Author Archives: pzaremba

Spotkaj się z nami

Northwestprophrtic

6 rozdział Księgi Nehemiasza zaczyna się tak (w. 1-4):
Gdy tedy do Sanballata, Tobiasza, Geszema Araba oraz pozostałych naszych wrogów dotarła wieść, że odbudowałem mur i że nie pozostała w nim żadna wyrwa, a do tego czasu jedynie wrót nie wstawiłem do bram,   przysłał do mnie Sanballat i Geszem takie wezwanie: Nuże, zejdźmy się razem na naradę w Kefirim w dolinie Ono. Lecz oni mieli złe zamiary wobec mnie.  Wyprawiłem przeto do nich posłów z taką odpowiedzią: Wielkiej pracy się podjąłem i nie mogę przybyć. Po cóż by miała ustać ta praca, gdybym ją przerwał, aby przybyć do was?   Wtedy oni po czterykroć przysyłali do mnie takie samo wezwanie, a ja tak samo im odpowiadałem.

(Przetłumaczono z DeepL.com )
W tym sezonie jeden z ataków wroga na lud Boży, a zwłaszcza na tych, którzy budują Królestwo, przypomina to, co próbowali zrobić ci prostacy: odciągnąć od pracy, aby zamiast tego spędzali czas ze nimi.
Ta pokusa może pochodzić od nieznajomych; na forach publicznych, takich jak to, nie jest to niczym niezwykłym. Ale może też pochodzić od przyjaciół, którzy sami zboczyli z drogi. Widziałem, jak tego rodzaju pokusy pojawiają się w postaci samotnych wdów potrzebujących męskiej perspektywy lub przystojnych młodych mężczyzn, którzy nagle zwracają uwagę na kobietę (lub mężczyznę). Mogą one również przybierać formę uznania ze strony ważnych, wpływowych lub znanych osób lub organizacji. Zaproszenie do recenzowania artykułu przed publikacją może mieć bardziej za zadanie odwrócenie uwagi od celu niż uzyskanie opinii.
W rozmowie z bratem Ojciec pokazał mi ostatnio, że jest to jedna z największych rzeczy motywujących ludzi, którzy „towarzyszą” nam, aby nas „naprawić”, „skorygować” lub „pokazać nam nasze błędy”. Ich celem – celem demonów, które nimi kierują, a nie celem samych ludzi! – jest odciągnięcie ludzi Królestwa, od pracy dla Królestwa. Wykorzystać ich, jeśli to możliwe, ale odciągnąć od pracy polegającej na odkrywaniu Królestwa i dzieleniu się tymi odkryciami.
Widziałem również, jak ten atak przybiera formę okazji biznesowej, oferty pracy lub awansu.
Istnieje tu kilka zagrożeń. Pierwszym z nich jest to, o co martwił się Nehemiasz: że oddzielą nas od ludu Bożego, od naszej społeczności, a tam wyssą z nas żarliwość, pasję i cel. Innymi słowy, zabiją nas.
Drugim jest to, że praca, którą wykonujemy – zakładając, że faktycznie wykonujemy pracę dla Królestwa, a nie tylko budujemy własne królestwo – zostanie zniweczona. W pewnym sensie jest to dla nich równie cenne: „Róbcie, co musicie, ale powstrzymajcie się przed budowaniem Królestwa!”.
Strzeżcie się, przyjaciele. Opierajcie się im. Opierajcie się im wielokrotnie. Nehemiasz musiał ich przepędzać cztery razy. Nie zdziwcie się, jeśli więcej niż jedna grupa ludzi będzie próbowała was rozpraszać, odciągać od zadania, które powierzył wam Ojciec.
Wykonujecie dobrą pracę, pracę, której nikt inny nie potrafi wykonać tak jak wy. Dlaczego ta praca miałaby zostać wstrzymana tylko po to, żebyście mogli spotkać się z kimś?
Nie powinna.
Nie dajcie się na to nabrać.

PEARL HARBOR KOŚCIOŁA!

James Kehrli

W grudniu 1984 roku, około tydzień po tym, jak kupiłem starego sedana Cadillaca z 1940 roku, jechałem samochodem, rozmyślając o minionych czasach, szczególnie o okresie przed II wojną światową i w jej trakcie. Nagle usłyszałem, jak Pan mówi do mnie bardzo cicho: „Jest rok 1940 i Pearl Harbor zbliża się dla Kościoła”. Pomyślałem o zdradzie, wojnie, śmierci i przebudzeniu! Modliłem się do Pana o to, a On zaczął ujawniać mi więcej na temat Pearl Harbor. Przypomniał mi scenę z filmu „Tora! Tora! Tora!”, w której jeden z japońskich dowódców wojskowych po ataku na Pearl Harbor powiedział: „Obawiam się, że wszystko, co zrobiliśmy, to przebudzenie śpiącego giganta i napełnienie go straszliwą determinacją”. Pomyślałem o Kościele, który w końcu przebudził się do swojej prawdziwej sytuacji. Pomyślałem o strasznej cenie, jaką nasz kraj zapłacił w latach 40. XX wieku, aby przebudzić się do rzeczywistości światowej sytuacji politycznej. Ceną tą było życie ludzkie, cierpienie i zniszczenie. Ale przebudziliśmy się. Myślałem o 8 grudnia 1941 roku, kiedy wypowiedzieliśmy wojnę państwom Osi. Przedtem wysyłaliśmy broń, zaopatrzenie i pieniądze naszym sojusznikom, ale nie wysyłaliśmy ludzi, aby pomagali w walce. Patrzyliśmy, jak Chiny, wyspy Pacyfiku, Francja i większość Europy padają ofiarą Niemiec, Włoch i Japonii, ale nie dotyczyło to nas osobiście, więc nie weszliśmy do wojny. Potrzebne było katastrofalne wydarzenie, aby nas obudzić.
Modliłem się i rozmyślałem nad tym, co usłyszałem, aż do maja 1985 roku, kiedy to ponownie usłyszałem głos Boga podczas nabożeństwa chrzcielnego w naszym kościele. Osobą, która miała zostać ochrzczona, była starsza pani, która była bardzo zaniepokojona, a nawet nieco przestraszona całkowitym zanurzeniem. Jednak po pięćdziesięciu latach nieposłuszeństwa i buntu wobec Boga pragnęła zostać ochrzczona po raz pierwszy. Tuż przed tym, jak miałem wejść z nią do wody, moja żona otrzymała przesłanie w językach.

Pan dał mi interpretację poprzez następującą wizję. Wizja ta opisuje przyszły czas wielkich trudności i wielkich błogosławieństw dla Ciała Chrystusa.

Pokazał mi głęboki port z błękitno-zieloną wodą, która była czysta i spokojna. W wodzie znajdowała się osoba. Osoba ta nie pływała ani nie stała, tylko unosiła się w pozycji pionowej. Była nieruchoma, jak żaglowiec przechylający się na bezwietrznym morzu. Wiele japońskich samolotów Zero przyleciało ze wschodu i zaczęło bombardować i ostrzeliwać ciało w wodzie, które zaczęło powoli tonąć. W końcu ciało znalazło się całkowicie pod wodą. Gdy tonęło, widziałem, że na tym Ciele było wiele małych osób. Gdy Ciało zanurzało się głębiej w wodzie, wiele z tych małych osób zeskakiwało z niego tuż przed wejściem do
wody. Tysiące osób zeskakiwało i odpływało od tego powoli, ale systematycznie tonącego Ciała. Niektóre z tych osób wskoczyły na łóżka, które Pan wyjaśnił mi, że były łóżkami cudzołóstwa, i odpłynęły w lewo. Inni skakali na butelki whisky i odpływali; jeszcze inni skakali na książki, a jeszcze inni odpływali o własnych siłach. Wszyscy ludzie płynęli, pływali lub wiosłowali w tym samym kierunku. Spojrzałem w tym kierunku, który był po mojej lewej stronie, i zobaczyłem niezwykle piękną, gigantyczną kobietę o skórze i ubraniu w głębokim czerwono-fioletowym odcieniu, stojącą solidnie na dnie portu. Wyciągnęła
ramiona w kierunku tonącego Ciała i zwróciła na siebie uwagę wielu osób, gdy bardzo słodko, uwodzicielsko i szczerze zawołała: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście zmęczeni i obciążeni,
a dam wam TO, CZEGO CHCECIE!”.

Continue reading

Nie znacie Pism ani mocy Bożej


Northwest prophetic
https://www.facebook.com/NorwestProphetic


Przez kilkadziesiąt lat byłem pilnym, analitycznym i intelektualnym nauczycielem Biblii, zanim Bóg w swoim miłosierdziu mnie poruszył.
Nie porzuciłem umiejętności analitycznych, ale zmniejszyłem ich znaczenie, tak jak nauczał sam Jezus (w Ewangelii Marka 12:24): „Jezus odpowiedział im: «Czyż nie mylicie się, ponieważ nie znacie Pisma ani mocy Bożej?».
Jezus zwraca się do profesjonalnych analityków Księgi i mówi, że pierwszym powodem, dla którego się mylą, jest to, że nie znają Księgi [Mk 12:24]. Zauważam, że dostrzega On różnicę między studiowaniem i analizowaniem Księgi a znajomością Księgi.
Ale drugim źródłem ich błędu (i, szczerze mówiąc, mojego) był brak empirycznej wiedzy o mocy (tak, to dunamis) Boga.
Wydaje się, że Jezus mówi, iż ich wiedza przeszkadza im w poznaniu prawdy. Wydaje się, że zachęca ich do przejścia od studiowania (wiedzy umysłu, funkcji duszy) do empirycznej wiedzy zarówno o objawieniu, jak i mocy (która w rzeczywistości może być wiedzą w moim duchu, ponieważ odnosi się do Jego ducha).
Jeśli więc chcę podzielić się tą nową wiedzą, jak mam to zrobić? A konkretnie, jak dzielić się wiedzą, nie skupiając się na umyśle (na czym skupiała się cała moja edukacja)? Jak pomóc innym doświadczyć życia z Bogiem, do którego sam dotarłem po dziesięcioleciach bycia chrześcijaninem „studiującym księgi” (do czego nigdy nie wrócę!)?
Cóż, po pierwsze, staram się znacznie rzadziej niż kiedyś pokazywać swoją wiedzę i znacznie rzadziej niż kiedyś mówić: „Hej, spójrz na to! Co o tym sądzisz?”. W rzeczywistości [nieoficjalnie] ludzie uczą się znacznie lepiej, gdy odkrywają prawdę, często rozmawiając o niej, a nie mogą o niej rozmawiać ze mną, jeśli ich nie słucham. Kiedy podchodzę do kogoś z podejściem „Tak właśnie jest!” (jak to zwykle bywa w przypadku stwierdzeń analitycznych), typową reakcją nie jest przyjęcie tego, co mówię, ale raczej wysuwanie argumentów przeciwko temu.
Po drugie, odkrywam, że uczę się o wiele więcej, kiedy przestaję uważać się za eksperta, kiedy przestaję słuchać tylko ludzi, którzy mają więcej dyplomów niż ja. W ciągu ostatnich kilku dekad spotkałem ludzi, którzy nie mają wyższych wykształceń (niektórzy z nich nie ukończyli nawet gimnazjum), a których doświadczenie Boga zawstydza moją „wiedzę”.
Przyznaję, że najuważniej słucham ludzi, których doświadczenia są zgodne z ich wypowiedziami, a przede wszystkim tych, którzy poświęcili czas, aby mnie poznać. Ale więcej uczę się, słuchając, niż mówiąc o tym, co już wiem.
Moglibyśmy rozmawiać o tym, dlaczego tak się dzieje, ale sprowadza się to do oceny Jezusa: „Czyż nie mylicie się, ponieważ nie znacie Pisma Świętego ani mocy Bożej?”. I za każdym razem musiałem odpowiadać: „Tak”. Tak, mylę się i tak, właśnie dlatego.
Przez kilkadziesiąt lat byłem pilnym, analitycznym i intelektualnym nauczycielem Biblii, zanim Bóg w swoim miłosierdziu mnie poruszył.
Nie porzuciłem umiejętności analitycznych, ale zmniejszyłem ich znaczenie, tak jak nauczał sam Jezus (w Ewangelii Marka 12:24): „Jezus odpowiedział im: «Czyż nie mylicie się, ponieważ nie znacie Pisma ani mocy Bożej?».
Jezus zwraca się do profesjonalnych analityków Księgi i mówi, że pierwszym powodem, dla którego się mylą, jest to, że nie znają Księgi [Mk 12:24]. Zauważam, że dostrzega On różnicę między studiowaniem i analizowaniem Księgi a znajomością Księgi.
Ale drugim źródłem ich błędu (i, szczerze mówiąc, mojego) był brak empirycznej wiedzy o mocy (tak, to dunamis) Boga.
Wydaje się, że Jezus mówi, iż ich wiedza przeszkadza im w poznaniu prawdy. Wydaje się, że zachęca ich do przejścia od studiowania (wiedzy umysłu, funkcji duszy) do empirycznej wiedzy zarówno o objawieniu, jak i mocy (która w rzeczywistości może być wiedzą w moim duchu, ponieważ odnosi się do Jego ducha).
Jeśli więc chcę podzielić się tą nową wiedzą, jak mam to zrobić? A konkretnie, jak dzielić się wiedzą, nie skupiając się na umyśle (na czym skupiała się cała moja edukacja)? Jak pomóc innym doświadczyć życia z Bogiem, do którego sam dotarłem po dziesięcioleciach bycia chrześcijaninem „studiującym księgi” (do czego nigdy nie wrócę!)?
Cóż, po pierwsze, staram się znacznie rzadziej niż kiedyś pokazywać swoją wiedzę i znacznie rzadziej niż kiedyś mówić: „Hej, spójrz na to! Co o tym sądzisz?”. W rzeczywistości [nieoficjalnie] ludzie uczą się znacznie lepiej, gdy odkrywają prawdę, często rozmawiając o niej, a nie mogą o niej rozmawiać ze mną, jeśli ich nie słucham. Kiedy podchodzę do kogoś z podejściem „Tak właśnie jest!” (jak to zwykle bywa w przypadku stwierdzeń analitycznych), typową reakcją nie jest przyjęcie tego, co mówię, ale raczej wysuwanie argumentów przeciwko temu.
Po drugie, odkrywam, że uczę się o wiele więcej, kiedy przestaję uważać się za eksperta, kiedy przestaję słuchać tylko ludzi, którzy mają więcej dyplomów niż ja. W ciągu ostatnich kilku dekad spotkałem ludzi, którzy nie mają wyższych wykształceń (niektórzy z nich nie ukończyli nawet gimnazjum), a których doświadczenie Boga zawstydza moją „wiedzę”.
Przyznaję, że najuważniej słucham ludzi, których doświadczenia są zgodne z ich wypowiedziami, a przede wszystkim tych, którzy poświęcili czas, aby mnie poznać. Ale więcej uczę się, słuchając, niż mówiąc o tym, co już wiem.
Moglibyśmy rozmawiać o tym, dlaczego tak się dzieje, ale sprowadza się to do oceny Jezusa: „Czyż nie mylicie się, ponieważ nie znacie Pisma Świętego ani mocy Bożej?”. I za każdym razem musiałem odpowiadać: „Tak”. Tak, mylę się i tak, właśnie dlatego.

Bycie Żydem po zniszczeniu Gazy: rozliczenie

Są i takie głosy, może bardziej wiarygodne?

https://www.amazon.com/Being-Jewish-After-Destruction-Gaza/dp/0593803892

Bycie Żydem po zniszczeniu Gazy: rozliczenie – 28 stycznia 2025 r.
Peter Beinart (autora)

Bestseller o historii Izraela i Palestyny
BESTSELLER NEW YORK TIMES • Odważny, pilny apel uznanego felietonisty i komentatora politycznego, podejmujący jeden z najważniejszych problemów naszych czasów

„W tym bolesnym momencie głos Petera Beinarta jest ważniejszy niż kiedykolwiek. Jego zasięg jest szeroki — od tragedii dzisiejszego Bliskiego Wschodu, przez dobrze znaną mu Afrykę Południową, po wydarzenia sprzed wieków — jego wiedza jest głęboka, a serce wielkie. Ta książka nie jest tylko o byciu Żydem w cieniu dzisiejszej wojny, ale o byciu osobą, która dba o sprawiedliwość”. — Adam Hochschild, autor American Midnight i King Leopold’s Ghost

Zdaniem Petera Beinarta jedna historia dominuje w życiu wspólnoty żydowskiej: opowieść o prześladowaniach i byciu ofiarą. Jest to historia, która zaciera wiele niuansów żydowskiej tradycji religijnej i wypacza nasze pojmowanie Izraela i Palestyny. Beinart argumentuje, że po wydarzeniach w Gazie, gdzie żydowskie teksty, historia i język zostały wykorzystane do usprawiedliwienia masowych rzezi i głodu, Żydzi muszą opowiedzieć nową historię. Po tej wojnie, której horror będzie echem przez pokolenia, muszą oni jedynie udzielić nowej odpowiedzi na pytanie: Co to znaczy być Żydem?

Beinart wyobraża sobie alternatywną narrację, która czerpałaby z wysiłków innych narodów na rzecz moralnej odbudowy i innej interpretacji tradycji żydowskiej. Historię, w której izraelscy Żydzi mają prawo do równości, a nie do supremacji, a bezpieczeństwo Żydów i Palestyńczyków nie wyklucza się wzajemnie, lecz jest ze sobą powiązane. Historię, która dostrzega niebezpieczeństwo związane z czcią dla państw kosztem ludzkiego życia. „

Bycie Żydem po zniszczeniu Gazy” to prowokacyjny argument, który poszerzy i ukształtuje jedną z najważniejszych dyskusji naszych czasów. To książka, którą mógł napisać tylko Peter Beinart: pełna pasji, a zarazem wyważona praca, która łączy jego osobiste doświadczenia, jego imponującą znajomość historii, jego wnikliwe zrozumienie dylematów politycznych i moralnych oraz jasną wizję przyszłości.

Kolejne ludobójstwo, kolejny dżihadysta, kolejny sojusznik USA – ta sama stara historia

Raymond Ibrahim

Tłum.: Google.
Jedną z pozornie najdziwniejszych rzeczy, jakie u mnie występują, jest to, że gdy w mojej dziedzinie pojawiają się „najnowsze wiadomości”, zazwyczaj mam niewiele do powiedzenia.
Dlaczego? Bo to żadna nowość – przynajmniej nie dla mnie. To ta sama stara historia, którą opowiadałem dwie dekady temu i od tamtej pory powtarzałem niezliczoną ilość razy.

A jednak nic się nie zmienia .
Przyjrzyjmy się temu, co dzieje się w Syrii.

W ostatnich dniach mniejszość druzyjska w Syrii padła ofiarą fali terroru inspirowanego przez dżihadystów, w wyniku której zginęło ponad tysiąc osób, całe wioski zostały wyludnione, a wielu Druzów zastanawia się, czy są świadkami ostatecznej eksterminacji swojego ludu.

Przemoc rozpoczęła się na dobre, gdy sunnickie plemiona Beduinów – w pełni wspierane przez jednostki syryjskiego wojska – zaatakowały kilka wiosek druzyjskich w prowincji Swaida. Doszło do okrucieństw, które przypominały barbarzyństwo ISIS. W Al-Mazraa uzbrojeni mężczyźni, krzycząc „Allahu Akbar!”, podpalili domy, w których wciąż przebywały rodziny. W Sahwat al-Khudr kilku Druzów zostało ściętych, a ich ciała okaleczone i wystawione na widok publiczny na miejskim placu. Nagrania wideo krążące w proreżimowych kanałach Telegram pokazują napastników skandujących wersety Koranu usprawiedliwiające rzeź niesunnitów.

Ponad 262 cywilów, w tym kobiety i dzieci, zostało zamordowanych – niektórzy zostali ostrzelani, inni spaleni żywcem lub straceni w trybie doraźnym. W Suwara al-Kubra kilka druzyjskich dziewcząt zostało porwanych, zgwałconych i porzuconych – jedna z nich miała obcięty język i werset Koranu napisany krwią na piersi.

Lokalni świadkowie twierdzą, że żołnierze reżimu albo stali z boku, albo, co częściej miało miejsce, aktywnie pomagali w nalotach, zapewniając nadzór powietrzny i dostarczając amunicję.

Tak zwany „reformatorski” prezydent Syrii, Ahmad al-Sharaa — sam będący „byłym” dżihadystą i członkiem Al-Kaidy w Syrii (Al-Nusra) — obwinił Druzów o „podżeganie do niepokojów”, powtarzając tę samą dżihadystyczną logikę, którą posługiwały się ISIS i Al-Kaida, zabijając swoje ofiary.

Ponad 79 000 Druzów uciekło, wielu ukrywa się teraz w lasach, jaskiniach lub prowizorycznych obozach. Lokalny duchowny, szejk Hikmat al-Hijri, potępił działania reżimu, nazywając je „dżihadystyczną wojną na wyniszczenie”, deklarując: „Oni [nowy syryjski „rząd”] przychodzą z czołgami i dywanikami modlitewnymi. Zabijają nas w imię swojego boga, a świat oklaskuje ich jako umiarkowanych”.

Jeśli zastanawiasz się, skąd bierze się ta cała nienawiść, wystarczy spojrzeć na samego „szejcha islamu”: Ibn Tajmijję (1263–1328), jednego z czołowych teologów sunnickiego islamu, którego dzieła są nadal szeroko rozpowszechnione w szkołach i meczetach islamskich.

Koniec sprawiedliwości „splugawionych szat”!

Davida Servant
26 lipca 2025
Oryg.: TUTAJ

Albowiem wszyscy staliśmy się jak nieczyści, a wszystkie nasze dobre uczynki jak szata splugawiona (KJV: „brudna szmata”), a my wszyscy więdniemy jak liść, a nasze winy porywają nas jak wiatr.
Nie ma nikogo, kto by wzywał Twojego imienia, kto by się podniósł, by Cię uchwycić, bo zakryłeś przed nami swoje oblicze i wydałeś nas w moc naszych nieprawości
” (Iz 64,6-7).

Zawsze mi żal chrześcijan, którzy utożsamiają się ze słowami Izajasza powyżej, wyznając, że cała ich „sprawiedliwość jest jak szmata splugawiona”. Ich wyznanie pokazuje, że albo jeszcze się nie narodzili na nowo, albo bardzo odstąpili od Boga.
W powyższym fragmencie Izajasz przemawia w imieniu odstępczego Izraela, który przez pokolenia uparcie opierał się Bożemu wezwaniu do pokuty i w konsekwencji cierpiał z powodu dawno obiecanego sądu. Lud „czcił Boga wargami, ale serce jego było daleko od Niego” (zob. Iz 29,13). Zatem nawet ich „sprawiedliwe uczynki” były w oczach Boga niesprawiedliwe, niczym „splamiona szmata”.

Z pewnością nie jest to obraz prawdziwego chrześcijanina, czyli takiego, który odpokutował swój bunt, uwierzył w Pana Jezusa Chrystusa, narodził się na nowo, został uwolniony od grzechu i oczyszczony z niego, a teraz mieszka w nim Duch Święty Boży i może powiedzieć: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Gal. 2,20)! To jest chrześcijanin!

Jeśli potrafisz utożsamić się ze słowami Izajasza, to coś jest nie tak. Kiedy Chrystus przychodzi, by zamieszkać w ludziach, to jest koniec „sprawiedliwości w splugawionych szmatach”. Mieszkający w nas Chrystus staje się naszą sprawiedliwością (zob. 1 Kor 1,30). Prawdziwi wierzący zostali „napełnieni owocem sprawiedliwości , który pochodzi przez Jezusa Chrystusa, ku chwale i czci Boga” (Flp 1,11, dodano podkreślenie). Kiedy Jezus przychodzi, by zamieszkać w wierzących przez Ducha Świętego, przynosi owoc „miłości, radości, pokoju, cierpliwości, uprzejmości, dobroci, wierności, łagodności” i „wstrzemięźliwości” (Gal 5,20). To cudowne. Tak, oczywiście musimy nieustannie „uśmiercać uczynki ciała Duchem”, ale czynimy to przez mieszkającego w nas Ducha!

Continue reading

Czym jest szabat – część 2

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Gdy uświadomimy sobie, że Chrystus jest w nas — a Chrystus JEST Szabatem — zyskujemy wtedy wielką wolność. Nie wszyscy jednak mają tę świadomość. Czują wewnętrzny przymus, wynikający z osobistych potrzeb emocjonalnych, aby zrobić coś dla Boga. To oczywiście jest w porządku, jak to wyjaśnia Paweł.

Kroczenie w miłości, przy jednoczesnym zrozumieniu postępowania innych ludzi przez pryzmat Nowego Testamentu
W Rz 14 Paweł mówi o tych, którzy jedzą lub nie jedzą mięsa, którzy oddają Bogu cześć w określony dzień lub w inne, lub którzy piją wino albo nie.
Rz 14:1–2: „A słabego w wierze przyjmujcie, nie wdając się w ocenę jego poglądów. Jeden wierzy, że może jeść wszystko, słaby zaś jarzynę jada. […]” Kontynuuje od wersetu 5: „Jeden robi różnicę między dniem a dniem, drugi zaś każdy dzień ocenia jednakowo. Niech każdy pozostanie przy swoim zdaniu. Kto przestrzega dnia, dla Pana to czyni, kto je, dla Pana je, dziękuje bowiem Bogu; a kto nie je, dla Pana nie je i dziękuje Bogu”.

Reszta 14 rozdziału to wezwanie do chodzenia w miłości, rozumiejąc, że każdy czyni to, co czyni, dla Pana, i że Pan go przyjmuje — zatem my również powinniśmy. Już w pierwszym wersecie Paweł pisze, aby przyjmować słabych w wierze, ale nie wdawać się w spory o poglądy. To przesłanie powtarza także w Kol 2:14–23, gdzie pisze o doskonałym dziele Chrystusa na krzyżu.
W wersetach 16-17 pisze:
Niechże was tedy nikt nie sądzi z powodu pokarmu i napoju albo z powodu święta czy nowiu księżyca, czy szabatu. Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością (tych rzeczy) natomiast jest Chrystus”.

(Odniesienie do nowiu księżyca wiąże się z ‘pochwyceniem’, które według tradycji żydowskiej związane jest z Świętem Trąb – jedynym świętem rozpoczynającym się podczas nowiu, kiedy księżyc jest niewidoczny. W judaizmie księżyc symbolizuje wierzących — tych, którzy rządzą nocą, odbijają światło słońca i zostaną ukryci w Mesjaszu podczas „natzal” — tego, co Kościół nazywa pochwyceniem.

Czego Ojciec nauczył mnie o osobistym szabacie
Kiedy poświęcamy jeden dzień w tygodniu na odpoczynek — czyli zaprzestajemy pracy, tak jak uczynił to Bóg — oddajemy Mu tym cześć. Każdy dzień odpoczynku jest obrazem naszego zbawienia, ponieważ to Jezus zapłacił za nasz pokój z Ojcem, zakupił nasz odpoczynek w relacji z Bogiem.

Przez wiele lat pracowałem bez przerwy. Próbowałem raz w tygodniu odciąć się od wszystkich wiadomości, ale zawsze kończyło się na tym, że siedziałem odpowiadając na e-maile, wiadomości, SMS-y. Nie potrafiłem naprawdę w pełni wziąć wolnego dnia. W Wj 20:8–11 — gdzie po raz pierwszy nakazane jest przestrzeganie szabatu — czytamy, że ‘nie będziesz pracował’. Hebrajskie wyrażenie oznacza dosłownie: „niczego nie uczynisz” tego dnia. Zarówno moja żona Barb, jak i Ojciec, coraz bardziej nalegali, abym nauczył się odpoczywać. Ale to nie leżało w mojej naturze, aby niczego nie robić przez cały dzień.

Continue reading