Monthly Archives: grudzień 2005

Kłamstwo – 4


„DZIESIĘCINY” nie są dla chrześcijan

Słowo“dziesięcina” dosłownie znaczy “dziesiątka”. Dziś jest używana jako Zakon w wielu kościołach do zmuszania chrześcijan, aby dawali jedną dziesiątą ze swoich dochodów kościołowi. Wielu mówi się, że „okradają Boga” jeśli nie dają co najmniej tak dużo instytucji, w której biorą udział w niedziele.

Jakże ironiczne jest to, że większość współczesnych kaznodziei nie głosi niemal nic innego jak tylko: „łaska”, „łaska”, „łaska” z tym wyjątkiem który dotyczy Dawania – wtedy nagle czują się wolni do tego, aby ludzi naładować potępieniem i poczuciem winy.

Z jakichś powodów wydaje się to być przedmiotem, gdzie oni “kładą zakon”. Zastanawiam się dlaczego? Faktem jest, że wiele w kościelnej maszynerii zależy od tego prawa, aby zmusić ludzi do dawania i utrzymania całej ‘machiny’ w ruchu.

Lecz czy faktycznie praktyka dziesięciny występuje w Nowym Testamencie? Czy jest rzeczywiście dla Chrześcijan czy też jest częścią Starego Przymierza? Czy jest faktycznie prawo stwierdzające, że wszyscy chrześcijanie muszą dawać dziesięć procent? Czy też mamy być „ochotnymi dawcami” – po  prostu dającymi to, co Bóg umieścił w naszych sercach?

Możesz być zdziwiony, gdy dowiesz się, że słowo “dziesięcina” nie jest w NT nawet wymienione. W rzeczywistości, nie ma w ogóle żadnego wersetu mówiącego, że CHRZEŚCIJANIE mają dawać dziesięcinę. Jest tylko jeden werset w NT mówiący FARYZEUSZOM, aby dawali, lecz we wszystkich listach apostolskich do kościoła, nigdy nie twierdzili, że jest to dla chrześcijan. W całej Księdze Dziejów Apostolskich (historia 30 lat pierwszego kościoła) nie jest nawet JEDEN RAZ wspomniana dziesięcina. Jest mnóstwo przykładów ludzi dających pieniądze „z serca”, lecz NIE MA WSPOMNIENIA o dziesięcinie. Czy nie jest to interesujące?

A jednak ludzie często cytują słowa Jezusa do faryzeuszy, jakby dotyczyły one chrześcijan, aby zachowali dziesięcinę. Lecz tak nie jest. Oto co powiedział Jezus: „Biada wam uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że dajecie dziesięcinę z mięty i z kopru, i z kminku, a zaniedbaliście tego, co najważniejsze w zakonie: sprawiedliwości, miłosierdzia i wierności; te rzeczy należało czynić, a tamtych nie zaniedbywać (Mat 23:23, NIV).

Zwróć uwagę na to, że Jezus odnosi się tutaj do „spraw zakonu”. Tam właśnie one były. To są sprawy dotyczące starotestamentowego Zakonu – a nie częścią Nowego Testamentu dla chrześcijan. Jezus sam odnosi się do nich w ten sposób i zauważ do kogo mówił w powyższym fragmencie. Mówił do Żydów zachowujących Zakon, którzy ciągle żyli pod Starym Przymierzem (Nowe Przymierze nie miało zacząć się dopóki Jezus nie umarł i nie zmartwychwstał). Zatem to, co Jezus mówił było właściwe DLA NICH. Lecz nie dla nas, ani nie na teraz.

A jednak obrońcy dziesięciny zwracają uwagę na zwrot: „to powinniście czynić nie zaniedbując tamtego”. Przyczyna jest taka, że jest to jedyny werset, który mają w całym NT, który niewyraźnie naciska na dziesięcinę! A jednak jest zwrócony do Faryzeuszy!

Bądźmy wyraźni, to jest ich NAJLEPSZY nowotestamentowy werset na ten temat. Nie mają niemal nic innego i jest to skierowane do FARYZEUSZY, i jeszcze do tego jest wyraźnie stwierdzone, że dziesięcina jest „sprawą zakonu”. Jak śmieją ci ludzie stosować ten wers do dzisiejszych chrześcijan? Nie jesteśmy pod Zakonem, Biblia nam to mówi. Jakąż gorycz mają ci  ludzie – aby dawać ludziom poczucie winy wobec Zakonu ST, tylko po to, aby mogli  dostać więcej pieniędzy. Jakże haniebne.

„Nie jesteśmy pod zakonem, lecz pod łaską” (Rzym  6:14)

„Lecz jeśli Duch was prowadzi, nie jesteście już więcej pod zakonem” (Gal 5:18).

W rzeczywistości jedyny inny werset, który faktycznie dotyczy dziesięciny w NT podkreśla to samo. Na początku 7 rozdziału Listu do Hebrajczyków jest fragment odnoszący się do dziesięciny w Starym  Testamencie. Wyraźnie stwierdza, że jest ona częścią Starego Zakonu (w.5), a mówi tak: „A przeto poprzednie przykazanie zostaje usunięte z powodu jego słabości i nieużyteczności, Gdyż zakon nie przywiódł niczego do doskonałości, z  drugiej zaś strony wzbudzona zostaj lepsza nadzieja, przez którą zbliżamy się do Boga” (Hebr 7:18-19).

Robi się tutaj stwierdzenie, że Stare Przymierze było przymierzem „nakazów” (jak MUSISZ dawać dziesięcinę), lecz Nowe Przymierze jest przymierzem SERCA i my mamy dawać z serca opływającego miłością Bożą. NIE dlatego, że jesteśmy do tego „przymuszeni’. Stare przeminęło. Żyjemy dziś pod Nowym Przymierzem.

A teraz następny ważny argument za dziesięciną, który jest używany to: “dziesięcina była przed zakonem” i używają przykładu Abrahama i Melhizedeka (Rdz. 14:18-20). Mówią zatem ciągle stosuje się go do nas i dziś.

Mam więc pewne proste pytanie dla nich: czyż nie jest prawdą, że OBRZEZANIE było przed zakonem również? (Rdz. 17). A jednak wszyscy wiedzą, że obrzezanie jest traktowane jako część Starego Zakonu, który został zakończony . Podobnie jest z dziesięciną, nie ma żadnej różnicy.

Jak widzimy w każdym miejscu NT Pismo mówi o dziesięcinie wyraźnie jako o części STAREGO ZAKONU. Nie jest żadną częścią Nowego Przymierza. Jakim wstydem jest to, że dziś jest to używane do manipulowania chrześcijanami, aby dawali dziesięć procent na rzecz kościelnych instytucji. Jak smutne i całkowicie nie biblijne.

Jak stwierdza były pastor Bruce Lengeman w swym artykule “Gwałt dziesięciny”: “Tytuł może brzmieć twardo, lecz wierzę, że jest odpowiedni do zniszczeń robionych przez błędne nauczanie doktryny o dziesięcinie.. Prosto i wyraźnie, doktryna o dziesięcinie tak jak jest powszechnie nauczana we współczesnych ewangelikalnych czy biblijnie wierzących kościołach jest wykrzywioną egzegezą!”

JAK ZATEM POWINNIŚMY DAWAĆ?

Dziś, jeśli chodzi o „dawanie”, często głoszone jest z Mal. 3 ze ST, który mówi Żydom, aby „przynieśli pełną dziesięcinę do spichlerza” i mówi, że oni „okradają Boga i że są „przeklęci” jeśli tego nie robią (Mal 3:8-10). Współcześni kaznodzieje uwielbiają porównywać spichlerz do ich własnych kościołów (!!), tak aby mogli stosować te wersy do siebie, lecz rzeczywistość jest zupełnie inna. Jak stwierdza Bruce Lengeman: “spichlerz z Malachiasza nie był w niczym podobne w strukturze swej do dzisiejszego kościoła; nie było to miejsce zgromadzeń, ani oddawania czci. Był to po prostu magazyn na składane z dziesięcin dobra, które były rozdzielane Lewitom, którzy nie posiadali dziedzictwa, jak również wdowom, obcym i sierotom”.

Jakże inny widok od dzisiejszych pułapek-poczucia winy, o których słyszymy dziś!

Gdy przejdziemy do Księgi Dziejów Apostolskich, odkryjemy, że faktycznie WIĘKSZOŚĆ PIENIĘDZY jaka przychodziła była rozdzielana na jedzenie i ubranie dla biednych i wdów. Była to powszechna praktyka wśród chrześcijan, że sprzedawali swoje majątki i składali pieniądze u stóp apostołów, aby rozdzielali biednym (p. Dz. 4:32-37). Jaką miłość ci ludzie prezentowali! I było to prawdziwe dawanie „z SERCA’, a nie z „ZAKONU”, który mówił im ile dawać.

Jest mnóstwo miejsce w NT popierających dawanie tym, którzy usługują ewangelią (p. 1 Kor 9:13-14, 1 Tym 5:17, etc.), lecz o wiele większy nacisk na dawanie wdowom i sierotom.

Wierzę, że Bóg prowadzi nas dziś do tego, abyśmy byli prowadzeni w dziedzinie dawania przez Ducha Świętego. Znajdź sposób na dawanie pieniędzy biednym i wdowom, który będzie skuteczny. Na przykład, niektóre charytatywne organizacje chrześcijańskie, jak „Open Doors” (Otwarte Drzwi)wspierają prześladowane chrześcijanki wdowy w islamskich krajach itp.). Znajdź również skuteczne służby chrześcijańskie, aby dawać im pieniądze.

Koncepcja „lokalnego kościoła-spichlerza’ jest na wiele sposobów zwodniczym błędem. Faktem jest, że nie było czegoś takiego jak „budynki kościelne” w NT, jak zatem mógł być „spichlerz”? Musimy dawać tam, gdzie Bóg nas prowadzi – z prawdziwie szczodrym sercem.

Jak napisał ostatnio jeden z moich czytelników:

E-mail, który wysłałeś około 2 miesięcy temu przekonał mnie, że dawanie powinno być oparte na nowotestamentowym modelu – dawaniu radośnie i jak zamierzymy – zamiast wykonywania zakonu. Chrystus uwolnił nas od przekleństwa zakonu. Odkryłem, że od chwili, gdy zacząłem dawać wtedy, gdy Ojciec pokaże mi, aby dać, zbieram błogosławieństwa. Zawsze dawałem 10% do mojego lokalnego kościoła i nigdy nie widziałem większych wyników. Zostałem przekonany, że mój lider uwielbienia potrzebuje pieniędzy, więc z tego mocnego przekonania dawałem. Nagle okazało się, że w pracy sprzedaż ruszyła z kopyta, a do tej pory szło bardzo biednie i byłem bliski zamknięcia interesu. Wiem, że jedyną różnicą jest posłuszeństwo Duchowi Świętemu i robienie tego co  On powie mi, że mam z moimi pieniędzmi zrobić jak to jest w przykładach NT”.

AMEN!!

Niech Bóg błogosławi twoje dawanie, mój przyjacielu.  Najlepsze życzenia w Chrystusie

Andrew Strom.

 продвижение

Chrześcijanie poza kościołem – Rozdział 5

Opuszczam ruch „Chrześcijanie poza kościołem

 

KONTROLA I DUCHOWE
WYKORZYSTYWANIE

 

 Wielu przypuszcza, że główną przyczyną tego, że ludzie opuszczają kościoły musi być to, że „docierali się” z liderami. Musieli zostać „zranieni” w jakiś sposób i dlatego odeszli. Jest to jedna z licznych przyczyn, których ludzie kościoła nie potrafią zrozumieć – zatem zakładają (często błędnie), że WSZYSCY, którzy odchodzą są zgorzkniali lub „zranieni”.

Lecz często nie jest to W OGÓLE PRZYCZNĄ. Jak widzieliśmy, jest wiele znacznie głębszych przyczyn, niż „problemy z przywództwem”. Niemniej jest tak jest jeśli chodzi o pewnych liderów, szczególnie tych, którzy mieli do czynieni z nieco bardziej „kontrolującym” środowiskiem. Niestety wydaje się, że wśród zielonoświątkowców w ostatnich latach kontrola i nadużycie stają się coraz bardziej i bardziej powszechne. Często nadużywanie terminów takich jak „poddanie”, „autorytet”, „przykrycie” prowadzi do tych problemów.

 

Wielu chrześcijan pozostających poza zorganizowanym kościołem naświetlało fakt, że przywództwo Biblijne często wydaje się być zupełni inne od większości tego, co widzimy dziś. Zwrócili również uwagę na to, że pewnego rodzaju nauczania jeszcze bardziej pogłębiają problemy w dzisiejszym kościele.

Poniżej kilka e-maili dotyczących tej sprawy:

 

Alistair (Nowa Zelandia)

Mam kilku szczerych, zdrowo myślących i skutecznych przyjaciół, którzy nie chcą być częścią systemu, który zwany jest kościołem i w większości przypadków przyczyną jest przywództwo. Gdy „autorytaryzm”, który nie pochodzi od Boga, staje się oczywisty, mający rozeznanie wiedzą to i usuwają się. Nie opuszczają Boga, lecz system. Ludzkie narzucanie (władzy – przyp. tłum) nigdy nie miało biblijnego autorytetu…

 

Jeff (Nowa Zelandia):  

Wierzę, że wielu pastorów wymaga od swoich zgromadzeń, aby uczynili „ich” pierwszymi tj., postawili „ich” na piedestale, a jeśli tego nie zrobisz to jesteś ”buntownikiem” lub „nie umiesz wejść pod autorytet” czy też „masz „ducha czarownictwa” albo jeszcze coś innego. Rzuciłem wyzwanie liderom, że powinni być pasterzami owiec, które Bóg im posłał, a nie panami nad nimi i nie podchodzić do nich jak niewolników. Wielu pastorów jest zdania, że owce mają służyć im, a nie tak jak przedstawił to Jezus w Piśmie: „paś owieczki moje”.

 

W Ks. Objawienia 2:6 Jezus mówi o Nikolaitach, że ich nienawidzi. Rozumiem, że jest to jedyny raz, gdy Jezus powiedział, że nienawidzi czegoś i jest to wymienione dwa razy w Ks. Objawienia 2, ponownie w wersie 15. Jest to mowa o kontroli, jaką mieli przywódcy nad ludźmi i nadużyciach jakich dokonywali. Jest to bardzo interesujące i naświetlające ostrzeżenie na dziś. Ujawnia ono tego samego ducha Nikolaitów dziś i teraz.

 

Rozmawiałem z wielu chrześcijanami w ciągu ostatnich 6 miesięcy, którzy opuścili kościoły i pytałem ich o przyczyny. Niektóre odpowiedzi były takie: 1) Było tam wiele duchowego wykorzystywania/ kontroli nad nami. Jeśli nie poddalibyśmy się kształtowaniu według życzeń pastora i liderów (nawet jeśli było to sprzeczne z Pismem) to byliśmy ignorowani i bojkotowani. Nie śmieliśmy kwestionować niczego. 2) Jeśli nie dawaliśmy dziesięciny zgodnie z ich postrzeganiem naszych dochodów to znów byliśmy ignorowani i bojkotowani. 3) Wszystko rozbijało się o pastorów. Usiłowali być „supergwiazdami” i jeśli biegałeś wokół podobając się im i zgadzając się nimi to byłeś promowany i używany do służby. Wydawało się, że używali tylko tych, którzy czołgali się przed nimi. Traktowaliśmy ich uprzejmie, lecz nie szliśmy tak daleko, aby się do nich przyssać czy pozwalać na kontrolowanie. Znaczy to, że po prostu siedzieliśmy w ławkach i byliśmy dla nich serdeczni nigdy nie będąc używani do służby. Po pewnym czasie odeszliśmy. Chcieliśmy być używani przez Boga – a nie tylko siedzieć w ławkach. „Pastorzy używali tylko ulubieńców” (słowa bliskiego przyjaciela, który wyszedł z kościoła po 10 latach wiernej służby). 4) Kościoły mówią o tym, aby wstać i być aktywnym w swoich lokalnych społecznościach miejskich (być Jezusem dla świata), lecz to skończyło się przynależnością do klubu „błogosław mnie”. Mnóstwo gadania o tym, aby zanieść ewangelię do ludzi, lecz praktycznie żadnego działania. 6) Każdy tydzień to jak przedstawienie. Pastor robi tam przedstawienie, aby nas utrzymać w regularnych chodzeniu co tydzień i stale zbiera 10% naszych dochodów tak, aby mógł trzymać się swojej roboty. Żadnego Ducha Bożego nigdzie.

Skończę na tym, mógłbym o tym napisać książkę…

 

John (USA):  

Byłem w kościołach, które podkreślają wagę „Bożego człowieka na właściwą godzinę” i oczekiwanego respektu, który powinien łączyć się z „tym namaszczonym”. Słyszałem jedno kazanie znanego proroczego sługi, który głosił, że jeśli ktoś przyłączy się i służy „mężowi Bożemu” to namaszczenie męża Bożego w końcu spocznie na słudze jak w przypadku Eliasza i Elizeusza. I było wiele odniesień do tego i do tamtego namaszczonego sługi a wszyscy oni mieli status supermanów. Nie miałem lekceważącego stosunku w tych sprawach, bo zgadzam się z tym, co ap. Paweł napisał, jeśli chodzi o szacunek dla tych którzy pracują dla Pana. Niemniej jednak, pewne rzeczy zaczynają rzucać się w oczy… odczuwałem pychę, chełpliwość, samo-wynoszenie się, a nie poczucie Bożego respektu i obecności.

 Słyszałem kaznodzieję, który używał Słowa „Nie dotykajcie pomazańców Pańskich” w takim znaczeniu, że lepiej by było dla zwykłych wiernych i świata, aby uważali na to w jaki sposób traktują usługujących. Z pewnością Bóg czuwa nad swoją własnością – widziałem to osobiście, lecz w chrześcijaństwie nie chodzi przecież o relacje typu: „traktujcie mnie dobrze – bo jak nie…” To jest czarownictwo.

Bóg chce mocy i czystości. Gdybyś miał mieć jedno z dwojga to czystość byłaby właściwa! Moc bez miłości i czystości wydaje tyranów i despotów zatrutych nimi.

 

Mike (USA):

Czytałem ostatnio kilka książek o pierwszym kościele i o tym, co Jezus nam zostawił, w porównaniu do tego, co nazywam dziś „kościołem”. Wydaje się, że nie ma ani jednego wersetu popierającego w Nowym Testamencie model kościoła, w którym pastor prowadzi, pastor wiedzie, pastor wspiera… Paweł wyznaczył pięciorakie służby, wspominając coś o „wspieraniu każdego członka…” Pastor nigdy nie miał robić „tego wszystkiego”.

 

____________________________________________

Wśród piszących do mnie znaleźni się i tacy, którzy mieli fatalne osobiste doświadczenia z liderami. Niestety, wydaje się to nieco powszechne wśród ludzi pozostających poza kościołem. Można się tylko zastanawiać jak wielu chrześcijan zostało rzeczywiście wywiedzionych poza kościół z powodu tak straszliwych doświadczeń jak to:

 

Tina (USA):  

Jako nowa wierząca w 1979 roku, bez jakiekolwiek wcześniejszego doświadczenia w kościele, zostałam zaprowadzona do charyzmatycznego kościoła, który miał nowego zaczynającego pracę pastora (z pastorskim sercem) i byłam członkiem społeczności przez 15 lat. To była rodzina. Uczono mnie Biblii, była miłość… był wśród nas Bóg. W 1997 roku, nie wchodząc w szczegóły… ten pastor zrezygnował i przeprowadził się. Na jego miejsce przyszedł pastor „Słowa Wiary”, przejął kościół i zaczął budować „wielką służbę”… To, co mieliśmy zostało zastąpione mnóstwem hałasu. Odebraliśmy wiele nauczania temat czczenie „męża Bożego”, byciem giermkiem, itd., itd.

 

Wraz z mężem zrezygnowaliśmy z naszych stanowisk tam i odeszliśmy, bez „zabierania ze sobą kogokolwiek”. Dziś niemal wszyscy z pierwotnej grupy odeszli i nie są członkami żadnego kościoła. Nie wchodząc we wszystko, co przez te trzy lata naszego pobytu tam ujawniło się, podsumuję tym, że kiedyś prowadząc samochód usiłowałam sobie wyobrazić, co się stało, Pan powiedział: „Zostałaś duchowo zgwałcona”.

Usiłowaliśmy znaleźć inne miejsce, gdzie moglibyśmy się przyłączyć, lecz nie udawało się… po prostu nie chcieliśmy czy nie mogliśmy już więcej „grać w tę grę”. Czasami robi się samotnie. Wiesz, Ciało będące wieloma członkami, brak przebaczenia, urazy czy zgorzknienie w moim sercu… pewnie tym wszystkim po trochę trzeba się było zająć… po prostu tęsknota z czystą społecznością ze wspólnotą Wierzących, bez agend i z Jezusem jako jednym Królem.

 

Larry (USA):  

Wyszedłem z takiego kościoła, jaki opisałeś w swoim artykule – bardzo autorytatywnego, niemal dyktatorskiego. Byłem w tym środowisku przez 15 lat. Skończyłem ekskomunikowany za opuszczenie tego kościoła i bliski załamania nerwowego. Z punktu widzenia kościoła, ja nie opuściłem kościoła, lecz zostawiłem Boga i oni pokazali mi to wyraźnie. Pokonanie tego i lata umysłowego wykorzystywania, które było moim udziałem, było bardzo trudne. Zajęło mi to całe lata, mogę więc zrozumieć dlaczego ludzie są świadomi silnego kościelnego autorytetu panującego nad nimi. Jak wiele kościołów jest podobnych do Chrystusa? Widzę więcej grzechu i świata w kościele niż Chrystusa. Myślę, że czuję się wygodniej sam prowadząc moje własne życie niż mając grupę bardzo zajętych ciał, które są na wycieczce w poszukiwaniu mocy i starają się mi mówić, co mam robić i jak żyć. Mam nadzieję, że to rozumiesz. Myślę, że tylko ktoś, kto sam przeszedł przez coś podobnego może zrozumieć, jak to jest być pod autorytetem obraźliwego pastora przez długi czas.

 

April (USA):  

Jestem chrześcijanką „z poza kościoła”; członkiem charyzmatycznej społeczności od 13 lat, która mocno siedziała w „teologii rekonstytucjonalnej”, włącznie z czczeniem liderów jako „pomazańców Bożych” i wymaganiem „uczniowskiego poddania autorytetowi” (które sprowadzało się do niewolniczej pracy dla figur u władzy i rzeczy takich jak pytanie się o zgodę na odwiedziny rodziców czy przyjaciół z poza kościoła).

 

W końcu odeszłam w 1987 roku i, wierz mi lub nie, wyszłam wraz z kilku dobrymi rzeczami; nawykami naukowego badania Biblii, umiejętnościami duchowej walki, modlitwy wstawienniczej i praktyką usługiwania ciału oraz kontemplacyjnego uwielbienia. Nie przystałam do żadnej społeczności aż do 1990 roku, gdy wraz z mężem przyłączyliśmy się do episkopalnego kościoła, którego kapłan był charyzmatykiem. Ostatecznie, polityka kościelna (ludzi byli motywowani bardziej chciwością i ambicjami niż przez Ducha) odeszliśmy z tej społeczności około 1995 roku. Więcej już nie uczestniczyliśmy w kościele, choć mój mąż obecnie należy do Vineyard Christisan Felloship.

Pierwsze lata „poza kościołem” czułam się tak, jakbym robiła coś niewłaściwego, lecz za każdym razem, gdy pytałam Pana czy powinnam przyłączyć się gdzie indziej, On odpowiadał, że nie. Zatem przez ostanie 8 lat kultywowałam moją relację z moimi sąsiadami kochając ich i modląc się o nich. Miałam wiele możliwości dzielenia się miłością Jezusa z nimi.

Jeśli poczuję się wystarczająco bezpiecznie, chciałabym wrócić do społeczności z lokalnym ciałem wierzących.

 

Sherril (Afryka Płd.)

Kocham Ciało Chrystusa, lecz zostałam rozczarowana tak bardzo liderami. Modlę się do Boga o miejsce dla mnie w Ciele, gdzie liderzy byliby ludźmi żyjącymi zgodnie z tym, co głoszą.

 

Moje ostatnie doświadczenia dotyczyły mężczyzn, którzy nie interesowali się „owcami” wcale. Były pozostawione, aby radziły sobie same. Pastorowanie zostało oddane laikom takim jak ja. Trzech pastorów, o czym wiem, było zaangażowanych w nieuczciwe interesy finansowe.

Nie potrafię powiedzieć jak bardzo mnie to bolało. Ci ludzie ciągle są w służbie i widzę coraz więcej rozbicia i rozproszenia wśród owiec. Rozważałam nawet rozpoczęcie swojego własnego kościoła. Mam stopień naukowy z teologii i wkrótce zaczynam pracę nad dyplomem profesora (nauczyciela szkoły średniej). Wiem, że będzie mi potrzebne bardzo wyraźne prowadzenie Ducha Świętego, lecz pokazuje to jak bardzo stałam się zdesperowana.

 

Dennie (USA):

Pracowałem w chrześcijańskim sklepie i to co widziałem złamało mi serce. Stale usiłowałem pamiętać o tym, że chrześcijanie to jeszcze nie skończone dzieło, lecz serce miałem tak obciążone, że musiałem zrezygnować albo byłbym całkowicie pochłonięty przez załamanie. Mój kościół jest wspaniałym miejscem, lecz jest wypełniony frakcjami usiłującymi przebić się ze swoimi wizjami. Od 5 miesięcy wycofałem się z kontaktów z kościołem i chrześcijanami i serce mi rani.

 

Nate (Australia):  

Wraz z żoną byliśmy w zespole muzycznym i przywództwie 200 osobowego silnie zielonoświątkowego kościoła. W czasie, gdy tam byliśmy, jak i teraz, myślę, że pastorzy byli bardzo kontrolujący. Byliśmy zachęcani do tego, aby grać i mówić w taki sposób, który odwoływał się do ludzkich emocji i było to interpretowane jako prowadzenie Ducha. Ja (osobiście) czułem, że jest to manipulacja. Byliśmy wraz z żoną rozczarowani tym, że pastorzy byli skupieni na wzrastającej liczbie członków i znalezieniu „doskonałego” budynku. Stale i wciąż nauczanie koncentrowało się wokół tego. Inne rzeczy były głoszone, lecz jedynym celem niedzielnego nabożeństwa wydawało się być (w moich oczach) manipulowanie ludźmi, aby byli pasjonatami „budynku” czy cokolwiek było ostatnio określane jako „poruszenie”.

Czuliśmy się tak skompromitowani i ograbieni z czasu, że ostatecznie poszliśmy do pastorów i powiedzieliśmy, że chcemy zrobić sobie przerwę w grze w zespole i liderstwa. Nie zostało to przyjęte tak, jak chcieliśmy i wdaliśmy się w walkę, w której rzucano w nas takimi słowami jak „zwiedzeni” i „stwarzający podziały”.

Myślę, że w tym momencie stałem się zbędny. Pastorzy usiłowali „zdobyć” moją żonę. Powiedzieli jej, że jestem buntowniczy i inne tego typu rzeczy – jak to, że mieli sny, itd. – co powodowało, że byłem na nich jeszcze bardziej zły, gdy mi o tym opowiedziała. Byłem zdecydowany, co powodowało, że żona czuła się miotana między dwoma kierunkami. (W tym stanie nadal chodziliśmy do kościoła i wszyscy udawali, że nic się nie dzieje).

 W końcu przeprowadziliśmy się do innego miasta, co odcięło nasze więzi z tymi pastorami.

 

G.F. (Lokalizacja nieznana): 

Tęsknie do uczniostwa, odpowiedzialności, napominania w miłości i spotkań wspólnych częściej niż w same niedziele.. lecz moja zdolność do ufania liderom została tak okaleczona przez moją otwartość na zranienia w dziedzinie mojego osobistego życia i wynikłe z tego odrzucenie, nie raz, lecz wielokrotnie.. następnie poważnie wykorzystana przez następnego bardzo ważnego „Męża Bożego”. Zatem zdecydowałam się na wyjście z systemu… Gorąco pragnę znać Pana, lecz nie wiem czy kiedykolwiek będę jeszcze w stanie zaryzykować udział w WIELKIM kościele. Na szczęście mam przyjaciół, którzy jadą na tym samym wózku i zbieramy się, aby kochać Pana i siebie nawzajem.

 

Lynda (USA):

Nasza historia… Pomagaliśmy budować i płacić za kościelny budynek. Złożyliśmy nasze życie na ponad 20 lat służąc w każdy możliwy sposób, prowadząc grupę liderską przez pewien czas (choć nie byliśmy do tego przygotowani).

Po 20 latach sprowadziliśmy pastora i jego żonę z lokalnej „denominacji” – a oni unicestwili nas – zniesławienie – odgradzania – duchowe nadużycie… Niemal wszyscy, którzy byli tam, gdy oni zaczynali zostali zmuszeni do odejścia – jeden mężczyzna usiłował popełnić samobójstwo w związku obrzydliwością ich działań wobec nas wszystkich – długa historia – zajęło nam 2 lata ukrycia w jaskini, aby się wyleczyć. Sądziliśmy, że Pan już zrezygnował z nas… ja osobiście obawiałam się czy kiedykolwiek zobaczę innych „chrześcijan” – tak strasznie mnie zniesławili…Wtedy –Pan zaczął ponownie i zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to był On sam, jedynie. Przerzucił nas ponad poprzeczką religijnego systemu – umarliśmy a teraz znowu zostaliśmy wskrzeszeni. TERAZ żyjemy – realnym życiem w WOLNOŚCI – bez nadużywania czy religijnych programów i kontroli – bez hierarchii/ politycznego śmietnika… będąc Jezusem na ziemi… w miłości, szacunku do ludzi… nie budując dla chwały ludzkiej… lecz aby uwielbić Jezusa. Jesteśmy bezpiecznym miejscem!!

Nasza nowa służba… zaczęliśmy w naszym domu – przerośliśmy go i teraz spotykamy się na uwielbianie w centrum konferencyjnym.. Jesteśmy tak wdzięczni za to, że Pan wyprowadził nas z tego systemu – ludzi budujących królestwo dla swojego imienia i chwały… A jeśli chodzi o to nad czym się zastanawiasz – przebaczyliśmy i cieszymy się z naszych przeciwników, że Bóg użył ich do tego, aby przynieśli nam wolność.

______________________________________________

Jedna kobieta wyraziła to w bardzo elokwentny sposób zadając serię pytań skierowanych wprost do serca współczesnego kościoła:

Lynnette (USA):

Kiedy przestaliśmy być szpitalem dla grzeszników?

Kiedy staliśmy się świątynią dla świętych?

Kiedy duch kontroli stał się głową kościoła?

Kiedy Duch Pański poszedł?

Jak długo musi to trwać?

Ogień pali głęboko tych, którzy wędrują poza kościołem. Kiedy, Boże? Kiedy?

Włóczę się po tym miejscu jak wyrzutek, lecz pamiętam, o drogi Panie, pamiętam, gdy Ty poruszałeś się. Modliłam się o dzień, gdy zobaczę twoje ponowne działanie w tych miejscach, które należą do ciebie. „Kościół jak zwykle” stał się zimnym,  martwym, suchym miejscem, bez względu na to, jak mały jest. Kiedy przestaniemy odgrywać kościół i zaczniemy być Ciałem i Oblubienicą?

раскрутка сайта

< Część 4 | Część 6 >

Kłamstwo – 2

 KOŚCIELNE BUDYNKI NIE WYSTĘPUJĄ W BIBLII

Jest to proste stwierdzenie faktu: kościelnych budynków niema w Biblii. Kropka. Po prostu nie istnieją. Są one innym wynalazkiem człowieka. Możesz przeszukać cały Nowy Testament od początku do końca i nie znajdziesz najmniejszej wspominki o nich. Tylko dwa wieki były potrzebne, aby kościół oddał miejsce odstępstwu i zwiedzeniu i zaczęły pojawić się budynki kościelne. Nawet wtedy były to dwa domy połączona razem. Jednak dopiero po roku 300 gdykościół popadł w rzymskie odstępstwo, zaczął budować „katedry”.

Mnóstwo ludzi myśli, że posiadania budynku„nie liczy się wiele”. Mówią „budynki  są neutralne”.„Budynki nie mają na nas wpływu. Po prostu są budynkami, przede wszystkim”.

Lecz ja się z tym nie zgadzam. Wierzę, że jest pewne nastawienie umysłu i cały zestaw „wyuczonych zachowań”, które wiążą się z budynkami. Trudno jest nam to dostrzec, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni do korzystania z nich, lecz wierzę, że mają one BARDZO niszczący skutek pod wieloma względami, czego w ogóle nie jesteśmy świadomi.

Poniżej kilka krótkich uwag, pochodzących od naukowców iuczniów, którzy przyglądali się temu tematowi.

„Nie mamy świątyń czy ołtarzy”. To stwierdzenie, odnoszące się do chrześcijan, pochodzi spod pióra apologety Miniciusa Felixa, 200 r. i wszelkie dowody potwierdzają jego trafność. W ciągu pierwszych dwóch stuleci nie było budynków kościelnych jako takich. (-J.G. Davies).


Kiedy kościół był bardzo młody nie miał budynków. Zacznijmy od tego uderzającego faktu. To, że kościół nie miał budynków jest najbardziej widocznym punktem różniącym pierwszy kościół od współczesnego. W umysłach wielu współczesnych ludzi „kościół” znaczy przede wszystkim budynek i prawdopodobnie coś innego na drugim miejscu; lecz rzadko „kościół” stanowi cokolwiek innego niż budynek. Lecz oto fakt, od którego zaczęliśmy: pierwszy kościół nie posiadał budynków i wykonywał swoją pracę przez bardzo wiele lat bez wznoszenia czegokolwiek” (Ernest Loosley).

„Okres największej żywotności kościoła i wzrostu aż do współczesnych czasów miał miejsce w ciągu pierwszy dwóch stuleci naszego wieku. Innymi słowy, kościół wzrastał najszybciej wtedy, gdy nie miał żadnej pomocy ani przeszkód w budynkach kościelnych”.

(Howard Snyder).


Ponownie ANDREW STROM:
Czyż nie jest to godna uwagi sprawa? Oto my w XXI wieku ciągle wydajemy tak wiele pieniędzy, bólu i ofiar na nasze budynki, a jednak cała idea nawet nie znajduje się w Biblii!

W jaki sposób zatem pierwsi wierzący gromadzili się razem? Są dwie odpowiedzi. Mnóstwo ludzi z ruchu „domowych kościołów” powie wam, że pierwsi chrześcijanie po prostu spotykali się w domach. Mają rację, lecz jest to tylko połowa historii. Ponieważ pierwszy kościół w Jerozolimie nie tylko spotykał się w domach, lecz apostołowie prowadzili masowe spotkania na OTAWRTYM powietrzu każdego dnia. Ogromne spotkania poza zamkniętymi pomieszczeniami.

Gdzie to się działo? W miejscu zwanym „przedsionkiem Salomona” – które to było najbardziej uczęszczanym i zatłoczonym miejscem w Jerozolimie. W rzeczywistości było przed samym nosem setek i tysięcy ludzi przechodzących tam pieszo. Przedsionek Salomona znajdował się na „przedsionku pogan”, który był otwartym placem (wielkości około 5 boisk do amerykańskiego footballu) przylegającego do Świątyni. Służył różnym celom jako „rynek miejski” Jerozolimy. Setki i tysiące ludzi przechodziło tamtędy codziennie i mogli tam zobaczyć apostołów nauczających, uzdrawiających chorych przed oczyma całego świata. Jakież wspaniałe miejsce na spotkania Przebudzeniowe! (Faktycznie, tam tez Jezus głosił, gdy był w Jerozolimie).

TO dlatego właśnie tak często mówię o „kościele zewnętrznym” i „ulicznym przebudzeniu”. Istotą jest to, że pierwszy kościół BYŁ ‘kościołem zewnętrznym” (otwartym), lecz tego nigdy nie dowiedziałbyś się patrząc na dzisiejszy kościół, prawda? To, co robimy dziś to ukrywania się przed światem – za „czterema ścianami” (które zazwyczaj kosztują fortuny). Jakież to smutne i jak nie biblijne.

Większość służby Jezus odbywała się na otwartym powietrzu. Jan Chrzciciel usługiwał również na powietrzu. Kościół Księgi Dziejów Apostolskich w Jerozolimie był przeważeni kościołem na otwartym powietrzu, lecz my mamy coś przeciwnego. I miliony kosztuje nas co roku wznoszenie większej ilości „ścian”. Nic dziwnego, że nie mamy wpływu na świat tak, jak  powinniśmy!

Wydaje się, że oprócz ogromnych spotkań na powietrzu, jedynym miejscem, gdzie spotykali się pierwsi wierzący były domy. Tam mogli się spotykać najczęściej i dzielić się swym życiem ze sobą nawzajem. Wspólnie posilając się i spożywając wieczerzę, działając w darach duchowych i nauczając nowo-nawróconych.Pełne życie miłości i społeczności. Taki był właśnie pierwszy kościół i żadnych „budynków kościelny” na widoku.


Przeczytaj to uważnie: (Dzieje 2:42-46):

I trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach. A dusze wszystkich ogarnięte były bojaźnią, albowiem za sprawą apostołów działo się wiele cudów i znaków. Wszyscy zaś, którzy uwierzyli, byli razem i mieli wszystko wspólne, …. Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca,

(Patrz również: 4:32-35, Acts 5:12-16, etc).

Widzimy też, że przez cały Nowy Testament Paweł mówi o tym, że “Kościół spotykał się u takiego a takiego w domu”. Np. Film.1;2: do Archippa, współbojownika naszego, i do zboru, który jest w twoim domu:

Akwila i Pryscylla ze zborem, który jest w ich domu (1 Kor 16:19).

Patrz również Rzym 16:5,  Kol 4:15, etc.

Kiedy spojrzysz na to, to odkryjesz, że nowotestamentowy kościół był po prostu ogromną siecią domowych kościołów –  zjednoczonych „jako jedno”. Nie byli niezależnymi stowarzyszeniami, ani denominacjami. Byli „jednym kościołem” – jednym ciałem – pod przywództwem apostołów. Bez podziałów i żadnej separacji. Jakże to inne od współczesności.

 Sianie zniszczenia

Jakie, zatem, są zniszczenia dla naszego kościelnego życia, które jest tak skoncentrowane na budynkach kościelnych dziś? Wierzę, że powoduje to ogromne krzywdy. Nie możesz być tak daleko od wzorca Nowego Testamentu bez spowodowania ogromnego zniszczenia. Lecz my w dzisiejszym kościele, mieszkaliśmy w budynkach kościelnych przez tak wiele stuleci, że nawet z trudnością to zauważamy.

Jak napisał Backham o rzymskich wpływach na współczesny kościół: „używając kombinacji rzymskiego i feudalnego systemu rządzenia, cesarz Konstantyn stworzył kościelną strukturę, która trwała przez siedemnaście stuleci… Ludzi idą do budynków (katedr) w szczególny dzień tygodnia (niedziela) i ktoś (kapłan, czy dziś pastor)coś robi im(głosi, naucza, odpuszcza, uzdrawia) lub dla nich ( rytuał czy przedstawienie) za pewną cenę (kolekta, ofiara).

W taki sposób kościół funkcjonował w Wiekach Ciemnych i aż do dzisiaj. Mnóstwo z tego pochodzi z romanizmu, a nie z chrześcijaństwa. Nie da się tego znaleźć w Nowym Testamencie wcale, lecz współcześnie akceptujemy to jako „normalne”. To nas zaślepia, jakże jesteśmy zwiedzeni.

Oto kilka szczególnych zniszczeń jakie  „budynki kościelne” powodują rujnując chrześcijaństwo:

(1)   Budynki kościelne zamykają nas „wewnątrz – z dala  od świata, który mamy zdobywać. Tylko ten jeden, sam aspekt jest  wystarczająco dobry, aby go odrzucić.

(2) Pochłaniają kolosalne ilości pieniędzy – dosłownie miliardy dolarów tylko w samych USA. Samo to ustanawia „finansową presję” na kaznodziei  i zgromadzenia i powoduje, że współczesne chrześcijaństwo kręci się wokół „pieniędzy, pieniędzy, pieniędzy”

(3) Budynki kompletnie rozbijają naszą koncepcję tego,  czym jest „kościół”. Wielu z nas zaczyna myśleć o nim jako o BUDYNKU – zamiast o LUDZIACH. Zaczynamy mówić o „chodzeniu do kościoła” zamiast zdawać sobie sprawę z tego, że „to my JESTEŚMY kościołem”. Często prowadzi to do tego, że chrześcijanie prowadzą dwa odrębne życia – jedno, kościelne, i drugie „na resztę tygodnia”. Cóż za nieszczęście! Prowadzi to również do wszelkiego rodzaju głupoty – takiej jak odnoszenie się do naszych budynków jako do „Domu Bożego” i traktowanie ich jako czegoś świętego, etc. Nie ma końca zamieszaniu i zwiedzeniu krążącemu wokół tego.

(4)  Budynek jest faktycznie centrum całego  „religijnego”  nastawienia i błędu – datującego się od rzymskiego przejęcia władzy 1700 lat temu. Jest centrum zwiedzenia.

(5) Sama koncepcja oddzielenia, otoczenia ścianami zgromadzenia – każdego w swym własnym malutkim pudełeczku – przyczynia się do budowania denominacji, podziałów i sekt, samo w sobie. Oddzielne budynki są bardzo  wielkim czynnikiem DZIELĄCYM ciało Chrystusa dziś. Jeśli możemy wyjść z budynków, to będzie znacznie więcej jedności.

(6)   Pomyśl po prostu o tych wszystkich radach i zarządach, zdobywaniu pieniędzy i kwestach i księgowych, których moglibyśmy się pozbyć tylko przez POZBYCIE SIĘ NASZYCH BUDYNKÓW!To „czerwona taśma” i subtelna presja pieniądza wiąże kościół ze sprawami tego świata bardziej niż prawdziwa praca dla królestwa. Jaki diabeł jest sprytny.

(7)  często=”” kończymy=”” „idąc=”” wznosząc=”” monolity=”” wszędzie=””  gdziekolwiek=”” dotrzemy=”” energia=”” czas=”” pieniądze=”” s=”” marnowane=”” te=”” rzeczy=”” zdumiewające=””>

(8)   Poza tym wszystkim, najlepszym argumentem przeciw  budynkom kościelnym jest to, że NIE MA ICH W BIBLII.

W tym momencie mnóstwo ludzi zadaje pytanie takie jak:

Lecz co się stanie, gdy pogoda będzie zła?

lub

A co zrobimy w zimie?

Odpowiedź jest prosta wynajmiemy hurtownie czy nie  używany piętrowy parking czy coś w tym rodzaju a 4 miesiące i wrócimy, gdy pogoda się poprawi. Mamy również DOMY, aby się w nich zgromadzać i to przez cały rok.

Pamiętaj, pierwszy kościół był bardzo PRAKTYCZNYw tych sprawach. Jeśli musisz wynająć jakieś miejsce czasowo ZRÓB TO, lecz, proszę,nie utknij w budynku kościelnym! Wierzę w to, że jesteśmy bliscy oglądania potężnej mocy Bożej i wielkiego ‘TRZĘSIENIA” w kościele – które doprowadzi go do tego rodzaju wspaniałego, zjednoczonego, ZEWNĘTRZNEGO chrześcijaństwa, o którym tutaj mówiliśmy. Osobiście, nie mogę się doczekać!

Niech was Bóg błogosławi.

Najlepsze życzenia w Chrystusie

AndrewStrom.

aracer

Chrześcijanie poza kościołem – Rozdział 6

Opuszczam ruch „Chrześcijanie poza kościołem

MASZYNA

Ogromna ilość ludzi, którzy pisali do mnie wspominali o tym, że jak bardzo zmęczyli się wszystkim programami, technikami wzrostu kościoła, budowanie fundamentów i systemami fundowanym przez dzisiejszy kościół. „Gdzie jest Bóg w tym wszystkim?” było powszechnym wołaniem. Dla nich to było, jakby kościół stał się jakiegoś rodzaju „maszyną”, która mieli i mieli, czy Bóg jest obecny czy nie. Dla wielu był to znaczący czynnik ich decyzji, aby wyjść z kościołów. rzeczywistości niewielu z nich było wcześniej liderami, którzy w pełni sami brali udział w działaniu tej „maszyny”:

D.O. (-USA)

 Twój artykuł pt. „Chrześcijanie bez kościoła” naprawdę porwał mnie. Czytałem również inne świadectwa ludzi, którzy byli zmęczeniu kościelną „grą”. Ciekaw jestem ile świadectw ty słyszałeś od pastorów takich jak ja sam, zmęczyli się kościelną grą, nie wiedząc, co z tym robić. Gdy się modliłem to panowała zupełna cisza z nieba (jak i z tego mojego kawałka ziemi), więc zrezygnowałem!

Byłem pastorem kościoła Foursquare porzez 15 lat i Assambly of God przez 8. W końcu zmęczyłem się wylewaniem mojego serca przed ludźmi, którzy wydawali się tego nie „łapać”. Było kilku żarliwych, lecz oni poszli do szkoły biblijnej i zostali sługami na własny rachunek. To nie jest złe, ale ja zostałem zupełnie bez pomocy. Mieliśmy „wspaniałe” usługi pieśniami, ekscytujące proroctwa, posłania w językach, świadectwa, specjalnych śpiewaków i tą całą resztę – lecz nie wyglądało na to, że ma to jakikolwiek trwały wpływ na kogokolwiek. Gdybyśmy mieli nudne usługi po tych „wspaniałych” to ludzie byliby gotowi odejść.

Po prostu zmęczyłem się ! Zmęczyłem się próbami „rozpalenia” ludzi dla Jezusa. Zmęczyłem się usiłowaniem udzielenia im pomocy wyjścia z grzechu i destrukcyjnych praktyk. Zmęczyłem płaczem, gdy ludzie pomimo wszystkich moich wysiłków popadali w cudzołóstwo, narkotyki i co tam jeszcze. Zmęczyłem się nawet brakiem odpowiedzi na modlitwy o tych ludzi.

Zmęczyło mnie również troszczenie się o stare budynki kościelne, wymagające naprawy. Psujące się klimatyzacje i rozlatujące się piece. Zmęczyłem moją żoną, która spędzała dziesiątki godzin wykonując pracę woźnego. Byłem również zmęczony tym, że musiała wozić tych wszystkich „biedaków” po całym mieście, aby swoją harówkę.

Zmęczyłem się płaceniem podatków i uszczęśliwianiem poborcy podatkowego przez wykonywanie wszystkich przepisów IRS (urząd podatkowy) dla kościołów, które rzeczywiście krzywdzą kościół. Zmęczyłem się denominacją, która obciąża co miesiąc swoich ordynowanych kapłanów, aby zachować ważność ich dokumentów… Tak zostałem zmęczony, że rzuciłem kościół i moją denominację. Byłem sfrustrowany, zły i zraniony – i nieco rozczarowany samym Bogiem za to, że nic nie robił, aby uchronić Jego kościoły przed brakiem duchowości a zatem materialistyczną mentalnością.

Nie chodziłem do kościoła nigdzie przez jeden rok. W końcu pod naciskiem żony zaczęliśmy „sprawdzać” kościoły w okolicy. Nie muszę wyliczać szczegółowo tego, co się tam działo. Inni autorzy listów elokwentnie opisali niekończące się zaabsorbowanie licznymi „aktywnościami”, aby wszyscy byli zajęci i/lub szczęśliwi

Ostatnio Pan zaczął szturchać moje serce, abym się przygotował do służby znowu. Nie sądzę, żeby Pan chciał, abym został „pastorem kościoła jaki znamy”. Może jakieś domowe studium Biblijne – po prostu nie wiem.

Phil (Australia)

Jako były pastor zielonoświątkowego zgromadzenia (w Nowej Zelandii) widziałem z pierwszej ręki od wewnątrz działanie wielkiego ruchu i odszedłem rozczarowany, odrzucony, zmieszany, skonsternowany itd… Teraz, wiele lat później jestem wolny, zostałem uzdrowiony z tego wszystkiego, lecz jeśli chodzi o kościoły i tych, którzy je prowadzą to niewiele się zmieniło.

Większość kościołów i pastorów (nie wszyscy) jest przede wszystkim zainteresowanych swym „sukcesem”. Ten sukces oczywiście jest mierzony wielkością zgromadzenia i oni czują potrzebę wartościowania swojej egzystencji jako „głowa zespołu”. Jest to syndrom: „duży kościół = duży sukces”.

Już to samo w sobie wywołuje dość problemów, lecz, co jeszcze bardziej niepokojące to jest imperatyw (nakaz), aby być stale „flagą powiewającą” wychwalającą cnoty ich szczególnego ruchu. Często widzą siebie jako tych, którzy mają coś unikalnego, wyłącznego czy jakieś szczególne powołanie, czy objawienie od Boga, którego inni nie mają – co buduje w nich pychę i chełpliwość. „Hej, jesteśmy szczególni, robimy coś, czego nikt inny nie robi” (Nawet jeśli nie robią nic niezwykłego).

Jako narodowe ciało wierzących zrobiliśmy bardzo niewiele przez ostatnie kilka dziesięcioleci poza utrzymywaniem otwartych drzwi. Wiele kościołów, ogólnie rzecz biorąc, jest przewidywalnych, nie na temat, często nawet nudnych. Jestem chory słysząc kaznodziejów i pastorów rozentuzjazmowanych wspaniałą obecnością Bożą w tym miejscu, silnym namaszczeniem jakie tu jest, podczas, gdy w rzeczywistości jest to niewiele więcej niż powiew ciepłego powietrza idący od frontu…

Anthony (USA):

W końcu znalazłem się w czymś zwanym Holiness Pentecostal Church (Uświęceniowy Kościół Zielonoświątkowy). Spędziliśmy wiele lat usiłując robić to co właściwe. Otrzymałem stopień jednego z denominacyjnych koledżów biblijnych.

Po jakimś czasie opuściłem tą organizację by pracować z innymi kościołami, niektórymi niezależnymi, częściami innych organizacji (jak Assamblies of God, Vineyard, itp.). Wszędzie widzieliśmy dobre i złe strony, lecz nigdy nie byliśmy usatysfakcjonowani…było tak, jak gdyby głębia, której chcieliśmy w Bogu w rzeczywistości tam nie istniała. Tak wiele z tego, co było w kościołach było całkowicie powierzchowne. Wiele z nich ogłaszało, że nie wierzą w „programy”, lecz ich nie-programowość była programem samym w sobie, od którego oni nie mogli odstąpić. Jak bardzo boli mnie powiedzenie tego co trzeba powiedzieć, że to, co obserwowaliśmy w kościołach to było wypychanie Jezusa poza kościoły i wstawianie w Jego miejsce ludzkich planów i programów. Wydawało się jakby w kościołach w ogóle nie chodziło o Jezusa, lecz o „kościół”, pastora i jego służbę…

Teresa (USA):

Byliśmy mocnymi liderami kościoła. Wraz z mężem nauczaliśmy nastolatków, prowadziliśmy służbę wśród dzieci, biednych, w wiezieniu, uwielbienie, poradnictwo laickie, wstawiennictwo, grupy prorocze, małe grupy służb i moja ulubioną służbę wśród kobiet.

Byliśmy zaangażowani w ten kościół w latach 1990-99, nie mogliśmy więc być postrzegani jako „kościelni turyści”, lecz jako ludzie oddani sprawie królestwa. Możesz zapytać, dlaczego odeszliśmy? W miarę jak kościół rósł programy stawały się ważniejsze niż ludzie. Ludzie zostawali usuwani ze swoich służb, jeśli nie ubierali się w szczególny sposób, nie mówili w szczególny sposób czy przeskakiwali przez wszystkie te „bramki”, których pragnęli.

Zaczęłam być cierniem, ponieważ walczyłam o wielu ludzi, których nie dopuszczano do służby. Nie mieli żadnych biblijnych powodów czy nie było problemów z ich życiem zgodnym z ewangelią, aby ich trzymać z dala od zadań dla kościoła. Usiłowałam respektować ich decyzje i trwać pod autorytetem jaki Bóg tutaj postawił, lecz przychodziło mi to coraz trudniej… Kilka dni temu robiłam małe przyjęcie i zdałam sobie sprawę z tego, że oprócz jednego członka kościoła, mam w pokoju 15 dodatkowych kobieta zranionych i zwolnionych przez kościół. To są dobre kobiety, które zamiast iść do przodu w poszukiwaniu Jezusa zatrzymały się ponieważ kościół powiedział im, że nie są już „wystarczająco dobre”, ponieważ one nie kupują tego, co tam się naucza…

Mario (Kanada):

Ogromna i stale wzrastająca ilość prawdziwych chrześcijan, których wspólnie głęboko frustruje „ustabilizowany system kościelny” może być postrzegana jako wskazówka, że to Sam Bóg jest Autorem tej frustracji.

Oto coś z mojego osobistego doświadczenia… w 1993 roku zostałem poproszony, aby wziąć udział w grupie zakładającej kościół. Około 5 lat później okazało się, że jestem obciążony wzrastającą frustracją dotyczącą grupy pracowników kościoła. Podczas, gdy zgromadzenie gwałtownie wzrastało, nasi progresywnie liderzy zaczęli stosować coraz więcej i więcej programów, które miały zapewnić stałe powodzenie służby.

Jako członek zespołu uwielbiającego musiałem spędzać wiele godzin na seminariach i na spotkaniach. Tematem było rozwinięcie najbardziej skutecznej nowoczesnej służby. Musieliśmy uczyć się wszystkiego na temat systemu meta kościoła i jak tworzyć wygodną atmosferę w przyjaznym środowisku. Jako źródło powodzenia i wzrostu kościoła widziano to, aby być ludźmi „wypatrującymi szukających”, przy strategicznym skupieniu się na potrzebach ludzi.

W tym czasie doszedłem do przekonania, że „wypatrywanie szukających” oznacza po prostu umizgiwanie się do ludzi. Wkrótce odkryłem, że sam zmagam się z duchem poczucia winy i potępienia. Bo może byłem zbyt krytyczny i osądzajacy  w swej postawie, lecz bez względu na to, jak bardzo się starałem uciszyć to przekonanie, frustrację to czułem tylko ich wzrost. Do niczego nie prowadziły próby rozmawiania na ten temat,  a modlitwa liderów kościoła również nie pomagała.

W końcu Pan dał mi wizję dotyczącą istoty problemu w naszym kościele i zdecydowałem, że nie mogę już dłużej grać tą grę. W wizji, która doprowadziła do tej decyzji, zobaczyłem obraz pomieszczenia spotkań rady. Bóg wezwał na zebranie i powiedział pastorom naszego kościoła, że daje im służbę i że będą się regularnie spotykać. Pan chciał pomóc im i wyposażyć ich we wszystko czego potrzebowali. Tak więc spotykali się, aż do pewnego dnia, gdy powiedzieli Mu, że nie chcą mu już więcej przeszkadzać tymi spotkaniami. Czuli się pewnie, że do tej pory nauczyli się już jak skutecznie prowadzić kościół, że przy całym ogromie dostępnych materiałów, kursów i seminariów będą już w stanie dobrze sobie dawać radę.

Pomimo, że kościół nadal wzrastał w ilości, wielu wartościowych ludzi odeszło w swym pościgu raczej za cudowną obecnością Pana niż następnym programem i tradycją. Na swych pustyniach wyrobili sobie niegasnące pragnienie Jego wody żywota.

 ____________________________________________

Inni piszący do mnie deklarowali swoje sfrustrowanie wobec ludzkich metod i programów działania, które przejęły panowanie nad tym, co powinno być niebem duchowego odświeżenia – z koncentracją na działającym BOGU, a nie CZŁOWIEKU.

Wielu spośród nich widziało tak wiele z tego rodzaju rzeczy, że niemal utracili nadzieję na znalezienie miejsca, gdzie Bóg byłby prawdziwie wolny do działania:

 Connie (USA):

Trudno jest wysiedzieć w instytucji, która wyznaje, że służy Ojcu podczas, gdy wszystko, co widzisz wokół to coraz większy wpływ ludzkich działań. Nie mogłam zostać w tym miejscu ani chwili dłużej. Przed wejściem do budynku odczuwałam w duchu ostrzeżenia i modliłam się o odpowiedzi do Pana. Tak wiele programów zostało wprowadzonych. Słyszałam modlitwy takie jak: „Ojcze, modlę się o to, aby każdy z tutaj obecnych zaangażował się w ten nowy program i stał się aktywnym uczestnikiem, a jeśli nie to wydal ich z mojego kościoła”. To spowodowało złamanie się czegoś we mnie, czego nie potrafię wytłumaczyć. Mój duch znów był zasmucony i w bólu. Wołałam, O, Boże; O, Boże; O, Boże….

Jest bardzo smutne widzieć jak „kościół” stał się rzeczą, „tym”. Jest to konto bankowe a starani o to, aby ludzie zostawali członkami mają na celu, aby oni zadbali o wszystkie obciążenia tego kąta. Chcą powiększyć budynek, abyśmy mogli pomieścić nowych członków, którzy jeszcze są poza i przyprowadzić ich. Gdyby to było dla Pana – wspaniale. Lecz okazało się, że trudno byłoby znaleźć w tym gdziekolwiek Boga. Masz rację w tym, co napisałeś w artykule, gdy stwierdziłeś, GDZIE JEST BÓG W DZISIEJSZYM KOŚCIELE?

Robin (USA)

Nie znalazłam kościoła. Byłam członkiem kościołów, które znajdują się w promieniu 30 mil i nie znalazłam ani jednego, który by miał serce Boga. W większości, wszystko kręciło się wokół pieniędzy. Jeden nie dopuści cię do żadnej służby dopóki nie udowodnisz, że dajesz 10% (nie wystarczy powiedzieć, UDOWODNIĆ). Co się dzieje, jeśli ktoś nie może dawać dziesięciny, bo oznaczało by to głodowanie jego rodziny?

Lisa (Nowa Zelandia):

Oh, można by w nieskończoność o tym, dlaczego tak wielu prawdziwie odrodzonych chrześcijan opuściło i opuszcza fizyczny kościół…

Jeśli chłodno spojrzy się na instytucję kościoła na Zachodzie to właśnie to jest problemem, TO JEST INSTYTUCJA. Problemem dla mnie jest to, że niczym nie różni się to od surowego włoskiego Kościoła Katolickiego w jakim wychowałam się w dzieciństwie. Jakże krępujące było zdać sobie sprawę, że one są takie same i robią to samo.

Tony (Afryka Płd)

Na początku lat 90-tych zaczęła się era mega-kościołów tutaj w Płd. Afryce. Nawet lokalne główne denominacyjne kościoły chrześcijańskie zostały przez to porwane i wielu przystosowało system kościołów komórkowych przy pomocy licznych pułapek i obietnic powodzenia oferowanego systemu. W rzeczywistości tylko nieliczni charyzmatyczni liderzy zastosowali ten system z powodzeniem i zbudowali mega-kościoły, co wzmocniło ich w przekonaniu o Bożym błogosławieństwie, co spowodowało,  że nawet ludzie ze świata otworzyli usta ze zdumienia nad ekstrawagancjami ich kościelnych budynków,  ekstrawaganckiego stylu życia liderów, lecz to wszystko było pieczętowane jako „błogosławieństwo Boże” i przedstawienie trwało.

Słowo „Doskonałość” brzmiało wszędzie i wszyscy walczyli o to, aby osiągnąć te większe zespoły uwielbiające i bardziej błyszczące broszurki. Nigdy nie było dość, niektórzy liderzy mieli więcej niż jeden kościół i skupili się na sobie apostołami i nosili tytuły takie jak: „założyciel” czy „przewodniczący” takiej to, a takiej służby. Ci apostołowie zbierali tą nowo odkrytą ważność, której pojawienia się potrzebowali jaki obstawy zatrudnionej do ochrony „męża Bożego”, podczas gdy sami arogancko dumnie kroczyli jak koguty z niewielką lub żadną świadomością rzeczywistości, nigdy nie przejmując się jakimkolwiek kontaktem z Bogiem.

Kościoły stały się pożywką dla wszystkich nastawionych na przedstawienia, którzy obfitowali w tym nowym środowisku. Pod koniec lat 90-tych głównym słowem było WIZJA i PRZEZNACZENIE, przy czym te kościoły miały wizje, aby zdobyć swoje miasta i swoje kraje dla Boga. Te wizje, jakkolwiek wielkie, były ludzką próbą pochwycenia nieba swymi własnymi sposobami i zmaganiami. Te wizje, podobnie jak pierwotna wieża Babel, miały na sobie tą samą pieczęć: „chodźcie zbudujmy sobie” i niestety końcowy wynik był ten sam – wielkie zamieszanie i rozproszenie ludu Bożego.

Problem jest tak stary jak kościół. Wspólne jest dla ludzi, aby zostawić podróż wiary w łasce i wynająć kurs oparty na uczynkach, Niestety koniec jest ten sam – zostajesz z grupą wypalonych, zranionych chrześcijan i liderem, który kończy nie wypełniając dokładnie tych samych praw, które głosił w każdą niedzielę. Widzieliśmy niezliczone ilości liderów popadających w grzech głównie w dwóch kategoriach: kobiety i pieniądze. Widzisz, jedyna rzecz, której uczynki nie są w stanie stłumić to ciało. Jest to możliwe wyłącznie wtedy, gdy Syn, który może nas uwolnić i Jego łaska działają w naszym życiu, nie nasze własne zdolności.

To, co przykuło moją uwagę to brak Boga w całej ich działalności. Ludzie nigdy nie byli uzdrawiani, uwalniani i życie ich nie ulegało zmianie. Otrzymywali świadomość grzechu i całe życie spędzali chodząc w poczuciu winy i potępienia, próbując najnowszą strategię, kupując ostatnią książkę czy jeżdżąc na seminaria, aby wzmocnić swoje życie. Rozwody i inne społeczne problemy są tak powszechne w kościołach jak w świecie. I ci sami liderzy popadający w tą samą kategorię….

_______________________________________________

Wielu nie zgadzało się z ogólnym nastawieniem współczesnego zorganizowanego kościoła i sposobu w jaki jest prowadzony, uważając po prostu, że jest to nie biblijne i nie w porządku.

Richard (USA):

Kościół Pana Jezusa Chrystusa nie jest stworzoną przez ludzi organizacją ani instytucją. Nigdy nią nie był ani nie będzie. Ludzkie próby organizacji i zdobycia Bożej zgody są w najlepszym razie komiczne, a w najgorszym tragiczne. W takim procesie Bóg jest faktycznie wyrzucany z całego obrazu sprawy.

Tom (USA):

Główny nurt dzisiejszego chrześcijaństwa jest często zajęty robieniem „chrześcijańskich” rzeczy, tracąc z widoku BYCIE chrześcijaninem. Wykonywanie obowiązków narzuconych przez religijny system nie czyni z ciebie chrześcijanina, lecz kogoś religijnego, często zmęczonego i zniechęconego; zapytaj wielu pastorów, którzy dziś pasują do tego opisu. Świat widzi to i w konsekwencji nie widzi w kościele żadnych zbawczych wartości, które by go przyciągały.

Dzisiejsze systemy kościelne są tak zajęte szukaniem tej jednej formuły, która sprowadzi masy zgubionych dusz. Wracają nawet do odgrywania przedstawień, zakończonych kawą i capuccino na nabożeństwach, aby ludzie byli „szczęśliwi” i chcieli wrócić.

Gdzie jest wezwanie do pokuty i pokory, wezwanie do chodzenie bez kompromisu? Wynika to stąd, że bardziej jesteśmy skupieni na wywołaniu pewnego dobrego samopoczucia niż zrobieniu z kogoś „dobrego” (zbawczego).

Jestem ze Stanów, lecz mam przyjaciela z Australii. Podzielił się ze mną broszurą wręczaną przez członków lokalnego kościoła sąsiadom. Nigdzie Jezus nie był nawet wymieniony a w całej broszurce były zdjęcia dzieci, klownów i ludzi pomagający i miłych ludziom. Wszystko w porządku i dobrze jest gdy dzieci się bawią, ludzie powinni pomagać sobie nawzajem, lecz pytanie ciągle pozostaje: Gdzie jest Jezus? Żaden z tych „dobrych” uczynków nie może zbawić duszy.

pomoże kościołowi, gdy zdobędzie pełno ludzi, lecz straci wszystkie dusze?

Roberta (USA):

Wydaje się, że wielu z tych, którzy są „poza kościołem” nie tylko zmęczyło się programami, lecz również kościołem, w którym panuje mentalność widza sportowego. Jeśli wszystko, co wolno robić w kościele to obserwować to równie dobrze mogli wszyscy zostać w domu i pooglądać z daleka. Nawet jeśli ktoś jest dopuszczony do „udziału w tych programach” to ciągle pozostaje to program, a nie Bóg.

Moje serce woła i płacze czasami wraz z Bogiem nad duchem widza w kościele. Tak, bardzo pragnę być w miejscu, gdzie ludzie chcą Boga tak bardzo, że poświęcą siebie i przygotują na rzeczywiste nawiedzenie Boga, a nie na dobry show. Pan nie toleruje bałwochwalstwa w kościele, który oddaje chwałę wykonawcom.

Byli tacy, którzy przedstawiali całkowicie odmienne rozwiązania dla „maszyny” i miało to na celu rozpoczęcie czegoś o zupełnie innym „smaku”.

Bob & Jan (-USA):

Pan zaprowadził nas w naszym regionie do ogromnego parku, które jest miejscem, w którym zbierają się ludzie i powiedział, że abyśmy tam byli. Aby skrócić całą historię powiem, że spotykamy się tam z grupą ludzi od wielu miesięcy. Ponieważ mieszkamy na Florydzie łatwiej jest spotykać się na zewnątrz. Spotykamy się pod pawilonem i ostatnio zaproponowaliśmy, aby wykorzystano go w czasie złej pogody, gdy my cieszymy się swobodą pobytu na zewnątrz na łonie Jego stworzenia. Cudowne jest uwielbienie ze wzrokiem podniesionym w niebo! Nie uważamy siebie za kościół. My jesteśmy „kościołem”. Nie mamy form ani zwierzchnika. Po prostu idziemy i czekamy na Boga. Jest to takie odświeżające. On pojawia się za każdym razem. Ciągle uczymy się i wzrastamy i tylko mamy nadzieję, że nie urośniemy zbyt wielcy, albo nie zaczniemy planować, abyśmy nie skończyli tam, skąd przybyliśmy. Cieszymy się prostotą tego wszystkiego. Częścią naszego istnienia tutaj są wyjścia ewangelizacyjne. Mamy nadzieję przyciągnąć ludzi, zatem my wychodzimy do ludzi, którzy mieszkają w obozie znajdującym się na terenie parku.

Jest dla mnie jasne, że to ta „maszyna” jest głównym problemem wielu wierzących będących „poza kościołem” ( i słusznie). Dopóki nie będą widzieli Ciała bardziej jako „organizmu” niż „organizacji” to nie będą zainteresowani. Programy, działalności, organizowanie funduszy itd., – to wszystko śmierdzi dla nich „CZŁOWIEKIEM’. Lecz to za czym oni są tak zdesperowani to „WIĘCEJ BOGA” i dopóki tego nie zobaczą w kościele, po prostu nie wrócą.

< Część 5 | Część 7 >

продвижение сайта интернете

Kłamstwo – 3


SYSTEM „JEDEN CZŁOWIEK PASTOREM” nie występuje w Biblii.

Większość współczesnych kościołów jest dziś prowadzonych zgodnie z modelem „starszego pastora”, gdzie jeden człowiek (niemal zawsze absolwent szkoły biblijnej) wykonuje większość usługi i jest postrzegany jako „mąż Boży”. Niewielu potrafi zaprzeczyć temu, że to faktycznie pastorzy dziś prowadzą  kościoły.

Lecz, co jest wystarczająco zdumiewające, w Księdze Dziejów, w historii 30 LAT pierwszego kościoła, słowo „pastora’ NIE JEST NAWET RAZ WYMIENIONE. W rzeczywistości nawet w całym NT to słowo jest użyte tylko jeden raz – i jest ono niemal na samym dole listysłużb w kościele: „i On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, jeszcze innych ewangelistami, pastorami i nauczycielami (Ef. 4:11). Jest to  jedyne miejsce, gdzie słowo „pastor” można znaleźć.

Byli starsi i nadzorcy (te terminy są wymienne) w nowotestamentowym kościele, lecz jest to coś całkowicie przeciwnego od pozycji „jeden człowiek pastorem” jak to mamy dziś.

Jak to się stało, że pastorzy skończyli zajmując  się wszystkim i jaki ma to wpływ na kościół?

Gdy prześledzisz historię to stanie się oczywiste, że otrzymaliśmy tą koncepcję bardziej z Rzymu niż z Biblii. Jak powiedział Beckham (cytowany już w poprzednim artykule): „używając kombinacji rzymskiego i feudalnego systemu rządzenia, cesarz Konstantyn stworzył kościelną strukturę, która trwała przez siedemnaście stuleci… Ludzi idą do budynków (katedr) w  szczególny dzień tygodnia (niedziela) i ktoś (kapłan, czy dziś pastor) coś robi im nich (głosi, naucza, odpuszcza,  uzdrawia) lub dla nich ( rytuał czy przedstawienie) za pewną cenę (kolekta, ofiara)”.

W większości przypadków to co dziś widzimy jest kontynuacją systemu „kapłan i laik”, który zdominował kościół w Ciemnych Wiekach.  Jest bardzo niewiele różnic, naprawdę. Zmieniły się tytuły, lecz poza tym jest to zasadniczo stary Rzymsko Katolicki system profesjonalnych „kapłanów” zajmujących się wszystkim. My nazywamy ich „pastorami’, lecz zajmowana pozycja jest zasadniczo ta sama.

To są ludzie, którzy zdobyli stopień ze szkoły  biblijnej i  teraz my im płacimy, aby byli naszymi „ministrami” (usługującymi). Nigdy nie bierze pod uwagę tego, że my WSZYSCY mamy sobie usługiwać!

W wyniku tego powstają dwie „klasy” w kościele” – klasa „usługujących” i klasa „chodzących do kościoła” (lub laików), czyli coś czego Bóg całkowicie nie cierpi.On nie może znieść tego, że Jego ludzie zostali podzieleni na tego typu „klasy”. Jest to doktryna „nikolaitów” (p. Obj. 2).

Ale, czy rzeczywiście jest to tak złe? Jakie  szkody to rzeczywiście wyrządza?

Poniżej kilka szczególnych sposobów w jaki ten model “jeden człowiek pastorem” czyni ogromne zniszczenia w kościele:

(1) Stawia jedną osobę na piedestale – ponad wszystkimi innymi. W wielu kościołach ta cześć dla pastora blisko przypomina bałwochwalstwo. Jego słowo jest prawem i cały kościół kręci się wokół tego jednego człowieka.

(2) Bezpośrednio prowadzi to do PYCHY. Pozycja, którą nadajemy tym ludziom jest straszliwie niebezpieczna dla nich i dla całego kościoła. Jest niezwykle trudno NIE wykształcić w sobie pychy, gdy się jest traktowanym w taki sposób. Pycha jest najbardziej subtelną i duchowo fatalną w skutkach chorobą. Sieje spustoszenie wszędzie, gdziekolwiek znajdzie miejsce.

(3) Kontrola, manipulacja i duchowe wykorzystanie stają się normalne tam, gdzie moc jest skupiona w jednych rękach, jednej „czczonej” figury. Moc demoralizuje. Pochlebstwa korumpują. Cześć deprawuje. Zanim się zorientujesz, ludzie będą straszliwie zepsuci i poranieni przez kontrolę i „techniki zarządzania” wymuszane przez górę. Nowe nauczania o „okrywaniu” i „posłuszeństwie”przetaczają się i udzielają prawa do wywierania presji na ludzi. Wszystkim mówi się, że maja być „poddani” i nie kwestionować. System „jeden człowiek pastorem” sam prowadzi do tego całego scenariusza jak ręka w rękawiczkę. Jest on faktycznie po to stworzony.

(4) Zamienia kościół w grupę „obserwatorów”. Innymi słowy, każdy siedzi wokół i patrzy, podczas gdy „profesjonaliści” wykonują cała pracę. To jest ich „robota”w końcu – jest to całkowity kataklizm, ponieważ my WSZYSCY mamy dary i powołani oraz namaszczenie od Boga.

(5) Pozycja sama w sobie prowadzi do „szat i tytułów”.  Jezus powiedział do uczniów: „Nie pozwalajcie nazywać siebie RABBI”, ponieważ jeden jest wasz Mistrz, a wszyscy jesteście braćmi. Nie pozwalacie nazywać siebie „ojcem”, ponieważ jednego macie Ojca, który jest w niebie. Nie pozwalacie nazywać siebie nauczycielami, ponieważ jeden jest wasz Nauczyciel, Chrystus” (Mat 23:5-12), a jednak nic z tego zdaje się nie powstrzymywać ludzi przed przyjmowaniem tytułów.

(6) Wielu pastorów ze swej natury „gra bezpiecznie”.  Nie lubią chybotliwej łodzi i często sprzeciwiają się faktycznym zmianom. Fakt, że dziś kościół jest w rękach pastorów, a nie apostołów i proroków jak być powinno,którzy „podejmują ryzyko” w kościele, oznacza, że jest on bardzo powolny w swych reakcjach i łatwy do wymanewrowania przez przeciwnika. Desperacko potrzebujemy namaszczonych  ‘ryzykantów” i liderów nastawionych na zmiany.

(7) Ze względu na to,pozycja pastora jest zazwyczaj „jedyną robotą” zmusza to ewangelistów i proroków do tego, aby zostali pastorami, aby się mogli dostać do służby. Często znajdują się oni zupełnie poza miejscem przeznaczenia i jest to dla nich katastrofa.

(8) To wszystko składa taki ciężar na ramionach tego  człowieka wyznaczonego na pastora, że ta praca ma jeden z największych temp WYPALANIA w zachodnim świecie.

(9) Ostatecznie, podobnie jak w przypadku kościelnych budynków, najlepszą przyczyną odrzucenia tego modelu przywództwa jest to, że po prostu NIE WYSTĘPUJE W BIBLII.

Niektórzy ludzie mówią, że istnienie „rady starszych”, która może wynająć lub zwolnić pastora trzyma to wszystko w porządku. Niestety nie tak.Może trzymać „kontrolną” stronę na niskim poziomie, lecz sam fakt, że oni czują się zobowiązani do „wyznaczenia pastora” po prostu pokazuje, jak są w tym systemie faktycznie umieszczeni. Ma wiele stuleci a wszystko co my robimy to po prostu korygujemy go.

Jak zatem oni sobie z tym radzili w Nowym Testamencie?

Pierwsza rzecz jaką musimy sobie uświadomić to fakt, że apostołowie nie byli “profesjonalistami”. Poza Pawłem nigdy nie byli w Szkole Biblijnej (które były prowadzone przez faryzeuszy!) Większość apostołów to  prości rybacy i celnicy, lecz oni SPĘDZILI WIELE CZASU Z JEZUSEM – to były ich kwalifikacje. Jest również widoczne, że pastorzy nigdy nie byli zaangażowani w kościele. To APOSTOŁOWIE grali tutaj tą rolę, lecz nigdy nie byli „panami nad” ludźmi. Wszędzie, dokąd się udawali wyznaczali starszych oraz nadzorców (liczba mnoga) kościoła na czas ich nieobecności. Niestety niektórzy tłumacze biblijni używają słowa „biskup”, co daje wrażenie „hierarchii”, lecz nie było takpierwotnie. Jak stwierdza badacz języka greckiego W.E.Vine: „Presbuteros”, starszy, jest innym terminem określającym tą samą osobę co „biskup” czy „nadzorca”. Spójrzmy na Dz. 20:17 wraz z wersem 28. Byli to więc zwyczajnie ‘starsi’ i wszystko.

To wtedy, gdy kościół popadł w poważny upadek i w rzymską filozofię skomplikowana“hierarchia” zaczęła się. Przedtem wszystko było proste. Być może, któregoś dnia znów będzie.

Teraz, może ktoś zapytać:

 Czy te wszystkie informacje powodują, że będę  przeciw pastorom?

Nie na poziomie osobistym. W rzeczywistości ja sam mam dobre stosunki z pastorami, spotykam się z nim i stale, lecz musimy zdawać sobie sprawę z tego, że wielu z nich zmaga się wewnętrznie z systemem, który jest całkowicie nie biblijny – a zmiana nadchodzi.

Niech was Bóg błogosławi!

Najlepsze życzenia w Chrystusie

Andrew Strom.

topod

Chrześcijanie poza kościołem – Rozdział 7

Opuszczam ruch „Chrześcijanie poza kościołem

                                                                                                 DLACZEGO PUSTYNIA?

„Pustynia” nie jest pojęciem, który rozumieją dobrze tylko chrześcijanie, poza tym, że jest rozsiane po całej Biblii. Od Księgi Rodzaju aż do Objawienia są wyraźnie odniesienia do „pustyni” jako czegoś, czego Bóg często używa do   zajmowania się człowiekiem. Wzór jest niezaprzeczalny

Lecz, czemu Bóg używa go tak często? Dlaczego koniecznie duchowa pustynia? Jaki jest cel i jak nas zmienia?

Gdy przyjrzymy się Pismu, widzimy, że pustynia jest często miejscem duchowych „kryzysów” jak i przygotowania. Jest to miejsce, które Bóg przed nami stawia, zanim zacznie się „rzeczywiste działanie”- zanim wejdziemy do pełni Bożego celu dla naszego życia. Musi nastąpić „śmierć” przed zmartwychwstaniem. Przed „Ziemią Obiecaną” musi być pustynia.

Pustynia jest miejscem próby i testu, złamania i pełnego poddania Bogu. Podpory i działania, które trzymały nas, tanie „zmagania” o to, aby coś się działo, zostają usunięte. Zdolność do polegania na sobie zostaje wstrząśnięta i zastąpiona totalną zależnością wyłącznie od Boga. Każdy „bałwan” w naszym życiu (często jest to też nasza służba) jest prześwietlana Bożym kruszącym światłem, każda egoistyczna motywacja jest tutaj pokazana. Ten proces może trwać latami. Ostatecznie pojawiamy się złamani, zawstydzeni i oczyszczeni. Ten proces oczyścił nas i spowodował nasze dojrzewanie na tak wiele sposobów. Teraz jesteśmy gotowi do wypełnienia wszystkiego do czego Bóg nas pierwotnie powołał. Lecz motywacje naszego serca są całkowicie odmienne od tych, które były wcześniej.

Widzimy ten schemat przez całe Pismo. Wiele lekcji można nauczyć się z tego, co czytamy tutaj. Spójrzmy na kilka przykładów:
Z tego co możemy powiedzieć, patriarcha Abraham przeszedł przez co najmniej dwa główne doświadczenia „pustynne” w czasie swego chodzenia z Bogiem. Pierwsze było wtedy, gdy wyszedł wraz z rodziną ze swego domostwa „nie wiedząc dokąd idzie” – w długiej podróży do Kanaanu. Drugim przypadkiem głównego duchowego kryzysu w życiu Abrahama to była jego przyszłość i wszystko w co wierzył.

Bóg obiecał Abrahamowi syna, który będzie „ojcem wszystkich narodów”. Gdy Izaak, syn obietnicy przyszedł, Bóg kazał Abrahamowi jechać na górę Moria i złożyć Mu Izaaka w ofierze! Wszystkie nadzieje i marzenia Abrahama były reprezentowane przez tego małego chłopca, a jednak Bóg nakazał zabić syna obietnicy! Jest to bardzo podobne do tego, co wielu odkrywa w ich pustynnym czasie. To jest niemal tak, jakby musieli uśmiercić wszystkie swoje marzenia, a nawet powołanie, które Bóg złożył na ich życiu. Jednak w ostatniej chwili Bóg zatrzymał rękę Abrahama i dał mu barana na ofiarę w miejsce Izaaka. To wiara Abrahama i jego totalna ufność w Boga zademonstrowały się tego dnia. Jego gotowość do złożenia wszystkich jego pragnień i nadziei było właśnie taką postawą serca jakiej wymagał Bóg.

 Innym przykładem z tej samej księgi jest Józef – historia, która ma „pustynię” wpisaną w sobie. Józef był ulubionym synem w swej rodzinie i otrzymał sny od Boga na temat jego przeznaczenia jako wielkiego przywódcy wśród swego ludu. Niewiele wiedział na ten temat, że jego droga do przeznaczenie będzie wiodła przez odrzucenie, ból, więzienie. W rzeczywistości głównym czynnikiem tej historii byli zazdrośni bracia, którzy sprzedali go jako niewolnika do Egiptu. Gdyby tego nie zrobili to wątpliwe, czy udzielone przez Boga sny spełniły by się kiedykolwiek.

Przez cały ten czas Bóg łamał go i kształtował na wielkiego przywódcę, którym miał się stać, ponieważ wyłącznie w oddzielonych miejscach Bóg może wykonać tą głęboką przygotowawczą pracę.

Potem nagle, po wielu, wielu latach, jednego dnia Józef dostaje się z więzienia do pałacu! Dzięki Bożej mądrości w wykładaniu snów faraona, Józef zostaje premierem Egiptu – drugim zaraz po królu; lata oczekiwania na pustyni kończą się. Zaczął się nowy okres. Okres, w którym zobaczył jak wypełniają się wszystkie obietnice, które Bóg mu dał!

Prawdopodobnie najlepiej znanym przypadkiem „doświadczenia pustyni” w ST jest historia Mojżesza i dzieci Izraela. Jest w tym wiele ważnych lekcji. Wszyscy dobrze znamy tą historię. Mojżesz, wychowany i uczony całe swoje życie w pałacach Egiptu nagle spotyka się jako Izraelita ze swoim dziedzictwem, powstaje „ze swej własnej siły” i zabija Egipcjanina. Zostaje zmuszony do ucieczki na pustynię, gdzie spędza 40 LAT jako prosty pasterz. Jakże niezwykła długość czasu! Wyobraź sobie, że każdy chrześcijański lider musiałby spędzić tak długo na pustyni, zanim Bóg mógłby mu pozwolić prowadzić Jego lud! Niewyobrażalne są głębie desperacji i uśmiercenia wszystkich marzeń i nadziei przez jakie Mojżesz musiał przejść w tym czasie! Faktycznie trudno po 40 latach wyobrazić sobie kogoś bardziej „martwego” zwykłym ambicjom i pokuszeniom przywódczym niż mógł być wówczas Mojżesz. A jaką CIERPLIWOŚĆ te lata oczekiwania musiały w nim wywołać!|

Ponownie widzimy tutaj te długości, przez które Bóg będzie prowadził w okresie „przygotowania” lidera (40 lat jest zazwyczaj długie). Izolacja, irytacja, wołanie do Boga o uwolnienie – to wszystko jest tego częścią. Takie przeżycie jest nie do zastąpienia. To dlatego Bóg go tak często używa. Serca ludzkie są tak do siebie podobne u tak wielu dziedzinach, że Boży „lek” staje się również podobny.

On zamyka nas nawet w swego rodzaju „więzieniu” na pewien czas, tak, abyśmy nie mogli uciec przed tym doświadczeniem. Jest tak ważne. Nie chce, aby nastawieni na siebie liderzy prowadzili jego drogocenne owce.

Po 40 latach przygotowań Mojżesz wrócił do Egiptu na Boże polecenie, aby wyprowadzić Jego ludzi z niewoli. To był początek doświadczenia pustyni całego izraelskiego narodu. Ponieważ, gdy opuszczali Egipt jedyna droga do Ziemi Obiecanej prowadziła przez pustynię. Niektórzy komentatorzy mówią, że droga w linii prostej zajęła by im kilka tygodni lub mniej, lecz z powodu nieposłuszeństwa i strachu ogromna większość tych, którzy opuścili Egipt pomarła na pustyni, nigdy nie osiągając Ziemi Obiecanej. W rzeczywistości ich pustynna podróż zajęła im 40 lat!

Musimy tu zrobić szczególną uwagę, jeśli chodzi o ten fakt: Nie każdy, kto wszedł na pustynię przeżył ją, a w rzeczywistości tłumy poginęły tam. Pustynia wypróbowała ich i okazali się nie spełniać wymogów. Weszli do miejsca prób i zawiedli. Jest to szczególnie zasadnicza sprawa do uświadomienia sobie i dziś. Tylko dlatego, że zostaliśmy „wywołani” i weszliśmy w czas pustyni, nie znaczy, że uchwycimy Boży kontakt i właściwie zareagujemy. Jest całkiem możliwe, że wszystko zostanie tam stracone. Ci ludzie stracili wszystko całkowicie. Tylko ich dzieci weszły do dziedzictwa obietnic Bożych.

Wiele stuleci później czytamy o innym kluczowym przywódcy w historii Izraela – który wytrzymał długi okres próbowania w pustynnym procesie. To był Dawid, pasterz, którego przeznaczeniem była korona.

Dawid spędził całe lata dosłownie ratując swoje życie ucieczką przed Saulem, panującym królem Izraela, który był zazdrosny i bał się Dawida. Młody człowiek wiedział, że został powołany na króla, lecz to przez wielkie doświadczenia do królestwa doszedł. Dawid ukrywał się latami w jaskiniach, a nawet w wioskach Filistynów, aby uciec przed złością króla Saula. 400 innych uciekinierów przyłączyło się do niego, mógł zatem prowadzić swoją własną małą armię „buntowników”.

Widzisz, Bóg nie mógł dopuścić następnego Saula do prowadzenia Izraela. To dlatego musiał poddać próbie Dawida aż do tego stopnia. Pan chciał być pewien, że on był tym człowiekiem „według Bożego serca”, a ten proces zajął wiele, wiele lat.

Jednym z kluczowych testów, przez które Dawid musiał przejść był test „buntu”. Miał pewnego razu możliwość odebrania życia Saulowi w bardzo łatwy sposób i jego człowiek zachęcił go do tego, lecz Dawid nie podniósłby ręki przeciwko Saulowi. Nadal widział go jako „pomazańca Pańskiego”, pomimo tego, że było wyraźnie widoczne, że Saul został odrzucony przez Boga jako król. Dawid nie zrobiłby tego, aby pomóc swemu przeznaczeniu przez uderzenie na istniejące przywództwo. On oczekiwał na Bożą rękę w Bożym, doskonałym czasie. To był krytycznie ważny dla Dawida test. Ostatecznie, gdy Saul został zabity w bitwie, Dawi doszedł do królestwa w Bożym, wyznaczonym czasie. W ten sposób zaczęła się „złota era”  historii Izraela. Wydłużony czas przygotowania na pustyni przydawał się Dawidowi aż do końca życia.

Lecz ST pokazuje wyraźnie, że nie tylko przyszli królowie czy liderzy byli przez Boga szkoleni na pustyni. Większość proroków była zazwyczaj przygotowywana do ich służby w tym miejscu oddzielenia i pustki. Każdy przyszły Eliasz czy Elizeusz Boży musi przejść przez taki czas intensywnego duchowego szkolenia i jest to prawdą nie tylko w ST, lecz również i w Nowym Testamencie. W rzeczywistości do dziś dnia jeśli jest jakaś służba najbardziej związana z pustynią to jest to służba „prorocza”. Ja osobiście wierzę, że jest bardzo silny proroczy aspekt w sporej części tego, co widzimy jako ruch „poza kościołem” dziś.

Moglibyśmy pokazywać liczne przykłady doświadczenia „pustyni” wielu proroków ST, ponieważ wydaje się, że jest to niemal uniwersalna rzecz, lecz, myślę, że jednym z najbardziej interesujących proroków, któremu się warto przyjrzeć jest Jan Chrzciciel, prorok, który „przygotował drogę” dla ery Nowego Testamentu. Jezus ogłosił, że „nie narodził się z niewiasty nikt, kto byłby większy od Jana”. Jan zawsze był przeznaczony na proroka – napełniony Duchem jeszcze w łonie matki. A jednak po 30 latach przygotowań jego służba trwała tylko 6 miesięcy. Lecz jakie to było sześć miesięcy.

Jan Chrzciciel był prawdziwie „pustynnym” prorokiem w najbardziej radykalnym sensie. W okresie swego przygotowania i szkolenia był, jak czytamy, ukryty w miejscach pustynnych, aż nadszedł czas ukazania się. Nagle przybył, jakby znikąd, z przenikającym słowem pokuty na ustach. Jego kazania znajdowały się wśród najbardziej płomiennych ze wszystkich proroków. „I wychodziła do niego cała Judea, Jerozolima i byli chrzczeni w rzece Jordan wyznając grzechy swoje” (Mat. 1:5).Nie tylko czas przygotowania Jana wypadł na pustyni, lecz również cała jego służba! On był człowiekiem pustyni w każdym sensie i to on miał honor ochrzczenia Jezusa – obiecanego Mesjasza.

Ważne jest pamiętać o tym, że również Jezus przeszedł przez okres pustynny tuż przed rozpoczęciem służby. Jak wiemy, gdy został ochrzczony Duch Święty zstąpił na niego jako gołębica. „I został Jezus zaprowadzony przez Ducha na pustynię by go kusił Szatan (Mt. 4:1). Ten okres pustyni był czasem testów i prób, 40 dniowego postu i niewyczerpanych ataków przeciwnika. Gdy Jezus dotarł do końca, był rzeczywiście gotów do Swojej służby. Zatem, nawet w życiu Zbawiciela „pustynia” była kluczowym kamieniem milowym.

Ap. Paweł to następny mąż, od którego Bóg wymagał przejścia przez takie doświadczenie. Wspomina, że natychmiast po nawróceniu i ochrzczeniu Duchem Świętym spędził w Arabii (region pustynny) w społeczności z Bogiem i nie odwiedził apostołów w Jerozolimie przez co najmniej 3 lata (Gal 1:17-18). Ponownie ukazuje to jak ważne jest dla tych, którzy mają specjalne posłanie od Boga, aby spędzić czas wyłącznie z Nim, przed ujawnieniem się światu. Najpierw muszą zostać przygotowani i o to właśnie chodzi w doświadczeniu pustyni.

Jak to już widzieliśmy w całym Piśmie wielu przyszłych Bożych liderów i mówców było wysyłanych do miejsca samotności i złamania zanim zostali wprowadzeni w prawdziwe przeznaczenie. Nie wspomnieliśmy o takich herosach jak Noe, Jozue, Jakub, Job, i inni, którzy mieli podobne przeżycia. Część tego procesu leży w „oczekiwaniu”, które tam ma miejsce. Również w tym, że wszystkie wspierające podpory zostają usunięte. Samo oczekiwanie może być torturą.

Pustynia ma również na celu zajęcie się wszelkim strachem przed ludźmi oraz „usystematyzowanym” patrzeniem na sprawy. Bóg często używa go, aby wprowadzić całkiem świeżą perspektywę, która jest bardzo ważna dla lidera, który ma reprezentować „nowe” podejście lub napotkać na opozycję wywołaną słowami konfrontacji, które przynosi. Samotne lata pustyni dają im kręgosłup, który wytrzyma tłumy czy moce i pozwoli ogłaszać Bożą prawdę bez kompromisu. Teraz naprawdę boją się Boga bardziej niż ludzi i myślą zupełnie inaczej niż reszta. Pustynia jest żywotnie ważna dla każdego, kto chce przynieść świeżą mannę Bożemu ludowi.

Oto kilka interesujących e-maili, które otrzymałem dotyczących tej sprawy:

Scott (USA):

Łatwo przychodzi nam porównywać „Pustynię” z czymś negatywnym. Nie wierzcie w to. Wierzę, że część tego, co Bóg przygotowuje nie da się nauczyć z za kazalnicy. Stare powiedzenie, że: „Tego nie da się nauczyć, to trzeba przeżyć” odgrywa tutaj ogromną rolę.

„A dziecię rosło i wzmacniało się na duchu, PRZEBYWAJĄCA NA PUSTYNI, aż do dnia wystąpienie przed Izraelem” (Łk 1:80). Właśnie przygotowywana była zmiana porządku rzeczy… Jan, syn Zachariasza, nie miał uczyć się PRAWDY w domu swego ojca, ani w kościele w Sabaty. TO było objawienie, które przyszło, gdy Jan przebywał na pustyni. To, co Bóg przygotowywał, poruszenie Boże, które szykował do objawienia (Jezus) musiało być wyłożone całkiem poza wpływami i porządkiem tamtych dni.

Wierzę, że nadchodzi zmiana w dzisiejszym kościele, podobnie jak za dni Jana. Oczywiście nie mam na myśli nowych zasad zbawienia czy łaski, chodzi mi o kościół. Wyprodukowaliśmy całe mnóstwo rzeczy, z którymi Jezus nie ma nic wspólnego. Wierzę, że zmiana porządku, przywróci Boży porządek Jego ludziom. Wierzę, że Bóg tych, których nazywa synami trzyma na „pustynnych miejscach”, ponieważ przygotowuje ich do wszczepienia i zdeponowania w ich sercach tego, czego prawdopodobnie nie da się nauczyć w dzisiejszym kościele…

Nie mówię, że cały współczesny kościół jest wykręcony. Kocham ten kościół, biorę w nim udział każdego tygodnia. Wierzę, że ci, którzy są teraz na pustyni kochają kościół równie mocno. Wierzę, że są znaki zachęty Ducha Świętego. Są takie rzeczy i prawdy, które Bóg otwiera przed nimi, a których nie da się teraz nauczyć w 4 ścianach kościoła.

W swoim artykule napisałeś, że „tysiące wybrało wyjście a wielu czuje się tak, jakby „czekali” na coś”. Wierzę w to! Wierzę, że są tam wyczekując. Modląc się, poszcząc, słuchając głosu Bożego! Wątpię czy wielu z nich to rozumie, dlaczego. Lecz przez wewnętrzny poziom wiary, wierzą temu, co powiedział Jezus: ”Przyjdę wkrótce”.

Napisałeś, że nie jest możliwe, aby pozostali z dala na zawsze. Zgadzam się. Wierzę, że wrócą i przenikną kościół i wprowadzą ze sobą posłanie i objawienie, które nami wstrząśnie. Oczywiście, będą tacy, którzy wykorzystają „zranienia i rany” jako powód do odejścia i nie przyjęcia odpowiedzialności. Inni są po prostu leniwi i cieleśni, lecz są tacy, którzy słyszą głos Pana pobudzający ich do szukania Jego oblicza i serca poza 4 ścianami lokalnego kościoła.

Deborah (Lokalizacja nieznana):

Wielu opuściło „system” i nie wiedzą dlaczego. W Egipcie był ogromny nacisk na Żydów, aby „pracowali”. Jest to symbol zmęczenia, które przychodzi wraz z „uczynkami”. Sprawiedliwość oparta na odgrywaniu przedstawiania jest skrajnie wyczerpująca. Większość została wkupiona w system nieświadomie. Wierzę, że Bóg wywołuje wielu z tego „systemu wiary”… ON wywołuje nas z „Egiptu”…

Gdy On wywołuje „poza obóz” to jest czas świętowania. Dlaczego? Wierzę, że jest tak dlatego, że Pan mówi, że to już czas na głębszą relacje z Nim i na przygotowanie. Przygotowanie do tego, z czym się musimy spotkać, co przed nami. Wywołanie nas poza obóz, jak to było z Jezusem, aby umrzeć. Będą to najlepsze i najgorsze czasy. Najlepsze, dlatego, że wejdziemy z Nim w głębszą i bardziej realną relację niż kiedykolwiek wcześniej i będziemy mniej związani przez „uczynki”. Najgorsze, ponieważ to, co nie jest z Niego musi umrzeć.

Hari (Australia):

Podobnie jak wielu, jestem pewna, że byliśmy ostrzegani o niebezpieczeństwach sytuacji pozostania „samemu” a zatem te wszystkie sprawy znalezienia się między wilkami (choć, co smutne, spotkałam więcej wilków wewnątrz kościoła) czy odrzucania „zgromadzeń wzajemnych” braci itd.

Pustynia to miejsce bez jakichkolwiek zakłóceń i fanfar, miejsce gdzie sam Pan czeka na ciebie. Minęło już pięć lat i w tym czasie próbowaliśmy „wrócić do”, lecz jakoś byliśmy wypychani „na zewnętrz”… Nie jesteśmy rozgoryczeni ani nie poddający się, lecz po prostu pozbawieni złudzeń.

Czasami musisz znaleźć się na zewnętrz, aby zobaczyć, co się dzieje. Aby móc pomóc człowiekowi złapanemu w dół-pułapkę musisz być na zewnątrz, aby go wyciągnąć. Oczywiście, bycie „poza” samo w sobie jest urazą dla tych „wewnątrz”. Wywołuje to na powierzchnię wiele pytań, które zwyczajnie nie ustąpią, a na które wielu nie chce trafić.

Lecz na tej pustyni znaleźliśmy Pana i On sam prowadził nas i karmił i spowodował nasz wzrost w taki sposób, że tysiąc nabożeństw nie byłoby w stanie tego dokonać.

Być może podobnie jak Jan Chrzciciel my wszyscy oczekujemy na wywołanie do wyjścia i udania się do miast (Łk 3:2) i, podobnie jak on, będziemy ludźmi przygotowanymi do przygotowania drogi Pańskiej, na Jego przyjście… Być może wtedy świat zobaczy coś innego, być może wtedy my ponownie będziemy ludźmi, którzy „wywrócą świat do góry nogami”.

_________________________________________

Wielu piszących do mnie miało wiele bardzo interesujących rzeczy do powiedzenia na temat ich własnego doświadczenia pustyni:

Christopher (USA):

Byłem mentorowany przez dwie wielkie służby i do 1996 roku zostałem drugim zarządzającym w służbie, która tutaj stała się znaną jednostką w proroczych kręgach.

Pod koniec 1999 Pan zaczął do mnie mówić na temat bałwochwalstwa wobec tej służby. Było to bardzo trudne, ponieważ ja zwyczajnie postępowałem według poleceń typu: „jak to…” moich mentorów i zrezygnowałem z kariery w korporacyjnych Stanach w odpowiedzi na „powołanie” (jak byłem uczony). Wtedy w listopadzie 2000 roku Sam Pan przyszedł do mnie i zaczął rozmowę…

Siedziałem w moim biurze w fotelu na wpół leżąc za biurkiem, gdy nagle usłyszałem głos Pana mówiący do mnie w bardzo wyraźny sposób. Powiedział:

Chris, czy byłoby z tobą w porządku, gdybym powiedział ci, że zamierzamy udać się na skraj pustyni i w tym miejscu, to wszystko co uważałeś i znałeś jako normalne zaniknie. Nie będzie nabożeństw, działalności, widoczności. Będzie się wydawało jakby wszystko się zatrzymało – lecz to co będziesz miał to będzie manifestacja mojej Obecności.

Był króciutka chwila ciszy w tym momencie i Pan wrócił ponownie do mnie mówiąc:

Chris, wszystko co masz to Ja i tylko Ja, czy będzie to dla ciebie wystarczające?

Jak tylko Jezus skończył zadawać pytanie, zdałem sobie sprawę z tego, że właściwa odpowiedź brzmi „tak”, lecz coś wewnątrz mnie spowodowało, że powstrzymałem się i pomyślałem o pytaniu, a nie odpowiedziałem pośpiesznie. To było tak, jak gdyby to, co powiem miało być proroctwem tego, co się stanie – i zostanie uruchomione natychmiast po tym, gdy to wypowiem. Przez krótką chwilę zastanawiałem się nad tym, co mówiła by odpowiedź „nie” („Nie, Jezus, Ty nie wystarczyłbyś. My pragniemy służby bardziej niż Ciebie”), lecz było to tak śmieszne, że byłem gotowy odpowiedzieć na pytanie Pana, nawet gdyby miało wywołać zwrot, o którym nie myślałem. Wiedziałem, że wszelka służba warta zaangażowania zawsze MUSI zaczynać się i kończyć z Jezusem. Powiedziałem więc:

 Tak, Panie, Ty sam wystarczysz.

Znów nastąpił następny moment ciszy i Pan po prostu odpowiedział:

OK.

Intensywna Jego obecność odeszła i nie przeżyłem następnego nawiedzenia takiego jak to aż do końca stycznia 2002.

Pewnego poranka pod koniec stycznia 2002, siedziałem pracując dokładnie w tym samym fotelu w moim biurze, gdy Pan ponownie przyszedł do mnie tak samo jak ostatnio w listopadzie. Choć minęło kilkanaście miesięcy od ostatniego „spotkania”, Pan przemówił do mnie tak, jak gdybyśmy nadal kontynuowali poprzednią rozmowę. Powiedział:

Chris, gdybym dał ci te rzeczy, o których myślałeś, że potrzebowałeś w służbie,  wzgardziłbyś nimi nawet bardziej niż
wzgardziłeś tymi aspektami biznesu, które uważałeś, że konkurują o twój czas i przeszkadzają w wypełnieniu Mojego powołania na twoim życiu.

Mówił dalej:

W nadchodzących dniach największym pragnieniem moich ludzi będzie, aby po prostu usiąść u moich stóp i cieszyć się słodką społecznością. Już więcej nie będą swoich pasji owijać w to, co dla mnie robią. Ja będę ich pasją. Wtedy powiem do jednego, czy pójdziesz i przekażesz to posłanie tej grupie; i powiem do tamtego, czy pójdziesz na ulicę i pomożesz temu w wielkiej potrzebie; i powiem do jeszcze innego, czy pójdziesz i zachęcisz tego, który jest Moją owcą. Z powodu pasji dla mnie nie będą chcieli opuszczać tego miejsca przy moich stopach, lecz pójdą i zrobią, gdy poproszę, z wielkiej miłości dla mnie.  Oni wszyscy pójdą i wykonają swoje zadania dokładnie tak, jak ich poinstruuję, lecz gdy skończą swoje zadania ich jedynym pragnieniem będzie szybko wrócić na miejsce i siedzieć u Moich stóp. Nigdy więcej nie będą zastępować swej pasji dla Mnie tymi rzeczami, które robią dla Minie. Ja sam będę ich pasją.

„Wyszliśmy na zewnątrz” i nie widzę powrotu. Wyglądam w przód, aby zobaczyć, co Pan będzie teraz robił, ponieważ wierzę, że On stoi za tym wszystkim.

Nancy (USA):

Muszę powiedzieć, że wcale nie czuję się jakbym była na pustyni. Być może, że jestem, lecz po prostu nie wiem o tym (ha). Dla mnie, pustynia to jest miejsce, gdzie nie ma Boga. NIE czuję tego w ten sposób wcale. Rozmawiam z Nim codziennie, On mówi do mnie codziennie. Idę za nim najlepiej jak potrafię. Ufam Mu, że wprowadzi mnie do większej wierności Jemu, większego oddania modlitwie, większej miłości do Niego. Z pewnością bardzo lubię być z ludźmi, lecz miałam tego wiele przez te wszystkie lata, gdy byłam w kościele. Jedyne za czym wtedy tęskniłam to był Bóg!

Rodney (USA):

Jakieś 7 lat temu zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że spędzę całe moje tak zwane chrześcijańskie życie w takim lub innym grzechu myśląc przez cały czas, że znam Boga. Nagle zdałem sobie sprawę z mojej ogromnej potrzeby Jego. Błagałem GO przez sześć miesięcy, aby coś dla mnie zrobił. Któregoś dnia zrobił. W jednej chwili przyszedł i oczyścił mnie i całkowicie zmienił kierunek mego życia. Od tej chwili zacząłem się dziwić dlaczego po tak wielu latach spędzonych w kościele nigdy nie widziałem tego rodzaju mocy. Kochając Boga bardziej niż kiedykolwiek, a nawet wzrastając stale odłączyłem się odzorganizowanego kościoła. Walczyłem z poczuciem winy, skrajną samotnością, wieloma niemal bezsennymi nocami i wielu innymi emocjami, ponieważ przez kilkanaście lat czułem się tak, jakbym był jedynym, który tak czuje. Pozwól, że podkreślę fakt, że moja miłość do Boga stale wzrastała. On Osobiście uczy mnie rzeczy, o których nigdy nie słyszałem w kościele. Bóg wypełnił moje serce tak wielu cudownymi rzeczami i tak bardzo pragnąłem powiedzieć ludziom, a jednak nie było uszu do słuchania.

Pustynia był czymś nieznośnym dla mojej rodzin i dla mnie. Znacznie łatwiej było w dawnych czasach żyć w ignorancji, po prostu grając w tą grę. Wielokrotnie myśleliśmy, że powinniśmy wrócić i zaangażować się ponownie. Gdy idziemy na „kościelne nabożeństwo” to często zostajemy ogarnięci zmartwieniem i wielkim smutkiem. W ciągu ostatnich kilku lat spotykaliśmy się z ludźmi podobnymi do nas i teraz mamy społeczność z ponad dziesiątką rodzin a znamy wiele więcej.
Czasami uczestniczymy w nabożeństwach, po prostu dlatego, że czujemy tak wielką miłość do ludzi, której nigdy nie mieliśmy wcześniej i chcemy być z nimi (nawet z ludźmi, których nie znamy), a jednak czasami potrzeba tygodnia lub więcej, aby dojść do siebie po tym bolesnym przeżyciu.

Mógłbym dodać, że kościół, do którego należymy jest, tak dalece jak chodzi o kościół, jest prawdopodobnie tak dobry jak ci, którzy przychodzą.

Teraz po 7 latach, nie zamieniłbym tego na nic innego. Nawet w okresie najstraszniejszej pustyni i samotności byłem tak pewien tego, że to wszystko Bóg czyni, że założyłbym się swoim życiem o to. Pan był tak niesamowicie wierny i wydaje się teraz, że jesteśmy poza pustynią i czujemy, że coś się wydarzy.

Nikki (USA):

Czasami, gdy jesteś sam, nie znając nikogo, lub zaledwie kilku innych – myślisz, że pewnie jesteś buntowniczy – lecz czas z Panem jest tak bogaty, głęboki, a wzrastające korzenie takie dobre, że wiesz, że coś tutaj jest w porządku. Uczymy się słuchać, chodzić z Panem i podążać za Nim w bardzo rzeczywisty i osobisty sposób. On ma swoje powody a ja wiem, że ja wiem, że nie będziemy mieli problemów słuchając Go, gdy mówi nam, aby „Iść” – lecz nie będzie to prawdopodobnie budynek, lecz żywa świątynia Jego dzieci, wszystkich posłusznych Jego powołaniu.

Donna (USA):

 Jestem poza kościołem od kilu lat. Czasami, okazjonalnie odwiedzam jakiś, lecz zawsze słyszę głos Ducha: „Nie – to nie jest twój dom”. Wiedziałam, że mój Ojciec ma jakiś cel w tym doświadczeniu pustyni i że zrozumie to we właściwym czasie. Ostatnio, zrozumiałam, że to na pustkowiu przygotowywana jest droga…

Nie wiem dokładnie, co mój Ojciec zaplanował dla mnie, lecz jest to coś znacznie ponad wszystko, co mogę sobie wyobrazić. Wiem, że jest objawienie odnowionej prawdy, które nadchodzi do wielu znajdujących się na pustyni a które wkrótce będzie przekazane. Wszyscy powinni robić zakupy z Obj. 3:18, a szczególnie maść na oczy. Nie wszystko przychodzi przez łaskę, jest cena, którą zapłacić muszą ci, którzy zwyciężą.

Shearon (USA):

Polityka nie należy do kościoła, chóry na paradach nie należą do kościoła, „dzień kapelusza” nie należy do kościoła itd.. Pozbyliśmy się wszystkiego, czym kościół jest. Pan zabiera nas z powrotem.

Ja również przeszłam przez doświadczenie pustyni, mogę więc odnieść się do tego, przez co oni przechodzą. Pustynia nie jest łatwa, wszyscy powinniśmy przejść jedną. Jest cel w pustyni i dziękuję Bogu za moje przeżycie, tak wiele się nauczyłam. Lecz, tak masz rację, jest czas na wyjście. Nie możesz pozostać na pustyni (tak, chciałam). Jest taki czas, gdy Bóg wyśle cię na pustynię, podobnie jak Mojżesza i Swego Syna. Może to być 40 dni, może 6 miesięcy, a może 40 lat, lecz musisz wyjść.

Jeśli nie, to po co by to było?

< Część 6 | Część 8 >

topod

Kłamstwo – 1

 

ZAPROŚ JEZUSA DO SWOJEGO SERCA

MODERATOR:  Zostałem zalany setkami maili od chwili, gdy opublikowałem mój artykuł pt.: „9 kłamstw współczesnego kościoła”. Niestety, wielu ludzi odbiera to personalnie i nie potrafi spojrzeć obiektywnie na to, co napisałem. Stają się „defensywni”. Wszystko o co proszę to, aby ludzie spojrzeli na to, co napisałem obiektywnie, pytając siebie samych: „Co mówi naprawdę Pismo”.

 W ciągu kolejnych tygodni przyglądniemy się poszczególnym punktom z „9 kłamstw współczesnego kościoła”. Myślę, że wielu ludzi będzie zdziwionych dowiadując się, co Biblia faktycznie mówi o tych sprawach.

Oto pierwszy punkt:

****************************

KŁAMSTWO # 1 –     „ZAPROŚ JEZUSA do serca”

Andrew Strom

Jedną z podstawowych rzeczy, które zadziwiały mnie przez lata było głoszenie “Oddaj swoje serce Panu” czy “Zaproś Jezusa do swojego życia”, aby zostać chrześcijaninem. Czy nie zdajemy sobie sprawy z tego, że taka praktyka NIGDZIE w Biblii nie ma miejsca? Czy jest JEDEN przykład kogoś „zapraszającego Jezusa do serca” (czy coś podobnego), aby być chrześcijaninem w Księdze Dziejów? NIE – ANI JEDNEGO. Księga Dziejów Apostolskich pełna jest dosłownie tysięcy ludzi stających się odrodzonymi chrześcijanami i często mówi się nam dokładnie, co ci ludzie zrobili. Lecz nigdzie nie ma zapisu, aby ktokolwiek z nich zrobił cokolwiek podobnego do „zapraszania Jezusa do serca”, aby być zbawionym.

Z PEWNOŚCIĄ, jeśli kościół nawet w najmniejszym stopniu działał wspólnie, to tę sprawę mieliby właściwą. Z pewnością to musiałaby być najważniejsza, najbardziej podstawowa sprawa w całym Nowym Testamencie:  Jak właściwie ludzie powinni stawać się

chrześcijanami? Co powinni powiedzieć w Nowym Testamencie? Bardzo proste pytanie, pomyślałbyś. Ale również żywotnie ważne.

Lecz, niewiarygodne, wydaje, że się niewielu z nas zawraca sobie głowę zadając to pytanie czy biorąc pod lupę oczywistą odpowiedź. Oto mamy jeden z najważniejszych, fundamentalnych punktów jaki jest możliwy w chrześcijaństwie: „Co mamy zrobić ABY BYĆ ZBAWIENI?” Generalnie, dziś nasza odpowiedź byłaby całkowicie inna od apostolskiej. Niewiarygodne, prawda? Oto mamy to, czarno na białym, raz za razem! Lecz TRADYCJA zaślepiła nasze oczy na Prawdę. Jestem pewien, że nawet wielu z was, czytających to, będzie zszokowanych oczywistością prawdy w tej dziedzinie.

Zacznijmy od dnia Zielonych Świąt (wspaniałe miejsce na początek!).

Jak wszyscy wiedzą Duch Święty zstąpił na 120 i zaczęli mówić językami. Jest to oficjalnie znane przez teologów jako narodziny kościoła – początek chrześcijaństwa jak wiemy. Po przekonującym kazaniu Piotra do zebranego tego dnia tłumu następne 3000 ludzi zostało przydanych do kościoła:-„…byli poruszeni do głębi i rzekli do Piotra i pozostałych apostołów: CO MAMY CZYNIĆ, MĘŻOWIE BRACIA. A Piotr do nich: Opamiętajcie się niechaj się każdy z was da ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar DUCHA ŚWIĘTEGO. (Dz. 2:37-38). Zwróć uwagę jak inna jest odpowiedź Piotra w stosunku do tego, co mówią ludzie dziś. My powiedzielibyśmy coś takiego: „Po prostu powtórz za mną prostą modlitwę” – lecz Piotr nic takiego nie zrobił wcale.

W tym co Piotr do nich powiedział są zawarte trzy elementy:

 POKUTA, CHRZEST WODNY I otrzymanie DUCHA ŚWIĘTEGO. Ten wzór widzimy powtarzany stale i wciąż w całej Księdze Dziejów Apostolskich (w rzeczywistości we wszystkich pismach NT) najbardziej rzucający się w oczy, oczywisty sposób. A my ciągle słyszymy: „Musisz zaprosić Jezusa do swojego serca” – głoszone  w całym chrześcijaństwie.

Następną ważną do zdobycia przez wczesne chrześcijaństwo grupą byli Samarytanie. W 8 rozdziale Dziejów czytamy o tym, że ewangelista Filip oglądał wielkie przebudzenie w Samarii: „Kiedy jednak uwierzyli Filipowi, który zwiastował dobrą nowinę o Królestwie bożym i o imieniu Jezusa Chrystusa, dawali się OCHRZCIĆ, zarówno mężczyźni, jak i niewiasty…..

 A Piotr i Jan, którzy zostali do nich wysłani „wkładali na nich ręce a oni OTRZYMYWALI DUCHA ŚWIĘTEGO (Dz. 8:12-17).

Zauważ identyczny wzór postępowania jak w dniu Zielonych Świąt.

 Mam nadzieję, że zdajesz sobie spraw z tego, że mówimy tutaj o TYSIĄCACH nawróceń. I NITK Z NICH nie był angażowany w „oddawanie serca Jezusowi” czy „zapraszanie Jezusa jako swoje osobistego zbawiciela”. Jeśli przejrzysz z zapiski Dziejów Apostolskich to przekonasz się, że za każdym razem były to „pokuta, chrzest i przyjęcie Ducha Świętego” – stale i wciąż to samo.

Kolejna ważna grupa ludzi, która miała być zdobyta przez pierwszy kościół to byli „pobożni” poganie (Dzieje rozdz. 10 i 11). Piotr został posłany, aby głosić w domu Korneliusza i Bóg nagle zadziałał pomimo, że ten jeszcze głosił:!:- A gdy Piotr jeszcze mówił te słowa, ….. słyszeli ich bowiem, jak mówili językami i wielbili Boga”Wtedy Piotr ogłosił: „Czy może ktoś odmówić wody, aby ochrzcić tych, którzy OTRZYMALI DUCHA ŚWIĘTEGO jak i my? I rozkazał ich ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa.

Piotr opisując to wydarzenie później powiedział: „A gdy zacząłem mówić, ZSTĄPIŁ NA NICH DUCH ŚWIĘTY, jak i na nas na początku” (11:15). Odniósł się również do tego, jako do „chrztu w Duchu Święty” (11:16). Mam nadzieję, że widzisz z tych fragmentów, że Duch Święty „ZSTĘPUJĄCY” na ludzi jest tym samym co ‘PRZYJMOWANIE” Ducha lub „CHRZEST” Duchem Świętym.

Widzimy, zatem w przypadku przeżycia zbawienia domu Korneliusza ten sam sposób postępowania jak wcześniej: (1) pokuta serc, (2) przyjęcie Ducha Świętego, (3) chrzest.

Kolejny dobry przykład jest z udziałem pewnych uczniów Jana Chrzciciela, których Paweł  spotkał w Efezie: „Paweł rzekł do nich: „Jan chrzcił chrztem UPAMIĘTANIA, mówiąc ludowi, aby uwierzyli w tego, który przyjdzie po nim, to jest w Jezusa. A gdy to usłyszeli, zostali OCHRZCZENI w imię Pana Jezusa. A gdy Paweł włożył na nich ręce, zstąpił na nich DUCH ŚWIĘTY i MÓWILI JĘZYKAMI i prorokowali (19:1-6). Wydaje mi się, że nie muszę już teraz wskazywać tutaj wzoru postępowania?

Zauważ również, że tutaj nie było “klas przygotowawczych” do chrztu. Przez całą Księgę Dziejów Apostolskich ludzie byli chrzczeni WPROST, jak tylko pokutowali i stali się wierzącymi. W przypadku strażnika on i cała jego rodzina zostali ochrzczeni natychmiast – W SAMYM ŚRODKU NOCY (16:32-33). Etiopski eunuch został ochrzczony przez Filipa wprost, w wodzie, którą zobaczyli podczas jazdy rydwanem (8:35-38).

Sam ap. Paweł sam został ochrzczony natychmiast, przez ucznia Ananiasza, który powiedział coś interesującego Pawłowi: „Powstań, OCHRZCIJ SIĘ i OBMYJ SWOJE GRZECHY wezwawszy Jego imienia (22:16). Ten wers mógłby być traktowany przez wiele współczesnych kościołów jako herezja. Jakże szokująca jest sugestia, ze chrzest może mieć coś wspólnego z przebaczeniem i oczyszczeniem z naszych przeszłych grzechów. Niemniej jest wiele podobnych do tego wersetów rozsianych po całym Nowym Testamencie. Zwróć również uwagę na, że zostało mu to powiedziane Pawłowi w DNIACH po jego doświadczeniu na drodze do Damaszku. Dzisiejsi chrześcijanie przypuszczaliby, że Paweł został „zrodzony na nowo” podczas tego oślepiającego spotkania z Bogiem. Nie tak. Dopóki Paweł nie został OCHRZCZONY, nie był „oczyszczony” ze swoich grzechów. Jest to wyraźne to, co mówi Pismo. Ktoś ma inne zdanie?

Wielu chrześcijan dziś jest uczonych, że chrzest jest zasadniczo aktem symbolicznym. W mojej młodości byłem wychowywany głównie w baptystycznych kościołach, a oni zawsze uczyli, że chrzest jest „zewnętrznym SYMBOLEM wewnętrznej przemiany”. W ten sposób chrzest został odarty w chrześcijańskim myśleniu w znacznym stopniu ze znaczenia i mocy.

Ponieważ „symbol” nigdy nie jest tak ważny jak rzecz realna, nieprawda? Badałem sprawę chrztu w NT bardzo intensywnie i NIGDZIE nie mówi się, że jest to zwykły „SYMBOL”,a raczej mówi się o nim jako o „obrzezaniu serca”, „odcięciu”, „pogrzebie” w ŚMIERĆ Chrystusa. Mówi się również o nim jako o „przebaczeniu naszych grzechów” oraz „obmyciu czyichś grzechów”. Jestem przekonany, że duchowej rzeczywistości (tj. z Bożego punktu widzenia) chrzest jest postrzegany jako LITERALNE „pogrzebanie w śmierć” (patrz. Rzym 6), co ma ogromny skutek dla naszych serc i życia.

A jednak ciągle głosimy „Zaproś Jezusa do swego serca” i odmawiamy wielu ludziom jednego z najbardziej żywotnych kluczy do chrześcijańskiego życia. Jestem też całkowicie przekonany, że chrzest MUSI być przez CŁAKOWITE ZANUŻENIE . Pokropienie niemowlęcia nie wystarcza. To musi być chrzest dla WIERZĄCYCH.  Oryginalne greckie słowo tłumaczone jako „chrzest” to „ZANURZYĆ”. Zatem ludzie muszą być „pogrzebani” pod wodą w chrzcie, a nie pokropieni (- jestem pewien, że większość z was zgadza się z tym).

Podobnie jestem przekonany, że chrzest w Duchu Święty (wraz z mówieniem językami) jest KONIECZNY. To NIE jest opcja. Jak widzimy to w Dziejach Apostolskich ludzie stawali się chrześcijanami przez (1) Pokutę, (2) Chrzest wodny, (3) Chrzest w Duchu Świętym (z mówieniem językami, na ile możemy to powiedzieć). Co musimy zmienić w fundamentalnym nauczani i praktyce Biblii, abyśmy mogli uczynić je bardziej „przekonującymi” dla nowo nawróconych? Dopóki nie ludzie nie będą zbawiani w Biblijny sposób, jak możemy powiedzieć, że są zbawiani w ogóle?

Bez przerwy mówimy o „nowym narodzeniu” w naszych współczesnych kościołach, lecz czy prawdziwie ludzie „rodzą się na nowo” tak jak to było w czasach apostolskich? Mając w pamięci wzór nowotestamentowy to jak nam się wydaje, co Jezus miał na myśli deklarując, że „Jeśli się kto nie narodzi z WODYi z DUCHA, nie może wejść do królestwa Bożego (J 3:5).

Narodzony z WODY i z DUCHA, hmmmm. Trudna to mowa!

 Chrzest wodny i w Duchu nigdy nie były traktowane jako zwykłe “opcje” w Piśmie. W rzeczywistości są one NIEZBĘDNYM przeżyciem, aby zacząć chodzić w Chrystusowym królestwie. Jest wiele wersów w Piśmie na ten temat, które często są pomijane współcześnie lub postrzegane jako „niewytłumaczalne”, ponieważ nie pasują do współczesnej tradycji. Proszę przyjrzeć się następującym fragmentom:

 Mk 16:16-18, 1

Ptr 3:20-21, Tytus 3:5-6, 1 Kor 10:1-2,

 Gal 3:27,

Col 2:11-12, 1 Kor 12:13, Hebr 6:1-2, Rzym 6:2-11,

 Rzym 8:9, Mat 28:19, etc.

Naprawdę o to mi chodzi. Proszę, poświęć trochę czasu na przeczytanie tych wersów jeśli w ogóle ten temat cię interesuje. Wielu ludzi pisze do mnie swoje opinie mówiąc: „Nie mogę uwierzyć w takie twoje nauczanie”, choć nigdy nie zatroszczyli się o to, aby spojrzeć na Pismo, które mówi o tych rzeczach. PROSZĘ przeczytaj Księgę Dziejów Apostolskich i zajrzyj do powyższych wersetów zanim przyślesz mi swoje zdanie.

 Osobiście wierzę, że jest sporo ważnego nauczania i praktyki pochodzących z pierwszego kościoła, które będą odnowione w czasie nadchodzącego Przebudzenia. (Bóg często czyni tak w czasie przebudzeń). Jestem przekonany o  tym, że powyższe nauczanie będzie jednym z nich (wierzę w to od wielu lat).

Zdaję sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie zszokowałem i sprowokowałem wielu tym artykułem. Proszę wierzcie mi, sam byłem tym zszokowany, gdy po raz pierwszy stanąłem twarzą w twarz z niektórymi prawdami kilka lat temu. Są one bardzo oczywiste, gdy je badasz, lecz byłem na nie zaślepiony przez wiele lat. Należałem do tych, którzy dają traktaty typu „Cztery Prawa Duchowego Życia” i prowadziłem ludzi przez „modlitwę grzesznika”. Jak wielu podpierałem to błędnym stosowaniem Obj. 3:20: „Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wejdę i będę z nim wieczerzał, a on ze mną”. Dopiero później zdałem sobie sprawę z tego, co wskazuje Leonard Ravenhill, że to Pismo jest wyraźnie skierowane do KOŚCIOŁA, a nie do nie nawróconych grzeszników. To Jezus stoi poza kościołem „laodycejskim” usiłując wejść! Proszę zobacz i przeczytaj cały fragment – Obj. 3:14-21. Zobaczysz, co on oznacza. Jest bardzo wyraźny.

Nie wstydzę się tego, że kiedyś to głosiłem. Wtedy to było wszystko co wiedziałem, lecz byłem mocno zszokowany jak wiele podstaw ewangelii opuszczałem. Podobnie jak ja, będzie wielu, którzy będą musieli „badać Pisma, czy tak się rzeczy mają” jak owi bracia w Berei. Wierzcie mi, walczyłem z tymi myślami przez wiele miesięcy zanim po prostu wyszedłem z „koziego rogu”. Wiedziałem, że implikacje będą bardzo poważne i nie chciałem się z nimi spotykać, lecz oto miałem to przed sobą czarno na białym. A nie jest to trywialna sprawa, to czym tutaj mówimy, to kluczowe prawdy ewangelii.

 Po napisaniu pierwszej wersji tego artykułu, wielu ludzi napisało do mnie wskazując na ZŁODZIEJA NA KRZYŻU, który nie został ochrzczony, ani napełniony Duchem, a jednak najwyraźniej zbawiony. Wierzcie mi, również miałem te wszystkie zastrzeżenia, gdy po raz pierwszy wchodziłem w to nauczanie. Lecz Bóg unicestwił wszystkie moje wymówki. Zajmijmy się więc teraz tym ZŁODZIEJEM NA KRZYŻU.

Najbardziej oczywistym pytaniem jest to: Kiedy to się zdarzyło? Czy było to pod STARYM Przymierzem czy NOWYM? Gdy Jezus oferował zbawienie złoczyńcy, ciągle jeszcze funkcjonowało Stare Przymierze, czy też rozpoczęła się już era Nowego? Ponieważ, co jest oczywiste, chrześcijaninem (narodzonym na nowo członkiem Ciała Chrystusa) można zostać wyłącznie PO zaistnieniu Nowego Przymierza. Aby natomiast Nowe Przymierze mogło zaistnieć Jezus, ofiarny Baranek, musiał umrzeć oraz BYĆ WZBUDZONYM ZE ŚMIERCI.

Nowe Przymierze nie mogło się zacząć, zanim dokonały się te rzeczy. Z pewnością wszyscy o tym wiemy? Jezus musiał umrzeć i być wzbudzonym z martwych po czym wstąpić do nieba, zsyłając Ducha Świętego, zanim Kościół mógł faktycznie zaistnieć czy też ludzie mogli zacząć się rodzić na nowo jako chrześcijanie. To dlatego ludzie w ST, nawet sam Pan Jezus, nie byli ‘narodzeni na nowo’ w taki sposób, jak my obecnie. Po prostu nie mogli. Pamiętaj, że Jezus powiedział iż Jan Chrzciciel nie mógł zostać ‘nowonarodzonym chrześcijaninem’ ponieważ Nowe Przymierze jeszcze się nie zaczęło. Jestem przekonany, że chciałby tej możliwości. Jezus umarł w agonii, został wzbudzony z martwych, aby nabyć dla nas cudowne życie w Nim. Z pewnością wszyscy to wiemy? CHWAŁA BOGU.

Wracając do złoczyńcy. Czy rozmawiał on z Jezusem i umarł pod Nowym czy Starym Przymierzem? Odpowiedź jest oczywista – pod STRARYM Przymierzem.

Prawdopodobnie był Żydem – jednym z ludu wybranego (choć grzesznikiem), który otrzymał cudowne przebaczenie od Jezusa, gdy pokutował I zwrócił się do Niego. Niemniej wtedy zupełnie inne były warunki przebaczenia niż dziś. Teraz mamy NOWE Przymierze – NOWĄ „mowę” z Bogiem, całkiem różną od Starej. Obecnie mamy nowy i żywy sposób życia. Jak do tego wchodzimy? Przez narodzenie na nowo – z wody i Ducha. A to stało się możliwe dopiero od Pięćdziesiątnicy – dnia rozpoczęcia kościoła. Nie mówię, że „opamiętanie na łożu śmierci” nie jest możliwe, jestem pewien, że Bóg wielokrotnie sięga swym miłosierdziem do tych, którzy zwracają się do Niego, gdy są już blisko śmierci, lecz to są szczególne przypadki. Nie jest to „norma” chrześcijaństwa Nowego Testamentu. Opamiętanie, chrzest i przyjęcie Ducha Świętego są KONIECZNE, aby wejść do Nowego Przymierza, jak wierzę.

Jak powiedziałem, wielu ludzi oferuje mi swoje własne punkty widzenia i opinie bez solidnego zbada Pisma w tej sprawie. Ważne jest, aby pamiętać o tym, że fundamentalne doktryny nie są sprawą zwykłych opinii. Tu chodzi o to, co MÓWIĄ PISMA. Mówię wam, poświęciłem MIESIĄCE badań i modlitwy na ten temat. TO było rzeczywiście tak WAŻNE. Szczerze rozważyłem WSZYSTKO – każdy kąt widzenia jaki mogłem znaleźć. Proszę to poważnie traktować, ponieważ takie jest. Jest to bardzo istotna dziedzina. Wierzę, że dyskutujemy tutaj sprawy dotyczące ZBAWIENIA, a to jest ekstremalnie istotne. Po prostu czytaj Pisma (Mniej niż godzinę powinno zająć przeczytanie wyżej podanych fragmentów). Zachęcam każdego, kto jest choć odrobinę zainteresowany tym, PROSZĘ przeczytajcie je.

Mam głęboką świadomość tego, że sprawy ‘doktryn’ mają bardzo silne tendencje do szerzenia podziałów z samej swojej natury. Wiem również,że podejmują wielkie ryzyko mówiąc tak otwarcie o tak kontrowersyjnym nauczaniu. Generalnie staram się unikać doktrynalnych debat.Wyłącznie najbardziej fundamentalne doktryny i ważne tematy ośmielam się wprowadzać robiąc wokół nich zamieszanie. Zauważycie, że choć prowadzę ‘proroczą’ stronę internetową, nigdzie nie ma dyskusji na temat ucisku „przed czy po” czy dokładnego znaczenie 70 tygodni Daniela itd. Uznałem takie debaty za bezzasadne i, będąc szczerym, skrajnie nudne. Słyszałem te spory wiele lat temu i już po prostu nie mogę znieść więcej. Nie mam już ochoty podejmować sporów i czepiania się głupstw. Ale to są WIELKIE sprawy; zbawienie w Nowym Testamencie, Boży plan dla Jego kościoła – to są naprawdę rzeczy warte uwagi, ponieważ, wierzę, że diabeł okrada nas zaślepiając w pewnych dziedzinach, a Bóg pragnie odnowić te prawdy dla kościoła.

Wyobraź sobie tylko przez chwilkę, że mam rację, że chrzest I przyjęcie Ducha Świętego są znacznie bardziej ważne niż byliśmy do tej pory przekonani. Pomyśl tylko jak wiele tysięcy wierzących jest na całym świecie, którzy przyjęli Ducha Świętego (wraz z ‘językami’), lecz nie zawracają sobie głowy chrztem. Przecież to tylko „symbol”, no nie? Czy być może mówią:

Zostałem pokropiony jako dziecko.

Sam znam wielu ludzi stojących na tym właśnie stanowisku. Myślę, że to jest straszne, i wierzę, że Bóg również tak myśli. Nie wspominając o tych wszystkich, którzy nie zostali ochrzczeni w Duchu Świętym. Czy nie sądzisz, że Boże serce boleje nad tym wszystkim? Dlaczego ludzie ignorują jego nakazy? Nasze kościelne tradycje i zwyczajowe zachowanie mogą nam wiele o tym powiedzieć. To musi się zmienić, przyjaciele, i ja wierzę, że się zmieni, gdy zasadnicze doktryny są kwestionowane. Lecz jeśli mam rację, diabeł będzie walczył przeciw temu na wszelkie sposoby. On lubuje się we wszystkim co zubaża wierzących czy związuje ich w jakikolwiek sposób. To jest rzeczywiście kluczowa doktryna, ponieważ inaczej nie zajmował bym się nią. Faktycznie chylę czoło i ryzykują moją reputację i nie czynię tego lekko.

Jestem oskarżany o to, że jestem “legalistyczny” czy, że “robię z igły widły” przez paru czytelników. Naprawdę nie dostrzegam tego. Jak powiedziałem, niektóre doktryny to „spór o pietruszkę” lecz niektóre są faktycznie żywotne. Wierzę, że te, o których mówimy zaliczają się do tych drugich. Inni oskarżyli mnie o to, że jestem „zbyt dosłowny” (Uśmiałem się z tego).No, to o czym mówimy jest to podstawowa biblijna doktryna, prawda? Zbyt dosłowny? A jacyż powinniśmy być?!

Inni czytelnicy oskarżyli mnie o to, że wierzę w “odnowienie chrztem”. Tu nie o to chodzi. Wierzę, że (1) Pokuta, (2) Chrzest wodny, (3) Przyjęcie Ducha Świętego, WSZYSTKIE są nieodzowne. Nie wierzę, w odnowienie przez chrzest. Te elementy są wszystkie jednakowo ważne i musimy przeżyć je wszystkie, aby móc nazywać siebie „nowotestamentowymi chrześcijanami’ i tak to widzę.

Inni czytelnicy wnieśli te wersy z Listu do Rzym, które mówią: “jeśli ustami wyznasz, że Jezus jest Panem i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz (Rzym 10:9). Obecnie wielu teologów wierzy, że to stwierdzenie było używany jako „wyznanie chrzcielne” w pierwszym kościele. Pamiętam społeczność, w której byłem zaangażowany parę lat, która używała go właśnie w taki sposób. Dla mnie ten wers niewiele ‘dowodzi’ doktrynalnie. Musi on zostać umieszczony w kontekście CAŁEGO Nowego Testamentu, aby uzyskać odpowiednia perspektywę. Z pewnością nie dostrzegam żadnych dowodów na „zapraszanie Jezusa do swojego serca”.

Jednym z najpoważniejszych zarzutów z jakimi się spotkałem to, że głoszę pewien rodzaj  „zbawienia z uczynków” przez twierdzenie, że chrzest i przyjęcie Ducha są tak zasadnicze, oraz że „dodaję do ewangelii” i zabieram ludziom wolność jak to było w przypadku Galacjan!! Bardzo poważny zarzut, lecz spójrzmy na to uważniej. Czy chrzest jest ‘uczynkiem’, który mogę sam sobie zrobić? Czy przyjęcie Ducha Świętego jest „uczynkiem”? Nie sądzę! Są to wstępne przeżycia, które są „ROBIONE DLA NAS” czy udzielane nam – a nie są czymś, co możemy „ZROBIĆ” dla siebie. Czy mogę się sam ochrzcić? Nie! Czyż nie jest to unikalny akt wiary i posłuszeństwa, poza tym? Dla mnie, chrzest nie jest bardziej „uczynkiem” niż „modlitwa grzesznika”. Akt otwarcia ust, poruszanie szczękami i modlitwa nie jest postrzegana jako uczynek i nie powinien być tak widziany chrzest. Wymagają tylko chwili, prawda? Faktycznym pytaniem jest: „Czy chrzest jest prawdziwym duchowym aktem, czy tylko zwykłym rytualnym symbolem? To jest realne pytanie. Tu również pojawia się cały problem „wygody”.Ponieważ kochamy te małe, eleganckie pakiety, które są wygodne w użyciu i łatwe w tym wieku, czyż nie? („zaproś Jezusa do środka”). A chrzest jest taki mokry i lepki, myślimy. Lecz ostatecznie liczy się to: musimy podjąć decyzję i dokonać wyboru czy będziemy robić to w biblijny sposób czy też nowoczesny „wygodny”.

To takie proste.

A teraz jeszcze coś, co wielu ludzi podnosi – Gdzie w tym wszystkim ma miejsce WIARA?

Czy nie mamy być zbawieni z WIARY?

Absolutnie! I

wiara jest w tym wszystkim najbardziej w cenie! Co się dzieje, gdy ktoś słyszy ewangelię i WIERZY jej? (krytycznie ważna chwila). Czy automatycznie staje się „chrześcijaninem”, zaraz? Po prostu przez usłyszenie w to, co powiedziano? Czy też musi działać na podstawie tej wiary w jakiś sposób, aby stać się chrześcijaninem? Czy Żydzi „dotknięci do głębi” kazaniem Piotra w dzień Zielonych Świąt stali się w tej samej chwili, czy coś ZROBILI w WIERZE, aby stać się nimi? Wyraźne jest, że coś ZROBILI, ponieważ Piotr powiedział im: „upamiętajcie się i niechaj każdy z was da się ochrzcić, a otrzymacie dar Ducha”.  Jestem całkiem oczywiste, że każdy z tych elementów wymaga zaangażowania wiary w Jezusa.

Niemniej wierzę, że gdy Biblia mówi o „wierze,która zbawianas” i byciu „USPRAWIEDLIWIONYM PRZEZ WIARĘ”, to mówi o ŻYCIU WIARY, którep odejmujemy po tym, gdy zostajemy chrześcijanami. Jest to CHODZENIE W WIERZE dzień po dniu, chwila po chwili, po tym, gdy zostajemy chrześcijanami co usprawiedliwia nas przed B giem. To pokrycie krwią Jezusa obmywa nasze grzechy i czyni nas czystymi w Bożych oczach. Jeśli chodzimy w wierze, pokryciu krwią, jesteśmy zbawieni i musimy trwać na tej drodze. Wyraźnie jest również z Pisma, że tylko przez MOC DUCHA ŚWIĘTEGO możemy chodzić w tej zbawczej wierze. Ta wiara jest darem od Boga „nie z nas, aby się kto nie chlubił…” Podobnie jak miłość Boża, ta wiara jest rozlana w naszych sercach przez Ducha Świętego, który jest nam dany. Jak więc możemy otrzymać ją bez PRZYJĘCIA DUCHA ŚWIĘTEGO? (co cofa nas do Pokuty, Chrztu, i Przyjęcia Ducha Świętego jako naszego niezbędnego punktu startowego w wierze).

Niektórzy czytelnicy wspomnieli o czymś interesującym dotyczącym chrztu w księdze Dziejów. Ponieważ godne uwagi jest zwrócenie uwagi na to, że wszyscy byli chrzczeni: „W IMIĘ PANA JEZUSA” czy w „IMIĘ JEZUSA CHRYSTUSA”. Większość kościołów chrzci w imię „Ojca i Syna i Ducha Świętego” i wydaje mi się, że jest to mało istotne, lecz wierzę, że jeśli oni w Dziejach uważali za ważne wypowiadać imię Jezusa Chrystusa nad każdym, kogo chrzcili to i my powinniśmy także. Nie jestem aż tak legalistyczny w tej dziedzinie, lecz osobiście w tych dniach chrzczę w „imieniu Ojca i Syna i Ducha Świętego, w IMIENIU JEZUSA CHRYSTUSA (aby być pewnym, że wszystko jest w porządku).

Podsumowując, wierzę, że Bóg bardzo powoli odnawia prawdę kościołowi po stuleciach od czasów Ciemnych Wieków, gdy tak wiele zostało stracone. Reformacja Lutra zasiała odnowienie „Usprawiedliwienia z Wiary”, Anabaptyście ponownie wprowadzili chrzest przez zanurzenie, Wesley odnowił wagę ‘nowego narodzenia’, wzeszłym wieku Zielonoświątkowcy ponownie odkryli napełnienie Duchem Świętym i duchowe dary. (Było też wiele innych rzeczy w tym czasie, lecz te są proste do opisania). Wierzę, że obecnie jesteśmy w stanie, gdy Bóg chce odnowić kościół ku jego prawdziwej, oryginalnej chwale, ze wszystkimi podstawowymi doktrynami i praktykami, „kościelnym życiem” i pełnią oryginalnej ewangelii, „pięcioraką służbą” itd. – ze Wszystkim. Towłaśnie się wydarzy w nadchodzącym przebudzeniu, jak wierzę. I jest to jeszcze jedna przyczyna, że wierzę, że podstawowe doktryny Nowego Testamentu są tak ważne.

W poprzednich stuleciach, jak i teraz, wierzący tych czasów chodzili w świetle jaki mieli, a Bóg osądzi ich zgodnie z tym światłem, które było dla nich dostępne. Lecz teraz jest czas, aby zobaczyć kościół prawdziwie odnowiony do pełni we wszystkich dziedzinach. I to będzie NIEWYGODNE i spowoduje wielkie „WSTRZĄSY”. Nowa Reformacja nadchodzi i jest to ważne, że nie pozostawi za sobą niczego, co wymaga działania. Inaczej nasze dzieci będą musiały mieć następną Reformację, aby poprawić to co zostało nie zrobione. Niech będzie to tak pełne jak jest to tylko możliwe tym razem, dobrze? Ponieważ Chrystus nie może przyjść ponownie dopóki wspaniała Oblubienica nie będzie gotowa dla Niego, bez „skazy, zmazy czy czegoś w tym rodzaju”. Z pewnością żyjemy w dniach „odnowienia wszechrzeczy”, o których mówi Pismo.

Niech was Bóg błogosławi.

Najlepsze życzenia w Chrystusie

Andrew Strom.

продвижение сайта