Category Archives: Rodzina

Rozwody przyczyną fatalnego stanu psychicznego australijskich nastolatków

Tłum.: piotrskarga.pl

Australijscy badacze biją na alarm z powodu gwałtownego pogorszenia się, w ciągu zaledwie dziesięciu lat, stanu psychicznego australijskiej młodzieży. Winą za to obarczają rozpad rodzin i stale wzrastającą liczbę samotnych matek.

Raport zatytułowany „Dla dobra dzieci” przygotowany został na zlecenie chrześcijańskiej organizacji Australian Christian Lobby (ACL). Badacze – w przeważającej mierze wykładowcy uniwersytetu w Sydney – zwrócili uwagę na to, że za katastrofalny stan psychiczny młodzieży odpowiada rosnąca liczba rozwodów oraz nieformalnych związków i wychowywanie dzieci przez samotne matki.

Naukowcy zaobserwowali, że rozpad rodziny ma szczególnie negatywny wpływ na dorastające, wrażliwe dziewczęta i że właśnie nastolatki są szczególnie zagrożone. – W Australii, liczba dzieci, które nie osiągną wieku 15 lat w nierozbitej rodzinie z obojgiem rodziców biologicznych, prawie się podwoiła w ciągu jednego pokolenia – alarmował na konferencji prasowej szef badań prof. Patrick Parkinson.

Parkinson mówił, że chociaż nie można wszystkich problemów młodych ludzi wytłumaczyć rozpadem rodzin, to jednak ich niestabilność odgrywała najważniejszą rolę.

Badacze zauważyli 250-procentowy wzrost przypadków nadużyć i zaniedbywania dzieci, podwojenie liczby dzieci pozostawionych bez opieki, 66-procentowy wzrost liczby nastolatków w wieku od 12 do 14 lat, którzy trafili do szpitala wskutek samookaleczenia, 90- procentowy wzrost dziewcząt w wieku od 15 do 17 lat, które się samo okaleczały, oraz 52-procentowy wzrost hospitalizacji kobiet w wieku od 15 do 24 lat, wskutek ostrego zatrucia alkoholowego.

W sprawozdaniu stwierdzono, że konieczne staje się m.in. właściwe przygotowanie młodych ludzi do małżeństwa oraz zapewnienie odpowiedniego wsparcia rodzinom.

Władze w Australii nie mogą dłużej ignorować faktu, iż rodzina złożona z dwojga rodziców zapewnia dzieciom lepsze warunki do rozwoju. Nie mogą także ignorować tego, że środowiskiem najbardziej stabilnym, bezpiecznym i ułatwiającym wychowanie jest to, w którym dwoje rodziców pozostaje w związku małżeńskim – przekonywał prof. Parkinson.

aracer.mobi

Rewolucja wspólnego pożycia; cenę płacą dzieci

Chuck Colson

2 września 2011 (Breakpoint.org) – Mam kilka dobrych i złych wieści z małżeńskiego frontu. Na początek dobre: jak pokazują ostatnie badania przeprowadzone przez  Institute for American Values oraz National Marriage Project z Uniwersytetu stanu  Virginia, współczynnik rozwodów dla małżeństw z dziećmi spadł niemal do poziomu z początku lat 60tych, gdy prezydentem był J.F. Kennedy. Lecz ta dobra wieść nie jest tak dobra, jakby się wydawał, ponieważ, że ta zła niemal całkowicie niszczy ją. Okazuje się, że coraz mniej spośród nas w ogóle przejmuje się związaniem węzła. Wprost eksplodował  procent konkubinatów – „życia ze sobą razem”. Badania pokazują, że popularność konkubinatu wzrosła czterdziestokrotnie od roku 1970. Znaczy to, że około 24% dzieci rodzi się w parach żyjących ze sobą bez ślubu, a równocześnie 20% dzieci będących w okresie dorastania należy do domostw żyjących w konkubinacie. Zatem niemal połowa amerykańskich dzieci żyje w domach, gdzie dorośli po prostu żyją ze sobą, zamiast wziąć ślub.

Współcześni adwokaci „nowoczesnej struktury rodziny” powiedzą wam, że to żaden problem, że ślubna obrączka jest przeceniana. Dzieciaki – mówią – w każdej sytuacji będą miały się dobrze. Fakty jednak są takie, że nienaruszone małżeństwa dają dzieciom daleko lepsze warunki niż mają je dzieci inaczej prowadzonych gospodarstw domowych. Wydawca National Review, Richo Lowry, który aktualny trend określa mianem „rewolucji konkubinatu” (dosł. „cohabitation resolution”) zauważa: „Dzieci z gospodarstwach konkubenckich zazwyczaj są opóźnione w stosunku do tych z nietkniętych rodzin związanych małżeństwem pod względem kluczowych wskaźników społecznych i nie radzą sobie wiele lepiej od dzieci wychowywanych przez samotnych rodziców”.

Badania pokazują, że w gospodarstwach domowych żyjących ‘na kocią łapę’ atmosfera jest „bardziej konfliktowa, jest więcej przemocy, jest niższy stopień zadowolenia i oddania”. Dzieci w takich sytuacjach stają wobec prawdziwych emocjonalnych i fizycznych zagrożeń.  Jennifer Roback Morse z National Organization for Marriage mówi, że dzieci mieszkające ze swoją matkę i jej konkubentem są 33 krotnie częściej maltretowane niż te mieszkające ze swymi biologicznymi, poślubionymi rodzicami. Również dzieci z domostw, w których dorośli nie są związani, mają, w porównaniu z dziećmi mieszkającymi z obydwoma biologicznymi rodzicami, 50 krotnie większe prawdopodobieństwo poniesienia śmierci z powodu wyrządzonych ran.

Pomimo dobrze udokumentowanych problemów współczesnych małżeństw, relacje w konkubinacie są często również mniej stabilne. Lowry mówi, że pary żyjące w konkubinacie i mające dziecko są dwukrotnie częściej narażone na rozpad niż poślubieni rodzice, a to ogromna różnica.

Lowry mówi: “Okazuje się, że dla dzieci korzystna jest struktura, rytuały i tożsamość, które dają trwałe małżeństwa ich rodziców, a sam akt oddania się normom małżeńskim powoduje, że dorośli są lepszymi partnerami małżeńskimi oraz rodzicami”.

Dlaczego więc małżeństwo jest dziś w tak małym poszanowaniu, że niektórzy ludzie chcą poświęcać swoje dzieci na ołtarzu wygody? Jedną z przyczyn może być to, że nie widzą, jak wygląda dobre małżeństwa. Obrona małżeństwa jest czymś więcej niż gadaniem. Czy my, jako chrześcijanie, oddaliśmy się temu, aby pokazać naszym sąsiadom miłość, wierność i radość, która powinna towarzyszyć małżeństwu zbudowanemu na Bogu i Jego planie rozkwitu ludzkości?

Kiedy ostatni raz słyszałeś kazanie pastora na temat niebezpieczeństw życia na kocią łapę? Czy twój kościół robi wszystko co tylko może, aby przygotować młode pary do małżeństwa oraz pomagać kulejącym małżeństwom?

Jeśli tak nie jest to całe nasze poparcie dla wagi małżeństwa najprawdopodobniej trafi w głuche uszy, a dzieci naszego narodu przegrają na tym.

– – – – – – – – –

Reprinted with permission from Breakpoint.org

продвижение бесплатно

Pozbawiona ojców młodzież wznieca bunt

Fatherless youths run riot

Oryg.: http://www.mercatornet.com/articles/view/fatherless_youths_run_riot/

Czy zamieszania jakie wybuchły w tym tygodniu w brytyjskich miastach przekonają wątpiących, że struktura rodziny jest jednak ważna?

 

 

 

 

 

Twarze uczestników zamieszek, w tym 11 letniego chłopca i 19letniego studenta uniwersytetu (za: Daily Telegraph).

Brak podbudowy życia, brak wartości  moralny, brak ojca, słaba umiejętność czytania i pisania, lub jej brak, żądza dóbr konsumpcyjnych napędzana wychowaniem poświęconym spełnianiu natychmiastowych potrzeb – to wszystko razem wzięte plus fizyczna siła, dziki gniew i oddanie się silnej grupie, sprawiło, że rozruchy stały się dobrą okazją do spędzenia letniego wieczoru.

 A to, co rzeczywiście zniszczyło życie tych młodych bandytów i złodziei, którzy palili sklepy, kradli towary w brytyjskich miastach, miasteczkach i przedmieściach było mocno promowane przez oficjalną politykę w ciągu ostatnich dziesięcioleci.

Promocja rodzin pozbawionych ojców stała się w polityce socjalnej politycznie poprawnym stanowiskiem. Nawet sugerowanie tego, że dzieci mają się najlepiej, gdy mają ojca i matkę żyjących w związku małżeńskim, oddanych sobie nawzajem i rodzinnemu życiu była przedmiotem szyderstw i oszczerstw. Stało się nie do pomyślenia, aby pracownik socjalny bądź nauczyciel przedstawiał małżeństwo jako coś korzystnego, ponieważ coś takiego spotkałoby się z sądową reprymendą, zamknięciem drogi do kariery a nawet zwolnieniem z pracy. Fakty potwierdzające upadek rodzinnego życia są powszechnie widoczne i są one przerażające: od lat sześćdziesiątych procent dzieci urodzonych poza małżeństwem wzrósł z 5 do 40%. O ile spora część tych dzieci rodzi się obecnie w konkubinatach, to typowy jest dla tych relacji brak stałości i rozpad na znacznie wyższym poziomie niż wśród małżeństw.  Oficjalne dane statystyczne podane przez  Bristol Community Family Trust (BCFT) oraz Centre for Social Justice opublikowane w zeszłym roku pokazały, że niemal jedno na dwoje dzieci urodzonych dziś w Wielkiej Brytanii będzie cierpieć z powodu rozbicia rodziny zanim skończy 16 lat. W niektórych dzielnicach Londynu mieszka ponad 50% samotnych rodziców prowadzących domy.  Nic nie da udawanie, że to wszystko nie ma nic do rzeczy z tymi chłopcami i dziewczętami, którzy podpalali sklepy i domy, radośnie grabili ze sklepowych półek towary i napawali się swoimi grabieżami. Usłyszeć jak nawoływano rodziców, aby podjęli odpowiedzialność było żałosne, naprawdę tragicznie żałosne. Rodzice? Niektórzy sami byli zajęci udziałem w kradzieży i rozbojach. Inni, po skontaktowaniu się z nimi, pokazywali, że nie mają absolutnie żadnej kontroli nad życiem swoich dzieci, przy czym w większości przypadków liczba mnoga, „rodzice”, nie ma tu zastosowania. Zbyt często jest to tylko samotna mam, która przez ostatnie miesiące i lata dzieliła wspólny dom z różnymi facetami.

O dłuższego czasu akceptacja, a nawet promocja, przypadkowego seksu była głównym artykułem planów nauczania seksu w szkołach. Oczywiście to jest to samo przesłanie, które płynie z mydlanej telewizji, magazynów nastoletnich celebrytów, kultury rocka itd. Małżeństwo, wierność, oddanie, udział w rodzinnym dziedzictwie to wszystko jest skrajnie zmarginalizowane nie tylko w subkulturach rozwijanych przez tych, którzy promują konsumpcję wśród nastolatków, lecz również urzędowo.

Jeśli chcemy odbudować zdrowe społeczeństwo, gdzie palenie sklepów i napadanie na ludzi na ulicy nie jest uważane za zabawny sposób na spędzenie letniego wieczoru, musimy zacząć od  milczącego przyjęcia do wiadomości tego, że socjalna polityka musi ulec zmianie. Dobrze byłoby usłyszeć „przepraszam” od tych, którzy popularyzują rozbijanie małżeństwa i oczernianie ojcostwa, lecz prawdopodobieństwo tego jest niewielkie. Drugą preferowaną opcją byłoby dla nich, gdyby na pewien czas zamilkli.  A póki to właśnie ma miejsce, ci, którzy rozumieją socjalną rzeczywistość życia muszą wyruszyć z odbudową.

Promujcie małżeństwo na całe życie między kobietą i mężczyzną. Wspierajcie tych, którzy tego nauczają. Pozwólcie szkołom na skuteczną dyscyplinę. Popierajcie projekty oferujące grupom młodzieży dobre męskie wzorce. Zachęcajcie i sponsorujcie taką pracę dla młodzieży, która buduje życie, pomoc sąsiedzką, dyscyplinę, przyjaźń w poprzek grup rasowych, która daje silne wartości moralne i poczucie historii, społeczności i tradycji.  Jest to sprawa polityki publicznej. Muszą zaniknąć wykręty, że można przyjąć narzucanie poglądu, jakoby małżeństwo powinno być uważane za jakąś kolejną dodatkową opcję. Tak nie jest. Małżeństwo jest podstawą, na której opiera się społeczeństwo i w której dobrosąsiedzkie społeczeństwo kwitnie. Dobrze byłoby pomyśleć o tym, aby tegoroczne okropne rozruchy w Brytanii stały się wezwaniem do pobudki, co spowoduje ogromne zmiany w polityce socjalnej.

Nie wstrzymuj jednak oddechu. Zbyt wielu ludzi oddało się z pełnym pasji sprzeciwem opieraniu się wszystkiemu co trąci tradycyjną moralnością, kulturą i duchowymi wartościami. Oni łatwo nie poddadzą się kruszącej rzeczywistości dowodów zniszczeń, które sami spowodowali. Jedyną nadzieją jest to, że w życiu publicznym będzie na tyle mężczyzn i kobiet, którzy są realistami i zaoferują lepszą nadzieję na przyszłość, którzy  będą przygotowani do pracy nad zdrową polityką i starczy im odwagi, aby ją zastosować.

Premier rządu David Cameron oraz laburzysta Ed Miliband rozmawiali już razem o odpowiedzialności i rodzicielstwie jako sprawach, którymi należy się zająć. Redaktor BBC, Nick Robinson, zauważył wczoraj (noted): “To, jak pan Miliband rozwinie ten temat, dużo nam powie o kierunku, który podejmuje jego partia”. Pan Cameron wspomniał również o słabej dyscyplinie w szkołach i ogólnym braku poczucia moralności, etyki i wartości.

Lecz, jak powiedział, Robinson:  “Wielka będzie nagroda dla polityka, który przekona ten elektorat, że, wobec tego co widzieliśmy w tym tygodniu, nie są oni zwykłymi impotentami”.

Joanna Bogle pisze z Londynu.

продвижение

Raport w sprawie kultury rozwodów

Divorce culture report

Sheila Liaugminas | 12 lipica 2011 |

W końcu ten temat dostaje się do głównych mediów. Potrzeba było całego pokolenia zniszczonego rodzinnymi walkami, aby przebić się do publicznej dyskusji. Prawdopodobnie dzięki temu, że dzieci, które cierpiały najbardziej teraz stały się dorosłe i funkcjonują w mediach i sztuce.

Temat pojawiał się stale w mojej audycji radiowej, jak też planowałam przyjrzeć się bliżej sprawie w następnym tygodniu. Tytuł z okładki This WSJ cover story w weekendowym wydaniu naprawdę uchwycił moją uwagę.

Każde pokolenie ma swój życiowy decydujący punk zwrotny. Gdybyś chciał się dowiedzieć, co to było dla członków Największego Pokolenia (greatest Generation), zapytaj: „Gdzie byłeś w D-Day?”. Dla baby boomers, pytaniem będzie: „Gdzie byłeś, gdy Kennedy został zastrzelony?” bądź „Co robiłeś, gdy Nixon zrezygnował?”

Dla sporej części mojego pokolenia, pokolenia X, narodzonych w latach 1964-89, jest tylko jedno pytanie: „Kiedy rozwiedli się wasi rodzice?” Nasze życie zawiera się w tej odpowiedzi. Zapytaj nas. Pamiętamy wszystko.

Jakże to smutne. Czytajmy dalej ten fragment. Szarpie wnętrzności.

Gdy dorastaliśmy, byliśmy wraz z bratem często pozostawiani samym sobie i, członkom ogromnego stada wędrujących dzieci z kluczem do domu na szyi w latach 70tych i 80tych. Nasze peryferia przepełnione były zaśmieconymi pokaleczonymi, smutno patrzącymi nomadami, którzy wędrowali tam i z powrotem między sklepami z używanymi płytami a szopą za stacją kolejową, gdzie dostawali haju i skąd wlekli się tam i z powrotem z domów swoich matek w tygodniu do apartamentów swoich ojców co drugi tydzień.

„Cokolwiek by się miało dziać, nigdy nie rozwiedziemy się”. Przez 16 lat często powtarzałam to mojemu mężowi, szczególnie po narodzeniu naszych dzieci. Widocznie spora część naszego pokolenia co najmniej z grubsza odczuwa tak samo: współczynnik rozwodów, który osiągnął swój szczyt około 1980 roku, jest obecnie najniższy od 1970. Tak naprawdę często cytowane stwierdzenie, że połowa wszystkich małżeństw kończy się rozwodem było prawdziwe tylko w latach 70tych, innymi słowy: w małżeństwach naszych rodziców.

Nie naszych. Zgodnie z danymi przekazanymi przez U.S. Census w maju tego roku 77% par, które zawarły związek małżeński od 1990 roku dotarło do 10lecia ślubu. Bierzemy ślub również później, o ile w ogóle.

I tutaj jest klucz. Tak, nauczyli się i poświęcili temu, aby nie powtarzać niszczących, destrukcyjnych zachowań swoich rodziców, których ich rodzice nie starali się wystarczająco mocno unikać. Lecz odkładają małżeństwo, zostawiając je na znacznie później, jeśli żenią się w ogóle, co stanowi całkiem odrębny społeczny problem. Wspólne zamieszkiwanie jest normą, bez względu na to czy kończy się później ślubem, czy nie.

Musimy posłuchać tego pokolenia.

Tak gorliwie wierzyłam, że poślubiłam mojego najlepszego przyjaciela, jak wierzyłam, że nie rozwiedziemy się. Powiedziałam sobie, że żaden małżeński scenariusz nie może stać się tak ponury i beznadziejny, aby przymusić mnie do wystawienia moich dzieci na tortury rozpadu rodziny. Nie byłam jedyną osobą o tak silnych osobistych powodach, która podejmowała takie zobowiązanie. Według badań rynkowych z 2004 roku dotyczących różnicy pokoleniowych, zgraja w moim wieku „przeszła przez bardzo ważne, kształtujące lata jako najmniej poddane rodzicielskiemu wychowaniu, poddane najmniejszej trosce pokolenie w historii USA.

Słyszą te wymówki i nie kupują ich. Noszą te rany.

Ludzie w wieku moich rodziców mówią coś takiego: “Oczywiście, że czuliście się zniszczeni przez rozwó. Kochani, to był straszliwy, dezorientujący czas dla was jako dzieci! Oczywiście, że nie chcielibyście tego dla siebie swojej rodziny, lecz czasami dla wszystkich jest lepiej, aby rodzice się rozeszli; każdy jest szczęśliwszy”.

Takie opinie przypominają mi statystki z książki “Pokolenia” napisanej przez Williama Strauss oraz Neil Howe, które mnie uderzyły: w 1962 roku połowa wszystkich dorosłych kobiet wierzyła, że rodzice powinni trwać w złych małżeństwach ze względu na dzieci. Do roku 1980 tylko jedna piąta tak uważała. „4/5 rozwiedzionych dorosłych twierdziła, że potem byli szczęśliwsi”, piszą autorzy, lecz „większość ich dzieci czuje coś przeciwnego.

Większość ich dzieci czuje coś przeciwnego. Jest coś nieznośnego w tym zdaniu. Nic nie mogę na to poradzić, że odczuwam że każdy rozwód na swój sposób jest ponownym wprowadzeniem w życie „Medei”: śmiertelnie osamotnionej matki; zimnego ojca chroniącego swojej nieskazitelnej, nowej rodziny; dzieci: martwe

Gdy w wieku 32 lat urodziłam pierwsze dziecko, udałam się na terapię, aby między innym przyjrzeć się dlaczego ten świat –tak otwarty i wspaniały jak stał się wraz z pojawieniem się mojego dziecka – stał się również bardziej perfidny niż kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić. Dopiero kiedy moja córka miała kilka miesięcy dotarło do mnie, że kiedy pediatrzy i książki na temat opieki mówili o „strachu rozdzielenia” to odnosili się do mojej psychiki, a nie dziecka.

Myśl o umieszczeniu jej pod  opieką kogoś innego wywoływała strach w najczystszej postaci, zlewający się potem po moim kręgosłupie. Okazało się, że prawdopodobnie moje własne początki miały coś do czynienia z tym, że byłam takim dziwolągiem. Po dłuższym czasie wsłuchiwania się w historie mojego dzieciństwa mój terapeuta ogłosił: „Jesteś sierotą wojenną”.

Sieroty jako dzieci – nie jest to zły sposób zrozumienia rodziców Pokolenia X. Dojrzali bez stabilnych domów, wszystko daliśmy, aby dawać im właśnie to, bez względu na to, jakich wymagało to ofiar.

Jej opowieść jest to bolesna, lecz również ma terapeutyczne znaczenie.

Badania rynkowe pokazują, że matki Pokolenia X nie szukają rodzicielskich porad u swoich matek. Dlaczego miałybyśmy radzić się właśnie tych, którzy, naszym zdaniem, wszystko zrujnowali. Naukowcy mówią, że zamiast tego polegamy na ludziach, którzy rzeczywiście nas wychowali, choć w wilczym stylu: naszych przyjaciołach.

Dopuścić do tego, żeby nasze małżeństwa skończą się rozwodem znaczyłoby przeżyć swoje najgorsze dziecinne obawy. Jeszcze straszniejsze to narzucić tym, których kochamy i najbardziej i najbardziej chcemy chronić  coś nie do pomyślenia: na nasze dzieci. To jest jak rozdzieranie naszych własnych ran i skierowanie tego noża na nasze dzieci. Brać coś takiego pod uwagę jest nie do zniesienia…

Nazwij nas nadzwyczajnie przewrażliwionymi rodzicami, nazwij nas neurotykami, lecz jako ci, którzy przeżyli na gruzach rozbitej rodziny byliśmy zdeterminowani nigdy nie zadawać tych ran naszym dzieciom. Wiedzieliśmy lepiej. Robiliśmy wszystko inaczej, a fundamentalna przesłanka była prosta: „Dzieci są na pierwszym miejscu”, co znaczyło, że my nie rozwiedziemy się.

A jednak około połowy z nich robi to, a autor idzie dalej, przyznając, boleśnie, że ona i jej mąż również to zrobili, jak też, że mogli to rozważać.

Nie wiem, jak tworzy się dobre małżeństwo. Skłaniam się ku temu, że Mark Twain miał rację, gdy napisał w dzienniku w 1894 roku: „Żaden mężczyzna i żadna kobieta tak naprawdę nie wiem czym jest doskonała miłość, dopóki nie przeżyją ze sobą  jako małżonkowie ćwierć wieku”. Wiedziałam jednak coś o rozwodzie i chciałam, jak i mój były mąż, zrobić wszystko tak ‘dobrze’, jak to tylko możliwe.

I wierzą, że dali radę, choć to ciągle rozdziela rodziny, oddzielając mamę od taty i zostawiając dzieci w pewnym stopniu czy pewnego rodzaju zamieszaniu.

Jeszcze muszę spotkać te rozwiedzione matki czy rodziców, którzy czują się jak dobrzy rodzice, którzy wyznają, że są szczęśliwi z tego, jak ich dzieci są teraz wychowywane. Wielu spośród nas skończyło zadając ból swoim dzieciom, choć zrobiliśmy wszystko, aby tego uniknąć. Nie było to też w stylu rozwód naszych rodziców. Mamy nadzieję, że zrobiliśmy to inaczej we właściwy sposób.

Nie ma właściwego sposobu. Nie zwódźmy sami siebie, w końcu.

Ta rozmowa jest konieczna i jest dobrym publicznym zbadaniem motywów i zamiarów oraz ofiarnej miłości. Pewnego rodzaju…

W tym artykule uderzył mnie jeden akapit, jako coś zasługującego na więcej uwagi. Zakończył się tym krótkim cięciem nożycami:

Nie zwracaliśmy też uwagi na jego katolickich rodziców, którzy składali się na jedną z niewielu uspakajająco zjednoczonych małżeństw jakie kiedykolwiek spotkałam, gdy ostrzegali nas, że powinniśmy zaczekać z wspólnym zamieszkaniem do ślubu. Jak to ujęli: być kumplami i współlokatorami to jest coś innego niż być mężem i żoną. Jakże dziwaczni, staromodni seksiści! Nie potrzebowaliśmy niczego tak naiwnego czy w retro stylu jak „małżeństwo”. No, proszę. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.

Albo tylko tak zapewniali siebie nawzajem. Lecz mądrość “jednego z niewielu uspakajająco zjednoczonych małżeństw jakie kiedykolwiek spotkała” pochodziła od małżeństwa poinformowanego przez wiarę i tradycję wieków, próbowaną przez relatywizm, lecz potwierdzoną przez wyniki.

Właśnie do tego prowadzi ta historia.  A w tej podróży „powrotu do przyszłości”, może ostatecznie być drogą do nowomodnej kultury małżeńskiej.

продвижение

Dlaczego kazirodztwo jest złe?

Albert Mohler

21 grudnia 2010

Albert Mohler, dyrektor Southern Baptist Theological Seminary

21 grudnia 2010 (AlbertMohler.com) – Jesteśmy naciskani w pewnych kwestiach, które były nie do pomyślenia w poprzednich pokoleniach. Jedna z takich spraw została nam wrzucona w związku wydarzeniem z Nowego Jorku, gdzie dobrze znany profesor Ivy Lieuge (pol. Liga Bluszczowa – stowarzyszenie ośmiu elitarnych uniwersytetów amerykańskich znajdujących się w północno-wschodniej części USA… – za wikipedia) został aresztowany za przestępstwo kazirodztwa. Sprawa jest paląca nie ze względu na aresztowanie, lecz z powodu kontrowersji jakie wywołało.

David Epstein jest profesorem nauk politycznych na Uniwersytecie Kolumbia. Jego żona również uczy. Początkowo uczył na wydziałach w Harvardzie i Stanfordzie. W zeszłym tygodniu został oskarżony przed sędzią na Manhattanie o popełnienie przestępstwa kazirodztwa. Jak podają władze, profesor Epstein przez kilka lat żył w seksualnym związku ze swoją dorosłą, obecnie 24 letnią córką, Choć ta sprawa została zignorowana przez większość mainstream-owych mediów, szybko znalazła sobie drogę do dyskusji o kulturze. William Saletan z Slate.com, który jest jednym z najbardziej trafnych autorów piszących w dziedzinie bioetyki i ludzkiej natury, poderwał się na ten temat, pisząc interesujący artykuł, w którym otwarcie zadaje pytanie, po cichu wyrażane przez innych: „Jeśli homoseksualizm jest OK, to dlaczego kazirodztwo jest złe?”.

Po przejrzeniu kilku prawnych argumentów używanych do uzasadnienia karalności kazirodztwa, Saletan dochodzi do wniosku, że genetyka nie może być tutaj fundamentalną podstawą, ponieważ kazirodcze współżycie może nie prowadzić do poczęcia. Podobnie, nie może też być tutaj podstawą obopólna zgoda, ponieważ nikt nie dowodzi w tym przypadku, że współżycie nie odbywało się za zgodą.

Co do prawa pokazuje reakcję liberałów:”W tym momencie liberałowie wznoszą w górę ręce: jeśli obie strony są ludźmi dorosłymi, którzy zgadzają się na seks, a racja genetyczna jest zmyślona, to po co mieszac do tego prawo? Kazirodztwo może „wydawać się odrażające”, ale to samo ludzie mówią o homoseksualizmie. To wszystko dotyczy spraw osobistych”. Saletan dochodzi do wniosku, że podstawową przyczyną tego, że kazirodztwo jest złe, jest fakt, że niszczy jednostkę rodzinną. Jak zostało to ujęte w postanowieniu sądu z Ohio: „Seksualne współżycie między rodzicem a dzieckiem, ojczymem a pasierbem (pasierbicą) w szczególny sposób niszczy rodzinę”.

Pamiętajmy teraz o tym, że Saletan podnosi sprawę moralności kazirodztwa w odniesieniu do kwestii homoksualności. Dowodzi, że argument przeciwko kazirodztwu mówiący o niszczeniu rodziny nie ma zastosowania do homoseksualizmu. Jak to ujął: „Gdy młody mężczyzna zakochuje się w innym mężczyźnie, rodzina nie ulega zniszczeniu”. Łatwo jest prześledzić argumentacje Saletana i, jeśli zaakceptuje się jego fundamentalne założenia, to nawet może ona mieć sens. Lecz to fundamentalne założenie jest takie, że dana rodzina nie doznaje szkody, jeśli pojawia się w niej homoseksualna relacja. Ten argument może pojawić się wyłącznie wtedy, gdy zignoruje się wpływ jaki to ma na wychowanie w rodzinie i późniejsze konsekwencje. Ponadto ogranicza on argument burzenia rodziny tylko do pojedynczej rodziny, podczas gdy należy go rozszerzyć na rodzinę jako instytucję.

Ten artykuł w interesujący sposób wskazuje na seksualne zamieszania, które jest w sercu naszego wieku. Plusem Saletana jest to, że pokazuje w zasadzie poprawnie argument konserwatystów:

„Konserwatywny punkt widzenia jest taki, że wszelkie seksualne dewiacje jak: homoseksualizm, poliamoria, cudzołóstwo, zoofilia, kazirodztwo, burzą naturalny porządek. Rodziny są uzależnione od moralnej struktury: mama, tata, dzieciaki. Jeśli ta struktura zostaje poplątana i tato sypia z inną kobietą, czy mama sypia z dziadkiem, to rodzina rozpada się. Dzieci muszą mieć wyraźny podział ról i relacji, bez tego tracą orientację. Jeśli wprowadzisz zamieszanie w rodzinie, wprowadzisz zamieszanie dzieciom”.

To całkiem dobre podsumowanie. Oczywiście, chrześcijańska argumentacja idzie znacznie głębiej niż zwykłe konserwatywne argumenty, potwierdzając fakt, że bardzo precyzyjnie to Bóg powiedział, że takie zachowania są grzeszne, w szczególności potępiając homoseksualizm i cudzołóstwo. Innymi słowy: chrześcijanie przenoszą kwestię ze zwykłego bezprawia na grzeszność i umieszczają wszystkie sprawy związane z grzechem w biblijnym kontekście grzechu i odkupienia.

To bardzo ważne, że dla wielu naszych współobywateli kazirodztwo „wydaje się odrażające”. A jednak, są ciągle wokół nas ludzie, którzy z kamienną odrzucają nieuchronność tej śliskiej sprawy.

Za zgodą: http://www.albertmohler.com

aracer.mobi

Dlaczego gospodynie domowe uratują ten świat

Patrice Lewis

07 sierpnia 2010

WND © 2010

Co jakiś czas czytelnicy są zaskoczeni dowiedziawszy się, że nie jestem, dosłownie, niczym więcej niż twierdzę, że jestem czyli: upartą gospodynią domową z płn. Idaho. Nie jestem dziennikarką ani reporterką, ani niczym bardziej wzniosłym niż stróżem domu. Celowo używam tego obmawianego terminu „gospodyni domowa” (dosł.: housewife -przyp.tłum.), ponieważ jestem dumna z tego, że należę do tej elitarnej grupy.

Jeśli kojarzysz gospodynie domowe z tępymi kobietami, która są zbyt głupie, aby mogły robić cokolwiek innego jak wycieranie nosków i czyszczenie toalet to właśnie chcę ci powiedzieć coś innego. Powiem tutaj nawet coś tak nadzwyczajnego, jak to, że to właśnie gospodynie domowe uratują świat. No, co najmniej nasz kraj (USA). Standardowym domysłem jeśli chodzi o gospodynie domowe (oprócz obligatoryjnych wątpliwości co do naszej inteligencji i poziomu wykształcenia) jest to, że nasi mężowie zarabiają tyle pieniędzy, że my możemy sobie „pozwolić” na to, aby zostawać w domu z dzieciakami. Takie założenie zawsze wywołuje u nas gromki śmiech, ponieważ tak rzadko jest prawdziwe. Spójrzmy prawdzie w oczy: termin „oszczędna gosposia” zostało właśnie z tej okazji ukute.

Gospodynie domowe latami uczą się oszczędzać. Kupujemy w Goodwill, a nie w Nordstrom, cerujemy dziury i łatamy dżinsy, kupujemy podstawowe wyżywienie i gotujemy z resztek i większość z nas nie robi tego dlatego, że jesteśmy środowiskowo uświadomione i należymy do zielonych, lecz dlatego, że jest to tanie i umożliwia nam siedzenie w domu z dziećmi. iele gospodyń domowych uzupełnia dochody mężów wiejską skrzętnością. Ja zajmuję się niezależnym pisarstwem, znam kobietę, która szyje napiersiowe kabury na broń ręczną (tak, naprawdę,… pamiętajcie to jest Idaho), jedna kobieta produkuje damskie produkty higieniczne wielokrotnego użytku, a jeszcze inna handluje na eBay. Żadna z nas nie siedzi, oglądając w kółko mydlane opery i wcinając cukierki, jesteśmy zbyt zajęte utrzymywanie w dobrym stanie domu, zbyt zaangażowane w szukanie dodatkowych sposobów dorobienia pieniędzy, zbyt zajęte wynajdywaniem nowych sposobów przycinania domowego budżetu, aby ten bekon wystarczał na dłużej. Chwalimy naszych mężów za przynoszenie tego bekonu do domu, jakkolwiek może może tego nie być dużo. Naszym zadaniem jest naciągnąć ten bekon tak, aby starczyło na cały miesiąc.

Gospodyni domowa poważnie traktuje swoją małżeńską przysięgę i robi wszystko, co trzeba, aby jej mąż czuł się jak mężczyzna: kocha go i szanuje, jest mu oddana, wierna, utrzymuje ciepły dom i wychowuje szczęśliwe dzieci. Gospodynie domowe nie mówią (bądź nie powinny) obraźliwie o swoim mężach. Wychwalamy ich. Chwaleni mężczyźni to mężczyźni szczęśliwi.

Właśnie dlatego wierzę, że gospodynie domowe Ameryki uratują ten kraj.

Gdy coś się rozsypie gospodynie podnoszą to. Pracujemy ciężej, naciągamy każdego dolara bardziej i okrywamy twórcze sposoby na zrobienie jeszcze więcej z resztek. Stajemy się mądrzejsze i bardziej zaradne w „robieniu”. Te rzeczy mogą wydawać się tak małe i trywialne. Jak pieczenie własnego chleba i robienie sobie własnego detergentu do prania może uratować ten kraj? Może nie,.. lecz może uratować rodzinę, a jeśli zostanie uratowana rodzina, to krok po kroku, rodzina po rodzinie, kraj zostanie uratowany. Widzisz logikę tego?

Chodzi mi o to, że na masową skalę problemy naszego kraju znacznie przerastają nasze indywidualne możliwości zrobienia z nimi czegokolwiek. Gospodynie domowe nie są w stanie zatrzymać szalonych, radosnych wydatków rządu, które rozpoczęły się 50 lat temu. Nie możemy zatrzymać ekonomii, ponieważ jest ona wolna. Możemy natomiast pomóc sobie. Centymetr po centymetrze, krok po korku możemy utrzymać nasze rodziny na fali. Jeśli mężowie tracą pracę to mówimy im, że nadal są męscy i seksi. Przekonujemy ich, aby poszukiwali pracy, zaciskamy już i tak ciasny budżet jeszcze bardziej, podejmujemy częściowe zatrudnienie. Piszemy więcej artykułów, robimy więcej kabur, szyjemy więcej damskich produktów i finalizujemy jeszcze jedną sprzedaż na eBay. Dotykamy rozgorączkowanego czoła naszych mężów i szepczemy, że wszystko będzie OK, znosimy to razem, potykamy się razem, robiąc wszystko, aby utrzymać rodzinę w całości. Nie pozwalamy, aby te złe wiatry finansowych trudności rozdarły rodzinę. My jesteśmy klejem, który wiąże ją.

Widzisz, rola gospodyni domowej to coś znacznie więcej niż wycieranie nosków i sprzątanie toalet. Feministki z lekceważeniem patrzą na gospodynie domowe od dziesięcioleci i usiłują przekonać nasze córki, że jedynie wzniosłe kariery i wysokie wypłaty mogą dać spełnienie kobiecie.

Lecz gospodynie domowe wiedzą lepiej.

Ciężko pracujący mężczyźni często niechętnie zaopatrują swoje rodziny. Mężczyźnie to podziw i pochwała jego żony daje mu tożsamość, spełnienie i znaczenie, a nie jego praca. Mądra gospodyni domowa czci swego męża za jego oddanie i poświęcenie i staje się taką kobietą, do której jej mężczyzna chce wracać do domu. To jest klej. Sklejona rodzina utrzymuje się razem bez względu na to, gdzie są. Jeśli zostaną wyrzuceni ze swego domu, ponieważ nie byli wstanie utrzymać opłat, wynajmują tani domek. Gospodyni domowa wtedy zamienia je w piękne niebo, ponieważ wie, że to nie umeblowanie lecz miłość tworzy dom. Gdy huragan wyje w czasie ekonomicznego sztormu, to właśnie oszczędna gospodyni domowa w znacznej części poniesie swoją rodzinę przez trudne czasy. Jej zapobiegliwość, zdrowy rozsądek i rodzinny klej utrzymają łódź na fali aż do czasu, gdy dopłynie do bardziej owocnego brzegu. W miarę jak fale wzbierają to ona nadal będzie wiązać, tkać i zazębiać swoją rodzinę w bezszwową harmonijną całość. W zamian za to, jest błogosławiona tysiąckrotnie za swoje działania.

Na zewnątrz, może wydawać się, że wycieranie nosków i czyszczenie toalet nie może mieć żadnego znaczącego wpływu na ratowanie naszego narodu. W końcu, te rzeczy nie są tak spektakularne jak zwyciężanie w sądzie, negocjowanie kontraktów czy leczenie nowotworów. Lecz fundamentem naszego narodu jest trwała jednostka rodzinna. Jest to pokorny, zbiorowy wysiłek gospodyń domowych, które budują solidne, szczęśliwe rodziny.

Liczne kraje budowane są na tym fundamencie, a bez gospodyń domowych taki fundament nie istniałby, nie mógłby istnieć.

Nie dziękujcie nam. Wykonujemy swoją robotę, lecz, proszę, pamiętajcie, żeby opuszczać deskę sedesową.

раскрутка

Co powiedzieć uczennicy, która myśli, że może być lesbijką?

24 czerwca 2009

Al Menconi

W zeszłym tygodniu przeczytałem rozmowę (artykuł) pewnej liderki młodzieżowej z uczennicą, która myślała, że może być lesbijką. Czytam codziennie ogromne ilości materiału i nie pamiętam, kiedy ostatni raz zdarzyło mi się, abym był przymuszony do napisania do kogokolwiek w jakiejkolwiek sprawie. Żyj i pozwól żyć innym. Jeśli coś mi się nie podoba, kasuję to. Nie chcę się spierać o zdecydowanie utrzymywane opinie.

Mam dość pracy na swoim własnym polu i nie potrzebuje angażować się w cudze artykuły, blogi czy historie; ani one nie przekonają mnie, ani ja nie zamierzam przekonywać ich. Lecz MUSIAŁEM skomentować tą młodzieżową pastorkę. Nie tylko dlatego, że wierzę, że robi tej uczennicy złą przysługę lecz wierzę również, że wyrządza zło Kościołowi. Nie publikuję jej oryginalnego artykułu, ponieważ jest zbyt długi i nie chcę identyfikować anie jej, ani jej kościoła. Moja odpowiedź da wam dobry obraz tego, co ma do powiedzenia.

Publikuję moją odpowiedź teraz, ponieważ w przyszłości to, co napiszę będzie „przestępstwem nienawiści” (hate crime) i chcę, aby ludzie wiedzieli na czym stoję.

Co powiedziałbyś uczennicy, która ma „odczucia” związane homoseksualnością?

Czy coś pominąłem w twoim artykule? Nie zauważyłem, żeby lider powiedział dziecku, że homoseksualizmy jest czymś złym w oczach Boga. Nie powiedziała też, że to grzech. Czyż nie należy do naszej odpowiedzialności, aby być uczciwymi wobec naszych uczniów? Uczciwość NIE JEST POTĘPIANIEM! Powinniśmy słuchać i prowadzić naszych uczniów do Prawdy. Homoseksualizm jest życiowym wyborem, który jest obrzydliwy dla Boga. To nie jest osądzanie jednostki, która „myśli”, że może być gejem. Jest to po prostu cytowanie Pisma i nauczanie Prawdy. (Rdz. 19 i inne.)

Wiemy, że Bóg z nikogo nie „robi” homoseksualisty, po czym mówi, że takie życie jest grzechem. Wiemy również, że homoseksualizm jest grzechem, ponieważ Bóg tak mówi, lecz wiemy o tym również ze zdrowego rozsądku.

Przemyśl to:

Gdyby cały świat żył homoseksualnym stylem życia, to jak mogłaby ludzkość przetrwać?

Oczywiście, nie mogłaby. Jedno pokolenie i koniec. Ta prosta drobna ilustracja pokazuje, że homoseksualizm jest destrukcyjny dla przetrwania ludzkości. Jeszcze zanim odezwało się wołanie naszego serca o wypełnienie Jezusem Chrystusem dziury w naszym sercu, było w nas wołanie o przetrwanie.

Gdy urodził się mój drugi wnuk, obserwowałem jego zmagania o przeżycie w prenatalnej części szpitala. Walczył, aby oddychać, walczył o wszystko czym był, co było warte przetrwania. Nikt nie musiał mówić mu, że ma oddychać, było to naturalne. Wola przetrwania była naturalna i normalna. Modlę się każdego dnia, aby chciał wypełnić swoje życie Duchem Chrystusa, lecz musiał przeżyć, zanim to będzie mogło się zdarzyć.

Normalną i naturalną rzeczą w ludzkiej walce jest, aby przetrwać. Gdy styl życia jest destrukcyjny dla przetrwania ludzkości, Bóg tego nienawidzi. On nie nienawidzi jednostek; nienawidzi tego stylu życia, ponieważ kocha Swoje stworzenie – nas. On kocha nas tak bardzo, że posłał Swego jedynego Syna, aby umarł za nas.

Przez te wszystkie lata miałem kilku uczniów, którzy mówili mi: „Zawsze miałem takie uczucia, od dzieciństwa”. Mówiłem im, że mieć uczucia, różne uczucia/wrażenia, jest całkiem normalne. Gdy mamy uczucie/wrażenie, aby skoczyć ze skały, gdy spoglądamy w dół z urwiska, mówi się nam, aby 'zwalczyć te odczucia’. Gdy mamy poczucie do przejadania się, mówi się nam, abyśmy z tym walczyli. Niektórzy nas mają skłonności do (poczucie pociągu do… – przyp.tłum.) innych destrukcyjnych zachowań takich jak alkoholizm, narkomania czy gniew i mówi się nam, abyśmy również „walczyli z tymi uczuciami”. Dlaczego nie mielibyśmy walczyć z destrukcyjnymi uczuciami pociągu do homoseksualizmu?

Zawsze, gdy mogłem z miłością podzielić się Prawdą Bożego Słowa z uczniami, którzy kwestionowali swoje seksualne odczucia, przynosiło im to ulgę i byli wdzięczni. Nie rozumieli wcześniej Prawdy Słowa Bożego ani nie rozumieli swoich uczuć.

W KAŻDYM przypadku uczeń dziękował mi za wysłuchanie i dziękował za pomoc w zastosowaniu Prawdy Pisma w jego życiu. Przez lata obserwowałem tych byłych uczniów jak wzrastali na swej drodze z Chrystusem i prowadzili szczęśliwe, normalne i produktywne życie. Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, że to Szatan szepce swoje kłamstwa w umysły uczniów? Czy różne formy rozrywki i inne nauczania nie wymusiły tych kłamliwych myśli?

Chrześcijanie powinni uczciwie słuchać i NIE potępiać innych, lecz przestępstwem będzie jeśli nie poprowadzimy tych uczniów do głębszego zrozumienia biblijnego nauczania w tej sprawie.

Jeśli nie dzielisz się pełną Prawdą Bożego Słowa to krzywdzisz swoich uczniów.a

Wiem, że takie komentarze nie są popularne we współczesnym społeczeństwie i wiem, że otrzymam wiele krytyki, lecz nie mogę siedzieć z boku i nie mówić Prawdy w miłości.

aracer