Monthly Archives: październik 2019

Podejście emocjonalne a podejście intelektualne – część 4

THE CHRUCH WITHOUT WALLS

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.

W Ewangelii Jana 7: 19-25 Jezus pyta przywódców, dlaczego chcą go zabić. Dzisiaj ludzie podobnie mogli by zareagować jak oni, mówiąc: „Oszalałeś? Demona masz. Kto chce cię zabić?”
Jezus na końcu powiedział: „Nie sądźcie z pozoru, ale sądźcie sprawiedliwie” (w. 24). Innymi słowy, zajmowanie opinii na podstawie tylko tego, co się widzi i emocji z tym związanych, nie jest dobrą rzeczą.
Przywódcy podchodzili do niego emocjonalnie, więc byli ślepi na fakty. Tak samo jest często z nami – gdy podchodzimy do czegoś emocjonalnie, uniemożliwia nam to zobaczenie szerszej perspektywy.

Znaleźli się jednak ludzie, którzy po usłyszeniu słów Jezusa, odłożyli na bok swoje emocje i powiedzieli: „Czy to nie jest Ten, którego chcą zabić?” (w.25)

W jednej chwili zmienili swoją reakcję, z emocjonalnej na sprawiedliwą, pokazując nam, że jest to możliwe. Gdy zostali skorygowani przez Jezusa, przejęli kontrolę nad swoimi emocjami, posłużyli się intelektem, który dał im Bóg i dokonali sprawiedliwego osądu mówiąc: „Czy to nie jest Ten, którego chcą zabić?

Szkodzimy sobie podchodząc do rzeczy emocjonalnie. Zamiast tego zatrzymajmy się na chwilę, weźmy kontrolę nad emocjami i zaakceptujmy to, co mówią nam fakty.

Równowaga, równowaga – zamiast wzrastać ludzie skupiają się na swoim obdarowaniu

Continue reading

Stan 22/23.10.2019

Stan Tyra

22 październik 2019
Najwyższą duchową ścieżką jest samo życie. Jeśli wiesz, jak interpretować życie to staje się ono uwalniającym i przemieniającym doświadczeniem. Jeśli nie wiesz, staje się wielkim frustrującym, strasznym zamieszaniem. Takie życie jest przepełnione zniechęceniem, gniewem i zgorzknieniem, co jest dokładnym przeciwieństwem życia Chrystusa. Jezus powiedział: „Przyszedłem, abyś miał życie i to w obfitości” (J 10:10). Jakkolwiek bardzo byśmy chcieli, aby ten Jego cel stał się długą religijną listą, tak nie było i nie jest. Tu chodziło i chodzi o życie. W życiu nie chodzi o system przekonań, lecz tylko o życie, a Słownik Stronga definiuje życie jako: „opanowanie przez żywotność”, a żywotność zaś, zgodnie ze słownikową definicją jest stanem energii, która jest wszędzie.

Trzeba zacząć od tego, że musisz pojąć, że tak naprawdę to masz w tym życiu tylko jeden wybór i nie dotyczy on kariery, dzieci, małżeństwa czy nawet Boga. Mamy zwyczaj sami siebie obciążać mnóstwem decyzji, lecz na końcu musisz podjąć tylko jedną decyzję: czy chcesz być szczęśliwy i spełniony czy też inne rzeczy są ważniejsze.

Większość ludzie nie myśli o bezwarunkowym życiu jako o wyborze, ponieważ uważają się za ofiary życia, co jest przeciwne do ….samego życia.

„Chcę być szczęśliwy, lecz…” skończ to zdanie uzupełniając nazwami jakichkolwiek zewnętrznych sił, które, uważasz, „okradają” cię ze szczęścia.

Jeśli chcesz być szczęśliwy nie możesz ograniczać tego listą warunków. „Będę szczęśliwy(a) jeśli, o ile, ponieważ… Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że szczęście jest pod twoją kontrolą..To, co sprawia, że twoje życie wydaje się być poza kontrolą to twoje domaganie się kontroli i spełnienia warunków, które nałożyłeś na szczęście. Bezwarunkowe szczęście, podobnie jak bezwarunkowa miłość, jest najwyższą i jedyną autentyczną formą oświecenia, a przebaczenie jest kluczem do stałego otwierania tego obfitego zycia. Musisz stale przebaczać innym; 7×70 oznacza całkowicie i stale.

Wiem, że może cię to zaszokować, lecz nie musisz chodzić do kościoła, znać Biblii czy podejmować noworocznych postanowień,Musisz po prostu zdecydować, że bez względu na wszystko, zamierzasz być szczęśliwy. Wiem, wiem. Zbytnie uproszczenie, tak? A może to my nadmiernie skomplikowaliśmy to? Myślę, że to drugie. Jeśli ktoś wymuszający pierwszeństwo na skrzyżowaniu sprawia, że jesteś „nie-szczęśliwy” to po prostu nigdy szczęśliwy nie byłeś.

Wydarzenia nie decydują o twoim szczęściu dopóki nie dasz im na to zgody – po prostu są to zdarzenia, które się dzieją i odchodzą. Być „wdzięcznym za wszystko” (1 Tes 5:18) to życie wdzięczności, które nie jest uzależnione od tego, czy sprawy „idą po mojej myśli”. Spotkałem ludzi, u których wyglądało na to, że nic nie idzie po myśli, w sensie światowym, a jednak ich życie było pełne, szczęśliwe i spełnione.

Śmieszne jest to, że często byłem proszony, aby im „usłużyć”. Łał!!! Było dokładnie na odwrót.

23 październik

Continue reading

Co może być większego niż Prawda?

Chip Brogden

What Could Be Greater Than Truth?

Co się dzieje, gdy chcesz się z kimś podzielić prawdą i jesteś ignorowany? Co się dzieje, gdy nie znajdujesz żadnych otwartych drzwi, aby głosić prawdę? Po co w ogóle Bóg miałby ci dawać prawdę, jeśli nie otwiera drzwi do głoszenia jej?

Takie pytania padały od kogoś, kto, podobnie jak ja sam, spędził wiele lat jako „Marta” poirytowany dużą ilością służenia, dopóki Bóg nie powołał go na pustynię, aby siedział u Jego stóp jak Maria i po prostu słuchał. Rozumiem aż nazbyt dobrze tą frustrację spowodowaną zamkniętymi sercami i drzwiami.

Na początku mojej służby cała moja egzystencja kręciła się wokół „prawdy”. Mówienie, nauczanie, głoszenie, pisanie, ogłaszanie i obrona „tej prawdy” stanowiła całą moją koncepcję życia i służby. Jest miejsce na mówienie prawdy i rozmawianie o prawdzie. Tak, wraz z determinacją do dzielenia się „tą prawdą” nieodwołalnie pojawia się druga strona: rozeznawanie, ujawnianie, , atakowanie, krytykowanie, osądzanie, potępianie, rozszarpywanie i niszczenie wszystkiego (bądź każdego), co było uważane za „nieprawdę”. Obrona prawdy i atakowanie nieprawdy stały się wielkimi celami. Wielką przeszkodą na drodze do tego celu była niechęć do przyjmowania prawdy, o której chciałem mówić. Wywołuje to frustrację i niezadowolenie. Nie jest to sposób na szczęśliwe życie.

Myślę, że problemem jest to, że wszyscy mamy takie rzeczy, które uważamy za „prawdę”, które mogą być tylko naszą prawdą, bądź częściową prawdą, bądź w ogóle nie prawdą – a szczególnie wtedy, gdy upapraliśmy ją swoimi własnymi stereotypami, założeniami, skłonnościami, koncepcjami i uprzedzeniami. Wydaje nam się, że widzimy wyraźnie, ale Pismo mówi, że widzimy jak w matowym zwierciadle. Uważamy, że wiemy wszystko, lecz Pismo mówi nam, że widzimy tylko częściowo. Myślimy, że wiemy co dokładnie Bóg mówi, lecz Pismo mówi, że prorokujemy częściowo. To, o czym jesteśmy dziś przekonani, że jest prawdą może okazać się czymś innym, niż to, w co będziemy wierzyć za 10 lat. Pewne rzeczy, w które uwierzyliśmy, że są prawdziwe 10 lat temu, nie uważamy już za takie teraz. Nie dlatego, że prawda się zmienia (nie zmienia się), lecz dlatego, że to my się zmieniamy.
Załóżmy, że znasz prawdę. Czy zawsze istnieje obowiązek dzielenia się tą prawdą? Czy ta prawda jest na tyle wartościowa, że jest swobodnie przekazywana i powszechnie akceptowana. Czy jest taka możliwość, że robimy pewne założenia co do dzielenia się prawdą, która może być niepoprawna? Być może jest to zły czas, niewłaściwi ludzie, a może nawet my sami mylimy się. Może jest tak, że prawda jest poprawna, lecz sposób w jaki dzielimy się nią jest tak niewłaściwy, że czynimy więcej szkody niż błąd, który, jak nam się wydaje, naprawiamy i stajemy się przysłowiowym dwuręcznym młotem, którym próbujemy zabić na czyimś nosie komara. Może to my musimy spędzić więcej czasu żyjąc tą prawdą, a mniej dzielić się nią czy wyjaśniając ją innym. Być może ta prawda jest przeznaczona dla nas i wyłącznie dla nas. Być może za bardzo zainwestowaliśmy w ideę ekspertów wyspecjalizowanych w ujawnianiu wszystkiego, co złe u każdego ..
Być może jest to sposób na odwrócenie uwagi od tych rzeczy, które sami musimy poprawić.

Niemniej, cofnijmy się o krok. Co by było gdyby w ogóle nie chodziło o „prawdę”. Co może być większego od prawdy? Wracając do lekcji Dobrego Samarytanina (Łuk 10), widzimy, że istotą prawa nie jest „Kochaj Boga i dziel się prawdą z bliźnim swoim”, lecz raczej „Kochaj Boga i kochaj bliźniego swego”. Mamy kochać bliźniego i okazywać mu miłosierdzie, kimkolwiek i gdziekolwiek jest. Oczywiście, „mówienie prawdy w miłości” jest ważne, lecz jakże łatwo usprawiedliwiamy to, że (1) my znamy prawdę, (2) powinniśmy mówić o niej i (3) rzeczywiście czynimy to z miłości, a nie jakichś innych egoistycznych pobudek. Czasami najbardziej miłosierne co możemy zrobić wobec bliźniego to zamknąć usta, a otworzyć ramiona.

Jest tak dlatego, że skuteczność naszego „mówienia prawdy w miłości”nie zależy od jakości prawdy, którą się dzielimy, lecz od jakości miłości, którą demonstrujemy.

Kochanie Boga i kochanie bliźniego prawdopodobnie kwalifikuje nas do mówienia prawdy w miłości, jeśli nadarzy się okazja – lecz mówienie prawdy w miłości i doprowadzanie ich do tego, aby się z nami zgadzali, niekoniecznie jest warunkiem miłowania ich.

W rzeczywistości jeśli przewodzimy bardziej w „mówieniu prawdy” niż w „okazywaniu miłości” wtedy prawda (bez względu na to jak prawdziwa) jest zbyt często odrzucana. To, co w uszach mówiącego brzmi jak „mówienie prawdy w miłości” w uszach słuchacza często brzmi jak: „ja mam rację, ty się mylisz”.

„Mówienie prawdy” może stać się usprawiedliwieniem dla subtelnej (lub nie tak bardzo subtelnej) manipulacji, której celem jest nawrócenie kogoś do naszej własnej ciasnej opinii na jakiś temat, bądź poprawiania czegoś, co uważamy za złe, niedoskonałe czy wadliwe u kogoś innego. Podobni do tego znawcy prawa, który potrafił cytować słowo w słowo Prawo Miłości, chcąc wypróbować Jezusa . My również możemy mówić prawdę w taki sposób, aby usprawiedliwić samych siebie – „Tak właśnie wyraźnie mówi Biblia!’ czy „Bóg powiedział mi, żebym ci to powiedział, więc ja mam rację, a ty się mylisz!”
Takie wypowiedzi nie zyskają słuchacza, a raczej spowodują, że się zamknie niż otworzy.

Co gorsza, te grzmiące wypowiedzi pozwalają uniknąć ciężkiej i trudnej pracy kochania naszego bliźniego bezwarunkowo takiego, jakim jest i tak gdzie jest – bez osądzania czy potępiania, bez podejmowania prób uczenia go, poprawiania, naprawiania, przymuszania do słuchania, patrzenia czy robienia czegokolwiek – i bez względu na to czy przyjmuje nas, słucha, akceptuje, zgadza się z nami, czy nie. Tamten (prawnik?) uczony w piśmie miał „prawdę” po swojej stronie, lecz nie pojmował głębi bezwarunkowej miłości dla wszystkich, jakiej Bóg wymaga.

Każdy nasz osąd tego, co jest wadliwe w innych jest zazwyczaj wadliwy; grzeszymy nawet w tym, gdy potępiamy grzech u innych; nasze umiejętności wypatrywania pyłku w cudzym oku niezmiennie pogarszają zdolność do dostrzeżenia belki sterczącej z własnego oka. Ta raczej komiczna prawda o ludzkich sądach powinna pokazać nam, jak śmieszne i absurdalne jest sądzić bliźniego, zamiast kochać go; jest to równie komiczne jak alkoholik osądzający palacza, palacz osądzający narkomana, narkoman osądzający uzależnionego od pornografii, uzależniony od pornografii osądzający uzależnionego od jedzenia, a uzależniony od religii osądzający wszystkich tamtych jako grzeszników, a który po cichu oddaje się temu, co potępia u innych, twierdząc, że Boża łaska jest dla niego, a Boży gniew wszystkich innych.

Poświęciwszy większość swego życia na to, aby „prawda” była najważniejsza, zaczynam dostrzegać mądrość w zwykłym kochaniu każdego i pozwoleniu Bogu, aby to On się z nimi rozprawiał. Mówienie prawdy nadal jest ważne, lecz okazywanie miłości jest ważniejsze. Miłość roztapia zimne serca, otwiera zamknięte umysły i pomaga ludziom łatwiej przyjmować prawdę – zakładając, że faktycznie ją znamy i przyjmując, że faktycznie jesteśmy prowadzeniu ku temu, aby się nią dzielić. Miłość można wyrazić bez słów. Dobry samarytanin nie powiedział słowa do mężczyzny, któremu pomaga, a jednak jego działanie stało się ilustracją tego, czym jest miłość do bliźniego.

Jezus nie powiedział nam, abyśmy szli i myśleli podobnie, abyśmy szli i wierzyli podobnie, abyśmy szli i wysnuwali podobne hipotezy, lecz „idźcie i czyńcie podobnie” (Lu 10:37). Kiedy ktoś doświadcza miłości, wie o tym, a słowa nie wchodzą w drogę; gdy natomiast przeżywają jej brak, zauważają brak miłości nawet wtedy, gdy słowa są rzeczowe i technicznie prawdziwe. Być może właśnie dlatego Jezus powiedział, że świat pozna Jego uczniów po miłości, a nie po wielkich retorycznych zdolnościach czy zdumiewającej umiejętności wynajdowania błędu w ludziach i waleni ich między oczy gołą prawdą, lecz raczej „po miłości, jaką się kochacie” (j 13:35). Jeśli nie potrafimy kochać naszych braci i sióstr, to jak możemy kochać naszych światowych bliźnich/sąsiadów? A jeśli nie możemy kochać naszych światowych bliźnich to jak możemy twierdzić, że w ogóle kochamy Boga? Możemy cytować Pisma i mówić absolutne prawdy „językami ludzkimi i anielskimi”, lecz bez miłości nie będzie z tego żadnego pożytku, ot po prostu dodatkowy hałas – brzmiący cymbał i …. – który tylko zagłusza spokojny, łagodny, miękki głos Ducha.

Miłość jest najdoskonalszym sposobem, ponieważ doskonale równoważy łaskę z prawdą. Choć ja sam jeszcze nie osiągnąłem doskonałej równowagi, myślę, że krokiem we właściwym kierunku jest prowadzić w miłości, zamiast prowadzenia w prawdzie. „Prawo zostało nadane Przez Mojżesza, lecz łaska i prawda stała się przez Jezusa Chrystusa” (J 1:17). Jezus jest Wcieloną Miłością, ucieleśnioną Łaską jak i Prawdą? Dlaczego oba? Ponieważ Łaska bez Prawdy przynosi zwiedzenie, a Prawda bez Łaski – zniszczenie.

Podejście emocjonalne, a podejście intelektualne – 3

The Church Without Walls

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.

Osoba kierująca się emocjami uważa, że to co czuje, musi być prawdziwe, nawet jeśli dowody fizyczne i logiczne temu zaprzeczają. Bardziej wierzy swoim odczuciom niż innym rzeczom.

Takie osoby będą starały się nagiąć innych ludzi i rzeczy do tego, co czują – a wszystko, co się z tym nie zgadza, jest usuwane. Oto kilka przykładów.

Parę przykładów kierowania się w życiu emocjami

Jeden z małżonków nie może przestać myśleć, że jego partner na pewno go zdradza. Wszystkie jego wypowiedzi i uczynki odbiera jako znak tego, że na pewno musi widywać się z kimś innym, chociaż w rzeczywistości nie ma na to żadnych dowodów.

Czujesz się samotny, więc dochodzisz do wniosku, że nie jesteś wart miłości, więc nikt nie troszczy się o ciebie.

Sądzisz, że osoba, w której się zakochałeś, jest idealna pod każdym względem. Wierzysz w to tak bardzo, że nie dostrzegasz, że jest ona normalnym człowiekiem, który ma swoje wady. Myślisz o niej tylko w dobry sposób, widzisz tylko same pozytywy, a ewentualne skazy na tym idealistycznym obrazie starasz się jakoś wytłumaczyć albo nawet zakładasz, że na pewno zmienisz tę osobę w przyszłości.

Jesteś zły na kogoś, ale nie potrafisz wyjaśnić dlaczego. Powody, dla których jesteś zły, są dość małostkowe lub wyolbrzymione – po prostu czujesz, że zrobił coś wystarczająco złego, aby cię to usprawiedliwiało.

Czujesz się głupi, chociaż dowody twego życia pokazują, że niczym się nie różnisz od innych ludzi. Popełniłeś błędy, które wszyscy popełniają i z perspektywy czasu sądzisz, że powinieneś był postąpić inaczej. Wszystko to sprawia, że czujesz się głupi.

Skupiasz się na czymś negatywnym, co wydarzyło się w ciągu dnia. Nie możesz przestać o tym myśleć i to roztrząsać. To jedno złe wydarzenie całkowicie zniszczyło ci cały dzień.

Masz tak wysoki standard oczekiwań wobec wszystkiego. Rzeczy są dla ciebie albo doskonałe, albo nie liczą się w ogóle. Widzisz rzeczy tylko jako dobre lub całkowicie złe.

Wszyscy i wszystko jest dla ciebie albo złe, albo dobre – nie przyjmujesz nawet, że cała sytuacja mogła być bardziej złożona i właśnie dlatego człowiek postąpił, jak postąpił. Błąd popełniony przez osobę automatycznie wyklucza ją z grona twoich znajomych – nie lubisz jej, ponieważ wszystko co tylko widzisz, to jej niedoskonałość i czujesz się tym zagrożony.

Nie starasz się wysłuchać drogą osobę, ale czepiasz się słów i natychmiast starasz się to zanegować lub nawet zaatakować. Robisz tak zamiast wysłuchać całości wypowiedzi. (Nawet jeśli podczas rozmowy siedzisz w milczeniu, to i tak nie słuchasz, lecz w głowie już formułujesz komentarz na fragment, który usłyszałeś). Potem, kiedy zaczynasz atakować osobę, ona mówi, że przecież nie to powiedziała, i ma w tym rację, ponieważ przestałeś ją słuchać w momencie pierwszej rzeczy, którą usłyszałeś w jej wypowiedzi, a z którą się nie zgadzasz.

Ktoś uważa, że życie jest niesprawiedliwe, ponieważ stosuje swoje standardy, co jest a co nie jest w porządku, wobec każdej osoby i każdego wydarzenia w życiu. Jeśli to, co się dzieje, odbiega od ich standardów odczuwają urazę i gniew. Przykładem może być osoba, która uważa, że zasługuje na podwyżkę, ale szef jej nie daje. Albo małżonek, który oczekuje lepszego samochodu lub lepszych mebli, albo członkostwa w Country Club, albo droższych wakacji, ale zamiast tego ich małżonek nalega na nabywanie tylko rzeczy, na które ich stać. Innym przykładem jest osoba, która objada się lub kupuje sobie coś, ponieważ czuje, że na to zasłużyła, ponieważ coś innego w życiu było wobec nich niesprawiedliwe.

Za swój emocjonalny ból obwiniasz innych (np. małżonka czy przyjaciela). Czy pomyślałeś lub powiedziałeś kiedyś: „Przestań sprawiać, że źle się czuję”? Tak naprawdę nikt nie może sprawiać, że myślisz o sobie źle, bo to jest twój problem a zamiast tego, ty obwiniasz innych.

Musisz mieć rację w każdym sporze lub dyskusji. Nakłaniasz ludzi do tego, czego chcesz – na przykład chłopak, którego dziewczyna zmusza lub manipuluje, aby ubrał się lub zachowywał, jak ona chce. Posiadanie racji i podążanie swoją drogą jest stawiane wyżej niż ogólna zgoda czy pokój w związku. O pokoju nie może być mowy, chyba że osoba podporządkuje się twojej woli. To jest emocjonalne postępowanie i nikt nie jest w stanie wygrać z czymś takim – ponieważ czujesz, że masz rację to twój przyjaciel lub małżonek, pastor, współpracownik lub szef musi być w błędzie.

Weźmy w niewoli naszą wyobraźnię, OK?

Burzymy rozumowania (w j. angielskim ‘wyobrażenia’ – przyp. tłum.) i wszelkie przeszkody wznoszone przeciwko poznaniu Boga, a wszelką myśl bierzemy do niewoli, aby doprowadzić ją do posłuszeństwa Chrystusowi” (2 Kor. 10:4-5 Edycja Św. Pawła).

Greckie słowo przetłumaczone jako „wyobrażenia” to „logismos” i oznacza „podstawowe rozumowanie, które odzwierciedla czyjeś wartości; sposób oceniania rzeczy, celem ustalenia, czy są rozsądne”. Logismos kładzie nacisk na wydawanie opinii – krótko mówiąc, nasze wyobrażenia połączone z emocjami w kwestii tego, co uważamy za właściwe i odpowiednie.

Mury zamku

„Wszelkie wznoszone przeszkody” to w greckim słowo„ hupsoma ”, które oznacza „wysoki mur, wysoką barierę, wał ” (jak mur zamkowy). Innymi słowy, nasze emocjonalne rozumowanie i opinie powstałe na podstawie emocji, działają jak zamkowy mur, który uniemożliwia myślom i drogom Chrystusowym wpłynięcie na nas, z dala od naszych emocji i wyobrażeń.
Wznosimy mury, ponieważ podejmujemy decyzje i wydajemy opinie w oparciu o (złe) emocje, zamiast o rozsądek.

Jedynym rozwiązaniem jest emocjonalna dyscyplina.

Wszelką myśl bierzemy do niewoli”. Greckie słowo „niewola” to „aichmalatos”, a słowo „aichma” oznacza „włócznię”. Dokładnie oznacza to wzięcie do niewoli mierząc w kogoś włócznią. Taką wojskową metafora posłużył się Paweł , ponieważ w tamtych czasach mierzono w więźniów włócznią i brano ich w niewolę. Właśnie to musimy uczynić z naszymi „podstawowymi wartościami, w oparciu o które nadajemy czemuś znaczenie”.

Za pierwszym razem jest to zazwyczaj bardzo trudne, ponieważ osoba, która kieruje się w życiu emocjami, robi tak od zawsze i nikt poza Jezusem nigdy nie zmusił jej do zbadania samej siebie.

Mówiąc dosłownie: „Zniszcz swoje opinie, które wznoszą się jak mury zamku, wbrew temu, co wiesz o drogach i myślach Chrystusowych. Wyciągnij włócznię i weź w niewolę wszystkie emocje, myśli i cele i poddaj je Jezusowi. Bądź gotowy ukarać w sobie każde nieposłuszeństwo, jakie znajdziesz (w emocjonalnym podejściu i myśleniu (i uczuciach)) ”(2 Koryntian 10: 5-6)

Kolejnym razem skończymy ten cykl mówiąc o tym, w jaki sposób jaki człowiek może uwolnić się od kierowania się emocjami.

Część 4

John Fenn

Gniew NIE jest jednym z atrybutów Boga

17 październik 2019

Keith Giles
Oryg.: TUTAJ

Umiłowani, miłujmy się nawzajem, gdyż miłość jest z Boga, i każdy, kto miłuje, z Boga się narodził i zna Boga. (8) Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością” (1J 4:7-8).

Za każdym razem, gdy wskazuję na to, że Bóg jest Miłością, i cytuję potwierdzający tą prawdę wers z Nowego Testamentu, ktoś niezmiennie próbuje kontrować mówiąc: „Tak, lecz jest również gniewny”.

Lecz, czy Bóg jest gniewny? Czy taki jest Bóg?

Zobaczmy

Przede wszystkim, o ile mamy w Piśmie kilka wersów, które potwierdzają to, że Bóg JEST miłością, i że miłość jest jedną z najbardziej trwałych cech Bożego charakteru, nie mamy ani jednego wersu, który by mówił, że Bóg JEST gniewem.

Miłość jest naturą Boga. Nie tylko to, miłość jest tak bardzo uważana za coś analogicznego z Bożą naturą, że autor 1 Listu Jana rzeczywiście mówi, że Bóg JEST miłością. Nie tylko to, że Bóg jest kochający (i rzeczywiście tak jest), i nie tylko to, że Bóg czasami decyduje się reagować z miłością (i rzeczywiście tak jest), lecz że Bóg rzeczywiście JEST miłością.

Pomyśl o tym. [Zaczekam]

Mamy do dyspozycji również inne wersety, gdzie ta sama miłość Boga (który jest miłością) jest eksponowana aż do znudzenia:

Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej? Czy utrapienie, czy ucisk, czy prześladowanie, czy głód, czy nagość, czy niebezpieczeństwo, czy miecz? (36) Jak napisano: Z powodu ciebie co dzień nas zabijają, uważają nas za owce ofiarne. (37) Ale w tym wszystkim zwyciężamy przez tego, który nas umiłował. (38) Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, (39) ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzm 8:35-39).

ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, (5) i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem – łaską zbawieni jesteście – (6) i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, (7) aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie” (Ef 2:4-7).

Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, (15) od którego wszelkie ojcostwo na niebie i na ziemi bierze swoje imię, (16) by sprawił według bogactwa chwały swojej, żebyście byli przez Ducha jego mocą utwierdzeni w wewnętrznym człowieku, (17) żeby Chrystus przez wiarę zamieszkał w sercach waszych, a wy, wkorzenieni i ugruntowani w miłości, (18) zdołali pojąć ze wszystkimi świętymi, jaka jest szerokość i długość, i wysokość, i głębokość” (Ef 3:14-19).

Podsumujmy:

* Bóg JEST miłością

* Nigdy nic nie oddzieli nas od miłości Bożej.

* Boża miłość jest wyższa, dłuższa, szersza i głębsza niż ktokolwiek kiedykolwiek zdaje sobie sprawę.

Będziemy zmagać się z pojęciem tej miłości, która przewyższa wszelkie poznanie (co znaczy, że powinniśmy zastosować to do siebie).

A nie wspomnieliśmy jeszcze nawet Pawła dzieła na temat cech miłości rozwiniętych w 13 rozdziale 1 List do Koryntian, skąd dowiadujemy się, że miłość:

* nie prowadzi zapisów złych uczynków („nie pamięta złego”),

* jest cierpliwa, dobra i pokorna,

* jest większa niż wiara czy nadzieja,

* nigdy nie zawodzi czy nie kończy się.

Co więcej, gdyby gniew był jedną z cech charakteru Boga i Jego atrybutem, to dlaczego nie został wyliczony wraz z Owocami Ducha, które są bezpośrednio związane z naturą Boga wszczepianą w nas, gdy trwamy w relacji z Bogiem?

Oto Owoce Ducha Świętego:

*Miłość.

*radość,

*pokój,

*cierpliwość,

*dobroć,

*łagodność,

*opanowanie.

Gdzie ten gniew? Chodzi mi o to, że jeśli są to atrybuty Ducha Świętego, który jest Bogiem, to dlaczego gniew do nich nie należy?

[Wskazówka: ponieważ nie jest to atrybut Boga]

Czy zastanawiałeś się kiedyś również nad tym, dlaczego w Nowym Testamencie nie ma „Rozdziału Gniewu”, aby zrównoważyć całą tą mowę „Miłości”?

Hmm….

Bądźmy w porządku. SĄ w Biblii wersy, które mówią o gniewie Bożym, przyznaję to.

Niemniej, myślę, że bardziej prawdopodobne jest to, że są one projekcją i przypuszczaniem autorów o Bogu, które później zostały skorygowane przez Jezusa i apostołów.

Mój przyjaciel, Steve Kline, napisał kilka lat temu niewielki wspaniały tekst  i myślę, że wart jest zacytowania tutaj:

„Koncepcja funkcjonująca między większością chrześcijan jest taka, że Bóg jest na nas zły i jeśli nie będziemy pokutować to On wyleje na nas Swój gniew… Tak, obrzydliwie zgrzeszyliśmy przeciwko Bogu. Wyparliśmy się Go… Z tego powodu musimy pokutować jeśli chcemy wejść do Królestwa Bożego, królestwa niebios, życia wiecznego.

“…lecz, jeśli chodzi o tych, którzy nie pokutują, to czy gniew Boży będzie na nich wylany? Czy to kłamstwa i przemoc samych nie pokutujących wróci do nich na ich własne głowy? W całej Biblii widzimy to, że dół, który zły kopie, kopie sam dla siebie. Bądź w sidła, które zły zastawił, on sam się złapie. Mamy też obrazy tego, że Szatan (na przykład Goliat i Haman) niemal zawsze zabija się swoją własną bronią”.

„Ten pokutujący stał się miłosierny, bez skazy i oczyszczony i dla niego Bóg wygląda właśnie tak. Lecz dla tych co nie pokutują, pokrętnych (Ps 18), Bóg ukazuje się jako pokrętny. Wydaje się, że jest Bogiem mściwym, złośliwym, roszczeniowym, wylewającym Swój gniew na nich. Niemniej, w rzeczywistości, to ich własne kłamstwa i gwałt wracają na ich własne głowy”.

Jest to kluczowe spojrzenie, pochodzące z Pisma, które powinniśmy poważnie potraktować.

Gniew Boży jest często czymś, co jest doświadczane jako owoc własnych działań, a nie bezpośredni akt działania Boga przeciwko niesprawiedliwym.

Tak więc, to nie tyle „Boży Gniew” jest wylewany, co jest to całkiem naturalna zasada zbierania tego, co się zasiało.

Zwróć uwagę na to, że Bóg zawsze  ostrzega nas na zapas przed konsekwencjami i nawołuje w miłości, abyśmy wrócili i uniknęli zniszczenia czekającego dalej na tej drodze.

Tak więc, następnym razem, gdy usłyszysz, że ktoś, w odpowiedzi na stwierdzenie, że Bóg JEST miłością”, przypomina ci o tym, że Bóg jest Bogiem gniewu, możesz z całym przekonaniem zapewnić go, że Jezus objawił nam Boga, który jest czystą miłością wewnątrz i na zewnątrz.

Pamiętaj o tym, że „Boże miłość trwa na wieki”, jak czytamy w: 1Krn 16:34; 16:41; 2Krn 5:13; 7:3; 7:6; 20:21; Ezd 3:11; Ps 100:1; 100:5; Ps 106:1; Ps 107:1 ; Ps 118:1; 118:2-4; Ps 118:29; Ps 136:1-26; Jer 33:11; etc.].

Adam i Ewa jako alegoria

Richard Murray

Otrzymuję prywatnie liczne prośby o przykłady alegorycznego czytania Biblii. Tak więc, chciałbym regularnie oferować każdemu przykłady tego, jak ojcowie pierwszego kościoła czytali alegorycznie te teksty, w nadziei, że pomoże nam to zrozumieć JAK z korzyścią czytać Stary Testament.

Poniżej przykład nowotestamentowego fragmentu, który alegoryzuje starotestamentową narrację o Adamie i Ewie do symbolu Chrystusa i kościoła. Następnie znajdziecie komentarze trzech różnych wczesnych egzegetów, którzy czytają tą alegorię w zasadniczo ten sam sposób. Bez względu na to czy istniał dosłownie Adam oraz Ewa, która wyszła z jego fizycznego żebra przestaje być dla czytelnika żywotną sprawą. To, co TERAZ liczy się w tym fragmencie to zapowiedź Chrystusa i to jakie ma to zastosowanie dla nas na dziś, tutaj i teraz.

Oto dyskutowany fragment Pisma:

Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, aby sam sobie przysposobić Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty i niepokalany. Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego siebie miłuje. Albowiem nikt nigdy ciała swego nie miał w nienawiści, ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół, gdyż członkami ciała jego jesteśmy; Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, i połączy się z żoną swoją, a tych dwoje będzie jednym ciałem. Tajemnica to wielka, ale ja odnoszę to do Chrystusa i Kościoła” (Ef 5:25:32).

I komentarze:
„Słyszeliśmy o pierwszym Adamie [i o tym, jak został zraniony w bok, aby wydać Ewę]; przejdźmy więc teraz do drugiego Adama i zobaczmy w jaki sposób kościół został uczyniony z jego boku. Ten bok Zbawiciela, gdy wisiał na krzyżu został przebity włócznią”.
Hieronim „Homilie” 66, z: Louth, ed., Ancient Christian Commentary, 70.

„Ponieważ pierwszy Adam jest wizerunkiem Chrystusa, a sen Adama cieniem śmierci Chrystusa, który miał zapaść w śmiertelny sen, aby z rany uczynionej w Jego boku, mogła, w podobny sposób (jak została ukształtowana Ewa) by uosabiać kościół, prawdziwą matkę żyjących”.
Tertulian, “O duszy” z: Roberts and Donaldson, eds., Ante-Nicene Fathers, 3:222.

„Ponieważ Ewa została stworzona z boku śpiącego Adama… z boku Chrystusa wiszącego na krzyżu … musiał zostać stworzony. , kościół który jest „tą kobietą”.
Quodvultdeus, “Księga obietnic i zapowiedzi Bożych” 1:3, z Louth, ed., Ancient Christian Commentary, 71.

Nasza wiara nie powinna spoczywać na historycznej wartości czytania „martwej litery” tego, czy rzeczywista kobieta powstałą dosłownie z żebra rzeczywistego mężczyzny. Powinna raczej spoczywać na tym, co ten fragment mówi o: 1) Chrystusie i wielkim powołaniu Jego kościoła-oblubienicy. 2) co mówi o relacji ludzkiego małżeństwa dziś, tutaj i teraz – mianowicie to, że jesteśmy powołani do najgłębszej intymności zarówno z Panem jak i współmałżonkami.

Żona, symbolizowana przez żebro, staje się symbolicznie zabezpieczającym strażnikiem oraz duchową obudową serca swego męża, lecz co ważniejsze, to żebro również staje się nieprzemijającym symbolem miłości Chrystusa do Swego kościoła, która została przebita i ujawniona z Jego boku na krzyżu. Jakże wspaniały wizerunek pokazuje ta alegoria. Alegoryczne/Chrystologiczne czytanie jest duchową poezją i porusza serce znacznie bardziej, głębiej i wyżej niż klinicznie historyczne czytanie, które ma skłonność do wysuszania i uśmiercania tekstu.

Stary Testament jest teoretycznie historią, która łączy w sobie pewne fakty, pewne legendy, pewne archetypy, nieco retoryki, nieco baśni i trochę poezji, a to wszystko powiązane natchnieniem Ducha Świętego.

W taki sposób hebrajski umysł integrował rzeczywistość i duchowość, lecz pod działaniem Ducha Nowego Przymierza ten tekst ewoluuje jeszcze bardziej. Dla Chrystologicznej wagi, gramatyczna dokładność Starego Testamentu jest absolutem, lecz plastycznie podatna ma nowotestamentowe oświecenie, zarówno w sensie alegorycznym JAK I semantycznym.

Starotestamentowa precyzja historyczne po prostu staje się mniej żywotna. To, Mojżesz ( czy mojżeszowy autor) oraz inni starotestamentowi autorzy pierwotnie zamierzali jako narrację historyczną, teoretyczną czy plemienną, TERAZ jest całkowicie reinterpretowana jako alegoria Chrystologiczna kontrastująca ze sobą religijne paradygmaty prawa i Ducha, życia i śmierci, światła i ciemności, męża i żony itp.

Czytać Stary Testament w sposób alegoryczny NIE oznacza, że brak mu JAKIEJKOLWIEK historycznej wartości. Chodzi raczej o to, że głównym znaczenie Pism ST jest symboliczne i niedosłowne. Jest to podobne do bohaterskiego „trailera filmowego” o Chrystusie i Jego „zbliżającym się” królestwie. Trailer nie jest narracją, lecz cyklem szybkich cięć i splecionych symbolicznych fragmentów, które ekscytują nas błyskami światła rzucanymi na Jezusa. Niemniej, taki trailer może być przeglądany wyłącznie na monitorze serca obudzonego przez Ducha.

Stan 7/8.10.2091

Stan Tyra

7 października
Mistrze Eckhart powiedział: „To samo oko, którym patrzę na Boga, jest okiem, którym Bóg patrzy na mnie”. Wątpię czy ten cytat miałby większe znaczenie zarówno w świeckim świecie czy na jakimkolwiek niedzielnym zgromadzeniu. Tego rodzaju świadomość jest zrozumiała wyłącznie dla tych, którzy usunęli wszelkie bariery, a w szczególności te, które, jak uważamy, oddzielają nas od Boga czy Boga od nas.

Jest to świadomość post-religijnego chrześcijaństwa. Jest to trwanie wewnątrz świadomości Boga, który nie jest już związany doktrynami, rytuałami, dogmatami, odpowiedziami, przekonaniami czy wyjaśnieniami. Taka świadomość nigdy nie zaakceptuje systemów, które muszą monitorować zachowania i wymuszać podporządkowanie normom wierzeń.

Coraz trudniej jest mi używać tradycyjnego religijnego języka. Ponieważ ciężko mi korzystać z tego „chrześcijańskiego” języka, często nieumyślnie dodaję jeszcze więcej braku poczucia bezpieczeństwa do tego już istniejącego u ludzi, którzy wolą być w objęciach „wiecznych ramion” równocześnie „stojąc na tych obietnicach”. Zawsze zastanawiało mnie po co śpiewamy powtarzając: „wszystko poddaję”. Wydaje mi się, że dzięki temu czujemy się bardziej rozmyślnie duchowi, a co najmniej w czasie śpiewania tego, i śpiewania tego, i śpiewania tego…
Być może największym problemem z teologią „nowego narodzenia” jest to, że Bóg staje się osobistą własnością.
Nie znaczy to, że Bóg jest bezosobowy, lecz uznaje się, że to „osobiste” jest ludzką kategorią, a my musimy wyjść poza to, co osobiste, aby dotrzeć do „całości”.

Autentyczna duchowość nigdy nie będzie kręcić się wokół ofiary, rytuałów, przekonań, praktyk czy szufladkowania. Są to tylko dzieła ludzkie religijnych systemów, które (systemy) same się uważają za świątynnego negocjatora sprawiedliwości w „kupowaniu i sprzedawaniu” Boga.

Każda religijna praktyka, która ma na celu ochraniać Boga i/bądź religijny system jest „anty-Chrystusowa” bądź przeciw-życiu. W religii musi chodzić o spotęgowanie życia poprzez miłość. O to chodziło Jezusowi, gdy powiedział, że człowiek nie został stworzony po to, aby przestrzegać sabatu czy chronić go. To sabat został dany po to, aby poprawić życie człowieka. Powiedział: „Przyszedłem, abyście mieli życie i to życie obfite”. Osłabione czy religijnie ograniczone życie nigdy nie będzie miejscem, w którym znajdzie się świętość.

8 października
Dziś, doświadczam Boga jako rozszerzającą się świadomość, życie jest czymś stale rozwijającym się. Świadomość zawsze wzrasta. Mam stale wzrastającą na to wrażliwość, a zatem poczucie odpowiedzialności za życie naszego świata. Jestem przekonany, że plemienne i osobiste bariery, które sam wznosiłem i za którymi stałem z powodu braku poczucia bezpieczeństwa w rzeczywistości odcinały mnie od życia, a z pewnością od życia obfitego. Wierzę, że wszelka nowość życia jest skutkiem nowej świadomości tego, co to znaczy być boskim człowiekiem.

Wielki grzech zorganizowanej religii polega na tym, że odcina cię od życia, równocześnie przekonując, że zna drogę życia. To religijna „żółta ceglana droga” pozwoli po odpowiednio długim czasie wędrowania nią z dociekliwością i z chęcią „odsunięcia kurtyny” objawić iluzję w jakiej brałem udział. Niemniej jednak, prawdopodobnie nie istnieje lepsza droga do przeżycia prawdy i przebudzonej przemiany.

Zorganizowana religia zawsze dzieli świat na kontrastujące i konkurujące obozy. Oddziela uczniów prawdziwej religii od tych, których osądza jako żyjących w fałszywej. Dzieli prawdziwych wierzących od heretyków, czystych od nieczystych, zbawionych od niezbawionych, ochrzczonych od nieochrzczonych i obrzezanych od nieobrzezanych. Jednak te znaczniki nigdy nie dają życia, a jednie je zabierają, czasami dosłownie.

Podczas, gdy to, co Boże, nie da się oznakować, skategoryzować czy osądzić na podstawie zewnętrznych standardów takich jak może to zrobić bycie zbawionym czy ochrzczonym, mogą i są używane do tego, aby zdefiniować plemienne bóstwo, które buduje moc/władzę w jednych ludziach przez pomniejszanie jej u innych. Zaakceptowanie jednej grupy, a odrzucenie innej. Nagradzanie jednego plemienia, a karanie innego. Wyłącznie rozszerzona-świadomość Boga może przekroczyć te bariery i przebaczyć tym, którzy „nam źle czynią”. Musimy stale pragnąć i nieść w sobie wewnętrzne „tak”, które ucisza nasze zewnętrzne „nie”. Wyłącznie to może nas przenieść poza religię tam, gdzie Bóg nie jest już religijną koncepcją czy systemem przekonań ku Bogu, który jest naszym życiem i tam gdzie „żyjemy poruszamy się i jesteśmy”.