim ulubionym sposobem modlitwy o Boże przewodnictwo było coś w rodzaju: „Boże, pokaż mi, co mam robić, a ja to zrobię!”.
Brzmi dobrze, prawda?
Ale to, co naprawdę było w moim sercu, miało nieco inne znaczenie. Moje postępowanie było bardziej zgodne z podejściem: „Jeśli pokażesz mi, czego chcesz, wtedy podejmę decyzję, czy chcę to zrobić”.
Różnica jest subtelna, ale ogromna. Jest tak samo duża jak różnica między tym, że On prowadzi mnie, a tym, że ja prowadzę Jego, bo tak właśnie jest.
Jeśli nalegam, aby poznać Jego instrukcje, zanim będę posłuszny, lub jeśli chcę zrozumieć, zanim zacznę postępować, to zmieniam władzę w moim życiu. Jeśli zastrzegam sobie ostateczną decyzję, własną władzę, to ja jestem „panem” swojego życia, a Bóg stał się moim doradcą.
Mówiąc mniej subtelnym językiem, brzmiałoby to tak: „Słuchaj, dawaj mi wszystkie rady, jakie chcesz; ja zdecyduję, czy czuję się „prowadzony” do posłuszeństwa, czy nie”. Tak sformułowane brzmi to ostro, ale w ten sposób wielu zachodnich wierzących podąża za Bogiem: „Ty mi doradzasz, ale to ja podejmuję decyzje!”.
Kilka lat temu popularna była naklejka na zderzak samochodowy: „Bóg jest moim drugim pilotem”. Potem pojawiła się inna, która miała ją obalić i która oddaje to, co próbuję powiedzieć: „Jeśli Bóg jest twoim drugim pilotem, zamieńcie się miejscami!”

Continue reading

Kilka historii

Northwest Prophetic

Przetłumaczono z DeepL.comr
Pozwólcie, że opowiem wam kilka historii.
Pierwsza historia: Niedawno rozmawiałem z przyjacielem, który opowiedział mi coś ciekawego.
Jest muzykiem, mieszka i pracuje na pustyni w Kalifornii, ale w swoim biurze nie miał klimatyzacji. Ktoś podarował mu klimatyzator, który nie działał. Opisał mi, jak bardzo był podbudowany (ktoś pomyślał o jego potrzebach) i sfrustrowany (tak blisko, a jednak nadal nie działa!).
Wtedy historia stała się interesująca. Myślał o klimatyzatorze i ponieważ jest dość zręczny w naprawianiu różnych rzeczy, próbował go naprawić, ale bezskutecznie. Kiedy narzekał na nieudane próby, usłyszał, jak Duch Święty szepcze do niego. „Spróbuj tego” – powiedział i pokazał mu zdjęcie niektórych akcesoriów do jego systemu nagłaśniającego, które można wykorzystać w klimatyzatorze. Tak się złożyło, że miał tę część w kieszeni. Zastosował się do sugestii Ducha Świętego i to zadziałało: w sposób niemożliwy i idealny, a klimatyzacja działa już od kilku lat.
Razem się roześmialiśmy: wygląda na to, że Bóg jest ekspertem w naprawie klimatyzacji. To nieco wykracza poza schemat, w którym Go umieściliśmy.

Continue reading

Świadectwo Barb i Johna Fenn – część 3

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Prowadzę Barb do Pana
Barb i ja od początku naprawdę się polubiliśmy. Rozśmieszaliśmy się nawzajem i dużo śmialiśmy – i wciąż to robimy po tylu latach. Kochamy przyrodę i na wielu randkach spędzaliśmy czas rozmawiając o budowaniu wspólnego życia, dzieciach, wychowaniu i wszystkich rzeczach, o których młoda para powinna rozmawiać gdy poznają się nawzajem. Jedną z rzeczy, o których z nią rozmawiałem, był Pan.

Wiele naszych randek, szczególnie przez pierwsze 6 miesięcy, wyglądało tak, że siadaliśmy razem na kanapie w jej piwnicy, a ja odpowiadałem na każdy argument, jaki miała przeciwko wierze w Boga. Gdy ją poznałem, była ateistką, a co gorsza – zajmowała się bardzo ciemnymi rzeczami. Jednak w czasie jesieni i zimy 1974–75 zaczęła dostrzegać obecność Ojca i Jezusa w moim życiu. Pewnego dnia, gdy była całkowicie sama, powiedziała:
„Boże, jeśli jesteś prawdziwy i to, co mówi o Tobie John, jest prawdą, to lepiej teraz mi się objaw…” Powiedziała, że natychmiast pojawiła się chmura, z której spłynęła na nią Jego bezwarunkowa miłość i wtedy już wiedziała, że Jezus i Ojciec istnieją naprawdę. Nigdy już nie oglądała się za siebie. Od samego początku miała serce dla sprawiedliwości, pokuty i świętości – i dziś jest równie żarliwa, jak wtedy.

Latem, kiedy kończyłem szkołę średnią (Barb była rok niżej), razem z dwoma innymi chłopakami pojechaliśmy do domku nad jeziorem, aby tam pościć i nawzajem ochrzcić się w wodzie. To właśnie w ten weekend po raz pierwszy usłyszałem głos Pana. Ojciec przemawiał do mnie wiele razy, ale nigdy wcześniej nie słyszałem Jezusa. Ostatnia piosenka albumu „Evergreen” Nancy Honeytree, autorstwa Larry’ego Normana, nosiła tytuł: „I Am Your Servant” (Jestem Twoim sługą).

Miałem niskie poczucie własnej wartości i nie wierzyłem, że Pan mógłby mnie do czegoś użyć.
Że tak się wyrażę – złożyłem swoje życie na ołtarzu, po raz kolejny prosząc Go, by mnie użył, jeśli tego chce. Jednak w duchu nie wierzyłem, że jest to możliwe. Gdy piosenka „I Am Your Servant” dobiegła końca, nagle w sobie usłyszałem głośny głos: „Kocham cię, John”. Byłem tak zaskoczony, że odpowiedziałem: „Ja… ja… ja też Cię kocham, Panie”.
„Otwórz Jana 14:27”. „Teraz, Panie?” „Tak, teraz”.

Więc otworzyłem: „Pokój zostawiam wam; pokój mój daję wam. Nie tak, jak daje świat, ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka”. W tej chwili wiedziałem, choć dalej wydawało się to niemożliwe, że On przyjął moją ofertę.

Rodziny Barb i moja miały związki z Uniwersytetem Indiana, więc wybór uczelni był w zasadzie przesądzony. W sierpniu 1977 zaczynałem drugi rok studiów, a Barb pierwszy. Mieszkałem w domu bractwa studenckiego, a ona w akademiku – dzieliło nas ok. 5 km. We wrześniu modliliśmy się w moim pokoju o naszą przyszłość. Wiedzieliśmy już, że jesteśmy powołani do służby, więc dyplom ukończenia uczelni nie miał dla nas większego znaczenia, jednak pozostaliśmy tam z posłuszeństwa rodzicom.

Continue reading