Category Archives: Autor

Autorzy artykułów

Stan 27/30.11.2019

Stan Tyra
27 listopada

Często mówię o mocy poddania. Prawdopodobnie dobrze będzie jak rozwinę nieco ten temat. Instynktownie staramy się i unikamy poddania, ponieważ wygląda to na porażkę. Uciekinierzy poddają się, gdy nie ma innego wyjścia. Tak więc, kulturowo rzecz biorąc, możemy założyć, że poddanie to uległość wobec władzy/mocy. Niemniej, poddanie władzy nie ma nic wspólnego z poddaniem, które jest kluczowe dla duchowej przemiany. Mężczyźni mają szczególnie wielką awersję do uległości, ponieważ męskie ego kwitnie na kontroli i władzy. Mamy skłonności do pysznienia się ze sprawności Supermena i dyrygowanego przez ego sposobu życia w stylu:
„Zirytowany wysadzę twój dom w powietrze”.

Wydaje się że wielu z tych, którzy nie byli na tyle twardzi, żeby w szkole być awanturnikami decyduje się iść do polityki:). Jako dzieci jesteśmy chwaleni za umiejętność kontroli nazywani wspaniałymi chłopcami i dziewczynami, gdy kontrolujemy swój pęcherz, język i zachowanie. Kontrola jest nagradzana, a brak kontroli karany. Uczymy się tego, że miłość i akceptacja są związane z umiejętnością kontrolowania siebie.

Życie ma swoje sposoby, aby przypominać nam o tym, że tak naprawdę nie mamy pełnej kontroli, co powoduje, że wielu żyje w strachu i niepokoju. Niemniej, widzę te chwile jako drobne miejsca o ogromnym potencjale. W naszej podróży reprezentują chwile przemiany. To, co znane rozpada się,a my instynktownie staramy się łapać te kawałki i odbudować ponownie po to, aby wróciło poczucie bezpieczeństwa. Niektórzy wpadają w złość,gdy stają wobec faktu, że nie są tak silni, nie tacy „wielcy i odpowiedzialni”, jak udawali czy myśleli o sobie samych.
O ile takie chwile wydają się być wielką stratą, są w rzeczywistościchwilami wielkiej obietnicy. Im bardziej się sprzeciwiamy tym bardziej zatwardziali i zrogowaciali stajemy się. Nasz nieustanny opór powoduje,
że, zdarzenie po zdarzeniu, sami sobie budujemy więzienie, aż do chwili, gdy już nie jesteśmy ludźmi wolnymi, lecz więźniami strachu. Nie przeżywamy i nie cieszymy się życiem i rzeczywistością, lecz boimy się i opieramy.
Myśląc, że opierasz się zmianie, w rzeczywistości więzisz siebie w jednostajności. Bycie w pełni ludzkim i w pełni boskim wymaga ogromnego ryzyka i podatności.
Czym więc jest poddanie?

28 listopada
Prawda jest taka, że wszyscy musimy się poddać czemuś lub komuś zwanemu Życiem. Jeśli nie, nigdy nie nauczymy się jak żyć ponad swoim ego i złudzeniem, że coś kontrolujemy. Powiedzieć Życiu „tak” jest postawą nie opierania się, a nie rezygnacji. Rezygnacja jest postawą zewnętrzną, poddanie wewnętrzną. Rezygnacja, to zaniechanie; poddanie to
zaakceptowanie bez gniewu, zgorzknienia i nieprzebaczenia, jeśli czegoś zmienić nie można.
Jeśli nie mogę zmienić spraw pojedynczych nadal można starać się zmienić sytuację ogólną. Na przykład, jeśli bank
przejmuje moją niezapłaconą własność, stracę dom. To jest obecna rzeczywistość, którą muszę zaakceptować. Niemniej, nie znaczy to, że nie mogę zmienić swojej ogólnej sytuacji w taki sposób, aby nie postępowała dalej. Poddanie jest akceptacją tego, co jest, nie jest rezygnacją opierającą się na historii bądź strachu o przyszłość. Ustąpienie wobec
tego, co jest, lecz nie rezygnowanie z tego, co może być. To jest odroczona nadzieja i jest tragiczną chorobą serca.

Zgoda na życie, po jednej chwili, tworzy wspaniałe momenty życia pełnego pokoju. Życie w sprzeciwie i wypieraniu się prowadzi do przekory, gniewu, zgorzknienia i wzrastającego chłodu serca, coraz twardszego i kruchego na wszystko co nowe. Amerykańscy politycy ukazują na wielkim ekranie jak wygląda życie, na które składa się sprzeciw i wyparcie. Oddzielenie, zgorzknienie i gniew są owocami tego, przy czym równocześnie niewiele się w ten sposób osiąga.
Gdy przyjrzysz się historii to największymi rewolucjonistami byli pokojowi ludzie poddania, którzy nie zajmowali stanowiska w każdej sprawie, lecz wybierali większe dobro i robili to, co mogli, aby mieć na nie wpływ, w aktualnej rzeczywistości.
Większość z nich nie została zauważona, ponieważ to właśnie ci głośni i wstrętni zyskują najwięcej pogłosu w prasie, wywołując najmniej zmian. Niemniej, bądź pewien: cisi i wspaniali rewolucjoniści są pośród nas i podobni do
kwasu są ukryci w całym chlebie życia, wpływając na wszystkie dziedziny życia, przy bardzo niewielkiej uwadze innych.
Za co być wdzięcznymi dziś? Bądź wdzięczny za to, że ludzie ukrytego kwasu są obecni. Dwa kwasy, przed którymi ostrzegał Jezus przejawiają się na zewnątrz; kwas Heroda (polityka) oraz kwas faryzeuszy (religia).
Nie mają mocy ku przemianie, to co ukryte uzdalnia do wszelkiej zmiany.

30 listopada
Podróż duchowa i człowiecza to jedna i ta sama podróż, nie da się ich oddzielić od siebie, choć cielesne myślenie często próbuje. Aby lepiej ją zrozumieć i to, w jaki sposób „jest to nam robione” przyjrzymy się podróży wody.
Woda znajduje się w niekończącym się okrężnym procesie. Stale jest unoszona do góry tylko po to, aby być uwolniona w dół. Ten sam wzór znajdujemy w życiu Jezusa, ponieważ on często udawał się wieczorem na szczyt góry na czas rozważania, po czym rano wracał na dół, aby ponownie wylać siebie dla ludzkości.
Życie, powtórzmy: to jest całe życie, nie tylko twoje duchowe życie oraz ludzkie osobno, jest stałym ruchem i procesem stawania się. Twoje życie jest podobne do tego okrężnego procesu wody. Jakub zobaczył ten proces we śnie, patrząc na niewidzialny proces życia, jako na wstępowanie i zstępowanie. Pierwszy musi stać się ostatnim, który to staje się
pierwszym, po czym znowu staje się ostatnim, aby stać się pierwszym i tak ten proces trwa.
Podobnie jak woda, jesteś wylewany i sączysz się w dół, wynajdując swoje ścieżki, które prowadzą do niewielkiego stawu, gdzie stajesz się częścią czegoś większego, a gdzie musisz się zatrzymać na chwilę. Zaczynając od kropli do strumyka, następnie do rzeki ten zstępujący strumień rozwija nas i uzdalnia.
Niedojrzała religia zawsze chce być na szczycie góry, ponieważ kocha osiągnięcia i przebywanie na górze. Jest to interpretowane jako pozycja władzy w ramach religii zbudowanej jak piramida. W autentycznej duchowości nie ma szczytu piramidy, ponieważ jest ona zaprojektowana jako coś cyklicznego i wyraża się jako „Jedno”. Szczyt góry jest
miejscem bezpłodnym. O ile możne on być miejscem początkowym strumyka, nic tam nie rośnie. Obfite życie znajduje się w poniżej, w dolinie, tam, gdzie zbiera się woda.

Takie jest miłosierdzie i łaska Boża, że On zaprojektował życie w taki sposób, że woda życia płynie ku najniższym twoim miejscom i tam zbiera się. Wyłącznie w Chrystusie twoje najniższe miejsce może być najbardziej
owocnym miejsce, ponieważ w twej słabości, okazuje się Jego moc. Ta woda może być niewidoczna, lecz nigdy nie jest poza zasięgiem. „Jak wody napełniają morze tak ziemia będzie napełniona poznaniem chwały Pana” (Hab 2:14).

<|>

Miesiąc muzułmańskich prześladowań chrześcijan – wrzesień 2019

11/19/2019

Rzeź chrześcijan

Pakistan:22 września grupa Boko Haram ujawniła wideo pokazujące egzekucję dwóch chrześcijan, pracowników pomocy. Lawrence Duna Dacighir oraz Godfrey Ali Shikagham, obaj członkowie Chruch of Christ in Nations, widoczni są na kolanach. Za nimi stoi trzech uzbrojonych mężczyzn, którzy strzelają do nich. Obaj chrześcijanie przybyli do Maiduguri – w pobliżu miejsca, gdzie zostali złapani – aby pomóc budować schronienia dla ludzi, którzy zostali wysiedleni z powodu islamskiej ekstremistycznej przemocy. Na tym filmie, „mówiąc w języku hausa, środkowy z trzech terrorystów mówi… że przysięgli zabijać każdego chrześcijanina, którego złapią…” W reakcji na te egzekucje pastor Pofi, kuzyn tych dwóch zabitych chrześcijan, powiedział: „Lawrence i Godfrey opuścili Abuja i przyjechali do Maiduguri w chcąc wykorzystać swoje umiejętności ku poprawie losu ludzi i przypłacili to życiem. Nigdy nie dostaniemy ich ciał, aby je pochować. Społeczność będzie musiała przeprowadzić prowizoryczny pogrzeb tych młodych ludzi, których życie zostało skrócone w przerażający sposób”.

W oddzielnych od siebie zdarzeniach dwoje chrześcijan, pastor oraz żona innego pastora, zostali zabici w atakach przeprowadzonych przez muzułmańskich pasterzy Fulani. „Pomimo, że została zabita [Esther Ishaku Katung], porywacze, nie informując o tym rodziny, domagali się okupu”. Jej okaleczone ciało znaleziono wyrzucone w krzaki.

Pakistan: Policja w Lahore torturowała na śmierć 28 letniego chrześcijanina, Amir Masih’a. Gdy pracodawca Amira, gdzie pracował jako ogrodnik, zgłosił na policję kradzież, policjanci skontaktowali się z Amirem i zapowiedzieli, że będzie wraz z innymi pracownikami przesłuchiwany. „Mój brat poszedł na policję z własnej woli – wyjaśnia Sunny Masih, jego brat. – Gdy tam dotarł [28 sierpnia] gliniarze zabrali mu telefon, wrzucili do samochodu i wywieźli w nieznane miejsce”. Cztery dni później policja skontaktowała się z zrozpaczoną rodziną, aby powiedzieć, że Amir był chory i że muszą zabrać go do szpitala. „Pośpieszyliśmy na komisariat, gdzie dano nam na pół świadomego Amira. Był bezlitośnie bity, a ciało miał całe w ranach”. W czasie drogi do szpitala Amir powiedział bratu, że torturowało go przez cztery dni sześciu urzędników, dwóch inspektorów i czterech posterunkowych. „Powiedział nam, że policjanci oddawali mocz na niego, przeklinając go za to, że jest chrześcijaninem i usiłowali zmusić go do przyznania się do tej kradzieży”. Sunny zwrócił również uwagę na to, że wszyscy pozostali przesłuchiwani pracownicy wrócili „bez zadrapania” i że jego brat „został poddany okrutnym torturom, ponieważ był biednym chrześcijaninem i policjanci byli przekonani, że zmuszą go do fałszywego zeznania… Mój brat był niewinny i nie zgodził się na to, co rozwścieczyło przesłuchujących. Wzmogli przemoc i poddali go elektrowstrząsom”.

Continue reading

Stan-24/26.11.2019

Stan Tyra

24 listopada
Ostatnio kilka osób pytało mnie o rolę „cienia” w duchowym rozwoju. Spróbuję zachować prostotę.
Każdy z nas jest pewną mieszaniną sprzeczności i, jeśli mamy kiedykolwiek poznać pełnię, musimy to wszystko wziąć w objęcia. Są to te plewy i chwasty, które rosną na naszych osobistych polach. Jezus mówi: „Nie rosną razem” (Mt 13:30).
Tak, Jezus, podobnie jak my, również znajdował się pośród przeciwności, podobnych do naszych. Przeważnie był najbardziej łagodną, pokojową osobą na ziemi, lecz były takie chwile, kiedy musiał używać ostrego języka i wybuchowego charakteru. Przymykamy na to oczy i nazywamy to „sprawiedliwością” czy jakkolwiek inaczej, jak tylko potrzebujemy, aby stały się święte.
Musimy zdać sobie sprawę z tego, że nie były to słabości charakteru, lecz po prostu interesujące wymiary siebie, które zazwyczaj nie są oczywiste. To samo dotyczy nas. Carl Jung te części, które nie bardzo pasują do osoby, którą chcemy okazywać, nazywał naszym „cieniem”.
Cień to ciemna strona naszej osobowości. Ciemna nie dlatego, że jest zła, lecz dlatego, że osądziliśmy ją czy odrzuciliśmy a zatem odmówiliśmy jej dostępu do światła świadomości i uchwycenia pełni swego ja. Aby doświadczyć pełni, właśnie te odrzucone części ja muszą zostać zintegrowane w nas. Dlatego właśnie fundamentalizm jest tak totalnie nieskuteczny w tworzeniu wolności. Nigdy nie będziesz wolny dopóki tłumisz, ukrywasz czy wyrzekasz się części siebie. W rzeczywistości to właśnie te najbardziej nikczemne strony siebie muszą być najbardziej szanowane i akceptowane (1Kor 12:23).
Akceptacja tych części, które są nie do zaakceptowania i są niechciane jest jedyną drogą do wyeksponowania ich na akceptację i miłość, tak aby zostały przemienione. Wyrzekając się ich, wyrzekamy się siebie, a nie znać siebie samego to poddać się temu, co ignorujemy.

25 listopada
Zdarza się, ze rozmawiam z kimś i zauważam, że w ogóle nie słucha, nawet jeśli wcześniej zadał mi pytanie. Niektórzy zadają pytania tylko po to, aby dać sobie miejsce na odpowiedź bądź na spór, który chcą projektować na mnie. Zatem, w czasie, gdy ja odpowiadam, oni przygotowują sobie szczegółowo to, co mają następnie powiedzieć. To samo dzieje się niemal codziennie pod moimi postami na FB. Piszę ten blog, który jest, dla mnie osobiście, naładowany spojrzeniami gdzieś poza, a ktoś wybiera jedno słowo czy zdanie i zaczyna mnie uczyć, poprawiać, potępiać, czy nawet wszystko razem. Takie to głupie i małe.
Nigdy nie będziesz obecny wobec siebie, dopóki nie nauczysz się być obecny dla innych i, podobnie, nigdy nie nauczysz się być obecny dla innych, dopóki nie nauczysz się być obecny dla siebie. Być w pełni obecnym to coś znacznie trudniejszego niż się wydaje, a żadną miarę nie piszę tego, jako ktoś, kto to już osiągnął, po prostu jestem coraz bardziej świadom ważności tego.
Jedną z przyczyn tego, że tak zmagamy się z naszą obecnością dla innych jest to, że tak wiele nas wewnętrznie rozprasza. Nasz wewnętrzny świat wiruje planami, obawami, urazami i rzeczami, które powtarzamy sobie stale i wciąż, i wkoło… Nasz wewnętrzny świat jest tylko odbiciem tego zewnętrznego. Czytałem kiedyś o ptakach, których naturalne zachowania zostały zastąpione miejskim hałasem i po jakims czasie zapomniały swego śpiewu, zaczynając udawać dźwięki miasta. Obawiam się, że robimy to samo.
Czasami mówimy, że tęsknimy do milczenia i nawet gotowi jesteśmy udać się do jakiegoś cichego miejsca, lecz gdy już się tam dostaniemy okazuje się, że ten hałas idzie za nami, ponieważ nie pochodzi z zewnątrz, lecz z wewnątrz nas. Próbujemy oskarżyć o nasz brak wewnętrznego spokoju, zabieganie, ale fakt jest taki, że to nie ono jest przyczyną, lecz ogromne starania, aby go uniknąć. Możemy być pociągani do samotności i milczenia, lecz równocześnie bardzo niekomfortowo czujemy się z tym, ponieważ przychodzi z nimi konfrontacja ze wszystkim, czego usiłujemy uniknąć. Zewnętrzna cisza konfrontuje nas z hałasem naszego wewnętrznego świata.
Musimy udać się na naszą własną pustynie i spotkać z demonami, które nieustannie produkują nasz wewnętrzny hałas. Dopóki tego nie zrobimy, nie będziemy chodzić w mocy i nie będziemy tymi, którzy uzdrawiają. Jezus nie uzdrowił nikogo dopóki nie przeszedł przez swoją osobistą konfrontację i nie poszedł poza nią.

26 listopada
Odpuszczanie (uwalnianie) jest ważną duchową praktyką. Wydaje się jednak, że większość z nas przyjęła postawę przeciwną – trzymania się, a nie uwalniania. Aby być całkowicie obecnym dla siebie samego, a w konsekwencji dla innych, musimy dać sobie spokój z zaabsorbowaniem, które utrzymuje nas w nieustannym ruchu i rozproszeniu. To są te hałasy, które tłumią wewnętrzną ciszę i spokój.
Pierwszą rzeczą, którą prawdopodobnie musimy zostawić jest własna ważność. Często jesteśmy tak pełni siebie, że nie jest możliwe, aby być dostępnym dla kogokolwiek innego. Niektórzy, z tych, których znam, tak ciasno trzymają się swoich skłonności, maski publicznej czy reputacji, że nie ma w ich duszy miejsca na nikogo innego. Jest to coś, co nazywamy sarkastycznie: „large and in charge” (wielki i zajęty).
Szczera obecność duszy wobec siebie i innych musi zacząć od wyczyszczenia, a co najmniej odstawienia na bok, bałaganu ducha, czyli tego, co zazwyczaj napełnia nas, rozprasza i odłącza. Jeśli nie praktykujemy sztuki odpuszczania to zaczniemy absorbować czy asymilować to i po pewnym czasie nazwiemy to „mną”. Biblijna historia Gedareńczyka jest bardzo żywym przykładem tego, do czego asymilacja i wewnętrzne gromadzenie może nas doprowadzić.
Gdy Jezus zapytał go o imię, ten przedstawił siebie jako sumę tego wszystkiego, co wewnętrznie nagromadził, nazywając siebie „wiele” czy „Legion”. Gdy przebywał sam, nie było milczenia, pokoju i obecności dla siebie czy kogoś innego. To, że wewnętrznie przylgnął zarówno do opinii innych jak i swoich własnych uprzedzeń doprowadziło go do miejsca śmierci (cmentarza). Gdy przybył Jezus, ten człowiek został skonfrontowany z autentyczną obecnością, co jest podobne do zaglądania do pielęgnującego, spokojnego strumyka i zobaczenia swego prawdziwego odbicia. Oto zobaczył swój obraz w spokoju wody życia i ten spokój uwolnił go od wszystkiego czego się trzymał.
Pytanie? Co odzwierciedla twój obraz? Co inni wokół ciebie doświadczają? Czy potrafią oni znaleźć w tobie spokojne miejsce, gdzie mogą zobaczyć samych siebie bez tych wszystkich dodatków, które nazbierali czy też spotkanie z tobą jest „festynem” nagromadzonego bólu? Niektórzy będą się sprzeciwiać i żądać uznania i czczenia wszystkich ich rupieci. Ich założenia, uczucia, wartości, zranienia itp. Zamiast odpuścić im, chcą abyś ty przyjął ich w sobie i niósł ten ciężar razem z nimi.. Są przekonani o tym, że jeśli zdobędą innych do przyjęcia ich bólu to w jakiś sposób będą się mieli lepiej i będą wolni. Problem jest w tym, że nie chcą zrezygnować, lecz po prostu pomnażać go i dzielić się nim. Jest to droga, która nigdy nie prowadzi do wolności i dlatego przebaczenie sobie oraz innym jest istotą wszelkiej duchowej przemiany.

< | >

Stan 19/23.11.2019

Stan Tyra
19 listopada

Nie zbawiamy naszych dusz tylko je odkrywamy. Nie próbujemy siebie uświęcać – nasze dusze są przebudzane. Już jesteśmy zjednoczeni z Bogiem, po prostu nie wiemy o tym. Wyzwaniem jest zaufanie. Ufać, że jestem jedno z Bogiem, bez względu na swoje własne starania ku uświęceniu jest bardzo upokarzające dla ego. Stąd też pojawia się pokusa taka sama jak u Ewy: jak mogę stać się podobny(a) do Boga.
Jeśli przylgniemy do niego to pozytywny obraz siebie samego jest równie
uzależniający jak negatywny. Jezus powiedział, że błogosławieni ubodzy w duchu. Cała nasza duchowość polega na odpuszczaniu; własnego poczucia bezpieczeństwa, dobrej reputacji i samo-rozwojowych projektów, które nazywamy swoim własnym ja. Doszedłem do przekonania, że religia jest najczęściej najbezpieczniejszym miejscem, w którym można uniknąć Boga, ponieważ Bóg chce poprowadzić nas ku poddaniu siebie, podczas gdy religia często uczy nas kontrolowania siebie.
Aby spotkać się z naszymi demonami, które kuszą nas do tego, abyśmy
wykazywali swoją tożsamość przez osiąganie sukcesów, musimy zostać
poprowadzeni na pustynie. W przeciwnym razie będziemy używać ewangelii do ukoronowania siebie, zamiast uwolnić siebie do uwalniania innych.
Podobnie jak w przypadku Mojżesza; niewolnik nie może uwolnić niewolników. Z miejsca niewinności i słabości musimy być
„spławieni” w dół rzeki do miejsca wolności, gdzie nasza tożsamość jest
potwierdzona. Tylko wtedy możemy prowadzić ludzi do wolności.

Continue reading

Kiedy narodził się Jezus? – część 1

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.

Istnieje tyle samo teorii na temat tego, kiedy Jezus się urodził , ile teorii na temat potwora z Loch Ness, ale czy wiedziałeś, że Biblia jest w tej kwestii całkiem precyzyjna?

Lubię drążyć ten temat. Zadam więc pierwsze pytanie: dlaczego data urodzin Jezusa nie miała żadnego znaczenia dla apostołów, którzy przebywali z Nim przez jakieś 3 i pół roku? Dlaczego Jego urodziny nie stały się tradycyjnym świętem już w ciągu 30 lat opisanych w Dziejach Apostolskich? Dlaczego w żadnej z ksiąg Nowego Testamentu nie ma wzmianki o tym, kiedy obchodził On swoje urodziny? I w końcu, dlaczego tylko Mateusz i Łukasz wspomnieli to wydarzenie, a Marek i Jan już nie? Najwyraźniej nie miało to dla nich znaczenia, a także finalnie dla nas nie powinno być to również takie ważne.

Dobrze jednak jest znać przybliżony czas Jego narodzin, ponieważ daje to kontekst dla innych rzeczy, pomaga nam zrozumieć kulturę, społeczeństwo i politykę tamtych czasów, które to pomagają nam zrozumieć Słowo.

Teorie, teorie…
Istnieją teorie oparte na pojawieniu się Gwiazdy Betlejemskiej – wybuchu supernowej zapisanego w chińskich kronikach z 10 wieku p.n.e. , który to był widoczny w ciągu dnia. Istnieją teorie oparte na układach gwiazd uważanych za żydowskie oraz na planetach, których trajektorie z nimi się krzyżowały.

Próbuje się datować czas śmierci Heroda, a także datę spisu, dla którego Józef i Maria udali się do Betlejem. Inni jeszcze datują czas według pory, kiedy pasterze przebywali na polu, w nocy, ze swoimi trzodami.

Niektórzy uważni badacze rozumieją nawet, że starożytni Izraelici, będąc ludem wschodu, liczyli urodziny od poczęcia, a nie od narodzenia. Nazywa się to „obliczaniem wieku”. Obliczanie wieku jest nadal używane w niektórych krajach Wschodu, w szczególności w Chinach, Tybecie, Korei i w czasie niektórych japońskich ceremonii.

I od czasu do czasu ktoś weźmie pod uwagę ówczesną kulturę, w której oczekiwano Mesjasza oraz to, czego rabin nauczał o czasie, w którym miał się pojawić.Zacznijmy: W poszukiwaniu MesjaszaI od czasu do czasu ktoś weźmie pod uwagę ówczesną kulturę, w której oczekiwano Mesjasza oraz to, czego rabin nauczał o czasie, w którym miał się pojawić.

Składając wszystko w całość
Czy możemy połączyć wszystkie te elementy w całość i wyciągnąć z tego jakieś wnioski? Jeśli zaczniemy od Biblii i podążymy za wskazówkami, które Łukasz pozostawił w swojej narracji, wszystkie rzeczy ułożą się w jedną całość.

Zacznijmy: W poszukiwaniu Mesjasza
W Księdze Daniela 9:21 anioł Gabriel ukazuje się Danielowi i mówi mu o 70 „tygodniach lat”, czyli sumie 490 lat, dopóki Mesjasz nie wprowadzi wiecznej sprawiedliwości. (70 x 7 = 490)

W w. 25 Gabriel stwierdza, że Mesjasz przyjdzie w 69tygodniu lub po 483 latach, a potem „będzie zabity i nie będzie go”. Gabriel powiedział, że odliczanie tych 483 lat do Mesjasza rozpocznie się w momencie polecenia odbudowy Jerozolimy.

Polecenie odbudowy Jerozolimy wyszło w 455 roku pne (niektórzy twierdzą, że 457 roku pne) od Artakserksesa (Neh. 2: 1-8). Licząc 483 lata naprzód, od 455 roku pne, dochodzimy do roku 28 lub 29 ne – kiedy Jezus umarł na krzyżu „i nie było go”, jak powiedział Gabriel. Ze względu na różnice w kalendarzach żydowskim, babilońskim, rzymskim i gregoriański szacowana data śmierci Jezusa na krzyżu wah się od wiosny 29 roku do wiosny 32 roku.

Bez względu na to, jak datujemy te wydarzenia, patrząc z naszych czasów wiadomo, że ówcześni przywódcy żydowscy wyczekiwali Mesjasza, że miał się urodzić około 10 roku pne. Powód jest prosty. Wiedzieli, że po 483 latach od odbudowy Jerozolimy Mesjasz będzie miał się pojawić około roku 30 ne i wiedzieli też, że kapłani w Izraelu nie mogą rozpocząć swojej posługi przed 30 rokiem życia i nie mogli tez mieć ponad 50 lat (Liczb 4:3).Po drugie: co mówią gwiazdyBez względu na to, jak datujemy te wydarzenia, patrząc z naszych czasów wiadomo, że ówcześni przywódcy żydowscy wyczekiwali Mesjasza, że miał się urodzić około 10 roku pne. Powód jest prosty. Wiedzieli, że po 483 latach od odbudowy Jerozolimy Mesjasz będzie miał się pojawić około roku 30 ne i wiedzieli też, że kapłani w Izraelu nie mogą rozpocząć swojej posługi przed 30 rokiem życia i nie mogli tez mieć ponad 50 lat (Liczb 4:3).

Licząc wstecz 30+ lat wychodziło im, że powinni zacząć wyglądać Mesjasza około 10 roku pne. Tego też powodu tylu ludzi pytało Jana Chrzciciela, a potem Jezusa, czy byli Mesjaszem. Żydzi znali ogólne ramy czasowe, w jakich Mesjasz miał się pojawić i wyczekiwali Go!

Po drugie: co mówią gwiazdy
Z rzymskiego punktu widzenia, patrząc na gwiazdy widzieli oni kilka rzeczy, które zdawały się wskazywać, że ich cesarstwo ma przychylność bogów. Podobnie, jak większość mieszkańców Wschodu także oni uważali, że planety przepowiadają przyszłe wydarzenia. W tym czasie (od około 10 do 3 roku pne) miała miejsce koniunkcja planet. W jednym miejscu widoczne były Jowisz, Saturn, Mars, Wenus i Merkury, więc rzymscy astronomowie byli zgodni co do tego, że przepowiadało to jakieś wydarzenia.

W 3 roku pne Jowisz, zwany „planetą króla”, przez parę tygodni okrążał Regulus, zwaną „gwiazdą króla”. To, że planeta króla krążyła wokół gwiazdy króla, zdawało się utwierdzać Augusta Cezara w tym, że jest „namaszczonym królem”, ponieważ w tym czasie obchodził swoje 25-lecie dojścia do władzy jako Cezar.

Była to też 750 rocznica (kapłańska / ceremonialna) założenia Rzymu i rok, w którym Senat Rzymu nadał Augustowi tytuł „Ojca kraju”. Rzymowi wydawało się, że nawet wszechświat potwierdza to, że August jest Pomazańcem Bożym i że Rzym ma boskie prawo do podboju świata.

W czasie, gdy rzymianie doszli do wniosku, że niebo potwierdza boskie namaszczenie Augusta oraz Rzymu, w skromnej stajni w Izraelu urodził się Mesjasz. W innej części świata „mędrcy” ujrzeli w gwiazdach wypełnienie słów Gabriela do Daniela, co sprawiło, że nie udali się do Rzymu rozumiejąc, że prawdziwy król narodził się w Izraelu. I tu właśnie zaczniemy kolejnym razem.

Kiedy narodził się Jezus – 2

John Fenn
++

Stan 15-17.11.2019

Stan Tyra

15 listopada
Z całą pewnością zachodni kościół, i większość światowych religii, uczy duchowości uzależnienia. Innymi słowy: zaczyna się od miejsca braku i usiłuje pomóc sobie dodając „wszystkie te rzeczy”. Staliśmy się religijnymi kapitalistami, którzy zawsze utrzymują ego na swoim miejscu i usiłują udobruchać je rupieciami. W ten sposób wszystko, w tym Bóg, staje się produktem konsumpcyjnym, który może być „nabywany i sprzedawany”, a kościół staje się biurem maklerskim. To są te stoły, które Jezus powywracał w świątyni, a które muszą być stale wywracane w naszych osobistych, zbudowanych przez siebie świątyniach.

Musimy w jakiś sposób przejść do duchowości ujmowania. Niemniej, nie jest tak, że podejmiesz decyzję, aby stać się bezsilnym. Jeśli tego próbujesz to jedynie wzmacniasz swoje własne ego. Nikt nie jest w stanie nawrócić siebie samego, możemy tylko „zostać” nawróceni, bądź może to „być nam zrobione”, nie z własnej woli.
Musimy w taki sposób patrzeć na życie i rzeczywistości, abyśmy zostali przekonani do gotowości znaczącej przemiany.

Właśnie dlatego mało kto zostaje nawrócony w lokalnym kościele czy plemiennym środowisku. Gdy wszyscy jesteśmy tacy sami, dochodzimy do tych samych wniosków i zachowujemy te same skłonności, wszyscy wszystkich sankcjonujemy, bez względu na to w jak egoistycznym „nienawróconym” stanie każdy jest. Ekklesia oznacza tych, którzy zostali wywołani. Problem polega na tym, że nie zostaliśmy wywołani czy wyprowadzeni. Zostaliśmy wprowadzani i „straceni” w identyczności, którą teraz nazywamy „Kościołem”. Lata wewnętrznego rozmnażania się (kazirodztwa) spowodowało szokujące deformacje, których ci „wewnątrz” nawet nie zauważają, ponieważ jest to dla nich „normalne” czy święte.

16 listopada
Ponieważ straciliśmy sztukę obiektywizmu, staliśmy się uzależnieni w uzależnionym społeczeństwie. Przywiązujemy się do rzeczy, które wydaje nam się, że mamy, podczas gdy to one w rzeczywistości mają nas, a może to być wszystko, zaczynając od kościoła, przez uczucia, opinie do posiadłości czy pozycji.

Gdy Jezus powiedział bogatemu młodzieńcowi, aby sprzedał to, co ma, nie tyle chodziło Mu o pieniądze, co o nauczenie wypuszczania (z rąk). Jezus chciał pomóc mu nauczyć się sztuki obiektywizmu. Młody człowiek chciał się dowiedzieć w jaki sposób dodać Boga do swego życia, jako kolejną posiadłość. Na tym polega kapitalistyczne chrześcijaństwo, o którym ostatnio wspomniałem.

Ze względu na liczne kulturowe i chrześcijański filtry bardzo trudno jest nam zrozumieć, że nie można znaleźć czegoś, co się już ma, można to tylko odkryć. Nie możesz możesz przekonać Boga, żeby „wszedł” do twojego życia czy serca przy pomocy poważnej, bardziej naglącej modlitwy. Wszystko, co możesz zrobić to stać się mniejszym, spokojniejszym i mniej przepełnionym sobą oraz swymi nerwowymi opiniami, wnioskami, ideami i uczuciami. Wtedy Bóg stanie się dla ciebie oczywisty w teraźniejszości, ponieważ wyciszysz się na tyle, aby usłyszeć ten stały cichy głos, który zawsze był w tobie.

Dotyczy to również śpiewania pieśni uwielbienia, cytowania Pisma i udziału w rytualistycznych ceremoniach powtarzalnie bezwartościowych. Dopóki się nie wyciszysz i opróżnisz na tyle, żeby rozpoznać obecność, nie jesteś w stanie być obecny wobec czegokolwiek boskiego czy przemieniającego. Ten bogaty młodzieniec (1) przyszedł do Jezusa, co wygląda bardzo duchowo, i (2) zapytał, jak być zbawionym, co brzmi duchowo, lecz ani w jednym, ani w drugim przypadku nie było. Tak więc, odszedł zasmucony tym, że nie mógł skorzystać z okazji z Bogiem. Poddanie się to było coś więcej niż chciał zapłacić.

Problemów ducha nie da się rozwiązać przy pomocy mózgu i przemyśleń. Nie da się kupić swojej drogi, wymyślić tej drogi czy posiąść drogi do przemiany. Musisz swoją drogę przeżyć ku nowemu sposobowi myślenia a dzieje się to przez pełne przeżywanie swoich doświadczeń i uczenie się z nich. Obawiam się, że jesteśmy tak zajęci uwielbianiem Jezusa, czego On nigdy nie zalecił, że całkowicie zignorowaliśmy Jego przesłanie. Wydaje się, że na szczęście, jesteśmy nawracani wbrew sobie.

Ewangelia jest dobrą nowiną wyłącznie dla ubogich, a nie dla tych, którzy mają wiele do stracenia.

17 listopada
Księga Przypowieści 4:7 powiada nam: „Zdobywaj mądrość ponad wszystko inne”. Jestem przekonany, że należy to do najbardziej deficytowych rzeczy, poza wiarą, a „kościół” zdaje się być miejscem, w którym ten brak jest największy. Zamiast przekazywać mądrość, uczymy ludzi myśleć jak to oni są w porządku, a ktoś inny w błędzie.

Zarządziliśmy pewne rzecz a inne zakazali, lecz rzadko się zdarza, abyśmy wskazywali ludziom drogę do wielkiej mądrości. Jest tak dlatego, że do tego potrzeba upadków, błędów i ryzyka błędu, coś do czego kościół nie znosi i ma do tego cierpliwości. Niemniej, w taki właśnie sposób zdobywa się mądrość i dlatego kościołowi bardzo jej brakuje. Ponieważ ważniejsza jest reputacja niż droga do prawdziwej mądrości, zamiast robić miejsce na mądrość, aby wyglądać na „Święty”, ukrywa upadki, karze je i wypędza nieudaczników. Ciągle jest przekonany o tym, że jeśli dotknie trędowatego to się zarazi. Nigdy nie szedł za Jezusem do miejsc, gdzie możesz dotknąć trędowatego, a on zostanie uzdrowiony.

Wielką pokusą każdej religii jest uwięzienie ewangelii w głowach, gdzie możemy mieć rację lub nie. Skutek jest taki, że rzadko widzimy nasz własny grzech, a tak naprawdę to mamy tendencję do nazywania go cnotą. W jakiś sposób całkowicie zignorowaliśmy nauczanie Jezusa, aby kochać jedni drugich, a zastąpiliśmy to przez „będziesz miał rację”.

W ciągu lat zdałem sobie sprawę z tego, że ludzie, którzy wierzą, że są święci, nie są nimi, a ludzie, którzy myślą, że są grzesznikami, są tymi najbardziej świętymi. Przecież Jezus powiedział współczesnym sobie liderom: „prostytutki i celnicy wejdą do Królestwa, przed ludźmi siedzącymi w synagodze”. Co!!!??? Tak się dzieje, gdy robimy z Jezusa religię, zamiast iść za Nim do upadłych miejsc pokory. Nie może być prorokiem, ktoś kto najpierw nie zobaczy w sobie tego, na co chce wskazywać u innych.

< | >

Dualistyczne patrzenie na ten świat

Phil Drysdale

Większość mojego życia miałem bardzo dualistyczne patrzenie na ten świat:

Słuszne przeciwko niewłaściwemu,
dobro przeciwko złu,
duchowe przeciw światowe,
demony przeciw aniołom,
Bóg przeciw Szatanowi,
światłość przeciw ciemności,
dobrzy ludzie przeciw złym.

Nie chcę powiedzieć tutaj, że nie ma czegoś takiego jak słuszne i niesłuszne, dobro i zło itp. Chodzi mi o to, że chcę pomówić o tym, jak takie dualistyczne myślenie może wpłynąć na to, jak widzimy ten świat.

Mamy skłonności do tego, aby określać różne rzeczy w dualistyczny sposób, dzielimy je na święte czy świeckie, duchowe czy nieduchowe, działanie Królestwa czy demoniczne itp.

Kiedyś częściej podróżowałem i bywałem w różnych miejscach, gdzie mówiono mi: „tu jest bardzo ciemno, to demoniczne miejsce”. „Ciężko jest przebić się tutaj Królestwu”. „Mamy tu do czynienia w potężnymi mocami i zwierzchnościami” itd…

Niemniej, śmieszne jest to, że w tych wszystkich podróżach nie nigdy tak naprawdę nie byłem w takim miejscu, o którym myślałbym, że jest szczególnie ciemne. Często w tych najciemniejszych miejscach odkrywałem społeczności bardziej duchowo otwarte, a więc mające lepsze przeżycia.

To, co ktoś nazywał ciemnością – ja nazywałem światłością. Gdy wychodziliśmy na ulicę, oni natrafiali na wielki sprzeciw, lecz ja miałem wspaniały czas. Nie byłem lepszy od nich. O różnicy stanowiła moja perspektywa.

Zdecydowałem się postrzegać wszystko jako duchowe w pozytywnym sensie. Wychodząc na ulicę nie próbowałem przez cały określać, co jest demoniczne, a co należy do Królestwa. Po prostu szukałem Boga w każdej osobie. I, ku zaskoczeniu, znajdowałem Boga za każdym razem!

Najmniej obchodziło mnie to czy ludzie mają demony. Najbardziej byłem zainteresowany tym, czy wiedzą, że już mają pełnię Boga w sobie. Gdy budzili się do tej rzeczywistości, demony wychodziły bez walki. W 9 na 10 przypadków, jeśli chodzi o pozytywne duchowe doświadczenia, sytuacja w jakiej się znajdujemy nie ma nic do rzeczy. Nie ma znaczenia gdzie jesteśmy ani z kim rozmawiamy.

To nie obecność mocy ciemności decyduje o tym czy coś jest pozytywne, czy negatywne, lecz twoja perspektywa. Z chwilą, gdy nauczymy się widzieć światłość, zaczyna być trudno dostrzec ciemność, staje się ona całkowicie nieistotna. Potrzeba określania czegokolwiek jako demoniczne czy święte, duchowe czy nieduchowe itd., wyłącznie rozprasza nas.

Wszystko na tym świecie jest napełnione Bogiem. Możesz iść do kościoła satanistów, gdybyś zechciał, i przeżył głęboko duchowe doświadczenie.

Większość nie przeżyje, lecz mogliby. Jedyne, co stanowi o różnicy, jest to na czym się koncentrujesz. Czy szukasz Boga i tego, co Bóg robi?Czy też szukasz demonów?

Na koniec tego dnia, nawet jeśli był gdzieś 1, 10 czy 10.000 demonów, jest to całkowicie nieistotne – Bóg tam jest i Bóg jest w tobie! Skup się na tym, a reszta zajmie się sobą. Lecz jak tylko zaczniesz liczyć demony szybko zostaniesz przytłoczony.

Nie jestem w stanie wystarczająca naciskać w tym punkcie. Przestań wyszukiwać ciemności. Niech stanie się to całkowicie nieistotne dla ciebie każdego dnia. Zamiast tego skup się na Bogu. Skup się na świetle. Bóg jest w kościele, pubie, na satanistycznym spotkaniu, w Niebie i Piekle.

Nie ma takiego miejsca, gdzie nie można by znaleźć Boga. Skup zatem swój wzrok na Bogu i na tym, co Bóg robi, a odkryjesz, że wszystko może stać się pozytywnym duchowym przeżyciem, a to wszystko, co mógłbyś określić jako „niedobre”, „złe”, „demoniczne” itp., będzie w radykalny sposób przemienione, ponieważ to ty przyniesiesz/ objawisz Boga w tym, w nich.

Mnóstwo miłości

Phil

Uwaga: Nie twierdzę, że nie ma złych sytuacji czy demonów, twierdzę, że, jeśli skoncentrujesz się na Bogi i na tym co Bóg może zrobić, bądź robi, to pośród tych rzeczy sama sytuacja odnawia się. Być może sytuacja nadal jest zła, lecz jest już pełna nadziei, pełna potencjału, a nie pozbawiona Boga, taka, która, gdy spojrzy się wstecz, może zostać nawet nazwana złą sytuacją, która została zmieniona ku dobremu.

Nie chodzi mi o to, abyśmy ignorowali złe sytuacje – w tym świecie niesprawiedliwości jest mnóstw. Nie twierdzę, że nie mamy szukać niesprawiedliwości. Mówię, że gdy widzimy na tym świecie niesprawiedliwość i zło, sprawdzajmy swoją perspektywę. Pytajmy siebie, co Bóg już robi w tej sytuacji? Co Bóg chce, abyśmy wnieśli w nią. W jaki sposób możemy sprowadzić Królestwo Boże do niej. Zamiast pozwalać na to, że ta sytuacja będzie się piętrzyć nad nami

jako wielkie zło, pozwalamy Bogu, który jest w nas wznosić się ponad nią

dać możliwość objawienia Jego miłości i łaski.