Category Archives: Kościół

Jezus zignorowany

https://www.lifestream.org/
Wayne Jacobsen

Prawdopodobnie najbardziej ignorowane przez zachodnie chrześcijaństwo słowa wypowiedziane przez Jezusa znajdują się w 23 rozdziale Ewangelii Mateusza. Jeśli nie te, to nie mam pojęcia, które jeszcze. Niemalże każdego dnia, w niemalże każdej chrześcijańskiej instytucji żyjemy tak, jakby nigdy nie zostały wypowiedziane, bądź jakby nie o to Panu chodziło.

Mt 23

(Słowo Życia)
Wymyślają bowiem niewykonalne obowiązki i narzucają je innym, a sami nie kiwną nawet palcem, aby im pomóc. To, co robią, czynią tylko na pokaz. Starają się pobożnie wyglądać – zakładają na ramiona szkatułki z tekstami modlitw i chodzą w szatach z długimi frędzlami. Oczekują zaszczytnych miejsc na przyjęciach i w synagogach oraz wyrazów szacunku ze strony innych ludzi. Lubią, gdy inni zwracają się do nich: „nauczycielu”.  Lecz wy nie pozwalajcie, by was tak nazywano. Macie tylko jednego Nauczyciela, a wy jesteście sobie równi jak bracia. I do nikogo na ziemi nie zwracajcie się „ojcze”, bo macie tylko jednego Ojca, w niebie. Nie pozwalajcie też, aby nazywano was „mistrzami”, gdyż macie tylko jednego Mistrza – Mesjasza. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto sam siebie wywyższa, zostanie poniżony. A kto się uniża, zostanie wywyższony.

(B. Warszawska)
Bo wiążą ciężkie brzemiona i kładą na barki ludzkie, ale sami nawet palcem swoim nie chcą ich ruszyć. A wszystkie uczynki swoje pełnią, bo chcą, aby ich ludzie widzieli. Poszerzają bowiem swoje rzemyki modlitewne i wydłużają frędzle szat swoich. Lubią też pierwsze miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach, i pozdrowienia na rynkach, i tytułowanie ich przez ludzi: Rabbi. Ale wy nie pozwalajcie się nazywać Rabbi, bo jeden tylko jest – Nauczyciel wasz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie ojcem swoim; albowiem jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Ani nie pozwalajcie się nazywać przewodnikami, gdyż jeden jest przewodnik wasz, Chrystus. Kto zaś jest największy pośród was, niech będzie sługą waszym, a kto się będzie wywyższał, będzie poniżony, a kto się będzie poniżał, będzie wywyższony.

Czy możesz sobie wyobrazić, jak wyglądałby dziś kościół Jezusa Chrystusa na świecie, gdybyśmy po prostu poszli za tymi niezwykle prostymi poleceniami? Niestety, nie zrobiliśmy tego, lecz stworzyliśmy religijny system, który funkcjonuje tak, jakby Jezus nigdy tu nie był i nie umarł na krzyżu, aby zmienić całą relację między zawstydzoną ludzkością a Ojcem, który nas kocha. Nasze współczesne instytucje oraz ci, którzy starają się im przewodzić ciągle naruszają wszystko to, przed czym Jezus ostrzegał liderów swoich czasów.

Ciągle pakujemy życie Jezusa w zestaw reguł, oczekiwań i wymagań, do których ludzie mają się dostosować. Nasi, tak zwani, liderzy ciągle walczą o sławę, zajmują pierwsze miejsca wśród rodziny i zachęcają innych, aby bardziej polegali na nich niż na Samym Bogu. Stworzyliśmy niekończące się listy tytułów, która mają utrzymywać iluzję, jakoby ci, którzy chcą nam przewodzić nie byli zwykłymi braćmi i siostrami w stale rosnącej rodzinie. Nasze nieposłuszeństwo słowom Jezusa nie tylko straszliwie zniekształca oblubienicę Chrystusa, lecz również nie daje ludziom zachęty ani wolności do tego, aby szukali swojego własnego życia w Chrystusie i szli tam, gdzie On ich prowadzi!

Nie jest to wyłącznie wina tych, którzy sami siebie posadzili wysoko, jako eksperci do spraw życia Jezusa. Wina spoczywa równie na tych, którzy pytają owych ekspertów, co robić, zamiast uczyć się słuchać Jezusa i podążać za Nim, w miarę jak On daje się im poznać.

Twój ekspert nie musi być pastorem, może to być jakiś popularny mówca, pisarz czy ktoś publikujący wypowiedzi w formie audio. Tutaj nie ma ekspertów, wyłącznie bracia i siostry, którzy służą sobie nawzajem w takim zakresie, w jakim mogą zachęcić cię do tego, abyś funkcjonował we własnej relacji z Ojcem, a nie uzależniać cię coraz bardziej od siebie; ci, którzy starają się stać w świetle scenicznych reflektorów, tak naprawdę nie znają Go.

Wywołuje to u mnie wielki smutek, że to wszystko, co wykrzywiliśmy w naszych chrześcijańskich instytucjach rozleciało by się, gdybyśmy tylko byli posłuszni tym prostym rzeczom, które Jezus poleciła nam robić.

Czemu tego nie robimy?

Kult sukcesu

http://stevecrosby.org/wp-content/uploads/2016/06/dream-small-150x150.jpg

Steven Crosby

Marz skromnie: jak odnieść „powodzenie” w służbie

Jeśli od jakiegoś czasu masz kontakt z zachodnim/ewangelicznym/charyzmatycznym chrześcijaństwem to słyszałeś takie rzeczy, jak:

  • Bóg jest wielki, musisz mieć wielkie marzenia.
  • Bóg ma dla ciebie wspaniałe sny.
  • Musisz mieć wielka wiarę.
  • Musisz dążyć do swych marzeń.
  • Twoim przeznaczeniem jest zmieniać świat.
  • Pokonaj ograniczenia swojej służby.
  • Podnieś swoją służbę na „następny poziom”
    … i tak dalej.

Amerykańską kulturową miarą powodzenia są: rozmiar (ilość uczestników), finanse, sława (komitet doradczy) – im większe tym lepsze – większe to „Boże”. Ten model rozpowszechnił się na całą zachodnią (Amerykańską) populację ewangelików jak epidemia grzybicy nóg w męskiej przebieralni sportowców.

Jak funkcjonuje to urojenie

Jest to mit podtrzymywane nieustannie przez wszelkiego rodzaju chrześcijańskie media. Mega-kościoły i ich pastorzy, supergwiazdy, są regularnie pokazywani jako ideał, do którego mają dążyć inni – są rzekomo wzorem sukcesu. Seminaria na temat „Jak wzrastać w służbie” (oraz inne tematy typu „jak…”) wypełniają chrześcijański wszechświat jak turyści Disneyland.

„Słuchajcie, ci goście robią to co trzeba!”
„Jeśli wierzysz we właściwe rzeczy i robisz właściwe rzeczy, tak jak oni, to możesz osiągnąć taki sam jak oni sukces!”
„Postępuj zgodnie z tymi kilkoma prostymi zasadami a również rozbudujesz swoją służbę!”

Tan atak prowadzony z mediów łączy się z indywidualnym brakiem poczucia bezpieczeństwa, stwarzając psychologiczny i duchowy szybkowar. Zdumiewające negatywne dane statystyczne dotyczące braku autentyzmu, samotności oraz wypalenia tych, którzy poświęcili się „zawodowej służbie” są w pełni i niepodważalnie udokumentowane [i]. Presja na to, aby szukać potwierdzenia swej tożsamości i osobistej wartości w chrześcijańskiej służbie jest wszechobecną i często subtelną chorobą.

Ludzie, którzy osiągają nadmierne powodzenie myślą, że „robią to dla Jezusa”, podczas gdy w rzeczywistości motywuje ich własne ego oraz pęd do znaczenia. Skąd to wiadomo? Po braku duchowego odpocznienia oraz depresji jaka ich dopada, gdy ich „służba” i podium, na którym ją realizują, zostaje z jakiegoś powodu im odebrana. Jezusowi nie przeszkadzało to, że przez 30 lat był nieznanym stolarzem. Ci uzależnieni od służby, która daje im potwierdzenie tożsamości i zaspokaja potrzebę znaczenia, nie są w stanie znieść, ani nawet wyobrazić sobie istnienia bez „służby” przez trzy miesiące, a co dopiero 30 lat.
Ci bardziej skłonni do samoobserwacji są narażeni na wewnętrzne i zewnętrzne głosy, które mówią do ich dusz:

„Tak naprawdę to nie robisz nic istotnego”.
„Spójrz na siebie. Gdyby Bóg rzeczywiście był z tobą, byłbyś tak wielki jak ten czy tamten”.
„To, że brakuje ci ciągle kasy dowodzi, że Bóg nie jest z tobą”.
„Jeśli tak bardzo masz rację to dlaczego nie masz wielkiej służby?”[ii].

Fakty zaś są takie, że przeciętne zgromadzenie w Stanach Zjednoczonych liczy między 50 -75 członków, natomiast „mające powodzenie” służby są statystycznie rzecz biorąc elementami odstającymi od normy, aberracją i w rzeczywistości nie są tym, za mają być tak chwalone [iii].
Continue reading

Czy „kościół” to na pewno najbardziej odpowiednie słowo?

Wes McAdams
19.08.2015

Z pewnością wiesz, że NT nie został napisany po polsku, lecz po grecku i trzeba go było przetłumaczyć na inne języki. Praca tłumacza zawsze była bardzo trudna, gdyż należy podejmować ciężkie decyzje, które wyrazy w rodzimym języku mają zastąpić oryginalne. Grecki wyraz „ekklesia” najczęściej jest tłumaczony jako „kościół”, kiedy jednak weźmie się pod uwagę pochodzenie tego drugiego to wydaje się, że nie był to najlepszy wybór. Nie jest to właściwe słowo, którego powinniśmy używać, gdy mówimy o ludzie Bożym.

„Kościół” pochodzi z greckiego wyrazu „kyriakon”, co oznacza „Pański”. Pomimo, że nigdzie w Piśmie nie jest w ten sposób użyty, odnosił się do budynków czci (tj. ”domu Pańskiego). W późniejszym czasie ewoluował do niemieckiego „kriche” i stąd już pojawił się jako angielski „church” (a polski „kościół” -przyp. tłum.).
Rozumiesz więc, że to śmieszne, gdy mówimy: „Kościół nie jest budynkiem; kościół to ludzie” – coś co mi mówiono i co powtarzałem całe życie. Niemniej, technicznie rzecz biorąc wyraz „kościół” zawsze odnosił się do zabudowania.

Chodzi o to, że „ekklesia” to nie zabudowania; „ekklesia” to ludzie”. To wstyd, że tłumacze wybierają taki wyraz, którego historyczne znaczenie odnosi się do zabudowania i wykorzystują go do tłumaczenia greckiego „ekklesia”, który odnosi się do zbiorowości chrześcijan.

Czym jest Ekklesia?

„Ekklesia” zawsze mówi o grupie ludzi. Niektórzy sugerują, że złożone znaczenie tego wyrazu to „wywołani”. Może takie jest jego pochodzenie, lecz w czasach, gdy był używany podkreślał nie „wywołanie”, lecz zebranie razem.

W Księdze Dziejów 7:38 „ekklesia” odnosi się do Izraela i jest przetłumaczone jako „zgromadzenie”. W 19 rozdziale Księgi Dziejów „ekklesia” odnosi się do grupy obywateli, którzy zebrali się razem i jest przetłumaczony jako „zgromadzenie/zebranie” (p. 32, 39, 41). W każdym z tych przypadków to „zgromadzenie/zebranie” bardzo dobrze oddaje znaczenie „ekklesia”. Gdy słyszymy go, doskonale wiemy, że chodzi o grupę ludzi, która się „zgromadziła”. Gdy słyszymy „zebranie” wiem, że jest mowa o ludziach, którzy się „zebrali”.

Często korzystamy z wyrazu „zgromadzenie” w odniesieniu do lokalnego „ekkelsia”. Czy myślałeś jednak kiedykolwiek o tym, że uniwersalne ciało Chrystusa może być poprawnie nazwane „zgromadzeniem”? Jesteśmy wielkim zgromadzeniem zbawionych – zgromadzeniem o światowym zasięgu. To samo dotyczy „zebrania”. Kościół Pański – zbawieni na całym świecie – są zebraniem odkupionych.

Czemu jest to ważne?

Continue reading

Syndrom uzależnienia od służby, czyli kiedy służba staje się bogiem

Crosby_ik

„Służba” (Ministry) to słowo wzbudzające silne emocje. Prawdopodobnie w zależności od własnej historii i przeżyć kształtujemy własną definicję i sposób wyrażania jej. Nie definiuję służby przy pomocy podziału na kler i laikat – całe życie jest służbą. Służbą jest każdy wysiłek jaki podejmuje ktokolwiek w każdym czasie i miejscu, który służy Królestwu Jezusa i podejmuję Jego troskę o ludzi. Służba może być zróżnicowana lub specyficzna w sensie powołań z 4 rozdziału Listu do Efezjan, lecz wszyscy „służą” (lub powinni) i każdy musi być w tym wolny od syndromu uzależnienia od służby!

Kiedy służba wprowadza w błąd

Wszyscy ci, którzy zostali powołani do zaangażowania się w służbę (szczególnie, lecz nie wyłącznie, ci z Ef 4) muszą nauczyć się trudnej lekcji Krzyża. Służba może być cienką przykrywką światowej i kościelnej akceptacji dla cielesnego dążenia, ambicji i ogólnie rzeczy biorąc psychologicznego niedomagania.

Nasza tożsamość, zdrowie i poczucie spełnienia w życiu muszą być zakorzenione w tym, że jesteśmy umiłowanymi synami i córkami Bożymi, a nie być czerpane z tego, co budujemy czy osiągnięć w służbie.

Jezus cieszył się życiem jako syn przez 30 lat. Bardzo intensywny czas służby trwał nieco nieco dłużej niż 3 lata, a Jego służba kosztowała go życie. Mamy do czynienia z ogromną ilością „bycia/istnienia” (oraz odczuwalnej „nicości”) w stosunku do „czynienia i powodzenia” a do tego jest jeszcze ostatni rozdział, którego nikt z nas w naturalnym sensie by nie wybrał. Istnienie i działania nie wykluczają się wzajemnie. Niemniej, problem zaczyna się wtedy, gdy przyjmujemy za wartościowe wyłącznie sygnały pochodzące z tej części życia, która charakteryzuje się działaniem. Czasami, tym co najbardziej najbardziej duchowe i najbardziej w stylu królestwa, co można zrobić to nie robić nic, szczególnie wtedy, gdy frustracja i nicość są używane przez Ojca do ukrzyżowania cielesnych ambicji.

Musimy nauczyć się trwać w pokoju duszy wtedy, gdy wydaje się, że nie robimy niczego, nie budujemy niczego i nie usługujemy nikomu. Okresy obfitego owocowania są w porządku, przedłużające się okresy zimnej nicości również. On jest Panem pór, Panem żniw i On Sam zbierze z naszego życia. Jeśli nie nauczymy się tego to będziemy uruchamiać do działania nasz dar pobudzani przez naszą bardzo chętną do tego i nazbyt gorliwą ludzką duszę, nawet wtedy, gdy Bóg nie bierze udziału w tym:

  1. Nauczyciele – zawsze będą nauczać, nawet wtedy, gdy nie potrzeba więcej informacji, nikt nie zadaje pytań i nikt nie jest zainteresowany ich opinią.
  2. Ewangeliści – zawsze będą pozyskiwać jakąś reakcję, nawet wtedy, gdy Bóg nie porusza się w sercach, używając „technik”, aby pozyskać widzialne „reakcje”.
  3. Pastorzy – zawsze będą chronić i osłaniać, nawet wtedy, gdy Bóg stara się dotrzeć do ludzi przy pomocy nieprzyjemnego karcenia. Nieuświęcone miłosierdzie wchodzi na drogę karności Krzyża.
  4. Prorocy – zawsze będą mówić, nawet wtedy, gdy Bóg nic nie mówi.
  5. Apostołowie – zawsze będą „coś” budować, nawet wtedy, gdy Bóg nie jest szczególnie oddany temu, co jest budowane w Jego imieniu.

Takie wysiłki zawsze przynoszą jakieś efekty, kwestią jest to czy zniosą one dzień próby? (Zobacz poniżej: „Byłem na szczycie góry”.)

Continue reading

Brakujący składnik

Logo_TheSchoolOfChrisChip Brogden

Ja zaś jak najchętniej sam na koszta łożyć będę i samego siebie wydam za dusze wasze. Czy tak ma być, że im więcej ja was miłuję, tym mniej przez was mam być miłowany?

Nie ma takiego tematu, poza modlitwą, który były tak często omawiany i mniej funkcjonujący w praktyce niż kochanie siebie nawzajem. Wszyscy wiemy, że mamy się nawzajem kochać. Słyszeliśmy to z kazalnic tysiące razy, lecz różnica między tym, że zna się Drogę, a nią idzie, jest duża.

Chciałbym mówić dziś o miłości szczególnie w kontekście „służby”. Ten wyraz, „służba”, jest obecnie przeładowany, i komuś, kto używa go, trzeba zadawać pytania, aby mieć świadomość, co rzeczywiście dla niego znaczy. Myślę, że większość ludzi zgodzi się z tym, że to, co uchodzi współcześnie za „służbę”, bardzo niewiele przypomina służbę, którą widzimy w Nowym Testamencie. Nie odnoszę się tutaj do jakiegoś rodzaju sposobów czy stosownej techniki. Tym „brakującym składnikiem” nie jest coś tak powierzchownego jak spotkania w domach naprzeciw spotkaniom w budynkach. Jak daleko odeszliśmy, sądząc, że tajemnicę nowotestamentowego życia można znaleźć w sposobie prowadzenia spotkania.

Przywództwo istnieje w Biblii i przywództwo istnieje w Kościele. Nie da się tego obejść. Jezus pokazał nam, zarówno w słowie jak i w uczynku, że Jego idea przywództwa opiera się na służbie Bogu i innym. Pytaniem, które powinniśmy zadać jest to, co konstytuuje pobożne, prowadzone przez Ducha, skoncentrowane na Chrystusie, służebne przywództwo? Co sprawia, że ktoś jest duchowym ojcem? Co rzeczywiście daje kwalifikacje na apostoła, proroka, ewangelistę, pastora czy nauczyciela?

Mógłbyś powiedzieć, że jest to powołanie Boże. Być może, lecz wielu jest powołanych, a nieliczni wybrani. Wielu jest powołanych, lecz nie odpowiadają na to powołanie. Trzeba czegoś więcej niż powołanie.

Continue reading

Gej, ateista mówi we właściwym czasie słowo do Kościoła

Brown
Michael Brown

Posters supporting gay marriage in IrelandPlakaty popierające gejowskie małżeństwa  (Reuters)

Wiecie, godzina to już późna, jeśli Bóg używa gejowskich ateistów, aby przynieść otrzeźwiające wezwanie do kościoła, a właśnie takie rzeczy się dzieją zaraz po tym, gdy Irlandia, tradycyjny bastion katolicyzmu, przegłosowała zmianę definicji małżeństwa.
27 maja na łamach The Spectator Matthew Parris opublikował artykuł zatytułowany „Ja gej ateista chciałbym widzieć kościół, sprzeciwiający się jednopłciowym małżeństwom” (całość w j.polskim – przyp. tłum.).
Parris zmartwił się reakcją Katolickiego Kościoła na irlandzkie głosowania, czując, że było słabe i niemal przepraszające, jakby ktoś spóźnił się na ważną kulturalną rewolucję i powiedział: „Ojej, zdaje się, że czasy się zmieniły. Powinniśmy lepiej zająć się socjalnymi mediami w przyszłości”.

Wyraził również swoją opinię, że przez jakiś czas Kościół Katolicki nie miał do zaoferowania solidnych moralnych argumentów przeciwko zmianie definicji małżeństwa, odnosząc się również do „tyrad” ewangelikalnych.

Napisał: „Nawet jako (gej) ateista, krzywię się z bólu, widząc jakie filozoficzne zamieszanie w tej sprawie robi większość religijnych konserwatystów. Czy w angielskim bądź rzymskim kościele nie pozostał już nikt na jakimś intelektualnym poziomie, kto opracowałby argumenty przeciwko chrześcijańskiej tendencji do pochodu wraz prądem społecznych i kulturowych zmian?”
Błyskając sarkazmem, Paris przepisuje na nowo 32 rozdział Księgi Wyjścia, gdy Mojżesz schodzi z góry Synaj i widzi, że jego lud czci bałwany i zachowuje się niemoralnie, co prowokuje go do rozbicia w gniewie tablic i zawstydzenia ludzi ich własnym grzechem:
W nowej wersji Parrisa wydarzenie miało taki przebieg:
„A gdy Mojżesz zbliżył się do obozu, ujrzał, że w irlandzkim referendum większość była za gejowskim małżeństwem, oraz tańce, a jego trwoga była oczywista…
Wziął kawałek Różowej Gazety i żywo machając nią powiedział: „Musimy zatrzymać się, sprawdzić, jak się rzeczy mają i nie wyrzekać się rzeczywistości.
Doceniam to, jak takie nagie hulaki czują się dzisiaj. To, że tak czują, ubogaci ich życie. Myślę, że to jest społeczna rewolucja.
Musimy znaleźć nowy język, aby się połączyć z całkiem nowym pokoleniem młodych ludzi. – kontynuował prorok, po czym zrzuciwszy swoje szaty Mojżesz powiedział: „Hej, zaprowadźcie mnie do najlepszego gejowskiego baru w obozie”.
Parris trafia w samo sedno, demonstrując więcej proroczego zrozumienia niż wielu kościelnych przywódców na Zachodzie, zarówno w Europie jak i Ameryce.

Continue reading

Jako gej i ateista chciałbym to widzieć, że kościół sprzeciwia się jednopłciowym małżeństwom

The Spectator

Matthew Parris

Czy w angielskim bądź rzymskim kościele nie pozostał już nikt na jakimś intelektualnym poziomie, kto opracowałby argumenty do dyskusji przeciwko jednopłciowemu małżeństwu?

Rozumiem. Mamy więc teraz do czynienia z wynikami irlandzkiego referendum w sprawie gejowskich małżeństw, a teraz usłyszeliśmy strofujące napomnienie ze strony KRK, więc powinniśmy przepisać 32 rozdział Księgi Wyjścia (może pamiętasz), gdzie pokazana jest wściekła reakcja Mojżesza (i Boga), który zobaczył nagie tańce i heretyckie uwielbienie składane Molochowi postawionemu w postaci złotego cielca; co w literaturze hebrajskiej zostało nazwane grzechem cielca.

Mojżesz zszedł z Góry Synaj przynoszą przykazania Boże zapisane na kamiennych tablicach.

A gdy Mojżesz zbliżył się do obozu, ujrzał cielca i tańce. Wtedy Mojżesz zapłonął gniewem i . . .”

Potem wziął cielca, którego sobie zrobili, spalił go w ogniu, starł na proch, wsypał do wody i dał ją wypić synom izraelskim”.

Pozwólcie, że rozbiję to na wersję poprawioną w taki sposób:
„A gdy Mojżesz zbliżył się do obozu, ujrzał, że w irlandzkim referendum większość była za gejowskim małżeństwem, oraz tańce, a jego trwoga była oczywista…
Wziął kawałek Różowej Gazety i żywo machając nią powiedział: „Musimy zatrzymać się, sprawdzić, jak się rzeczy mają i nie wyrzekać się rzeczywistości.
Doceniam to, jak takie nagie hulaki czują się dzisiaj. To, że tak czują, ubogaci ich życie. Myślę, że to jest społeczna rewolucja.
Musimy znaleźć nowy język, aby się połączyć z całkiem nowym pokoleniem młodych ludzi. – kontynuował prorok, po czym zrzuciwszy swoje szaty Mojżesz powiedział: „Hej, zaprowadźcie mnie do najlepszego gejowskiego baru w obozie”.

Nie śmiejcie się. Cytuje z niewielkimi poprawkami dostosowanymi do aktualnych okoliczności słowa arcybiskupa Dublina, Dra. Diarmuida Martina, niemal dosłownie. Ten arcybiskup odpowiadał ostatniej niedzieli na przyjęcie przez Irlandczyków gejowskiego małżeństwa, większością zaledwie jednego czy dwóch procentów.

Nawet jako (gej) ateista, krzywię się z bólu, widząc jakie filozoficzne zamieszanie w tej sprawie robi większość religijnych konserwatystów. Czy w angielskim bądź rzymskim kościele nie pozostał już nikt na jakimś intelektualnym poziomie, kto opracowałby argumenty przeciwko chrześcijańskiej tendencji do pochodu wraz prądem społecznych i kulturowych zmian? Był taki czas – nawet w moim czasie – gdy byli cisi, pomniejszani, a czasami surowi duchowni, często noszący podwójne okulary, którzy byli w stanie pokazać nam, moralnym relatywistom, przyzwoitą walkę w tej wiecznej debacie.

Teraz to pozostały już tylko emocje wygłaszanych tyrad przez ewangelikalnych, z których większość jest nieźle przyćmiona. Jakże tęsknię do szlachetnych umysłów biskupów takich jak Joseph Butler, który wspominał oschle Janowi Wesleyowi: „Proszę pana, to udawanie, nadzwyczajnych objawień i darów Ducha Świętego jest czymś ohydnym, bardzo ohydnym”.
Continue reading