Wydaje
się, że Jezus więcej chwalił wiarę niż miłość. Dlaczego? Myślę, że
dlatego, bo wiara daje cierpliwość w znoszeniu tajemnicy, pokój w braku
wiedzy, dzięki czemu mamy czas na negocjowanie naszej podróży. Miłość
jest celem, lecz wiara jest procesem docierania tam a nadzieja jest
zgodą na życie bez rozwiązania czy pewności. To rzeczywiście są trzy
rzeczy, które pozostały (1Kor 13:13).
Początkowo
nikt nie jest gotowy na wiarę, więc osiadamy na grupowym myśleniu,
plemiennych zwyczajach i przekonaniach. Członkostwo w grupie może być
furtką, lecz często staje się substytutem osobistego spotkania i
wewnętrznego doświadczenia. Podróż od „będziecie ludem moim…”
(plemienność bądź mnóstwo) do „nie ma gdzie głowy złożyć” (unikalność)
jest samotnym miejscem do czasu osiągnięcia prawdziwej dojrzałości i
dojściem do wiary, nadziei i miłości.
Podróż
od „grupowego myślenia” do Unikalności jest podróżą wiary, która
otwiera drzwi do autentycznego poczucia więzi grupowej, ponieważ w tym
stanie możesz zostać połączony przez Boga bez poświęcenia swej
unikalności. Już nie masz tak silnego braku poczucia bezpieczeństwa, że
wymagasz nieustannego potwierdzenia ze strony grupy, lecz tak dobrze
czujesz się z nie-wiedzą, że nie potrzebne ci są systemy grupowego
myślenia, ani sama grupa do ochrony twojego miejsca w systemie. Oto w
pełni rozumiesz jak i dlaczego miłosierdzie jest ważniejsze od ofiary.
Dla
wielu ludzie punktem odniesienia jest polityka, religia, rozgłos, nowy
kaprys i wiele innych rzeczy. Gdy zmienia się ten punkt odniesienia, oni
również się zmieniają. Gdy mówi – oni słuchają i przyklaskują. To „ego”
o bardzo niskim poczuciu bezpieczeństwa staje się „posiadłością” czegoś
czy kogoś innego. Plemienność jest pomnożeniem tego przez wielu.
Biblijny język wyraża to jako „posiadanie demona”. Zawsze, gdy coś
niezdrowego definiuje ciebie, jesteś słabo zdefiniowany i faktycznie w
posiadaniu. Dzieje się tak wtedy, gdy jakaś negatywna projekcja czy
agenda uchwyci cię, a ty uznajesz je czy to świadomie czy nie. Znam
mnóstwo ludzi „opętanych”! 🙂
Lekarstwem
na negatywne posiadanie jest pozytywne posiadanie, co Jezus często
robił. Za każdym razem gdy jakaś święta osoba (w pełni zaakceptowana)
jest dopuszczona do odzwierciedlania ciebie, ma moc „egzorcyzmowania”
czy uzdrowienia ciebie. W istocie, gdy Jezus mówi: „Twoja wiara
uzdrowiła cię” mówi, że to twoje zaufanie w moją refleksję i opinię o
tobie uzdrowiła cię, uwolniła od opinii i posiadania przez kogoś innego.
Hindus powie: „gdy idziesz do klasztoru siedź cicho, nie twoją rzeczą jest wpatrywać się w Boga, lecz pozwolić Bogu wpatrywać się w ciebie”.
Barry Bennett Wielu wierzących jest sfrustrowanych tym, że „wiedzą”, co mówi Słowo, lecz nie doświadczają skutków, które, jak im się wydaje, powinny być. Wielu wierzy intelektualnie, lecz wiara wypływa z serca, nie z głowy (Rzm 10:10).
Jeśli dobrze
zrozumiemy, jak funkcjonuje nasz autorytet/władza w Chrystusie,
pomoże nam to pojąć jak działa wiara. Prawdopodobnie wszyscy
znamy historię rzymskiego setnika, który przyszedł do Jezusa i
wyjaśnił swoje rozumienie władzy.
Setnik wiedział, że ma pod sobą żołnierzy, którzy wykonają każde jego polecenie. Wiedział, że cokolwiek powie, będzie natychmiast wykonane – nie miał co do tego żadnych wątpliwości! Rozumiał, czym jest władza i JEGO WIARA WYPŁYWAŁA Z JEGO AUTORYTETU/WŁADZY! W zakresie swej władzy miał DOSKONAŁĄ WIARĘ. Nawet Jezus zdziwił się wiarą tego człowieka: „Zaprawdę powiadam wam, nawet w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary” (Mt 8:8-10).
Tak naprawdę to
nasze zmagania z wiarą są zmaganiami ze zrozumieniem
autorytetu/władzy. Fakt, że „wiemy”, że jakaś doktryna jest
prawidłowa często nie przekłada się na prawdziwe objawienie w
sercu. Nie mamy przekonania co do naszej władzy nad chorobą, a
szczególnie wtedy, gdy dotyczy to naszych własnych ciał. Nie
jesteśmy przekonani o naszej władzy nad strachem, brakiem czy
silami zniszczenia na tym świecie. Brak przekonania paraliżuje
wiarę, ponieważ w takiej sytuacji możemy wypowiadać słowa oparte
na naszej dobrej doktrynie, lecz nie ma ustabilizowanego objawienia
autorytetu w naszych sercach.
Mogę postanowić
pomalować swój dom. Mamy doskonałą wiarę do tego, aby wykonać
swoje decyzje. Niemniej, nie mogę pomalować twojego domu, bez
twojej zgody (autorytetu/władzy). Mam władzę nad swoim psem i nie
muszę obawiać się jego reakcji, lecz nie mam takiej władzy nad
twoim, więc moja wiara w wydawanie poleceń twojemu psu polega na
tym CO WIDZĘ, A NIE NA TYM W CO WIERZĘ! Jeśli nie znamy własnego
autorytetu to opieramy swoją wiarę na wizualnych wynikach.
Pozwólcie, że powtórzę to ponownie: jeśli nie znamy swego
autorytetu w Chrystusie, żyjemy według patrzenia, a nie wiary!
Gdy zajmujemy się
chorobą, nasza „wiara” często polega na symptomach. Jeśli
„czujemy” poprawę, wierzymy, że stan się polepsza. Przypomina
to celowanie na „chybił trafił”. Jeśli jednak masz objawienie
swej władzy nad chorobą, WIESZ, że „żołnierze, którzy są
pod tobą” wykonają twoje rozkazy. Masz doskonałą wiarę.
Wiara to wiedza o
tym, kto i co jest podległe twojej władzy. Wiara nie jest
skomplikowana jeśli władza jest ugruntowana. Jezus odnosił się do
wiary jako sługi w 17 rozdziale Ewangelii Łukasza ww. 6-9. Gdy masz
objawienie swej władzy, wypowiadasz słowa i dzieje się. Nic
wielkiego. Gdy nie jesteś pewien swej władzy, mówisz i masz
„nadzieję”, że coś się zdarzy.
„Oto dałem wam moc, abyście deptali po wężach i skorpionach
i po wszelkiej potędze nieprzyjacielskiej, a nic wam nie zaszkodzi”
(Łu 10:19).
To są „niewierni; nic dobrego!” – Muzułmańskie prześladowania chrześcijan, marzec 2019
06/04/2019
W niedzielę, 17 marca, w Paryżu podpalacze podłożyli ogień pod kościół Św. Sulpicji. Średnio, we Francji każdego dnia są desakralizowane dwa kościoły. (Photo by Pascal Le Segretain/Getty Images)
To są „niewierni; nic dobrego!” – Muzułmańskie prześladowania chrześcijan, marzec 2019
Jeśli chodzi o akty przemocy między muzułmanami, a nie-muzułmanami to marzec zdominowany był przez masakrę w Christchurch w Nowej Zelandii, gdzie 15 marca Australijczyk zabił w dwóch meczetach 51 muzułmanów. Niemniej, sprawę należy umieścić we właściwej perspektywie, statystycznie rzecz biorąc (dane na podstawie statystycznych badań): „Chrześcijanin żyjący w krajach o muzułmańskiej większości jest 143 razy bardziej narażony na zabicie przez muzułmanina za to, że jest chrześcijanienm, niż muzułmanin miałby być zabity przez niemuzułmanina w którymś z zachodnich krajów, za to kim jest”. Choć to sprawozdanie odnosi się do prześladowań chrześcijan przez muzułmanów jako do „najbardziej jawnego przykładu naruszania praw człowieka w dzisiejszym świecie” cytując: „co najmniej 4.305 chrześcijan zostało zabitych za swoją wiarę przez muzułmanów w 2018 roku” oraz „300 milionów chrześcijan żyjących w zdominowanych przez muzułmanów krajach jest poddanych przemocy”, to znaleziono również inny brak podobnych proporcji. Na przykład: polegając na precedensie i tylko na jednym kraju, Francji, „Francuz madokładnie 10 krotnie większe prawdopodobieństwo że zostanie zamordowany przez muzułmanina, niż to, że muzułmanin zostanie zabity przez niemuzułmańskiego terrorystę, gdziekolwiek indziej w zachodnim świecie”.
Poniższe sprawozdanie dokumentuje szeroko zakrojone prześladowania chrześcijan tylko w marcu,
Masakry chrześcijan
Nigeria: jak i w poprzednich miesiącach w tym zachodnioafrykańskim kraju, dziesiątki chrześcijan zostało zmasakrowanych, liczne kościoły zniszczone z rąk muzułmanów. Między innymi:
4 marcamuzułmanie zabili 23 chrześcijan, mieszkańców wsi. „Było źle – powiedział jeden z mieszkańców. – Niektórzy zostali zastrzeleni, inni posiekani maczetami!… Fragmenty ciał były porozrzucane wszędzie…”
Trzy dni później muzułmańscy terroryści przypuścili kolejny atak w tym samym obszarze; trzy osoby ostały zabite. Lokalny pastor skomentował ten napad: „Nawet dziś uderzyli. Jeden z członków zboru powiedział, że został zabity jego ojciec, inny, że zięć”.
W 7 rozdziale Księgi Rodzaju znajduje się opis Arki Noego, który stał się bardzo dobrze znaną Biblijną historią, lecz jak dotąd nie pozwoliliśmy na to, aby jej metaforyczne znaczenie nauczyło nas czegokolwiek służącego przemianie. Została zdegradowana do słodkiej opowieści dla dzieci, bądź sprowadzona do mściwego ludobójstwa dokonanego przez Boga, zmiatającego wszystko i dokonującego w napadzie furii sobie samemu przemeblowania. Tracimy w ten sposób klucz służący odkryciu podstawowego objawienia zawartego w tym opisie, a mianowicie to, że Bóg sprowadził wszystkie możliwe na Ziemi przeciwności w jedno miejsce i trzymał je tam na tyle długo, życie zostało zrozumiane i doświadczone. W miejscu wymuszonej bliskości zgromadził to, co w swej naturze dzikie oraz to, co domatorskie; to, co czołga się i fruwa, co czyste i nieczyste, co męskie i żeńskie. Życie spełnia się wtedy, gdy trzymamy wszystkie te niepogodzone sprzeczności wewnątrz siebie, nie zmieniając ich. Ta historia wskazuje na to, że to Ty jesteś taką Arką pełną sprzeczności. Ego zawsze chce wszystko zmieniać, poprawiać i doprowadzić do tego, aby kurz szybko opadł. Tak więc, Arka obrazuje to, jak Bóg uwalnia nas, wypuszczając nas na pewien czas na wzburzone fale, uwięzionych razem ze sprzecznościami, przeciwieństwami, napięciami i paradoksami, które stają się dla nas szkołą zbawienia i szkołą bezwarunkowej miłości. Miłości można nauczyć się wyłącznie przebywając w tej arce przeciwności, w spotkaniu z „innością”. Aby, że tak powiem, „przemeblować” swoje życie, musimy zacząć od „znoszenia ciężarów jedni drugich, aby w ten sposób wypełnić prawo Chrystusa” (Ga 6:2). Przyjąć rzeczywistość i Chrystusa to przebaczyć ludzkości to, że jest ludzka. Bez tego przebaczenia ani zbawienie, ani przemiana jakiegokolwiek rodzaju nigdy nie zajdzie. To, czego rzeczywiście obecnie szukasz to nie to, żeby być bezbłędnym, lecz przyłączonym (tut. gra słów: „not to be correct but to be connected”). Dalsze jedzenie z niewłaściwego drzewa powoduje, że znajdujemy się poza tym ogrodem i czujemy się usprawiedliwieni ceniąc bardziej rzekomą poprawność niż autentyczne poczucie więzi/łączność.
12 lipca 2018 Brian Zahnd Jest to mój wstęp do nowej wspaniałej książki Keitha Giles’a „Jesus Unbound.
Jako współcześni chrześcijanie jesteśmy jak dzieci z rozbitego domu. Pięć wieków temu, zachodni kościół przeszedł przez gorzki rozwód, który podzielił europejskich chrześcijan i ich spadkobierców na odseparowane katolickie i protestanckie rodziny. Fakt, że renesansowy kościół rozpaczliwie potrzebował reformacji nie zmienia tego, że wraz z reformacją przyszło wstrętne pęknięcie, które rozdzieliło dzieci kościoła między katolicką matkę a protestanckiego ojca. W tej ugodzie rozwodowej (aby pchnąć tą metaforę nieco dalej) Katolicka Mama miała długą historię, bogatą tradycję czy magisterium, a Biblia musiała stać się dla protestantów wszystkim – i protestanci zrobili z nią t, co najlepsze. Przez pięć stuleci protestanccy naukowcy i teolodzy prowadzili w biblijnych tłumaczeniach, nauce i interpretacji, dając chrześcijańskiemu światu takie znakomitości jak: Martin Luther, John Calvin, Jacob Arminius, John Wesley, Karl Barth, C.S. Lewis, Dietrich Bonhoeffer, T.F. Torrance, Walter Brueggemann, Stanley Hauerwas, Fleming Rutledge, Richard Hays, N.T. Wright, żeby wymienić tylko kilku. Niemniej, wraz z Sola Scriptura jako buntowniczym wojennym zawołaniem ,przyszła pokusa do umieszczenia na Biblii większej wagi, niż ona może unieść, bądź, co gorsza, pokuszenie do ubóstwienia Biblii i uczynienia z niej bałwana. Stawało się to coraz bardziej prawdą między fundamentalistycznym klerem i zgromadzeniami, które podejrzliwie patrzą na wyższe wykształcenie i nie chcą czytać Biblii z pomocą biblijnych naukowców takiej skali jak: Brueggemann, Hays, and Wright. Tak więc, pozorując, że „biorą Biblię taką, jaka jest” ci fundamentaliści czytają ją przez grube okulary kulturalnych, językowych, politycznych i teologicznych założeń – przez interpretacyjne okulary, których istnienia nie są świadomi. Doprowadziło to do całkowicie współczesnego osobliwego protestanckiego problemu biblizmu. Biblizm jest metodą interpretacji, która prowadzi do „płaskiego czytania tekstu”, gdzie każdy wers jest sam w sobie „słowem Bożym” i niesie ze sobą taki sam autorytet, jak każdy inny. W efekcie biblizm próbuje z Biblii zrobić głowę kościoła. Tam gdzie, katolicy błądzą udzielając ostatecznego autorytetu papieżowi, protestanccy zwolennicy biblizmu błądzą przekazując skrajny autorytet Biblii. Chrześcijanie powinni wyznawać, że jedynie Chrystus jest głową kościoła. Zmartwychwstały Chrystus powiedział do uczniów: „Wszelka władza na niebie i ziemi został mnie dana”. N.T. Wright przy swoim poczuciu humoru przypomina nam, że Jezus nie powiedział: „Wszelka władza/autorytet na niebie i ziemi została dana księdze, który wy, chłopaki, napiszecie”. Ironią biblizmu jest to, że przy swych wszystkich twierdzeniach o udzieleniu ostatecznego autorytetu Biblii, w rzeczywistości umożliwia on czytelnikowi bycie swoim własnym prywatnym autorytetem. Jeśli więc nie lubisz wyraźnego wezwania Jezusa do etyki nieużywania siły, zawsze możesz odwołać się do wojen Jozuego i Dawida, aby odwołać rozkaz Kazania na Górze. W taki sposób wykorzystuje się Jozuego do przebicia Jezusa. Być może bardziej inteligentnym sposobem ignorowania przykazań Chrystusa jest cytowanie odmiennego rozdziału i wersu. W ten sposób, czytając Biblię jako płaski tekst i wybierając potwierdzające teksty dowodowe, możesz uzyskać poparcie Biblii niemal w każdej sprawie – w tym podbojów i ludobójstwa, utrzymywania kobiet jako własności oraz instytucji niewolnictwa. Takie nadużywanie Biblii ma swoją długą i dobrze udokumentowaną historię. Jednym z głównych problemów biblizmu jest to, że zawodzi w pokazaniu żywotnego rozdziału między Biblią, a chrześcijaństwem. Chrześcijańska wiara jest żywym drzewem zakorzenionym na gruncie Pisma. Nie można usunąć drzewa z gruntu, w którym jest zakorzeniony i oczekiwać, że przetrwa; lecz nie możemy uważać, że drzewo i ziemia są tym samym! Nie są. Mówiąc prosto Biblia i chrześcijaństwo nie są synonimami. Tak, są połączone, lecz są czymś odrębnym. Pismo jest glebą; chrześcijańska wiara jest żywym drzewem. Są ze sobą połączone, lecz nie są tym samym. Tak więc, jeśli Biblii zakłada, że niewolnictwo jest zarówno znośną jak i nieuniknioną instytucją (p. Ef 6:5) i nawet jawnie stwierdza, że niewolnik jest własnością właściciela (p. Wyj 21:21), to nie znaczy to, że takie jest stanowisko chrześcijaństwa w tej sprawie. Chrześcijaństwo nie jest sługą Biblii – chrześcijaństwo jest sługą Chrystusa! Z gleby Pisma wyrasta dojrzała chrześcijańska wiara, która nie tylko może,lecz wymaga sprzeciwiania się wszelkim formom niewolnictwa w imieniu Jezusa. Zakorzenione w glebie Słowa chrześcijaństwo jest w stanie tworzyć etyczne gałęzie sprawiedliwości zwanej abolicją. Od chwili zamknięcia kanonu Pisma, grunt chrześcijańskiej wiary jest niezmienny, lecz to nie przeszkadza żywej chrześcijańskiej wierze wzrastać, zmieniać się, rozwijać się i dojrzewać w czasie. Oczywiście, to jak wzrasta i zmienia się często będzie sprawą żarliwej debaty w ramach kościoła; a głęboko podzielona natura kościoła pogarsza stan komplikacji tego problemu. Mimo wszystko, aby zrozumienie chrześcijaństwa jako żywego drzewa zakorzenionego w glebie Słowa, pozwala kościołowi wzrastać w nowy i odkupieńczy sposób w ramach Bożego moralnego Wszechświata. Powiedzieć, że chrześcijaństwo jest na zawsze zakorzenione w Piśmie, a jednak oddzielne od Pisma, jest zarówno konserwatywne jak i postępowe. Konserwatywne w tym, że uznaje nienaruszalność Pisma, a równocześnie w tym, że czyni żywotne rozróżnienie między żywą wiarą, a historycznym tekstem. Twierdzenie zaś, że chrześcijańska wiara jest jednym i tym samym z Biblią jest fundamentalistycznym błędem i całkowicie nie do utrzymania. Na przykład: widziałem jak „biblicyści” byli zapędzani w róg usiłując bronić Biblii, mówiąc: „czasami niewolnictwo jest dobre”. Jest to biblizm w najgorszej formie. Alternatywą dla współczesnego nieprawowiernego biblizmu jest starożytna ortodoksja, która mówi to, co kościół zawsze mówił: Jezus Chrystus jest tym prawdziwym Słowem Bożym. Biblia jest słowem Bożym tylko w przedostatnim (drugorzędnym?) sensie. Biblia jest inspirowanym i kanonizowanym świadectwem Słowa Bożego, którym, jest Jezus Chrystus – Słowo uczynione ciałem. Wyłącznie Jezus Chrystus jest tym nieomylnym i niezawodnym, doskonałym Słowem Bożym. Nie odnosząc się najpierw do Chrystusa a następnie do kościoła nie możemy nawet wyjaśnić w jaki sposób Biblia powstała. Wskrzeszony z martwych Chrystus polecił kościołowi nieść świadectwo Ewangelii na cały świat. W trakcie wykonywania tego nakazu Chrystusa kościół zebrał, uporządkował i kanonizował pisma, które stały się Nowym Testamentem. Nie zaczynamy jednak od Biblii – zaczynamy od Jezusa i kościoła? Dlaczego? Ponieważ Jezus jest Panem, a nie Biblia. Chrześcijanie czczą Jezusa, a nie Biblię. Jezus jest głową kościoła, a nie Biblia. Czytając „Jesus Unbound” [Jezus uwolniony]: Jak to się dzieje, że Biblia uniemożliwia nam słyszenie Słowa Bożego” niektórzy czytelnicy mogą uważać Keitha Gilesa za kontrowersyjnego. Twierdzę, że tak nie jest. Podejście Gilesa do Biblii nie jest czymś nowym czy nowoczesnym – jest to sposób w który czytali Biblię ortodoksyjni ojcowie kościoła w stuleciach, gdy kształtowało się chrześcijaństwo. To współczesny fundamentalistyczny biblizm powinien być uważany za kontrowersyjny i ostatecznie odrzucony jako heretycki. Rozumiem również, że takie podejście do Biblii jest domniemaną pozycją odziedziczoną przez większość amerykańskich ewangelików i właśnie dlatego książka Gilesa jest tak pomocna i ważna. Gdy więc zaczniesz czytać „Jesus Unbound” bądź pewien, że jesteś na twardym gruncie – trzymaj Biblię blisko, ponieważ jako miłośnik Pisma, Giles będzie odnosił się do niej stale i wciąż. Zarówno autor, Keith Giles, jak i „Jesus Unbound” są solidnie umocowani w Biblii. BZ
Stan Tyra Wyraz „grzech” jest skrajnie błędnie rozumiany i stanowi bardzo wielki problem dla nas. W swej ignorancji i naiwności przyjęliśmy bardzo niewłaściwe i zwodnicze wyjaśnienie grzechu jako biblijnej prawdy. Zamiast wykorzystać go w wyjaśnieniu iluzji oddzielenia, życia z dala od domu i poza naszym ogrodem, sprawiliśmy, że znaczy nieprzyzwoite zachowania i moralną niegodność.
W biblijnym objawieniu Jezusa nie chodzi o działanie, lecz o uświadomienie. Nigdy nie możesz się „dostać tam”, możesz tylko „być tam”. Wyłącznie ludzkość może przyjąć to jako prawdę, ponieważ mówi to więcej o Bogu niż o nas, a jest to nie do przyjęcia przez większość, ponieważ nasze ego od daru łaski woli wyścig osiągnięć. Wynik jest taki, że chrześcijaństwo, takie jakie znamy, stało się grą o uzyskanie wartości, w której wszyscy przegrywają. Niektórzy przyznają to i rezygnują z tego podczas gdy inni odrzucają i żyją udawanym życiem i we własnej sprawiedliwości.
Podróż Pisma mówi o rozwoju twojej świadomości, aby pomóc zobaczyć siebie, jako umiłowanego (ą) Boga, lecz to wymaga pokory. Gdy Pismo jest postrzegane przez okulary „ubogiego w duchu” (Mt 5:3), wyjaśnia nam nas samych. Gdy czyta się je z poczuciem uprawnienia opartego na sprawiedliwości własnej to daje nam fałszywą ewangelię wygranych i przegranych.
Spotkałem zbyt wielu ludzi, którzy wierzą i nieustannie cytują wszelkiego rodzaju natchnione teksty, lecz nie mają w sobie życia i „tchnienia”. „Zbliżają się do mnie tylko słowami”,.. czy jak powiedział Jezus: „nieszczerze” (Iz 28:13; Mt 15:8).
Powinno być dla nas oczywiste, że Bóg, w przeciwieństwie do fundamentalizmu, nie boi się, ani nie wprowadzają u Niego zmieszania błędy i upadki. W ekonomii łaski nie ma ślepych zaułków. Możemy korzystać z każdego drzewa, lecz z wyjątkiem jednego. Wszystko wolno, lecz nie wszystko jest pożyteczne” (1Kor 10:23). Wszystko nieustannie współpracuje z nami ku naszemu dobru, nawet wtedy, gdy nie jesteśmy tego świadomi.
2.07 Pierwszym aktem boskiego objawienie jest samo stworzenie. Jak wszystko, co pochodzi od Boga, rozwija się z czasem, lecz w takim jak my znamy. Interesujące jest to, że ten sam wzór jest ewolucyjny w swej naturze, a jest to wyraz, którego większość chrześcijan nienawidzi. Tak więc nie chodzi o wierność, lecz wyłącznie o „To”. Księga Rodzaju nie twierdzi, że jest naukowym zapisem, lecz jest duchowym zapisem zawsze rozwijającej się chwały.
Dualistyczny umysł nie jest w stanie łatwo połączyć idei, ponieważ woli myślenie albo/albo. Początkowy stan myślenia jest niemal zawsze całkowicie dualistyczny, ponieważ poznaje wyłącznie tylko przez różnicowanie. Z drugiej strony umysły świętych i mistyków zwykle postrzegają całość, zamiast części.
Na przykład: czy zwróciliście kiedykolwiek uwagę, na to, że Bóg powiedział o stworzeniu, że jest „dobre” w dniach od trzeciego do siódmego, lecz nie powiedział tego w dniu pierwszym i drugim? Dlaczego? Ponieważ w czasie tych dwóch dni następowało rozdzielenie, nieba od ziemi i ciemności od światłości? Nie powiedział, że to jest dobre, ponieważ nie jest tak To co Jezus robi w tak cudowny sposób to połączenie ich razem: „w niebie, jak i na ziemi”. Nie tylko trzyma razem rozdzielone rzeczy, lecz również mówi nam, że możemy robić to samo.
Duchowość to podróż w uczeniu utrzymywania razem przeciwności, zaprzeczeń w tym również ciało i ducha. W rzeczywistości, nigdy nie było rozdzielone, choć „grzech” tak sądzi. Te „ludzkie jednostki” były tym miejscem, na które „aniołowie zstępowali i wstępowali” (J 1:51). Być może nasze największe problemy wynikają z tego, że nie zgadzamy się z tym, że jesteśmy nagromadzeniem przeciwności, a jednocześnie samym miejscem zamieszkania Boga.
Jak wyglądałoby życie, gdybyśmy faktycznie przyjęli wszystkie sprzeczności istniejące w nas (mamy pełną świadomość ich występowania u innych) i utrzymywali je razem, zamiast osądzać je i oskarżać? Być może było by to… nieba na ziemi. Jakże nowa idea :).
Dopóki wierzący nie będą widzieli siebie tak, jak widzi ich Bóg, zawsze będą żyli po niewłaściwej stronie Krzyża. Musimy zrozumieć to, że jesteśmy:
* w NIM doskonali (Kol 2:10) * z Nim posadzeni razem (Ef 2:6), * z Nim jedno w duchu (IKor 6:17), * obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni (1Kor 6:11), * uwielbieni (Rzym 8:30).
Taki musi być początkowy punkt dla uczniostwa każdego wierzącego. To dzieło jest W NIM doskonałe i skończone. Pozostaje odnawianie umysłu na te prawdy na sposób wyrażenia tych prawd naszym życiem. Nie ma tutaj „postępującej pracy”, lecz raczej „postęp skończonego działa”.
Twierdzić, że Bóg nas sprawdza to malować obraz schizofrenicznego Boga. Z jednej strony pragnie On, abyśmy żyli obfitym życiem, pełnią łaski, z dostępem do wszystkich obietnic Bożych, abyśmy uniknęli zepsucia tego świata, równocześnie „pozwala” bądź zsyła na nas choroby, tragedie czy cokolwiek, aby sprawdzić to, co już jest skończone i doskonałe. To nie ma sensu.
W przypowieści o dwóch mężach budujących dwa domy, na dwóch fundamentach, to nie Bóg zesłał tą burzę. On posłał Słowo i wykonawca Słowa został zachowany. Zbyt wielu chrześcijan sądzi, że burze pochodzą od Boga. Tak nie jest. Słowo i Duch są od Boga.
Większość chrześcijan dąży do tego, co Bóg już dał. Ci, którzy rozumieją istotę nowego stworzenia mogą odpocząć w skończonym dziele i żyć swoim życiem z miejsca zwycięstwa. Sposób przejawiania się Jezusa przez nas wzrasta i będzie dojrzewał, lecz my nie pracujemy nad tym, aby duchowo wzrastać. Nie jesteśmy jakimiś małymi Hiobami, ignorantami i ludźmi pozbawionym przymierza. Zostaliśmy pobłogosławieni wszelkim błogosławieństwem!
„Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który nas ubłogosławił w Chrystusie wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios” (Ef 1:3).