Category Archives: Grady J. Lee

Twój Pastor jest na linii ognia – módl się o niego, proszę!

28 września 2011

J. Lee Grady

Często, kiedy nauczam grupę ludzi, którzy pragną zostać usługującymi, zaczynam od słów: „Witam na wojnie.” Dodatkowo przypominam im, że w momencie gdy zgłosili się na ochotnika by stanąć na pierwszej linii ognia w duchowej bitwie, na ich plecach pojawił się widoczny z daleka, czerwony celownik. Służba może być czymś niesamowicie satysfakcjonującym, ale nie oszukujmy się: najczęściej polega ona na wykonywaniu niewdzięcznej pracy, pełnej bólu głowy, rozczarowań, konfliktów, osamotnienia, frustracji, wysłuchiwania małostkowych skarg i zażaleń oraz na zmaganiu się z napiętym budżetem.

Można by było przypuszczać, że każdy pastor ma pod sobą ogromny kościół i jeździ wciąż to nowymi samochodami, jednakże pamiętajmy o tym, iż przecięty kościół w tym państwie (w USA – przyp. tłumacza) składa się z 75 członków a przeciętny pastor zarabia mniej niż 34 000 dolarów rocznie – plus ewentualnie dodatkowa praca by wyżywić swoją rodzinę. Statystyki biją na alarm: 90 procent pastorów pracuje ponad 50 godzin tygodniowo; 70 procent twierdzi, że nie ma żadnych bliskich przyjaciół; 45 procent musiało odejść ze służby na jakiś czas z powodu depresji lub wypalenia.

Normalnym jest, że każdy lider przechodzi emocjonalne wzloty i upadki, jednakże w momencie gdy zniechęcenie zaczyna wycieńczać psychicznie, może ono powalić kogoś na dobre.

Eddie Taylor, mój przyjaciel, pastor Church on the Hill (Kościół na Wzgórzu) w Dalton, w stanie Georgia, parokrotnie stawiał już czoła naciskom związanym ze służbą oraz stał oko w oko z wypaleniem w służbie. Zaczął on bardzo mocno wczytywać się w historię Eliasza (zobacz: 1 Księga Królewska rozdziały 17-19) aby dowiedzieć się jak przetrwać ten czas; ostatnio podzielił się ze mną wnioskami dotyczącymi tego, w jaki sposób modlić się o ludzi w przywództwie. Jako że październik jest miesiącem poświęconym duchowieństwu, postanowiłem podzielić się głównymi zagadnieniami z tego, co mi powiedział.

Jestem pewien, że twój pastor bardzo ucieszyłby się z kartki z życzeniami wręczonej mu w następną niedzielę, ale podwójnym błogosławieństwem dla niego była by informacja, że regularnie modliłeś się o następujące rzeczy:

1.       Módl się przeciwko czarom i manipulacji. Gdy tylko Eliasz przeciwstawił się bałwochwalstwu w Izraelu, Izebel skierowała swoje działania na atak przeciwko niemu. Musimy zawsze pamiętać jakiego typu zasadzki stosuje szatan (zobacz: 2 List do Koryntian 2:11). Wróg uderza przede wszystkim w chrześcijańskich liderów, próbując wciągnąć ich w niemoralność, zwiedzenie lub pychę; podsyła też swoich ‘ludzkich wysłanników’ aby ich kontrolowali lub też zniechęcali ich. Przez modlitwę możesz obnażyć tą diabelską taktykę.

 2.       Módl się o odwagę. Eliasz był człowiekiem o mocnym charakterze. Nie tylko postawił się Achabowi, ale również zorganizował publiczną konfrontację między nim a fałszywymi prorokami Izebel. Jednakże, zaraz po tym jak w odpowiedzi na modlitwę Eliasza spadł z nieba ogień, Izebel grozi Eliaszowi – i jak mówi Biblia „Zląkł się (…) i ruszył w drogę, aby ocalić swoje życie (…)” (1 Księga Królewska 19:3). Liderzy są powołani do konfrontowania się z różnymi rzeczami, jednakże, aby to czynić, potrzebują ponadnaturalnej Bożej pomocy. Módl się, aby Bóg sprawił, że twój pastor stanie się odważnym człowiekiem.

 3.      Módl się przeciwko depresji. Po tym jak Eliasz ucieka na pustynię, zaczyna się zachowywać jak pastor cierpiący na wypalenie w służbie. „Dosyć już, Panie, weź życie moje (…)” (19:4). Normalnym jest, że każdy lider przechodzi emocjonalne wzloty i upadki, jednakże w momencie gdy zniechęcenie zaczyna wycieńczać psychicznie, może ono powalić kogoś na dobre. Módl się, aby twój pastor codziennie czerpał świeżą radość ze studni zbawienia.

4.       Módl się o odpocznienie. Po intensywnym czasie spędzonym na górze Karmel, Eliasz uszedł jeden dzień drogi z Beer-Szeby i spał pod krzakiem jałowca. Czasami twój pastor potrzebuje najbardziej jednego wolnego dnia. Mimo to, wielu pastorów czuje, że wciąż powinni wykonywać swoją służbę, albo z powodu oczekiwań innych, albo też z powodu oczekiwań, które sami sobie narzucili. Sytuacja jest o tyle bardziej dramatyczna, iż wielu z nich nie wyznaczyło sobie pomocników by razem z nimi uporać się z bieżącymi sprawami. Módl się, aby twój pastor nie tylko się wysypiał, ale również aby miał czas odpoczynku z dala od telefonu komórkowego, emaili oraz ciągłych pozornie podbramkowych sytuacji, które z pewnością mogą zaczekać.

 5.       Módl się o Boże dotknięcie. Po wyczerpującym pobycie na szczycie góry, Eliasz poczuł w sobie ponadnaturalny przypływ sił, nie tylko dlatego, że zjadł coś i spał, ale przede wszystkim dlatego, że został on dwukrotnie dotknięty przez anioła Bożego (zobacz: 19:6-7). Módl się aby twój pastor otrzymał podwójną dawkę Bożej obecności. Jedynie dzięki ponadnaturalnemu namaszczeniu od Boga jesteśmy w stanie usługiwać w mocy Ducha Świętego.

 6.       Módl się o uczniów. Nawet po tym jak Eliasz usłyszał głos Boga na górze Choreb, był skłonny pomyśleć, że jest jedynym prawdziwym prorokiem, jaki pozostał. Jednakże Pan powiedział mu, że jest 7 000 proroków, którzy nie pokłonili się przed Baalem, oraz polecił mu, aby namaścił Elizeusza na swojego następcę (zobacz: 19:15-18). Bóg nie chce, aby jego liderzy sami wykonywali swoją służbę. Bieg, do którego jesteśmy powołani, jest biegiem długodystansowym, który obejmuje wiele pokoleń! Módl się o to, aby twój pastor dobrze ustalił swoje priorytety, tak aby mógł inwestować swoje życie w młodsze pokolenie liderów.

P.S. Nie wręczaj tej listy swojemu pastorowi w następną niedzielę i nie mów mu, że modlisz się o powyższe rzeczy. (Mówiąc np.:” Pastorze, modlę się abyś miał odwagę skonfrontować się z plotkarzami w tym kościele, a zwłaszcza z panią Kowalską!”). Nikt nie chce poczuć się zmanipulowanym przez prośby modlitewne. Zamiast tego, módl się nikomu o tym nie mówiąc, i proś Boga aby potrzymał twojego pastora tą samą łaską, którą miał dla Eliasza.

 Tłum.: Magdalena Michna

   – – – – –  – – – – – – – –

J. Lee Grady jest byłym wydawcą czasopisma Charisma (Charyzma). Można znaleźć go na Twitterze wpisując leegrady. Chętnie dowie się z jakich powodów kochasz swojego pastora albo w jaki sposób twój pastor pobłogosławił ciebie lub twoją rodzinę..

aracer.mobi

Nie dopuść do tego, aby twoja kazanica została zbrukana


19 października 2011

J. Lee Grady

Duchowny odwiedzający zgromadzenie może być wielkim błogosławieństwem, lecz jeśli nie odrobisz swego zadania domowego to może się okazać, że zaprosiłeś katastrofę.

Pewien mój przyjaciel opowiedział mi ostatnio, że przywódcy pewnej służby zaprosili sławnego amerykańskiego kaznodzieję, aby przemawiał na konferencji. W czasie dyskusji na temat organizacji pomocnicy kaznodziei przedstawili dwa warunki odwiedzin: (1) zawsze i każdy kto do niego mówi ma się zwracać do niego per „apostoł”; (2) ma być wyprowadzony z audytorium do pomieszczenia w zieleni natychmiast po zakończeniu kazania, aby zapewnić, że publiczność nie będzie się z nim bratać. On potrzebuje zacisza.

Gdybym tego dnia ja odebrał telefon, tak odpowiedziałbym: „Proszę powiedzieć Apostołowi Arogancji, że skoro jest tak przejęty tym, aby mu mali ludzie nie przeszkadzali, niech się nie przejmuje. Niech nie przyjeżdża. Nie potrzebujemy tego choróbska, które szerzy w ciele Chrystusa. Niech was Bóg błogosławi”.

„Słyszałem wiele strasznych historii o tych, którzy domagali się od swoich gospodarzy pieniędzy na zakupy, szczególnego rodzaju egzotycznej wody do pica, limuzyn i manicurzystek. Można by się spodziewać domagania się tych luksusów po jakiejś dziecinnej rockowej gwieździe, lecz dla sługi ewangelii jest to karygodne. Nie zaspokajajcie ich apetytów”.

Może to się wydawać opryskliwe, lecz nie sądzę, żeby w jakikolwiek inny sposób można było zapobiec rozprzestrzenianiu się tej plagi. „Syndrom celebryty” jest nadal żywy w 2011 roku pomimo recesji, a jednym sposobem na to, aby zatrzymać tych nadętych szarlatanów przed psuciem kościołów jest bojkotowanie ich.

Polecam następujących strażników:

1. Zanim zaprosisz, przeprowadź dochodzenie. Jest mnóstwo wspaniałych podróżujących kaznodziejów, którzy mają prawdziwe namaszczenie i mogą przynieść wielkie błogosławieństwo kościołom oraz organizowanym przez nie imprezom. Zostali nazwani przez Boga ewangelistami, prorokami, nauczycielami apostolskimi liderami, a ci, którzy chodzą w namaszczeniu Ducha Świętego będą wydawać owoce dokądkolwiek pójdą.

Są również w kręgach kaznodziejów oszuści. Niektórzy z nich mieli kiedyś namaszczenie i stracili je; inni rzeczywiście weszli do służby jako podróby i nauczyli się jak łupić naiwne zbory. Nie oddawaj kazalnicy nikomu, kto ma wątpliwą historię kariery. Zawsze badaj wobec kogo są odpowiedzialni. Jeśli nie mają żadnych relacji, nikogo kto nadzoruje, żadnego zespołu polecającego to bierzesz na siebie ogromne ryzyko wpuszczając do kościoła.

2. Zatrzaśnij drzwi przed egotyzmem. Syndrom celebryty łatwo wykryć. Czy odwiedzający kaznodzieja ma ducha sługi, czy przybywa jako ktoś buńczuczy i nieprzystępny? Każdy kto jest zaangażowany w służbę, kobieta czy mężczyzna, powinien mieć postawę Jezusa, który był gotów wjechać do Jerozolimy na osiołku i obmyć nogi Swoich uczniów. Jeśli pozwolisz pysznemu, niezłamanemu kaznodziei zająć kazalnicę, dajesz możliwość zarażania swego zgromadzenia duchowi Lucyfera.

3. Nie dokarmiaj ducha?  Każdy podróżujący duchowny ceni łaskawego gospodarza. Okazujesz szacunek, gdy w czasie jego (jej) pobytu zapewniasz dobry hotelowy pokój, posiłki i transport. Lecz jeśli kaznodzieja żąda traktowania jak celebryta, powinno to budzić twoją czujność.

Słyszałem wiele strasznych historii o tych, którzy domagali się od swoich gospodarzy pieniędzy na zakupy, szczególnego rodzaju egzotycznej wody do pica, limuzyn i manicurzystek. Każdy kaznodzieja, który ostatnio usługiwał w Australii żądał steku, który trzeba było dostarczyć lotniczo przez Pacyfik ze Stanów Zjednoczonych! Można by spodziewać się domagania takich luksusów po jakiejś dziecinnej rockowej gwieździe, lecz takie zachowanie jest karygodne dla sługi ewangelii. Nie zaspokajajcie ich apetytów.

4. Nie toleruj finansowego gwałtu.

Znam pewien przypadek amerykańskiej duchownej, która wybierając się do kościoła w Kanadzie, zażyczyła sobie, aby pastor wynajął cywilne audytorium na co najmniej 1000 miejsc. Pastora nie było stać na wynajęcie takiej hali, lecz ewangelistka stwierdziła, że nie przyjedzie jeśli nie zostanie zapewnione duże miejsce na spotkania. Skończyło się na tym, że ta ewangelistka odwołała przyjazd ponieważ na konferencję zapisało się zbyt mało ludzi, pastor został nabity w butelkę a jego kościół zbankrutował.

Prawdziwy sługa ewangelii nigdy nie wpychałby kościoła w długi, aby zaspokoić swoje egoistyczne zapotrzebowanie na wielkie tłumy. Jezus równie jednakowo zadowalało głoszenie kilku uczniom jak i tłumom, i nie budował swego powodzenia na liczbach. Jeśli popadniesz w pułapkę liczb, będziesz tego żałował.

Pasterz, który troszczy się o swoją trzodę nigdy nie pozwoli na to, aby gościnnie występujący kaznodzieja manipulował zgromadzenie w sprawach finansowych. Gość, który poświęca 30-45 minut na błaganie o pieniądze, czy rzuca dziwaczne twierdzenia o „nadnaturalnym zwrocie” za inwestowanie w jego służbę, jest oszustem, który powinien zostawić służbę i znaleźć sobie pracę w sieci bezpośredniej sprzedaży.

5. Strzeż się dziwnego ognia.

Sługa Słowa przekazuje życie, nie są to tylko słowa jego kazania. Właśnie dlatego tak ważne jest, aby kaznodzieja ewangelii chodził w pokorze, seksualnej czystości i był spójny w sprawach finansów. Jeśli jakiś duchowny dopuszcza do kompromisów w jakiejkolwiek z tych dziedzin to jego namaszczenie będzie ograniczane i może zanieczyścić twoją kazalnicę, zostawiając toksyczny wpływ w zborze.

Rozmawiałem kiedyś z pastorem z Kalifornii, który zaprosił mówce na doroczną konferencję. Zanim jednak kaznodzieja przybył, pastor dowiedział się, że ten człowiek w kazaniach używał obrazów związanych z narkotykami, a nawet porównywał Ducha Świętego do marihuany. Gdy poprosił, aby ten powstrzymał się przed takimi porównaniami w czasie konferencji, ów arogant odmówił. Na szczęście ten pastor zrobił to, co należało: grzecznie lecz zdecydowanie odwołał wizytę.

Czy możemy “po prostu powiedzieć nie” szarlatanom, oszustom, kanciarzom i ewangelistom rockowym gwiazdom, którzy nigdy nie poddali swojego życia dyscyplinie Ducha? Proszę weźcie pod uwagę te ostrzeżenia, badajcie owoc i bądźcie gotowi nie zapraszać.

—————————–

J. Lee Grady jest pomocniczym redaktorem magazynu Charisma. Ostatnia jego wydana książka to:  10 Lies Men Believe (Charisma House)

You can follow him on Twitter at leegrady..


aracer.mobi

W chrześcijaństwie przede wszystkim chodzi o relacje

14 września 2011 J. Lee Grady

Jezus wezwał nas do przyjaźni nie tylko z Nim, lecz również z Jego uczniami.

Nie lubię pożegnań szczególnie tych na polu misyjnym, bo czasami wzbudza to we mnie emocje. W zeszłym tygodniu było ze mną naprawdę źle.

Sześć dni spędziłem w kościele w Tarapoto, w Peru, gdzie sporo czasu i energii zainwestowałem w zachęcanie ludzi, szczególnie dorosłej młodzieży, która zaczyna wchodzić w przywództwo. Gdy przyszedł na mnie czas przekroczenia punktu kontrolnego na lotnisku, około 18 z tych młodych mężczyzn i kobiet wpadło i otoczyło mnie i tłumacza, Diego.

 „W swej istocie w chrześcijaństwie chodzi o relacje. W przeciwieństwie do wschodnich religii – w których jednostka poszukuje samotności, w stanie zen szuka prawdy – chrześcijaństwo wzywa nas do naśladowania Boga, jako pełna miłości społeczność”.

Przegrałem.. Próbowałem chodzić w kółko i każdemu powiedzieć: „do zobaczenia”. Giancarlos, Jhor, Dalia, Juanita, Roberto, David, Cristian, Clavela, Rays. Za każdym, gdy razem ktoś mnie ściskał, łkałem, a zanim uścisnąłem ostatniego brata, Enrique, byłem już kompletnie rozmazany. Ludzie w porcie lotniczym zerkali na nas, lecz nie to było bolesne: serce wyrywało mi się z piersi.

Gdy już dotarłem do swojego miejsce w samolocie i odzyskałem zimną krew, zdałem sobie sprawę z tego, że jest to normalna część chrześcijaństwa. Nasza ewangelia płynie z serca. Nasza wiara opiera się na zdumiewającej prawdzie, która mówi, że miłujący Bóg przyszedł na ziemię, aby naprawić zniszczoną relację z Nim. Od tej pory Bóg posyła swoich ludzi przez oceany i pasma górskie, aby mówili ludziom o Jego miłości. Często więc muszą znosić ból rozstania.

W swej istocie w chrześcijaństwie chodzi o relacje. Oczywiście, Biblia zawiera teologię, lecz nie jest książką suchych doktryn, lecz jest to dramatyczna relacja mężczyzn i kobiet, którzy nauczyli się miłości do siebie nawzajem, gdy szli za Bogiem. W przeciwieństwie do wschodnich religii – w których jednostka poszukuje samotności, w stanie zen szuka prawdy – Chrześcijaństwo wzywa nas do naśladowania Boga w pełnej miłości społeczności.

Jezus ukształtował to przesłanie, inwestując czas w Swoich uczniów. Nie fruwał wokół na poduszce jak Joda, rozdzielając nadziemską mądrość. Wędrował pieszo po Izraelu ze Swoimi przyjaciółmi. Razem brudzili sobie stopy, łowił razem z nimi ryby, razem jedli – po prostu był z nimi.

W Ewangelii Marka 3:14 czytamy, że Jezus wyznaczył dwunastu: „żeby byli z Nim i żeby ich wysłać na zwiastowanie ewangrlii”. Zwróć uwagę na to, że Jego relacja z nimi nie dotyczyła tylko zadań służby. Chciał ich przyjaźni!

Czasami odwracamy to. Mamy zwyczaj cenić religijne spektakle, a często jesteśmy bankrutami, gdy chodzi o przyjaźnie. Siedzimy razem na nieskończonych ilościach spotkań, lecz nigdy nie otwieramy przed sobą naszych serc. Nawet duchowni przyznają mi się, że nie mają przyjaciół. Stworzyliśmy zautomatyzowane, zaprogramowane chrześcijaństwo, które liczy głowy, lecz któremu brakuje serca nowotestamentowej miłości.

Mam już dość tej sterylnej religii. Nauczyłem się tego, że w służbie nie chodzi o gromadzenie wielkich tłumów, zapełnianie siedzeń, sporządzanie kolejnych tabel czy wywoływanie ochrypłego aplauzu. Tu nie chodzi o wyścigi w kieracie budowania wzrostu kościoła. Religia, która skupia się na rzeczach zewnętrznych buduje  przedstawieniach.

Jak oceniasz swoją przyjaźń z Bogiem? Intymna? Profesjonalna? Odległa? Zimna? A co z twoimi przyjaźniami z innymi? Czy masz bliskich przyjaciół czy też przeżywasz swoją wiarę w samotnym odosobnieniu?

Mówię chrześcijanom na całym świecie, że każdy z nas potrzebuje trzech rodzajów przyjaźni:

1. “Pawłów”, którzy są duchowymi ojcami i matkami, którym ufamy.  Wszyscy potrzebujemy starszych, mądrzejszych chrześcijan, którzy mogą nas prowadzić, modlić się za nas i udzielać porady. Moi mentorzy zachęcają mnie, gdy mam ochotę zrezygnować i poganiają mnie do przodu, gdy tracę z widoku Boże obietnice. W tej podróży wiary nie musisz czuć się jak na drodze w ciemności. Bóg dał Ruth Noemi, a Jozuego Mojżeszowi. Proś Pana o mentora.

2. “Barnabów”, którzy są duchowymi rówieśnikami, serdecznymi przyjaciółmi. Choć wiedzą o tobie wszystko, kochają cię mimo wszystko. Zechcą cię również kopnąć w siedzenie jeśli trzeba! Przed nimi jesteś w pewnym stopniu odpowiedzialny w swoich dziedzinach pokuszenia i oni to będą stać całą noc w modlitwie, gdy znajdziesz się w kryzysie.

3. “Tymoteuszów”, którzy są młodszymi chrześcijanami, którym pomagasz wzrastać. Jezus nigdy nie powiedział nam, abyśmy gromadzili tłumy, lecz nakazał nam kształtować uczniów. Relacyjne uczniostwo wymaga mnóstwo czasu i energii, lecz inwestowanie swego życia w innych jest jednym z najbardziej satysfakcjonujących doświadczeń w życiu.  Kiedy już raz udzielisz części swego życia innemu bratu czy siostrze i obserwujesz jak dojrzewają w Chrystusie, nigdy ponownie nie spoczniesz na powierzchownej religii.

Jezus ujął to najlepiej, mówiąc Swoim uczniom: “Nie nazywam was już sługami,… lecz nazywam was przyjaciółmi, bo wszystko co usłyszałem od Ojca Mojego powiedziałem wam”. Chrześcijańskie życie jest wibrującą pełną miłości relacją z Bogiem, lecz nie kończy się tutaj. Modlę się o to, abyś otworzył swoje serce i zainwestował w ludzi wokół ciebie.

–         –    –   –   –   –

J. Lee Grady jest redaktorem pomocniczym magazynu Charisma.

You can follow him on Twitter at leegrady. His most recent book is 10 Lies Men Believe (Charisma House). Below is a photo of the young leaders who said goodbye to Lee on Sept. 7 at the airport in Tarapoto, Peru.

c

продвижение сайта

Niewygodna realność piekła

8/24/2011

J. Lee Grady

Książka Francisa Chan’a „Erasing Hell” jest proroczym przypomnieniem tego, że nie można iść na kompromis z ewangelią.

Pastor Francis Chan jest jednym z moich bohaterów, częściowo dlatego, że oddaje większość swoich dochodów z książek – podobno 2 miliony dolarów – na cele charytatywne. Innym powodem dla którego go cenię jest to, że w czasach gdy wielu chrześcijan kwestionuje ideę wiecznej kary, napisał nową książkę o piekle. Ten gość ma w sobie hucpę.

Ta książka to Erasing Hell (David C. Cook) i  jest odpowiedzią na  kontrowersyjna książkę pastora celebryty, Roba Bell’a z Michigen „Love Wins”. O ile Bell flirtuje z uniwersalizmem i sugeruje, że miłujący Bóg nigdy nie pośle nikogo do piekła, przesłanie Chan’a jest bezceremonialne i biblijne, bez cienia sprawiedliwości własnej.

Piekło nie jest popularną doktryną. Ludzie nie krzyczą, nie tańczą i nie machają chusteczkami, gdy o nim głosimy. Nie stają w kolejkach na konferencje na ten temat. Kazania o piekle nie poprawiają ludziom samopoczucia.

Erasing Hell jest odpowiedzią na modlitwę i apostolską reakcją na ewangelię pozbawioną kręgosłupa, której w ostatnich latach uchwyciło się wielu Amerykanów. Chan nie macha transparentem „NAWRÓĆ SIĘ LUB PŁOŃ” ani nie macha czytelnikom przed oczyma płonącymi węglami. Niemniej otwarcie stwierdza, że ludzie, którzy odrzucają miłosierny dar zbawienia przez Chrystusa otrzymają to, na co zasługują – straszliwe oddzielenie od Boga, które trwa na wieki.

Chan przeczytał książkę Bell’a bardzo uważnie i zechciał zadać pytanie czy piekło, słowami Chan’a, było „prymitywnym mitem, odpadkiem po konserwatywnej tradycji”. Po licznych modlitwach (pisze, że musimy „płakać, modlić się i pościć w tej sprawie”) został przekonany o tym, że nie możemy usunąć piekła z przesłania. Chan podaje cztery argumenty, które wytykają dziury w teologii Bell’a:

1. Piekło jest realne. W Love Wins, Bell pomniejsza wartość biblijnego punktu widzenia na piekło jako wieczna karę i sugeruje, że może to być metaforą horroru życia na ziemi, na przykład: ubóstwa, ludobójstwa, niesprawiedliwości. Lecz Chan zwraca się do słów Jezusa, który mówi na temat piekła więcej niż ktokolwiek w Biblii i wyjaśnia zamieszanie. Pisze tak: „Piekło nie jest uważane za jakiegoś rodzaju różnorodne „piekła na ziemi”, których doświadczamy każdego dnia. Jest straszliwym miejscem osądu, gdzie Bóg karze ludzi za ich grzechy”.

2. Piekło jest ostateczne. Uniwersaliści, którzy mieszają chrześcijaństwo z nauczaniem innych religii, uczą że wszyscy grzesznicy dostaną po śmierci dodatkową szansę, aby oczyścić się przed Bogiem. Lecz Chan pisze, że tego Biblia nie uczy. „Nie ma w Biblii nawet jednego wersu, który to opisuje, nie ma wskazówki, nadziei czy sugestii, aby ktokolwiek kto umarł nie idąc w życiu za Jezusem miał sposobność, aby to zrobić po śmierci” .

3. Piekło jest słuszne. Ludzie kwestionujący doktrynę piekła często pytają: “Jak kochający Bóg może posłać kogokolwiek, aby ginął na wieki w ogniu?” Chat mówi, że to pytanie  wynika z pychy i jest egoistyczne. Nie możemy zdefiniować Boga czy jego doskonałej miłości ze zwykłej ludzkiej perspektywy. Jesteśmy gliną a On jest garncarzem. Musimy uniżyć siebie i postrzegać życie z perspektywy Bożej prawości, sprawiedliwości i świętości. Chan pisze również o tym, że Paweł odnosi się w swoich listach do tego losu złych ludzi częściej niż wspomina o Bożym przebaczeniu, miłosierdziu i niebie razem wziętych. Jeśli piekło nie wydaje się być słuszne to nie widzimy go z Bożej perspektywy.

4. Piekło jest do uniknięcia. Wątła obietnica Bell’a mówi, że Bóg zbawi wszystkich bez względu na to jak żyli i w co wierzyli. Chan zaś utrzymuje, że ewangelia nie jest dobrą nowiną jeśli nie ma piekła, którego grzesznicy mogą uniknąć. Pisze: „O ile piekło może być paraliżującą doktryną to może być również energetyzującą, ponieważ pomnaża piękno krzyża”.

Piekło nie jest popularną doktryną. Ludzie nie krzyczą, nie tańczą i nie machają chusteczkami, gdy o nim głosimy. Nie stają w kolejkach na konferencje na ten temat. Kazania o piekle nie poprawiają ludziom samopoczucia, ale każdy przebudzeni owiec w historii kościoła utrzymywał przesłanie o piekle w samym centrum swego przesłania. Będziemy świadkami przebudzenia jeśli to przesłanie głosić.

Charles Spurgeon w XVIII w. radził mającym aspiracje na duchownych, aby stale medytowali nad otrzeźwiającą rzeczywistością piekła w celu utrzymania gorliwości wiary. Napisał: „Medytuj z głęboką powagą nad strasznym losem zgubionych grzeszników i gdy wstaniesz rano, jak Abraham, aby iść na miejsce komunii z Bogiem, rzucić okiem w stronę Sodomy i zobacz dym unoszący się jak z pieca. Strząśnij z siebie wszelkie obrazy przyszłej kary, które wyglądają mniej straszliwie”.

Czy widzisz ogień Sodomy? Czy masz stałą świadomość tego, że ludzie wokół ciebie idą do piekła? Czy też kupiłeś tą trendy filozofię odstępczych kaznodziejów, którzy kwestionują piekło, a nie mają mocy uwolnić ludzi z niego? Jestem wdzięczny za to, że Francis Chan miał łaskę, aby skierować nas z powrotem do biblijnej prawdy.

 – – – – – – – – –

J. Lee Grady jest drugim redaktorem magazynu Charisma.

You can follow him on Twitter at leegrady. His most recent book is 10 Lies Men Believe (Charisma House).

 

aracer.mobi

Czego musimy nauczyć się z tragedii Zachery Tims’a

17 sierpnia 2011

J. Lee Grady

Przez śmierć tego popularnego kaznodziei, Bóg ma nam coś do powiedzenia na otrzeźwienie.

Historia Zachery Tims’a ma wspaniały początek. Jako młodzieniec spotkał Jezusa, został zbawiony i uratowany z narkotyków i życia kryminalisty. Wraz z żoną, Rivą przeprowadzili się z Baltimore do Orlando w stanie Floryda, gdzie w 1996 roku zapoczątkował działanie kościoła skierowanego na ratowanie rodzin i wyciąganie nastolatków z kłopotów.  Chrześcijańskie Centrum Nowego Przeznaczenia (New Destiny Christian Center) szybko wzrastało głównie dzięki pełnej pasji kaznodziejskiej usłudze Timsa. Szybko pojawił się jako stały gość w chrześcijańskiej telewizji.

Wszystko rozwiało się w 2009 roku, gdy został przyłapany na wieloletnim romansie ze striptizerką, którą poznał we Francji. Przyznał się do „nieroztropności”, przez kilka tygodni udzielano mu duszpasterskiej porady, lecz nie miał dłuższej przerwy na rehabilitację. W 2011 roku przydrożne reklamy pokazywały zdjęcie Timsa zrobione przez niego samego z wypisanym sloganem: “A Family Church Meeting Family Needs” („Rodzinne Spotkania Kościoła, jakich rodzina potrzebuje”).

Nie wiemy jeszcze dlaczego Tims zmarł w swym pokoju na 37 piętrze Hotelu W na Manhattanie. Policja ciągle prowadzi dochodzenie, lecz wierzę, że tej tragedii można było zapobiec, gdyby Tims i ludzie z jego najbliższego kręgu postępowali zgodnie z zapomnianą biblijną zasadą dyscypliny”.

Ta historia nie skończyła się dobrze. 12 sierpnia znaleziono Timsa martwego w nowojorskim hotelu. Miał 42 lata. Czwórka dzieci straciła ojca a kościół kochanego przywódcę. O ile jednak rodzina i przyjaciele Timsa smucą się tą stratą (nie minimalizuję tego, ponieważ ich ból jest prawdziwy), mnie martwi również fakt, że ciało Chrystusa w szerszym wymiarze stało się uczestnikiem kolejnego żenującego religijnego skandalu do wyjaśnienia. Nie możemy tego przypudrować.

Jest tak wiele aspektów tej historii, że powinno nas to pobudzać do płaczu. Jak to możliwe, że kaznodzieja uwikłał się ze striptizerką? Dlaczego sam Tims nie posadził siebie na ławie na co najmniej rok po tym, gdy jego grzech został ujawniony? Dlaczego chrześcijańska telewizja utrzymywała jego programy w grafiku po tym, gdy romans stał się publicznie znany? Dlaczego jego kościół nadal przyciągał tłumy, choć ludzie wiedzieli, że zachowanie Timsa nie było zgodne z biblijnymi standardami moralności, jakich spełnienia wymaga się od przywódców kościoła?

Szczególnie niepokojące jest to, że ludzi najbliżsi, jak starsi kościoła, doradcy, mentorzy, nie wywierali na niego presji. Tak bardzo spieszyło im się do „odnowienia” go, do przywrócenia za kazalnicę, że zignorowali potrzebę osobistego uzdrowienia. Tak bardzo gorliwie starali się, aby uwolnić go od winy za wszystkie złego, że nie mogli doczekać się owocu prawdziwej pokuty, a przecież na to aby się mógł rozwinąć  w człowieku, który żył w negacji, zwiedzeniu i ukrytym grzechu, potrzeba czasu.

Teraz ten mężczyzna nie żyje. Nie wiemy jeszcze dlaczego umarł w swym pokoju na 37 piętrze Hotelu W na Manhattanie. Policja ciągle prowadzi dochodzenie, lecz wierzę, że tej tragedii można było zapobiec, gdyby Tims i ludzie z jego najbliższego kręgu postępowali zgodnie z zapomnianą biblijną zasadą dyscypliny.

Niektórzy krytycy stwierdzili, że rzucam kamienie osądu, ponieważ wierzę, że przywódcy po moralnym upadku powinni ustępować co najmniej na rok. W naszej permisywnej kulturze straciliśmy wolę stawiania czoła. Boże przykazania stały się tylko sugestiami, odpowiedzialność jest postrzegana jako legalizm, moralność została przedefiniowana a my wyrzuciliśmy świętość z naszego słownika. W wyniku naszego duchowego niedbalstwa zbory nie tylko tolerują lecz nawet celebrują nieskruszonych przywódców. Tak długo dopóki kaznodzieje cudzołożnicy łaskoczą uszy i pustymi słowami prosperity wygładzają obciążone winą sumienia, wielkie tłumy będą napełniać ofiarne tace. Ta fałszywa religijna zabawa jest szyderstwem ze wszystkiego co przyzwoite i pobożne.

Nie zdobędę popularności mówiąc te rzeczy, lecz wierzę, że Pan przez śmierć Zachery Timsa przekazuje otrzeźwiające przesłanie. Bóg nie da się z siebie naśmiewać. Podobnie jak było za dni Izajasza Pan mówi do Swego ludu: „Mam dość!” (Iz. 1:11).

Pan jest zmęczony naszymi religijnymi zabawami, On zamierza zamknąć to przedstawienie. Sąd zaczyna się od domu Bożego. Ogień Jego świętości zostanie uwolniony na amerykański kościół. Duchowni, którzy budowali na osobowości, pysze, rozgłosie, szarlatanerii, oszustwie i kompromisie zostaną wstrząśnięci. Przywódcy, którzy dumnie kroczą po scenie, udając mężów Bożych, ukrywając wielką niemoralność, znajdują się na kursie kolizyjnym z tym samym Bogiem, który śmiertelnie uderzył Ananiasza i Safirę o czym czytamy w Księdze Dziejów. My, którzy celebrujemy Bożą dobroć musimy również poznać Jego surowość. My, którzy uwielbiamy głosić o Jego miłosierdziu, musimy również wiedzieć, że „straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego” (Hbr. 10:31). My którzy śpiewamy o niebie musimy również ostrzegać ludzi przed piekłem.

Bóg powiedział przez proroka Izajasza do odstępczego ludu (1:24-25): „Biada! Ulżę sobie na moich nieprzyjaciołach i pomszczę się na moich wrogach! I zwrócę swoją rękę przeciwko tobie, i wytopię w tyglu twój żużel, i usunę wszystkie twoje przymieszki. I przywrócę ci twoich sędziów jak niegdyś, i twoich radców jak na początku. Potem nazywać cię będą grodem sprawiedliwości, miastem wiernym”.

W czasie, gdy mamy żałobę po Zachery Tims’ie, módlmy się o to, aby straszliwe sądy Pańskie poprowadziły Jego ludzi z powrotem do pokory i wierności.

——————–

J. Lee Grady jest pomocniczym redaktorem magazynu Charisma.

You can follow him on Twitter at leegrady. His most recent book is 10 Lies Men Believe (Charisma House).

topod

Co się stało z wiernością?

03 sierpnia 2011 J. Lee Grady

W tym tygodniu dwoje starszych misjonarzy zainspirowało mnie, aby cenić charakter, tak abym mógł dobrze biegu dokończyć.

Prawdopodobnie nigdy wcześniej nie słyszałem o Hobert oraz Marguerite Howard.

Nie napisali żadnego bestsellera, nie są bogaci, nie głoszą w telewizji ani nie prowadzą mega kościoła. Sława była ostatnią rzeczą jaką im przyszła do głowy, gdy oboje oddawali swoje życie, aby służyć Bogu na polach misyjnych.

W 1951 roku to zielonoświątkowe małżeństwo weszło na statek parowy i udało się w 50 dniową podróż do Indii, gdzie zbudowali sierocińce, szkoły, kościoły i szkolili chrześcijańskich przywódców. W tym tygodniu państwo Howards oficjalnie przeszli na emeryturę i miałem przywilej uczestniczenia w specjalnym spotkaniu, aby uczcić ich 60 lat służby.

Wierność jest dziś tak rzadkim artykułem, że znikła nawet z naszego leksykonu. Pozwólcie więc, że podam tutaj słownikową definicję: „godny zaufania, niezawodny, stały w lojalności czy uczuciach, lojalny; stały”. W tych dniach szybkiego rozwodu, pożyczkowych zaniedbań, osobowości, które uzależniają, złamanych przymierzy, ojców nie wypełniających swoich obowiązków i religijnych skandali, jesteśmy zdziwieni, gdy ktoś rzeczywiście jest wierny i dochowuje swoich obietnic.

Musiałem powstrzymywać łzy słuchając jak Hobert opowiadał o owocach ich pracy. Wiele dzieci, o które wraz z żoną troszczyli się w swoich trzech sierocińcach, dziś prowadzi kościoły. Jeden chłopiec, R.D. Murmu, miał zaledwie 24 dni, gdy Howardowie wzięli go i wychowali w imieniu Jezusa. Dziś, R.D., nadzoruje wiele kościołów w północnym regionie Indii, Dżakarcie. Inna sierota, Samuel Banerjee, z okręgu Bihar, miał 6 dni, gdy został przyniesiony do Howardów. Wychowali go w swoich sierocińcach i szkołach a dziś jest pastorem kościoła New Life Center w New Delhi.

Howardowie wychowali również trzech małych chłopców z rodziny Balla: Mojżesza, Vijaya i Sundara. Dziś wszyscy trzej usługują: Vijay jest misjonarzem w Bangladeszu, Sundar zajmuje się zakładaniem kościołów na północy Indii a Mojżesz jest nadzorcą wszystkich kościołów Pentecostal Holiness w swoim kraju.

Hobert mówi, że co najmniej 30 dzieci, które wraz z całym zespołem szkolili w założonych przez nich 12 szkołach jest obecnie na pełnoetatowej służbie, zdobywając ewangelią Azję. Gdy zapytałem go, jak czuje się, pozostawiając tak trwałe dziedzictwo, jego pomarszczona twarz pojaśniała: „To bardziej prowadzi do pokory niż zadowolenia” – powiedział ( dosł.: It’s more humbling than gratifying.).

Gdy ci duchowi bohaterzy dzielili się z zebranymi swoją historią, uderzyła mnie ich nadzwyczajna wierność. Poza tym, że są już małżeństwem ponad 60 lat (co niektórzy Amerykanie mogą uważać za dziwne), oddali swoje życie duchowej sprawie i nigdy nie zrezygnowali, pomimo ogromnych materialnych wyzwań, nacisku rodziny i intensywnej duchowej opozycji.

Modlili się, pościli, głosili, oczekiwali, modlili się jeszcze więcej, znowu głosili i oczekiwali latami, aby dotrwać do przełomów w przeważająco hinduskim kraju. Stale i wciąż walczyli ze zniechęceniem, nigdy nie rezygnowali, rozumieli to, że wierność, jak to powiedział pewien kaznodzieja jest: „łomem Boga”. Jego obietnice ostatecznie rozpieczętują się dla tych, którzy nie rezygnują.

Wierność jest dziś tak rzadkim artykułem, że znikła nawet z naszego leksykonu. Pozwólcie więc, że podam tutaj słownikową definicję człowieka wiernego: „godny zaufania, niezawodny, stały, lojalny, stały w uczuciach,; stały”. W tych dniach szybkiego rozwodu, pożyczkowych zaniedbań, osobowości, które uzależniają, złamanych przymierzy, ojców nie wypełniających swoich obowiązków i religijnych skandali, jesteśmy zdziwieni, gdy ktoś rzeczywiście jest wierny i dochowuje swoich obietnic.

Biblijna wierność jest owocem Ducha Świętego (Gal. 5:22-23), a jednak nawet w kościele widzimy upadek małżeństwa, niestałe rodziny i pastorów o zawodnym charakterze. W naszym wywróconym do góry nogami charyzmatycznym świecie pomniejszamy potrzebę wiernych przywódców a zamiast tego wynosimy artystów estradowych kazalnicy, którzy dostarczają tanich duchowych dreszczy.

Wydaje nam się, że możemy sobie wynagrodzić nasz brak solidnego charakteru dużą dawką hoopla-hoopla Ducha Świętego. Kiedy jednak brakuje wierności, każdy może zobaczyć, że nasze głośne pokazy to imitacja. Zamiast być doktrynalnie godni zaufania, promujemy durne ulotne doktryny, tracąc w ten sposób wiarygodność. Zamiast być stali w trudnych czasach, brakuje nam kręgosłupa i jesteśmy chwiejni. Zamiast być lojalni, delektujemy się naszą niezależnością i popisujemy buntem.

Na początku XX wieku kaznodzieja, Arthur W. Pink, tak napisał o wierności: „Nie ma znaczenia jak bardzo może być obdarowany jakiś człowiek. Jeśli nie jest wierny prawdzie, ubliża Chrystusowi i jest kamieniem potknięcia dla Jego ludzi”. Dodał jeszcze: „Wierność Józefa kosztowała go trochę! Kosztowała też Daniela, Pawła i w tym wieku degeneracji i cudzołóstwa każdy sługa Chrystusa będzie ponosił koszty”.

Wierność Hoberta i Marguerite Howad, ich świadectwo wierności Bogu, który nagradza posłuszeństwo, zainspirowała mnie, aby trzymać rękę na pługu i iść dalej. Mam nadzieję, że wy zrobicie to samo.

 – – – – – –

J. Lee Grady jest redaktorem pomocniczym magazynu Charisma. Ostatnia jego książka to book is 10 Lies Men Believe (Charisma House).

You can follow him on Twitter at leegrady. His most recent

продвижение

Nie zadowalaj się fałszywym namszczeniem


27 lipca 2011 J. Lee Grady

Dziś wielu chrześcijan nie potrafi odróżnić potu ciała od rosy niebios.

Jedną z moich ulubionych postaci biblijnych jest Gedeon, ponieważ dobrze rozumiem jego zmagania z poczuciem niższości. Bóg wyrwał tego słabeusza z dziury w ziemi i powołał do tego, aby wyzwolił Izraela. Klasyczne zdziwienie Gedeona: „Kto? Ja?” przypomina mi moją rozmowę z Panem. Nikt z nas nie czuje się wykwalifikowany do wykonania dzieła Bożego, lecz na podstawie przykładu Gedeona wiemy, że oporny mięczak może być przemieniony w dzielnego wojownika.

Słyszałem ludzi krytykujących Gedeona z powodu runa, które wykładał na ziemi i prosił Pana – nie jeden lecz dwa razy – aby potwierdził Swoje obietnice (Sdz. 6:36-40), lecz Biblia nic nie mówi o tym, żeby Bóg był zły za to, że Gedeon chciał mieć pewność; przecież Bóg odpowiedział mu obydwa razy rosą z niebios. Rosa była znakiem przychylności i błogosławieństwa dla Gedeona.

“ Uwielbiam, gdy Duch Święty czyni cuda, lecz gdy usługujący w celu pozyskania reakcji publiczności (czy wielkiej kolety) podrabiają to co nadnaturalne, pędzę ku drzwiom”.

Wiecie jak ta historia się kończy. Robiąca niezłe wrażenie 22 tysięczna armia Gedeona zostaje zdziesiątkowana do bandy hołoty w liczbie 300 mężczyzn, którzy zabierają na bitwę tylko trąbki, gliniane dzbany i pochodnie. Przez to nadnaturalne zwycięstwo nad Midianitami Bóg wyraźnie dał znać, że Jego namaszczenie nie ma nic wspólnego z ludzkimi zdolnościami.

Jak wielu z nas nauczyło się tej lekcji od Gedeona? Czy ufasz Duchowi Świętemu, że będzie pracować w tobie czy polegasz na ciele? Czy masz drogocenną rosę Jego cudownego namaszczenia na swoim życiu, czy, aby wykonać tą pracę, też produkujesz tanią podróbkę ludzkiej wilgoci.

Dziś wielu chrześcijan nie jest w stanie odróżnić potu ciała od rosy z nieba, lecz mamy tu do czynienia z wielką różnicą. Gdy modlę się o więcej namaszczenia na moim życiu, zdaję sobie sprawę z tego, że często mylimy fałszywe namaszczenie z tym co prawdziwe. Oto czego się nauczyłem do tej pory:

Namaszczenie nie przejawia się w liczbach. Tak wielką wagę przykładamy dziś do wielkości Kocioła, a przecież na Bogu nie robią wrażenia tłumy. Nie mam nic przeciwko mega kościołom, dopóki głoszą ewangelię i wiele z nich robi to lepiej niż małe, niemniej, zmierzamy ku katastrofie, jeśli wydaje nam się, że ilość miejsc odzwierciedla Bożą aprobatę.

Namaszczenie nie przejawia się w elokwencji. Niektórzy w niesamowity sposób używają słów ( w tym niechrześcijańscy motywacyjni mówcy), lecz zdolność do przekonywania nie jest tym samym co duchowe namaszczenie. Rosa z nieba jest święta, przynosi przekonanie o grzechu, a nie samoświadomość i doładowanie ego. Prawdziwe głoszenie nie wynosi kaznodziei, lecz krzyżuje go i skupia całą uwagę na Synu Bożym.

Namaszczenie nie przejawia się w wyglądzie. Na dzisiejszej eleganckiej ewangelicznej scenie pastorzy jak gwiazdy rocka mają być seksy, a każdy w zespole uwielbienia musi mieć najnowsze ciuchy. Nie ma nic złego w takim ubieraniu się, aby pozyskać publiczność, lecz mam nadzieję, że nie wydaje nam się, że na Duchu Świętym robi wrażenie, co masz od bioder w górę (dosł. „hipness”). Słowo od Pana dla zgromadzenia  może mieć zaniedbana babcia chodząca w bucie ortopedycznym, tylko czy wpuścimy ja na scenę?

Namaszczenie nie przejawia się w technologii. Uwielbiam w czasie głoszenia korzystać z cyfrowych urządzeń do wyświetlania grafiki, lecz byłem na jednych z najbardziej namaszczonych spotkań w jakich brałem udział w krajach Trzeciego Świata gdzie nie mieliśmy dostępu do elektryczności, a co dopiero do komputera czy projektora. Kiedy na kaznodzieję zstępuje prawdziwe namaszczenie może mówić przez dwie godziny i nie musi niczym zabawiać.

Namaszczenie nie przejawia się w emocjonalizmie. Współcześnie w wielu kościołach brak namaszczenia wywołuje pustkę, którą wypełnia się pokrzykiwaniem, mdleniem i innymi formami religijnego teatru. Nie ważne co jest głoszone, jest to uznane za „namaszczenie” dopóki kaznodzieja podkreśla to wystarczająco głośno a ludzie reagują okrzykami. (Pewna kaznodziejka, którą znam, doprowadzała wszystkich do wycia, cytując fragmenty z pieśni Beyonce). Zapamiętaj: Upadły Izrael wykrzykiwał tak głośno, że trzęsła się ziemia, lecz pod koniec dnia Filistyni ich splądrowali (p.1Sam. 4:5-11).

Namaszczenie nie przejawia się w ukartowanych manifestacjach. Uwielbiam, gdy Duch Święty czyni cuda, lecz gdy usługujący w celu pozyskania reakcji publiczności (czy wielkiej kolety) podrabiają to co nadnaturalne, pędzę ku drzwiom. Gdybyśmy mieli bojaźń Bożą, nigdy nie udawalibyśmy przy pomocy, że mamy namaszczenie urywanym, niewyraźnym głosem, naciąganiem faktów w świadectwie czy posypywaniem się samemu błyszczącym brokatem.

Charles Spurgeon mówiąc o namaszczeniu Ducha Świętego, powiedział: „Namaszczenie jest tym, czego nie możesz wytworzyć, a jego podróbki są całkowicie bezwartościowe”. Odwracajmy się od każdego fałszywego namaszczenia i prośmy Boga, który odpowiedział Gedeonowi, aby zanurzył nas w Jego niebiańskiej mocy.

– – – –

J. Lee Grady jest drugim redaktorem magazynu Charisma. Ostatnio wydał książkę pt.: „10 Lies Men Believe” (Charisma House).

You can follow him on Twitter at leegrady.

продвижение сайта