Category Archives: Kościół

To woda jest ważna,…a nie rury

Cole Neil

 5 września 2011

Oryg.: It’s the Water that’s Important…not the Pipes

W moim życiu jako właściciela domu rury zajęły znacznie ważniejszą rolę; pęknięta rura to zła wieść. Niemniej przekonałem się, że rury są tak ważne dla mnie dlatego, że ważna jest woda. Tak naprawdę, niewiele myślimy o rurach dopóki coś nie pęknie, a każdego dnia myślimy o wodzie.

Zaczynam rozumieć, że ogromna część uwagi jaką w tych dniach poświęcamy przywództwu kościoła to zajmowanie się rurami. Większość programów, zasad i praktyki kościelnego wzrostu oraz misji to po prostu rury-przewodniki  żywej wody. Czy to małe grupy czy niedzielna szkółka, tradycyjne nabożeństwa czy nowsze odmiany, mega czy mikro kościoły są po prostu różnego rodzaju rurami.

Służba rur ma ogromne znaczenie, ponieważ bez nich nie mielibyśmy możliwości dostarczania żywej wody pragnącemu światu. Niektóre rury są lepsze od innych. Jedne są mocniejsze, inne bardziej odporne na korozję, niektóre mają większą przepustowość, lecz wszystkie w zasadzie służą temu samemu – dostarczaniu wody. Wszystkie nasze metody zasadniczo mają jedno zadanie: dostarczenie ludziom Słowa Bożego. Możemy nie zgadzać się co do tego, które rury są lepsze lecz musimy zgodzić się z takim ich zadaniem.

Zła rura może wyrządzić duże szkody. Gdy jakaś rura przecieka, musisz ją uszczelnić bądź wymienić. Zardzewiała rura może zanieczyścić zawartość i tak samo może być z jakąś metodą, która zaczyna nabierać autorytetu i niezmienności samego Słowa Bożego. Woda może zmętnieć z powodu wadliwych rur i spowodować chorobę. Mój przyjaciel, Wolf Simson, mówi: „Gdy kościoły nie mają już Ducha Świętego, uruchamiają programy”. O tym czy rura jest rzeczywiście dobra, czy nie, decyduje to czy łączy ona ludzi bezpośrednio z Jezusem, czy raczej z czyjąś ekspertyzą.

Moim problemem jest to, że zazwyczaj postrzegam rury jako koniec sam sobie. Nasze metody często uważane są za konieczny składnik powodzenia naszych kościołów. Niemniej, rury nigdy nie są końcem samym w sobie. Istotą jest woda a rury mają za zadanie ułatwiać dostarczanie wody. Jaki byłby sens istnienia rur, gdyby nigdy nie zostały zanurzone w źródle wody? Często projektujemy jakiś system służby, myśląc, że będzie on ostatecznym składnikiem powodzenia naszego kościoła, a przecież to nie rury zaspokajają pragnienie… woda tak. Podobnie, nie możemy uważać naszych wspaniałych strategii i planów za rozwiązanie problemów służby – są one tylko kanałem  dla rozwiązania.

Ktoś powiedział kiedyś: „Najważniejszą rzeczą jest utrzymać to, co najważniejsze, jako najważniejsze”. (dosł.: “The main thing is to keep the main thing the main thing.”)

Ludzie potrzebują rur dlatego, że potrzebują wody. Nie można przeżyć dłużej niż pięć dni bez wody, a przecież ludzie przeżywają całe życie bez rur. Moc jest w winie, a nie w bukłakach.

Na przykład: rozwiązaniem dla zachodniego kościoła nie jest spotykanie się w domu, zamiast w kościelnym budynku. Może to być najlepszy przewodnik/kanał rozwiązania, najdłużej istniejący, o największej pojemności i najbardziej czysty, lecz nie jest tym rozwiązaniem.

Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do MNIE i pije, Kto wierzy we MNIE, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej” (Jn 7:37-38).

Gdybym miał zaprojektować system rur to zacząłbym od źródła wody. Czy nasze metody są związane ze źródłem Bożego błogosławieństwa? Jeśli przekręcasz kran i nic nie płynie to jest całkiem prawdopodobne, że same rury są w porządku, a zwyczajnie nie są zanurzone w źródle wody. Czy winni jesteśmy wiary w to, że to rury zamiast Jezusa są tym źródłem?

Rury i woda są ze sobą związane w krytycznie ważny sposób. Nawet doskonale dobra woda marnuje się i psuje, przechodząc przez złe rury i podobnie: doskonały system rur jest bezużyteczny bez wody.

Gdy instalacja wodociągowa w twoim kościele działa prawidłowo pragnienie jest gaszone a dusze oczyszczane. To, co fascynuje jeśli chodzi o rury to fakt, że one są niezauważane i niedoceniane. Mało prawdopodobne jest, aby spragniona dusza, która przychodzi do twoich drzwi po szklankę wody i otrzymuje od ciebie najczystszą, najchłodniejszą, najbardziej odświeżającą szklankę wody jaką kiedykolwiek dostała, zauważyła: „Jakie masz fajne rury!”  Jednym ze sprawdzianów dobrej rury jest to, że nie jest zauważana.

Tak naprawdę jeśli twoje rury przyciągają uwagę do siebie, możliwe jest, że coś jest z nimi nie tak. Rury mają być niezauważane, ponieważ nie one są najważniejsze, lecz są kanałem tego, co najważniejsze. Rury są ukryte pod podłogą i w ścianach, i najlepiej jest wtedy, gdy się o nich nie pamięta; są użyteczne lecz mimo wszystko zapomniane.

Zbyt wielu z nas angażuje się w celebrowanie naszych nowych, cienkich rurek, zamiast korzystać z wody, której one dostarczają. Jeździmy na seminaria na temat tego, jak rozbić barierę 500 litrów, czytamy książki o spoinach i zaworach  (tak jakby ktokolwiek przy wyborze domu brał pod uwagę ładne rurki). Często potrzebujemy przypomnienia o tym, że rury, choć ogromnie ważne, nigdy nie zaspokoją naszego pragnienia, nie umyją rąk, a jedynie drogocenny Boży dar, woda, może to zrobić.

Każdy, kto piję tę wodę (H2O) znowu pragnąć będzie; ale kto napije się wody, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu (Jn. 4:13-14).

как продвигать свой сайт самостоятельно

Przedsłowie do książki „Pastor jest nagi!”

Moje przedsłowie o książki Jona Zens’a “Pastor jest nagi!”.

Neil Cole

James D.G. Dunn naświetlił pewien poważny problem, mówiąc; „pewne wczesne stwierdzenia dotyczące kapłaństwa w przemyśle,… wskazują na to, że Kościół nie był obecny w przemyśle (w sensie ‘w miejscu pracy’ – przyp.tłum.) jeżeli, i dopóki, ordynowany duchowny nie zajął się ludźmi z produkcji”. Idea, jakoby duchowieństwo musiało być obecne po to, żeby kościół istniał i funkcjonował jest jednym z najskuteczniej pozbawiających sił ciało Chrystusa założeń. Zbyt wielu w kościele i na świecie wierzy, że nie można być kościołem, bez obecności duchownej osoby. Zamiast kapłaństwa wszystkich wierzących (kapłanów), skończyliśmy na „ławkowiczach” – odrętwiałych obserwatorach udających ciało Chrystusa (ang. nieprzetłumaczalna gra słów: „priesthood” a „pewhood”).

Na początku mego chrześcijańskiego życia byłem karmiony doktryną o tych nielicznych, którzy mają szczególne powołanie, ordynowanych do przewodzenia innym. Sam wierzyłem, że do nich należę i poszedłem do seminarium, aby się nauczyć jak służyć kościołowi w tym „świętym powołaniu”. Aby umocnić to poczucie, że jestem specjalny, zaliczyłem procedurę uzyskania licencji i ordynacji. Pamiętam, że chciałem raz na zawsze ustalić doktrynalny fundament stanowiskowej władzy (autorytetu) dla pastora, lecz zostałem straszliwie rozczarowany jaskrawym brakiem biblijnego poparcia. Niemniej, nie powstrzymało mnie to, podobnie jak liderów przede mną, i to wsparcie znalazłem w tych miejscach, w których go nie było. Przyjąłem dużo przypuszczeń i wielokrotnie wczytywałem moje własne skłonności w tekst… a nikt tego nigdy otwarcie nie kwestionował.

Takie też było moje życie aż do chwili, gdy Bóg ostatecznie przebił się przez ten śmietnik w mojej głowie wyraźną i głęboką prawdą. Gdy kłamstwo zostało wykorzenione i zastąpione prawdziwym biblijnym punktem widzenia, zmieniło się wszystko, a implikacje odniosły skutek w każdej dziedzinie życia jako naśladowcy Króla.

 W rzeczywistości jest tak, że umieszczamy naszą wiarę w niewłaściwym miejscu, wierząc, że potrzebujemy jakiegoś odpowiedzialnego za coś człowieka bardziej niż potrzebujemy Ducha Świętego. Wątpimy w to czy Duch Święty wystarcza, aby poprowadzić spotkanie i, zamiast niego, nadzieja spoczywa na jednym liderze, który słucha Boga, tak jakby on/ona mógł nam powiedzieć to, co mamy usłyszeć sami. W ten sposób pomijamy jakąkolwiek wspólną interakcję z zamieszkującym w nas Duchem Bożym i ze sobą nawzajem. Jakże to jest absurdalne, gdy ufamy bardziej ciału niż Duchowi. Ostatecznie mamy tak mało wiary w prowadzenie nas przez Wielkiego Pasterza, że stał się On podobny do nieobecnego króla, który oddelegowuje swoją odpowiedzialność nielicznym. Oczywiście to nieprawda, lecz w taki sposób funkcjonujemy. Naszym problemem jest wiara. Jasne i proste: nie wierzymy, że On może i chce nas prowadzić.

W tej głębokiej książce, Jon Zens, dotkliwie uderza w sedno tej sprawy następującym pytaniem: „Pomyśl wraz ze mną przez chwilę: Jaki wielki religijny chaos powstałby, gdyby nagle, jutro, zrezygnowali pastorzy 1000 największych kościołów w Ameryce?”

Wdzięczny jestem Jonowi za jego umysł i pióro, które są darem dla organicznego kościoła i, ogólnie mówiąc, królestwa. Rozdział pt.: „A co z Pawłem i kobietami?” jest znakomity! Ta książka jest zarówno inteligentnym jak i dobrze uzasadnionym wkładem do serii na temat tej powszechnie pomijanej sprawy, którą musimy się zająć współcześnie w ciele. Jak stwierdza Jon: „Istotą jest to, że w czasie spotkań organicznych przywództwo Ducha Świętego jest płynne i po pewnym czasie prowadzi do zaangażowania się wszystkich. Jeśli grupa oczekuje od kogoś, że sprawy będą się gładko toczyć dzięki niemu i jego udział w spotkaniu będzie bardziej istotny od  innych, wtedy żywy Chrystus rozwijający się przez wszystkie części jest zasmucany”.

Nauczam podobnych rzecz od pewnego czasu. Jedną z najbardziej ironicznych rzeczy, jest słyszeć zastrzeżenie pastorów, że gdyby w ten sposób rzeczywiście prowadzili kościół to nie mogliby się cieszyć ze spełnienia, wynikającego z używaniu swego daru w kościele. Wtedy pytam: „Czy zatem wszyscy inni powinni złożyć swoje dary na stole, aby pastor miał dobre samopoczucie ze swego własnego spełnienia?” W taki sposób komentuje to Jon: „Ci, którzy utrzymują swoje przywódcze pozycje w instytucjonalnym kościele muszą przybić do krzyża swoje ambicje  i swoją historię tego jak „byli z przodu”. Muszą zająć swoje właściwe miejsce, jako zwykli bracia czy siostry wśród innych braci i sióstr. Jeśli tak się nie stanie to grupa z całą pewnością wróci do zinstytucjonalizowanej formy, co oznacza przywłaszczenie sobie przywództwa Jezusa”.

Powtórzmy: jest to sprawa wiary; zaufania do tego, że Duch Chrystusa chce tego, aby całe Jego ciało było spełnione i wykorzystane, nawet pastorzy i nauczyciele. Tak, może to zostać wypełnione w sposób inny od naszych oczekiwań, lecz spełnienie jest zawsze satysfakcjonujące. Może być inne, lecz nie będzie zniechęcające.

W bajce Hansa Christiana Andersena chłopiec wykrzykuje głośno słowa obnażając głupotę, z której zresztą wszyscy zdają sobie sprawę i cała śmieszna parada kończy się. Jon, choć już nie dziecko, mimo wszystko wykrzykuje bardzo wyraźnie: „Pastor jest nagi!”. Już czas zatrzymać paradę próżności i wiwatów na własną cześć pobudzanych przez fałszywych pseudo artystów, którzy ukradli Królowi bogactwo i wrócić do normalnego życia,… w pełnym ubraniu.

 – – – – – – – –

-Neil Cole

Author of Organic Church, Organic Leadership,

Search & Rescue, Church 3.0 and Journeys to Significance

раскрутка сайта

Czego musimy nauczyć się z tragedii Zachery Tims’a

17 sierpnia 2011

J. Lee Grady

Przez śmierć tego popularnego kaznodziei, Bóg ma nam coś do powiedzenia na otrzeźwienie.

Historia Zachery Tims’a ma wspaniały początek. Jako młodzieniec spotkał Jezusa, został zbawiony i uratowany z narkotyków i życia kryminalisty. Wraz z żoną, Rivą przeprowadzili się z Baltimore do Orlando w stanie Floryda, gdzie w 1996 roku zapoczątkował działanie kościoła skierowanego na ratowanie rodzin i wyciąganie nastolatków z kłopotów.  Chrześcijańskie Centrum Nowego Przeznaczenia (New Destiny Christian Center) szybko wzrastało głównie dzięki pełnej pasji kaznodziejskiej usłudze Timsa. Szybko pojawił się jako stały gość w chrześcijańskiej telewizji.

Wszystko rozwiało się w 2009 roku, gdy został przyłapany na wieloletnim romansie ze striptizerką, którą poznał we Francji. Przyznał się do „nieroztropności”, przez kilka tygodni udzielano mu duszpasterskiej porady, lecz nie miał dłuższej przerwy na rehabilitację. W 2011 roku przydrożne reklamy pokazywały zdjęcie Timsa zrobione przez niego samego z wypisanym sloganem: “A Family Church Meeting Family Needs” („Rodzinne Spotkania Kościoła, jakich rodzina potrzebuje”).

Nie wiemy jeszcze dlaczego Tims zmarł w swym pokoju na 37 piętrze Hotelu W na Manhattanie. Policja ciągle prowadzi dochodzenie, lecz wierzę, że tej tragedii można było zapobiec, gdyby Tims i ludzie z jego najbliższego kręgu postępowali zgodnie z zapomnianą biblijną zasadą dyscypliny”.

Ta historia nie skończyła się dobrze. 12 sierpnia znaleziono Timsa martwego w nowojorskim hotelu. Miał 42 lata. Czwórka dzieci straciła ojca a kościół kochanego przywódcę. O ile jednak rodzina i przyjaciele Timsa smucą się tą stratą (nie minimalizuję tego, ponieważ ich ból jest prawdziwy), mnie martwi również fakt, że ciało Chrystusa w szerszym wymiarze stało się uczestnikiem kolejnego żenującego religijnego skandalu do wyjaśnienia. Nie możemy tego przypudrować.

Jest tak wiele aspektów tej historii, że powinno nas to pobudzać do płaczu. Jak to możliwe, że kaznodzieja uwikłał się ze striptizerką? Dlaczego sam Tims nie posadził siebie na ławie na co najmniej rok po tym, gdy jego grzech został ujawniony? Dlaczego chrześcijańska telewizja utrzymywała jego programy w grafiku po tym, gdy romans stał się publicznie znany? Dlaczego jego kościół nadal przyciągał tłumy, choć ludzie wiedzieli, że zachowanie Timsa nie było zgodne z biblijnymi standardami moralności, jakich spełnienia wymaga się od przywódców kościoła?

Szczególnie niepokojące jest to, że ludzi najbliżsi, jak starsi kościoła, doradcy, mentorzy, nie wywierali na niego presji. Tak bardzo spieszyło im się do „odnowienia” go, do przywrócenia za kazalnicę, że zignorowali potrzebę osobistego uzdrowienia. Tak bardzo gorliwie starali się, aby uwolnić go od winy za wszystkie złego, że nie mogli doczekać się owocu prawdziwej pokuty, a przecież na to aby się mógł rozwinąć  w człowieku, który żył w negacji, zwiedzeniu i ukrytym grzechu, potrzeba czasu.

Teraz ten mężczyzna nie żyje. Nie wiemy jeszcze dlaczego umarł w swym pokoju na 37 piętrze Hotelu W na Manhattanie. Policja ciągle prowadzi dochodzenie, lecz wierzę, że tej tragedii można było zapobiec, gdyby Tims i ludzie z jego najbliższego kręgu postępowali zgodnie z zapomnianą biblijną zasadą dyscypliny.

Niektórzy krytycy stwierdzili, że rzucam kamienie osądu, ponieważ wierzę, że przywódcy po moralnym upadku powinni ustępować co najmniej na rok. W naszej permisywnej kulturze straciliśmy wolę stawiania czoła. Boże przykazania stały się tylko sugestiami, odpowiedzialność jest postrzegana jako legalizm, moralność została przedefiniowana a my wyrzuciliśmy świętość z naszego słownika. W wyniku naszego duchowego niedbalstwa zbory nie tylko tolerują lecz nawet celebrują nieskruszonych przywódców. Tak długo dopóki kaznodzieje cudzołożnicy łaskoczą uszy i pustymi słowami prosperity wygładzają obciążone winą sumienia, wielkie tłumy będą napełniać ofiarne tace. Ta fałszywa religijna zabawa jest szyderstwem ze wszystkiego co przyzwoite i pobożne.

Nie zdobędę popularności mówiąc te rzeczy, lecz wierzę, że Pan przez śmierć Zachery Timsa przekazuje otrzeźwiające przesłanie. Bóg nie da się z siebie naśmiewać. Podobnie jak było za dni Izajasza Pan mówi do Swego ludu: „Mam dość!” (Iz. 1:11).

Pan jest zmęczony naszymi religijnymi zabawami, On zamierza zamknąć to przedstawienie. Sąd zaczyna się od domu Bożego. Ogień Jego świętości zostanie uwolniony na amerykański kościół. Duchowni, którzy budowali na osobowości, pysze, rozgłosie, szarlatanerii, oszustwie i kompromisie zostaną wstrząśnięci. Przywódcy, którzy dumnie kroczą po scenie, udając mężów Bożych, ukrywając wielką niemoralność, znajdują się na kursie kolizyjnym z tym samym Bogiem, który śmiertelnie uderzył Ananiasza i Safirę o czym czytamy w Księdze Dziejów. My, którzy celebrujemy Bożą dobroć musimy również poznać Jego surowość. My, którzy uwielbiamy głosić o Jego miłosierdziu, musimy również wiedzieć, że „straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego” (Hbr. 10:31). My którzy śpiewamy o niebie musimy również ostrzegać ludzi przed piekłem.

Bóg powiedział przez proroka Izajasza do odstępczego ludu (1:24-25): „Biada! Ulżę sobie na moich nieprzyjaciołach i pomszczę się na moich wrogach! I zwrócę swoją rękę przeciwko tobie, i wytopię w tyglu twój żużel, i usunę wszystkie twoje przymieszki. I przywrócę ci twoich sędziów jak niegdyś, i twoich radców jak na początku. Potem nazywać cię będą grodem sprawiedliwości, miastem wiernym”.

W czasie, gdy mamy żałobę po Zachery Tims’ie, módlmy się o to, aby straszliwe sądy Pańskie poprowadziły Jego ludzi z powrotem do pokory i wierności.

——————–

J. Lee Grady jest pomocniczym redaktorem magazynu Charisma.

You can follow him on Twitter at leegrady. His most recent book is 10 Lies Men Believe (Charisma House).

topod

Doskonalenie świętych

Chip Brogden

http://theschoolofchrist.org/articles/the-perfecting-of-the-saints.html

I On ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej” (Ef. 4:11-13).

W jakim celu Bóg dał apostołów, proroków, ewangelistów, pastorów i nauczycieli? Wers 12 mówi nam: „aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego”. (W j. ang. Jest tutaj aby „doskonalić świętych” – przyp. tłum)

Oczywiście, to nie znaczy, że ci święci mają być doskonali w tym sensie, że nigdy się nie mylą czy nie zrobią nic złego. „Doskonałość” tutaj oznacza „dojrzałość” i dobrze zrobi nam abyśmy po prostu pamiętali o tym, że za każdym razem, gdy widzimy słowo „doskonały” w tym kontekście, powinniśmy myśleć „duchowo dojrzały”.

Doskonalenie świętych oznacza dojrzewanie świętych, wskazuje na proces prowadzenia świętych z duchowej niedojrzałości ku duchowej dorosłości. To jest celem darów usługiwania. Nie jesteśmy jeszcze w pełni rozkwitu; musimy „wzrastać w łasce i poznaniu naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa (2Ptr. 3:18a). W Biblijnym języku „doskonały” znaczy w pełni rozwinięty. Co to znaczy na przykład: “Moc moja doskonali się w słabości”? (ang. 2Kor. 12:9 in.) Znaczy, że: “Moja moc dojrzewa w twoich słabościach i w pełni rozwija się w tym, kto dochodzi do końca swoich własnych możliwości”.

Po ponad 20 latach chrześcijańskiego życia Paweł wyjaśnia, że ani jeszcze nie osiągnął tego, ani już nie jest doskonały (Flp. 3:12a). Wyraźnie oczekuje na to, że któregoś dnia będzie doskonały, lecz jeszcze tego nie osiągnął. Lecz do czego zmierzał? Do doskonałości bezgrzesznej? Nie. Walczył o duchową dojrzałość, którą sam definiuje jako praktyczną, intymną w pełni rozwiniętą relację z Jezusem Chrystusem („aby poznać Go”). Dalej mówi nam, że ten kto jest doskonały (tj. duchowo dojrzały) będzie podobnie myślał w swym dążeniu do poznania Chrystusa.

Paweł mówi do kaznodziei Chrystusa: „…napominając i nauczając każdego człowieka we wszelkiej mądrości, aby stawić go doskonałym w Chrystusie Jezusie” (Kol. 1:38).

W istocie to właśnie jest celem każdej służby czy to będzie służba apostolska, prorocza, ewangelizacyjna, pastorska, czy nauczycielska. Celem jest głosić CHRYSTUSA i doprowadzić każdego człowieka do duchowo dojrzałej relacji z Nim. Chrystus jest centrum wszystkiego; On jest w centrum wszelkiej działalności; zaczynamy od Niego i kończymy na Nim.

Gdy zostajemy wprowadzeni do nowej służby i chcemy sprawdzić jej autentyczność oraz duchową wartość musimy zadać sobie tylko dwa pytania: czy ta służba jest skupiona na Jezusie Chrystusie oraz czy wprowadza ona ludzi głębiej, bardziej praktycznie w poznanie Go!

Jeśli chcemy sprawdzić kogoś kto twierdzi, że jest apostołem, prorokiem, ewangelistą, pastorem czy nauczycielem, możemy zastosować ten sam sprawdzian: czy ta osoba jest skupiona na Jezusie Chrystusie? A jeśli tak to czy to, co robi (głoszenie, nauczanie, proroctwo, śpiew, zakładanie kościołów itp.), prowadzi ludzi głębiej, bardziej praktycznie do poznania Go?

Niektórym może się wydawać, że tego rodzaju sprawdzian jest zbyt surowy, ponieważ gdybyśmy zastosowali te kryteria do każdego duchownego i każdej służby na świecie to prawdopodobnie zdyskwalifikowalibyśmy większość pracowników i uczynków, które tworzą kościół i te wspaniałe służby. Prawdopodobnie tak by było. Niemniej jeśli chodzi o wartość tego wszystkiego dla samego Królestwa Bożego to jeśli jakieś dzieło nie jest skupione na Chrystusie i nie ma nic wspólnego z prowadzeniem ludzi do głębszej relacji z Nim, to nie ma żadnej wartości dla Boga i jest bezwartościowe w Jego oczach. Jeśli nie głosimy Chrystusa to głosimy coś lub kogoś innego a jeśli nie prowadzimy ludzi do głębokości Chrystusa naszym życiem i dziełem to pozostawiamy ich w takim stanie w jaki są lub w gorszym, niż byli wtedy, gdy ich poznaliśmy. Stajemy się wtedy przeszkodą na drodze duchowego wzrostu innych. Jeśli duchowny bądź służba nie głoszą Chrystusa i nie prowadzą ludzi do duchowej dojrzałości to robią coś przeciwnego do Bożego planu, a mianowicie skupiają ludzi na sobie i uzależniają ich od siebie, gwarantując w ten sposób brak duchowej dojrzałości u tych, którzy z nimi są związani. Zgromadzenie, które jest uzależnione od pastora, aby dla nich słuchał Boga, przekazywał im przesłanie, modlił się za ich potrzeby i brał na siebie odpowiedzialność za ich duchowy wzrost, jest skazane na trwanie w niemowlęcym stanie i duchowej niedojrzałości. Jeśli pastor akceptuje taką sytuację to wymusza poleganie zgromadzenia na sobie. Zamiast wskazywać im na Chrystusa jako ich Pasterza i dać im możliwość stawania na własnych nogach, staje się zastępczą matką. Niestety, dokładnie tak dzieje się dziś w wielu kościołach. „Gdy bierzemy udział w zgromadzeniu, duchową pracę zostawiamy pastorowi”.

Równie winna jest służba prorocza. „Prorok” czy „prorokini” i ich „słowo” stają się centrum wszystkiego. Zamiast prowadzić ludzi do Chrystusa i uczyć ich, w jaki sposób sami mają słuchać Pana na swój użytek, biorą na siebie  odpowiedzialność za przekazywanie im słowa od Boga. Ludzie więc biernie polegają na proroczej służbie co do kierunku swego życia, zamiast wzrastać w Chrystusa i rozwijać swoje własne rozeznanie i zdolność do słuchania cichego głosu Pana. Czytałem ostatnio o pewnym  „proroku”, który ogłosił, że w ciągu jednego tygodnia przekazał osobiste prorocze słowo 500 ludziom. Nie muszę wiedzieć, co zostało powiedziane, abym wiedział, że pogląd tej osoby na „służbę proroczą” będzie przyczyną trwania ludzi w duchowej głuchocie i braku umiejętności słyszenia Boga na własne potrzeby. Po co mają rozwijać jakiekolwiek duchowe zmysły, jeśli mają „proroka”, który da im „słowo” za każdym razem, gdy tego zechcą?

Tylko dlatego, że MOŻESZ dać słowo, nie znaczy, że POWINIENEŚ je dawać.  Celem nie jest przekazywanie ludziom słowa, lecz celem musi być dać im Chrystusa, jako ich Słowo. Mówiąc innymi słowy: celem służby nie jest dawanie ludziom każdego dnia bochenka chleba, lecz pokazanie w jaki sposób można zdobyć cały chleb w CHRYSTUSIE, który jest Chlebem Żywota. Czy rozumiesz jaka jest różnica? Jeśli jedynym moim celem jest powiedzenie co tydzień kazania, bądź codziennie przekazanie proroczego słowa to zarówno ja sam, jak i oni, mijamy się z Bożym Celem, którym jest duchowa dojrzałość i praktyczne poznanie Chrystusa. Jeśli tłum przychodzi do mnie po bochenek chleba za każdym razem, gdy są głodni to w zaspokajaniu tego głodu są uzależnieni ode mnie. Jest to dopuszczalne tak długo dopóki są dziećmi i nie potrafią nakarmić się sami, lecz jeśli pokażę im, jak mogą zdobyć chleb sami to nie będą już po to przychodzić do mnie: i TO jest celem. Mogą zostać zaspokojeni bezpośrednio u źródła, którym jest Sam Chrystus. Prawda jest tak, że sprzedaż chleba jest znakomitym biznesem, a służby, których przetrwanie zależy od sprzedaży chleba, CHCĄ, aby ludzie stale i wciąż przychodzili do nich po pożywienie!

Obyśmy przed Bogiem zobaczyli, że CHRYSTUS jest celem i przyczyną wszelkiej służby. Naszym celem nie jest to, aby ktokolwiek uzależnił się od nas, naszej służby, pracy, słowa, naszym celem nie jest dawać po bochenku, lecz raczej zachęcać ich do tego, aby poszli i przeżywali głębokości Jezusa Chrystusa praktycznie i osobiście, aby pokazać im, gdzie jest Chleb Żywota.

Wasz brat,

Chip Brogden

продвижение сайта

Tu nie chodzi o sukcesję, lecz o ofiarę

(Temat może dla nas uboczny, ale ta japońska mentalność  (świecka przecież) zrobiła na mnie wrażenie i to w takim kontraście,… dokonałem trochę skrótów, aby nie zanudzać ale zostawić istotę -tłum.)

 

Neil Cole

Czytałem dziś rano gazetę i uderzył mnie kontrast między dwom artykułami. Ten kontrast mówi o obecnym stanie kościoła we współczesnej Ameryce i mówi o czymś, co, jak sądzę, wkrótce pojawi się jako poważna pozbawiająca sił choroba w kościele.

Pierwszy artykuł zajmował się kilkoma emerytowanymi obywatelami Japonii, którzy utworzyli zespół nazwany „Skilled Veterans Copr”.  Stworzyli go jako wolontariusze, aby wejść do atomowej elektrowni w Fukushima i wykonać kilka niezbędnych napraw, aby młodsi pracownicy nie musieli tego robić. Najmłodszy w tej grupie ma 60 lat a najstarszy 78.  To są prawdziwi bohaterzy. Pomyśleli, że nie zostało im dużo życia, jak młodszemu pokoleniu i odczuli na sobie odpowiedzialność, ponieważ korzystali z pracy tej nuklearnej elektrowni przez dłuższy czas. Dodają również to, że ich komórki reprodukują się w zwolnionym tempie, więc zajmie więcej czasu wykształcenie się raka i ewentualna śmierć z tego powodu, a oni i tak szybciej umrą. Prawdą jest, że chcą poświęcić swoje własne życie, aby pokolenie ich dzieci nie musiało tego robić. Strona internetowa wzywająca wolontariuszy stwierdza: „To jest naszym obowiązkiem wobec następnego pokolenia i tego, które przyjdzie po nich”.

Drugi artykuł zajmował się podejrzeniem, że zostało przegłosowane odejście Roberta H. SHuller’a z rady dyrektorów Chrystal Cathedral. Później kościół wydał oświadczenie, w którym stwierdzono, że nie zostało to przegłosowane, ale że nie jest już członkiem z prawem głosu. Nota nie informuje, że to syn Shullera (który kilka lat temu został usunięty z kościoła), był autorem pierwotnego komentarza, co wskazuje na to, że w Chrystal Catherdral ciągle jest pełen dramaturgii, nawet bez bożenarodzeniowego widowiska (to przytyk do praktyki tego kościoła, gdzie chwalono się tym, że zorganizowano bożenarodzeniową szopkę za 600.000$ z autentycznymi zwierzętami, aktorami, fruwającymi aniołami itd… -przyp. tłum.)

Tak jak kościół ten był prekursorem fenomenu mega kościołów, tak jest, moim zdaniem, on znakiem obrazującym nadchodzący problem, którym amerykański mega kościoły muszą się zająć i to szybko. Kilka lat temu Shuller odszedł na emeryturę zostawiając kościół w rękach swego syna. Niedługo później syn został zwolniony, a jego miejsce w kościele zajęła córka Shullera. Frekwencja spadała do tego stopnia, że teraz trudno jest znaleźć publiczność w czasie telewizyjnych pokazów, ponieważ jest tak dużo pustych siedzeń. Co bardziej uderzające niż słabe uczestnictwo to wysokie długi i brak finansowych zasobów. Ten kościół doszedł do bankructwa, wysprzedaje swoje mienie i robi wszystko co tylko możliwe, aby utrzymać się na powierzchni, równocześnie gwałtownie tonąc.

Co mają wspólnego te dwa artykuły? Odchodzące na emeryturę przywództwo jest odpowiedzialne za wychowanie i wprowadzenie następnego pokolenia. W jednym przypadku ojcowie reagują bohaterską ofiarą na rzecz swoich dzieci i wnuków, a drugim przypadku starsze przywództwo nie przygotowuje właściwie następnego pokolenia i pozostawia tonący statek w rękach skonfliktowanego rodzeństwa, podczas gdy 84 letni ojciec nadal usiłuje, na ile tylko może, trzymać władzę aż do chwili, gdy ostatecznie zostaje zmuszony do odejścia.

Większość mega kościołów w Ameryce jest prowadzona przez dynamicznych pastorów założycieli. Ci przywódcy starzeją się i w wielu przypadkach są już w wieku emerytalnym, lecz ciągle prowadzą tak, jakby byli nieśmiertelni. Tak nie jest i jeśli nie wzbudzą następnego pokolenia i nie przekażą pałeczki również będą świadkami tego jak ich służby usychają i umierają podobnie jak w Chrystal Catherdral.

Większość tych starszych przywódców ma dzieci, które same dorosły do pozycji przywódców, całkiem podobnie jak u Shullerów. O ile niektórzy z nich dobrze sobie poradzili z uwalnianiem swoich synów, innym tak dobrze nie poszło. Szczerze mówiąc jest to trochę szokujące, że tak wielu umieściło synów na swoich miejscach, jakby to była jakiegoś rodzaju królewska monarchia czy prywatny rodzinny biznes. Billy Grahama zastąpił syn Franklin. Jerry Fallwell został zastąpiony przez syna, wpływy Charlesa Stanley’a są teraz przyćmiewane przez Andy’ego, choć nie zawsze to przekazanie szło gładko. Tak naprawdę, wiele z tych sukcesji nie poszło dobrze, tak jak w przypadku fiaska Shuller’a. Tuż o rzut kamieniem od Chrystal Catherdral jest Calvary Chapel of Costa Mesa gdzie senior Chuck Smith zmaga się ze sprawami sukcesji, a z tego co słyszałem jego syn, również pastor i autor wielu książek, nie jest już brany pod uwagę.

Należy oddać im to, że wychowali swoje dzieci tak, że idą za Panem i prowadzą kościoły i za to należy im się cześć, lecz problemem jest to, że sposób w jaki ten kościół jest budowany nie daje się dobrze przekazywać dalej. Przywódca, który może zbudować mega kościół nie jest tym typem przywódcy, który z łatwością radzi sobie z przekazywaniem służby innym i tutaj leży problem.

Osobiście uważam, że sukcesja nie jest rzeczywistym problemem, lecz jest symptomem większego problemu. Problem stanowi to, że przywództwo z poprzedniego pokolenia nie przekazuje dobrze pałeczki, ponieważ trzyma ją przy sobie zbyt długo. Sławni nauczyciele nie wydają następnego pokolenia nauczycieli, lecz raczej trzymają się swoich wpływów, co buduje zależności nie dających reprodukcji.

[…]

Jednym z ważnych fragmentów Pisma, które mogliśmy czytać dziesiątki razy, lecz nigdy nie zastanawialiśmy się nad nim w świetle stanu dzisiejszego przywództwa, jest proste stwierdzenie Pawła w liście do Filipian, gdzie pisze:

„Przeto, umiłowani moi, jak zawsze, nie tylko w mojej obecności, ale jeszcze bardziej teraz pod moją nieobecność byliście posłuszni; z bojaźnią i ze drżeniem zbawienie swoje sprawujcie. Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie” (Flp. 2:12-13).

Dobrze znamy te słowa. Były głoszone, słyszane czy czytane jako przesłanie na temat pracy nad swoim zbawieniem i tego, co to znaczy. Jak często jednak poświęcaliśmy czas aby zastanowić się nad pierwszym zdaniem skierowanym do tego kościoła, który, jak się okazuje, miał się lepiej pod nieobecność Pawła, niż w czasie jego obecności. To jest, przyjacielu, wspaniałe oświadczenie i być może nawet jest oskarżeniem przeciwko obecnemu typowi przywództwa, jakie obowiązuje w większości kościołów.

Nie potrzebny jest nam plan sukcesji, jakby współcześni przywódcy byli tak cenni, żebyśmy musieli spędzać godziny czy dni, starając się wymyślić, jak ich zastąpić innymi dynamicznym przywódcami, którzy są równie podatni na te same słabości. To czego rzeczywiście nam potrzeba to przywódców z sercem ofiarnym, którzy są bardziej zainteresowani duchowym powodzeniem swoich duchowych dzieci niż własnym i którzy będą prowadzić kościół w taki sposób, aby inni mieli nawet większe uprawomocnienie do przywództwa niż to poprzednie przywództwo. Bardziej od sukcesji potrzebna nam jest ofiara podobna do tej, którzy złożyli ojcowie z Japonii.раскрутка

Agape. Przemiana – Kto z nich kocha?

Bądź historia pewnego koncertu

Nie było mi do śmiechu. „Chrześcijanie” pikietowali ostatni koncert a przesłanie „idziecie do piekła” rozprzestrzeniało się gwałtownie. Wygląda na to, że po całym pokoleniu rządów Moralnej Większości w naszym ewangelicznym kościele, jest to bardzo popularne przesłanie w pewnych chrześcijańskich kręgach.

Podczas gdy protestujący namierzali wchodzących do wypakowanego po brzegi stadionu, którzy chcieli zobaczyć i usłyszeć wspaniały głos i przesłanie skierowane do ogólnoświatowej publiczności, był tam wewnątrz co najmniej jeden znany mi pastor, który zdecydował się pójść i zobaczyć kim jest ta kobieta i posłuchać jej. Na zawsze zapamięta z tego wieczoru na zewnątrz reprezentację zagniewanych chrześcijan, a wewnątrz kobietę, która w samym środku koncertu leżąc na scenie i patrząc się w kierunku nieba ogłosiła:

„Och, Jezu, w górze, w niebie;

Ci ludzie na zewnątrz mówią mi, że ty nie kochasz mnie.

Lecz ja wiem, że to nie jest prawda; wiem, że mnie kochasz.

Wiem, że ty kochasz te wszystkie „Małe Potworki”.

 

Lady Gaga modli się do mojego Boga, do mojego Jezusa, do Tego, który zdefiniował jak wygląda największa miłość, którą mają Jegouczniowie demonstrować, podczas gdy na zewnątrz „chrześcijanie” deklamowali tyrady z nienawiścią i gniewem. Nie muszę zgadywać, kto miał większy wpływ na dziesiątki tysięcy uczestników tego koncertu. Śmiem twierdzić, że oni spisali na straty tych, którzy w imieniu Jezusa i z wielkim potępienie ogłaszali „On was nienawidzi, idźcie do piekła!”

 

Zastanawiam się czy mój Jezus siedząc obok Swego i mojego Ojca mówił:

Czy myślisz, że nasi uczniowie domyślą się,

kto jest prawdziwym ambasadorem Dobrej Nowiny?

Czy wybiorą tych pikietujących i nienawidzących w naszym imieniu,

czy może raczej wybiorą tą wewnątrz, która mówi wyrzutkom religijnego społeczeństwa,

że jesteśmy miłością i kochamy ich?”

 Co zostanie w pamięci dzieciakom opuszczającym scenę tego wieczora, gdy będą znosić impet przesłania nienawiści i szyderstwa przekazanego przez religijne społeczności? Podobnie jak mój przyjaciel, pastor, wierzę, że będą pamiętać wielkie przesłanie Lady Gaga, już odrzuconej i wyszydzonej w imieniu Jezusa. Zapamiętają tą, która pomimo protestów, nie zrezygnuje z Boga, który jest miłością i trzyma się większej wiary w to, że On jest tym, kim mówi, że jest, a nie jest taki, jak się Go reprezentuje.

Kto miał większy wpływ, aby zmienić to pokolenie? Kto był ważniejszym ambasadorem Królestwa, które jest relacyjne i nadnaturalne? Kto był większym naśladowcą Boga? Czy ci, którzy wykrzykiwali nienawiść i potępienie, czy ludzie zabijający wszystkich Prawem, czy też odrzucona kobieta, głośno wyznająca miłość Jezusa tym, którzy mogli usłyszeć?

Dalej będę zadziwiony postawą protestujących, wywołujących u innych silne poczucie winy w imieniu Jezusa, podczas gdy piosenkarka, która nie miała w tym żadnego widocznego interesu, nie robiła żadnej cichej promocji, po prostu wypowiedziała proste słowa o tym, że Jezus jest miłością. Bóg jest miłosierny i łaskawy, nieskory do gniewu, pełen miłosierdzia, prawdy, wierności przymierzu, przebaczający. Jest, również, miłością.

Nie musiałem się tego wieczoru długo zastanawiać nad tym, kogo chciałbym mieć w sąsiedztwie i kogo Jezus mógłby użyć we współczesnej wersji historii o Dobrym Samarytaninie. W jakiś sposób Gaga wie, że ten nasz Bóg kocha najbardziej tych, którzy są odrzuceni przez światowe systemy, a w szczególności przez religijne systemy XIX wieku.

Nie ma żadnej innej odpowiedzi niż miłość, ponieważ Bóg jest i zawsze będzie miłością. A wszystko o co nas prosi to kochać Go ze wszystkich sił i bliźniego jak siebie samego. Tak jest napisane.



DVC

сайта

Nie bierzcie udziału w Kulcie Odstępców

20 lipca 2011

J. Lee Grady

Wielu młodych dorosłych ludzi odrzuca biblijną wiarę lub miesza ją z innymi religiami. Jak powinniśmy na to reagować? Od chwili, gdy w Północnej Karlinie odbył się Wild Goose Festival, można ulec pokusie myślenia, że był to zwykły bluegrassowy festiwal. Pomyśl jeszcze raz. Organizatorzy tego wydarzenia, które przyciągnęło pod koniec czerwca 1.500 osób, mówią, że ich quasi-chrześcijańska konferencja „rozrośnie się do największego, najlepszego, najbardziej dynamicznego religijnego happeningu w Stanach Zjednoczonych”.

Gdyby jakiś gładko przyczesany teleewangelista poczynił takie pompatyczne stwierdzenie wstrząsnęlibyśmy tylko ramionami i wyśmiali gościa ze sceny. Lecz założyciel Wild Goose (Szalona Gęś), pokojowy aktywista z Północnej Irlandii, Gereth Higgins, jest przekonany, że jego ruch złapie za serca amerykańską młodzież, która kwestionuje swoją ewangeliczną wiarę i bada inne możliwości.

Herezje rzadko kiedy pojawiają się z zewnątrz, lecz wchodzą do kościoła w taki sposób, którego nigdy nie spodziewalibyśmy się: przez autorów najlepiej sprzedających się książek, ogromnie popularnych celebrytów na falach chrześcijańskich programów telewizyjnych. Może nawet wejść wzdłuż ławek kościelnych i stanąć za kazalnicą!

Aby pomóc odkryć tą nową duchową drogę Higgins sprowadził pewien przegląd autorów, artystów, muzyków i aktywistów, wszystkich pochodzących z lewej strony chrześcijańskiego spektrum, aby pokazać ich 23-26 czerwca na Wild Goose. Byli tam Jay Bakker, syn teleewangelisty Jimiego oraz Tammy Faye Bakker; Frank Schaeffer, syn ewangelicznych pisarzy Francis oraz Edith Schaeffer; Paul Fromberg pastor z San Francisko, który w 2005 roku ogłosił swoje małżeństwo z innym mężczyzną i powiedział tłumowi: „Bóg zmienia kościół przez gejów”.

Powab Wild Goose jest tragiczny. Dziś, wielu młodych dorosłych ludzi opuszcza wiarę całkowicie lub odrzuca jej fundamentalne zasady. Byli wychowywani przez wierzących rodziców, lecz czują się zapuszkowani w denominacjach i doktrynach. Inni odwracają się od polityki prawego skrzydła. Jeszcze inni myślą nad aborcją, homoseksualizmem czy nad potrzebą zawierania związków małżeńskich w ogóle. Chcą łagodniejszego, bardziej życzliwego i miękkiego chrześcijaństwa, które jest do przyjęcia przez świecką kulturę, zamiast tego, które sprzeciwia się jej i zaprzecza.

Organizatorzy festiwalu Wild Goose, wraz tłumkiem podobnych głosów, są gotowi nęcić całe to pokolenie na drogę dół, na inną ścieżkę, na której miesza się chrześcijaństwo z innymi religiami, wyrzucając biblijną moralność i celebrując duchowy bunt. Nazywam to Kultem Odstępców i wierzę, że jest to jedno z największych wyzwań, jakie dziś spotykamy.

 Jeśli nie słyszymy dzwoniącego sygnału alarmowego, jesteśmy głusi. Fenomen Wild Goose jest tylko jednym ze wskaźników tego, że wiara Ameryki zanika a duchowa moc ciemności działa na zapleczu. Jeśli mamy odpowiedzieć na ten kryzys, musimy zrozumieć biblijną definicję herezji. Oto pięć cech charakterystycznych herezji podanych przez autorów Nowego Testamentu:

Odrzucają panowanie Chrystusa.  Apostoł Jan napisał: “ Wszelki zaś duch, który nie wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, nie jest z Boga. Jest to duch antychrysta, o którym słyszeliście, że ma przyjść, i teraz już jest na świecie” (1Jn 4:3). Wszelkie nauczanie, które minimalizuje dominację Chrystusa bądź wynosi inne bożki czy religie, doprowadzi do zwiedzenia. (Wielu współczesnych „post chrześcijan” zachęca do powiązania ze sobą światowych religii; jedni mogą intonować Hare Krishna, a inni mieszać chrześcijaństwo z islamem (w USA tak zwany „Chrislam” – przyp.tłum. ).

Napędza ich chciwość. Piotr ostrzegał przed tym, że heretycy mają serca „wyćwiczone w chciwości” (2Ptr. 2:14) i że funkcjonują podobnie do fałszywego proroka Balaama, który wykonywał swoje czary dla wzbogacenia się. Mamy w charyzmatyczno/pentekostalnych kręgach swój udział w działaniu fałszywych proroków, a upadające mega kościoły zbudowane na chciwych kaznodziejach to zaledwie początek zbierania konsekwencji tego.

Prowadzą ludzi do seksualnej niemoralności. List Judy (jedyna księga w Biblii poświęcona w całości tematowi fałszywych proroków) ostrzega przed heretykami, którzy „łaskę naszego Boga obracają sw rozpustę” (w. 4 wg wersji ang.) oraz „kalają swoje ciała” (w.8) przez niemoralność. Herezja niemal zawsze daje ludziom przyzwolenie na udział w seksualnym grzechu. Dlatego właśnie odstępcy gorliwie przyjmują ją.

Zachęcają do eksperymentowania z pogaństwem. Paweł ostrzegał Tymoteusza, że w dniach ostatecznych chrześcijanie odpadną od wiary, z powodu nauczycieli promujących „duchy zwodnicze i doktryny demonów” (p. 1Tym.4:1). Herezja często pociąga ludzi do okultystycznych praktyk.

“Wślizgują się” do kościoła niezauważeni.  Inną powszechną cechą herezji jest jej zdolność do ukrywania się. Piotr ostrzegał, że fałszywi prorocy „potajemnie wprowadzą niszczące doktryny” (2Ptr. 2:1, wg wersji ang.). Herezje rzadko kiedy pojawiają się z zewnątrz, lecz wchodzą do kościoła w taki sposób, którego nigdy nie spodziewalibyśmy się: przez autorów najlepiej sprzedających się książek, ogromnie popularnych celebrytów, na falach chrześcijańskich programów telewizyjnych. Może nawet wejść wzdłuż ławek kościelnych i stanąć za kazalnicą!

Oby Bóg strzegł nas przed Kultem Odstępców. Modlę się o to, aby Pan wzbudził młodych liderów, którzy będą napełnieni współczuciem, uprawomocnieni przez Ducha Świętego i na tyle odważni, aby wskazywać temu pokoleniu ponownie na biblijną prawdę.

 – – –

J. Lee Grady jest drugim redaktorem magazynu Charisma. Jego ostatnia książka zatytułowana jest “10 Lies Men Believe” (Charisma House).

You can follow him on Twitter at leegrady.

раскрутка сайта