Category Archives: Kościół

Gromadzicie się lecz nie ku lepszemu!

Chip Brogden
11 kwietnia 2009

“A dając to zalecenie, nie pochwalam, że się schodzicie nie ku lepszemu, ale ku gorszemu” (1Kor. 11:17).
Jezus stwierdził jasno, że „tam gdzie dwaj lub trzej są zebrani w Imieniu Moim, Ja jestem pośród nich” (Mt. 18:20). Po prostu dwóch lub trzech!

Dziękuję Bogu i uwielbiam Go za to, że Jezus nie powiedział: „Gdzie dwa lub trzy TYSIĄCE są zgromadzone w imieniu moim, tam Ja jestem”. Nie powiedział: „Gdzie dwie lub trzy SETKI zgromadzone są w imieniu Moim, tam Ja jestem pośród nich”. Ani nie powiedział: „Gdzie dwie lub trzy DZIESIĄTKI zebrane są w imieniu Moim, tam Ja jestem pośród nich”.

Jezus nie powiedział również ani gdzie ci dwaj czy trzej mają być zgromadzeni, ani nie wymienił w szczególności spotkania w budynku kościelnym czy jadalni. Nie powiedział, jak często w tygodniu muszą się zbierać, ani nie powiedział, czy te zgromadzenia mają mieć jakąś strukturę, bądź nie, otwarte czy zamknięte, wewnątrz czy na zewnątrz.
Wprowadzając Swoją Obecność pośród tak małej grupy jak dwie, trzy osoby Jezus wyrzeka się naszej fascynacji wielkimi liczbami. Każdy może zebrać tłumy, jeśli powie się im to, co chcą usłyszeć. Pozwolę sobie powiedzieć, że w wielkich grupach ludzi nie ma większej obecności Jezusa niż w małych. Liczby są tutaj nieistotne. Albo Jezus jest pośród nich, albo Go nie ma. Jeśli nie ma Jezusa wśród nas, to duża ilość ludzie nie zastąpi braku Jego obecności.

Wolałbym raczej siedzieć w gościnnym pokoju na podłodze z tróją ludzi i Jezusem pośród nas, niż siedzieć na usłudze z trzema tysiącami tam, gdzie Jezusa nie da się nigdzie znaleźć.
Oczywiście, Jezus czasami bywa wśród wielkich grup ludzi, lecz, jak to mówi moja żona: 'Raczej ginie gdzieś w tłumie’.

CO Z WSPÓLNYM GROMADZENIEM SIĘ?

Jeśli chodzi o wspólne zgromadzania, autor Listu do Hebrajczyków mówi:

Nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodając sobie otuchy, ia to tym bardziej, im lepiej widzicie, że się ten dzień przybliża” (Hbr. 10:25).

Chwała Panu za prostotę tego Słowa. Powtórzmy: nie mówi się nam GDZIE gromadzić się (lokalny kościół), nie mówi się KIEDY (niedzielny poranek), nie mówi się JAK CZĘSTO (trzy razy w tygodniu, modlitwa we wtorek, młodzieżowe w czwartek). Biorąc ten wers sam w sobie, mówi po prostu o tym, aby korzystać z każdej okazji do zachęcania siebie nawzajem bezpośrednio, lecz nie daje żadnego wskazania na to gdzie, kiedy czy jak często w tygodniu ma to mieć miejsce.

Jako pastor latami niewłaściwie używałem tego wersu. Robiłem to w niewiedzy, lecz przesłanie, które stale przekazywałem było takie: 'Musicie więcej uczestniczyć, więcej modlić się, dawać więcej i robić więcej niż to, co robicie. Musicie być mi posłuszni, abyście mieli duchową ochronę. Musicie być odpowiedzialni wobec lokalnego ciała wierzących. A jeśli nie przychodzicie do kościoła, za każdym razem, gdy drzwi zostają otwarte i nie uczestniczycie w każdym programie, jaki mamy tu dostępny, to opuszczacie wzajemne zebrania!”

Czy rzeczywiście takie jest znaczenie tego wersu? Gdy przeczytasz wcześniejszy fragment to staje się jasne, że Duch Boży nie stara się nas namówić na to, abyśmy byli bardziej wierni w uczestnictwie w nabożeństwach. Tak naprawdę, gdy było to pisane, chrześcijanie, nie mieli „nabożeństw” (czy kościelnych budynków, na przykład).

O co więc chodzi? Jeśli przeczytasz cały ten rozdział (a jeszcze lepiej cały list), odkryjesz, że celem jest zachęcenie do zbliżania się do Boga bez strachu „drogą nową i żywą” przez Jezusa Chrystusa naszego Arcykapłana, który już zebrał nas razem jako dom Boży po to, aby nas poprowadzić do miejsca najświętszego.

Opierając się na tym, co wiemy o Pańskiej Ekklesii, możemy po prostu powiedzieć: „Nie opuszczajcie domu z żywych kamieni, które Jezus zebrał razem, ponieważ nie ma innego sposobu na zbliżenie się do Boga!” Niestety ludzie zazwyczaj widzą to, czego oczekują, a nie to, co rzeczywiście jest tam. Tak więc unieważniamy Słowo Boże naszą tradycją, tracąc błogosławieństwo i zamieniając to na ciężar.

ZA TO WAS NIE POCHWALAM

Jezus powiedział, że gdy ON zostanie wywyższony, wszystkich do SIEBIE przyciągnie. My zaś podnosimy religię i przyciągamy wszystkich ludzi do instytucji.

Czy sugerujemy, że chrześcijanie nigdy nie powinni chodzić do kościoła czy nie powinni mieć społeczności z innymi? Oczywiście, że nie. Pytamy jednak, czy społeczność istnieje tylko w kontekście spotkania kościoła? Gdy zdamy sobie sprawę z tego, że nasza społeczność ma opierać się na relacji z Jezusem, a nie na relacji z „kościołem”, odkryjemy, że jest dużo więcej możliwości dla społeczności POZA budynkiem lokalnego kościoła, niż WEWNĄTRZ.

Jest tak dlatego, że społeczność oparta na Chrystusie trwa tak długo, jak długo trwasz w Jezusie, podczas gdy społeczność oparta na kościele trwa tylko dopóty, dopóki uczestniczysz w tym kościele. Jeśli idziesz na nabożeństwo i wspierasz jego działania, wtedy cię kochają. Gdy go opuścisz a oni zdadzą sobie sprawę z tego, że nie wracasz, nie chcą mieć już z tobą nic wspólnego. Rzeczywistość jest taka: ich społeczność z tobą jest oparta na kościele, na służbie, na człowieku czy na pieniądzach, lecz nie na Chrystusie.

Prawdziwy charakter kościoła, społeczności czy służby nie da się ocenić według tego, jak cię przyjmują, gdy się przyłączasz, czy też jak traktują ciebie, gdy tam już jesteś, lecz raczej wtedy, jak cię posyłają, gdy odchodzisz, i jak odnoszą się do ciebie, po tym, gdy odejdziesz.

Wiele kościołów, zgromadzeń, służb i społeczności robi więcej szkody niż pożytku i powinny być pozamykane, ponieważ Jezus nie ma w nich pierwszeństwa, a więc nie służą celom Królestwa. Jestem przekonany o tym, że większość kościołów istnieje tylko po to, aby dać pastorowi jakieś miejsce do głoszenia w niedziele. Zgromadzenia trwają, lecz owoców nie ma, są martwymi latoroślami, które ciągle trzymają się krzewu winnego, a które należy odciąć, aby zrobiły miejsce na nowe odrośle.

Paweł napisał do Koryntian, że gdy się zbierają razem, nie jest to ku lepszemu, lecz ku gorszemu. Dla pewności: oni gromadzili się razem, robili to wiernie, lecz ich wspólne zebrania nie były świadectwem ich wiary, lecz świadectwem ich podziału. W rzeczywistości, w ogóle nie zbierali się razem, tylko zbierali się osobno. „Czy mam was za to pochwalić? Nie za to was nie pochwalam!”  Apostoł mówi, że lepiej by było, gdyby pozostali w domach, zamiast gromadzić się ku gorszemu, dzielić się, uczyć herezji, gardzić kościołem Bożym, przynosić wstyd jedni drugim, jeść i pić własne potępienie i zbierać się „ku osądowi” (p. 1Kor. 11:17-34).
Tu jest mocny język zastosowany. Kiedy ostatni razy słyszałeś kazanie na ten temat? Jaki pastor zechce wstać i powiedzieć: „Nie będzie więcej zgromadzeń do czasu aż nauczycie się jak zbierać się razem ku lepszemu, a nie ku gorszemu”? Niewielu!

W DUCHU W DNIU PAŃSKIM

Bracia i siostry nie dajcie się oszukiwać i niepokoić. Jeśli jesteśmy jedno z Głową to jesteśmy jedno z Ciałem, nawet jeśli fizycznie nie zbieramy się razem; a jeśli NIE jesteśmy jedno z Głową to NIE jesteśmy jedno z Ciałem, nawet jeśli gromadzimy się fizycznie razem. Jak to możliwe? To dlatego, że to Jezus buduje Swój Kościół i jest do dom duchowy, a nie fizyczny.
Ta zasada jest wyraźnie widoczne w życiu apostoła Jana. Wygnany na wyspę Patmos spowodowane świadczeniem o Jezusie, był oddzielony od innych wierzących i nie miał bezpośredniego kontaktu z żadnym kościołem. Nie miał „ochrony”, „odpowiedzialności”, „władzy”, ani „lokalnego ciała wierzących” czy „społeczności”. Wydawałoby się, że został wciśnięty w róg, zapomniany.

Lecz Jan mówi: „W dzień Pański popadłem w zachwycenie” („Znalazłem się w Duchu w dzień Pański” – według wersji ang. – przyp.tłum.). Utrzymywał łączność z Głową i z Ciałem Chrystusa w ten sposób, że chodził w duchu i prawdzie. Ta łączność jest duchowa, a nie fizyczna, nie społeczna ani geograficzna. Właśnie dzięki temu Jan otrzymał wyraźną wizję i świeże objawienie Jezusa Chrystusa. Jako korzyść uboczną Jan poznał dokładnie duchowy stan siedmiu kościołów z Azji, pomimo tego, że nie był ich uczestnikiem.
Lepiej jest być samemu i być w Duchu, niż być w zgromadzeniu razem i być w ciele, podążając za pokuszeniami kościelnictwa, gromadzenia się ku gorszemu, a nie ku lepszemu. Jezus powiedział:

Obłudnicy! Dobrze prorokował o was Izajasz w słowach: Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi” (Mt. 15:7-9).

Przyjaciele, jest droga jeszcze bardziej doskonała! Ojciec w aktywnie szuka i rekrutuje dla Siebie ludzi, którzy czczą Go w Duchu i w Prawdzie. Jezus uwalnia ich od próżnego oddawania czci i ludzkich tradycji, i zbiera ich razem w duchowy dom żywych kamieni. Duch Święty prowadzi ich ku coraz głębszej i stale wzrastającej społeczności z Chrystusem. Z nimi każdy dzień jest „Dniem Pańskim”!

O ile wszystko, co nie jest ustabilizowane na Chrystusie podlega wstrząsaniu, ci, którzy zostali zredukowani do Chrystusa otrzymują królestwo, które wstrząśnięte być nie może. Wspaniały to czas żyć i widzieć wypełnianie się Bożych celów! Dlaczego mielibyśmy zadowolić się czymkolwiek mniejszym? ON daje nam nowe wino i nowe bukłaki. Szukajmy dominacji Chrystusa we wszystkim, a gdy Jezus gromadzi nas w prostocie, On jest pośród nas i nasze zgromadzenie będzie ku lepszemu, a nie ku gorszemu. Amen.

раскрутка

Samotny, ale nie sam

Chip Brogden

W Ciele Chrystusa jest dużo osób, które znajdują się w procesie przemiany stanu myślenia od „chodzenia” do kościoła do „bycia” Kościołem. Pan mówi do wielu naraz wzywając ich na bok tradycyjnych spotkań w budynkach kościelnych, aby gromadzili się w swych domach. Im lepiej jesteśmy nastrojeni do Pana tym bardziej jesteśmy niezadowoleni i tym bardziej niewygodne jest dla nas to, co się robi w Jego Imieniu. Tak, jest taka niewygodna przerwa między tym, gdzie zazwyczaj byliśmy do tej pory, a tym, do czego zostaliśmy powołani. Jest to samotny czas, w którym będziemy nierozumiani przez tych, którzy jeszcze nie zobaczyli tego, co my widzieliśmy.

To, co Bóg odciska na wielu znajdujących się w tym pośrednim stanie między kościołem jako budynkiem, a kościołem, jako stylem życia jest to, jak iść SAMOTNIE. Nie możemy opuszczać wzajemnych zgromadzeń, gdy możemy to robić, a jednak Bóg uczy nas społeczności z Chrystusem, nawet jeśli oznacza to drogę samotności.

Bardzo często pragnienie bycia wśród „podobnie myślących wierzących” nie jest duchowym pragnieniem. Bardziej wynika z naszych emocji, duszy tęskniącej do ludzi rozumiejących nas. Mamy nie kochać naszego życia (greckie: duszy życia) i być gotowi na przejście przez czas braku pociechy i społeczności braci i sióstr, jeśli Bóg powołuje nas do Siebie Samego. Jeśli koniecznie MUSIMY być w towarzystwie innych braci i sióstr, aby w jakikolwiek sposób czuć Chrystusa to znaczy, że nie przebywamy w Nim tak jak powinniśmy.

W wielu częściach świata bracia i siostry w Chrystusie nie są w stanie spotykać się razem z powodu prześladowań. Z pewnością pragną to robić, gdyby tylko mogli, lecz skoro nie można, jak będą utrzymywać społeczność i łączność z Ciałem, jeśli nie mogą się zbierać? Muszą znać Chrystusa, jako Społeczność. Trwając w Nim, w połączeniu z Głową, utrzymują jedność zresztą Ciała.

Ktoś może powiedzieć: „My nie jesteśmy prześladowani, mamy wolność gromadzenia się. Czy nie powinniśmy, jako chrześcijanie, korzystać z naszej wolności i mieć społeczność zawsze, gdy jest taka okazja?” Odpowiadam: tak, powinniśmy dziękować Bogu za naszą wolność i maksymalnie z niej korzystać, lecz pytam cię, jaki będzie twój duchowy stan, gdy ta wolność nagle zostanie odebrana? Czy masz w sobie samym na tyle zasobów, aby utrzymać się, trwając w Chrystusie, czy też twoja użyteczność dla Boga jest ograniczona do społeczności z innymi? Czy możesz utrzymać łączność z Ciałem, gdy będziesz odizolowany, czy gdy zasłabniesz i odpadniesz?

Niektórzy są w stanie utrzymywać słodkiego ducha tak długo, jak dług znajdują się w społeczności z innymi wierzącymi, lecz jak tylko Bóg dopuści do jakiegoś zakłócenia tej społeczności, widać jak szybko ten słodki duch kwaśnieje. Są w stanie nawet przyznać się do swego stanu, mówiąc: „Nastrój miałem straszliwy, a to dlatego, że byłem bez kościoła. Muszą wrócić w tą niedzielę”. Wtedy wracają do kościoła, czują się podniesieni, słodki duch wraca. Niestety, przeżywa to większość ludzi, którzy nie nauczyli się traktować Chrystusa jako ich Życie. Czy to jest chodzenie w Duchu? Nie jest.

Prawdą jest, że „gdzie dwaj lub trzej zgromadzeni są w imieniu Moim, Ja jestem pośród nich”. Chwała Bogu za taką prawdę. Równie prawdziwe jest to, że „Jestem zawsze w TOBĄ” (liczba pojedyncza). Nie chcemy być samotnymi chrześcijanami, którzy nie szukają społeczności z innymi członkami Ciała Chrystusa, a równocześnie nie możemy pozwolić sobie na to, aby brak takiej społeczności doprowadził nas do przygnębienia czy depresji, które nas ograbią. Gdyby miało to spowodować upadek, to być może właśnie dlatego Bóg dopuszcza do okresów samotności, abyśmy zostali zredukowani do CHRYSTUSA jako naszej Społeczności.

Jeśli znajdziemy się w takim miejscu, nie spieszymy się zbytnio z szukaniem innych, dopóki nie zbierzemy pełnego żniwa z bycia samotnie z Bogiem. Pamiętajmy o tym, że Ciało Chrystusa jest duchowym Ciałem. Znajdowanie się w fizycznej obecności innych członków nie sprawia, że jesteśmy jeszcze bardziej takim członkiem, a odcięcie od fizycznej obecności innych nie czyni nas ani trochę mniej członkiem Ciała. Oczywiście dokładnie coś przeciwnego ma miejsce, gdy te wspólne spotkania to tylko instytucja; bez fizycznej obecności i wsparcia, ludzie tracą swoje miejsce jako członki. Lecz nie jest tak w Ciele Chrystusa, Kościele. Nie jesteśmy bardziej czy mniej członkami Ciała przez sam nasz fizyczny kontakt z innymi lub jego brak.

Powtórzmy to: można pragnąć społeczności nie tyle po to, aby budować Ciało, lecz po to, aby być budowanym – postawa, pojawiająca się, gdy chodzi się do kościoła, aby „być karmionym” raz czy dwa razy na tydzień. Nic dziwnego, że w takim przypadku Bóg chce, abyśmy patrzyli tylko na Niego jedynie, jako nasze źródło Zbudowania i uczyli się czerpać z Niego, zanim umieści nas blisko innych. Jedną ze słabości instytucjonalnego kościoła jest to, że większość członków przychodzi po to, aby przyjmować, być budowana, być zachęcana, być nakarmiona. Wszystko kręci się wokół „brania”, a niewiele wokół „dawania” i stąd niewiele Życia.

Gdy uczymy się czerpać z Chrystusa jako naszego Źródła, będziemy obficie zaopatrzeni, aby dawać. Społeczność z innymi nie może zastąpić naszego codziennego przebywania w Nim. Jeśli gromadzimy się razem w Imieniu Pańskim, a jednak poza Chrystusem, będziemy świadkami wielu religijnych działań, lecz niewiele Życia będzie udzielane uczestnikom. Bóg chce, abyśmy patrzyli na Jego Syna jako życie, a gdy tak robimy, nasze potrzeby zostaną zaspokojone. Wtedy gromadzimy się razem, jesteśmy dawcami, a nie biorcami i, przy całym dawaniu Chrystusa, otrzymamy błogosławieństwo, którego szukaliśmy.

Naciskajmy na Chrystusa z całego serca, lecz nie zniechęcajmy się, jeśli okaże się, że chwilowo znajdziemy się bez społeczności i pociechy ze strony naszych braci i sióstr.

Choć jesteśmy samotni, nigdy nie jesteśmy sami.

раскрутка

Nie blokuj strumienia Ducha Świętego

Logo_Grady

Grady J. Lee



Często  modlimy się o więcej namaszczenia Ducha Świętego, lecz czy, gdyby Bóg
dał ci Jego moc,  rzeczywiście użyłbyś jej?

Kilka lat temu Pan wysunął zarzut co do mojego poziomu duchowego pragnienia. Pokazał mi, że, pomimo tego, że często stawałem w kolejce po modlitwę i często śpiewałem „Panie, chcę więcej Ciebie”, nie miałem takiej żarliwości do Niego, jak mi się wydawało.


W 1999 roku mój kościół sponsorował konferencje na temat Ducha Świętego. Pod koniec jednej z usług leżałem na podłodze z przodu prosząc Boga o jeszcze jedno dotknięcie Jego mocy. Kilka osób klęczało modląc się o siebie nawzajem.


Jeśli naprawdę chcemy być
napełnieni mocą musimy zaoferować Bogu bezwarunkowe „tak”.

Musimy
ukrzyżować każde „nie”

Nagle pojawiła się wizja. Widziałem ogromną rutę, co najmniej 2.5 m średnicy. Patrzyłem na nią ze środka i widziałem płytki strumień płynu płynący po jej dnie. Olej w tej potężnej rurze miał tylko kilkanaście centymetrów głębokości.

Zacząłem rozmowę z Panem

„Co mi pokazujesz?” – zapytałem.
„To jest strumień Ducha Świętego w twoim życiu” – odpowiedział.

Nie był to zachęcający obraz; to było żałosne!
Pojemność rury była ogromna -mogła pomieścić tony oleju, a jednak widoczna była tylko strużka. Wtedy zauważyłem coś: wzdłuż tej rury znajdowało się kilka wielkich zaworów, a każdy z nich był zamknięty.
Chciałem zapytać Pana, dlaczego jest tam mało oleju w moim życiu.
Zamiast tego zapytałem: „Czym są te wszystkie zawory i dlaczego są zamknięte?”
Odpowiedział: „Reprezentują one chwile, gdy powiedziałeś: nie. Dlaczego miałbym zwiększać strumień namaszczenia, jeśli ty nie byłeś dostępny, aby go użyć?”

Słowa jak żądła. Kiedy powiedziałem „nie” Bogu? Walczyłem z emocjami i zacząłem pokutować. Przypomniałem sobie różne wymówki, które czyniłem i ograniczenia, które stawiałem na to, jak Pan może mnie używać. Powiedziałem Mu, że nie chcę być na przodzie tłumów, ponieważ nie jestem dobrym mówcą. Powiedziałem Mu, że jeśli nie będę głosił jak T.D. Jakes, to nie chcę głosić wcale.
Powiedziałem Mu, że nie chcę zajmować się pewnymi szczególnymi dziedzinami czy bywać w pewnych miejscach. Nałożyłem tyle niewygodnych warunków na moje posłuszeństwo. Po chwili zacząłem dostrzegać coś w moim duchu. Był to ogromny tłum afrykańskich mężczyzn, zebrany jakby na wielkiej scenie. Widziałem, że głoszę im.

Nikt nigdy nie zaprosił mnie do usługiwania w Afryce, lecz w tej chwili wiedziałem, że muszę poddać swoją wolę.
Byłem w stanie tylko powiedzieć modlitwę Izajasz: „Oto jestem Panie, poślij mnie” (Iz. 6:8). Powiedziałem Bogu, że pojadę wszędzie i powiem wszystko, cokolwiek mi każe. Złożyłem moje poczucie braku bezpieczeństwa, strachy i zahamowania na ołtarzu.

Trzy lata później stałem za kazalnicą na sportowym boisku w Port Harcourt, w Nigerii. Gdy zwracałem się do 8.000 pastorów, którzy zebrali się tam na konferencji szkoleniowej, przypominam sobie ich twarze z tej wizji. Zdałem sobie sprawę z tego, że tego dnia, 1999 roku, Bóg otworzył nowe zawory w moim życiu. Dlatego, że powiedziałem: „tak”, On zwiększył strumień Jego oleju tak, że mogłem docierać do tysięcy.

Wielu z nas ma taki zwyczaj proszenia o więcej mocy Bożej i namaszczenie, lecz na co ją wykorzystujemy? Pan nie posyła jej po to, żebyśmy się tylko lepiej poczuli. Uwielbiamy wychodzić do przodu po dotknięcie Boże, uwielbiamy gęsią skórkę, wstrząsy ciała i emocje tej chwili. Uwielbiamy padać na podłogę i przeżywać jedno napełnienie za drugim, lecz, obawiam się, że niektórzy z nas nasiąkają namaszczeniem, lecz nie przekazują go dalej. Nasze charyzmatyczne przeżycie stało się wewnętrzne i egoistyczne. Wstajemy z podłogi tacy sami i dalej żyjemy tak jak chcemy.

Zielone święta to nie przyjęcie. Jeśli naprawdę chcemy być napełnieni mocą, musimy zaoferować Bogu bezwarunkowe „tak”. Musimy ukrzyżować wszelkie „nie”.
Musimy stać się przewodnikiem do innych, a nie zbiornikiem bez ujścia.

Zbadaj swoje serca i sprawdź czy są w twoim rurociągu jakieś zamknięte zawory. Gdy poddasz je, zamknięte kanały otworzą się i Jego olej wypłynie na świat, który pragnie wiedzieć, że On jest realny.


– – – – – – – – – –

Lee
Grady jest wydawcą magazynu Charisma
.

topodin.com

Ostrzeżenie efeskiego kościoła

Spójrzmy na kościół w Efezie. Jezus mówi o nim:

Znam uczynki twoje i trud, i wytrwałość twoją, i wiem, że nie możesz ścierpieć złych, i że doświadczyłeś tych, którzy podają się za apostołów, a nimi nie są, i stwierdziłeś, że są kłamcami. Masz też wytrwałość i cierpiałeś dla imienia mego, a nie ustałeś (Obj. 2:2,3).
Brzmi to tak, jakby to był całkiem dobry kościół. Jest to ten rodzaj Kościoła, który robi programy telewizyjne z nabożeństw, jest rzeczywiście aktywny w swoim otoczeniu, robi wiele dobrego i głosi prawdę. Jest taki Kościół, który będzie wychodził na zewnątrz i faktycznie wpływał na społeczeństwo. Możemy spojrzeć na taki kościół i myśleć, że idzie im całkiem dobrze, lecz Jezus patrzy na to, uznaje wszelkie dobre rzeczy, które robią i mówi „niemniej jednak”, (mimo wszystko, lecz – przyp.tłum.)…

Lecz! Czegoś brakuje. „Coś straciłeś, straciłeś swoją pierwszą miłość. Praca Pańska stała się ważniejsza od Pan pracy. Masz mnóstwo liści, lecz nie masz żadnych owoców. Nie jestem zadowolony. Tak naprawdę, wolałbym cię zamknąć w całości niż miałbyś dalej robić te wszystkie dobre uczynki w Moim Imieniu, gdy już zapomniałeś, co to znaczy kochać Mnie i stawiać Mnie na pierwszym miejscu. Pokutuj i zawróć, i czyń ponownie to co na początku. Jeśli nie będziesz pokutować, przyjdę i wstrząsnę twoim świecznikiem,. Oznacza to, że nie będziesz już w stanie więcej dawać ani przyjmować światła. Nie będę już dłużej pośród ciebie i nie będę już uważał, że masz cokolwiek do czynienia ze Mną”.

Jeśli cię to nie przerażą to po prostu nie czytasz uważnie. Jest to bardzo otrzeźwiające, to wołanie na pobudkę. W kościele efeskim mocno zaznaczone jest to, że Jezus oczekuje szczególnych wyników końcowych od tych, którzy gromadzą się w Jego Imieniu. On będzie cierpliwy, będzie zachęcał, ostrzegał, pracował w tobie. Jeśli pokutujesz, zabierze cię coraz głębiej i głębiej ku Jego Celowi. Jednak, wcześniej czy później, jeśli nie przynosisz tego owocu, On zabierze świecznik. Przeklął drzewo figowe, które uschło i obumarło. Teraz, gdy Boży sąd przychodzi na grupę to spotkania nadal będą się odbywać, kaznodzieje będą głosić, a programy nadal będą funkcjonować, pieniądze będą zbierane i wydawane, lecz nie ma w tym Światła, Życia.

To nie Jezus ich zostawił; On mówi: to wy zostawiliście Mnie, waszą pierwszą miłość. „Wydaje się, że znakomicie się razem bawicie i spędzacie świetnie czas beze Mnie, więc idźcie, bawcie się w kościół, lecz ja usunę wasz świecznik”.

Jeśli więc jesteś członkiem efeskiego kościoła i słyszysz to ostrzeżenie Pana i pokutujesz, to w porządku. Lecz czy, jeśli nie widzisz, że kościół zwraca uwagę na ostrzeżenia do pokuty i powrotu do pierwszej miłości, jeśli będzie ci przykro i będziesz dręczył się tą sytuacją i błagał swoich przyjaciół, aby słuchali i byli posłuszni Panu, a oni nie będą pokutować, czy będziesz się ich trzymał i szedł z nimi w dół ku ciemności? Jeśli masz odrobinę zdrowego rozsądku, nie.

Jezus powiedział, że Jego sługa będzie tam, gdzie będzie On. Jeśli Jezus mówi: „Moja chwała odchodzi, nie jestem tu mile widziany, odchodzę” to wszyscy wierni słudzy mówią: „Panie, jeśli Ty ich opuszczasz, my odchodzimy również. Boże uchowaj, abyśmy mieli dalej kontynuować sami i bez Ciebie. Boże uchowaj, abyśmy mieli nadal popierać coś, co znajduje się pod twoim osądem. Jesteśmy sługami Pana – nie jesteśmy sługami pastora czy sługami tego kościoła”.

Ludziom powiesz: „Kocham was i modlę się o was, lecz czas już odejść. Ja muszę iść za Panem”. Tak powinien powiedzieć wierny sługa, a gdy Mistrz wstaje i wychodzi, wtedy my wstajemy i wychodzimy również.

Jest nieco dobrych rzeczy w kościele. Nie będę przyjmował skrajnej pozycji, jakoby nie było w nim nic dobrego. Gdyby było tak źle, nikt nie chciałby być jego częścią, lecz większość ludzi ciągle coś od kościoła otrzymuje i doszedłem do wniosku, że duchowe dzieci ciągle potrzebują bezpiecznego miejsca do zabaw, muszą otrzymywać swoje mleko i mieć zmieniane pieluchy. Można się przekonać, że większość ludzi, którzy opuścili kościół nie nienawidzą wszystkiego, co w nim było. Większość z nich powie, że nadal kochają ludzi i martwią się o nich. Rzeczywiście tęsknią do społeczności, którą, jak im się kiedyś wydawało, mieli. I czasami tęskną tak bardzo, że pójdą odwiedzić inne kościoły, próbując dopasować się, starając się znaleźć miejsce. Lecz pomimo tego, że próbują ze wszystkich sił, coś w nich nie pozwala im dalej iść razem z nimi.

JaK to wyjaśnić? Niezadowolenie. Istotą jest to, że wzrastająca ilość ludzi dochodzi do wniosku, że socjalne korzyści chodzenia do kościoła już nie rekompensują braku duchowego życia. Ludzie są zmęczeni podchodzeniem do figowego drzewa, które robi nadzieję na owoce, lecz głodnemu nie oferuje do jedzenia niczego prócz liści. Jedli liście i przeżuwali korę, lecz nie owoce, nie pożywienie, nie pokarm.

Któregoś dnia wstają i mówią: „Nigdy więcej. Cokolwiek to miejsce dla mnie znaczyło, jakikolwiek był tego cel, to miejsce nie reprezentuje już Pan Jezusa. Nie mogę tego w pełni wyjaśnić i nie rozumiem tego całkowicie dlaczego czy jak, lecz religia kościoła utrudnia moją relację z Panem i już czas na to, abym go opuścił….”продвижение

Magna Carta Odnowienia Supremacji Jezusa Chrystusa

Znana również jako: Manifest Jezusa do kościoła XXI wieku.

Leonard Sweet i Frank Viola

Chrześcijanie zrobili z ewangelii tak wiele rzeczy,… wszystko tam jest, tylko nie Chrystus.

Jezus Chrystus jest jak grawitacyjne przyciąganie, które wiąże ze sobą wszystko i wszystkiemu nadaje znacznie, wagę i realność; bez Niego to wszystko traci swoją wartość, bez Niego te wszystko jest jak rozsypane części unoszące się w przestrzeni.

Można podkreślać duchową prawdę, wartość, cnotę czy dar, a jednak minąć się z Chrystusem, który jest ucieleśnieniem, wcieleniem wszelkiej duchowej prawdy, wartości, cnót i darów. Szukajcie prawdy, cnoty, wartości czy duchowego daru, a otrzymacie coś martwego. Szukajcie Chrystusa, uchwyćcie się Chrystusa, poznawajcie Chrystusa, a będziecie dotykać tego, co jest Życiem. W Nim mieszka pełnia Prawdy, Wartości, Cnoty i darów w żywych kolorach. Piękno, które ma swe znaczenie tylko w pięknie Chrystusa, w którym znajduje się wszystko, co sprawia, że jesteśmy uroczy i kochani.

Czym jest Chrześcijaństwo? Jest Chrystusem. Niczym więcej, Niczym mniej. Chrześcijaństwo nie jest ideologią, nie jest filozofią. Chrześcijaństwo jest „dobrą nowiną” o tym, że Piękno, Prawda i Dobroć znajdują się w Osobie. Biblijna społeczność jest założona i zbudowana na więzi z tą Osobą. Nawrócenie jest czymś więcej niż zmianą kierunku; jest zmianą powiązania. Jezus na określenie „pokuty”, używał starożytnego hebrajskiego słowa shubh, czy jego aramejskiego wymiennika, które oznacza, że Bóg nie jest daleko, lecz oznacza wejście w relacje, gdzie Bóg jest centralą dowodzenia ludzkich powiązań.

W tej dziedzinie odczuwamy we współczesnym kościele masowy niedostatek. Stąd ten manifest.

Wierzymy, że główną chorobą kościoła dziś jest JDD: „Zaburzenia Niedoboru Jezusa” (Jesus Deficit Disorder). Osoba Jezusa jest coraz bardziej politycznie niepoprawna i zastępowana przez język mówiący o „sprawiedliwości”, „królestwie Bożym”, „wartości” i „zasadach przywódczych”.

W tej godzinie, zaświadczamy, że odczuwamy, że Bóg wzywa nas do sprowadzenia do centrum prymatu Pana Jezusa Chrystusa, w szczególności zaś:

1.
Zarówno centrum jak i peryferie chrześcijańskiego życia to wyłącznie Osoba Chrystusa. Wszystkie inne rzeczy – w tym również to, co się odnosi do Niego i o Nim – są przyćmiewane przez Jego niezrównaną wartość. Poznanie Chrystusa to Życie Wieczne. Głębokie, rzeczywiste poznanie Go, jak też przeżywanie Jego nieprzebranych bogactw, jest głównym celem naszego życia, jak to było u pierwszych chrześcijan. Bóg nie tyle jest zainteresowany naprawianiem tego, co źle poszło w naszym życiu, jak znalezieniem nas w naszej słabości i przekazanie Chrystusowi.

2.
Jezus Chrystus nie może być oddzielony od Swego nauczania. Uczniowie różnych nauczycieli usłyszeli od nich takie polecenia: Arystoteles: „Podążajcie za moim nauczaniem”, Sokrates:”Idźcie za moim nauczaniem”, Budda: „Postępujcie według moich medytacji”, Konfucjusz: „Postępujcie według moich powiedzeń”, Mahomet: „Idźcie za moimi szlachetnymi filarami”. Jezus powiedział do uczniów: „Idźcie za Mną’. We wszystkich innych religiach uczniowie mogą podążać za nauczaniem swoich założycieli, nie mając relacji z założycielem, lecz nie tak ma się sprawa z Jezusem Chrystusem. Nauczania Jezusa nie mogą być oddzielone od Niego Samego. Jezus Chrystus ciągle żyje i urzeczywistnia Swe nauczanie. Bardzo poważnym błędem jest więc traktowanie Chrystusa tylko jako założyciela, dającego pewien zestaw moralnych, etycznych czy socjalnych nauk. Pan Jezus i Jego nauczanie są jednym. Medium i Przesłanie są Jednym. Chrystus jest wcieleniem Królestwa Bożego i Kazania na Górze.

3.
Boża wielka misja i wieczny cel na ziemi i w niebie skupia się na Chrystusie… jest to Chrystus indywidualny (Głowa) i Chrystus zbiorowy (Ciało). Ten wszechświat porusza się ku ostatecznemu celowi – pełni Chrystusa, gdy On będzie wypełniał wszystko Sobą. Być prawdziwie misyjnym oznacza budować swoje życie i służbę na Chrystusie, On jest zarówno sercem jak i krwiobiegiem Bożego planu. Ominąć to, to stracić wątek; w rzeczywistości to stracić wszystko.

4.
Być uczniem Jezusa oznacza nie tyle imitację, co wszczepienie i udzielenie. Wcielenie – pogląd, że Bóg łączy się z nami w formie dziecka i ludzkiego dotknięcia – jest najbardziej szokującą doktryną chrześcijańskiej religii. Wcielenie jest zarówno raz na zawsze, jak i na stałe. Jako Ten, „który był i ma przyjść” teraz jest i żyje swym zmartwychwstałym życiem w nas i przez nas. Wcielenie dotyczy nie tylko Jezusa; dotyczy każdego z nas. Oczywiście, nie w taki sam sakramentalny sposób, lecz zbliżony. Został nam dany Boży „Duch”, który urzeczywistnia Chrystusa w naszym życiu. Staliśmy się, jak pisze apostoł Piotr „uczestnikami boskiej natury”. Jakże więc wobec tak wielkiej prawdy możemy prosić o zabawki i błyskotki? Jak możemy pożądać jakichkolwiek mniejszych darów i mieć wielką ochotę na religijne i duchowe rzeczy? Zostaliśmy dotknięci z wysokości przez ognie Wszechmogącego i dano nam boskie życie. Życie, które przeszło poza śmierć – samo zmartwychwstanie Syna Bożego. Jakże możemy nie być zapaleni? Zadam wam pytanie: Co napędzało czy przyspieszało cudowne życie Pana? Co było głównym korzeniem i źródłem Jego zewnętrznego zachowania? Odpowiedź: Jezus żył przez zamieszkującego w Nim Ojca. Po swym zmartwychwstaniu został zmieniony kanał: Czym był Bóg dla Jezusa Chrystusa, teraz Jezus Chrystus jest dla ciebie i dla mnie. On jest naszą zamieszkującą wewnątrz Obecnością i my bierzemy udział w życiu Jezusa, Jego własnej relacji z Ojcem. Istnieje kosmiczna różnica między próbami zmuszania chrześcijan do imitowania Jezusa, a nauczeniem ich jak dzielić się wszczepionym Chrystusem. To pierwsze kończy się upadkiem i frustracją, to drugie jest bramą do życia i radości w naszej codzienności i w naszym umieraniu. Wraz z Pawłem twierdzimy: „Chrystus żyje we mnie”. Naszym życiem jest Chrystus. W Nim żyjemy, oddychamy, jesteśmy. „Co zrobiłby Jezus” nie jest chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo pyta: „Co robi Chrystus przeze mnie… przez nas? I jak to robi?” Chodzenie za Jezusem oznacza: „ufać i być posłusznym” (reagować), i życie przez Jego zamieszkujące życie w mocy Ducha.

5.
„Historyczny Jezus” nie może być oddzielony od „Chrystusa wiary”. Ten Jezus, który chodził nad brzegami Morza Galilejskiego jest tą samą Osobą, która mieszka dziś w kościele. Nie ma żadnego rozdźwięku między Jezusem z Ewangelii Marka, a nieprawdopodobnym, wszystko zawierającym, kosmicznym Chrystusem z listu Pawła do Kolosan. Chrystus, który żył w pierwszym wieku, istniał wcześniej, przed czasem, ma również swoje istnienie po czasie. On jest Alfa i Omega, Początek i Koniec, A i Z, wszystko równocześnie. On istnieje w przyszłości i przy końcu czasów równocześnie zamieszkując w każdym dziecku Bożym. Niezrozumienie tych paradoksalnych prawd wywołuje potężne problemy i umniejsza wielkość Chrystusa w oczach Bożych ludzi.

6.
Można mieszać „sprawę” Chrystusa z osobą Chrystusa. Gdy pierwsi chrześcijanie mówili „Jezus jest Panem” to nie znaczyło to dla nich, że „Jezus jest moją największą wartością”. Jezus nie jest „sprawą”; jest realną żywą Osobą, którą można poznać, kochać, doświadczać, intronizować i ucieleśnić. Skupianie się na sprawie czy misji nie jest tym samym, co skupianie się na Nim czy na podążaniu za Nim. Nazbyt łatwo jest służyć 'bogu” służenia Jezusowi, w przeciwieństwie do służenia Jemu wprost z zachwyconego serca, które zostało oczarowane jego nieopartym pięknem i niezgłębioną miłością. Jezus prowadzi nas do innego myślenia o Bogu, jako relacji, Boga wszelkich relacji.

7.
Jezus Chrystus nie był społecznym aktywistą czy moralnym filozofem. Wyrażać się o Nim w ten sposób to ograbiać Go z chwały i osłabiać Jego doskonałość. Sprawiedliwość bez Chrystusa jest martwa. Jedynym taranem, który może uderzyć na bramy piekła nie jest wołanie Sprawiedliwości, lecz imię Jezusa. Jezus Chrystus jest ucieleśnieniem Sprawiedliwości, Pokoju, Świętości, Prawości. Jest zbiorem wszystkich duchowych rzeczy, „niezwykłą siłą przyciągania” (dosł. „strange attractor” – przyp.tłum.) kosmosu. Gdy Jezus staje się abstrakcją, wiara traci swoją skuteczną moc. Jezus nie przyszedł po to, aby ze słych ludzi zrobić dobrych. On przyszedł, aby martwych ludzi ożywić.

8.
Można mieszać akademicką wiedzę czy teologię o Jezusie z osobistym poznaniem samego żywego Chrystusa. Te dwa rodzaje poznania są tak odległe od siebie, jak setki tysięcy galaktyk. Pełnia Chrystusa nigdy nie będzie dostępna na podstawie widoku z przodu. Chrześcijańska wiara twierdzi, że jest racjonalna, lecz sięga również do ostatecznych tajemnic. Lekarstwem na wielką głowę jest wielkie serce.

Jezus nie zostawia swych uczniów z przewodnikiem studiów systematycznej teologii dla studentów. On pozostawia swych uczniów z tchnieniem i ciałem.
Jezus nie zostawia swoich uczniów z spójnym i wyraźnym systemem wiary, jak kochać Boga i innych. On daje uczniom rany, które można dotknąć i ręce, które mogą uzdrawiać. Jezus nie zostawia swoich uczniów z intelektualną wiarą czy „chrześcijańskim punktem widzenia”. On zostawia ich z relacyjną wiarą.

Chrześcijanie nie idą za Księgą, chrześcijanie idą za Osobą, a ta biblioteka inspirowanych przez Boga ksiąg, którą nazywamy „Biblią Świętą” najlepiej pomaga nam iść za Osobą. Spisane Słowo jest mapą, która prowadzi nas do Tego Żywego Słowa, czy, jak to ujął Jezus: Całe Pismo świadczy o Mnie”. Biblia nie jest przeznaczeniem; jest kompasem, który wskazuje na Jezusa, niebiańską Gwiazdę Północy. Biblia nie oferuje drogi czy planu na życie. „Dobra Nowina” nie była nowym zestawem praw czy zestawem etycznych nakazów, bądź nowym lepszym PLANEM. „Dobra Nowina” była historią osobistego życia, jak odzwierciedlone to jest w Apostolskim Kredo. Tajemnica Wiary ogłasza to tak: „Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus przyjdzie ponownie”. Znacznie chrześcijaństwa nie pochodzi z wierności skomplikowanym teologicznym doktrynom, lecz z pasji miłości dla życia w świecie, które kręci się wokół Jezusa, który nauczał, że to miłość daje dobre życie . . . nie bogactwo, zdrowie czy cokolwiek innego; lecz miłość. A Bóg jest miłością.

9.
Wyłącznie Jezus może przebić a następnie przemienić puste serce kościoła. Nie da się oddzielić Jezusa Chrystusa od Jego kościoła. O ile Jezus jest odmienny od Swej Oblubienicy to nie jest od niej oddzielony. Oblubienica jest w rzeczywistości Jego własnym ciałem na ziemi. Bóg zdecydował powierzyć wszelką moc, władzę i życie żyjącemu Chrystusowi. A Bóg w Chrystusie może być poznany wyłącznie w kościele i przez kościół. (Jak powiada Paweł: „Różnorodna mądrość Boża – którą jest Chrystus – jest znana przez kościół”.)
Tak więc, chrześcijańskie życie nie jest indywidualnym wyścigiem, lecz jest zbiorową podróżą. Poznanie Chrystusa i pomoc w poznawaniu Go przez innych nie jest jakimś indywidualnym zamierzeniem. Ci, którzy uparcie chcą lecieć samotnym życiem, zostaną sprowadzeni na ziemię i rozbiją się. Tak więc, Chrystus i Jego kościół są ze sobą powiązani i połączeni intymnie. To, co Bóg złączył człowiek niechaj nie śmie oddzielać. Zostaliśmy stworzeni do życia z Bogiem; nasze szczęście jest w życiu z Bogiem, w tym również znajduje się Boża rozkosz i przyjemność.

10.
Czy w świecie, który śpiewa: „Och, kim jest ten Jezus?” i w kościele, który śpiewa: „Och, niech wszystko będzie jak Jezus”, ktoś zaśpiewa z pełnych płuc: „Och, jak kocham Jezusa!”? Jeśli Jezus mógł powstać z martwych, to i my możemy co najmniej powstać z naszych łóżek, zerwać się z kanap i kościelnych ław, i zareagować na zmartwychwstałe życie Pana w nas, przyłączając się do Jezusa w tym, co On uważa za ważne do zrobienia na tym świecie. Możemy wezwać innych, aby się przyłączyli do nas – nie usuwając się z planety Ziemi, lecz stawiając nasze nogi bardziej zdecydowanie na Ziemi, podczas gdy nasz duch szybuje w niebie Bożej przyjemności celu. Nie jesteśmy z tego świata, lecz żyjemy w tym świecie dla Pańskich praw i korzyści. My, zbiorowo, jako ekklesia Boża, jesteśmy Chrystusem w tym świecie i na tym świecie.

Oby Bóg znalazł ludzi na tej ziemi, którzy są ludźmi Chrystusa, przez Chrystusa i dla Chrystusa. Ludzi krzyża. Ludzi, którzy są pochłonięci Bożą wieczną pasją, aby Jego Syn był przed wszystkim, najwyższy i był głową wszelkiego żywego stworzenia widzialnego i niewidzialnego, a wtedy ludzie odkryją dotknięcie Wszechmogącego na twarzy Jego pełnego chwały Syna. Ludzie, którzy chcą znać tylko Chrystusa i to ukrzyżowanego, i którzy chcą, aby wszystko inne zostało odsunięte na bok. Ludzie, którzy chwytają się Jego głębi, odkrywając Jego bogactwa, dotykając Jego życia, przyjmując Jego miłość i dając GO poznać innym w całej Jego niezgłębionej miłości.

My dwaj (tj. autorzy manifestu – przyp.tłum.) możemy się nie zgadzać w wielu sprawach – czy to eklezjologii, czy eschatologii, czy soteriologii, nie wspominając o ekonomii, globalizmie i polityce, lecz w naszych ostatnich dwóch książkach – From Eternity to Here oraz So Beautiful, („Z wieczności dotąd” oraz „Tak Piękny”) – zadęliśmy zgodnie w trąbę.

Te książki są Manifestami tego Manifestu, każda z nich przedstawia wizję, która uchwyciła nasze serca i którą chcielibyśmy zaszczepić Ciału Chrystusa –„To JEDNO wiem” (Jn 9:25), że jest JEDNO, co łączy nas wszystkich:

Jezus Chrystus

Chrześcijanie nie idą za chrześcijaństwem; chrześcijanie idą za Chrystusem.

Chrześcijanie nie głoszą samych siebie, chrześcijanie ogłaszają Chrystusa.

Chrześcijanie nie wskazują ludziom na istotne wartości; chrześcijanie wskazują ludziom krzyż.

Chrześcijanie nie głoszą o Chrystusie; chrześcijanie głoszą Chrystusa.

Ponad 300 lat temu niemiecki pastor napisał hymn zbudowany na tym Imieniu, które jest ponad wszelkie inne imiona:

Zapytaj, o czym takim wielkim wiem, co rozkoszą jest i co porusza mnie?
Jaką wysoką nagrodę zdobyłem?
Czyje uwielbiam imię?

Jezusa Chrystusa, ukrzyżowanego.

To jedno wielkie wiem!

продвижение

Marysia miała małego baranka

Miała Marysia małego baranka; nie bawiła się dobrze z innym baranem
David Ryser

Pewnego niedzielnego poranka odwiedzałem zielonoświątkowy kościół w małym miasteczku i wpadłem w potrzask uwielbienia – piekła. Już byłem pewien, że jeśli jeszcze chwilę dłużej będzie to trwać to rozsadzi mi głowę.
Słowa pieśni były haniebne; byłem zażenowany oferując je Bogu, bezbarwny śpiew był całkowicie pozbawiony pasji. Obiecałem Bogu, że jeśli okaże mi miłosierdzie i zakończy tą męczarnię, zrobię wszystko – złożę śluby i zostanę zakonnicą. Nie miałem najmniejszego pojęcia o tym, że byłem o krok od poważnego przypadku teologicznej niezgodności.

Pod koniec czasu uwielbienia (tak, uwielbienie ostatecznie skończyło się; nie, nie zostałem zakonnicą), pastor wstał przed tym małym zgromadzeniem i wypowiedział trzy słowa, których nigdy bym się w tym miejscu nie spodziewał: „Bóg jest tutaj”. Chciałem wykrzyczeć: „Gdzie?” i rozejrzałem się za Nim wokół. Wiem, kiedy obecność Boża manifestuje się, nie dlatego, że jestem tak duchowy, lecz dlatego, że przeżywałem to na tyle dużo razy, aby wiedzieć kiedy Pan jest obecny, a kiedy nie. Pastor mówił dalej: „Bóg jest obecny, ponieważ jesteśmy jedno”. Teraz już mi wirowało w głowie, ponieważ ci ludzie faktycznie byli jedno. Obserwowałem ich przed nabożeństwem i miałem później możliwość obserwować ich jeszcze raz w czasie lunchu. Kochali się nawzajem, nie było między nimi kłótni. Pastor mówił dalej: „Tam, gdzie lud Boży jest w jedności, Bóg jest pośrodku nich”.

Przez następne dwa tygodnie myślałem o słowach tego pastora. Nie mogłem zaprzeczyć, że ludzie w jego kościele byli jedno, a Bóg przecież błogosławi Swój kościół Swoją obecnością, czyż nie? Dlaczego więc nie było Go na tym nabożeństwie? (Nie było Go również na nabożeństwie wieczornym. A to wieczorne było jeszcze gorsze od porannego). Miałem poważny duchowy zawrót głowy od myślenia na ten temat i naprawdę potrzebowałem odpowiedzi na moje pytania. W końcu Bóg rzekł do mnie pewnego dnia, gdy uwielbiałem Go i myślałem o relacji między jednością Jego ludu a manifestacją Jego obecności pośród nich. Powiedział do mego serca: „W Laodycei również byli jedno”.

I rzeczywiście. Cały kościół w Laodycei był letni wobec Boga i zagrożony tym, że Jezus zwymiotuje go ze swoich ust (Obj. 3:15,16).
Myślenie o jedności w negatywny sposób było dla mnie czymś nowym. Pastorzy wszystkich kościołów, w których kiedykolwiek byłem, nauczali na temat cnoty jedności wśród Bożych ludzi i ostrzegali przed rozłamami cytując takie wersy jak Rzm. 16:17 oraz Tyt. 3:10. Niezgoda była znakiem braku obecności Boga w tym kościele. Myślałem, że Jezus zawsze wprowadzał jedność, gdziekolwiek był.

Czy rzeczywiście? Zgodnie z Biblią – nie. W Ewangelii Mateusza 10:34 Jezus powiedział, że nie przyszedł, aby przynieść pokój na ziemię, lecz raczej miecz. W następnych wersach (35-37) opisał to, jak będą odbywać się takie podziały w rodzinach.
Zgodnie z przekazem Ewangelii Łukasza 4:16-29, Jezus nie mógł nawet wejść do kościoła (ok, synagogi), aby nie rozpalić tak ludzi takbardzo, że chcieli Go zabić. Cóż więc to jest? Czy Jezus jest przyczyną jedności, czy niezgody?

Widzicie, jedność wśród ludzi jest potężną sprawą i ta jedność jest potęgą bez względu na to czy ludzie są zjednoczeniu ku dobremu, czy ku złemu, ku sprawiedliwym celom, czy też ze szkodliwymi i złymi zamiarami.
Przykładów negatywnej jedności jest w Biblii mnóstwo. Przypadek Laodycei było już wcześniej wymieniony. Ludzie w Sodomie i Gomorze byli zjednoczeni w swym grzechu. Ludzie w czasach Noego byli zjednoczeni w swej perfidii.
Mieszkańcy ziemi zebrali się razem, aby zbudować wieżę Babel. Nawet starzy wrogowie, faryzeusze i uczeni w Piśmie, odłożyli na bok różnice na tyle, aby zamordować Jezusa. Boża reakcja na tego typu przypadki jedności jest różnorodna (wyplucie z ust, ognień i siarka, potop, zamieszanie i rozproszenie itd..), lecz zawsze potępiająca.

Jezus przyszedł na ziemię i został posłany w szczególności do ludu Bożego – Żydów. Wzywał społeczność wiary do tego, aby kochali Boga i byli Mu posłuszni z czystych serc. Ujawniał ich hipokryzję, grzech i brak szacunku dla Boga w ich uwielbieniu i życiu osobistym. Spierał się z ich religijnymi przywódcami. Czasami ten konflikt doprowadzał do rzucania wyzwiskami (p. Mat, 23:15; Mat. 23:24; Mat. 23:33 – i wiele innych). Jezus, gdziekolwiek się pojawił, rozpalał kontrowersje lecz wyłącznie pośród tych, których serca były dalekie od Boga. Inni przychodzili do Niego z otwartymi sercami, przyjmowali Jego służbę z radością i gromadzili się w Królestwo Boże.

To nie grzesznicy, lecz religijni ludzie odrzucali Go. W Ewangelii Łukasza 13:10-17 Jezus uzdrawia w kościele kobietę, a przywódcy mają obiekcje, ponieważ zrobił to w sabat. Gdzie w Biblii zabronione jest uzdrawianie w sabat? Jezus pokazuje hipokryzję ich religii zauważając, że ci ludzie nie byli w stanie cieszyć się wspaniałym działaniem Bożym z powodu ich religijnych zasad. Zwraca również uwagę na to, że wszyscy znajdujący się na tym miejscu pracują w sabat obsługując swoje osły (dowodząc, wśród wielu innych rzeczy, że nie wszystkie osły <tu w sensie: durnie; ang. gra słów – przyp.tłum.> w mieście mieszkały w stajniach).

Religia nie ma żadnych problemów z łamaniem Pisma,… dopóki nie są łamane religijne zasady.
Kiedy Jezus narobił bałaganu w przedsionku świątyni (gdzie książki, taśmy i inne religijne akcesoria są sprzedawane do dziś), na usprawiedliwienie tego, co zrobił, cytował Biblię (Mat. 21:12,13).
Ludzie, którzy potrzebowali pomocy zaczęli przychodzić do Niego i przyjmowali ją (Mat. 21:14), lecz religijni przywódcy zareagowali na to spiskiem na Jego życie (Mk. 11:18).

Prawdziwe poruszenie Boże zawsze wywołuje konsternację wśród tych, którzy są religijni.

W Księdze Dziejów głoszenie ewangelii często spotykało się z wrogością i prześladowaniami i w ogromnej większości przypadków ten sprzeciw był wzbudzany przez ludzi religijnych. Nawet historia kościoła uczy nas tego, że nie ma czegoś takiego jak poruszenie Bożę, które nie pobudzałoby kontrowersji i podziałów. Żadne duchowe przebudzenie czy odnowienie nie było gorliwie witane przez religię. Co więcej, ci, którzy zostali dotknięci przez ostatnie Boże poruszenie należeli do tych, którzy najsilniej sprzeciwiali się następnemu poruszeniu. (Na przykład, zielonoświątkowcy byli najsilniejszymi oponentami ruchu charyzmatycznego, nawet pomimo tego, że było to coś, o czym zielonoświątkowcy mówili, że jest potrzebne całemu kościołowi.)

Czy mamy przestać kochać Boga i brać to, co On czyni na ziemi tylko dlatego, że niektórym kościołom się to nie podoba i walczą z tym? Dobrą nowiną jest to, że jedność wśród Bożych ludzi ma potencjał do równie potężnego działania w pozytywny sposób. Gdy wierzący jednoczą się w miłości do Boga, miłości do siebie nawzajem, aby uwielbiać Boga w duchu i w prawdzie, aby Królestwo Boże rozwijało się, Bóg manifestuje się potężnie pośród nich i zamieszkuje między nimi. To zdarza się wielokrotnie w Biblii i w historii.

Zapraszam do ponownego spojrzenia na te wersy, które zniechęcają do niezgody i sporów w kościele. Wierzę, że odkryjecie to, że zawsze znajdują się one w kontekście społeczności wiary, gdzie ludzi kochają Boga, uwielbiają Go i służą mu ze szczerych serc. Jedność wśród wierzących powinna ułatwiać życie i pracę Bożą w kościele, a nie służyć do przykrycia letniości i grzechu członków czy liderów.

Oczywiście, żaden kościół nie jest doskonały. Jeśli Bóg umieścił ciebie w jakimś kościele, kochaj Go z całego serca i wylewaj Jego miłość na Jego ludzi (miłość do Jezusa jest wirusem, który najlepiej roznosi się przez kontakt).
Bądź błogosławieństwem dla pastora i innych liderów. Wspieraj ich, kochaj i módl się za nich.

Jeśli jest jakiś podział w twoim kościele, to niech będzie on wywołany przez Boga, który pojawia się i wywraca duchowe stoły na tym miejscu.

Mile widziane reakcje na artykuł. Autor jest dostępny pod:

drdave1545 @ yahoo.comseo оптимизация цена

Ruch Zielonoświątkowy, wersja 20.09

Grady J. Lee

W tym tygodniu w czasie zakończenia roku szkolnego mojej drugiej córki zobaczyłem przyszłość naszego ruchu.

Niektórym ludziom, gdy wymawiają „ruch zielonoświątkowy” drga powieka lub wywracają oczami. Termin wywołuje przestarzałe obrazy czy to (1) gładkowłosych kaznodziejów tłukących bibliami, którzy plują śliną na nieszczęsne dusze z pierwszych trzech rzędów, bądź (2) rzucającymi groźne spojrzenia kobietami z włosami zwiniętymi w kok, które wiedzą jak przerazić słuchacza glosolalią.

Pożegnajmy zużyte stereotypy. W zesżłym tygodniu widziałem przyszłość ruchu zielonoświątkowego, gdy wraz z żoną wzięliśmy udział w ceremonii zakończenia szkoły w Emmanuel College, szkoły sztuk wolnych w płn.wsch. Georgii, która została założona 90 lat temu przez International Pentecostal Holiness Church. To, czego byliśmy świadkami w sobotę było odświeżającym przypomnieniem o tym, że Bóg wzbudza nowe pokolenie ludzie, którzy są umocnieni Duchem Świętym.

Dzisiejsi
uczniowie chrześcijańskiej szkoły dostają mdłości na widok wszelkiego
rodzaju religijnej wrzawy; wysuszonych ewangelistów, nieszczerych
wezwań do składania ofiar, fałszywych uzdrowień, durnych powiedzonek
czy uczuciowej chrześcijańskiej muzyki pop„.

Nie było tego dnia na scenie gładkowłosego kaznodziei i trudno byłoby znaleźć niewiastę z włosami ułożonymi w kok gdziekolwiek na audytorium. Prawdopodobnie najbardziej unikalny styl uczesania został zaprezentowany przez mojego przyszłego zięcia, Svena, który kończył szkołę wraz z moją drugą córką, Meredith. Sven nosi dredy – styl zaadoptowany trzy lata temu jako proroczy akt poświęcenia Bogu.

Sven nie jest rastafarianinem, jest radykalnym chrześcijaninem, który zdobył licencjat z dziedziny służby uwielbienia i muzyki. Wraz z jego unikalnymi włosami, pojawiły się w czasie ceremonii pożegnalnej Emmanul School inne rzeczy, które w oczywisty sposób pokazują, że ruch zielonoświątkowy przeżywa skrajną przeróbkę:

Jest rasowo różnorodny. Pomimo że ruch zielonoświątkowy w tym kraju zaczął się od rasowej mieszaniny przebudzenia Azusa Street w Los Angeles, ściany religijnej segregacji szybko zaczęły rosnąć, aż do niedawna. Cieszyłem się widząc afroamerykańskich, azjatyckich i meksykańskich studentów odbierających swe dyplomy. Studenci kończący dziś szkoły mają o wiele większe możliwości łamania struktur rasowych.

Daje autentyczność i szacunek.
W ciągu tych pięciu lat, gdy moje dwie starsze córki uczyły się tutaj, miałem kilka razy możliwość przemawiać do studentów. Jadłem z nimi posiłki, grałem z nimi w href=”http://pl.wikipedia.org/wiki/Ultimate_frisbee”>frisbee i po prostu bywałem z nimi w internacie. Widziałem, że ci młodzi chrześcijanie nie są zainteresowani w 3 stopniowych formułach czy kazaniach o pieniędzach, co zostało im przekazane przez ruch zielonoświątkowy ich rodziców. Dzisiejsi uczniowie chrześcijańskiej szkoły dostają mdłości na widok wszelkiego rodzaju religijnej wrzawy; wysuszonych ewangelistów, nieszczerych wezwań do składania ofiar, fałszywych uzdrowień, durnych powiedzonek czy uczuciowej chrześcijańskiej muzyki pop. Chcą tego, co jest prawdziwe, szczerych relacji, zdrowego mentoringu, pełnego pasji uwielbienia i odważnej wiary, która odzwierciedla się w odważnych działaniach, a nie tylko w słowach.

Jest skierowany na wpływanie na kulturę.
Mówca z ceremonii pożegnalnej Emmanuel School daleko odstawał do zielonoświątkowych standardów.
Bonnie Wurzbacher, senior wiceprezes firmy The Coca-Cola, używała przykładów ze swego własnego życia, jako kobieta kierownik w korporacyjnej Ameryce, aby rzucić studentom wyzwanie do przecierania nowych dróg. Przypomniała im, że bez względu na to jaką wybiorą życiową karierę czy to edukację, biznes, rząd, prawo, sztukę, czy służbę na pełny etat, są to wszystko poświęcone sposoby służeniu i uwielbieniu Boga, jeśli jest ON w centrum ich życia.

Inspiruje go bezinteresowne poświecenie.
Kilka dni przed zakończeniem szkoły, 22 letni Brittani Panozzo zginęła w wypadku samochodowym. Miała kończyć szkołę razem z Meredith i Sven, lecz jej życie zakończyło się nagle, gdy przypadkowo zjechała pod ciężarówkę na autostradzie 29 koło szkoły. Jej śmierć wstrząsnęła kampusem, lecz to krótkie życie było również inspiracją dla rówieśników. Na uroczystości pogrzebowej, która odbyła się cztery dni przez zakończeniem szkoły, przypomniano uczniom, że spędziła ostatni semestr na praktyce lekarskiej na polu misyjnym w Południowej Afryce. Zamierzała przeprowadzić się do Bangladeszu, gdzie chciała pracować z sierotami i służyć tam kościołowi. Marzyła o tym, jak powiedział pastor kampusu, Chris Maxwell, że któregoś dnia Emmanuel założy dom 24 godzinnej modlitwy, który również będzie zaspokajał potrzeby lokalnej biedoty.

Widzę dziś tą gorliwość Brittani u wielu innych młodych ludzi. Mają beztroską pasję ratowania świata przed niesprawiedliwością.
Wiedzą, że chrześcijańska służba nie jest ograniczona do głoszenia kazań czy prowadzenia spotkań modlitewnych; chcą również ratować wykorzystywane dziewczęta, kopać studnie czystej wody i pomagać dzieciom w nauce angielskiego. I oni wyrzekną się podmiejskiego domku z garażem na trzy auta na tej rzecz szansy, aby zmienić świat.

Uśmiechałem się, obserwując jak Meredith i Sven wychodzili wraz z klasą z szkolnego audytorium w sobotę. Przypomnieli mi, że o ile ewangelia jest ponadczasowa to nasze ruchy i instytucje wymagają regularnego unowocześniania, abyśmy trwali szczerzy i pasujący do czasów. Pośród ogromnych przemian na jakie napotykamy w tym krytycznym czasie, Bóg przygotowuje i namaszcza nowe pokolenie, które zaniesie Jego przesłanie do głodującego z powodu braku miłości świata.

J. Lee Grady jest redaktorem magazyny Charisma. Poniżej zdjęcie jego córki Meredith i jej narzeczonego, Svena, na uroczystości pożegnalnej w ostatnią sobotę w Franklin Springs, Ga. Więcej informacj na temat Emmanuel College, kliknij tutaj.

продвижение сайта