Author Archives: pzaremba

Jak bardzo jesteś utwierdzony_1

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.

Moja matka kochała Pana i była jedną z pierwszych osób w swoim kościele, która narodziła się na nowo i została napełniona Duchem Świętym. Działo się to w czasie charyzmatycznej odnowy na początku lat siedemdziesiątych. Jednakże bez względu na to, jak wiele znaczył dla niej ruch charyzmatyczny i czym była wolność w Duchu, żadna siła w świecie nie była w stanie zmusić jej, aby zostawiła członkostwo w kościele episkopalnym St. Andrews w Kokomo w stanie Indiana.

Kochała ceremonię. Uwielbiała drewniane rzeźby, witraże, całą tą liturgię niedzielnego porannego nabożeństwa. Uwielbiała stare pieśni uwielbienia. Wszystkie te rzeczy definiowały jej chrześcijaństwo i utwierdzały ją w wierze.

Definicja utwierdzenia się (potwierdzenia)

Słowo „utwierdzić się” oznacza „nabrać pewności co do czego” lub „publicznie wyrazić poparcie dla jakiejś opinii lub pomysłu”. Można to też zobrazować np. w sensie prawnym, gdy to sąd wyższej instancji potwierdza poprawność orzeczenia sądu niższej instancji. W naszym kontekście oznacza to, że duchowe rzeczy, które robisz, potwierdzają tobie kim jesteś i co uważasz za prawdę, co utwierdza cię w tym kim myślisz, że jesteś.

Moje pytanie brzmi: jak bardzo jesteś utwierdzony w tym kim jesteś, zarówno jako chrześcijanin i jako osoba? Jak bardzo jesteś utwierdzony w swej wierze w kontekście kościoła i Ciała Chrystusa?

Czy definiuje cię tradycyjny kościół i wszystkie te rzeczy, które oddziałują tam na twoje zmysły? Czy częścią tego jest może kawiarenka kościelna? A może dywany, krzesła, system nagłośnieniowy? A może chodzi o ludzi zgromadzonych w jednym budynku? Czy uwielbienie przypominające koncert rockowy a dyżurni rozdają zatyczki do uszu, bo jest tak głośno, gdy towarzyszą temu lasery i dymy, czy to wszystko utwierdza cię w twej wierze i potwierdza że to, w co wierzysz, jest prawdą? Czy też, jeśli może twój kościół śpiewa tradycyjne pieśni, czy to przyczynia się do tego, ze czujesz się chrześcijaninem?

A może w twym chrześcijaństwie utwierdzają cię grupy domowe? A może grupy mężczyzn czy też kobiet, które spotykają się na modlitwę wstawienniczą utwierdzają cię w wierze? Czy też może utwierdza cię wiedza, że twe dzieci uwielbiają spotkania młodzieżowe, czy też szkółki dla dzieci w kościele?

Nie zrozum mnie źle, nie odnoszę się tu do tego, dlaczego chodzisz do tego kościoła, albo dlaczego nie chodzisz w ogóle do kościoła. Mówię o tym, co utwierdza twoje życie duchowe jako chrześcijanina, co utwierdza cię w tym, w co wierzysz. Czy to jest coś czy ktoś?

Niektórzy chrześcijanie …
Kiedy poznajemy nową osobę, jednym z pierwszych pytań, które zadajemy, jest:  „Czym się zajmujesz zawodowo?” Gdy słyszymy odpowiedz, to natychmiast (świadomie, lub nie) formułujemy sobie opinię o tej osobie. Ta opinia opiera się na naszych wcześniejszych doświadczeniach z ludźmi w tej branży.

Jeśli w przeszłości spotkałeś się z nieuczciwym prawnikiem, a nowa osoba mówi ci, że jest prawnikiem to od razu nabierasz dystansu, bo może jest ona skorumpowana – podejrzewasz tak do chwili, aż nie udowodni ona, że jest inaczej. Jednym z najszybszych sposobów na ucięcie dobrze zapowiadającej się rozmowy z nową osobą jest, gdy mówię ludziom, że służę (w kościele). Ludzie od razu dystansują się wobec mnie w obawie, że może zaraz będę ich nawracał, albo też starają się ukryć zmieszanie mówiąc, że dawno temu znali jakiegoś miłego kaznodzieję.

Jeśli ktoś mówi ci, że jest mesjanistycznym chrześcijaninem, czy w twoim umyśle nie maluje się już określony obraz? Jednakże osoba ta mówiąc to utwierdza się w tym w co wierzy. Bardzo często ludzie, znajdując żydowskie korzenie, utwierdzają się w swej wierze i w tym, co o sobie myślą.

Jeśli ktoś utożsamia się np. z kościołem Betel w Redding w Kalifornii, czy to nie przekazuje innym jakiegoś obrazu? Albo z IHOP w Kansas City, Brownsville lub TACF? Dlaczego ludzie chodzą do „centrów przebudzenia”? Dlatego, że te miejsca utwierdzają ich, definiują ich jako ludzi, jako wierzących.

Niektórzy skupiają się na służbach, które spotykają się określonym celu, np. na ewangelizacjach ulicznych. Ludzie ci znajdują swój cel w składaniu świadectwa o Panu a Pan potwierdza to w niesamowity sposób. Naprawdę niewiele jest innych rzeczy tak utwierdzających cię (że twa wiara jest prawdziwa) jak to, gdy pytasz nieznajomego, czy możesz się o niego pomodlić, modlisz się i widzisz, jak doświadcza natychmiastowego uzdrowienia.

Inni chrześcijanie …
Inni mogą odnaleźć swą definicję w bardziej  marginalnych wierzeniach, jak np. to, że ziemia jest płaska, lub też, że języki / uzdrowienie ustały wraz ze śmiercią pierwszych apostołów. Inni jeszcze skupiają się wyłącznie na jakiejś konkretnej doktrynie, takiej jak uwolnienie, uzdrowienie wewnętrzne czy też uzdrowienie fizyczne.

Zobacz co mówi twe serce a co mówi Biblia, byś zachował równowagę.

Kiedy Paweł powiedział Koryntianom iż obawia się, że porzucą prostotę wiary w Chrystusa dla „innego Jezusa, innego ducha, innej ewangelii”, twierdził, że stanie się tak dlatego, że Szatan ich oszukał, że porzucili prostotę wiary w Chrystusa na korzyść bardziej skomplikowanego „życia wiary”.

Pomyślcie o tym wszystkim, co pomaga wam definiować was samych jako wierzących, co utwierdza was w wierze i teraz pomyślcie, że to znika, że zostaliście tego pozbawieni. Czy wasze życie z Panem zmieniłoby się wtedy w jakikolwiek sposób?

Kiedy Jim, Tammy Bakker oraz Jimmy Swaggart upadli na początku lat osiemdziesiątych, tysiące ludzi odeszło od Pana dowodząc, że tak naprawdę pokładali ufność w człowieku, że popełniali bałwochwalstwo, a kiedy ich ideał upadł, oni też upadli.

Czy dalej chodzilibyście z Panem tak, jakby nic nigdy się nie stało, gdyby wszystko w waszym chrześcijańskim życiu, oprócz zwykłego poznania Ojca i Pana Jezusa zostało wam zabrane? Zaczniemy w tym miejscu następnym razem.

John Fenn

Jak bardzo jesteś utwierdzony 2

Stan_01.09.2019

Stan Tyra

Zwykle to, w jaki sposób robimy jedną rzecz, pokazuje jak robimy wszystko inne.
Z tego powodu często funkcjonujemy korzystając z mądrości, którą czerpiemy z sadzawki aktualnej wiedzy, wierzeń i opinii, co z kolei powoduje, że nasza tożsamość zamienia się jezioro utworzone w starorzeczu. Jest to jezioro, które powstaje wskutek powodzi, a które po cofnięciu się jej z zalanych terenów, zostaje odcięte do świeżej wody. Po jakimś czasie następuje stagnacja, wszelkie życie zamiera i zaczyna śmierdzieć.

Tak samo dzieje się z nami, jeśli nie utrzymujemy kanału dopływu do siebie nowej i świeżej wody. Wszystkie wielkie poruszenia Boże zaczęły się od powodzi nowego objawienia, które często skutkowało narodzinami nowej denominacji. Niestety, po czasie zamieniały się one w jezioro zalewowe, nie przyjmując nic „więcej”. Wielu liderów, którzy byli wykorzystani do zrodzenia tego nowego ruchu, stawało się największymi wrogami następnego poruszenia. Odrzucali wszystko, co nowe, a zamiast tego bronili tego, co mieli. Ten smród jest najwyraźniej odczuwalny wszędzie, poza miejscem skąd pochodzi.

Znam wielu ludzi zadowolonych z obecnego bajorka myśli, do których mają dostęp w ramach swego umysłu czy plemienia. Nie interesuje ich słuchanie nikogo spoza, ponieważ są przekonani, że już znaleźli narożnik wszelkiej prawdy. Każda myśl(i) spoza bajorka jest uważana za zagrożenie, któremu należy się sprzeciwić.

Sam osobiście byłem w takiej kałuży kręcącej tą samą zastałą wodę. Teraz już znam ogromną wartość słuchania tego, co wychodzi poza aktualną świadomość i bezpieczną strefę. Zaczynam słuchać nawet bardziej uważnie wszystkiego, co „uraża” mnie i aktualny system przekonań. Zaczynam postrzegać urazę jako czerwoną flagę, która przypomina mi, że mam coś, czego się trzymam i co chciałbym bronić. Odkryłem, że nowe objawienie i mądrość najczęściej obrażają moje ego, zanim dam jakąkolwiek szansę na oświetlenie nim mego serca. Tak więc, uraza staje się wartościowym narzędziem dla mnie i dla mojej nieustannej przemiany.

Ludzie często próbują trzymać mnie z dala od wszystkiego, co nowe, mówiąc, że ta „uraza”, którą czuję, jest w rzeczywistości rozeznaniem i że to Bóg mnie chroni. Doszedłem do tego, że nie jest to prawda.

Nauczyłem się tego, jak wartościowe są głosy i perspektywy inne od moich czy też tych najlepiej mi znanych oraz jakie bogactwo niesie spotykanie się z ludźmi odmiennymi i unikalnym, a nie jedynie z takimi samymi. W jaki sposób wchodzimy do rzeki świeżej wody, a wychodzimy z bajorka? O tym będzie jutro.

Trzymajcie rękę na pulsie :).

<|>

Wypróbowany ogniem, mam to!

Kevin T. Bauder
30 sierpień 2019

Czy poleganie na sobie jest cnotą czy wadą? W Biblii znajdujemy fragmenty, które wydają się odpowiadać na to pytanie pozytywnie i takie, które negują to.

Na rzecz polegania na sobie, Księga Przypowieści doradza, powiadając że pracowitość jest sposobem na uniknięcie ubóstwa (Przyp 6:6-11). Ciężka praca prowadzi do bogactwa, podczas gdy lenistwo do wstydu i ubóstwa (Przyp 10:4-5). Leniwy pożąda, lecz nic nie ma, podczas gdy cierpliwy/pracowity jest spełniony. Praca daje zysk, lecz pusta mowa ubóstwo (Przyp 14:23). Ludzie leżący odłogiem powinni spodziewać się tego, że będą głodni (Przyp 19:15). Ten, kto porzuca prace zbyt wcześnie, nie będzie miał niczego, choć powinien mieć dostatek (Przyp 20:4). Ci, którzy głupio wydają, ubożeją (Przyp 23:20-21), jak też ci, którzy lekceważą możliwości (Przyp 24:30-34).
Nowy Testament naucza tego samego. Ludzie powinni dbać o samych siebie, a ci, którzy nie pracują nie być karmieni (2Tes 3:10-12). Fakt, ten, kto nie dba o własną rodzinę, porzucił wiarę i jest gorszy od niewiernego (1Tym 5:8).

Nacisk położony w tych i podobnych wersach wydaje się oczywisty. W normalnych okolicznościach Bóg chce, aby ludzie brali odpowiedzialność za swoje powodzenie. Chce, aby ciężko pracowali, mieli uporządkowane życie, planowali je, byli zdyscyplinowani i oszczędni oraz korzystali z dobrego czasu, aby przygotować się na zły. Faktycznie Pismo zabrania chrześcijanom ochraniać tych, którzy w tym sensie nie dbają o siebie. Ich zabezpieczeniem jest nauczyć się porządku i pracowitości.

Z drugiej strony Biblia uznaje również to, że siła do zdobywania Bogactwa pochodzi od Boga (Pwt 9:18). Konsekwentnie, ci, którzy chcą pełnych stodół i kadzi muszą zacząć od zaufania Bogu i uznania raczej Jego niż polegania na swoim rozumie (Przyp 3:5-10). Dzięki temu, że ufają Bogu mogą osiągnąć powodzenie (Przyp 3:27-28). Okazywanie szczodrości ubogiemu jest nazwane pożyczaniem Panu, który odpłaci (Przyp 19:17).
Dokładnie tego samego nauczał Jezus rozszerzając temat w Nowym Testamencie: ci, którzy najpierw szukają Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, otrzymają wszystko, czego potrzebują, więc nie muszą się martwić o swoją przyszłość (Mt 6:33-34). Tacy ludzie nie polegają tak bardzo na sobie samych, lecz całkowicie na Bogu.

Choć to paradoksalne, te dwie perspektywy (polegania na sobie i na Bogu) nie są sprzeczne ze sobą. Ludzie, którzy rzeczywiście polegają na Bogu, będą żyć zgodnie z Bożymi przykazaniami w każdej dziedzinie czy to pracowitości, oszczędzania, porządku i dyscypliny. Innymi słowy: osoba prawdziwie polegająca na Bogu będzie starała się polegać na sobie, zdając sobie równocześnie dobrze sprawę ze swej całkowitej zależności od Boga. W konsekwencji nawet nawrócony złodziej będzie pracował po to, aby mieć na zaspokojenie potrzeby tych, którzy nie mają (Ef 4:28).
Wszelkie zdolności, przywileje i obdarowania pochodzą od Boga, podobnie jak całe powodzenie. O ile możemy cieszyć się Bożymi darami, to okazuje się, że jakoś trudno pamiętać o tym, jak bardzo jesteśmy od Niego uzależnieni. Tak naprawdę to nigdy nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak absolutnie jesteśmy uzależnieni od Niego, musi więc nas czasami trochę tego nauczyć.
Nie chodzi o to, że musimy zależeć od Boga, w rzeczywistości zależymy od Boga w każdej chwili, absolutnie we wszystkim, bez względu na to czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie. Czasami, aby nam przypomnieć o tej prawdzie Bóg decyduje się na to, aby nas jakiegoś daru, którym cieszyliśmy się wcześniej, pozbawić (czasowo czy na stałe), lub może nas umieścić w takich okolicznościach, w których nie możemy funkcjonować bez daru, którego nie posiadamy.
Doświadczamy takich wyzwań jako utrapienia czy próby. Czujemy to, że zostaliśmy pozbawieni czegoś, na czym polegaliśmy, bądź zostajemy zmuszeni do zrobienie czegoś, co wychodzi poza nasz możliwości. I tak jest! Lecz o co chodzi? Bóg uczy nas tego, że tak naprawdę jesteśmy uzależnieni od Niego i że On może pracować w nas i przez nas bez względu na nasze braki.

Nawet apostoł Paweł przechodził przez tego rodzaju doświadczenia. Bóg powołał go do trudnej publicznej służby. Podróżował tysiące kilometrów po lądzie i morzu, stawał przed wiodącymi intelektualistami swoich czasów, bronił siebie i swego przesłania przed królami. A jednak Bóg dał Pawłowi „cierń w ciele” i „posłańca Szatana”, który wywoływał nieokreślone fizyczne osłabienie (2Kor 12:7). Innymi słowy: Bóg spowodował utrapienia, które działały wprost przeciwko misji, którą mu zlecił do wykonania.
Paweł prosił Pana przy trzech różnych okazjach, aby zostało to usunięte (2Kor 12:8), lecz tak się nie stało. Zamiast tego, Pan powiedział Pawłowi: „Dość masz, gdy masz łaskę moją, ponieważ moc doskonali się w słabości” (2Kor 12:9). Paweł zareagował w ten sposób, że będzie chlubił się ze słabości swoich, aby moc Chrystusa mogła na nim spocząć.
Nie chodzi o to, że Paweł potrzebował mocy Chrystusa, gdy był słaby, lecz o to, że potrzebował jej zawsze. Ten „cierń w ciele” nie stworzył sytuacji, w której jej potrzebował, a tylko uwypuklił tą potrzebę. Łaska, której Paweł potrzebował w chwilach słabości była dokładnie tą samą łaską, której potrzebował zawsze.
O ile cieszymy się Bożymi darami, czasami czujemy, że damy sobie radę ze wszystkim. Zapominamy o tym, że nawet te dary są przejawem łaski Bożej, a my potrzebujemy Jego łaski zawsze. Nigdy nie jest tak, że możemy sobie pomyśleć: „mam to”. Gdy tak się dzieje, gdy wydaje nam się, że możemy polegać na sobie, pojawiają się trudności, ból i próby, abyśmy nauczyli się polegać na Jego łasce i mocy. Bóg chce, abyśmy polegali na Nim nie tylko w czasie ucisku, lecz zawsze. Podobnie jak w przypadku Pawła, musimy nauczyć się znajdować przyjemność w słabościach, potrzebach, prześladowaniach i uciskach. Dzieje się to ze względu na Chrystusa, ponieważ gdy jesteśmy słabi On okazuje się być mocny.

Czy więc powinniśmy polegać na sobie? Odpowiedź na to pytanie jest pozytywna w tym sensie, że nie powinniśmy oczekiwać od innych ludzi, że wezmą na siebie to, za co my jesteśmy odpowiedzialni, a nawet wtedy nasze poleganie na sobie powinno być ugruntowane w stałym poleganiu na Bogu. Znajdziemy się w takich okolicznościach, gdy nie będziemy wiedzieli, co robić, nie będzie kogo pójść a wszystkie nasze dary, przywileje i powodzenie zawiodą. Wtedy będziemy wołać do Boga: „Nie mogę tego zrobić, nie mogę tego znieść!” Będziemy wtedy czuć się tak, jakbyśmy zaczynali spadać swobodnie.
W takich chwilach Bóg uczy nas tego, że to On to ma, a tak naprawdę zawsze i we wszystkich okolicznościach On jest tym, który to ma. Zawsze jesteśmy zależni od Niego, a te przypadki cierpienia po prostu przypominają nam o tej prawdzie.

Esej napisany przez Kevin T. Bauder, profesora Historycznej i Systematycznej Teologii na Central Baptist Theological Seminary. Niektórzy profesorzy, studenci i absolwenci tego Seminarium mogą nie zgadzać się z każdą opinią która jest tutaj wyrażona.

Stan_20/22.08.2019

Stan Tyra

20 sierpnia
Kiedy widzę w jaki sposób przekręciliśmy, wypaczyliśmy i źle zastosowali Biblię, zastanawiam się, po co w ogóle została nam dana. Pismo miało być świadectwem Boga, ludzkości i wiecznej relacji obu. Zamiast tego, zinterpretowaliśmy ją dla naszych własnych celów, aż po nienawiść, osąd, oskarżenie, potępienie i podział.

Biblia to nie 12 stopniowy kurs „jak być dobrym chrześcijaninem”, jak wielu chciało by tego. W rzeczywistości jest to tekst, który ma ujawniać odpowiedzi bardziej poprzez problemy i proces, niż w postaci wniosków, które starają się uniknąć problemu.

Wszystkie religie starają się odkryć i ujawnić coś na temat boga. To, co czyni z judeochrześcijańskiej tradycji wyjątek to fakt, że wierzymy w Boga, który objawia Boga. Tak więc, Biblia jest drogą do samo-objawienia czy inaczej: autobiografią Boga. Bóg mówi nam o Bogu ujawniając nam tajemnice o sobie. Jezus to Boży sposób na powiedzenie: „Hej, nie jestem taki, jestem taki!” Wydaje się, że wygodniej jest nam myśleć o Bogu intelektualnie, niż stanąć w obecności boskiego objawienia.

Ponieważ wygodniej czujemy się w naszych głowach, niż w sercach, zwykle unikamy tego, gdy Bóg objawia siebie w Piśmie. Zamiast czytać i przeżywać podróż objawienia Boga i człowieka, wolimy oddzielić ich i korzystać z biblijnych danych tak, aby popierać własne zdanie o Bogu, równocześnie odrzucając opinię Boga o nas. Jesteśmy przekonani, że jeśli nauczymy się tych faktów o Bogu, to znamy prawdę i w jakiś sposób te fakty „zbawiają” nas. Zredukowaliśmy Boga do biblijnych faktów o Bogu, co pozwala nam na tworzenie Boga na nasz własny obraz przy całkowitym unikaniu prawdziwego i wiecznego obrazu nas samych.

Kiedy już tak się stanie, nazywamy naszą interpretację ‘bezbłędną’ i znajdujemy sobie paru ludzi, którzy zgadzają się z nami i pomagają nam ochraniać Boga. Jest to „grupowe myślenie” (kościół). Gdy już raz nazwiemy „nasze” fakty „prawdą i życiem” budujemy wokół nich mur i sprzeczamy się o interpretacje tych faktów. Wolimy kazania o Bogu i niebie zamiast rzeczywistego doświadczania Boga i nieba teraz.

Zamiast otrzymywać odpowiedzi na osobiste problemy, Biblia oferuje nam raczej podróż, w której możemy „iść za Nim” ku odpowiedzi czy być może do wiary pozbawionej odpowiedzi. Ludziom wydaje się, że gdyby chodzili z Jezusem to kochaliby i naśladowali Go doskonale. W najlepszym przypadku jest to śmieszne, ponieważ nawet dwunastka obecna przy nim nie robiła tego jak należy. Lecz nie to się liczy. Poznanie faktów o Bogu nigdy nie rozwiąże problemu wiary. O ile dają cokolwiek to jest to gigantyczny substytut wiary. Powinno być oczywiste, że informacja nigdy nie odpowiada na pytanie wiary, a jednak stale cytujemy ją jako wiarę. Za każdym razem, gdy mieszasz wiarę z faktami, mijasz się z zaproszeniem do boskiego objawienia.

21 sierpnia
O ile mam ogromny szacunek dla Pisma, zachodni kościół z pewnością nadmiernie podkreśla je aż do uczynienia z niej boga. Trudno nam sobie to wyobrazić, że Biblia jest bałwanem, lecz właśnie to z niej uczyniliśmy. Jest to obecnie nie tylko bałwan, lecz jest również głosem węża szepczącego: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział?” Po czym pozwalamy mu odpowiedzieć na jego własne pytanie: „jeśli zrobisz… to będziesz jak Bóg”. Kurcze! Komu potrzebny Bóg, skoro mamy Biblię, która mówi nam w co wierzyć i jak się zachowywać. Tragiczne jest to, że wielu twierdzi, że Bóg i Biblią są dokładnie tym samym. Dopuściliśmy do tego, że wiara i spotkanie zostało zastąpione przez akademickich nauczycieli i to do tego słabych w tej dziedzinie.

Historycy i demografowie mówią nam, że 90% ludzi, którzy kiedykolwiek po tej Ziemi chodzili nie potrafiło czytać. Czy, biorąc to pod uwagę, sądzicie, że Bóg pozwoliłby na to, aby boskie objawienie siebie było zależne od akademickich zdolności? Jakżeby więc Abraham mógł być nazwany „Ojcem Wiary”, a nawet w ogóle znać Boga?

„Słowo Boże’ nie jest Biblią, niemniej przyzwyczailiśmy się do tego, że tak ją nazywamy”. „No, słowo mówi…” co, w interpretacji, oznacza: pozwól, że projektuję moje skłonności, strach i zdanie na ciebie i przekonam, że Bóg tak powiedział, używając do tego odpowiedniego rozdziału i wersu. Jedną „Żywą Biblią” jest Jezus Chrystus. On jest „Słowem, które stało się ciałem”. Zdumiewające z jak wielką ignorancją nazywamy „Tym Słowem” coś, co w ogóle nie przypomina Jezusa. Jezus powiedział: „idź za mną”, a nigdy nie powiedział: „wierz mi”. Objawienie Boga jest objawieniem odbywającym się w podróży, nie na kościelnych kazaniach i nabożeństwach.

22 sierpnia
Oto jeden przykład z nieskończonej listy zniekształceń Pisma, które poczyniliśmy, aby dopasować je do naszych egoistycznych potrzeb zdobywania osiągnięć.

Bądźcie doskonali, jak wasz Ojciec Niebieski jest doskonały” (Mt 5:48).

Dualizm odczytuje ten wers przez filtr idealistycznego moralizmu po czym zarządza to ludzkości. Prowadzi to do związanego z głową systemu przekonań odrzucenia i pozoruje coś, w czym wszyscy zawodzą. W najlepszym wypadku mierzymy i porównujemy siebie z innymi, ustalając tych, którzy są tak „dobrzy” jak my, po czym uważamy siebie za „świętych” w oparciu o nasze własne porównawcze standardy.

Patrząc na ten wers z innej niż dualizm perspektywy prowadzi nas ku boskiej jedności, a z dala od osobistej doskonałości. Apostoł Paweł ujął to w taki sposób: „Nie szukam już sprawiedliwości opartej na własnych staraniach… lecz doskonałości, która jest z wiary i z Boga…” (Flp 3:9, 15).

Celem nie jest, i nigdy nie było, osobista czy prywatna świętość bądź doskonałe zachowanie, co choć jest oczywiście niemożliwe, przedstawiane jest przez fundamentalny kościół jako osiągalny cel. To powoduje, że Biblia jest problemem, a nie darem, a religia jest wylęgarnią sprawiedliwości własnej.

Dlaczego jesteś drugą Rebeką_3

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.

Rozstaliśmy się ostatnio z Rebeką w miejscu, gdy godzi się aby pójść z Eliezerem celem poślubienia Izaaka i otrzymuje błogosławieństwo ze strony swojej rodziny.

Powinniśmy rozważyć kilka rzeczy na jej temat, ponieważ jest ona obrazem ciebie i mnie – jako ludzi wierzących oraz, co więcej, jako uczniów Jezusa.

Po pierwsze, Abraham pochodził z tego samego rejonu, gdzie Rebeka się urodziła i wychowała. Abraham odszedł stamtąd, ponieważ Pan mu tak nakazał. Odszedł, jednak miał obiecaną za to nagrodę.

Abraham i Sara stali się dla nas fundamentem wiary – czymś czego nie było wcześniej. Izaak i Rebeka byli już kolejnym pokoleniem ludzi wierzących. Odziedziczyli przymierze, które mama i ojciec Izaaka zawarli z Bogiem, jednak musieli także wyznawać własną wiarę. Jako kolejne pokolenie zawartego przymierza musieli też stworzyć własne domostwo, ustanowić własne granice.

Rebeka odeszła ze swej krainy nie dlatego, że ktoś jej kazał, ale zrobiła to dobrowolnie. Abraham, Sara i Izaak weszli w przymierze z Bogiem bezpośrednio a Rebeka nie – weszła w przymierze poprzez małżeństwo. Jest ona pierwszą osobą wspomnianą w Biblii, która z własnej woli, przez wiarę, została wszczepiona w przymierze z narodem żydowskim.

Jej sytuacja była wyjątkowa, ponieważ w starożytnym świecie błogosławieństwa i przymierza były przekazywane z ojca na syna, a ona weszła w przymierze poprzez małżeństwo i upewniła się potem, aby to właściwy syn otrzymał błogosławieństwo.

Pierwsza z pośród kobiet
Rebeka była pierwszą kobietą w Biblii, która otrzymała błogosławieństwo. Pomyśl o tym. Później wiele razy czytamy w Księdze Rodzaju 49, jak to stary Jakub pobłogosławił swoich synów, ale wyraźnie widzimy też w Księdze Rodzaju 24: 60 jak to Rebeka otrzymała błogosławieństwo od ojca i rodziny. Ona naprawdę była niezwykła.

Czy jesteś pierwszą osobą w rodzinie, która Bóg błogosławi? Czy może, podobnie jak za czasów Rebeki, ludzie nie rozpoznają błogosławieństwa Bożego w twym życiu?

Obraz „porwania”
Przyjmując Abrahama jako obraz Boga Ojca, Izaaka jako Jezusa i Eliezera jako Ducha Świętego spójrzmy na Rebekę, jak wsiada na wielbłąda i wyrusza do domu Ojca przygotowanego dla niej.

Zostaje zabrana przez Eliezera (Ducha Świętego) na spotkanie oblubieńca. Czytamy także w 24: 63-67, ze Izaak także opuścił dom Ojca i wyszedł modlić się na pole, bez wątpienia myśląc o swojej przyszłej oblubienicy. Był poza swoim domem i poza domem Rebeki.

Rebeka, będąc w podróży, pewnego dnia dostrzega oblubieńca stojącego w polu. Ona również znajduje się w tej chwili gdzieś pomiędzy domem własnego ojca a domem nowego ojca.

Pole w przypowieściach Jezusa to ludzkie serce lub tez pole, na którym odbywa się żniwo świata. Ponieważ Izaak to obraz Jezusa a Rebeka kościoła, widzimy tu obraz Pana, który, opuściwszy dom Ojca wyszedł na miejsce leżące w połowie drogi do domu oblubienicy – i oboje tam się spotykają. Oboje są poza swoimi domami i spotykają się po raz pierwszy twarzą w twarz. Bez wątpienia „Śmiech” (to oznacza imię Izaak) naprawdę śmiał się radośnie, gdy wreszcie zobaczył swoją oblubienicę! Bez wątpienia ta młoda kobieta, która niegdyś była związana, teraz związała się ze Śmiechem i musiała być zachwycona swoim nowym życiem w nim!

Werset 67 mówi, że Izaak zabrał ją do swojego namiotu, który miał w domu swego ojca, i że ją pokochał. Fakt, że czytamy, że Izaak wszedł z nią do namiotu, również coś nam obrazuje – żydowskie Święto Trąb mówi, że gdy w czasie nowiu zabrzmi Trąba Ostateczna, to wierzący w Mesjasza zostaną porwani aby skryć się w Nim, tak jak księżyc w nowiu jest również ukryty.

To obraz „porwania” (kościoła), na spotkanie Pana „w powietrzu”, w połowie drogi między domem Jego Ojca w niebie a naszym domem na ziemi!

Rebeka była świadoma swoich czasów
W 25:20 widzimy, że Izaak miał około 40 lat, gdy ożenił się z Rebeką, co oznacza, że ona miała około 20 lat w tym momencie. Pamiętaj, że Izaak dożył 180 lat , więc to, że w tym wieku nie miał jeszcze żony nie wydaje się być niczym dziwnym ( 35: 28-29).

Dlaczego mnie to spotyka?
Przewińmy do przodu w czasie.
Widzimy w 25: 21-22, gdy Izaak poprosił Pana, aby pobłogosławił Rebekę dziećmi, On to uczynił. Rebeka czując, że nosi w swym łonie bliźnięta czyni komentarz, który jeszcze więcej mówi o jej charakterze.

A gdy dzieci trącały się w jej łonie, rzekła: Jeżeli tak się zdarza (w angielskiej wersji ‘Jeśli to Pan odpowiedział na naszą modlitwę’), to czemu mnie to spotyka? Poszła więc zapytać Pana” (Rodz. 25: 22).

Dzisiaj jest bardzo podobnie. Szukamy odpowiedzi. Modlimy się i prosimy o coś, a kiedy zaczyna się dziać inaczej niż myśleliśmy, że będzie, zatrzymujemy się i pytamy Pana, o co chodzi? „Jeśli to ma być odpowiedz na mą modlitwę, to dlaczego tak się dzieje?”

Rebeka była niesamowita. Bez wątpienia Pan musiał przemówić do niej lub przynajmniej dał jej w tym pokój bo zdawała się wiedzieć, którego syna Pan chce obdarować przywilejem pierworództwa. W końcu urodziła i przeszła do historii nie tylko jako matriarcha Izraela, ale także stała się pięknym obrazem kościoła – silna, zaradna, człowiek czynu, wielce moralna i uczciwa, chodząca z Bogiem – kobieta, która wyszła na spotkanie oblubieńca, aby spotkać się z nim w połowie drogi do domu Ojca.

Przyjdź szybko, Panie Jezu! Kolejnym razem nowy temat

John Fenn

Socjalne ubóstwo wśród najbogatszych narodów świata

Samotność – ludzka katastrofa

Barbara Kay
12.08.2019

Fala upałów zabija, lecz wybiórczo. Jeśli jesteś w miarę młodym, zdrowym człowiekiem i masz dostęp do jeziora czy klimatyzacji to upał jest w najgorszym wypadku irytujący. Na ryzyko są narażeni unieruchomieni seniorzy, którzy mieszkają samotnie nie mając klimatyzacji.

W sierpniu 2003 śmiertelna fala upałów zalała całą Europę powodując śmierć około 35 000 ludzi, z których większość pasowała do powyższego profilu. Nieproporcjonalnie dużo tych zgonów miało miejsce we Francji, 14 000, zmuszając do przeprowadzenia dochodzenia, które ujawniło niewygodny fakt, że kluczowym czynnikiem nie było materialne ubóstwo, lecz czynnik społeczny. Wynikał on z pewnej formy ubóstwa socjalnego: ofiary nie miały nikogo, kto zatroszczyłby się o nie na tyle, aby sprawdzić, co się z nimi dzieje i ulżył ich udręce.

Co gorsza, w pewien sposób, faktem było, że wiele z tych ofiar miało dorosłe dzieci, którym tradycyjny sierpniowy urlop na wybrzeżu nie przeszkodził w przyjęciu odpowiedzialności za zaspokojenie potrzeb swoich rodziców (niektórzy nawet zażyczyli sobie, aby pogrzeby ich rodziców zostały odłożone na termin po ich powrocie).

Wspomnienie o tych rozpaczliwie smutnych relacjach (które zrobiły na mnie ogromne wrażenie w tym czasie i o których myślę za każdym razem, gdy ponownie uderza fala upałów) znajduje się w książce konserwatywnej obserwatorki kultury, Mary Eberstadt: „Primal Screams: How the sexual revolution created identity politics”. (Pierwotny krzyk: Jak seksualna rewolucja stworzyła politykę tożsamości”.

(Może cię dziwić co ma wspólnego polityczna tożsamość i rewolucja seksualna z falami upałów we Francji, lecz zaufaj mi, związek jest przedstawiony. Jest to rozdział, w którym to zdarzenie z falą upałów prezentuje obawy dotyczące epidemii samotności, która dotyka ogromne obszary populacji w krajach na całym świecie.

Seksualna rewolucja wywołała coś, co autorka nazywa „Wielkim Rozproszeniem” – rozbicie rodziny jako filaru społeczeństwa. Pisze: „ludzkie zwierzę zostało wybrane do rodzinnej socjalizacji, która dla wielu ludzi już nie istnieje”.

Kiedyś za wielką tragedię uważano, gdy czyjaś rodzina rozpadała się. Teraz, wielokrotna „seryjna monogamia” (…) i rozwody jeden lub więcej uważane są za normę. Kiedyś było czymś niezwykłym, aby pary małżeńskie decydowały się na życie bez dzieci. Teraz bezdzietność jest powszechna, a nawet tam, gdzie są dzieci, jest ich mniej niż kiedyś było. Bardzo wiele dzieci nie ma rodzeństwa. Dawniej życiowe kawalerstwo czy ‘staropanieństwo’ były rzadkością, ale już tak nie jest. Zgodnie z informacjami Eberstadt, „badania nad samotnością” należą do najgorętszych kierunków socjologii.

Podany przez nią przykład francuskiej fali upałów może wywołać dreszcze. W Japonii co roku, gdzie rozprzestrzenia się celowa bezdzietność, około 4 000 starszych Japończyków umiera tak, że nikt o tym nie wie, dopóki smród rozkładających się zwłok nie zaalarmuje sąsiadów. W tym kraju upada zawód położnej, a pojawił się nowy rodzaj przemysłu: firmy sprzątające pomieszczenia po osamotnionych zmarłych.

Firmy ubezpieczeniowe mają oferty dla właścicieli lokali na wypadek, gdyby „samotna śmierć” zdarzyła się w ich budynku. W opublikowanym przez „Der Spiegel” artykule pt.: „Miliony samotnych”, Niemieckie Centrum Gerontologii informuje, że jeden na czterech Niemców po 70- tce jest odwiedzany przez rodzinę rzadziej niż raz na miesiąc, a niemal co dziesiąty w ogóle.

Przeprowadzone przez Cigna w 2018 roku badania pokazały, że niemal połowa Amerykanów czuje się „czasami bądź zawsze” samotnie, a Pokolenie Z – obecnie w wieku 18-22 lat – jest najbardziej samotne ze wszystkich pokoleń.

Samotność jest sama w sobie smutna, lecz ma konsekwencje dla zdrowia. Eberstadt cytuje badania wskazujące na związek samotności z objadaniem się, wyższym poziomem stresu, stanem układu krążenia i dysfunkcji systemu immunologicznego.

Moja rodzina nie stała się częścią Wielkiego Rozproszenia. Jestem z pokolenia, w którym małżeństwo i rodzina były przyjętymi założeniami. Nienaruszone rodziny były normą. Każdy miał nie tylko oboje rodziców, dzięki czemu czuł się bezpiecznie, miał też rodzeństwo jak i wielu kuzynów, wujków i ciotek, których obecność na ślubach bar micwach, świętach rodzinnych i innych rytualnych okolicznościach traktowaliśmy jako oczywistość.

Rodzice umierali otoczeni rodziną. Niemal nikt z mojej wielkiej rodziny nie wyprowadził się z Toronto (ja jestem tu anomalią). Nigdy nie poznałam tego, co rzeczywiście znaczy samotność, ponieważ nigdy jej nie doświadczyłam.

I to wszystko było dla mnie oczywiste. Należę do tych ludzi, którzy wspominają dorastanie w wielopoziomowym domu w podmiejskiej dzielnicy, a wracając do nich, odkrywam, że tak naprawdę była to imponująca posesja. Czytając zaś tą książkę zdaje sobie ponownie sprawę z tego, że udało mi się uniknąć socjologicznej kuli.

Egerstadt nie jest optymistką: komentuje tą epidemię samotności: „Katastrofa samotności wśród wielu współczesnych społeczności dotykająca najbardziej wartościowych jej członków jest właśnie tym: katastrofą, a to tylko początek”

Stan_3/4.08.2019

Stan Tyra

3 sierpnia
Lampą ciała jest oko” – Łk 11:34.

Duchowa dojrzałość to coraz lepsze widzenie, aż do doskonałego wzroku i wydaje się, że zajmuje to całe życie. Wygląda również na to, że istotne przyspieszenie w widzeniu następuje w późniejszych latach, a największy ‘przeskok’ w ostatnich latach, przy najbardziej boskim patrzeniu w ostatnich dniach i godzinach. Zdumiewające, co można zobaczyć, gdy przestaje się wpatrywać w siebie i nie ma niczego do udowodnienia, usprawiedliwienia czy wyjaśnienia. Przejrzenie na wskroś przez iluzje niszczy je.

Im jestem starszy tym bardziej staję w konfrontacji wobec ego, na którego budowaniu zeszła mi spora część życia. Ta „persona” (z greckiego: maska sceniczna) niekoniecznie jest zła, po prostu nie jest „prawdziwa”. Pozwala nam na czynienie zła, nie nazywając tego złem. Wydaje nam się, że nasza „osobowość” jest naszą tożsamością, lecz tak nie jest – jest tworzona przez nas i okoliczności. Jest produktem i nieświadomie utrzymywana w umyśle, twierdzi, że jest „mną”, lecz jest to iluzja, która musi umrzeć, podobnie jak każda fikcja.

Im bardziej jesteś uczepiony stworzonego przez siebie i dobrze strzeżonego obrazu, tym bardziej zawzięcie będziesz się go wyrzekał i brnął coraz głębiej i głębiej w ślepotę, która uniemożliwia ci zobaczenie swego prawdziwego i najlepszego ja. Jak powiedział Jezus: „Jeśli ta lampa jest ciemnością to sama ciemność jakaż będzie” (Mt 6:23).

Czytamy w 5 rozdziale Ewangelii Mateusza: „Szybko zaprzyjaźnij się ze swoim przeciwnikiem…” Jest w tym wielka mądrość, której łatwo nie zauważyć. Chodzi o to, że jeśli zaprzyjaźnimy się z tymi, którzy rzucają wyzwanie naszemu zdaniu o nas samych, szybko zaczniemy patrzeć poza iluzję, którą nazywamy „ja”. Jeśli tego nie zrobisz, wyrzekasz się bardzo potrzebnej mądrości i kończysz „uwięziony” wewnątrz sobie a próby obrony iluzji tego „ja” będzie cię kosztować „ostatni grosz”. Widzieć poprzez, czy poza, tą iluzję przemieni „JA” w „JA JESTEM”.

Przeciwnik „zaciągający się do sądu” to twoja wewnętrzna fabuła prześladowania, potępienia, gniewu, zranienia i rozżalenia. Szukanie belki we własnym oku uwolni cię od tego sądu dłużników. Kiedy już raz dostrzeżesz ta iluzję stworzonego ego to utrzymywanie dobrej relacji będzie dla ciebie znacznie cenniejsze niż to, że masz rację.

Niedojrzała religia uczy nas , aby unikać grzechu a skutek jest taki, że stworzyliśmy nieprawdziwą sprawiedliwość. Taka persona nie chce zobaczyć zła w sobie, więc przedstawia siebie jako dobrą i świętą czy, jak napisał apostoł Paweł: „aniołowie ciemności muszą udawać aniołów światłości” (Bryt.: „…wszak i szatan przybiera postać anioła światłości”.

„Lucyfer” znaczy „niosący światło”. Zło zawsze usiłuje sprawić, aby ciemność wyglądała jak światło. Moim zdaniem właśnie dlatego największe zło z jakim się zetknęliśmy było ukryte za i pod strzelistą wieżą. Wszyscy musimy ponownie usłyszeć „pianie koguta”.

4 sierpnia
Jednym ze sposobów zauważenia tego, że istnieje silnie strzeżone „fałszywe – ja” jest to, w jaki sposób reagujemy na przeciwności. Czy wydają  się „groźne” dla nas. Niekoniecznie w sensie fizycznym, lecz emocjonalnym. Nadmierna reakcja i gwałtowne wypieranie się wskazują na dobrze chronione ukryte ego, które nie robi miejsca na nic poza sobą. Jeśli twoja wewnętrzna „gospoda” jest już pełna (ciebie, ideologii czy kościelnictwa) to nie ma miejsca na narodzenie się nowej manifestacji Chrystusa w tobie.

Dojrzała czy prawa osoba może trwać w takim pokoju i nie reagować dlatego, że ma znacznie więcej cierpliwości i akceptacji dla siebie i innych. Nie ma wielu rzeczy ukrytych czy pretensji, nie ma dużej negatywnej energii zgromadzonej po to, aby osądzać, atakować i potępiać innych. Istotą Ewangelii jest to, że musimy uderzyć o jakiegoś rodzaju dno, aby w ogóle zacząć prawdziwą podróż do Domu. Aż do tego czasu jest to przeważnie przepełnione ego działania polityczne i/bądź religijne. Na dnie nie potrzebujesz idealizmu, lecz oddechu!

W międzyczasie tracimy zainteresowanie idealizowaniem czy ubóstwianiem ludzi (w tym siebie samego) zdarzeń czy idei. Twoje podróże prowadzą cię z dala od odpowiedzi i organizacji ku tajemnicy i przemianie, a ty nie czujesz już więcej potrzeby stałego „rzucania pereł przed wieprze”. Nie znaczy to, że nie kochasz ludzi, po prostu bardziej akceptujesz innych i cenisz perły, które już mają, nawet jeśli sam ich nie widzisz. Uczysz się również dostrzegać to, że to, co wartościowe (perły) dla ciebie, niekoniecznie ma wartość dla kogoś innego. Mądrość uznaje to, że nasze życie zawiera w sobie zarówno perły jak i rzeczy, które czekają na „zaliczenie do gnoju” (Flp 3:8).Dojście do przekonania, że nie jesteś doskonałą odpowiedzią i najwyższym autorytetem w każdej sprawie jest ogromnym skokiem na przód. Ten prosty krok pokory otworzy wiele rzeczy w tobie.

Wyrzekliśmy się rzeki płynącej w nas na rzecz cudzego strumienia. Zamiast być ukrzyżowani, zostaliśmy ukościelnieni czy upolitycznieni.

Bóg nie wymaga od ciebie, abyś był całym posiłkiem czy oświetlonym miastem. Masz być tylko małym kawałkiem ukrytego kwasu, pojedynczym światłem czy solą (która zastosowana jest niewidoczna). Sól widać tylko wtedy, gdy zbiera się z inną solą nic nie robiąc, lub siedząc w solniczce.

Przestań domagać się, aby każdy rodzaj gleby reagował właściwie na twoje ziarno. To jest ego, a nie Ewangelia. Znajdź podatną czy dobrą glebę, i bądź gotowy wyjrzeć poza swoje normalne „pola”. Odkryłem i nadal odkrywam najbardziej podatne gleby poza kościołem, ponieważ „chrześcijanie” przeważnie odrzucają umysł początkującego. Jezus powiedział: „dzieci tego świata są mądrzejsze od dzieci światłości” (Łuk 16:8).