Czego musimy nauczyć się z tragedii Zachery Tims’a

17 sierpnia 2011

J. Lee Grady

Przez śmierć tego popularnego kaznodziei, Bóg ma nam coś do powiedzenia na otrzeźwienie.

Historia Zachery Tims’a ma wspaniały początek. Jako młodzieniec spotkał Jezusa, został zbawiony i uratowany z narkotyków i życia kryminalisty. Wraz z żoną, Rivą przeprowadzili się z Baltimore do Orlando w stanie Floryda, gdzie w 1996 roku zapoczątkował działanie kościoła skierowanego na ratowanie rodzin i wyciąganie nastolatków z kłopotów.  Chrześcijańskie Centrum Nowego Przeznaczenia (New Destiny Christian Center) szybko wzrastało głównie dzięki pełnej pasji kaznodziejskiej usłudze Timsa. Szybko pojawił się jako stały gość w chrześcijańskiej telewizji.

Wszystko rozwiało się w 2009 roku, gdy został przyłapany na wieloletnim romansie ze striptizerką, którą poznał we Francji. Przyznał się do „nieroztropności”, przez kilka tygodni udzielano mu duszpasterskiej porady, lecz nie miał dłuższej przerwy na rehabilitację. W 2011 roku przydrożne reklamy pokazywały zdjęcie Timsa zrobione przez niego samego z wypisanym sloganem: “A Family Church Meeting Family Needs” („Rodzinne Spotkania Kościoła, jakich rodzina potrzebuje”).

Nie wiemy jeszcze dlaczego Tims zmarł w swym pokoju na 37 piętrze Hotelu W na Manhattanie. Policja ciągle prowadzi dochodzenie, lecz wierzę, że tej tragedii można było zapobiec, gdyby Tims i ludzie z jego najbliższego kręgu postępowali zgodnie z zapomnianą biblijną zasadą dyscypliny”.

Ta historia nie skończyła się dobrze. 12 sierpnia znaleziono Timsa martwego w nowojorskim hotelu. Miał 42 lata. Czwórka dzieci straciła ojca a kościół kochanego przywódcę. O ile jednak rodzina i przyjaciele Timsa smucą się tą stratą (nie minimalizuję tego, ponieważ ich ból jest prawdziwy), mnie martwi również fakt, że ciało Chrystusa w szerszym wymiarze stało się uczestnikiem kolejnego żenującego religijnego skandalu do wyjaśnienia. Nie możemy tego przypudrować.

Jest tak wiele aspektów tej historii, że powinno nas to pobudzać do płaczu. Jak to możliwe, że kaznodzieja uwikłał się ze striptizerką? Dlaczego sam Tims nie posadził siebie na ławie na co najmniej rok po tym, gdy jego grzech został ujawniony? Dlaczego chrześcijańska telewizja utrzymywała jego programy w grafiku po tym, gdy romans stał się publicznie znany? Dlaczego jego kościół nadal przyciągał tłumy, choć ludzie wiedzieli, że zachowanie Timsa nie było zgodne z biblijnymi standardami moralności, jakich spełnienia wymaga się od przywódców kościoła?

Szczególnie niepokojące jest to, że ludzi najbliżsi, jak starsi kościoła, doradcy, mentorzy, nie wywierali na niego presji. Tak bardzo spieszyło im się do „odnowienia” go, do przywrócenia za kazalnicę, że zignorowali potrzebę osobistego uzdrowienia. Tak bardzo gorliwie starali się, aby uwolnić go od winy za wszystkie złego, że nie mogli doczekać się owocu prawdziwej pokuty, a przecież na to aby się mógł rozwinąć  w człowieku, który żył w negacji, zwiedzeniu i ukrytym grzechu, potrzeba czasu.

Teraz ten mężczyzna nie żyje. Nie wiemy jeszcze dlaczego umarł w swym pokoju na 37 piętrze Hotelu W na Manhattanie. Policja ciągle prowadzi dochodzenie, lecz wierzę, że tej tragedii można było zapobiec, gdyby Tims i ludzie z jego najbliższego kręgu postępowali zgodnie z zapomnianą biblijną zasadą dyscypliny.

Niektórzy krytycy stwierdzili, że rzucam kamienie osądu, ponieważ wierzę, że przywódcy po moralnym upadku powinni ustępować co najmniej na rok. W naszej permisywnej kulturze straciliśmy wolę stawiania czoła. Boże przykazania stały się tylko sugestiami, odpowiedzialność jest postrzegana jako legalizm, moralność została przedefiniowana a my wyrzuciliśmy świętość z naszego słownika. W wyniku naszego duchowego niedbalstwa zbory nie tylko tolerują lecz nawet celebrują nieskruszonych przywódców. Tak długo dopóki kaznodzieje cudzołożnicy łaskoczą uszy i pustymi słowami prosperity wygładzają obciążone winą sumienia, wielkie tłumy będą napełniać ofiarne tace. Ta fałszywa religijna zabawa jest szyderstwem ze wszystkiego co przyzwoite i pobożne.

Nie zdobędę popularności mówiąc te rzeczy, lecz wierzę, że Pan przez śmierć Zachery Timsa przekazuje otrzeźwiające przesłanie. Bóg nie da się z siebie naśmiewać. Podobnie jak było za dni Izajasza Pan mówi do Swego ludu: „Mam dość!” (Iz. 1:11).

Pan jest zmęczony naszymi religijnymi zabawami, On zamierza zamknąć to przedstawienie. Sąd zaczyna się od domu Bożego. Ogień Jego świętości zostanie uwolniony na amerykański kościół. Duchowni, którzy budowali na osobowości, pysze, rozgłosie, szarlatanerii, oszustwie i kompromisie zostaną wstrząśnięci. Przywódcy, którzy dumnie kroczą po scenie, udając mężów Bożych, ukrywając wielką niemoralność, znajdują się na kursie kolizyjnym z tym samym Bogiem, który śmiertelnie uderzył Ananiasza i Safirę o czym czytamy w Księdze Dziejów. My, którzy celebrujemy Bożą dobroć musimy również poznać Jego surowość. My, którzy uwielbiamy głosić o Jego miłosierdziu, musimy również wiedzieć, że „straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego” (Hbr. 10:31). My którzy śpiewamy o niebie musimy również ostrzegać ludzi przed piekłem.

Bóg powiedział przez proroka Izajasza do odstępczego ludu (1:24-25): „Biada! Ulżę sobie na moich nieprzyjaciołach i pomszczę się na moich wrogach! I zwrócę swoją rękę przeciwko tobie, i wytopię w tyglu twój żużel, i usunę wszystkie twoje przymieszki. I przywrócę ci twoich sędziów jak niegdyś, i twoich radców jak na początku. Potem nazywać cię będą grodem sprawiedliwości, miastem wiernym”.

W czasie, gdy mamy żałobę po Zachery Tims’ie, módlmy się o to, aby straszliwe sądy Pańskie poprowadziły Jego ludzi z powrotem do pokory i wierności.

——————–

J. Lee Grady jest pomocniczym redaktorem magazynu Charisma.

You can follow him on Twitter at leegrady. His most recent book is 10 Lies Men Believe (Charisma House).

topod

Click to rate this post!
[Total: 9 Average: 5]

2 comments

  1. Zupełnie nie rozumiem powyższego komentarza.
    Amerykański kościół gnije a Zachary Tims jest (z własnej nie przymuszonej woli) kolejną ofiarą tej zgnilizny. Jest to kolejny przykład tego że nawet jeżeli upadłem i zgrzeszyłem to „show must go on” w imię czego, w imię wielkiej WŁASNEJ służby.
    Bo opłacono czas antenowy, bo machina się kręci, bo nie można stracić wielomilionowych dotacji, bo nie możemy spuścić z tonu. Niedawno była akcja z Paulą White, z Benny Hinnem, wcześniej z Bentleyem, kto następny w imię wielkiej samonapędzającej się machiny chrześcijaństwa?

    Gdy widzimy zgniliznę w kościele to musimy o tym mówić a nie chować się za post-modernistyczną poprawnością polityczną zwaną tolerancją.

  2. Smutno się robi, kiedy nie wiemy co jest przyczyną jakiegoś wydarzenia, ale z góry wiemy jak inni powinni postepować. Jak się czyta takie artykuły to ich autorzy zawsze wszystko wiedzą najlepiej. I wiedzą, że inni robią źle. Pewien pastor kiedys powiedział: „cudze błędy przed oczami, a nasze za plecami”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.